Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Czy wolno mi się zgodzić na rozwód?
Autor Wiadomość
balwanek1
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-11, 11:37   

twardy napisał/a:
Cytat:
Takie sa fakty i taka prawda


I tak należy rozumieć to zdanie w Sycharze.

Twardy....twardy...
a wiesz co co propaganda sukcesu???....
właśnie szkoda że brak tego znaczącego wyrazu możliwe.....
bo dla tych w emocji,skołatanych,znerwicowanych,załamanych,zdradzonych,porzuconych.......
czytane jest jednynie KAŻDE....wielka nadzieja
a potem zderzenie z rzeczywistością i co innego

błąd???
czy
zamierzony błąd??
 
 
twardy
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-11, 12:30   

balwanek1 napisał/a:
błąd???
czy
zamierzony błąd??


I kolejna Twoja manipulacja.
Pokazałeś wyłącznie dwie możliwości: "błąd" lub "zamierzony błąd".
Narzucasz więc czytającemu, że nie ma innej opcji jak tylko taka, że jest to błąd.

A to nie jest żaden błąd. To jest stwierdzenie prawdy, a że Ty wolałbyś, aby to było napisane tak jak Ty chciałbyś to Twoja sprawa.
 
 
anuszka2011
[Usunięty]

Wysłany: 2016-06-11, 12:30   

pachura napisał/a:
Co przez to rozumiesz?


Ja to rozumiem w ten sposób, że jeśli małżonkowie przejawiają choć odrobinę woli naprawy i ratowania małżeństwa to Bóg przez wzgląd na sakrament małżeństwa, którym ich połączył pomoże takim małżonkom. Najlepiej to dla mnie pokazuje przykład pewnej kobiety, której świadectwo usłyszałam jakiś czas temu. Mianowicie jej małżeństwo od kilku lat przechodziło bardzo poważny kryzys. Było tak źle, ze nie potrafili przebywać w jednym pokoju z mężem, bo skakali sobie do gardeł, nie potrafili ze sobą rozmawiać lecz wrzeszczeli na siebie. Rozwód wydawał się nieunikniony. I w końcu, kiedy ona poczuła się całkowicie bezradna w tej sytuacji nawróciła się do Boga. Minął jakiś czas, wydawało się że nic się już nie zmieni, aż tu przyszły Walentynki, a w jej kościele parafialnym odbywał się Wieczór Uwielbienia dla małżonków. I ona na ten wieczór zaprosiła swojego męża. Mąż niby się zgodził dla świętego spokoju, ale w ten dzień doszło między nimi do nieporozumienia i ostatecznie udała się do kościoła sama. Zdziwiła się bardzo kiedy wychodząc z kościoła po zakończonym nabożeństwie zobaczyła swojego męża, który powiedział jej, że poczuł w sercu ogromne pragnienie aby jednak uczestniczyć w Wieczorze Uwielbienia. I od tamtego czasu zaczęło się jego nawrócenie. Całą noc spędzili na adoracji Najświętszego Sakramentu, a Bóg zaczął przemieniać ich serca, tak że wybaczyli sobie nawzajem ciężkie winy i poczuli się w sobie zakochani na nowo.
I to jest właśnie przykład, że Bóg może zdziałać cuda w sercach małżonków jeśli oni tylko mu na to pozwolą i okażą choć odrobinę woli ratowania małżeństwa. Bo sakrament małżeństwa ma moc.
 
 
anuszka2011
[Usunięty]

Wysłany: 2016-08-06, 12:00   

Witajcie,

Dawno tu nic nie pisałam. Pomyślałam sobie, że dam znać co u mnie. Niestety nic dobrego. Małżeństwo z każdym dniem nieuchronnie zmierza ku rozpadowi. Jakieś dwa tygodnie temu dostałam od męża projekt pozwu o rozwód, który samodzielnie sporządził. Przykro było czytać. Same kłamstwa, m.in., że nic nas nie łączyło, mieliśmy znajomych wywodzących się
z obcych sobie środowisk, w tygodniu każde z nas spędzało czas na swoich zainteresowaniach, a w weekend podczas prób wspólnego spędzania czasu nie mogliśmy się porozumieć. Bzdury kompletne.

Wszelkie próby ratowania małżeństwa z mojej strony nie odniosły żadnego rezultatu. Próbowałam nakłonić męża na terapię małżeńską lub na wspólny wyjazd np. na rekolekcje dla małżeństw. W odpowiedzi usłyszałam od niego, że on z tych wszystkich rozwiązań wybiera rozwód.

Ze swojej strony zrobiłam chyba wszystko co byłam w stanie, ale i tak ostatnio usłyszałam od teściowej, że nie zrobiłam nic i że widocznie nie zależy mi na ratowaniu małżeństwa. Do mojej teściowej nie dociera, że jej syn nie przejawia nawet najmniejszej woli naprawy małżeństwa. Jej zdaniem kobieta może wszystko, nawet jak mężczyzna nie chce. Cóż, widocznie nie jestem kobietą.

Od jakichś dwóch miesięcy poważnie myślę o unieważnieniu. Przesłanki ku temu są. Powiedziałam o tym zamiarze mężowi. Przyznam, że gdzieś tam głęboko w sercu miałam taką nadzieję, że się wówczas opamięta. Cóż, myliłam się. Męża nie interesowało nic więcej poza tym, jak rozwiążemy kwestię wspólnego mieszkania - kto je zatrzymuje, kto kogo spłaca. Osiągnęłam tylko to, że teraz przy każdej okazji muszę odpowiadać na męża pytania, czy już napisałam skargę, kiedy ją składam i czy dam mu do przeczytania.

Czy jest osoba trzecia? Nie wiem, nie przyłapałam męża na gorącym uczynku. Było wiele sygnałów, które mogłyby o tym świadczyć, ale mężowi ostatecznie zawsze udało się to sensownie wytłumaczyć. On zapiera się, że nikogo nie ma, że poważnie myśli o byciu singlem, ponieważ po tym co ze mną przeżył nie wierzy już w związki. W każdym bądź razie, jak twierdzi, na pewno na chwilę obecną nie szuka nikogo bo chce odpocząć od związków i mieć czas dla siebie. Brzmi to tak, jakbym go zdradzała, oszukiwała, maltretowała, ciemiężyła i wszystko co najgorsze. Nic podobnego miejsca nie miało. Do idealnej żony dużo mi brakowało - wiem. Bywałam nieznośna, czepiałam się o drobiazgi, krytykowałam, wytykałam błędy, krzyczałam, marudziłam, ale poza tym byłam wierną, uczciwą i oddaną żoną. Jednak jak się okazało - to za mało.

Z resztą, nie wiem w co mam wierzyć. Bo jak wierzyć człowiekowi, który przyznał się że od trzech lat grał, udawał kochającego męża, mówił to co ja chciałam usłyszeć, aby mi się "przymilić".

Ostatnio nawet zaczęłam się zastanawiać czy mój mąż jest normalny. Przyznał mi się, że podpisał w telefonie kolegę, z którym często koresponduje, imieniem pewnej kobiety abym, widząc nadawcę sms-ów, myślała sobie, że coś go z tą kobietą łączy, abym go znienawidziła i nie chciała wrócić do niego. Kto normalny tak robi? Chyba, że to kolejne kłamstwo, aby jednak przekonać mnie, że nie ma żadnej kobiety. Treści sms-ów nie widziałam, więc nie wiem czy to faktycznie pisał kolega czy "koleżanka". W końcu jak w cokolwiek wierzyć komuś, kto tyle czasu grał, kłamał?

Podsumowując, mąż stanowczo mówi, że dla niego nasze małżeństwo jest skończone, że nie ma ono racji bytu, że nie umieliśmy stworzyć domu :shock: . Jego zdaniem czas zacząć nowe, lepsze życie, czas zacząć pisać nowy rozdział. Życzy mi z całego serca - jak twierdzi - abym sobie znalazła idealnego mężczyznę itp.

Jak tego słucham, to nadal trudno mi w to uwierzyć. Jeszcze dziewięć miesięcy byliśmy kochającym się małżeństwem, ze wspólnymi planami na przyszłość. Jeszcze wtedy słyszałam od męża, że jestem dla niego jedyna itp., a chwilę później taka zmiana.
Może to wszystko faktycznie była gra z jego strony. Jeśli tak, to należy mu się Oskar! Nabrał nie tylko mnie ale i wszystkich wokół - nasza rodzinę, znajomych, wszystkich, którzy mieli z nami styczność.
 
 
Dorota 6
[Usunięty]

Wysłany: 2016-08-06, 16:21   

anuszka2011,
bardzo Ci współczuję tej sytuacji, ode mnie też odszedł mąż, ale na razie nic nie mówi o rozwodzie.
Chciałam Ci coś powiedzieć, czuję, że za zachowaniem Twojego męża stoi osoba trzecia. Takie jest moje odczucie, obym się myliła. Nikt nie chce być sam, mężczyzna nie odchodzi w próżnie, zawsze się za tym coś kryje. To co mówi Twój mąż do Ciebie, jak Ci sugeruje, abyś sobie kogoś znalazła, jest typowe, dla kogoś, kto już jest zainteresowany kimś innym, kto być może już zdradza. Poczekaj na rozwój wypadków, może coś się wyjaśni. Męża nie zmusisz do zmiany swojej decyzji, na razie. Sama widzisz, że Twoje staranie nic nie pomogło, zostaw go, zajmij się tylko sobą.
Anuszko, rozumiem, że rozwodu nie chcesz, tego się trzymaj, niczego mężowi nie ułatwiaj. Przytul się do Jezusa :-D
 
 
anuszka2011
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-14, 11:22   

Regularnie zaglądam na forum, czytam nowe wątki szukając sytuacji podobnej do mojej, bo nie mam już pomysłu co robić.

Pracować nad sobą, zająć się sobą - to robię cały czas z lepszym lub gorszym rezultatem. Ostatnio koleżanka powiedziała mi, że bardzo się zmieniłam przez ten ostatni czas i zrobiłam duży przeskok między tym co było pół roku temu a co jest teraz. Osobom z zewnątrz chyba łatwiej to zauważyć.
Ogólnie to potrafię sobie zorganizować sama czas, wyjść z domu i nie wyglądać jak siedem nieszczęść :-)

Tylko co z małżeństwem? Czy faktycznie nadal nie robić nic?

Jakiś czas temu pojawił się w mojej głowie pomysł wystąpienia ze skargą o unieważnienie małżeństwa. Skargę napisałam, ale nie złożyłam jej. Chyba jakoś nie umiem sobie wyobrazić tego, że nasze małżeństwo mogłoby zostać unieważnione tak jakbyśmy nigdy mężem i żoną nie byli.

Sytuacja obecnie wygląda tak, że mąż częściej nocuje w domu. Ale jak wraca do domu to od razu idzie prosto do swojego pokoju, zamyka drzwi i siedzi przy komputerze przy zgaszonym świetle. I tak cały wieczór. Dopóki ja krążę po mieszkaniu to raczej nie wychodzi ze swojego pokoju, chyba że do toalety. Dopiero koło północy słyszę jak wychodzi, wtedy dopiero je kolację, wykonuje wieczorną toaletę i kładzie się spać.
Rano się spotykamy, ale raczej nie odzywamy się do siebie. Wychodzimy o tej samej godzinie do pracy. Mąż wsiada w samochód, a ja idę na przystanek autobusowy mimo, że jedziemy w tym samym kierunku. Samochód jest wspólny choć mój mąż przypisał sobie do niego wszelkie prawa.

Sytuacja jest co najmniej dziwna. Trochę się już do tego wszystkiego przyzwyczaiłam, ale czasami jak się nad tym zatrzymam, to myślę sobie że to jest chore. Tylko jak to zmienić?

Wcześniej próbowałam z mężem rozmawiać tak po prostu na neutralne tematy. Szłam do niego do pokoju i opowiadałam jakąś anegdotkę z pracy, pytałam jak mu minął dzień itp., ale to u niego budziło złość. Nie odrywał wzroku od ekranu komputera, coś odburknął, albo w ogóle nie odpowiedział nic, a czasami po prostu mówił, że mu przeszkadzam i żebym wyszła i zamknęła drzwi.

Raz się zdarzyło, że był bardziej skory do rozmowy więc zapytałam delikatnie czy nie zgodziłby się, abym zapisała nas na spotkania małżeńskie, które będą się niedługo w naszym mieście odbywały. Żeby go nie przestraszyć zaznaczyłam od razu, że do niczego go to nie zobowiązuje, a jak faktycznie nic się nie zmieni po tych rekolekcjach to będziemy przynajmniej mieli pewność że zrobiliśmy co się dało, a mimo to i tak nie wyszło. Najpierw zaczął się wykręcać brakiem czasu, ale kiedy zbijałam jego kolejne argumenty powiedział, że dla niego to już nie jest małżeństwo, że on mnie już nie kocha, że życie jest za krótkie aby podejmować złe decyzje itd.

Wobec tego przestałam się narzucać, odsunęłam się i postanowiłam, że nic nie będę robić, a jedynie modlić się za niego i za nasze małżeństwo, ale widzę jak z dnia na dzień stajemy się sobie coraz bardziej obcymi ludźmi i rośnie między nami dystans.

Nie wiem co robić, bo z jednej strony mam świadomość tego, że nie mam wpływu na męża, a z drugiej strony mam wyrzuty sumienia bo wydaje mi się, że bezczynnie patrzę jak moje małżeństwo umiera.
 
 
IS7
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-14, 11:29   

anuszka2011 napisał/a:
Podsumowując, mąż stanowczo mówi, że dla niego nasze małżeństwo jest skończone, że nie ma ono racji bytu, że nie umieliśmy stworzyć domu :shock: . Jego zdaniem czas zacząć nowe, lepsze życie, czas zacząć pisać nowy rozdział. Życzy mi z całego serca - jak twierdzi - abym sobie znalazła idealnego mężczyznę itp.


... gdzie ja to już słyszałem?
A od mojej żony słowo w słowo. Wtedy już była zakochana w koledze z pracy.
Nie wierz mu, on kłamie, Ma inną na 100%. Wybacz szczerość ale ja też żyłem jakiś czas w kłamstwie. Te teksty są po to, żeby zagłuszyć sumienie tego który opuszcza.
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-14, 11:34   

anuszka2011 napisał/a:
wystąpienia ze skargą o unieważnienie małżeństwa


Sakramentu małżeństwa się nie unieważnia. Bada się tylko, czy był on ważny od początku. Jeżeli nie był, to następuje stwierdzenie jego nieważności.
Niby drobna różnica słowna, ale merytorycznie ogromna. To tak gwoli wyjaśnienia. :-P
 
 
anuszka2011
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-14, 11:45   

IS7 napisał/a:
Nie wierz mu, on kłamie, Ma inną na 100%. Wybacz szczerość ale ja też żyłem jakiś czas w kłamstwie. Te teksty są po to, żeby zagłuszyć sumienie tego który opuszcza.


Być może tak jest choć on zapiera się, że dopóki nie będziemy mieli rozwodu z nikim się nie zwiąże.

Z drugiej strony od marca br. zapowiada złożenie pozwu i do tej pory tego nie zrobił. Najpierw przez cztery miesiące pisał i pisał i napisać nie mógł. W lipcu skończył pisać i wysłał mi efekty swojej pracy. Odgrażał się za w najbliższych dniach złoży - nie zrobił tego jednak. Teraz mówi, że jak będzie miał dzień wolny to pojedzie złożyć pozew. Dzień wolny miał od tamtego czasu już nie raz, a poza tym pozew może przecież wysłać pocztą, a opłatę sądową zrobić przelewem. Zastanawia mnie więc o co tu chodzi.

Nie zrozumcie mnie źle- ja nie chce rozwodu, tylko nie wiem co o tym myśleć. Z jednej strony jest tak zdecydowany na rozwód i nie chce podjąć żadnej próby odbudowy małżeństwa, odsuwa się ode mnie, a z drugiej strony nie składa pozwu.

To straszne, ale wyczuwam w tym coś podejrzanego.
 
 
anuszka2011
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-14, 13:31   

Jacek-sychar napisał/a:
akramentu małżeństwa się nie unieważnia. Bada się tylko, czy był on ważny od początku. Jeżeli nie był, to następuje stwierdzenie jego nieważności.
Niby drobna różnica słowna, ale merytorycznie ogromna. To tak gwoli wyjaśnienia.


Dziękuję Jacku za wyjaśnienie. Oczywiście masz rację.
W tej sytuacji jednak chyba nie chodzi o czepianie się słówek. Myślę, że każdy zrozumiał co miałam na myśli.

Pisze tu bo liczę na wsparcie od Was, może na jakaś radę, a nie po to aby wytykano mi błędy merytoryczne. Oczywiście nie obrażam się o to i dziękuję, że poprawiłeś mój błąd, jednak myślę, że nie o to na tym forum chodzi. Ale mam wrażenie jakby z całego mojego postu istotne było jedynie to, ze popełniłam błąd merytoryczny.
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-14, 18:57   

Anuszka

Miłość potrzebuje stanowczości.
To jest tytuł książki, którą chciałbym Ci polecić (jeżeli jej jeszcze nie znasz), ale również kierunek Twojego postępowania.
Po co Twój mąż miałby się zmienić? Przecież jemu dobrze tak, jak jest. Mężczyzna jest zafiksowany funkcjonalnie, czyli tylko jakieś okoliczności zewnętrzne muszą go zmusić do zmiany jego postępowania. Jak takich impulsów zewnętrznych nie ma, to nie ma on motywacji do zmiany swojego zachowania.

anuszka2011 napisał/a:
Mąż wsiada w samochód, a ja idę na przystanek autobusowy mimo, że jedziemy w tym samym kierunku. Samochód jest wspólny choć mój mąż przypisał sobie do niego wszelkie prawa.

Czemu nie zacząć od tego?
Masz prawo jazdy? To ustal dni, w których Ty korzystasz z samochodu, a w jakich on. Gdyby nawet w Twoje dni ten samochód miał stać pod domem, to on nie ma prawa z niego korzystać. Oczywiście takie postawienie granic (jak na ostrzu noża), może skutkować albo całkowity odejściem, albo zmianą jego postępowania. Tylko czy Ty masz się obawiać odejścia męża? Przecież on już dawno odszedł od Ciebie. Oczywiście odszedł mentalnie. Co go trzyma? Chyba tylko wyrko.
No, chyba że mu pierzesz, prasujesz i gotujesz. Gdzie będzie miał tak dobrze?

To jest moja męska brutalna opinia.
 
 
anuszka2011
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-14, 20:10   

Jacek-sychar napisał/a:


No, chyba że mu pierzesz, prasujesz i gotujesz. Gdzie będzie miał tak dobrze?


Nie piorę i nie prasuję mężowi. Gotuję dla siebie, ale zawsze więcej, tak, że zostaje i wcześniej mówiłam mężowi, że jeśli chce to żeby sobie wziął. Czasami brał i jadł, potem zaczął odmawiać i teraz w ogóle się nie częstuje, nawet jak upiekę coś słodkiego choć jest strasznym łasuchem. Nie namawiam go więc, ani już nie proponuje.

Nigdy z resztą nie byłam taką żoną, która podawała mężowi wszystko na tacy. Oboje pracujemy, ja czasami muszę zostać dłużej w pracy, czasami zabrać prace do domu, więc obowiązywała taka zasada, że kto wcześniej wróci do domu z pracy i kto ma czas, ten gotuje. Faktem jest, że ostatnimi czasy częściej to robił mąż, bo ja jeszcze dalej się uczę, więc jak nie przynosiłam pracy do domu, to znowuż musiałam się do egzaminów uczyć. Zawsze mówił, że on to rozumie, żebym się nie przejmowała, że przecież niedługo skończę edukację, znajdę inna pracę i będzie inaczej.
To też nie było tak, że ja zupełnie nic nie robiłam w domu, bo kiedy w pracy było więcej luzu i nie musiałam się do egzaminów uczyć to ja gotowałam i wtedy starałam się, żeby te posiłki były takie bardziej wyszukane. Mąż z reszta nigdy nie uważał takiego modelu rodziny, gdzie to tylko żona "stoi przy garach". Wielokrotnie powtarzał, że u nas tak nie będzie, że my będziemy się dzielić obowiązkami domowymi.

Ogólnie wydawało się, ze mojemu mężowi wszystko pasuje. Teraz natomiast okazuję się, że wszystko było źle, twierdzi, że czuł się w domu jak służący i niewolnik.

Co do stawiania granic, to ciężka sprawa, ponieważ mąż obecnie zupełnie nie liczy się z moim zdaniem. Wcześniej było tak, że zawsze przekazywał mi inicjatywę w podejmowaniu decyzji mówiąc: "ty tu rządzisz żabka", "jak ty chcesz żabka", "ty decyduj żabka". Zaznaczam, że mój mąż to nie żadne "ciepłe kluchy", ale tak u nas po prostu w małżeństwie było, że on chciał żebym była zadowolona, a że nie mam łatwego charakteru to wolał pewnie ustąpić i mieć spokój. Ja niestety przyznaję, że przyzwyczaiłam się do tego i niejednokrotnie wykorzystywałam to, aby przeforsować swoje zdanie. Teraz mąż mi pokazuje, że moje zdanie i moje "chcenie" lub "niechcenie" nic dla niego nie znaczy.

Jeśli o samochód chodzi, to już próbowałam ustalić z mężem, że czasami to ja będę nim jechać do pracy, bo mam dalej. Na to powiedział, że to jego samochód, bo został kupiony z pieniędzy odłożonych w większości z jego dodatkowych składników wynagrodzenia, takich jak tzw. trzynastka i tzw. wczasy pod gruszą.
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-14, 20:40   

anuszka2011 napisał/a:
Na to powiedział, że to jego samochód, bo został kupiony z pieniędzy odłożonych w większości z jego dodatkowych składników wynagrodzenia, takich jak tzw. trzynastka i tzw. wczasy pod gruszą.

Nawet takie składniki wynagrodzenia nie są własnością jednego z małżonków, tylko są majątkiem wspólnym z chwilą ich pobrania lub wpłynięcia na konto.
 
 
anuszka2011
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-14, 20:59   

Jacek-sychar napisał/a:
Nawet takie składniki wynagrodzenia nie są własnością jednego z małżonków, tylko są majątkiem wspólnym z chwilą ich pobrania lub wpłynięcia na konto.


Ja to wiem i mój mąż również to wie. Dla niego jednak nie ma najmniejszego znaczenia to, jak te kwestie są uregulowane zgodnie z prawem. Według niego tak jest słusznie i już. Szkoda, że nie działa to w drugą stronę. On bez skrępowania korzysta z pralki i lodówki, które kupili moi rodzice, gdy przeprowadzaliśmy się do własnego mieszkania. W końcu można by to uznać za darowiznę na moją rzecz, która stanowi mój majątek osobisty. No ale przecież nie zabronię mu korzystania z pralki i lodówki.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 4