Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Wracamy do puntu wyjścia
Autor Wiadomość
sanolia
[Usunięty]

Wysłany: 2016-04-24, 14:42   Wracamy do puntu wyjścia

Witam.
Z pomocy Sycharu korzystam od 2014 roku, choć ostatnie dwa lata tylko jako obserwator.
Postanowiłam dziś poradzić się Was w pewnej kwestii dotyczącej mojego małżeństwa.
Tak po krótce...
Mój mąż odszedł do innej kobiety dwa lata temu, po pół roku wrócił, taki był mój cel i o to się modliłam. Warunkiem było niewracanie do tematu zdrady i odejścia, zamknięcie tego etapu. Po jego powrocie wszystko zaczęło się układać, mąż bardzo się starał, ja się starałam, było bardzo dobrze. Jednak z czasem znów pojawiła się rutyna i ciągotki mojego męża do rozrywek. Dodam, że mąż jest człowiekiem towarzyskim, lubiącym spotkania, imprezy, zabawę. Ja jestem domatorką, spokojną, rozważną. Jesteśmy po ślubie prawie 20 lat i tak naprawdę te odmienne zainteresowania zawsze stanowiły problem.
Mąż jest kierowcą i do domu przyjeżdża raz na półtora -dwa tygodnie, nigdy nie wie,kiedy wyjedzie, kiedy wróci, ciągle pod telefonem. Bardzo rzadko spędza weekendy w domu, może raz na dwa-trzy miesiące. Ja pracuję i kiedy mąż ma wolne w tygodniu, a ja jestem w pracy, to wiadomo, co to za bycie ze sobą.
I tu pojawia się problem. Kiedy mąż jest w domu, szuka okazji do rozrywek w postaci spotkań ze znajomymi, piwko, grill, kawka. Ja wolałabym spędzić ten czas razem, rodzinnie, z dziećmi. Nawet jak wychodzimy razem, to po kilku godzinach, ja chcę wracać do domu, a mąż na to "do widzenia" i ja mam sobie iść, a on dusza towarzystwa. Ostatnio przy mnie umówił się z żoną kolegi na ryby, bo koledze się nie chciało, a ona obiecała ich dziecku. Kolega miał spokój, a ja pół niedzieli spędziłam sama z dziećmi. A on zdziwiony, że mi się to nie podobało.
Mąż zachowuje się jak kawaler, uważa, że po tylu dniach poza domem należy mu się rozrywka. I ja tego nie neguję, ale wszystko ma swoje granice. Nie chcę żeby jego powroty ograniczały się do zrobienia zakupów, naprawienia czegoś( po setce przypomnień) i spędzania czasu z towarzystwem. Mam ograniczone zaufanie do niego i boję się, że jak będę mu pozwalać na to, to skończy się jak poprzednio, za bardzo się zabawi. Z kolei jak nie pozwalam, to on się obraża, podśmiewa się ze mnie, że jestem moher, PISior, że jestem już stara, nie mam poczucia humoru, nie umiem się bawić, jestem odludkiem.
Nie wiem, jak postępować, bo rozmowy do niczego nie prowadzą, on ma swoje racje i moje uwagi to dla niego przesada i czepianie się, czy szukanie dziury w całym.
Ulegnięcie mu nie podoba mi się, jak go mam w weekend raz na kilka tygodni, to chcę żeby spędził ten czas ze mną i dziećmi, a nie w sobotę balowanie, a w niedzielę leczenie kaca i spanie.
A zakazy w przypadku dorosłego faceta to śmieszne, i tak zrobi jak chce.
Macie jakieś rozwiązanie tego problemu ? A może to nie problem i ja się rzeczywiście czepiam... :-/
Pozdrawiam.
 
 
zenia1780
[Usunięty]

Wysłany: 2016-04-25, 09:44   

Witaj sanolia, ponownie. Szkoda, ze w takich okolicznościach.
Przeczytałam Twój poprzedni wątek, aby móc się wypowiedzieć w tym. Zakończyłaś go takim postem

sanolia napisał/a:
Dawno tu nie zaglądałam. :) Wiele nowych osób, problemów...
Ja chcę tylko napisać, że mi się udało. Mój mąż wrócił w sierpniu do domu. Jesteśmy razem. Nie jest mi łatwo, ale pracuję nad sobą. Skoro powiedziałam A, muszę powiedzieć i B. Wierzę, że skoro Pan Bóg dał nam szansę, pomoże też wszystko poukładać. Pięć miesięcy walki o męża, jego powrót, walka kochanki próbującej się mścić przez wysyłanie mi ich wspólnych intymnych zdjęć i pisaniu do mnie... Póki co mamy to za sobą. Ale walka o przyszłość trwa nadal i pewnie trwać będzie już zawsze... :)
Pozdrawiam wszystkich. Nowa ja, żyjąca innymi wartościami, pewna nadziei, ze będzie dobrze.
Z Bogiem :)


Cały Twój poprzedni wątek przepełniony był modlitwą o powrót męża. Wiele modlitwy, pielgrzymek. I to bardzo piękne. Piękne i cudowne, ze Bóg wysłuchał Twoich modlitw. Jednak ja teraz, na ten moment chciałabym zapytać Cie konkretnie o to:

sanolia napisał/a:

Nie jest mi łatwo, ale pracuję nad sobą.


Na czym ta praca polega/ła i czego dotyczy/ła?

Napisałaś

sanolia napisał/a:
Mój mąż odszedł do innej kobiety dwa lata temu, po pół roku wrócił, taki był mój cel i o to się modliłam. Warunkiem było niewracanie do tematu zdrady i odejścia, zamknięcie tego etapu.


Czyli ta kwestia nijak nie została wyjaśniona?
A czy Ty ją w sobie jakoś przepracowałaś? Jeśli tak to jak?
Czy doszłaś w tym do tego dlaczego maż odszedł? Czy coś zobaczyłaś, zrozumiałaś? Czy Twoja zgoda na powrót męża była w pełni świadoma i wynikała z Twojej wolności?
Bóg wysłuchał Twoich modlitw, jednak czy Ty byłaś w pełni gotowa na jego powrót? Czy byłaś już na tyle silną i świadomą siebie, swojej wartości, piękna i siły kobieta aby przyjąć męża? A jeśli nawet taka osoba nie byłaś w chwili tego przyjęcia, to czy w tym czasie nad tym pracowałaś?
 
 
zenia1780
[Usunięty]

Wysłany: 2016-04-25, 09:50   

A co z Twoją depresją?
Przeszłaś jakąś terapię?
 
 
tiliana
[Usunięty]

Wysłany: 2016-04-25, 09:51   

Ja mam taką krótką i prostą propozycję i sugestię: Spróbujcie porozmawiać o swoich nawzajem potrzebach. Bez wartościowania (potrzeby nie podlegają ocenie moralnej ani żadnej innej!) i z zachowaniem pewnej równowagi między czasem poświęconym potrzebom twoim i męża.

Może jak wyjdziecie od tego, to uda się wam wypracować kompromis.

I jeszcze mała podpowiedź - może o twoje potrzeby związane z uwagą, obecnością męża, bliskością, czasem poświęconym tobie, da się choć trochę bardziej zadbać, jak mąż jest poza domem? Spróbuj znaleźć ostanie Biuro Myśli Znalezionych w radiowej trójce, ze słynnym kajakarzem - mówił między innymi o tym, jak radzi sobie jego żona z rozstaniami... Jak on próbuje jej pomóc sobie z tym poradzić. Gość ma 70 lat, warto posłuchać ;)
 
 
sanolia
[Usunięty]

Wysłany: 2016-04-25, 20:10   

Witam :)
Zeniu,
Witaj sanolia, ponownie. Szkoda, ze w takich okolicznościach.

Ale coraz lepsze te okoliczności, dwa lata temu był dramat, teraz mogę nazwać dramacikiem :-D

Cały Twój poprzedni wątek przepełniony był modlitwą o powrót męża. Wiele modlitwy, pielgrzymek. I to bardzo piękne. Piękne i cudowne, ze Bóg wysłuchał Twoich modlitw. Jednak ja teraz, na ten moment chciałabym zapytać Cie konkretnie o to:

To prawda, modlitwa stała się moim życiem, albo odwrotnie i nadal stanowi ogromną część i ma dla mnie ogromne znaczenie.

Nie jest mi łatwo, ale pracuję nad sobą.
Na czym ta praca polega/ła i czego dotyczy/ła?


Musiałam nauczyć się, że na wiele spraw tak ja, jak i mąż nie mamy wpływu. Nie mam prawa wymagać od niego czegoś, z czym sama sobie nie radzę i nie radzi sobie wielu specjalistów. Nasz problem dotyczył między innymi naszego syna, który sprawia ogromne problemy wychowawcze. Z racji specyfiki pracy męża,ja musiałam sie z tym zmagać sama, a do niego miałam wieczne pretensje, że się tym nie interesuje i mnie nie wspiera. jesteśmy z mężem bardzo różni i mamy inne potrzeby pod każdym względem. Ja miałam ciągle pretensje, byłam wiecznie zmęczona, niezadowolona, w depresji. Intymność między nami zanikła, bo ja nie odczuwałam takiej potrzeby. Wracałam do domu, kładłam się i oglądałam telewizję, albo katowałam laptopa. Największym problemem odejścia męża był seks- on chciał, ja go odpychałam. Brak Boga w naszym życiu też wydał owoce. Także moja praca rozpoczęła się od naprawienia relacji z Bogiem, potem od wyleczenia depresji. Staram się rozmawiać z mężem, interesować jego pracą.

Czyli ta kwestia nijak nie została wyjaśniona?
A czy Ty ją w sobie jakoś przepracowałaś? Jeśli tak to jak?
Czy doszłaś w tym do tego dlaczego maż odszedł? Czy coś zobaczyłaś, zrozumiałaś? Czy Twoja zgoda na powrót męża była w pełni świadoma i wynikała z Twojej wolności?
Bóg wysłuchał Twoich modlitw, jednak czy Ty byłaś w pełni gotowa na jego powrót? Czy byłaś już na tyle silną i świadomą siebie, swojej wartości, piękna i siły kobieta aby przyjąć męża? A jeśli nawet taka osoba nie byłaś w chwili tego przyjęcia, to czy w tym czasie nad tym pracowałaś?


Nie została, bo mąż nie chciał do tego wracać, a ja postanowiłam to odciąć grubą kreską. Postanowiłam, ale nie udaje mi się to. Zdarza mi się wypomnieć mężowi tę sytuację. A on milczy w tej sprawie jak grób. W ogóle nie wiem nic na temat tamtej znajomości, poza informacją od tej kobiety, że to ona go pogoniła, bo za często mówił o naszych dzieciach.
Głównym powodem jego odejścia był na pewno seks. Choć mąż powiedział odchodząc, że między nami już się wypaliło, że on się zakochał, że chce być szczęśliwy, coś mieć od życia. Ona go kocha, ma potrzeby jak normalna kobieta.
Ja zrozumiałam, że mąż był płatnikiem rachunków, kierowcą, zakupowym. TYLKO. Nie czuł się mężem ani ojcem, bo nie czuł że do czegokolwiek innego jest nam potrzebny. Ale tak prowadził swoje życie. Trasa, powrót, zakupy, laptop, fotka.pl. FB, NK, oTOMOTO, piwko.

Zgoda na powrót męża była całkiem świadoma, dla mnie to był cud. Wybaczyłam, ale nie pogodziłam się i nie zapomniałam. Byłam silna i pewna siebie na tyle, że gdyby nie wrócił, to żyłam już innym życiem. Czekałam nie czekając, nie prosiłam, nie żebrałam. Kiedy zauważyłam cień szansy, złożyłam propozycję powrotu. Sama odstawiła leki antydepresyjne, bo uznałam, że to już czas. I dałam sobie radę. Lekarz zaakceptował moja decyzję i dziś radzę sobie bez leków.
Czy byłam gotowa na ten powrót? Tego już pewna nie jestem. Byłam silna i poukładana, zdana na Wolę Boga. Pierwsze kilka miesięcy po powrocie męża było cudowne. Wspólne spacery, czas z dziećmi, kino, kawa do łóżka, gotowanie przez męża, kiedy był w domu. Dopiero po kilku miesiącach zaczęliśmy wracać do punktu wyjścia. Jego ciągotki do spotkań z sąsiadem na piwo, ze znajomymi. Problem w tym, że mąż jak już zacznie od piwa, to musi skończyć na kilku. Na imprezie wychodzi ostatni. Jak mu zwracam uwagę, to mówi, że jestem sztywna i nie umiem się bawić. I to ciągłe pokazywanie mi coraz nowego samochodu, motoru, na które nas nie stać. pytam go, po co to ogląda, skoro nie mamy pieniędzy, a on na to, że on chce i już. Ja mam płacić połowę rachunków, ton sobie (SOBIE) ODŁOŻY i kupi. WSZYSCY koledzy mają motory, nowe samochody, a on ma żonę, która trwoni jego pieniądze. Tyle, że poprzedni samochód ja spłacałam, mimo, że nie mam prawa jazdy, a kredyt wzięłam ja na siebie i płaciła, kiedy on woził nim kochankę. Teraz też namawia mnie na kredyt, a ja nie chcę, Odkładam dużo z mojej pensji, żeby nas było stać na wakacje raz w roku i jakiś rodzinny samochód, a nie auto, które dwa tygodnie będzie stało na ulicy przed firmą męża i będzie paliło jak smok.

TILIANA,

Ja mam taką krótką i prostą propozycję i sugestię: Spróbujcie porozmawiać o swoich nawzajem potrzebach. Bez wartościowania (potrzeby nie podlegają ocenie moralnej ani żadnej innej!) i z zachowaniem pewnej równowagi między czasem poświęconym potrzebom twoim i męża.

Może jak wyjdziecie od tego, to uda się wam wypracować kompromis.

I jeszcze mała podpowiedź - może o twoje potrzeby związane z uwagą, obecnością męża, bliskością, czasem poświęconym tobie, da się choć trochę bardziej zadbać, jak mąż jest poza domem? Spróbuj znaleźć ostanie Biuro Myśli Znalezionych w radiowej trójce, ze słynnym kajakarzem - mówił między innymi o tym, jak radzi sobie jego żona z rozstaniami... Jak on próbuje jej pomóc sobie z tym poradzić. Gość ma 70 lat, warto posłuchać ;)


Mąż nie umie rozmawiać, kiedy ja tłumaczę, przedstawiam swoje racje, on ucina rozmowę i mówi, że już dość, już nic nie chce słyszeć.
Ja chciałabym spędzać z nim więcej czasu, nie tylko na zakupach, a on woli spotykac się z kolegami, bo ja nie jestem facetem i ze mną nie ma tematu :)

Kiedy mąż jest w trasie, ja też pracuję, wychodzę rano, wieczorem koło 18 jestem w domu. Pranie, sprzątanie, modlitwa. Syn z podejrzeniem autyzmu, uzależniony od dopalaczy, okradający nas. Nie mam siły ani ochoty na rozrywkę. Nie mam na to czasu. Spotykam się z koleżankami, kiedy męża nie ma, ale jak on jest, wolę ten czas spędzić z nim.
Może nie potrafię cieszyć się tak życiem, jak powinnam, ale mam jakiś uraz i boję się, że będzie jak dawniej, Od tego się zaczęło- chęć do rozrywki, lansowania się, popijania piwka, szukania okazji do zabawy i rozrywki. Dlatego chcę tego unikać.
nie umiem rozeznać, czy byłam gotowa na powrót męża, bo z pewnością oczekiwałam innego powrotu, przeprosin, innego zmienionego męża. A tu zonk. Albo robił dobre wrażenie żebym zaufała i pozwoliła wrócić, albo nie potrafimy tego naszego ogniska odpowiednio palić i dbac o nie.
Dlatego moja obecność fizyczna tutaj :)

Przepraszam, że tak dużo, ale chciałam wszystko wyjasnić.
 
 
tiliana
[Usunięty]

Wysłany: 2016-04-26, 14:56   

sanolia - nakreśliłaś całkiem sporo problemów. Zarówno swoich własnych, jak i wspólnych. Nad swoimi możesz zacząć pracować już, teraz, nawet bez męża. Może jakaś terapia indywidualna, żeby przywrócić sobie chęć do życia? Myślałaś o tym?

Mężowi warto by uświadomić, że już samo to, ze ty masz problem w małżeństwie, to jest wasz wspólny problem, nawet jeśli jemu jest wygodnie tak jak jest. Wymaga to pracy, wysiłku i pewnej dozy delikatności, a czasami z drugiej strony zupełnie - stanowczości... ale jest do zrobienia. Może warto rozejrzeć się za narzędziami komunikacyjnymi, które ci to umożliwią.
 
 
sanolia
[Usunięty]

Wysłany: 2016-04-26, 15:22   

Tiliana, byłam u terapeuty, ale mi powiedział, że mąż odszedł z miłości do mnie i syn bierze narkotyki tez z miłości do mnie. Więcej nie poszłam.
A o jakich narzędziach komunikacji mówisz?
 
 
zenia1780
[Usunięty]

Wysłany: 2016-04-27, 10:27   

sanolia, czy należysz do jakiegoś naszego ogniska?

sanolia, zadam Ci kilka intmnych raczej pytan. Nie oczekuje, ze na nie tutaj odpowiesz, jednak czy sama sobie na nie opowiedziałaś już i wiesz jak z tym jest u Ciebie i domyślasz się chociaż jak jest u męża (bo jak rozumiem, to rozmawiać o tym mąż nie chce)?

sanolia napisał/a:
Nasz problem dotyczył między innymi naszego syna, który sprawia ogromne problemy wychowawcze.


Czy to był/jest Twoim zdaniem wynikiem kryzysu i odejścia męża?

sanolia napisał/a:
Ja miałam ciągle pretensje, byłam wiecznie zmęczona, niezadowolona, w depresji.


Dlaczego?
sanolia napisał/a:
Intymność między nami zanikła, bo ja nie odczuwałam takiej potrzeby.


Dlaczego?

sanolia napisał/a:
Największym problemem odejścia męża był seks- on chciał, ja go odpychałam. Brak Boga w naszym życiu też wydał owoce. Także moja praca rozpoczęła się od naprawienia relacji z Bogiem, potem od wyleczenia depresji. Staram się rozmawiać z mężem, interesować jego pracą.


A czy po za zainteresowaniem praca męża kwestie intymne również rozwiązane zostały w sposób zadowalające OBIE strony?

sanolia napisał/a:
Nie została, bo mąż nie chciał do tego wracać, a ja postanowiłam to odciąć grubą kreską. Postanowiłam, ale nie udaje mi się to.


A czy masz tę sytuacje przemyślaną w sobie. Odnalazłaś powody jego odejścia? Zgadzasz się z nimi. Czy powiedziałaś mężowi o swoich odczuciach i problemach jakie w sobie nosisz w związku z niewyjaśnieniem tej sytuacji, o tym "że" i " jak" Cię to boli, czy jednak trzymasz to dla siebie?

sanolia napisał/a:
Czy byłam gotowa na ten powrót? Tego już pewna nie jestem. Byłam silna i poukładana, zdana na Wolę Boga.


To bardzo ważne,ze taka byłaś (nadal jesteś?) i że tak blisko Boga jesteś. Powiedz mi jednak kochana czy znasz swoją wartość w Bogu, czy wiesz jak Ciebie stworzył i do czego Cię przeznaczył (a Ty to przyjęłaś, bądź nie), jaką dał Ci siłę i jakie zdolności i umiejetności? Wiesz już to wszystko?
 
 
zenia1780
[Usunięty]

Wysłany: 2016-04-27, 12:42   

sanolia napisał/a:

Tiliana, byłam u terapeuty, ale mi powiedział, że mąż odszedł z miłości do mnie i syn bierze narkotyki tez z miłości do mnie. Więcej nie poszłam.


Myślałaś o 12 krokach?
 
 
tiliana
[Usunięty]

Wysłany: 2016-04-27, 13:17   

sanolia napisał/a:
Tiliana, byłam u terapeuty, ale mi powiedział, że mąż odszedł z miłości do mnie i syn bierze narkotyki tez z miłości do mnie. Więcej nie poszłam.
A o jakich narzędziach komunikacji mówisz?


Może warto poszukać innego terapeuty? Nie zawsze pierwszy do jakiego się pójdzie, pasuje akurat do ciebie, to bardzo indywidualna sprawa. Ale decyzja jest twoja. Ale na pewno masz sporo pracy nad sobą do wykonania, nie rezygnuj również z sięgania po pomoc zewnętrzną w tym.

A co do narzędzi komunikacji... no nie wiem, może list z wyjaśnieniem twoich uczuć by pomógł? Może łątwiej byłoby wam rozmawiać w obecności neutralnej osoby trzeciej pełniącej rolę "mediatora"? Możesz też wypróbować porozumienie bez przemocy na przykład....
 
 
sanolia
[Usunięty]

Wysłany: 2016-04-27, 18:39   

sporo mam do poukładania i przemyślenia.
Zeniu, czy jakieś filmy, rekolekcje, bądź książka pozwolą mi uzyskać odpowiedź na Twoje pytania?
12 kroków- myślałam o nich dwa lata temu. Niedawno powstało ognisko blisko mojej miejscowości. Zamierzam korzystać z tych spotkań.
Co do terapii, nie jestem gotowa, z racji problemów z synem, miałam okazję pracować z wieloma specjalistami i nic z tego nie wyszło. Dlatego na chwilę obecną mówię nie. Muszę sobie z tym sama poradzić, tylko muszę mieć wskazówki, pomoce do tego. Mam nadzieję, że tak też się uda.
 
 
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2016-04-27, 22:46   

sanolia napisał/a:
Mój mąż odszedł do innej kobiety dwa lata temu, po pół roku wrócił, taki był mój cel i o to się modliłam. Warunkiem było niewracanie do tematu zdrady i odejścia, zamknięcie tego etapu.

Czyj to był warunek żeby nie wracać do tematu zdrady i odejścia i dlaczego się on pojawił?
Jeśli to był warunek przez Ciebie postawiony, to jaki miałaś w tym cel?

Roztrząsanie bez końca jest bez sensu, ale zamykanie tematu wygląda na zamiatanie pod dywan z powodu niechęci do zmierzenia się z przyczynami kryzysu który finalnie zakończył się zdradą męża i jego odejściem.

sanolia napisał/a:
Zgoda na powrót męża była całkiem świadoma, dla mnie to był cud.
Wybaczyłam, ale nie pogodziłam się i nie zapomniałam.

Zapomnienie nie jest warunkiem wybaczenia ale już pogodzenie się jest jego podstawowym warunkiem.
NIe da się wybaczyć tego z czym się nie pogodziliśmy. Ale tak naprawdę szaleństwem jest niegodzenie się z tym co się stało i się nieodstanie. ;-)

sanolia napisał/a:
byłam u terapeuty, ale mi powiedział, że mąż odszedł z miłości do mnie i syn bierze narkotyki tez z miłości do mnie. Więcej nie poszłam.


Wybacz sanolia, ale nie sądzę by ktokolwiek zajmujący się zawodowo psychoterapią lub wykazujący zdrowy rozsądek choć na podstawowym poziomie, mógł sformułować podobne myśli.
Ile razy byłaś na tej terapii?
 
 
zenia1780
[Usunięty]

Wysłany: 2016-04-28, 11:49   

sanolia napisał/a:
Zeniu, czy jakieś filmy, rekolekcje, bądź książka pozwolą mi uzyskać odpowiedź na Twoje pytania?


konferencje o. A Szustaka te dostepne w interencie oraz przede wszystkim:

*PROJEKT JUDYTA. CZYM JEST SIŁA KOBIETY
*PROJEKT ESTERA. CZYM JEST PIĘKNO KOBIETY
*AKROBATYKA MAŁŻEŃSKA

książki:

*URZEKAJĄCA J&S Eldredge
*PIĘĆ JĘZYKÓW MIŁOŚCI G Chapman
*GRANICE W RELACJACH MAŁŻEŃSKICH Henry Cloud John Townsend

I wiele innych pozycji, jednak na ten moment nie chcę Cie nimi zasypywać. Te moim zdaniem są najważniejsze na początek ;-)
 
 
sanolia
[Usunięty]

Wysłany: 2016-04-28, 18:36   

kenia, nie wracanie do tematu zdrady i życia z inną kobietą to był warunek mojego męża. Ja chciałam to wyjaśnić, ale jeszcze bardziej chciałam powrotu męża i dlatego się zgodziłam.
Nie mam powodu, żeby wymyślać słowa pani psycholog. To było jedno spotkanie, pani usiadła na przeciw mnie i najpierw poinformowała mnie, że nie jest zwykłym psychologiem, bo ci zwykli to kończą tylko 4 lata studiów, a ona studiowała tyle, co lekarz i od lekarza różni ją tylko brak możliwości wystawiania recept. Potem wysłuchała mojej historii, nawet na moment nie spuściła ze mnie wzroku i uśmiechała się. Ja też mówiłam spokojnie i uznałam za stosowne odwzajemnić uśmiech, co skwitowała, że widzi, że się cieszę z całej sytuacji, bo się uśmiecham. Potem wyciągnęła tezę, że mąż i syn zrobili to, co zrobili z miłości do mnie, bo dzięki temu mam o co walczyć i wreszcie żyć, a nie wegetować z dnia na dzień. Dali mi powód do życia.Dodam jeszcze, że ta pani wypowiada się czasem w rozmowach w toku. Nie wymyśliłam sobie tego.
Po Twoich słowach, kenia, a także po słowach zeni, uświadamiam sobie, że wcale nie przerobiłam w sobie odejścia męża. Stłumiłam w sobie uczucia, żeby tylko wrócił. Wykorzystałam sytuację ze strachu, że będę sama. A może wierzyłam, że jestem w stanie wziąć to na klatę. I pewnie by tak było, gdyby mąż w jakiś sposób spróbował mi w tym pomóc, a nie wracać do dawnych przyzwyczajeń.
Nie wiem jeszcze, co zrobię, jak zacznę pracować. Pewne jest, że nie pójdę do żadnego psychologa.
Zeniu, dziękuję Ci za wiadomość i za polecenie książek i rekolekcji.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 5