Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Żona się wyprowadziła.
Autor Wiadomość
hubcia576
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-20, 07:11   

Mitras, w przymierzu małżeński jest jeszcze trzecia osoba - to Bóg - pozwól Jemu działać!

To dla Ciebie: http://www.kleszcz.franci...ekawe/slady.htm
 
 
GregAN
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-20, 08:01   

mitras napisał/a:
Moim priorytetem jest corka ktora cierpi na matki grzechy i to bardzo... mowe nie wierza mi ludzie ktorzy maja doswiadczenie ale moge wylac plik audi w celu potwierdzenia ze corka nie kocha mamy... Jestem na skraju wyczerpania nerwowego i jako ojciec nie moge nic poczynic bo matka ma wiecej praw jak bog...
Poddalem sie bo nie ma juz o co walczyc...
Kobieta ktora robi krzywde wlasnemu dziecku to nie jest dla mnie kobieta...
Przepraszam ale to jest prawda i stad poddalem sie

mitras, tak.
Matka krzywdzi córkę, żona krzywdzi męża.
Ty masz rację, córka ma rację.

Ale, co z tego ?
Czy pielęgnowanie żalu, krzywdy coś naprawi ?

Czy pomoże Tobie, córce ?
Czy zmieni nastawienie żony ?

NIE.
Nie pomoże, nie naprawi tego co jest złe.

Pomoże Wam pielęgnowanie tego co dobre, wyjście z cienia krzywdy,
odrzucenie postawy ofiary skrzywdzonej przez żonę, matkę.
 
 
GosiaH
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-20, 08:21   

Mitras, napisałeś, że się poddałeś. Jakoś to nawet rozumiem. Jest taki czas w kryzysie.

Ale staram się postawić na miejscu twojego dziecka - kto jemu pomoże?
Mama, jak pisałeś uprzednio nie koniecznie, tata właśnie się poddał ...
Może to zadanie, pomimo wszystko, dla ciebie na teraz ?
 
 
mare1966
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-20, 09:42   

Pisane 4 dni temu :
Cytat:
Na chwile obecną mija już 7 tygodni od wyprowadzki,


Czyli nieco ponad 1 miesiąc , ledwie 30 dni ?
I ty się już "poddajesz" ?
Chociażby dla tej córki powinieneś się bardziej wysilić .
Ma tylko 5 lat .
A w sumie i z żoną jeszcze wielkiego konfliktu nie macie .
A że rozmawia czy flirtuje z kolegą ?
Mają przynajmniej jakiś romans , sypiaja ze sobą ?

Obyś kiedyś nie pożałował , że nawet nie próbowałeś .
Oddajesz wszystko bez próby walki .
 
 
GregAN
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-20, 11:52   

lustro napisał/a:


Nie, to nie jest najlepsza metoda. Owszem, tak tez bywa, ale nie tylko tak.
Poczytaj trochę świadectwa, posłuchaj...
najlepszą metoda na powrót jest pojęcie, że droga przez życie jednak nie powinna iść "tymi torami", że "moje miejsce jest przy współmałżonku", że ... moze byc wiele tych "że".
Ale napewno nie upadek.

To tak trochę jak "życzenie smierci 7"...dziwnie brzmi

a że powroty nie sa ani romantyczne ani bajkowe, to juz zupełnie inna sprawa
powrót to praca...ale to temat "na zaś" ;-)

najpierw trzeba do niego doprowadzić

Może to wpływ smetnej pogody...Naszly mnie refleksje.

Jeżeli powroty nie są romantyczne, wynikają z poczucia obowiązku, odbebnienia "panszczyzny", bez większych uczuć do opuszczonego,to chyba przyjemniej jest pozostać w nowym zwiazku.
Przeżywać nowe uniesienia uniesienia zwątpienia niż "ogrzewać " stare kotlety....
Niby podobnie jak mężem, a zawsze inaczej.
Bez bagażu przeszłości, znajomosci na wylot, co powie , jak się zachowa.

Z drugiej strony, po ilu ta próbach naprawy małżeństwa, obniżania się emocjonalnego, przyjmowania ciosów, odrzucania upokorzen, tłumaczenia sobie ze tak trzeba, przychodzi zwątpienie i poczucie wstrętu do samego siebie.
Tyle zaprzeczen swoich odczuć, że ktoś po czasie uniesień, szczęśliwości w końcu z poczucia obowiązku miał się meczyc przy mnie?
Mając w pamięci słowa odrzucenia, oskarżeń, kłamstw nagle przejść do porządku dziennego "bo tak trzeba".
Cześć pyrrusowe zwycięstwo.
Przychodzi odbicie psychiczne, po prostu było walczyc skoro obie strony tracą.
Z jednej strony radość z nowego, a dla drugiej szacunek do samego siebie.

Ja mam stawać na glowie, ponizac się ona korzysta z przyjemniejszych stron życia, a w końcu wraca do nudnego mnie krzywdziciela wszelakiego bo.... tam nie wypaliło bądź z poczucia obowiązku.

Nie lepiej pozwolić drugie stronie podążać droga swojej szczęśliwości a samemu zaoszczędzić sobie ponizen?

edycja: poprawiono cytowanie
Ostatnio zmieniony przez 2015-11-20, 12:10, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
mare1966
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-20, 13:30   

U autora wątku , nie nastąpiło jeszcze dłuższe rozstanie .

Ty Gregan piszesz o sytuacji przynajmniej wielomiesięcznego rozstania ,
a raczej wieloletniego i oczywiście z "nowym związkiem" w tle .
Myślę , że łatwiem i częściej szuka się trzeciego i kolejnego związku ,
niż będzie się odgrzewać "stare kotlety" .
Powrót jest możliwy z dwóch przyczyn :
1. osoba odchodząca nie radzi sobie
2. osoba odchodząca dojrzewa czy też następuje nawrócenie
Tego drugiego nigdy nie można wykluczyć , choć często się chyba nie przydarza .

Małżeństwa nie sposób oddzielić od rodziny , bo jest częścią rodziny .
A wychowanie dzieci jest najważniejszą rolą rodziców .
Tym niemniej jest to zadanie czasowe i tak koło 40 - 50 najdalej
kończy się etap rodzicielstwa . Kończy się także powoli ( oczywiście później )
etap bardziej bujnego współżycia .
Często "odejście" ( zdrada ) , to taki ostatni dzwonek aby poszaleć .
I coraz mniej ludzi łączy .

Więc bardzo ważne jest kiedy , na jakim etapie małżeństwa ( i rodzinnym )
dochodzi do kryzysu .

Autor wątku , ma małe dziecko i choćby "tylko" z tego powodu
nie powinien odpuszczać .

P.s. Przepraszam , 7 x 7 + 4 = 53 dni ( a mnie się policzyło 7 x 4 + 4 ) :mrgreen:
Jednak te 53 też nie powalają . ;-)
 
 
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-20, 13:47   

mare1966 napisał/a:
Często "odejście" ( zdrada ) , to taki ostatni dzwonek aby poszaleć .
I coraz mniej ludzi łączy .

Więc bardzo ważne jest kiedy , na jakim etapie małżeństwa ( i rodzinnym )
dochodzi do kryzysu .


Jak powiedział ostatnio bardzo popularny aktor, który ożenił się ze sporo młodszą panna (córką piosenkarza)....ślubować "do końca życia" najlepiej w wieku 65 lat :mrgreen:
 
 
mare1966
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-20, 16:39   

On ma interes i ona ma interes ,
każdy ma własny jak pisałem wcześniej ,
a miłość jest ślepa czyż nie ? :mrgreen:
No , ale nie każdy jest kwiatkosiem .

Tylko ........ czy ona nie jest za stara ?
Skończyła już 27 lat . :roll:
 
 
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-20, 16:53   

mare1966 napisał/a:
Tylko ........ czy ona nie jest za stara ? Skończyła już 27 lat .


jakby co, za kilka lat, wymieni staruchę....... i będzie git. :mrgreen:
 
 
ryan
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-20, 17:00   

OK, trwać można, dziećmi się zajmować lub je odwiedzać tak często ile można.
Ale jak ma autor wątku walczyć? W ogóle da się walczyć? Jakimi metodami?
 
 
mare1966
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-20, 18:11   

"Odwiedzać" to można ciocię , a nie 5-cio letnią córkę .
Żona chce odejść , niech idzie ........ ale sama .
Przynajmniej zawalczyć , szanse jakieś są .
Jak nie , to uzyska lepsze warunki .
Nie odpuszczać na krok , nie godzić się na rozwód , na przemeldowanie itd.
Żonę to musi "kosztować" .

Czy to coś da ?
Nie wiem , ale przynajmniej będzie miał poczucie , że próbował .


---------------------------------------------------------------

Kenya .
W artykule na temat tego związku autor napisał ,
że cytuję " w młodości związana była z ....." . :mrgreen:
 
 
mitras
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-20, 18:39   

Ryan dobrze trafione...
Jak moge i czym walczyc jak zero kontaktu a jezeli juz jest jakis to atak na mnie.
Z dzieckiem spedzam ile czasu moge i jest mi dany przez zone.
Jak narazie zauwazylem ze zona docenia moja chec opieki dla dziecka ale z drugiej strony jest to zonie na reke...
Nie wiem do konca czy zona i on sa para ale wszedzie razem...
W kazdym badz razie zaraz po odejsciu bylem u niego by dal zonie spokoj i poszukal sobie wolnej kobiety ale do niego nic nie docieralo. Jak dziecko odpowiadal...
 
 
ryan
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-20, 20:25   

mitras napisał/a:
Ryan dobrze trafione...
Jak moge i czym walczyc jak zero kontaktu ...


wiem, że dobrze trafione bo to niedawno przerabialem. Nie znalazłem odpowiedzi jak walczyć, bo chyba nie ma jak. Nasze przypadki nie są "łatwe" ze jak przestaniemy pić czy bić to żona do nas wróci, bo nie robimy ani jednego ani drugiego.
Dlatego podtrzymuje koncepcje Mare dot. "upadku" odchodzącego. Złe w jego słusznej koncepcji jest to ze nic nie możemy zrobić a przecież chcielibyśmy, nie możemy zastosować żadnej sztuczki technicznej aby zona wróciła. Możemy jedynie trwać i czekać na....cud
 
 
mitras
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-23, 00:23   

Z tego co zauważyłem to żona robi sobie ze mnie na chwilę obecną koło ratunkowe by pozbyć się córki i spotkać się z kochankiem jak to miało miejsce wczoraj. Przez przypadek wysłała do mnie sms zamiast do kochanka więc pokrzyżowałem jej plany, a już dzisiaj zemsta, że koniec widzeń z dzieckiem i nastawienie dziecka negatywnie na mnie. Walczę o dziecko bo w październiku złożyłem wniosek o ustalenie miejsca zamieszkania dziecka do sądu rodzinnego oraz zapisałem do psychologa w celu zbadania dziecka emocji. Na chwilę obecną muszę czekać gdyż terminy są za kilka miesięcy...
Nie rozumiem podejścia żony i zakończenia naszego małżeństwa.
Jestem jednak przekonany, że ogromny wpływ miała zmiana pracy i pojawienie się rycerza w chwili kiedy to mieliśmy kryzys. Z tego co poskładałem sobie w całość, żony zachowania itp. trwało wypalanie uczuć miesiąc bo nic nie robiła, nie sprzątała, nie gotowała, nic kompletnie nic... Próbowałem rozmawiać, jednak nadaremnie...
Być może rycerz uświadomił do tej decyzji ale skąd ta nienawiść do mnie?
Faktem jest, że ostatnia kłótnia była kumulacją naszych ostatnich niewielkich bo wtedy to żona wyszła w nocy i opuściła nas.
Naprawdę nie wiem dlaczego ta nienawiść jest tak ogromna bo nie byłem złym mężem, nigdy nie uderzyłem, nigdy nie obraziłem, alkohol w małych ilościach (sporadycznie i to razem czasem popijaliśmy).
Wymyśliła sobie, że wykręcałem ręce i to każdemu rozpowiada ( jest to nieprawdą) i mi to w oczy też mówiła.
Naprawdę nie wiem co mam już robić... Zaczynam mieć dziwne uczucie w stosunku do dziecka jest to przykre (odrzucenie dziecka) bo nie mogę już na to patrzeć co wyrabia żona, a ja jestem bezradny. Być może wyolbrzymiam to sobie ale według mnie jest źle z dzieckiem. Modliłem się i prosiłem o pokazanie mi drogi...

Spotkało mnie coś ostatnio dziwnego...
Siedząc z kolegą z pracy ( kolega podczas rozwodu) i dzieciakami w jednej ze znanych sieci fast foodów podeszła do nas starsza kobieta i stanęła nad nami mówiąc o pięknych rzeczach, że patrzyła się na nasze zachowanie w stosunku do dzieci i była pod wielkim wrażeniem, że dzieci mają takich wspaniałych tatusiów, aż łza się w oku zakręciła :(
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9