Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Wątek buntowniczki
Autor Wiadomość
Dorota 6
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-25, 07:46   

Właśnie wczoraj miałam załamanie, napisałam do męża, że niech sobie żyje jak chce beze mnie, bez naszego syna, bo ja już nie mam siły o to wszystko walczyć, że dam mu już spokój.
Uwierzcie mi dziewczyny, nie wiem czy zrobiłam dobrze, ale mi ulżyło. Może to trochę zaniepokoi mojego męża, to zawsze ja wyciągałam do niego rękę, może czas, aby coś on zaczął robić. Muszę się teraz zająć tylko sobą i moim dorastającym synem. :-D
 
 
Obrączka
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-25, 09:00   

Widzicie kobiety wszędzie ten sam schemat .Podczas wizyt obojętność mężów wobec nas . Myślę że oni to robią celowo żeby nas prowokować tym zachowaniem albo udają takich obojętnych . Bo facet to nigdy się nie przyzna , choćby nie miał racji , głupio mu się wycofać z tego co zrobił.
Dorota 6 napisał/a:
Uwierzcie mi dziewczyny, nie wiem czy zrobiłam dobrze, ale mi ulżyło. Może to trochę zaniepokoi mojego męża, to zawsze ja wyciągałam do niego rękę, może czas, aby coś on zaczął robić. Muszę się teraz zająć tylko sobą i moim dorastającym synem.

Mogę ci tylko powiedzieć że nic nie zrobisz prowokując go tymi smsami . Jego to tylko utwierdza że jest górą bo ty pierwsza się odzywasz do niego .Myślisz Dorota że on się tym przejął co do niego napisałaś ? Oni na tym etapie to nas traktują jak trutni Ja przez pierwsze dwa lata też próbowałam wszystkiego , dzwoniłam , smsy , a mąż tylko rósł w piórka i był przekonany że on nic złego nie zrobił . Od roku odpuściłam . Żyję sobie własnym życiem , widzimy się sporadycznie , chociaż też demonstruje obojętność wobec mnie jak mnie widzi , ale teraz to już mnie nie wzrusza to . Może bardziej jego że go już nie błagam i nie biegam za nim . Może kiedyś przemyśli to wszystko jak go sumienie ruszy i zechce rozmawiać Wiem że gorzej boli obojętność ,więc uczę się od mistrza .
 
 
JolantaElżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-25, 09:03   

Dorota 6 napisał/a:
Właśnie wczoraj miałam załamanie, napisałam do męża, że niech sobie żyje jak chce beze mnie, bez naszego syna, bo ja już nie mam siły o to wszystko walczyć, że dam mu już spokój.
Uwierzcie mi dziewczyny, nie wiem czy zrobiłam dobrze, ale mi ulżyło. Może to trochę zaniepokoi mojego męża, to zawsze ja wyciągałam do niego rękę, może czas, aby coś on zaczął robić. Muszę się teraz zająć tylko sobą i moim dorastającym synem. :-D


A teraz znajdź sposób, żeby o nim nie myśleć o swoim niewiernym mężu i zajmij się sobą i synem. Trudne, wymaga dużo pracy, ale do zrobienia. Bądź dla siebie dobra Doroto.

Bożego dnia :-)
 
 
JolantaElżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-25, 09:15   

Kinga11 napisał/a:
Mój mąż dostał kryzysu wieku średniego w wieku 30 lat :)...
ale mnie właśnie też zastanawia czy to dobrze, że oni wiedzą o tej naszej miłości i niechęci do rozwodu, bo jednak życie wskazuję, że zazwyczaj jest tak, że jak się człowiek upora, stanie na nogi, pójdzie do przodu i przestaję myśleć kocham, żyć nie mogę, tylko jest szczęśliwy i może nawet tego powrotu nie chcę, to wtedy ma, a jak się chcę to jak na złość, chyba że generalizuję, ale zaczynam się obawiać na ile to dobra postawa.


Ja też zaczęlam o tym myśleć i cały czas się zastanawiam czy nie wygarnąć mojemu mężowi całej prawdy i tego co naprawdę myślę o tym co zrobił. Napisałam do niego długi list, w którym opisałam jak źle mnie traktował, jak nie sprawdził się jako mąż i ojciec, jaki jest niehonorowy i ślepy raniąc tyle ludzi dookoła, żeby sobie dogodzić. I że jedynym wyjściem, żeby to wszystko naprawić jest jego powrót i odkupienie tych wszystkich win. Tak naprawdę myślę. Ale go nie wysłałam, jak wielu przedtem. Jak zaczynam za nim tęsknić, to sobie ten list czytam i wtedy jest mi lżej, że to się skończyło. Tylko życia szkoda, bo na razie nie widzę sensu mojego cierpienia przez tyle lat i teraz. Ale cóż....trzeba się z tym jakoś godzić, choć jest ciężko. Może kiedyś ten sens się objawi :-?

Mój mąż wciąż udaje, że nic się nie stało, a on ma czyste sumienie, a całe zło to ja. Zero refleksji. Ale cóż to już jego problem.
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-25, 09:41   

Obrączka napisał/a:
Bo facet to nigdy się nie przyzna , choćby nie miał racji , głupio mu się wycofać z tego co zrobił.

A dlaczego tylko facet?
Zdradzające panie robią tak samo. :-(
Tylko panom trudniej przychodzi o takich rzeczach i pisać. A po drugie jest nas tutaj mniej.
 
 
buntowniczka
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-25, 10:01   

Zadam więc pytanie:
To jak walczyć o małżonka? Czy warto walczyć?
Bo jeśli tak, to czy utrzymywanie kontaktu, okazywanie miłości (pomimo obojętności z drugiej strony), prośby o powrót (nie błaganie), i chęć szczerej rozmowy i naprawy tego co było złe miało by być traktowane jako poniżenie czy pomniejszane własnej wartości?
Przecież okazywanie obojętności wobec małżonka utwierdzi Go w tym, że miłości już nie ma. Nie zgodziłam się na rozwód, bo wciąż powtarzałam mężowi, że nie mogę tego zrobić bo byłoby to sprzeczne z tym co do niego czuję, że Go kocham.
Teraz też na twierdzenia męża, że to nie ma sensu odpowiadam, że ma bo Go kocham.
Więc jesli teraz okażę mu obojętność i brak zainteresowania, może być dla niego argumentem, że z tą miłością to jakiś blef.
Buntowniczka
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-25, 10:17   

buntowniczka napisał/a:
Zadam więc pytanie:
To jak walczyć o małżonka? Czy warto walczyć?

Nie wiem, czy warto walczyć, czy może wręcz należy walczyć. Ja pozwolę sobie opisać jak było u mnie.

Przez pół roku walczyłem o uratowanie małżeństwa. Walka ta sprowadzała się do pokazywanie żonie jak bardzo mi zależy na całej rodzinie i na niej osobiście. Walka ta miała taki wynik, że żona poniżała mnie coraz bardziej, robiła to co chciała i tylko była coraz bardziej wściekła na mnie na to, że nie chcę sam odejść.
Gdybym dzisiaj miał ponownie przez to przejść, to więcej koncentrowałbym się na swoim bólu (że jest, to oczywiste) a mniej na żonie, bo to nie dało żadnych pozytywnych efektów. Koncentrowanie się na sobie po to, aby szybciej stanąć emocjonalnie na nogi. Przez te moje skoncentrowanie się na żonę, za mało byłem sobą i za mało w tamtym momencie zwracałem uwagę na dzieci. Nie byłem dla nich w tamtym momencie wzorem ojca (co najwyżej galarety). Odrobiłem to później, ale część czasu zmarnowałem.
Walka o żonę spowodowała tylko co najwyżej że się ośmieszyłem i straciłem resztkę szacunku, jaki u niej miałem.
 
 
Kropka50
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-25, 10:37   

Napiszę jak było u mnie-przez prawie rok uważałam,że jak ja będę dawać sygnały/smsy,telefony/,to będzie znak dla męża jaki jest dla Nas ważny.Syna młodszego namawiałam też do napisania smsa,czy wykonania telefonu.Starszy jest na tatę obrażony i się nie odzywa.Myślicie,że wzbudzało to w nim jakieś emocje.Jeżeli tak to na chwilę i potem brak kontaktu.A jak dzwoniłam to często nie odbierał telefonu,gdzie wcześniej rozmawialiśmy przez telefon po 3-4 razy na dzień.Dzisiaj odpuściłam,co nie znaczy,że nie walczę.Ale nie dzwonię i nie piszę.Tak jak piszecie staram się być dobra dla siebie :-/ i dla dzieci.Z tym dla siebie jest różnie,bo zawsze mąż i dzieci były dla mnie najważniejsze.Po ostatniej wizycie mąż powiedział -dzwoń.Nie dzwonię,ale jak On zadzwoni telefon odbiorę.Dałam czasowi czas,chociaż przede mną jeszcze walka w sądzie.Pod koniec stycznia zacznę odmawiać 4 NP w intencji mojego męża i czekam.Nie wiem czy dobrze robię,ale tak podpowiada mi serce ;-)
 
 
GosiaH
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-25, 10:39   

Buntowniczka, Dorota 6, wszyscy

Na podstawie tego, co powyżej napisała Dorotka

Dorota 6 napisał/a:
Właśnie wczoraj miałam załamanie, napisałam do męża, że niech sobie żyje jak chce beze mnie, bez naszego syna, bo ja już nie mam siły o to wszystko walczyć, że dam mu już spokój.
Uwierzcie mi dziewczyny, nie wiem czy zrobiłam dobrze, ale mi ulżyło. Może to trochę zaniepokoi mojego męża, to zawsze ja wyciągałam do niego rękę, może czas, aby coś on zaczął robić. Muszę się teraz zająć tylko sobą i moim dorastającym synem. :-D


chciałabym powiedzieć, że bardzo ważnym jest odpowiedzenie sobie na pytanie CZY JA CHCĘ BY MĄŻ DO MNIE WRÓCIŁ.
Kiedykolwiek.
Bo, jeśli tak, to co ja robię?

Zająć się sobą, super! To właśnie o tym tutaj gadamy każdemu i non-stop.

Ale do tego dodałabym i to będzie trudne …. (Dorotko, mam nadzieję, że mogę na twoim przykładzie to pokazać)
Dziewczyny, gdybyście były na miejscu męża (to się dotyczy i drugiej stronny, oczywiście), chciałybyście wracać do osoby, która wysyła takie sygnały jak ten powyżej ?
I ja nie mówię tutaj, że mamy być, za przeproszeniem, „workiem do bicia” dla męża/żony.
Ale, są tu świadectwa powrotów i z wielu z nich wynika, że to, jak współmałżonek odzywał się, jaką miał postawę, często było kluczem.
 
 
Kropka50
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-25, 10:55   

Ja widzę po sobie,jak mąż przyjeżdża nie robię już wymówek,rozmawiam normalnie jak kiedyś,zrobię obiad,kolację ,porozmawiam .Nie jest mi łatwo,bo od środka serce rozrywa,ale się staram.I myślę,że gorzej się wyjeżdża z takiego domu,gdzie jest spokój niż wyjazdy z krzykiem i pretensjami.Nie wiem może żle myślę?I może za takim domem się kiedyś na dobre zatęskni.
 
 
zenia1780
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-25, 11:09   

GosiaH napisał/a:
Ale, są tu świadectwa powrotów i z wielu z nich wynika, że to, jak współmałżonek odzywał się, jaką miał postawę, często było kluczem.


Tak, myślę, ze to jest bardzo ważne.
Rozumiem Was dziewczyny, bo znam te stany, teraz też jeszcze do mnie wracają.
Chciałabym jednak przytoczyć wam fragment jedynego filmu jaki w ostanie święta obejrzeliśmy wspólnie ja, mąż i synowie (22 i 20 lat):

https://www.youtube.com/watch?v=Vgc1q_CrRtc

I komentarz męża do tego fragmentu:
"Patrzcie co was czeka"

Tak sobie myślę, że właśnie zapanowanie nad emocjami i przemyślenie czego tak naprawdę chcemy i do czego dążyć zamierzamy oraz osiągnięcie spójności pomiędzy tym dążeniem a naszym słownym i niewerbalnym przekazem jest na ten moment najważniejszy.
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-25, 11:12   

Kropka50 napisał/a:
Ja widzę po sobie,jak mąż przyjeżdża nie robię już wymówek,rozmawiam normalnie jak kiedyś,zrobię obiad,kolację ,porozmawiam .Nie jest mi łatwo,bo od środka serce rozrywa,ale się staram.I myślę,że gorzej się wyjeżdża z takiego domu,gdzie jest spokój niż wyjazdy z krzykiem i pretensjami.Nie wiem może żle myślę?I może za takim domem się kiedyś na dobre zatęskni.


Kropka, GosiaH
Pisząc swój post miałem na myśli właśnie takie zachowania: spokój i kultura. Oczywiście jasno przedstawiamy swoje stanowisko, ale nie uczepiamy się emocjonalnie współmałżonka, gdyż może zostać odebrane jako ograniczanie jego wolności, a w tym czasie on/ona z reguły walczy właśnie o swoją wolność (inna sprawa od czego ta wolność jest :-/ ).

Niestety, moralność nie jest obecnie w cenie. Dowodem tego mogą być ostatnie badania socjologiczne:
http://www.rp.pl/Spolecze...z-czesciej.html

Wynika z nich, że zdrady są coraz częściej dla niektórych czymś całkiem normalnym. Pokazują jednak, że całkiem inaczej zdradzają mężczyźni a inaczej kobiety.
Dla mężczyzn jest to często jednorazowy skok w bok (bo była okazja, więc czemu nie), natomiast kobiety odchodzą najczęściej na dłużej lub na stałe.
Inaczej powinniśmy więc traktować zdrady mężczyzn i kobiet, bo inna jest psychologia i emocjonalność tych płci.
A inaczej powinniśmy traktować zdrady mężczyzn i kobiet to tym samym inaczej chyba powinniśmy traktować odchodzących mężczyzn i kobiet.

Z mojej obserwacji wynika, że mężczyzna jak usłyszy, że ma szansę powrotu, to może w nim to kiedyś zakiełkuje ideą powrotu. U kobiet raczej nie ma czegoś takiego. Jak kobieta odejdzie, to raczej zostanie sama, jak wróci. Dużo się mówi o dumie męskiej, ale w tych przypadkach duma damska jest chyba dużo większa.
 
 
parvati
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-25, 11:34   

Mój mąż wyprowadził się 5 mscy temu
moje reakcje były różne
przez prawie 4 msce byłam zafiksowana na własnej krzywdzie - robiłam różne rzeczy, skoncentrowane wokół mojej krzywdy i chęci powrotu męża: obwiniałam siebie lub jego, oskarżałam, płakałam, tłumaczyłam, pouczałam, naciskałam na rozmowy, wysyłałam różne smsy
potem stanęłam okoniem i byłam twarda - zamykałam przed mężem drzwi do domu, stawiałam żądania, coraz więcej straszyłam
byłam niespokojna, nie wiedziałam, co robić
jednocześnie modliłam się - i wtedy coś się zmieniło
klapki z oczu mi opadły - zauważyłam własną pychę - że to nie tylko mój mąż jest krzywdzicielem
zauważyłam ogrom krzywd, jakie mu wyrządziłam
tak, ja też byłam katem
stanęłam w prawdzie przed sobą

i wtedy otworzyłam się na Miłość
poczułam, że jeszcze bardziej kocham mojego męża
mimo tego, że on teraz (chyba?) żyje z inną kobietą

dlaczego?
Bo zobaczyłam go Bożymi oczami - próbuję tak patrzeć na niego
Odbyliśmy rozmowę, w której bez żadnych usprawiedliwień stanęłam przed nim i poprosiłam o wybaczenie za to, co robiłam źle
I staram się być dobrą żoną - mimo tego, że mój mąż nie jest przy mnie

Czy to dało efekt?
Hmmm.... nastąpił pewien zwrot męża w kierunku moim - choć do domu nie wraca, nie otwiera się, nie okazuje skruchy, dalej nie wiem, z kim i gdzie mieszka
Powiedział, że nie wie, co będzie - że czas pokaże
Przez jakiś czas okazywał czułość, teraz znów mniej - trudno, widocznie z jakichś powodów to dla niego niemożliwe teraz (może problemy w pracy, problemy duchowe, zagubienie w życiu, może ta kobieta znów, nie wiem - może wszystko razem)
Smsy wysyła przyjazne, świadczące o pamięci o mnie
Mamy dobry kontakt ze sobą, bez kłótni - z mojej strony wieksze otwarcie, z jego z jakichś powodów mniejsze, ale już przynajmniej bez totalnego zamknięcia
Traktuję go jak męża - jak przyjdzie, to robię dobry obiad i kawę, okazuję czułość - ale nie nadskakuję, byle tylko wrócił
Wie, że ZAWSZE może do mnie wrócić' Zawsze może przyjść do naszego domu i już nigdy go z niego nie wyrzucę.
Czy wróci - nie wiem. Nie łudzę się, ale pokładam nadzieję w Panu - mam prawo mieć nadzieję, bo KOCHAM - a miłość pokłada nadzieję
I robię wszystko tak, jakby był moim mężem, w domu - bez spraw fizycznych, bo on do tego nie dąży; czas pokaże, jak będzie dalej

Po co to robię?
By żyć w pokoju
Z listu do Galatów:
Bo "Owocem zaś Ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie"
"Mając życie od Ducha, do Ducha się też stosujmy!"

Chcę żyć na chwałę Pana
a od meża nie wymagać, nie oczekiwać nic teraz - co mi po to tym, jak on teraz nie ma z czego dać?
Będzie miał dopiero, jak się będzie stykał z Miłością Pana - może za pośrednictwem mnie, może poprzez jakieś inne osoby na jego drodze, jakieś inne okoliczności - nie wiem - Pan prowadzi
Nie będzie miał z czego dać, jak sie ciągle będzie stykał z moją niechęcią, złością, gniewem.

Czy jest łatwo?
Nie - walczę ze swoimi zranieniami, pamięcią o krzywdach, z własnymi wadami
Doznaję ataków szatana - ataków zwątpienia, ataków gniewu, żalu, złych myśli
Przeżywam je w samotności, wołając Pana
Nie daję się prowokować do kłótni, zagryzam zęby, ćwiczę cierpliwość i pokorę
Najgorsze są ataki zwątpienia
Jakoś z Panem je przeżywam, choć i tu upadam
Ale Pan mnie podnosi i chwalę Go.
Wiem, że szatan chce, bym tkwiła w miejscu zranienia, bym okopała się na swojej pozycji, by nie szła w kierunku uzdrowienia siebie i swojego małżeństwa. Dlatego podsuwa myśli: nie walcz, to nie ma sensu! Jak będziesz dobra, to on cię nie uszanuje - nie opłaca ci się być dobrą!
Ale ja się nie daję
Kocham mimo wszystko, bo w imię czego mam zrezygnować z dążenia ku jedności? Na pewno nie w imię Boga.
Nie staję po stronie szatana, nie pomagam mu w osiągnieciu celu - ostatecznego rozbicia mojego małżeństwa
walczę codziennie i modlę się o siły
a okresowym chłodem męża się nie przejmuję - bo to i tak niczego z mojej strony nie zmienia.
 
 
Dorota 6
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-25, 11:53   

Przechodzę trudne chwile, tracę już nadzieję. Dzisiaj przemyślałam mojego sms wysłanego do męża pod wpływem emocji.
Wysłałam dzisiaj nową wiadomość do męża, że nie chcę mu się narzucać tymi smsami, bo i tak na nie nie odpisuje, że nie będę mu brzęczeć, że dam mu wytchnąć, że muszę zająć się sobą i synem i jakoś żyć bez niego, choć to trudne. Napisałam, że jeśli chce teraz żyć bez nas to niech tak będzie, ale jeśli będzie chciał wrócić, to my na niego czekamy. Napisałam, że wczoraj miałam trudny dzień, że nie jest mi łatwo żyć bez niego, stąd te emocje.
Muszę się nauczyć czekać, nie czekając, jest to trudne dla mnie cały czas. Trochę zamieszałam z tymi smsami, ale stało się.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 4