Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
A jak życ osobno, w jednym domu?
Autor Wiadomość
utka2
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-30, 11:28   A jak życ osobno, w jednym domu?

Nie miałam kompletnie pojecia gdzie wrzucic to zapytanie. Ani do rozwodu, ani do odbudowy, ani do naprawy. Nigdzie nie pasuje.

Natomiast problem nadal jest - i to ciężki do ugryzienia. Jak żyć razem w jednym domu, w przypadku gdy małżonek jasno powiedział, ze nic oprócz dzieci nas nie łączy. Co prawda nadal zastanawia sie czy są jego i nie jest pewny, ale podobno je kocha.

Mnie nie, na mnie nie może patrzeć, cięzko mu wracać do tego domu gdy ja w nim jestem, nie ma żadnej wspólnego dobra. Dowiedziałam sie ze nie ma żadnej wspólnoty małżeńskiej dla niego, jesteśmy dwojgiem odrębnych (coraz bardziej obcych ludzi).

Wiem że sporo jest takich sytuacji, gdy nawet po rozwodzie ludzie z przyczyn - pewnie głównie ekonomicznych - są zmuszeni mieszkać razem.


No więc jak żyć w takim układzie?
Rozmowy nic nie dają, prośby, błagania, przepraszanie ("przeprosiny przyjąłem"). Wiec nie potrzebuje rad jak czekać nie czekając, jak się modlić, jak być z Bogiem.

Potrzebuję rad jak być pod jednym dachem z człowiekiem, który najchętniej wystawiłby mnie za drzwi.

Mam kompletną pustkę w głowie po tych świetach. W Wigilię usłyszałam od meża życzenia "abyśmy wolni byli, bo wolność jest najważniejsza".
 
 
hubcia576
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-30, 11:33   

utka2 napisał/a:
No więc jak żyć w takim układzie?
Rozmowy nic nie dają, prośby, błagania, przepraszanie ("przeprosiny przyjąłem"). Wiec nie potrzebuje rad jak czekać nie czekając, jak się modlić, jak być z Bogiem.


utka2 - pozostaje w takim razie - przebaczyć i kochać, jak lubić się nie pozwala!
 
 
hubcia576
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-30, 11:41   

Utka2 -rozumiem Twoje rozterki, sama biłam się z myślami, próbowałam żyć obok i trwało tak kilka lat, pod jednym dachem, mimo odrzucenia ze strony męża.

Ponieważ to bardzo mnie bolało i niszczyło , postanowiłam odejść z domu, do którego nie miałam praw.

Dla mnie osobiście, na tamten czas, wspólne mieszkanie było ponad siły.

Powody, dla których wyprowadziłam się z domu były jeszcze głębsze. Mąż używał mojej osoby dla usprawiedliwiania destrukcji, którą tworzył, a robił tak na skutek choroby.
Ostatnio zmieniony przez hubcia576 2015-12-30, 11:41, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
utka2
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-30, 11:41   

hubcia576, ja wybaczyłam - wybaczyłam ostatnie dwa lata obrzucania mnie błotem, powracania non stop w coraz gorszych słowach do tego co było. Wybaczyłam, bo tak jest mi po prostu lżej. Wolę, zeby zatruwała mnie tylko sytuacja a nie dodatkowo wszystkie baty jakie otrzymałam.

Tylko wiesz, poza wybaczeniem jest codzienność. Poranek z szykowaniem dzieci do szkoły, z szykowaniem siebie do pracy, popołudnie po powrocie z pracy. Koszmarne weekendy, kolejna długa przerwa swiateczna - o tym piszę. Jak znoszą, jak radzą sobie ludzie którzy mają na codzień taką sytuację?
 
 
hubcia576
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-30, 11:46   

utka2 napisał/a:
Tylko wiesz, poza wybaczeniem jest codzienność. Poranek z szykowaniem dzieci do szkoły, z szykowaniem siebie do pracy, popołudnie po powrocie z pracy. Koszmarne weekendy, kolejna długa przerwa swiateczna - o tym piszę. Jak znoszą, jak radzą sobie ludzie którzy mają na codzień taką sytuację?


Wiem o czym piszesz. Rozumiem.
 
 
zenia1780
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-30, 11:47   

utka2, Zająć się sobą. Odkrywanie siebie, swoich potrzeb i pragnień, rozpoznawanie swojej drogi jako kobiety, zony, matki w świetle i prawdzie Boga.Zapisałaś się na kroki? Są pracochłonne, jeśli chce się je uczciwie przerobić. Ja skupiłam się na nich. Spotkania, w ogniskach, rekolekcje lektury w pomagające w odkryciu tego, kierownik duchowy i Przede wszystkim czytanie Słowa Bożego.
 
 
Metanoja1
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-30, 11:55   

Próbować dobrze przeżyć z Bogiem tylko ten dany dzisiejszy dzień i go wygrać. O następnym myśleć jutro. To na pewno sporo pomoże.
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-30, 11:59   

utka2 napisał/a:
Natomiast problem nadal jest - i to ciężki do ugryzienia. Jak żyć razem w jednym domu, w przypadku gdy małżonek jasno powiedział, ze nic oprócz dzieci nas nie łączy. Co prawda nadal zastanawia sie czy są jego i nie jest pewny, ale podobno je kocha.


Ja jako racjonalny facet, zrobiłbym badania DNA i mu udowodnił, że dzieci są jego. Nic nie przemawia tak do faceta jak argumenty nie do podważenia.
 
 
utka2
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-30, 12:04   

zenia1780, - mam wrażenie ze cała umiejętność zajmowania się sobą gdzieś uleciała. Poza tym po świetach BN mam wrazenie ze wszystko co wypracowałam w sobie przez ostatnich kilka miesiecy rozpadło sie jak domek z kart.
Mam takie myśli:
Modlitwa? - bez sensu, i tak nikt jej nie słucha
Miłosierdzie Boże? - jasne, jest, ale nie dla mnie
Uzdrowienie małżeństwa? - prędzej zwariuje niż to sie stanie


co do 12 kroków - zapisałam sie internetowo - nie mam pojecia kiedy się zaczna, a stacjonarna grupa najbliżej mnie jest pełna. Nie mam możliwosci jeździć raz w tygodniu 70 km w jedną stronę do innej grupy. Niestety, nie pozwalają mi na to finanse.

Kierownik Duchowy - nie mogę sie z konkretnym ksiedzem skontaktować - wiem ze jest Kierownikiem Duchowym dla kilku osób.

Czytanie Słowa Bożego - nie rozumiem kompletnie co do mnie mówi. Od razu uprzedzam - jesli mam sie modlić to na dzien dzisiejszy nie mam siły.


Zajęcie się sobą pociągnie kolejne docinki ze strony męża. Już dwukrotnie usłyszałam, ze rano to jak zwykle "zabiorę d.. w troki i pojadę do pracy" o której też sie wypowiada, że on "nie ma pewności czy faktycznie tam pracuje i tyle godzin pracuje" - 9 dziennie.

Ostatnio niechcący przyznałam sie do terapii u psychologa, wiec już przez dwa dni miałam docinki, ze chciałam, to mam.

Co do modlitwy to też zaczyna mnie ustawiać jak sie powinnam modlić i o co.



Ja zdaje sobie sprawe, ze coś jest na rzeczy - w sensie, ze czegoś w całej tej sytuacji nie dostrzegam, nie zauważam. Tak jakbym coś słyszała, tylko nie rozumiała co. Moze to też działanie łaski Bożej, bo do niedawna nie miałam takiego wrażenia. Teraz mam - jakby ktoś do mnie coś mówił, tylko w zupełnie innym języku. A ja nie rozumiem, i strasznie mnie to męczy.


No i ta codzienność ...

A odchodzić nie chce, nie mam gdzie, i nie chce dzieciom tego zrobić, bo jednak mają dobry kontakt z nami obojgiem. Tylko to co jest między mną a mężem jest jakimś Matrixem
 
 
utka2
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-30, 12:06   

Jacek-sychar napisał/a:
Ja jako racjonalny facet, zrobiłbym badania DNA i mu udowodnił, że dzieci są jego. Nic nie przemawia tak do faceta jak argumenty nie do podważenia.


zaproponowałam - usłyszałam, ze badania DNA nie potwierdzają ojcostwa a jedynie mogą wykluczyć, ze ten nie jest.
 
 
Metanoja1
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-30, 12:07   

No ale chyba udowadniać to powinien raczej ten, kto stawia bezpodstawne zarzuty i podważa swoje ojcostwo ;-)
Jak mu udowodni, a ten ma dalej złą wolę, to powie, że żałuje że ma z nią dzieci i że jeszcze przyzna, że to był błąd z jego strony, że wpakował w to dzieci, które niestety teraz muszą mieć taką a nie inną matkę. Tak jak to twierdzi mój mąż. Tu bije się w piersi sam :mrgreen:
 
 
Małgorzata L
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-30, 12:18   

Utka, mam podobnie. Mieszkanie z kimś, kto Cię nienawidzi jest okropne i ma bardzo destrukcyjny wpływ na dziecko/dzieci. Możemy rozmawiać na priv'ie.
 
 
utka2
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-30, 12:20   

Metanoja1 napisał/a:
że żałuje że ma z nią dzieci i że jeszcze przyzna, że to był błąd z jego strony, że wpakował w to dzieci, które niestety teraz muszą mieć taką a nie inną matkę. Tak jak to twierdzi mój mąż.


czyżbyśmy miały tego samego męża??? Bo to już też słyszałam
 
 
Metanoja1
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-30, 12:43   

Utka, i pewnie wiele innych postaw i słów byłoby zbieżnych :mrgreen:
Nie ma się co tym przejmować i brać tego do siebie ;-)
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 10