Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Wątek buntowniczki
Autor Wiadomość
Dorota 6
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-25, 22:14   

Aha, to Ty tak kombinujesz, no nieładnie Jacku. :roll:
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-25, 22:18   

Przepraszam, ale zagarnęliśmy wątek Buntowniczki.
Może skończmy z tymi wycieczkami osobistymi.

Ja przepraszam autorkę wątku, ale też się zagalopowałem.
 
 
balwanek1
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-25, 22:18   

Jacek-sychar napisał/a:
Czekam nie czekając.

A jak można czekać nie czekając?
czy ktoś kiedyś zastanawiał się nad tym zwrotem?
albo się czeka...albo nie czeka....



sorry :mrgreen:
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-25, 22:26   

balwanek1 napisał/a:
A jak można czekać nie czekając?
czy ktoś kiedyś zastanawiał się nad tym zwrotem?
albo się czeka...albo nie czeka....


Balwanek
To nie jest miejsce na taką dyskusję. Wałkowaliśmy to już na forum wiele razy. Jak jeszcze Ci mało, załóż swój wątek.
 
 
Agata1980
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-26, 11:01   

Dziewczyny nie wydaje Wam się, że za bardzo popadacie w skrajności? Albo pyszne obiadki, głaskanie po głowie i zapewnianie o tym, że wybaczacie albo sprowadzenie kogoś do parteru tak żeby odniechciało mu się żyć???

Czy oczekiwanie od męża, że przemyśli swoje czyny i przeprosi to sprowadzanie go do parteru??? Czy Pan Bóg w sakramencie pokuty sprowadza nas do parteru?

Ja rozumiem, że przechodzicie etap obwiniania się, ale nie możecie dopuścić do tego, żeby przypisywać sobie winę za zdradę, chyba, że przez lata trzymałyście męża w emocjonalnym, fizycznym i intelektualnym celibacie...

Ja też pisząc o swojej sytuacji obwiniałam się. Uważałam, że to moja wina, bo podporządkowałąm sobie męża całkowicie, traktowałam jak dziecko dając zakazy, nakazy i przyzwolenia itp., w związku z czym on to co chciał robił za moimi plecami. Tu na forum do pionu postawiła mnie kenya za co jestem jej bardzo wdzięczna. Podobnie zrobiła pani psycholog na mojej terapii indywidualnej tłumacząc mi, że mój mąż dał mi przyzwolenie na wejście w taką rolę, że taki układ związku nie zawsze jest zły, bo czasem strony się na to godzą i czerpią z tego obopólne korzyści, że mąż jako dorosły mężczyzna mógł się "bronić" przed takim stanem rzeczy zamiast budować swój podziemny świat.

Jeśli jednak mimo wszystko czujecie się winne to może najlepszym wyjściem jest pójście do męża ze skruchą, wyznanie mu swoich win, przeproszenie, poinformowanie o swoim nawróceniu i danie mężowi wolności wyboru i podjęcie decyzji czy wybacza...

Nie może budzić wątpliwości to, że za kryzys prawie zawsze odpowiadają obie strony, ale za zdradę (poza baaardzo nielicznymi przypadkami np. godzenie się na trójkąty) odpowiada zdradzający.

Wydaje mi się, że to nadmierne obwinianie się i chęć zadośćuczynienia jest dla Was sposobem na "kontrolowanie sytuacji" bo czujecie, że macie na coś wpływ, możecie coś zmienić. Danie mężowi wolności wyboru budzi w Was ogromny lęk bo co jeśli wybierze źle?

Tutaj jednak nasuwa mi się anegdota o piasku - jeśli nabierzemy garść piasku i zaciśniemy mocno rękę to piasek powoli wysypie nam się między palcami, jeśli jednak garść piasku położymy na otwartej dłoni to nie spadnie ani jedno ziarenko.

Osoby odchodzące najczęściej dusiły się w związku i szukały wolności, jeśli opuszczeni nadmiernie zabiegają o powrót to chęć ucieczki jest coraz większa - nikt nie lubi jak druga strona jest na niej uwieszona (popatrzcie choćby na wątek sapira, który wspomina o tym uwieszeniu żony), nikt nie chce być jedynym sensem życia drugiego człowieka, choć początkowo wydaje się to bardzo kuszące.. O tym właśnie pisze Dobson - nie o żadnym kiju, nie o odpłacie, ale o otworzeniu klatki i powiedzeniu "fruń, jeśli tak bardzo tęsknisz za wolnością".. Taka postawa budzi lęk, więc trudno się na nią zdobyć, ale jest też najwyższą formą dojrzałej miłości.

Sam powrót jest dopiero początkiem.. Jeśli małżonek wróci bez żadnej refleksji, bez zrozumienia, że wyrządził krzywdę i powinien zachować delikatność, a żony wpędzone (głownie przez same siebie) w niewspółmierne poczucie winy zaczną nadskakiwać uznając to za formę zadośćuczynienia to wróci jedynie wspomnienie o klatce dla tego, który już raz odszedł i niewyobrażalna frustracja do tych, które tak boleśnie zostały doświadczone zdradą.

Kochane, póki co jest w Was przede wszystkim pragnienie tego, aby mąż wrócił i to skutecznie zasłania inne uczucia, ale kiedy już będzie chciał wrócić odkryjecie to jak bardzo jesteście poranione, jak strasznie boli Was każda myśl o mężu i tamtej kobiecie.. Będziecie błagać - Boże zabierz ode mnie te myśli i ulecz moje rany. Niestety wiem co mówię.
 
 
buntowniczka
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-26, 11:26   

Jestem w domu, chora. Przyjechał mąż, przyniósł drzewa, napalił w kominku. Wypiliśmy kawę, pogadaliśmy.
Wczoraj dzwonił dwa razy, pytając jak się czuje.
Jestem zaskoczona... pozytywnie :-) :-) :-)
Przełom czy co???
Buntowniczka
 
 
buntowniczka
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-26, 11:44   

Agata 1980,
etap obwiniania się za kryzys mam już za sobą (tak myślę).
Tak naprawdę, to ja poprosiłam męza by się wyprowadził z domu,kiedy wystąpił z pozwem rozwodowym.
Mąż wyprowadził się dwa miesiące później. Teraz wiem, że wcale tego nie chciałam, byłam tylko wtedy bardzo poraniona. Mąż chyba też tego nie chciał. Sytuacja później dynamicznie się zmieniała. W rezultacie wycofany pozew, nieudana próba powrotu przez męża.
Teraz wiem, że to bylo jeszcze za wcześnie i dla męza i dla mnie. Jednak chcę by mąż wiedział, że czekam i nie jestem obojętna. Czy to błąd???
Buntowniczka
 
 
parvati
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-26, 12:02   

Agata1980 napisał/a:


Jeśli jednak mimo wszystko czujecie się winne to może najlepszym wyjściem jest pójście do męża ze skruchą, wyznanie mu swoich win, przeproszenie, poinformowanie o swoim nawróceniu i danie mężowi wolności wyboru i podjęcie decyzji czy wybacza...

Nie może budzić wątpliwości to, że za kryzys prawie zawsze odpowiadają obie strony, ale za zdradę (poza baaardzo nielicznymi przypadkami np. godzenie się na trójkąty) odpowiada zdradzający.

Wydaje mi się, że to nadmierne obwinianie się i chęć zadośćuczynienia jest dla Was sposobem na "kontrolowanie sytuacji" bo czujecie, że macie na coś wpływ, możecie coś zmienić. Danie mężowi wolności wyboru budzi w Was ogromny lęk bo co jeśli wybierze źle?



No i właśnie tak zrobiłam. Wyznałam winy i dałam możliwość wyboru - wraca czy nie. Przy wyznaniu winy poprosiłam raz o danie szansy - usłyszałam: czas pokaże. Więc nie drążę tematu, nie oczekuję powrotu i nie naciskam. Ale dałam znak, że drzwi do mnie są otwarte. Nie staram się specjalnie, żeby mąz wrócił - dobry obiad w niedzielę mam zawsze ;-) Różnica taka, że teraz go zapraszam, a nie mówię (tak jak wcześniej): wybrałeś inny dom, tutaj nie masz co przychodzić.
Ponieważ właśnie trzymałam męża w emocjonalnym i fizycznym celibacie (no, prawie celibacie), to teraz chcę pokazać, że pracuję nad swoimi lękami i wadami, które ten stan rzeczy powodowały. Pokazuję mężowi, że się zmieniam i pracuję nad sobą, że jest możliwe, abym go inaczej traktowała, że potrafię. Swoją "twardą miłością" niestety tylko utrzymywałam go w przekonaniu, że jestem niereformowalna - kategoryczna jak zawsze, ostra jak zawsze, nieprzystępna jak zawsze. I całe szczęście się opamietałam, choć i tak za późno - dużo ruchów typu zamykanie zamka i nieprzyjmowanie/niedawanie prezentu na gwiazdkę było niepotrzebnych, raniących, oddalających.

Agata1980 napisał/a:


Osoby odchodzące najczęściej dusiły się w związku i szukały wolności, jeśli opuszczeni nadmiernie zabiegają o powrót to chęć ucieczki jest coraz większa - nikt nie lubi jak druga strona jest na niej uwieszona (popatrzcie choćby na wątek sapira, który wspomina o tym uwieszeniu żony), nikt nie chce być jedynym sensem życia drugiego człowieka, choć początkowo wydaje się to bardzo kuszące.. O tym właśnie pisze Dobson - nie o żadnym kiju, nie o odpłacie, ale o otworzeniu klatki i powiedzeniu "fruń, jeśli tak bardzo tęsknisz za wolnością".. Taka postawa budzi lęk, więc trudno się na nią zdobyć, ale jest też najwyższą formą dojrzałej miłości.


No więc właśnie zrezygnowałam z tego co robiłam wcześniej, a co się nie sprawdziło: z przekonywania, proszenia, naciskania na rozmowy, umoralniania, nawracania, starania się. Teraz są tylko moje dobre chęci i brak oczekiwań, o czym mój mąż wie. Moja zmiana cały czas się dokonuje i polega na tym, że ja odczuwam w sobie już spokój, brak lęku. Tego nie miałam na początku, wtedy, gdy byłam skoncentrowana tylko na swojej krzywdzie. Gdy pracuję nad moimi wadami, to mi się lepiej żyje - gdy jeszcze żyliśmy razem żyło mi się trudniej z moimi zachowaniami, których nie chciałam/nie miałam siły czy motywacji zmienić.


Agata1980 napisał/a:
Sam powrót jest dopiero początkiem.. Jeśli małżonek wróci bez żadnej refleksji, bez zrozumienia, że wyrządził krzywdę i powinien zachować delikatność, a żony wpędzone (głownie przez same siebie) w niewspółmierne poczucie winy zaczną nadskakiwać uznając to za formę zadośćuczynienia to wróci jedynie wspomnienie o klatce dla tego, który już raz odszedł i niewyobrażalna frustracja do tych, które tak boleśnie zostały doświadczone zdradą.


Tu się zgadzam. Pytanie tylko: co bardziej skłoni zdradzającego do refleksji i zrozumienia: postaw miłości łagodnej czy twardej (nazwijmy tak w uproszczeniu te dwoie postawy). I odpowiedź nie jest jednoznaczna, bo na każdego może działać co innego. Na mojego męża , w naszej sytuacji, twarda miłość nie podziała. Raczej zachęta do powrotu - co nie znaczy, że na ten powrót się nastawiam i co nie znaczy też, że nie będę stawiać granic.

Agata1980 napisał/a:
Kochane, póki co jest w Was przede wszystkim pragnienie tego, aby mąż wrócił i to skutecznie zasłania inne uczucia, ale kiedy już będzie chciał wrócić odkryjecie to jak bardzo jesteście poranione, jak strasznie boli Was każda myśl o mężu i tamtej kobiecie.. Będziecie błagać - Boże zabierz ode mnie te myśli i ulecz moje rany. Niestety wiem co mówię.


Znam to też - już był jeden pseudopowrót męża. Potem drugi, teraz właśnie znów jesteśmy w fazie kolejnego pseudopowrotu - co tu dużo mówić: spodziewałam się tego ;-) Tylko teraz juz patrzę na to spokojniej, nie boli już tak, jak wcześniej - ot, po prostu robię swoje. Żyję w pokoju, jestem opanowana, wypełniam wolę Bożą względem męża, choć on teraz osobno... Nie rezygnuję z miłości, dobroci, uprzejmości - robię swoje na przekór szatanowi , a zgodnie z wolą Boga. I o to chyba chodzi, nie?
Bez płaszczenia się, bez zabiegania, łąpania z powrotem do klatki.
Powiedziała mi nasza Mirakulum - jesteście połączeni jako małżonkowie, on na razie zasypuje tę kanalizę, ale ty ją udrażniasz z pomocą Boga.
No więc robię swoje - drążę ten kanał. Mój mąż albo zasyopuje, albo nic nie robi - ale czy ktoś oprócz Boga może powiedzieć na pewno, że ten chłop nigdy do udrażniania się nie weźmie? ;-)

moderacja: poprawiono cytowanie
Ostatnio zmieniony przez 2016-01-26, 12:09, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
lustro
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-26, 14:09   

Agata1980 napisał/a:


Sam powrót jest dopiero początkiem.. Jeśli małżonek wróci bez żadnej refleksji, bez zrozumienia, że wyrządził krzywdę i powinien zachować delikatność,...



Pewnie byłam świadkiem i uczestnikiem jakiegoś niebywałego wydarzenia zahaczającego u cud...bo ja wróciłam z poczucia powinności, a nie z poczucia refleksji nad krzywdami.
Ta refleksja przyszła, ale w trakcie bycia już razem.
Czasem łatwiej zobaczyć takie rzeczy będąc w środku, z bliska...niż z perspektywy i dystansu.
Więc do mnie docierało to na miejscu. To, co zrobiłam.

Wiem - jestem kobietą. I kobiety pewnie trochę inaczej reagują, czują, myślą...napewno.
Ale może nie aż tak skrajnie inaczej?

Masz racje Agatko, że nadskakiwanie i atakowanie dobrocią wywołuje odruch ucieczki.
Myślę, że wystarczy być po prostu życzliwym, w taki zwykły ludzki sposób.


Parvati

piszesz niesamowite rzeczy
jestem pod wrażeniem

wogóle ten wątek zrobił na mnie wrażenie, a właściwie Wy dziewczyny
 
 
Dorota 6
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-26, 14:14   

Agatko, ja podobnie jak dziewczyny przeprosiłam męża za swój wkład za kryzys, powiedziałam, że może zrobić co zechce. Wyprowadził się. Nie było z mojej strony błagania o powrót, notorycznego dzwonienia, użalania się. Dałam mężowi sporo czasu i wolności. Przez jakiś czas nas odwiedzał, zachowywał się tak jakby żałował, mówił nie wiem jak będzie. Cały czas tak mówi.
Jak przyjeżdżał byłam miła, potrafiłam już z nim rozmawiać, choć mało było tych rozmów, mąż bardziej przyjeżdżał do syna. Teraz nie przyjeżdża, ponieważ mój syn nie chce tych wizyt. Powiedział ojcu, że boli go to, że przyjeżdża i odjeżdża. Syn jest w trudnym wieku dojrzewania. Czeka na ojca, aż wróci do nas na zawsze.
Teraz jestem spokojna, minął rok. Zdarzają mi się chwile zwątpienia, przykładem jest wysłany w emocjach sms do męża, czego później żałowałam. Cierpliwości mi jeszcze brakuje.

Nie wiem co tak naprawdę myśli mój mąż, nie chce na razie ze mną rozmawiać na nasz temat, może jest to dla niego za wcześnie. Myślę, że cały czas się miota, sam nie wie czego chce.

Zgadzam się z Parvati, na każdego zadziała co innego, na mojego męża na pewno nie twarda miłość.

Tak jestem poraniona, ale mój mąż też. Jeśli wróci, to będziemy musieli wspierać się nawzajem.
 
 
Dorota 6
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-26, 14:18   

buntowniczka,
zazdroszczę Ci tego, że maż tak troszczy się o Ciebie, że przyjeżdża, że często się widujecie. Myślę, że cały czas jesteś dla niego ważna.
 
 
JolantaElżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-26, 14:28   

Dorota 6 napisał/a:
Agatko, ja podobnie jak dziewczyny przeprosiłam męża za swój wkład za kryzys, powiedziałam, że może zrobić co zechce. Wyprowadził się. Nie było z mojej strony błagania o powrót, notorycznego dzwonienia, użalania się. Dałam mężowi sporo czasu i wolności. Przez jakiś czas nas odwiedzał, zachowywał się tak jakby żałował, mówił nie wiem jak będzie. Cały czas tak mówi.
Jak przyjeżdżał byłam miła, potrafiłam już z nim rozmawiać, choć mało było tych rozmów, mąż bardziej przyjeżdżał do syna. Teraz nie przyjeżdża, ponieważ mój syn nie chce tych wizyt. Powiedział ojcu, że boli go to, że przyjeżdża i odjeżdża. Syn jest w trudnym wieku dojrzewania. Czeka na ojca, aż wróci do nas na zawsze.
Teraz jestem spokojna, minął rok. Zdarzają mi się chwile zwątpienia, przykładem jest wysłany w emocjach sms do męża, czego później żałowałam. Cierpliwości mi jeszcze brakuje.

Nie wiem co tak naprawdę myśli mój mąż, nie chce na razie ze mną rozmawiać na nasz temat, może jest to dla niego za wcześnie. Myślę, że cały czas się miota, sam nie wie czego chce.

Zgadzam się z Parvati, na każdego zadziała co innego, na mojego męża na pewno nie twarda miłość.

Tak jestem poraniona, ale mój mąż też. Jeśli wróci, to będziemy musieli wspierać się nawzajem.


Doroto, na mój list mój mąż też nie odpowiedział. Nawet nie wiem, czy go przeczytał. Ale ja już pozwalam mu odejść, chociaż list zaczęłam Kochany mężu a zakończyłam, że wierzę, że będziemy razem. I teraz, gdy już odetchnęłam, mogę zająć się swoim życiem, naprawianiem i szorowaniem, tego co pobrudzone :-?
 
 
Agata1980
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-26, 16:52   

To wszystko jest bardzo trudne.. Najważniejsze chyba, żeby tego co się stało nie zamieść pod dywan, nie przejść nad tym do porządku dziennego bez zatrzymania się i pochylenia nad problemem bo on prędzej czy później wróci. Znam przypadek takiego powrotu. Po 30 latach małżeństwa żona dowiedziała się, że mąż ją zdradza. Wyrzuciła go z domu. On wniósł o rozwód. Żona płakała, nie chciała rozwodu, wstydziła się tego. Nie wiem dokładnie jak to się stało ale mąż pozew wycofał. Wrócili do siebie, ale nie wrócili do tego tematu. Mąż dalej zdradza żonę, a ona teraz przymyka już na to oko bo boi się, żeby nie odszedł znowu, żeby jej nie zostawił.. Nie wiem czy boi się samotności bo nie mają dzieci, czy tak pojmuje miłość małżeńską, ale dla mnie to tragiczny obraz...
 
 
Dorota 6
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-26, 17:08   

JolantoE,
to, że nie odpisuje, to normalne, przecież jest z kowalską, co miałby pisać. To, że czytał, to jest pewne, nawet z ciekawości. Jolu, wychodzę z założenia, że lepiej, że nie pisze, niż pisałby, że się ośmieszasz, albo nie rób sobie nadziei. :lol:
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 5