Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Wątek buntowniczki
Autor Wiadomość
JolantaElżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-25, 19:20   

Dorota 6 napisał/a:
Agata1980,
słuchałam konferencji ks. Dziewieckiego i nie do końca się z nim zgadzam. ks. Dziewiecki podszedł do problemu tak po ludzku, trochę się to ma nijak z nauką Chrystusa, który kocha bezinteresownie.
A co zrobić, jak mąż wróci i na początku nie będzie potrafił przeprosić, wyrazić skruchy, to co mam go nie przyjąć? Kurczowo trzymać się tego, co powiedział ksiądz. bo przecież krzywdziciel musi przyjść pokorny i błagać o wybaczenie.Ksiądz jest tylko człowiekiem, nie Bogiem.
Każdy człowiek jest inny, może ta skrucha i przeprosiny przyjdą później. Może powinnam go przyjąć jak syna marnotrawnego, okazać miłość.
To jest moje osobiste zdanie, ja bym tak zrobiła.
Każda sytuacja jest inna, my osoby pokrzywdzone też jesteśmy krzywdzicielami - PRAWDA :roll:


A po co tak gdybać. Jakby przyszło co do czego, to i tak wyjdzie inaczej. Można czekać ze swoją teorią i nic z tego nie wyjdzie. Najlepiej dac sobie spokój z jakimikolwiek oczekiwaniami, bo się tylko człowiek rozczaruje. Co ma być, będzie. Najlepiej zając się swoim życie i o takich rzeczach nie rozmyślać, bo tylko głowa człowieka boli :-?
 
 
Dorota 6
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-25, 19:24   

Masz rację, to zawsze wychodzi inaczej. :lol:
 
 
lustro
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-25, 19:32   

Agata1980 napisał/a:


1) Jeśli małżonkowie odeszli do kowalskiej/kowalskiego, a Wy mówicie im "kocham i czekam" to mówicie im "przebaczam Ci, wróć", a z konferencji ks. Dziewieckiego wynika, że zakomunikowanie krzywdzicielowi o swoim wybaczeniu zanim on przyjdzie skruszony, wyzna swoje winy i przeprosi jest naiwnością, jest złem, bo daje komfort życia w grzechu.


Agatko

ksiądx Dziewiecki, z całym szacunkiem dla jego osoby, jest kapłanem i swego rodzaju teoretykiem w sprawach, o których mówi.
Pewnie tak było by sprawiedliwie, ale kto ma tą sprawiedliwośc wymierzać?
Kto pierwszy rzuci kamieniem?
To wszystko nie jest takie proste, jak wynika z wypowiedzi księdza Dziewieckiego.
Gdyby mój mąż postepował tak, jak mówi w/w ksiądz, to ja nie wróciła bym do niego.
Własnie to, że wiedziałam, że czeka, że jest, że wiele zrozumiał i nie oczekuje mojego powrotu na kolanach, pozwoliło mi wrócić.


Agata1980 napisał/a:

2) Po co małżonek ma wracać teraz skoro dobrze jest mu z kowalską/kowalskim mając pewność, że zawsze będziecie czekać? Wróci, jak w tamtym związku zacznie wiać chłodem i jest duże prawdopodobieństwo, że odejdzie znowu, jak pojawi się nowa okazja, bo ma pewność, że zawsze będzie miał gdzie wrócić...


Póki z kowalską/kowalskim jest wspaniale, to mało komu przychodzi pomysł do powrotu w małżeństwo, z którego sie uciekło.
Więc takie postawienie spraw jak wyżej, to oczekiwanie realizacji utopii.
Oraz zakładanie, że współmałzonek powracajacy musi tak dostać w kość, żeby odechciało mu się nie tylko kolejnych "skoków", ale i wogóle zyć...
Chciała byś mieć takiego męża przy sobie?
 
 
JolantaElżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-25, 19:37   

lustro napisał/a:
Agata1980 napisał/a:


1) Jeśli małżonkowie odeszli do kowalskiej/kowalskiego, a Wy mówicie im "kocham i czekam" to mówicie im "przebaczam Ci, wróć", a z konferencji ks. Dziewieckiego wynika, że zakomunikowanie krzywdzicielowi o swoim wybaczeniu zanim on przyjdzie skruszony, wyzna swoje winy i przeprosi jest naiwnością, jest złem, bo daje komfort życia w grzechu.


Agatko

ksiądx Dziewiecki, z całym szacunkiem dla jego osoby, jest kapłanem i swego rodzaju teoretykiem w sprawach, o których mówi.
Pewnie tak było by sprawiedliwie, ale kto ma tą sprawiedliwośc wymierzać?
Kto pierwszy rzuci kamieniem?
To wszystko nie jest takie proste, jak wynika z wypowiedzi księdza Dziewieckiego.
Gdyby mój mąż postepował tak, jak mówi w/w ksiądz, to ja nie wróciła bym do niego.
Własnie to, że wiedziałam, że czeka, że jest, że wiele zrozumiał i nie oczekuje mojego powrotu na kolanach, pozwoliło mi wrócić.


Agata1980 napisał/a:

2) Po co małżonek ma wracać teraz skoro dobrze jest mu z kowalską/kowalskim mając pewność, że zawsze będziecie czekać? Wróci, jak w tamtym związku zacznie wiać chłodem i jest duże prawdopodobieństwo, że odejdzie znowu, jak pojawi się nowa okazja, bo ma pewność, że zawsze będzie miał gdzie wrócić...


Póki z kowalską/kowalskim jest wspaniale, to mało komu przychodzi pomysł do powrotu w małżeństwo, z którego sie uciekło.
Więc takie postawienie spraw jak wyżej, to oczekiwanie realizacji utopii.
Oraz zakładanie, że współmałzonek powracajacy musi tak dostać w kość, żeby odechciało mu się nie tylko kolejnych "skoków", ale i wogóle zyć...
Chciała byś mieć takiego męża przy sobie?


Chyba trochę oderwane od praktyki :roll: :shock: Życia nie da się objąć teorią :-x
 
 
Kropka50
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-25, 19:37   

Masz racjęJolantaElżbieta co ma być to będzie.My planujemy,a Bóg ma wobec nas swój plan.Nam pozostaje zawierzyć Bogu.Wiem ciężko,mnie dzisiaj szczególnie :-(
 
 
JolantaElżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-25, 19:50   

Kropka50 napisał/a:
Masz racjęJolantaElżbieta co ma być to będzie.My planujemy,a Bóg ma wobec nas swój plan.Nam pozostaje zawierzyć Bogu.Wiem ciężko,mnie dzisiaj szczególnie :-(


Ja też znowu miałam :evil: tydzień. Ale dzisiaj jak wyslałam ten list do męża, to napięcie ze mnie opadło i spokojnie wzięłam się za pranie i sprzątanie. W tzw. międzyczasie zaglądam "se" ma forum :-)

Dopiero jak dostanę odpowiedź z fakiem - przepraszam za słowo - albo innymi wyzwiskami - to znowu poszaleję. A potem mam nadzieję się wyciszać. Wróciłam do brania ziołowych tabletek uspokajających, bo inaczej zwariuję. Nie boję sie uzależnienia - mam 57 lat - mogę się uzależnić. :mrgreen:
 
 
Agata1980
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-25, 19:54   

Dziewczyny, ale ks. Dziewiecki podaje konkretne przykłady z Ewangelii, jeśli chodzi o warunki przebaczenia i na nich opiera swoją konferencję.

Dorota - co do syna marnotrawnego to do niego ks. Dziewiecki też się odnosi i podaje ten przykład - ojciec nie poszedł szukać syna, nie prosił go żeby wracał, nie mówił, że ma otwartą drogę. Syn marnotrawny wrócił sam, z własnej woli, skruszony i wtedy ojciec go przyjął z radością, przebaczył, ale inicjatywa leżała po stronie syna.

lustro - Ty jesteś kobietą, a kobiety funkcjonują trochę inaczej. Facet, który może mieć i kochankę i czekającą żonę, do której zawsze może wrócić nie zrezygnuje z takiego komfortu tak prosto. Poza tym każda sytuacja jest inna. Nie chodzi o to aby komukolwiek dokopać, ani o to żeby mieć pewność, że sytuacja się nie powtórzy bo takiej pewności mieć nie można, ale można mnożyć w nieskończoność przykłady żon, które bez żadnych konsekwencji przyjmowały mężów po ich "skokach w bok" i niestety sytuacje się bardzo szybko powtarzały. W takim wypadku traci się nie tylko szacunek męża, ale też szacunek do samej siebie, a to bardzo boli. Na tym forum wiele kobiet pisało o tym jak źle się czuło kiedy na chłodno z perspektywy czasu przyjrzały się swojej postawie - czuły się jeszcze bardziej upokorzone.

Mój post może był trochę przewrotny, ale chciałam zwrócić uwagę na to, czy ktoś tu w ogóle chociaż spróbował się zastosować do tego, co Sychar proponuje..
Może warto sprawdzić, co tak naprawdę się sprawdza. Uniwersalnej recepty na każdy problem tu nie wypracujemy, ale skoro postępowanie zdradzaczy jest dość standardowe to i może któryś sposób byłby na nich bardziej skuteczny od innych. Dobson przekonuje "o dużej skuteczności" swoich rad.
 
 
lustro
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-25, 19:56   

JolantaElżbieta napisał/a:


Chyba trochę oderwane od praktyki :roll: :shock: Życia nie da się objąć teorią :-x


Chyba nie bardzo rozumiem Jolu :roll:
co jest oderwane od praktyki?
 
 
buntowniczka
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-25, 19:56   

Kochani,
zastanawiam się czy chciałabym by mąż błagał o zgodę na powrót do domu. Wcale tego nie oczekuję. Skoro za kryzys w małżeństwie odpowiadają obie strony, to dlaczego mam oczekiwać by ten kto odszedł płaszczył się przede mną. Ważniejsza jest chyba decyzja o powrocie. Myślę, że taką decyzję podejmuje się po po jakimś cyklu myślowym, który można nazwać rachunkiem sumienia.
Niektórzy tak mają, że potrzebują zachęty, a nie odrzucenia. Dlatego zgadzam się z wypowiedzią LUSTRO.
Tak w ogóle to Twoja historia budzi we mnie nadzieję, że warto czekać. Może jutro przyniesie odmianę.
Buntowniczka
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-25, 20:15   

JolantaElżbieta napisał/a:
Nie boję sie uzależnienia - mam 57 lat - mogę się uzależnić.


Rozumiem JoluElu, że był to tylko żart z tym uzależnianiem się. :-P
 
 
JolantaElżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-25, 20:16   

lustro napisał/a:
JolantaElżbieta napisał/a:


Chyba trochę oderwane od praktyki :roll: :shock: Życia nie da się objąć teorią :-x


Chyba nie bardzo rozumiem Jolu :roll:
co jest oderwane od praktyki?



"Oraz zakładanie, że współmałzonek powracajacy musi tak dostać w kość, żeby odechciało mu się nie tylko kolejnych "skoków", ale i wogóle zyć."

To. To jest jakieś nierealne w praktyce - wspólne życie zamieni się w piekło :evil:
 
 
JolantaElżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-25, 20:16   

Jacek-sychar napisał/a:
JolantaElżbieta napisał/a:
Nie boję sie uzależnienia - mam 57 lat - mogę się uzależnić.


Rozumiem JoluElu, że był to tylko żart z tym uzależnianiem się. :-P


Jak najbardziej Jacku - taki czarny humor, no może szarawy :mrgreen:
 
 
parvati
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-25, 20:20   

kenya napisał/a:


poniżej cytat z Twojego wątku,

Cytat:
No właśnie niestety moja pozycja jest marna - wiem o tym,
zapracowałam sobie na to przez lata wiecznym dawaniem ostatniej szansy, niekonsekwencją, nieumiejetnością stawiania granic.
On o tym wie i wykorzystuje to.


On będzie tylko tyle wykorzystywał na ile ty mu pozwolisz.
Więc może czas najwyższy by tę zależność dostrzec i dokonać zmian właśnie na tym polu.


No, wiedziałąm, że do tego mojego poprzedniego wątku ktoś wróci. ;-)
No cóż, ten wątek był napisany na fali mojego żalu i skoncentrowania się na własnej krzywdzie. Został napisany, gdy sądziłam, że to tylko mój maż jest krzywdzicielem, bo przecież śmiał zdradzić. A to, że ja przez ok. 3 ostatnie lata krzywdziłam chłopa, to mi jakoś tak umknęło. To znaczy zdawałam sobie sprawę, że nie byłam idealna, ale w obliczu jego zdrady moje przewinienia wydawały się takie niewspółmierne. I nawet kiedyś mąż mi to powiedział, a ja nie zrozumiałam, o co mu chodzi.
Aż któregoś dnia dotarło. I przeczytałam ten swój wątek, i zdziwiłam się, jak jednostronna byłam. Jak bardzo mną rządziła moja pycha.
Już w tamtym wątku nie piszę - bo już inaczej patrzę na siebie, na męża i na moje małżeństwo.

kenya napisał/a:


No właśnie.
Ale jakoś potraficie ustalić kiedy będzie mógł przybyć byś mogła mu zaserwować dobry obiadek....
[/quote]

nie, nie, to tylko w niedzielę ;-)
A nawet jeśli - co w tym złego, żeby spędzić trochę czasu z mężem, który nie wie, czy chce naprawiać małżeństwo czy nie? Który ma w sobie lęk, że ja się już nigdy nie zmienię? No kiedyś tę swoją przemianę mu trzeba pokazywać - bo inaczej skąd się o niej chłop dowie?
Cytat:

Parvati, pomiędzy byciem kłótliwą jędzą, toczeniem niekończących się sporów
a
byciem naiwną, przyzwalającą, godzącą się na mężowskie ustalenia, nawet jeśli tobie one nie pasują, mało tego nagradzanie męża, tutaj dobrymi obiadkami itd, itd,

jest cała przestrzeń, ogromna przestrzeń w której, przy swoim zaangażowaniu można wypracować relacje które nie będą powielaniem waszego wcześniejszego sposobu na życie....i o to chodzi.


Zgadza się. Wydaje mi się, że właśnie weszłam w tę przestrzeń. Nie poddaję się ustaleniom, które mi nie pasują, komunikuję swoje zdanie.
Ale pewnych rzeczy się nie przeskoczy, jeśli dana osoba nie jest gotowa/ nie chce czegoś zrobić. Wtedy na nic nasz upór. Jak ktoś nie chce wrócić, to siłą nie przyciągniesz. Jak mój mąż nie chce/nie jest gotowy powiedzieć gdzie mieszka bądź mówić o swoich uczuciach, to co? Siłą wyciągać? Stawiać ultimatum: jak nie powiesz, to.....?
I do czego to niby doprowadzi? Chyba tylko do tego, że szatan wykorzysta te okoliczności tak, żebym spełniła swoją groźbę. Albo do tego, że taki upór dwóch stron będzie trwał w nieskończoność albo do czasu, aż ktoś się złamie.
Ja tak działać nie będę. Ja chcę żyć w pokoju.

Do poprzedniego sposobu na życie nie zamierzam wracać. Teraz buduję relację inaczej.
Tak - buduję - na razie bardziej ja i moim wysiłkiem - bo jedyne, co mogę zmienić, to swoje postępowanie. Czy mąż odpowie na tę miłość - tego nie wiem.
Na razie jego serce powoli się otwiera, coś tam się w nim dzieje - co i na jak długo, tego też nie wiadomo. Ale ja nie mogę zrobić nic innego, jak teraz czekać i zawierzać Panu. O nic na razie nie pytam, nie naciskam - nic mi to nie da; już to wiem, bo już próbowałam.
Więc - jak to powiedziała Mirakulum na którychś rekolekcjach - powoli, słonia je się po kawałku ;-)
Ja chcę ewentualny powrót ułatwić, a nie utrudnić. Tak jak napisała lustro - do dobra chętniej wraca się pamięcią niż do zła. A u nas wiele rzeczy było złych z moejj strony - to dlaczego w ramach duchowej przemiany mam tego nie wynagradzać?
Zasada twardej miłości u nas się nie sprawdziła z jednego prostego powodu - ja przez 3 ostatnie lata byłam krzywdzicielką, i nie było komu mną potrząsnąć.
Moja sytuacja przypomina sytuację STOPki z wątku Kat i ofiara.
Aż w końcu zatrzęsło się samo - chłop znalazł inną babę, bo już nie widział nadziei na to, że coś się zmieni we mnie.
Fakt, że nie powinien tak zrobić, że niedojrzały, że powinien komunikować, rozmawiać itp itd. No powinien, ale nie umiał, no i co? Mam go do końca życia kamienować?
Ja mam za uszami i on ma - i jest jak jest
Więc pracuje się na tym, co się ma, a nie co by się chciało



Cytat:


parvati, masz doświadczenie i na jego podstawie zmieniaj swoje decyzje. Nikt nie odpowiada za to, że Ty podejmujesz właśnie takie a nie inne.
Cytat:


Tak, wiem :-)
 
 
JolantaElżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-25, 20:20   

buntowniczka napisał/a:
Kochani,
zastanawiam się czy chciałabym by mąż błagał o zgodę na powrót do domu. Wcale tego nie oczekuję. Skoro za kryzys w małżeństwie odpowiadają obie strony, to dlaczego mam oczekiwać by ten kto odszedł płaszczył się przede mną. Ważniejsza jest chyba decyzja o powrocie. Myślę, że taką decyzję podejmuje się po po jakimś cyklu myślowym, który można nazwać rachunkiem sumienia.
Niektórzy tak mają, że potrzebują zachęty, a nie odrzucenia. Dlatego zgadzam się z wypowiedzią LUSTRO.
Tak w ogóle to Twoja historia budzi we mnie nadzieję, że warto czekać. Może jutro przyniesie odmianę.
Buntowniczka



Też tak uważam, na niektórch działa marchewka, na innych kij. Wydaje mi się, że oprócz pewnych uniwersalnych rad, każdy sam wie jaki jest ich małżonek. Na mojego kij nie działa. Potrzebuje zachęty i wyciągniętej ręki - czasami ją przyjmuje, czesto odrzuca jak się zaprze.


Znajdź drugie takie lustro i takiego chłopa :-) Jeszcze lustro, to prędzej, tylko ten chłop - no może Jacek Sychar :-)
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 4