Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Wizyty dzieci w mieszkaniu taty
Autor Wiadomość
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-09, 13:30   

hubcia576 napisał/a:
Tu chodzi o prawdziwą miłość, wierność i prawdę, bez których życie jest tylko pozorne.


A może chodzi po prostu o to aby dzieci miały dobry kontakt z ojcem mimo złego kontaktu ojca z matką ?
Może dla dobra dzieci warto wznieść się ponad zazdrość, urazę, złość i złudną nadzieję, że maż wróci jak mi się utrudni kontaklty z dziecmi?
 
 
hubcia576
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-09, 13:35   

Cytat:
A może chodzi po prostu o to aby dzieci miały dobry kontakt z ojcem mimo złego kontaktu ojca z matką ?
Może dla dobra dzieci warto wznieść się ponad zazdrość, urazę, złość i złudną nadzieję, że maż wróci jak mi się utrudni kontaklty z dziecmi?


Dla mnie to cynizm.
 
 
moc nadziei
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-09, 13:43   

grzegorz, jakoś skręcasz w stronę tych niedobrych zaborczych matek
może zerknij jak "świetnie" Obudzony znosi wizję kochanka jego żony który miałby pełnić rolę "wujka" dla jego dzieci.. chociaż w jego przypadku to tylko teoria
zerknij co pisze Michał, pełen bólu tracący kontakt z dziećmi bo właśnie się im na razie podoba nowy wujek, co robi duże zakupy...


to nie jest ból matki
to jest uniwersalny ból rodzica.

a Ty grzegorzu, patrzyłbyś spokojnie, gdyby taki miły, nowoczesny "wujek" mieszkał z Twoją żoną i razem tworzył "rodzinę" z Twoimi własnymi dziećmi? Mówiłbyś im, że wszystko OK? Naprawdę?
 
 
Metanoja1
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-09, 13:54   

Mnie to nie stresuje, nie martwię się tym, czuję pokój, kiedy dzieci są u ojca. Zawierzam to Bogu i mam wewnętrzną pewność, że skoro Bóg dopuścił, by kontakty były realizowane w obecności kochanki, chociaż ja zrobiłam wszystko co w mojej mocy, to jest to wola Boża.

Należy pamiętać o dialogu z dziećmi i w procesie ich wychowywania mają one wiedzieć, że ta sytuacja nie jest czymś normalnym, że jest patologią. Ty jesteś odpowiedzilna za przedstawienie dzieciom modelu prawdziwej rodziny. Moje dzieci to wiedzą. Nie będą mieć skrzywienia, gdyż ja z nimi na ten temat rozmawiam. Zadają wiele pytań. Wykorzystuję to, że chcą rozmawiać. Chcą znać moje stanowisko. Chcą mieć silną matkę, która wie, jak się mądrze zachować. Wtedy i one zachowują się mądrze.
To jest ich krzyż dodatkowy, oprócz braku jedności rodziców. Ja to tak widzę, ale one oczywiście tego tak nie nazywają. To moje widzenie.
Wychowanie powinno polegać na wyprowadzeniu człowieka ze świata lęku do świata odpowiedzialności, to jest istotniejsze niż ochrona przed trudnymi sytuacjami przed którymi czasem nie sposób ochronić.
Jeśli Ty zrobisz wszystko, by wychowywać dzieci do świętości, to żadna obecność kochanki tego nie zniszczy. A powiedziałabym, że ja liczę na to, że Bóg z tej sytuacji wyciągnie jeszcze dobro.
Moje dzieci kochanki nie tolerują. Traktują ją jak powietrze, mają dystans. Dają jej do zrozumienia, że jej nie akceptują i nie akceptują związku taty. Szanować muszą. Modlimy się za nią. Czasem trudno im postawić granicę, kiedy kochanka próbuje ją przekraczać - moja rola - próbuję je wzmocnić, omówić z nimi jakby się mogły zachować, na ile są w stanie się obronić. Interweniuję sama, kiedy widzę konieczność i że to moja rola. To kwestia wychowania i mocy modlitwy. Kwestia też postawienia mężowi granic jasno, że konkretnie tego a tego sobie nie życzysz.
Ja miałam różne jazdy - mąż usiłował wmówić dzieciom, że mają kochankę traktować jak "zastępczą mamę", "przyjaciółkę" - wszystko to po kolei musiałam z dziećmi omówić. Warto iść do dobrego psychologa. Będzie Ci łatwiej się przygotować, wzmocnić i rozmawiać z dziećmi.
Pogody ducha autorko wątku.
 
 
Metanoja1
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-09, 14:05   

Można też zrobić rewolucyjny wstrząsający i eksperymentalny numer uprzedzający pomysły męża ;-) , czyli... zaprosić do domu łysego barczystego kolegę, pozwolić mu się rozgościć i kiedy przyjdzie mąż z szerokim uśmiechem mu go przedstawić "To jest właśnie Ździsiek, bedzie z nami mieszkał". I niech sobie mąż myśli co chce. A pomyśli na pewno. 8-)
Piszę trochę jako żart, ale czasem żart warto wprowadzić w życie aby kogoś otrzeźwił. Czasem do faceta przemawia właśnie to, zaboli go mocno świadomość, że obcy gość może mieć udział w wychowywaniu jego dzieci. Potem przeprowadzić z mężem rozmowę, postawić granicę.
 
 
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-09, 16:01   

moc nadziei napisał/a:
to nie jest ból matki
to jest uniwersalny ból rodzica.

a Ty grzegorzu, patrzyłbyś spokojnie, gdyby taki miły, nowoczesny "wujek" mieszkał z Twoją żoną i razem tworzył "rodzinę" z Twoimi własnymi dziećmi? Mówiłbyś im, że wszystko OK? Naprawdę?


Miedzy "patrzeć spokojnie" a walczyć w sądzie aby pozbawić lub utrudnić współmałżonkowi widzenie z dziećmi jest pewna różnica.

Ponadto obyczaje i system prawny akurat w tym zakresie jest dość niesprawiedliwy.
Gdy mąż odejdzie do żony to często żona potrafi mu skutecznie utrudnić widzenie dzieci.
Gdy żona odejdzie od męża do nowego wujka to często mąż ma utrudnione widzenia z dziećmi.
Zatem jakby nie patrzeć facet dostaje po...
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-09, 16:13   

grzegorz_ napisał/a:
Zatem jakby nie patrzeć facet dostaje po...

głowie.

Wyjątkowo zgadzam się z Grzegorzem.
Brak u nas równocenności w traktowaniu rodziców przez sądy i urzędy.
 
 
moc nadziei
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-09, 16:30   

tak, tu trudno nie odmówić racji (prawodawstwo).
ja sama wiele razy pisałam, że trudno mi sobie wyobrazić ból męża opuszczonego przez żonę, która w pakiecie zabiera też dzieci.. i za kochasiem w siną dal..
jakby podwojenie dramatu - z mojego punktu widzenia :-|
 
 
Metanoja1
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-09, 16:47   

Jacek-sychar napisał/a:
grzegorz_ napisał/a:
Zatem jakby nie patrzeć facet dostaje po...

głowie.

Wyjątkowo zgadzam się z Grzegorzem.
Brak u nas równocenności w traktowaniu rodziców przez sądy i urzędy.


Nie zauważyłam tego w sądzie. ;-)
Mój mąż ma miesiąc wakacji, tydzień ferii, święta mamy naprzemiennie. O co chodzi? :roll:
W tygodniu też ma sporo kontaktów, co przyznam jest niekorzystne dla dzieci i są one tym naprawdę zmęczone. Wolałyby być u ojca od piątku do poniedziałku z rana maksymalnie.

O poza tym jaka równocenność w traktowaniu? Tzn. podział dzieci sprawiedliwie czasem po połowie aby każdemu rodzicowi dogodzić? Czy tu chodzi o rodziców czy o dzieci? Mają latać z walizami w te i we w te? To normalne że u jednego z rodziców powinny spędzać więcej czasu.
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-09, 17:07   

Metanoja

Brak równocenności rozumiem w ten sposób, że dziecko powinno pozostawać przy rodzicu, który został porzucony przez małżonka. Teraz niezależnie od tego, czy odchodzi ojciec czy matka i tak przydziela się dzieci głównie matce. Czy to jest równocenność?
Ja opiekowałem się najmłodszym synem po odejściu żony, ale to raczej dlatego, że ona nie wystąpiła o rozwód.
 
 
Aga Blue
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-09, 21:35   

Drodzy, bardzo Wam dziękuję. Z ogromnym zainteresowaniem czytam wszystkie wypowiedzi. Rozdarta jestem. Nie wiem czego się spodziewać. Mąż stara się załatwiać wszystko pokojowo, ale ten jego liberalizm mnie przeraża. Wakacji z dziećmi nie spędza bo "nie ma tyle urlopu żeby wystarczyło" - bo musi mieć czas także na urlop z nią... Mam dzieci adopcyjne, z dużą różnicą wieku. Przeszły pewnie więcej niż nie jedno z nas. Ta kobieta własne dzieci gdzieś już zostawiła... trudne to dla mnie wszystko do ogarnięcia.
Dzieci wszystko wiedzą, ale to chyba nie znaczy że muszą też tego nowego życia męża fizycznie doświadczać, dużo z nimi rozmawiam, starsze nie akceptuje tej sytuacji, co nie znaczy ze chce całkowicie z ojca rezygnować... Ja zresztą absolutnie też tego nie chcę. Nie chcę walczyć. Wolę chronić dzieci. Udostępniam mężowi dom i czas z dziećmi kiedy tylko chce... a chce rzadko. Sama często muszę o to zabiegać. Poprosiłam o jakąś regularność, różnie mu z tym idzie. Ale oczywiście zapewnia jak są ważne i jak je kocha.
Gdzie tylko mogę zakładam dobre intencje. Jednak ciągle mam poczucie siedzenia na tykającej bombie.
Dziękuję za każde słowo wsparcia i modlitwy.
 
 
moc nadziei
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-10, 14:47   

grzegorz_ napisał/a:

Miedzy "patrzeć spokojnie" a walczyć w sądzie aby pozbawić lub utrudnić współmałżonkowi widzenie z dziećmi jest pewna różnica.

Jeszcze się odniosę.
Utrudnia to sobie sam rodzic odchodzący, który upiera się aby koniecznie kontakty z dzieckiem odbywały się w obecności kochanki/kochanka.

Bo o ile dobrze pamiętam, wszyscy porzuceni małżonkowie, którzy tutaj rozpatrywali lub rozpatrują ustalenie kontaktów sądownie, wcale nie utrudniają małżonkowi widzeń w miejscu zamieszkania dzieci lub w miejscu ustalonym neutralnym. Wręcz przeciwnie.

Nieprawda że wycofanie kochanki/kochanka rodzica z jego obszaru relacji z dziećmi jest "utrudnianiem" lub "pozbawianiem" kontaktu.
Jest to próba ograniczenia demoralizacji dzieci.

Dzieci patrzące z bliska na relację taty z nową panienką są demoralizowane, choćby nazywać to najpiękniej i najnowocześniej, i podpierać to tysiącem opinii nowoczesnych badaczy społecznych.

Owszem, dzięki postawie porzuconego małżonka mogą zostać wyposażone w zachowania i postawy, które zmniejszą wpływ tej demoralizacji (vide postawa Metanoi). Aczkolwiek jest to bardzo trudne i uzależnione od xxxx czynników.
Ale nie zmienia to faktu, że kontakty z dziećmi realizowane koniecznie w obecności kochanki, nie służą dzieciom.

Jeśli ktoś forsuje tezę, że i tak bedą sie w końcu musiały przyzwyczaić itp (spotykam sie z takim podejściem), to ja zapytam wprost: a może w ogóle wszystko jedno? 8-) 8-)
Kto mama, kto wujek, kto ciocia, kto z boku doczepiony? Aby tylko wszyscy zadowoleni byli?
Wszystko jedno kto stanowi rodzinę..? I kto przekazuje wartości..? Wymienimy tę czy tamtą osobę, i wszystko się ułoży, bo wszyscy sie przyzwyczają. Heh. Komuna moze najlepiej? :mrgreen:
 
 
moc nadziei
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-10, 15:01   

Natomiast pozostaje dylemat czy jeśli małżonek zlekceważy wyrok lub sąd wyda wyrok że jednak kontakty są możliwe w miejscu nowego zamieszkania, to co ma robić porzucony małżonek?
Pozwolić na te nieszczęsne kontakty w obecności osób trzecich czy pozbawić dzieci kontaktu całkiem?
Moim zdaniem nie ma wtedy prawa zabraniać.
Lepszy kontakt demoralizujący niż żaden.

Metanoja, dzięki za budujący przykład. Szacun.
 
 
Metanoja1
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-10, 15:05   

Nie ma prawa zabraniać. Tyle, że dzieci trzeba przygotować i siebie również, by wiedzieć jaką przyjąć postawę. Ja się cieszę, że poszłam na 2 wizyty do psychologa. Dały mi wiele i mnie wzmocniły, nie porobiłam błedów i psycholog ustrzegł mnie przed tymi, o których nie zdawałam sobie nawet sprawy, że stanowią zagrożenie. Warto iść do psychologa z konkretną sprawą, na rozmową konkretną.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9