Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
kryzys... czy to koniec...
Autor Wiadomość
lillka85
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-06, 20:30   

mare1966 napisał/a:
A Z KIM "chciał zdradzić" ?

Biorąc pod uwagę , że chce rozwodu miałby się sam
przyznawać do zdrady ??? :roll:
A idąc dalej czemu mu tak śpieszno ?
Niby boi się , że się rozmyśli , a przecież
nic do ciebie nie czuje , pomyłka zwykła .
Gdzie tu logika ?


ponoć z kimkolwiek byle by mnie zranić i dać powód bym go zaczęła nienawidzić bo było by mi łatwej zaakceptować taki stan rzeczy (taka jest jego wersja...)
on wie że ja nie chcę rozwodu
wie też że jak dojdzie do rozprawy to nie będę orzekała o jego winie nie mam sił na taką rozprawę i walę przed sądem...

Dla niego nasze małżeństwo to było walką o władzę, tylko dla tego że chciałam by mniej pracował...
 
 
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-06, 21:39   

Lilka

To, że ktoś nic nie mówi, nie oznacza że jest zadowolony, dlatego wiele osób w kryzysie
pisze "było całkiem OK", a to oznacza , ni mniej ni więcej , że z punktu widzenia tej osoby było ok. Może trudno w to uwierzyć, ale ludzie w związkach potrafią latami ukrywać prawdziwe emocje. Każdy chce aby w związku było "dobrze", tyle że to "dobrze" nie jest jakimś uniwersalnym "dobrze", takim jak wzorzec metra w Sevres.
Jeden pan X (to fikcyjny przykład) na forum pisze, że małżeństwo było normalne, że cieżko pracował, że dbał o dzieci, nigdy nie uderzył żony i uważa, że może za mało dbał o żone, ale ogólnie było ok.
Jego żona z kolei być może codziennie płakała w poduszkę, bo chciała aby jej choc raz na tydzień powiedział, że kocha, żeby przytulił, żeby seks nie trwał 5 minut....

ps. a jakbym miał prorokować, to Twój maż juz od dawna źle sie czułw tym zwiazku (pracoholizm to czesto ucieczka od żony) i ktos go pewnie pocieszył
 
 
mare1966
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-06, 22:03   

Cytat:
znów pokłóciliśmy się o pracę, bo chciałam pojechać do rodziny (rzadko jeździłam, bo on cały czas twierdził że mam nie przeciętą pępowinę i tylko bym do domu jeździła (a w domu byłam może 4 razy w roku i to albo na Święta albo na weekend - to chyba nie tak często??) poza tym jestem bardzo zżyta z rodziną o potrzebuję czasem do nich wrócić.
wtedy powiedział że moje miejsce jest u nich, a ja w złości że w takim razie jego jest w pracy (oczywiści to była tylko prowokacja bo moje miejsce jest przy nim...) ale on na to stwierdził że zgadza się ze mną i WTEDY OTWORZYŁ OCZY...

dla mnie najważniejsza jest rodzina, bardzo lubię spotkania rodzinne Święta, rozmowy
on wręcz przeciwnie jego relacje z rodziną są bardzo kiepskie... tak samo ze znajomymi i przyjaciółmi...
zamknął się i nikogo do siebie nie dopuszcza
kiedyś usłyszałam że błędem było że otworzył się przede mną bo rozczarowało go małżeństwo i teraz cierpi


Ja myślę , że tutaj może być jego problem .
Wyniósł go w domu rodzinnego .
W małżeństwie ( w żonie ) widział ucieczkę , wyzwolenie
i nadzieję na bliską relację , ale niestety widział ją w sposób idealistyczny .
Nie okazałaś się ideałem .
W dodatku "zdradzałaś go" ( tę więź którą sobie wymarzył : on i księżniczka )
z własną rodziną . To go denerwowało , bo sam tych rodzinnych wiezi nie miał .
Dlaczego ?
Ty znasz lepiej jego historię .

Dalej nieumięjętność komunikacji , nieumiejętność wyrażania uczuć , emocji
- też z domu wyniósł prawdopodobnie .
Jakoś na ile umiał otworzył się przed tobą , ale rozczarowałaś go .
( jego zdaniem )
To znalazł sobie inną kochankę - "pracę" .
.......... i tu jest dobra wiadomość
może istotnie to ta "trzecia"

Niestety takie osoby ciche i skryte , małomówne
są niebezpieczne
bo kumulują w sobie emocje , jak "szambo" .
I widać dopiero jak się to całkiem napełni ......
wtedy NAGLE wylatuje i nie pachnie .

Przyjrzyj się jeszcze relacji pomiędzy jego rodzicami a twoimi .
Kto u ciebie rządzi w domu - mama czy tata .
I u niego .
Zwykle przejmujemy wzorce rodzinne .
 
 
mare1966
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-06, 22:30   

Znamienny jest jego stosunek do dziecka .

Jaka była jego pozycja w rodzinie ?
Jakie stosunki tam panowały .
To jedynak itd.
Był chcianym dzieckiem , jak rodzice go traktowali itd. itp.

Ty i on jesteście wytworami własnych rodzin i własnych marzeń .
Taki zbitek człowieka .
I tacy trafiamy na siebie , całkiem przypadkowo
mniej lub bardziej NIEDOJRZALI .

Bo cóż to jest ta "wielka miłość " o jakiej sama piszesz ?
A że ktoś mówi "kocham" ?
........ A CÓŻ TO ZNACZY ????????????
ale jakoś nikogo taki temat nie interesuje :mrgreen:
bo się wierzy w miłości bezinteresowne ;-)
i czasu nie ma na refleksje
taką np.
że się potrzebujemy tak zwyczajnie
a nazywamy to "wielką miłością"
a czasem nawet bezinteresowną :mrgreen:


A kto mam obiadek ugotuje , pójdzie z nami do łóżka ,
pocieszy , będzie nas ratował z cieżkiej choroby 38 stopni
kto nas doceni ( inny facet ? , szef ? :mrgreen: )
tylko zona ...... ewentualnie
a kto pieniążki przyniesie , kranik naprawi , samochodzik zreperuje ,
pójdzie z nami na zakupy ( z oporami ale jednak )
czasem powie kocham
nawet i kwiaty przyniesie choćby i na dzień kobiet
jak nie mąż ?
Kto z nami pogada , kto od nas nie ucieknie ?
....... no ten zaobrączkowany , wpisany do rejestru itd.
Ot i cała miłość .


I to wystarczy , naprawdę .
Ale nas i na tyle nie stać .
 
 
Szaraczek
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-06, 22:58   

Jeżeli On chce rozwodu, to może być orzeczony tylko z winy męża, wówczas Ty do końca życia możesz liczyć na jego wsparcie, tak samo jest przy SEPARACJI....
 
 
mitras
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-07, 08:27   

Lilka... Tam jest kowalska z pracy... Wyobraz sobie ze ja to samo uslyszalem od swojej zony... Nagle otworzyla oczy, nie kocha mnie od dawna i chce rozwodu. Rozwod chce Twoj maz na swoich warunkach bez konsekwencji. Podejscie mojej zony do dziecka rowniez bardzo sie zmienilo, gdzie byla wrecz wzorowa matka. Nie chce Cie straszyc ale jak maz trafi na opor z Twojej strony bo chce wszystko zalatwic w krotkim czasie, moze zrobic z Twojego zycia pieklo jak w moim przypadku jest, a to sa te same dzialania. W moim przypadku trafila na opor wiec zrobila ze mnie bandziora ktory bil ja od wielu miesiecy, nekal,straszyl, obrazal... Tez bylismy dobrym malzenstwem ale zjawil sie kowalski...
 
 
lillka85
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-07, 18:57   

mare1966 napisał/a:
Ja myślę , że tutaj może być jego problem .
Wyniósł go w domu rodzinnego .
W małżeństwie ( w żonie ) widział ucieczkę , wyzwolenie
i nadzieję na bliską relację , ale niestety widział ją w sposób idealistyczny .
Nie okazałaś się ideałem .
W dodatku "zdradzałaś go" ( tę więź którą sobie wymarzył : on i księżniczka )
z własną rodziną . To go denerwowało , bo sam tych rodzinnych wiezi nie miał .


mare i to jest chyba największy problem on miał jakieś wyobrażenie małżeństwa z tą jedyną a rzeczywistość okazałą się inna, nie zawsze spontaniczna, czasem ciężka, czasem ludzie są po prostu zmęczeni i potrzebują chwili wytchnienia co nie oznacza że się odsuwają...
nigdy mi nie powiedział jak widzi to małżeństwo, czy jest coś co mu przeszkadza pytałam wiele razy by w razie czego mówił zawsze słyszałam że nikt dla nikogo nie powinien się zmieniać (częściowo się zgadzam, trzeba być sobą) ale są pewne kompromisy, które trzeba wspólnie wypracować. dla niego zawsze wszystko było ok. aż tu nagle "otworzył oczy"

mare1966 napisał/a:
Znamienny jest jego stosunek do dziecka .

Jaka była jego pozycja w rodzinie ?
Jakie stosunki tam panowały .
To jedynak itd.
Był chcianym dzieckiem , jak rodzice go traktowali itd. itp


niestety bardzo zmienny o tym że nie chce dziecka dowiedziałam się również nagle jak o rozwodzie (wcześniej mówił że chce). potem znów chciał nawet mieszkanie tak planowaliśmy z myślą że kiedyś będziemy mieć dzieci... a potem znów nagle powiedział że nie...
że dziecko zniszczy wszystko i między nami nić nie będzie...
rozmawiałam z nim na ten temat i tłumaczyłam że się myli - ale nic tylko że dziecko to obowiązek i niszczenie związku (nie rozumiem tego też...)
co do jego pozycji to nie jest jedynakiem, a w domu rodzinę 'spajał' ojciec matka była bardzo wycofana (oziębła) ważna byłą praca i utrzymanie rodziny.
u mnie przeciwnie rodzina to najważniejsze co mamy...

mare1966 napisał/a:
A kto mam obiadek ugotuje , pójdzie z nami do łóżka ,
pocieszy , będzie nas ratował z cieżkiej choroby 38 stopni
kto nas doceni

to miał, zawsze wszyto co robiłam to z myślą o nim..
 
 
lillka85
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-07, 19:07   

mitras napisał/a:
Lilka... Tam jest kowalska z pracy... Wyobraz sobie ze ja to samo uslyszalem od swojej zony... Nagle otworzyla oczy, nie kocha mnie od dawna i chce rozwodu. Rozwod chce Twoj maz na swoich warunkach bez konsekwencji. Podejscie mojej zony do dziecka rowniez bardzo sie zmienilo, gdzie byla wrecz wzorowa matka.


mitras bardzo Ci współczuje i wiem co czujesz...
ja na razie takich myśli do siebie nie dopuszcza, (mam takie przeczucie na tyle znam swojego męża i czuję że problem leży gdzie indziej), dlatego że wiem że jestem jedyną osobą przed którą się 'otworzył' nawet z nikim z rodziny i przyjaciół nie był tak blisko
dlatego też jest mi tak ciężko bo nie rozumiem tego co się stało...
ehhh bardzo bym chciała alby coś dało się jeszcze zrobić by uratować to małżeństwo...

Pozdrawiam Ci serdecznie i wytrwałości życzę
 
 
mare1966
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-07, 20:34   

lillka85 napisał/a:
dlatego że wiem że jestem jedyną osobą przed którą się 'otworzył' nawet z nikim z rodziny i przyjaciół nie był tak blisko

dlatego też jest mi tak ciężko bo nie rozumiem tego co się stało...

ehhh bardzo bym chciała alby coś dało się jeszcze zrobić by uratować to małżeństwo...



Bo z rodziną ZWYKLE nie jest sie blisko .
W razie czego "mają nas" , mogą przygadywać itd.


Wydaje mi się , że musisz NA SPOKOJNIE i WNIKLIWIE
przyjrzeć sie i męzowi i sobie i waszej relacji .
A nie tak ogólnikami .
Możeś się mylić w wielu sprawach .
Z reguły nic nie bierze się z niczego ,
wszystko ma swoją logikę i przyczyny .

No i warto się doszkolić na temat relacji małżeńskich .
To także pozwala rozumieć .
 
 
AniN
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-07, 21:29   

Lillka, być może to trudne przyjąć słowa i wnikliwą, ale rzeczową analizę Mare.
Mare, szacun!

My, żony, chcemy wierzyć w niewinność naszych małżonków, bo to boli, bo zrzuca nas w otchłań odrzucenia, upokorzenia, rozpaczy.

Może Twój mąż faktycznie nie chciał dziecka, bo bał się zmiany stylu życia, obowiązków i rewolucji w domu. Jednak patrząc na nasze przykłady, których przeczytałam wiele, wszystko przemawia za osobą 3-cią. Też uważam, że to ktoś z jego miejsca pracy, dlatego ta praca tak go absorbowała, zajmowała tyle czasu. A znikanie? Pomyśl: spacerował? był u kolegów? szedł do kina? To naprawdę nierealne...

Uważam, że musisz stanąć w prawdzie. :!:
Przeanalizuj, popytaj znajomych, sprawdź, co możesz. Jak już odkryjesz prawdę, to zadbaj o dowody, o zabezpieczenie siebie.

W swoim otoczeniu mam dokładnie taki sam przykład, że mąż zachowywał się identycznie, jak Twój, często wyjeżdżał służbowo, a później zmęczenie, rozwód w 3 miesiące i zaraz potem wynajęcie mieszkania i ukazała się.... NOWA ZDOBYCZ. A wszystko poszło po jego myśli, było precyzyjnie zaplanowane. Rozwód za porozumieniem stron, podział majątku, więc miał pieniądze na start i z gniazdka do gniazdka. Faceci rzadko odchodzą w próżnię...

Mój mąż też próbował mnie przekonać o zmęczeniu, zbyt wielu kłopotach przytłaczających go, depresji, że musi odpocząć i sam zamieszkać by wszystko przemyśleć... Nie uwierzyłam, ale dramat odkrywania prawdy był najgorszym doświadczeniem mojego dotychczasowego życia. Pokrzyżowałam mu plany, bo wszystko odkryłam wcześniej niż był przygotowany do nagłego zniknięcia. I tak się wyprowadził i kowalska też, mieszkają razem, ale przynajmniej zbadałam sprawę i mam się czym bronić w razie czego.

Twój mąż ewidentnie manipulował Tobą i to Ty się wyprowadziłaś. Teraz próbuje wszystko tak ułożyć, by rozwód był za porozumieniem stron. Mieszkanie już mu zostawiłaś.

Weź się w garść! Nie wierz mu trak bezgranicznie, nie daj sobą manipulować, nie lituj się.
Wiem, że to bardzo, bardzo trudne, bo ciągle kochasz, pamiętasz dobre chwile, tęsknisz. Ja też tak miałam, ale właśnie ktoś z forum postawił mnie do pionu i wręcz kazał zadbać o swoje sprawy. Nie zaczęłam jeszcze kroków prawnych ale dzięki tej radzie mam wiele rzeczy przygotowanych, zdobyłam wiedzę, byłam u adwokatów.

Przemyśl wszystko jeszcze raz i broń się! Módl, by mieć siły.

Jestem modlitwą z Tobą.
 
 
Kinga11
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-08, 05:24   

Pytasz czy mozna mieć nadzieje, oczywiscie ze mozna, moj maz nie mieszka ze mna od pol roku, jestesmy 2 lata po slubie i ja mam ta nadzieje, mieszka w domu rodzinnym, mowi ze chce rozwodu, nie rozumiem co sie z nim dzieje i czemu tak łatwo skreśla 9 lat wspólnego zycia, ale bede walczyć o to małżeństwo do końca, i bardzo bym chciała aby mi sie udało, modlę sie, staram sie ufać Bogu, wydaje mi sie ze Twoj maz jest bardzo zagubiony... Maz mojej kolezanki tez ostatecznie z nia jakis czas temu zakończył sprawę, kazał jej sie wyprowadzić a po miesiącu stwierdził ze zwariował i chce ratować małżeństwo, okazało sie ze przegrał duzo pieniędzy, wpadł w zle towarzystwo, sa teraz razem szczęśliwi, ja nadal czekam, pewnie lada moment bedzie pozew... Ale sie nie poddaje, poki co, chodź wszyscy myślą ze oszalałam. Pomódl sie, poczytaj mądre rzeczy, moze porozmawiaj z jakimś księdzem? Nie bede oszukiwać bedzie Tobie strasznie cieżko, ja schudłam z rozmiaru L do Xs, ale pocieszę Ciebie ze juz teraz nie pamietam tego najokropnijszego okresu, bo to jak koszmar ktory potem sie zamywa, bardzo boje sie przyszłości, marze o dzieciach i rodzinie, ale tak sie zdarza, moze potem Twoje małżeństwo bedzie silniejsze albo czeka Cie inna lepsza droga, o ktorej nawet teraz nie chcesz myslec a ja razem z Toba odrzucam ta wizje. Głowa do góry albo wygrasz to małżeństwo albo i tak wygrasz siebie, wierze w to i obiecuje to. Meza zostaw w spokoju na tak długo jak sie da, zobaczysz jaki szczęśliwy bedzie sam po czasie, nie mozna byc szczęśliwym wiecznie po takim braku odpowiedzialności.
 
 
lillka85
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-09, 14:53   

Dziękuję Wam za odpowiedzi.
chyba muszę zacząć się z tym godzić :(
ale co zrobić żeby tak nie cierpieć...
nie śpię, nie jem, schudłam 15 kg, ledwo z łóżka wstaję, na nic nie mam ochoty, przy wszystkim co robię myślę o nim. nie mam nawet ochoty spotkać się z przyjaciółmi, ani leżeć ani siedzieć, ani spać
wszystko mi się zawaliło i dopiero teraz to do mnie dociera....
tylko pustka i ból...
 
 
Kinga11
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-09, 15:15   

Tez tyle schudłam.. A masz możliwość wsparcia bliskich? Mozesz na jakis czas zamieszkać z rodzicami, koleżanka? Ja przez ten cały czas myślałam tylko jak ratować i myśle nadal, ale zeby sie wyłączyć oglądałam filmy, grałam w gry, kolorowalam kolorowanki dla dorosłych, chodziłam sie modlić do obrazu sw judy Tadeusza, rozmawiałam z księżmi, czytałam fora i trwalam. Nic nie sprawiało mi przyjemności i nadal tak jest, ale spróbuj sie cieszyć dobra herbata, ładna bluzka, fajnym programem w telewizji. Przez pierwsze miesiące trwalam w amoku pod kocem i byłam wyprowadzana na spacer przez rodzine i kolezanki. Proponuje tez leki Bo jestes napewno w ciężkiej depresji i koniecznie pomysl że nie moze byc zawsze zle, żę to sytuacja przejściowa. Zawsze po każdej najgorszej burzy wychodzi słońce kwestia kiedy bo wyjdzie napewno. Ja mam braci dwóch którzy z jednej strony mnie wspierają z drugiej uważają za wariatkę zek to walczę.
 
 
lilu
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-09, 21:56   

Cytat:
co zrobić żeby tak nie cierpieć


Obawiam się, że na to nie ma rady. Ja na początku czułam się jakbym żyła w obozie koncentracyjnym....z tą różnicą, że dookoła ludzie żyją sobie "normalnie" i nikt nie jest w stanie zrozumieć nieprawdopodobnego cierpienia, jakiego doświadczałam.
Jak pisze Kinga, po jakimś czasie wyjdzie słońce. Tzn chociażby do takiego momentu, że poczujesz, że cierpisz już trochę mniej, a potem, że "da się żyć".
Ja na początku miałam włączony tryb "przetrwać" - czyli jeść na siłę, robić coś na siłę, na zasadzie "fake it till you make it" - czyli udawaj, aż w końcu to udawanie stanie się prawdą. Jak pisałam w swoim wątku - póki co moim sukcesem jest to, że przeżyłam. Potem powoli pojawią się i inne sukcesy, na miarę naszych możliwości oczywiście. Tylko będziemy musieli zacząć je zauważać i nie porównywać się...Ja mam np kłopot z porównywaniem, niestety. Inni pędzą do przodu, mają plany i je realizują, a ja musiałam zmienić swoje życie o 18 stopni i już nie wiem kim jestem. Wszelkie plany legły w gruzach. Czasem aż czuję się "gorszym" członkiem społeczeństwa.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8