Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Rozstanie z drugiej strony - to ja chcę odejść
Autor Wiadomość
sapir88
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-20, 01:58   Rozstanie z drugiej strony - to ja chcę odejść

Witajcie.
Przeglądam to forum od kilku dni próbując wytłumaczyć mojej żonie dlaczego chcę odejść.
Ta wiadomość spadła na nią jak grom z nieba - jesteśmy młodym małżeństwem (po 28 lat, 2 lata po ślubie, 8 lat razem). Czy mogę tutaj cokolwiek napisać od siebie? Zaznaczam że nie ma tu żadnej osoby trzeciej (jak to określacie - kowalskiej), jesteśmy niezależni finansowo, mieszkamy sami, właściwie dla mojej żony niemalże życie jak w bajce. A mnie cała ta relacja dusi coraz bardziej, problem zaczął się dla mnie 2-3 miesiące po ślubie, zlekceważyłem to że nie czułem się dobrze w "prawdziwym" związku (wcześniej nie mieszkaliśmy ze sobą). Przed ślubem miałem wątpliwości czy dobrze robię ale zlekceważyłem je, "przecież to normalne, będąc razem na pewno się dotrzemy". Apogeum nastąpiło z chwilą pierwszych starań o dziecko - żona bardzo na to nalegała. I pierwsze oczekiwanie to był dla mnie istny koszmar, całe szczęście nie udało się. Coś we mnie pękło wtedy. Nagle to wszystko co rozważałem przed ślubem, te wahania, to niezdecydowanie. To wszystko zniknęło - wszystko stało się jasne. Niestety dla niej wszystko poukładałem sobie w głowie dopiero po czasie, po tym impulsie. Powiecie że boję się odpowiedzialności - otóż nie - chcę być ojcem, chcę doświadczyć tych wszystkich pięknych chwil. Chcę pokazać temu małemu człowiekowi jak patrzeć na świat żeby widzieć w nim dobro, chcę nauczyć je myśleć samodzielnie, chcę przekazać mu żeby nie akceptowało wszystkiego co widzi według zasad narzuconych przez innych. Niestety nie chcę aby to ona była matką moich dzieci. Dziecko dla mnie to nie cel sam w sobie, to dopełnienie miłości. Jej najpiękniejszy owoc. Niestety u nas nie ma czego dopełniać. Wmówiłem sobie miłość do niej, teraz to wiem. W takiej sytuacji chcę dać jej wolność, chcę zwolnić ją ze złożonej przysięgi.


Pragnę również zaznaczyć że mimo iż ślub odbył się w kościele - żona jest praktykującą katoliczką natomiast ja osobą niewierzącą chociaż do kościoła chodzę gdy poczuję taką potrzebę.
 
 
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-20, 07:03   

Witaj, Sapir,
WIdzę, że trochę już poczytałeś forum :-)
sapir88 napisał/a:
Pragnę również zaznaczyć że mimo iż ślub odbył się w kościele - żona jest praktykującą katoliczką
natomiast ja osobą niewierzącą chociaż do kościoła chodzę gdy poczuję taką potrzebę.

Czy zawarcie sakramentu było u Was jak u dwóch osób wierzących, czy jak dla jednej wierzącej, drugiej nie?
sapir88 napisał/a:
A mnie cała ta relacja dusi coraz bardziej, problem zaczął się dla mnie 2-3 miesiące po ślubie, zlekceważyłem to że nie czułem się dobrze w "prawdziwym" związku (wcześniej nie mieszkaliśmy ze sobą).
Z tego co piszesz, problemem są Twoje oczekiwania, a nie osoba żony....?
 
 
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-20, 09:43   Re: Rozstanie z drugiej strony - to ja chcę odejść

sapir88 napisał/a:
Witajcie.
Przeglądam to forum od kilku dni próbując wytłumaczyć mojej żonie dlaczego chcę odejść.


Tutaj akurat odpowiedzi pytanie "jak wytlumaczyć żonie, że odejście jest ok" nie znajdziesz
 
 
sapir88
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-20, 10:18   

Sam sakrament wyglądał jak u dwóch wierzących osób chociaż żona wiedziała jaki mam do tego stosunek.
Dla mnie to było bez znaczenia, ona chciała tak a nie inaczej więc przystałem na jej warunki.

Nie miałem raczej żadnych wygórowanych oczekiwań wobec niej - na dzień dzisiejszy mogę stwierdzić że życie "po" jest właściwie takie jak sądziłem że będzie.
 
 
sapir88
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-20, 10:19   Re: Rozstanie z drugiej strony - to ja chcę odejść

grzegorz_ napisał/a:
sapir88 napisał/a:
Witajcie.
Przeglądam to forum od kilku dni próbując wytłumaczyć mojej żonie dlaczego chcę odejść.


Tutaj akurat odpowiedzi pytanie "jak wytlumaczyć żonie, że odejście jest ok" nie znajdziesz


Źle się wyraziłem - bardziej zależy mi na tym żeby zrozumieć co ona o tym wszystkim myśli, jak widzi taką kwestię osoba wierząca. "tłumaczenie" to jakby druga strona medalu.
 
 
pachura
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-20, 10:29   

Klasyczny syndrom Piotrusia Pana.
Zacząłeś się bać odpowiedzialności już w momencie brania ślubu, a jak na horyzoncie pojawiło się potencjalne dziecko to już w ogóle spanikowałeś.
I teraz sam sobie wmawiasz że to wina Twojej małżonki.
Po 8 latach razem nagle stwiedziłeś że to nie jest kobieta dla Ciebie?
 
 
monis
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-20, 10:34   

sapir88 napisał/a:
ja osobą niewierzącą chociaż do kościoła chodzę gdy poczuję taką potrzebę.
po co chodzisz do kościoła?

jeśli chcesz zrozumieć co żona myśli o tym co chcesz zrobić----czyli o odejściu, to zapytaj ją. Przeciez tu nikt ci nie odpowie.

sapir88 napisał/a:
Wmówiłem sobie miłość do niej, teraz to wiem. W takiej sytuacji chcę dać jej wolność, chcę zwolnić ją ze złożonej przysięgi.

może uniewaznienie małżeństwa?
choć ja jestem sceptyczna do takiego pomysłu. Tylko podaję do informacji.

Z doświadczenia wiem, że w małżeństwo prawie nikt nie wchodził tak swiadomie wiedząc jak będzie. Trzeba sie dotrzeć. I niejeden kryzys przejść, niejedną kłótnię zaliczyć by się poznać.
Beczkę soli zjeść.....

I razem rozwiązywać problemy. Szukać kompromisów
Nie działać impulsywnie.

Zastanów się dogłębnie i szukaj odpowiedzi.
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-20, 10:37   

sapir88 napisał/a:
Źle się wyraziłem - bardziej zależy mi na tym żeby zrozumieć co ona o tym wszystkim myśli, jak widzi taką kwestię osoba wierząca


Sapir
Nie jestem kobietą, ale osobą wierzącą, pozwolę sobie na opisanie Ci, jak czuje się osoba wierząca, która zostaje porzucona przez współmałżonka.

Dla mnie był to istny armagedon. Świat mi się zawalił w jednej chwili. Nie mogłem spać, nie mogłem jeść, nie mogłem pracować. Musiało minąć kilka lat, zanim doszedłem do jakiej takiej stabilności emocjonalnej.
My wierzący zakładamy, że małżeństwo jest dla nas jedyne i na całe życie. Cały okres swojego małżeństwa podporządkowałem sprawom rodziny. Zrezygnowałem dla dobra rodziny ze swoich ambicji i swoich pasji. A tutaj nagle żona mi mówi, że naszego małżeństwa nie ma. Jak to nie ma? To ona nie wiedziała, że to jest na całe życie? Nie widzi, jakie krzywdy wyrządza mi i naszym dzieciom?

Przeżyłem nagłą śmierć mojej mamy. I muszę Ci powiedzieć, że odejście mojej żony przeżyłem z 10 razy większym natężeniem.

Teraz wrócę do osób porzucających. Czyli Ciebie, mojej żony i innych takich osób. Będzie ostro, więc możesz dalej nie czytać.
Takie osoby są dla mnie dziecinne i infantylne. Myślą tylko o sobie. Kierują się swoimi zachciankami, są zwykle egoistycznie nastawione do życia. Dla nich jedynym wyznacznikiem jest JA, JA, JA, ...
 
 
sapir88
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-20, 10:43   

Jacek-sychar napisał/a:
sapir88 napisał/a:
Źle się wyraziłem - bardziej zależy mi na tym żeby zrozumieć co ona o tym wszystkim myśli, jak widzi taką kwestię osoba wierząca


Sapir
Nie jestem kobietą, ale osobą wierzącą, pozwolę sobie na opisanie Ci, jak czuje się osoba wierząca, która zostaje porzucona przez współmałżonka.

Dla mnie był to istny armagedon. Świat mi się zawalił w jednej chwili. Nie mogłem spać, nie mogłem jeść, nie mogłem pracować. Musiało minąć kilka lat, zanim doszedłem do jakiej takiej stabilności emocjonalnej.
My wierzący zakładamy, że małżeństwo jest dla nas jedyne i na całe życie. Cały okres swojego małżeństwa podporządkowałem sprawom rodziny. Zrezygnowałem dla dobra rodziny ze swoich ambicji i swoich pasji. A tutaj nagle żona mi mówi, że naszego małżeństwa nie ma. Jak to nie ma? To ona nie wiedziała, że to jest na całe życie? Nie widzi, jakie krzywdy wyrządza mi i naszym dzieciom?

Przeżyłem nagłą śmierć mojej mamy. I muszę Ci powiedzieć, że odejście mojej żony przeżyłem z 10 razy większym natężeniem.

Teraz wrócę do osób porzucających. Czyli Ciebie, mojej żony i innych takich osób. Będzie ostro, więc możesz dalej nie czytać.
Takie osoby są dla mnie dziecinne i infantylne. Myślą tylko o sobie. Kierują się swoimi zachciankami, są zwykle egoistycznie nastawione do życia. Dla nich jedynym wyznacznikiem jest JA, JA, JA, ...


Zgadzam się z tym wszystkim co piszesz, nie twierdzę że jestem tutaj stroną "lepszą". Przyjmuję całą winę za zaistniałą sytuację na siebie. Tak, jestem egoistą, myślę o sobie. Myślę też o niej. Wiem że jej świat, świat w który wierzyła rozpada się na moich oczach i widzę jak cierpi, powoli zaczynam dochodzić do wniosku że ten jej świat to była jakaś senna mara - coś co nie istniało od początku. Niestety małżeństwo dla mnie to związek dwóch osób który trwa do chwili gdy obie strony tego chcą. W przypadku gdy jedna strona wycofuje się nawet najszczersze chęci drugiej strony niewiele tu moim zdaniem mogą sprawić.
 
 
Agata1980
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-20, 10:50   

Sapri

Mówisz, że jesteś niewierzący, ale bywa, że masz potrzebę pójścia do kościoła.. Może tu właśnie leży problem. Może tęsknisz za miłością, której nie może dać Ci żadna kobieta, żaden człowiek na ziemi.. Może tęsknisz za miłością, którą może dać Ci jedynie Bóg i relacja z Nim..
Tak po ludzku dozgonna miłość małżeńska nie jest możliwa, bo jak można kochać czyjeś wady, słabości, egoizm i grzechy drugiego człowieka.. Ale kiedy miłość do drugiego człowieka czerpana jest z miłości Boga to można tak właśnie kochać. Pomyśl o tym.
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-20, 10:56   

sapir88 napisał/a:
Wiem że jej świat, świat w który wierzyła rozpada się na moich oczach i widzę jak cierpi, powoli zaczynam dochodzić do wniosku że ten jej świat to była jakaś senna mara - coś co nie istniało od początku. Niestety małżeństwo dla mnie to związek dwóch osób który trwa do chwili gdy obie strony tego chcą. W przypadku gdy jedna strona wycofuje się nawet najszczersze chęci drugiej strony niewiele tu moim zdaniem mogą sprawić.


A wcześniej tego nie wiedziałeś?
Jeżeli jest wierząca, to skazujesz ją na samotność do śmierci lub złamanie jej sumienia, gdyby nie mogła wytrzymać sama i zdecydowała się jednak kogoś poznać bliżej.
Nie mogłeś tego przemyśleć przed ślubem?
Czy kupując samochód, też zmieniłbyś zdanie po tak krótkim czasie. Mógłbyś oddać ten samochód do salony z powrotem? Nie, wyśmialiby Ciebie. Musiałbyś ten samochód sprzedać ze stratą.
Albo decydując się na budowę domu, zdecydowałbyś się na zmianę koncepcji architektonicznej w sytuacji, gdy Twój dom byłby już pod dachem? Budowlańcu wyśmiali by Ciebie. A TY chcesz taki dom w stanie surowym teraz przebudować. Nagle okazało się, że brakuje Ci piwnic!

Chłopie, ile Ty masz lat. 28? Nie wierzę. Zachowujesz się jak 13 latek.
 
 
monis
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-20, 11:00   

sapir88 napisał/a:
W przypadku gdy jedna strona wycofuje się nawet najszczersze chęci drugiej strony niewiele tu moim zdaniem mogą sprawić.
ojjjj nawet nie wiesz ile można sprawić zmianą siebie, swojego podejścia do małżeństwa, do oczekiwań, do małżonka.

no, ale trzeba chcieć zawalczyć, trzeba chcieć ratować....nawet jak po ludzku nie ma co.

Złożyłeś przysięgę przed Bogiem. Jesteś osobą niewierzącą. Chodzisz do kościoła jak czujesz jakąś potrzebę.

Wiele sprzeczności na tym polu w Tobie.

Przecież mogłeś wziąć ślub w kościele jako osoba niewierząca.
Nie zrobiłeś tego. Dlaczego zrobiłeś to wbrew sobie?
 
 
sapir88
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-20, 11:03   

Jacek-sychar napisał/a:
sapir88 napisał/a:
Wiem że jej świat, świat w który wierzyła rozpada się na moich oczach i widzę jak cierpi, powoli zaczynam dochodzić do wniosku że ten jej świat to była jakaś senna mara - coś co nie istniało od początku. Niestety małżeństwo dla mnie to związek dwóch osób który trwa do chwili gdy obie strony tego chcą. W przypadku gdy jedna strona wycofuje się nawet najszczersze chęci drugiej strony niewiele tu moim zdaniem mogą sprawić.


A wcześniej tego nie wiedziałeś?
Jeżeli jest wierząca, to skazujesz ją na samotność do śmierci lub złamanie jej sumienia, gdyby nie mogła wytrzymać sama i zdecydowała się jednak kogoś poznać bliżej.
Nie mogłeś tego przemyśleć przed ślubem?
Czy kupując samochód, też zmieniłbyś zdanie po tak krótkim czasie. Mógłbyś oddać ten samochód do salony z powrotem? Nie, wyśmialiby Ciebie. Musiałbyś ten samochód sprzedać ze stratą.
Albo decydując się na budowę domu, zdecydowałbyś się na zmianę koncepcji architektonicznej w sytuacji, gdy Twój dom byłby już pod dachem? Budowlańcu wyśmiali by Ciebie. A TY chcesz taki dom w stanie surowym teraz przebudować. Nagle okazało się, że brakuje Ci piwnic!

Chłopie, ile Ty masz lat. 28? Nie wierzę. Zachowujesz się jak 13 latek.


Samochody zmieniałem po 2-3miesiącach gdy okazało się że coś mi w nich nie leży. Mimo straty. Domu nie budowałem więc nie wiem:)
Nie raz i nie dwa wywróciłem swoje życie do góry nogami, w sytuacji gdy coś mi w tym wszystkim nie odpowiadało. Najciekawsze jest w tym to że te zmiany wychodziły ostatecznie na plus. Nie walę głową w mur - gdy przychodzi czas refleksji, patrzę na to co dzieje się w moim życiu, weryfikuje plany i zmieniam je. Dla mnie to normalna kolej rzeczy. Nie zawsze pierwsza decyzja jest najlepsza - czasem nie przemyślana, czasem życie ją weryfikuje.

Wiek nie świadczy o dojrzałości, w tej chwili uważam że decyzja o ślubie była pochopna i nieodpowiedzialna. Ale stało się. Trzeba teraz zacisnąć zęby i przyjąć na siebie jej konsekwencje. Wiem że nie odkręcę wszystkiego co zrobiłem ale nie chcę dalej w to brnąć.
 
 
Metanoja1
[Usunięty]

Wysłany: 2016-01-20, 11:07   

Egoista i w dodatku nieodpowiedzialny. Powinieneś byś sam i nigdy nie zakładać rodziny. Lepiej nie zawracaj z taką postawą nikomu głowy w przyszłości. Dziecka też sobie nie rób, bo z Twoim poglądem, że miłość to nie decyzja, ale Twoje chcę lub nie chcę, pokaleczysz jeszcze inne osoby. Dziecko też może wszak nie spełniać Twoich oczekiwań i nie dać się kochać, może być ułomne, niepełnosprawne, i co wtedy? Do domu dziecka oddać, czy zostawić żonę z dzieckiem?
Najlepiej weź i skup się na tym, co wychodzi Ci najlepiej, czyli na zaspokajaniu dalej własnych potrzeb, ale chociaż nie kosztem innych osób (czytaj żony, kolejnej żony, potencjalnego dziecka).
Masz też opcję numer dwa: zastanowić się nad sensem swojego życia i nad tym, co oznacza kochać i zacząć się tego uczyć. Jeszcze nie wszystko stracone, nawet w tym związku. Jak łuski egoizmu zejdą z oczu, to inaczej zobaczysz swoją żonę.
Żonę należy przeprosić za dręczenie psychiczne w temacie przekonywania ją że rozstanie jest OK, nawet tutaj nie umiesz zachować się z godnością.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9