Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Pierwsze Święta bez Żony/ męża....
Autor Wiadomość
K_
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-03, 02:02   

...
 
 
Kapitan
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-03, 06:37   

No to Tusiu jest nas przynajmniej dwoje...
Dla mnie zawsze Święta Bożego Narodzenia były bardzo ważne i rodzinne. Dla mnie bolesne jest, że moja żona z dziećmi spędzi te zbliżające się święta w gronie swojej rodziny, która egoistycznie rozbijała naszą rodzinę. To także moje pierwsze samotne święta i obawiam się ich podobnie. Ale myślę, że ten adwent przygotowuje nas do Bożego Narodzenia także w naszej konkretnej sytuacji. Skoro (choć z obawą) ale już o tym myślimy, to przygotowujemy się do samotnych świąt. Moja recepta to oddalić od siebie myśli, jak tam dobrze się bawi moja żona... Grunt to dobry plan ;-)
 
 
hubcia576
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-03, 07:05   

Kapitan napisał/a:
Moja recepta to oddalić od siebie myśli, jak tam dobrze się bawi moja żona... Grunt to dobry plan ;-)


Pamiętam pierwsze święta, które spędzaliśmy oddzielnie - wtedy jeszcze mieszkaliśmy w jednym domu -mimo to oddzielnie już.

Bolało, tak. Mnie ratowała bliskość Pana Boga - O n leczył mój ból i uczucie straty.

Kapitan, Tusiu - co Wy na to żeby zaprosić na te święta Jezusa i całą Jego Rodzinę?
 
 
Bety
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-03, 07:23   

ostatnio usłyszałam na kazaniu, że gdy dobrze przeżyje się Adwent, to Święta nie mogą być smutne i trudne. Dobrze przeżyty Adwent gwarantuje brak rozczarowania Świętami.
Cos w tym jest.

Na pewno jest inaczej bez małżonka/i- inaczej. Może warto sobie dać szansę na przeżycie "inaczej", z nastawieniem, że otworzę się pozytywnie na to "inaczej".

Mi podoba się ostatnio powiedzenie prezydenta Ameryki J.F. Kenndyego "Nie pytaj, co Ameryka może zrobic dla ciebie, ale co ty możesz zrobic dla Ameryki".
Nie pytam, co ktoś może zrobić dla mnie , żeby święta były udane, ale co ja mogę zrobić dla innych.
 
 
Kari
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-03, 08:43   

W zeszłym roku któraś z opuszczonych żon (przepraszam, że nie pamiętam kto) właśnie tak zrobiła, jak pisze Bety. Zamiast zamartwiać się, że jest w Święta bez męża zorganizowała wigilię dla równie samotnych osób. Uważam,że to dobry pomysł, żeby zadbać o innych, obdarować ich miłością i życzliwością, a przy okazji zostać obdarowanym...
 
 
Dabo
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-03, 21:26   

Bety napisał/a:
"Nie pytaj, co Ameryka może zrobic dla ciebie, ale co ty możesz zrobic dla Ameryki".

Bety też o tym słyszałem. Jedna z odpowiedzi polaka to Ameryka rozpęta kolejną wojnę , a ja mogę dla niej zginąć.
Słabe,słabe,słabe
 
 
Kapitan
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-04, 06:21   

Kari napisał/a:
W zeszłym roku któraś z opuszczonych żon (przepraszam, że nie pamiętam kto) właśnie tak zrobiła, jak pisze Bety. Zamiast zamartwiać się, że jest w Święta bez męża zorganizowała wigilię dla równie samotnych osób. Uważam,że to dobry pomysł, żeby zadbać o innych, obdarować ich miłością i życzliwością, a przy okazji zostać obdarowanym...

Świetna inicjatywa.

Niestety nie dla mnie- nie w tym roku.

Przyznaję, że w świętach jest najważniejsze Boże Narodzenie.
 
 
AniN
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-04, 09:29   

Ode mnie mąż wyprowadził się cztery dni temu. Wszystko jest świeże. Patrzę na rozpacz i tęsknotę dzieci, chociaż trzeba mu przyznać że codziennie odwozi młodsze do szkoły. Starsze są bardzo zranione, traktują go z dystansem lub ignorują, syn odrzucił go zupełnie.
Jednak za chwilę Mikołajki , a potem Święta przerażają mnie. Zaproponowałam, żeby był z nami na Wigilii, ale powiedział, że nie wie jeszcze co zrobi. I tu znowu ból, bo mój mąż uzależnia swoją decyzję od decyzji Kowalskiej, która zresztą też porzuciła męża i dwoje małych dzieci.

Muszę cierpliwie czekać na decyzję, żeby dzieciom nie robić zbędnych obietnic, ale wymyśliłam sobie, że jeśli będzie z nami to zrobię Wigilie w domu jak zawsze. Jeśli nie będzie chciał być to pojadę do siostry, ale boję się że zepsujemy naszym płaczem Jej rodzinie Święta.
Myślę jednak, że obecność osób bliskich pomoże przetrwać każdemu, kto jest w podobnej sytuacji ten trudny moment.
Dla mnie i moich dzieci Święta Bożego Narodzenia chyba już zawsze będą kojarzyć się z odejściem męża, a pusty talerz na wigilijnym stole już zawsze będzie jego.
Tak trudno to udźwignąć, ale po coś to doświadczenie zostało nam dane.

Życzę mojej rodzinie i wszystkim Sycharkom, byśmy do stołu wigilijnego duchowo zasiedli z Jezusem i Jego Rodziną. Wtedy damy radę i znajdziemy radość świętowania.
 
 
JolantaElżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-04, 10:18   

AniN napisał/a:
Ode mnie mąż wyprowadził się cztery dni temu. Wszystko jest świeże. Patrzę na rozpacz i tęsknotę dzieci, chociaż trzeba mu przyznać że codziennie odwozi młodsze do szkoły. Starsze są bardzo zranione, traktują go z dystansem lub ignorują, syn odrzucił go zupełnie.
Jednak za chwilę Mikołajki , a potem Święta przerażają mnie. Zaproponowałam, żeby był z nami na Wigilii, ale powiedział, że nie wie jeszcze co zrobi. I tu znowu ból, bo mój mąż uzależnia swoją decyzję od decyzji Kowalskiej, która zresztą też porzuciła męża i dwoje małych dzieci.

Muszę cierpliwie czekać na decyzję, żeby dzieciom nie robić zbędnych obietnic, ale wymyśliłam sobie, że jeśli będzie z nami to zrobię Wigilie w domu jak zawsze. Jeśli nie będzie chciał być to pojadę do siostry, ale boję się że zepsujemy naszym płaczem Jej rodzinie Święta.
Myślę jednak, że obecność osób bliskich pomoże przetrwać każdemu, kto jest w podobnej sytuacji ten trudny moment.
Dla mnie i moich dzieci Święta Bożego Narodzenia chyba już zawsze będą kojarzyć się z odejściem męża, a pusty talerz na wigilijnym stole już zawsze będzie jego.
Tak trudno to udźwignąć, ale po coś to doświadczenie zostało nam dane.

Życzę mojej rodzinie i wszystkim Sycharkom, byśmy do stołu wigilijnego duchowo zasiedli z Jezusem i Jego Rodziną. Wtedy damy radę i znajdziemy radość świętowania.


:evil: przed Świętami mocno szaleje. Ale my się nie damy, czego i Tobie życzę. Święta z siostrą dobry pomysł. :-)

Ja też myślałam o Świętach z rozpaczą, ale teraz jestem już spokojna. Trzy miesiące od rozwodu pozwoliły mi spojrzeć inaczej na priorytety w moim życiu. Na Święta cieszę się pomimo, choć pewnie będę ryczeć i tak. Ja będę myśleć ciepło o wszystkich sycharowiczach, którym tak wiele zawdzięczam i którym życzę spokoju i szczęścia w nowych sytuacjach :-)
 
 
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-04, 11:44   

JolantaElżbieta napisał/a:
Ja będę myśleć ciepło o wszystkich sycharowiczach, którym tak wiele zawdzięczam i którym życzę spokoju i szczęścia w nowych sytuacjach


NO patrzajcie ludziska jak nam się kobitka pozbierała, niemal ekspresowo!

JoluE,, brzmisz tak inaczej niż jakiś czas temu. Jestem naprawdę szczęśliwa czytając że JUŻ podniosłaś się z kolan... :-)
 
 
JolantaElżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-04, 12:02   

kenya napisał/a:
JolantaElżbieta napisał/a:
Ja będę myśleć ciepło o wszystkich sycharowiczach, którym tak wiele zawdzięczam i którym życzę spokoju i szczęścia w nowych sytuacjach


NO patrzajcie ludziska jak nam się kobitka pozbierała, niemal ekspresowo!

JoluE,, brzmisz tak inaczej niż jakiś czas temu. Jestem naprawdę szczęśliwa czytając że JUŻ podniosłaś się z kolan... :-)



Tak, zbieram się do życia w pojedynkę. Wciąż jest mi smutno, że mój mąż nie udźwignął naszego małżeństwa, ale już dowiedziałam się co to znaczy zaufać Bogu i powierzyć mu i siebie i swoje sprawy.

Czasami czuję taki błogi spokój i pewność, że Bóg jest blisko, że czuję się szczęśliwa pomimo :-)

Umiem też radzić sobie coraz lepiej z kryzysami, ktorych mam co niemiara, ale się im nie poddaję, bo zaufałam Panu Bogu, że będzie koło mnie i będzie mnie dalej prowadził. Mojego męża kocham i umieściłam go w sercu, ale tak z boku, siedzi cichutko. A w ogóle to nie mam z nim kontaktu - widzę go tylko w myślach jak patrzy na mnie tymi dużymi oczami ze smutkiem i wstydem - tak jak ostatni raz gdy się widzieliśmy - zabierał swoje rzeczy z piwnicy i powiedział, że przyjdzie po resztę, ale nie przyszedł a ja nie pytam dlaczego.

Doszło do mnie, że to jego wybór, jego decyzja - chciał odejść i żyć po swojemu. No cóż, ja mogę biedny żuczek zrobić w takiej sytuacji? Nic - żyć z tym :-)
 
 
Tusia1987
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-04, 13:21   

Rzeczy mojego męża nadal są w naszym mieszkaniu... Nie czekam aż je weźmie.... Naiwnie czekam aż do mnie wróci.... NAIWNIE... Być może ale wierzę, że Pan Bóg przemieni Jego serce.... Nasze wspólne zdjęcia wiszą na ścianie... Czas się zatrzymał.... Najgorszy mój błąd??? Oglądałam nasz film ostatnio ze ślubu... Wodospad łez.... :(

Też się boję jak AniN że komuś popsuje święta swoją rozpaczą...
Dlatego zastanawiam się czy nie wyjechać gdzieś na Wigilię... Wypłakać się w samotności... :(
 
 
JolantaElżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-04, 14:06   

Tusia1987 napisał/a:
Rzeczy mojego męża nadal są w naszym mieszkaniu... Nie czekam aż je weźmie.... Naiwnie czekam aż do mnie wróci.... NAIWNIE... Być może ale wierzę, że Pan Bóg przemieni Jego serce.... Nasze wspólne zdjęcia wiszą na ścianie... Czas się zatrzymał.... Najgorszy mój błąd??? Oglądałam nasz film ostatnio ze ślubu... Wodospad łez.... :(

Też się boję jak AniN że komuś popsuje święta swoją rozpaczą...
Dlatego zastanawiam się czy nie wyjechać gdzieś na Wigilię... Wypłakać się w samotności... :(


Nie oglądaj żadnych zdjęć - po co? Schowaj je na dnie szuflady. Ja wszystkie nasze wspólne zdjęcia, w tym ślubne, oddałam mojemu mężowi - włożyłam do jego rzeczy - jak będzie chciał je zatrzymać, to zatrzyma - a jak wyrzuci, to czego mam żałować?

Rób porządki w mieszkaniu. Zmień coś - ja pomalowałam przedpokój, kupiłam nowe meble - na raty oczywiście, bo zostałam z pustym pokojem, bez lodówki i zmywarki, nie mówiąc o filiżankach i szklankach, o sznurku z balkonu już nie wspomnę :-(

Oczywiście cały czas ryczałam, dzień i noc, Zasypiałam płacząc, budziłam się płacząc. Chodziłam w nocy po mieszkaniu modląc się i płacząc. Każdego dnia przez trzy miesiące. I nagle poczułam spokój i pewność, że wszystko się ułoży, a raczej, że Bóg mi pomoże ułożyć moje pojedyńcze życie na nowo.

Nie martw się Tusiu, musi boleć, niech boli, a potem już będzie dobrze, tylko sama sobie pomagaj, korzystaj z mądrych rad sycharowiczów, chociażbyś uważała, że takiej rozpaczy jak Ty przeżywasz, to oni nie przeżywali i nie rozumieją Cię. Ale oni wszyscy już przez to przeszli i teraz mówią co robić, żeby dać sobie radę w tych najgorszych chwilach zanim pogodzimy się z tym co się stało. Jak powiedział Martin Luter King - Jeśli nie możesz frunąć, biegnij, jeśli nie możesz biec, idź, a jeśli nie możesz iść, to pełzaj, ale wciąż posuwaj się do przodu. Chociaż to nie mój bohater, to przekonuje mnie to co powiedział.

Tusiu, dasz radę. Tylko sama sobie pomóż - ha ha - mądrala ze mnie - mądrością nabytą na tym forum :lol:
 
 
hubcia576
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-04, 14:20   

Tusia1987 napisał/a:
Dlatego zastanawiam się czy nie wyjechać gdzieś na Wigilię...


Oblaci Maryi Niepokalanej w Kodniu mają taką propozycję, można przeczytać na stronie Sanktuarium.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8