Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
kryzys... czy to koniec...
Autor Wiadomość
lillka85
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-06, 12:21   kryzys... czy to koniec...

Witajcie,
Jestem tu nowa ale od jakiegoś czasu śledzę forum i historię ludzi którzy przeżywają kryzys, szukając nadziei że małżeństwo da się uratować.
nie wiem co robić nie radzę sobie z tym co się stało, opiszę w skrócie moją historię (mam 31 lat). opis jest trochę chaotyczny ale ciężko mi uporządkować myśli...
jestem po ślubie dopiero 1,5 roku a mojego męża znam łącznie 6 lat (jak się poznaliśmy byłam w bardzo trudnej sytuacji i on wtedy bardzo mi pomógł) potem przyszła wielka miłość, byłam z nim bardzo szczęśliwa, on także (przynajmniej tak mówił).
byliśmy normalnym małżeństwem czasem się kłóciliśmy były lepsze i gorsze momenty...
ale zawsze byliśmy razem wiedziałam że mogę mu w pełni ufać a on mi, nie było żadnych tajemnic.
Wprowadziliśmy się do nowego (swojego mieszkania) bardzo się nim cieszyliśmy a miesiąc później usłyszałam od męża że nasze małżeństwo nie mam sensu… że oddaliliśmy się od siebie że nie ma już nic…, tak nagle wcześniej mówił że kocha mnie i jestem dla niego najważniejszą osobą a tu taki cios, totalne zaskoczenie dla mnie…
potem prosiłam by powiedział co się stało ale tylko stwierdził że mnie nie kocha, że wypaliła się jego uczucie do mnie, że nie chce mnie w sowim życiu, że miałam być tą jedyną którą sobie wymarzył a nie jestem,
strasznie bolały te słowa...
potem zachowywał się jakby miał depresję, łzy w oczach i całkowity bark kontaktu... próbowałam go na wizytę u lekarza namówić ale nic to nie dało cały czas słyszałam że nic już nie ma sensu... cierpiałam bo nie mogłam nic na to poradzić odtrącał każdą wyciągniętą rękę...
przez 3 tyg. próbowałam z nim rozmawiać, prosić, błagać o szansę, by tego nie skreślał by walczył i przypomniał sobie dlaczego się pobraliśmy co nas łączyło ale usłyszałam tylko że to był błąd,
nie jestem w stanie tego zrozumieć... gdy próbowałam pytać straszył że się wyprowadzi stał się okrutny...po 3 tygodniach wyjechaliśmy na weekend myślałam że przemyślał i będzie chciał ratować nasz związek ale on powiedział że owszem przemyślał i jest pewien że chce rozwodu.... poczułam się jakby ktoś mnie czymś w głowę uderzył od tego czasu nie mogę dojść do siebie, nie rozumiem tego co się stało, jak można było tak ważną decyzję odjąć od tak po prostu...
wykrzyczał mi że dusił się w tym małżeństwie i nigdy nie chciał dzieci...
w listopadzie zmienił się nie do poznania wychodził z domu, nie wracał, każda próba rozmowy kończyła się niepowodzeniem. Podzielił szybko majątek, mieszkanie postanowił zatrzymać (stwierdził że mnie i tak na nie stać) a ja musiałam się wyprowadzić...
nic nie pomagało ani prośby, chciałam abyśmy na terapię poszli ale to nic nie dało...
on nie jest tym człowiekiem którego poznałam i za którego wyszłam. w dwa tyg. po mojej wyprowadzce umówił prawnika i zaczął realizować swoje postanowienie

mój mąż jest osobą która nie okazuje za dużo uczuć i emocji ale w ostatnich tygodniach robi wszystko by mnie do siebie zrazić.
na początku gdy mi powiedział że chce odejść myślałam że ma kogoś ale teraz na 100% jestem pewna że nie.
Raz przed wyprowadzką moją udało nam się szczerze porozmawiać i przyznał że zniszczył wszystko i że nie radzi sobie z tym, jednak zdania o rozwodzie nie zmienił, bo wszystko zaszło tak daleko że tylko rozwód to zakończy… (a przecież to nie rozwiąże naszych problemów! Których i tak za dużo nie były)….
Nic więcej się nie powiedział...

po mojej wyprowadzce w ciągu 2 tyg. załatwił spotkanie u prawnika (wcześniej spotkał się ze mną, znów go zapytałam czy jest tego pewien bo ja nie chcę rozwodu ale stwierdził że tylko tak może zamknąć nasze problemy).

Święta mimo że takie radosne z rodziną były dla mnie bardzo ciężkie....,
mimo że mieszkam sama to nie mogę się z tym pogodzić, to tak boli nie rozumiem nic z tego co się dzieje .
jestem wierzącą osobą i nie chcę rozwodu, nie mogę uwierzyć że coś takiego po prostu się kończy. Wiem dlaczego wyszłam za mojego męża i Kocham go bardzo, ale wiem że sama nie dam rady nic zrobić jeśli on tak bardzo nie chce…
Nie wiem co robić brak mi sił, ciągle płaczę i nigdzie nie mogę znaleźć sobie miejsca, czuję straszną pustkę i tęsknie….
Proszę poradźcie jak sobie z tym radzić...
nie mam już sił...
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-06, 12:36   

Witaj Lilka85 na naszym forum

Na początek chciałbym tylko Ci przypomnieć, że pisząc staraj się nie podawać szczegółów, które umożliwiłyby identyfikację Ciebie.

Czytałem Twoją historie i myślałem: kolejny standard.

Piszesz:
lillka85 napisał/a:
na początku gdy mi powiedział że chce odejść myślałam że ma kogoś ale teraz na 100% jestem pewna że nie

A ja, mimo ze tego nie robię, byłbym skłonny założyć się, że jest jakaś kowalska.
Jak tutaj często mówimy, nikt (rozumiane jako praktycznie nikt) nie odchodzi w próżnię. Najczęściej ktoś tam jest, kto jest powodem takiej zmiany naszym małżonków. Sam też nie wierzyłem, że jest ktoś, a był.

Polecę Ci może listę Zerty, jak się zachowywać w czasie kryzysu. Jest ona tutaj:
http://www.kryzys.org/arc...r=asc&start=126

Teraz walcz o siebie. Staraj się znaleźć coś, co zajmie Ci myśli, żebyś się nie zadręczała. Może to być praca (ale bez przesady), jakieś przyjemności (książka, film, sport), spacer, ...
 
 
STOPka
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-06, 12:47   

lillka85, bardzo Ci współczuję sytuacji, w której się znalazłaś.Dwie rzeczy przychodzą mi do głowy - po pierwsze albo jest jakaś Kowalska, która bardzo namieszała w Waszym życiu albo po drugie mąż wpadł w jakieś tarapaty np.finansowe, nie wiem, wiem jedno jesteście dopiero co po ślubie i dla mnie coś tu śmierdzi (przepraszam za dosadność).lillka85, a czego Ty chcesz? co Ci mówi mąż? postaraj się poskładać Jego słowa, gesty w całość może zobaczysz szersze pole jego myślenia.lillka85, a co na to Twoja i Jego rodzina, może Oni coś wiedzą o czym nie wiesz Ty??
lillka85 napisał/a:
wykrzyczał mi że dusił się w tym małżeństwie i nigdy nie chciał dzieci...
lillka a może tu jest sedno sprawy, mąż nie miał przestrzeni, zapomniał o sobie na rzecz Ciebie, może Go za mocno osaczałaś, może Go za mocno naciskałaś na dzieci już teraz (nie wiem).Może On Ci dawał sygnały? po to gdybam abyś Ty mogła odpowiedzieć sobie na te pytania, może one coś Ci dadzą, pozwolą zrozumieć.
 
 
lillka85
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-06, 13:06   

Wiem że nie ma innej kobiety, bo w jedynej szczerej rozmowie jaką udało na się odbyć w ostatnim czasie powiedział że bardzo chciał zdradzić aby mu było łatwiej, bo mógłby mi powiedzieć że zdradził i sytuacja byłaby wg. niego prostsza do wytłumaczenia... ale nie i nie zrobił tego.
 
 
lillka85
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-06, 13:29   

STOPka napisał/a:

lillka a może tu jest sedno sprawy, mąż nie miał przestrzeni, zapomniał o sobie na rzecz Ciebie, może Go za mocno osaczałaś, może Go za mocno naciskałaś na dzieci już teraz (nie wiem).Może On Ci dawał sygnały?


Niestety to chyba jest jeden z powodów, przed ślubem mąż chciał dzieci (ja bardzo chciałam i mu o tym otwarcie mówiłam) on zawsze powtarzał że to głównie od kobiety zależy czy chce dzieci, ale też chciał dziecko, chociaż często mówił że można poczekać, ja trochę chyba zbyt mocno naciskałam by nie odkładać takiej decyzji za długo (mam spore problemy zdrowotne) i nawet staraliśmy się o dziecko i nagle on stwierdził że już dzieci nie chce. Nigdy później nie wrócił do rozmowy o dzieciach, a ja już nie chciałam naciskać więc też jej nie zaczynałam (czekałam aż sam przemyśli temat i powróci do niego, moje zdanie znał...). Kiedyś usłyszałam że on uważa że nie byłam z nim szczęśliwa bo on nie chce dzieci... ale to nie prawda pokazywałam mu i dawałam odczuć że jestem z nim bardzo szczęśliwa, on sobie to wmówił i nie jestem w stanie go przekonać...
tak jak z rozwodem wmówił sobie że tylko to zamknie nasze problemy...

edycja: poprawiono cytowanie
Ostatnio zmieniony przez 2016-01-06, 13:36, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
lillka85
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-06, 13:34   

STOPka napisał/a:
może Go za mocno osaczałaś


mąż miał dużo swobody, on bardzo dużo pracuje ja zajmowałam się domem, niewiele obowiązków w domu miał, przez natłok pracy przestał się czymkolwiek interesować, porzucił zainteresowania i znajomych, a każda próba rozmowy kończyła się awanturą że chcę go od pracy odciągnąć...
Bardzo go Kocham i bardzo bym chciała aby spróbował razem ze mną naprawić to co zniszczyliśmy...
z perspektywy tych 2 miesięcy widzę że sporo mamy do naprawienia, ale można to zrobić :(
 
 
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-06, 14:00   

lillka85 napisał/a:
Wiem że nie ma innej kobiety, bo w jedynej szczerej rozmowie jaką udało na się odbyć w ostatnim czasie powiedział że bardzo chciał zdradzić aby mu było łatwiej, bo mógłby mi powiedzieć że zdradził i sytuacja byłaby wg. niego prostsza do wytłumaczenia... ale nie i nie zrobił tego.


Lilka pominę to czy jest inna kobieta czy jej nie ma, choć z Twojego opisu wydarzeń wynika że jest duże prawdopodobieństwo istnienia innej osoby , ale zastanawia mnie Twoje przekonanie, że to właśnie wyznanie męża może być szczere.

Wątpię czy człowiek który realizuje aż tak konsekwentnie swój plan, min. sprawia że musisz opuścić mieszkanie żeby nie powiedzieć wprost, że wyrzuca Cię z Waszego mieszkania, może w ogóle być szczery i prawdomówny, że nie ma nic do ukrycia.

lillka85 napisał/a:
On nie jest tym człowiekiem którego poznałam i za którego wyszłam. w dwa tyg. po mojej wyprowadzce umówił prawnika i zaczął realizować swoje postanowienie


Dość szybko i nadzwyczaj konsekwentnie mąż je realizuje.
Jeśli jest zainteresowany rozwodem a jest, to jego ewentualna zdrada czy trwanie w romansie miałyby konsekwencje, zatem musiałby być szalony by otwarcie Tobie o tym opowiadać.

Wiem, że taka wiedza może okazać się zbyt bolesna dla Ciebie, zatem wydaje Ci się, że lepiej żyć w nieświadomości myśląc że podobne zachowania mogą być zaincjowane np. fazą księżyca ;-) ...oczywiście to żart.
Zmiana męża jest jednak tak drastyczna i radykalna w swoich konsekwencjach że może lepiej by było rozeznać sytuację niż opierać się na "szczerym" wyznaniu męża do którego, wobec faktów o których wspominasz nie sądzę by był w ogóle zdolny.

Lila, jeśli wiemy o czymś zawsze możemy przedsięwziąć właściwe działania, których podjąć nie możemy żyjąc w niewiedzy.
To moje zdanie, Ty oczwiście masz prawo od własnych decyzji.
 
 
lillka85
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-06, 14:30   

kenya, dziękuję za odpowiedź
masz rację wszystko dzieje się tak niesamowicie szybko...
ja cały czas słyszę że n nagle 'otworzył oczy' i zobaczył że nic nas nie łączy
wiem że nie byłam idealną żoną ale nigdy nic nie mówił (w ogóle nie wiele mówił)...
pierw nakłaniał mnie do wyprowadzki a potem powiedział że dumą się uniosłam i wyprowadziłam a przecież mogłam na spokojnie poszukać mieszkania innego a nie brać pierwsze lepsze
przeraża mnie jego konsekwentne realizowanie planu i to tępo...
nigdy nie okazywał emocji
decyzja o rozwodzie jest JEGO pierwszą decyzją którą podjął sam tak przynajmniej twierdzi, bał się że zwlekając ze ślubem będę chciała odejść więc go wziął (nigdy na ślub nie naciskałam) teraz mówi że zrobił to wbrew sobie.

Jakiś czas temu miałam problemy w pracy on mnie wtedy mocno wspierał a teraz mówi że miał tego dość bo ileż można chodzić zdołowanym pracą i marudzić...
w ogóle mówił że mam mnie dość i w końcu chce być szczęśliwy sam nie kocha mnie i nic do mnie nie czuje. Na koniec stwierdził że on nigdy nie powinien brać ślubu. Z żalem wspomina czas narzeczeństwa i twierdzi że małżeństwo to zniszczyło. wydaje mi się że on nie radzi sobie ze zwykłą codziennością.
kiedyś powiedział że chciał inaczej spędzać dnie być spontaniczny, robić, realizować swoje plany, rozwijać się a tego nie ma dużo pracuje i nie ma na nic innego czasu...
jak się wyprowadzałam to miał ze 100 planów co zrobić jak już zniknę z jego życia a nie zrobił z tego nic...

Ja nie wiem co robić nie mam sił... mąż zawsze był przy mnie teraz jestem sama, nie mam sił wstać z łóżka iść do pracy, normalnie funkcjonować, strasznie schudłam, nie mogę jeść i spać...

Modlę się o siłę ale mam jej coraz mniej....
 
 
JolantaElżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-06, 14:59   

lillka85 napisał/a:
kenya, dziękuję za odpowiedź
masz rację wszystko dzieje się tak niesamowicie szybko...
ja cały czas słyszę że n nagle 'otworzył oczy' i zobaczył że nic nas nie łączy
wiem że nie byłam idealną żoną ale nigdy nic nie mówił (w ogóle nie wiele mówił)...
pierw nakłaniał mnie do wyprowadzki a potem powiedział że dumą się uniosłam i wyprowadziłam a przecież mogłam na spokojnie poszukać mieszkania innego a nie brać pierwsze lepsze
przeraża mnie jego konsekwentne realizowanie planu i to tępo...
nigdy nie okazywał emocji
decyzja o rozwodzie jest JEGO pierwszą decyzją którą podjął sam tak przynajmniej twierdzi, bał się że zwlekając ze ślubem będę chciała odejść więc go wziął (nigdy na ślub nie naciskałam) teraz mówi że zrobił to wbrew sobie.

Jakiś czas temu miałam problemy w pracy on mnie wtedy mocno wspierał a teraz mówi że miał tego dość bo ileż można chodzić zdołowanym pracą i marudzić...
w ogóle mówił że mam mnie dość i w końcu chce być szczęśliwy sam nie kocha mnie i nic do mnie nie czuje. Na koniec stwierdził że on nigdy nie powinien brać ślubu. Z żalem wspomina czas narzeczeństwa i twierdzi że małżeństwo to zniszczyło. wydaje mi się że on nie radzi sobie ze zwykłą codziennością.
kiedyś powiedział że chciał inaczej spędzać dnie być spontaniczny, robić, realizować swoje plany, rozwijać się a tego nie ma dużo pracuje i nie ma na nic innego czasu...
jak się wyprowadzałam to miał ze 100 planów co zrobić jak już zniknę z jego życia a nie zrobił z tego nic...

Ja nie wiem co robić nie mam sił... mąż zawsze był przy mnie teraz jestem sama, nie mam sił wstać z łóżka iść do pracy, normalnie funkcjonować, strasznie schudłam, nie mogę jeść i spać...

Modlę się o siłę ale mam jej coraz mniej....


Lillka, niestety to są skutki stresu. Wszyscy ich doświadczylismy i wyleźliśmy z tego, dzięki modlitwie i pracy nad sobą, chociaż też nie mieliśmy sił. Ale wszystko powolutku. Zbieraj się z pomocą Pana Boga i sycharowiczów. i Ty też dasz radę prędzej czy później. Sama się przekonasz. Na razie zajmij się czymś co odciągnie Ci myśłi od tego bezustannego myślenia. Nie ma innej drogi :-/
 
 
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-06, 16:46   

lillka85 napisał/a:
przeraża mnie jego konsekwentne realizowanie planu i to tępo...

nigdy nie okazywał emocji


Lilia, współczuję Ci bardzo. Wyobrażam sobie jak możesz czuć się zdezorientowana nagłą zmianą postawy męża.

Odnośnie jawnego oskarżania Ciebie i upatrywania w Tobie przyczyn jego działania, są to postawy do których pilnie i natychmiast powinnaś się zdystansować.
Nie bierz na siebie jego oskarżeń tylko skup się na faktach i pragmatycznej ich ocenie.

W tym przypadku dobrze by było, choć to trudne przyznam, kierować się jak najmniej emocjami a jak najczęściej zwracać się do zdrowego rozsądku i rozumu.

Lilka, "zanurz" się w przeszłość męża, przyjrzyj się jego relacjom wszelakim, z rodzicami, rodzeństwem, przyjaciółmi, współpracownikami itd.
Spróbuj dokonać analizy tychże.
Wnioski z tych retrospekcji płynące mogą Tobie dużo powiedzieć o mężu.
Możesz dostrzec rzeczy których do tej pory nie widziałaś.
Z mojej strony dodam, że nikt z prawidłowo ukształtowaną osobowością, z dnia na dzień nie staje się tak bezwzględny ani też tak nieprzejednany.
Przyjrzyj się dokładnie także waszym relacjom z czasów narzeczeństwa.
Coś tam wyszperasz, jak mniemam.
 
 
lillka85
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-06, 19:32   

Nie napisałam jeszcze jednej rzeczy:
przed Świętami spotkałam się z mężem i jeszcze raz go zapytałam czy on jest tego pewien bo ja nie chcę rozwodu. Spokojnie rozmawialiśmy powiedział tylko że nie jest niczego pewien dlatego jak najszybciej chce się rozwieść by nie dłużej nie zastanawiać się nad tym... Stwierdził że pewne decyzje już zapadły i teraz tylko trzeba je zacząć realizować... niestety decyzja raz podjęta dla niego jest nie do cofnięcia...
udało nam się nie pokłócić za bardzo, ale stwierdził że boi się że im dłużej będzie odkładać rozwód tym mniejsza szansa by potem nawiązać jakąś relację (że rozmowy na temat rozstania nas niszczą....)
jestem totalnie skołowana... jak proszę by jeszcze to przemyślał to reaguje agresją
nie wiem co robić, czekać, działać (jeżeli tak to jak)...
dla niego rozwód nie oznacza końca... a ja jestem w rozpaczy
 
 
mare1966
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-06, 19:38   

Oczywiście podpisuję się pod Kenya .

Niestety także pod tym , co tu jedni jawnie , a inni mniej sugerują .
Bardzo wątpliwe aby nie było osoby "trzeciej" .
Zwykle to "koleżanka z pracy" .

Oczywiste jest także , że osoba zdradzana , zdradzona
dowiaduje się i przyjmuje do możliwości ten fakt OSTATNIA .
Wiem , ze to na dziś jeszcze trudne ,
ale zacznij analizować słowa męża , a jeszcze bardziej ZACHOWANIE i FAKTY .



lillka85 napisał/a:
byliśmy normalnym małżeństwem czasem się kłóciliśmy

O co , w jaki sposób , co z tych kłótni wynikało ?


lillka85 napisał/a:
ale tylko stwierdził że mnie nie kocha, że wypaliła się jego uczucie do mnie, że nie chce mnie w sowim życiu, że miałam być tą jedyną którą sobie wymarzył a nie jestem,


Nie "wypala się " od razu to raz .
Dwa , ale to już do niego , że tej z "jego marzeń" nigdy nie znajdzie
bo istnieje tylko w jego marzeniach , ale to już jego problem niedojrzałości .


lillka85 napisał/a:
nie rozumiem tego co się stało, jak można było tak ważną decyzję odjąć od tak po prostu...


Tę decyzję podejmował od dawna , a tylko zakomunikował " na końcu"
i tylko dla ciebie niespodziewanie .
Przecież nikt nie siedzi w cudzych myślach .


lillka85 napisał/a:
w listopadzie zmienił się nie do poznania wychodził z domu, nie wracał


I gdzie przebywał jak nie wracał ?



lillka85 napisał/a:
przez 3 tyg. próbowałam z nim rozmawiać, prosić, błagać o szansę, by tego nie skreślał by walczył i przypomniał sobie dlaczego się pobraliśmy co nas łączyło ale usłyszałam tylko że to był błąd,


.......... to był błąd
To jego ocena małżeństwa czy związku .
Przykre , ale tak widzi .


lillka85 napisał/a:
Podzielił szybko majątek, mieszkanie postanowił zatrzymać (stwierdził że mnie i tak na nie stać) a ja musiałam się wyprowadzić...


A ty "opuściłaś męża" , tak to może przedstawiać w sądzie ,
bo czy on cię siłą wyrzucał ?



lillka85 napisał/a:
on nie jest tym człowiekiem którego poznałam i za którego wyszłam. w dwa tyg. po mojej wyprowadzce umówił prawnika i zaczął realizować swoje postanowienie


A kim jest ?
To ktoś inny ?
Są tylko diwe możliwości :
1. jednak go NIE POZNAŁAŚ ( tak jak on ciebie , bo to nie ta się okazało , nie z jego marzeń )
2. coś , ktoś go zaczarowało


lillka85 napisał/a:
Raz przed wyprowadzką moją udało nam się szczerze porozmawiać i przyznał że zniszczył wszystko i że nie radzi sobie z tym, jednak zdania o rozwodzie nie zmienił, bo wszystko zaszło tak daleko że tylko rozwód to zakończy…


Faceci mówią o faktach i fakty zwykle mają na myśli .
A więc COŚ ZASZŁO i to ZA DALEKO i coś zniszczył , nie radzi sobie .


lillka85 napisał/a:
Wiem dlaczego wyszłam za mojego męża i Kocham go bardzo


Zwykle mylimy słowo kocham z POTRZEBUJĘ .
Dlaczego on ucieka od tak kochającej żony ?



lillka85 napisał/a:
ja cały czas słyszę że n nagle 'otworzył oczy' i zobaczył że nic nas nie łączy


A coż się takiego stało , że je NAGLE otworzył ?


lillka85 napisał/a:
wiem że nie byłam idealną żoną ale nigdy nic nie mówił (w ogóle nie wiele mówił)...


Witaj w "klubie niemówiących współmałżonków " .



lillka85 napisał/a:
decyzja o rozwodzie jest JEGO pierwszą decyzją którą podjął sam tak przynajmniej twierdzi, bał się że zwlekając ze ślubem będę chciała odejść więc go wziął (nigdy na ślub nie naciskałam) teraz mówi że zrobił to wbrew sobie.


No tak , ciemiężyłaś go te 6 lat .
Niestety może mówi prawdę w tym - bał się że odejdziesz ,
a zawsze to jakaś zona , lepsza niż żadna .


lillka85 napisał/a:
Z żalem wspomina czas narzeczeństwa i twierdzi że małżeństwo to zniszczyło. wydaje mi się że on nie radzi sobie ze zwykłą codziennością.


Tu może być coś prawdy .
Bajka chłopczyka prysła .


lillka85 napisał/a:
kiedyś powiedział że chciał inaczej spędzać dnie być spontaniczny, robić, realizować swoje plany, rozwijać się a tego nie ma dużo pracuje i nie ma na nic innego czasu...


Niech spontanicznie zrezygnuje z pracy i robi co chce SPONTANICZNIE .
..... i bez dziecka
które przecież ryczy i przeszkadza w spontaniczności



=================================================

Niestety , trzeba na poważnie
przyjrzeć sie i jemu i sobie
i jego rodzinie , rodzicom
i swojej rodzinie , swoim rodzicom .
POWOLI .


Napisałem bez "przytulam cię" , współczuję itp.
od tego są Inni :mrgreen:
tak wiem , to też BARDZO WAŻNE ;-)


Wiedz tylko , że nie jesteś sama z takimi problemami ,
jest nas wielu wielu .
A w kupie zawsze raźniej . :->
 
 
mare1966
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-06, 19:49   

lillka85 napisał/a:
Wiem że nie ma innej kobiety, bo w jedynej szczerej rozmowie jaką udało na się odbyć w ostatnim czasie powiedział że bardzo chciał zdradzić aby mu było łatwiej, bo mógłby mi powiedzieć że zdradził i sytuacja byłaby wg. niego prostsza do wytłumaczenia... ale nie i nie zrobił tego.


A Z KIM "chciał zdradzić" ?

Biorąc pod uwagę , że chce rozwodu miałby się sam
przyznawać do zdrady ??? :roll:
A idąc dalej czemu mu tak śpieszno ?
Niby boi się , że się rozmyśli , a przecież
nic do ciebie nie czuje , pomyłka zwykła .
Gdzie tu logika ?


A może on poznał taką spontaniczną nowoczesną kolezankę
co to i dziecka nie planuje
tylko takie życie na luzie ?
 
 
lillka85
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-06, 20:23   

mare dziękuję za odpowiedź napiszę po kolei:

mare1966 napisał/a:
O co , w jaki sposób , co z tych kłótni wynikało ?

kłóciliśmy się przeważnie o jego pracę bo poświęcał jej całą uwagę, chciałam aby chociaż po powrocie do domu nie pracował nie zajmował się komputerem, tabletem itd.
ja jestem bardzo emocjonalną osobą często wszytko z siebie wyrzucam on bardzo opanowaną nigdy nie krzyczy - ostatecznie zawsze rozmawialiśmy do końca (nie było cichych dni)
ale on się coraz bardziej zamykał w pracy i wkurzał że próbuję go od niej odciągnąć.
Ja natomiast chciałam rodziny i ciepła rodzinnego by chociaż godzinę dziennie nam poświęcił ale na chwilę się zmienił potem wrócił do dawnych nawyków. Przy odejściu powiedział że zawsze praca była dla niego najważniejsza... nie my/rodzina

mare1966 napisał/a:
Nie "wypala się " od razu to raz .
Dwa , ale to już do niego , że tej z "jego marzeń" nigdy nie znajdzie
bo istnieje tylko w jego marzeniach , ale to już jego problem niedojrzałości .

w takim razie świetnie udawał miesiąc przed tym jak podjął decyzję twierdził że Kocha mnie bardziej niż kiedykolwiek...
potem mówił że od dawna nie podobało mu się to co się działo w naszym życiu, ale nie mówił mi o tym by mnie nie martwić postanowił sam wałczyć z sobą i przekonać siebie że da się to naprawić....
szkoda że mnie w tym czasie okłamywał ja żyłam jak w bajce (którą on tworzył) a on nieszczęśliwy

mare1966 napisał/a:
I gdzie przebywał jak nie wracał ?

tego niestety nie wiem i nic nie chciał mówić, tylko tyle że chciał być sam bo nie mógł znieść mojego płaczu i mojej obecności :(
ciężko nie załamać się ja spada na człowieka coś takiego tak nagle

mare1966 napisał/a:
A coż się takiego stało , że je NAGLE otworzył ?

znów pokłóciliśmy się o pracę, bo chciałam pojechać do rodziny (rzadko jeździłam, bo on cały czas twierdził że mam nie przeciętą pępowinę i tylko bym do domu jeździła (a w domu byłam może 4 razy w roku i to albo na Święta albo na weekend - to chyba nie tak często??) poza tym jestem bardzo zżyta z rodziną o potrzebuję czasem do nich wrócić.
wtedy powiedział że moje miejsce jest u nich, a ja w złości że w takim razie jego jest w pracy (oczywiści to była tylko prowokacja bo moje miejsce jest przy nim...) ale on na to stwierdził że zgadza się ze mną i WTEDY OTWORZYŁ OCZY...

dla mnie najważniejsza jest rodzina, bardzo lubię spotkania rodzinne Święta, rozmowy
on wręcz przeciwnie jego relacje z rodziną są bardzo kiepskie... tak samo ze znajomymi i przyjaciółmi...
zamknął się i nikogo do siebie nie dopuszcza
kiedyś usłyszałam że błędem było że otworzył się przede mną bo rozczarowało go małżeństwo i teraz cierpi

mare1966 napisał/a:
lillka85 napisał/a:
przez 3 tyg. próbowałam z nim rozmawiać, prosić, błagać o szansę, by tego nie skreślał by walczył i przypomniał sobie dlaczego się pobraliśmy co nas łączyło ale usłyszałam tylko że to był błąd,

......... to był błąd
To jego ocena małżeństwa czy związku .
Przykre , ale tak widzi .


niestety teraz to wiem i staram się nie powtórzyć tego błędu, nie dzwonić, nie pisać
wyciszyć się - ale jest to strasznie trudne

mare1966 napisał/a:
A ty "opuściłaś męża" , tak to może przedstawiać w sądzie ,
bo czy on cię siłą wyrzucał ?


no niby nie ale cały czas słyszałam że muszę sobie coś znaleźć że nie ma co odkładać tego bo muszę sie wyprowadzić, jak nie ja to on się wyprowadzi i da mi czas na wyprowadzkę, a potem wróci do 'swojego' mieszkania

czy po czymś takim można mieć nadzieję że to jeszcze nie koniec?????
że coś da się jeszcze zrobić???
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 10