Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Malzenstwo z rozsadku/niedojrzalosc emocjonalna
Autor Wiadomość
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-22, 00:48   Malzenstwo z rozsadku/niedojrzalosc emocjonalna

Witam,
Pisze z nadzieja, ze ktos tu spotkal sie z czyms takim. Ostatnio, po 4 latach malzenstwa znalezlismy sie w kryzysie. Powody kryzysu sa rozne, wina po obu stronach. Ja od dlugiego czasu zaniedbywalem zone, ona zas od poczatku dawala mi malo ciepla, odpychala mnie od siebie, az w koncu zaczalem sie poddawac i zaczalem uciekac do Greyowskiej jaskini, zaniedbujac zone. W chwili, gdy powiedziala mi, ze juz nic do mnie nie czuje ocknalem sie, i zaczalem przemiane, oraz zaczalem szukac odpowiedzi na pytanie - dlaczego tak sie stalo. Zaczalem czytac na temat zwiazkow i kobiet, bo niestety nigdy wczesniej tego nie robilem. Podejrzewam, ze zona moze miec chorobe/zaburzenia zwane niedojrzaloscia emocjonalna. Prawie wszystko, co znalazlem na temat tej choroby pokrywa sie z wszystkim cechami ktorych u zony nie cenilem. Dodatkowo, przedwczoraj zrzucila z siebie kolejny ciezar, w rozmowie mowiac mi, ze wyszla za mnie z rozsadku, bo wielkiej milosci nigdy nie czula - wiedziala ze ja kocham, wydawalem sie byc dobrym kandydatem na meza - dobrze sie ze mna czula, nie pije, nie zdradzam, jestem odpowiedzialny, stawiam rodzine na pierwszym miejscu. Teraz jednak, nie chce zyc w malzenstwie bez milosci. Co prawda zdaje sobie sprawe, ze mnie skrzywdzila i byla egoistka, ale nie widze nawet odrobiny skruchy. Czyli egocentryzm w czystej postaci. Mamy dwojke cudownych dzieci, oboje je bardzo kochamy, i ze wzgledu na nie chcemy sprobowac od nowa, jednakze zona nie jest na to jeszcze gotowa - draznie ja bez wyraznego powodu, jest przewrazliwiona, nie chce mego dotyku (o czulosciach nei wspominam) - to w dodatku w jakis sposob narasta, aczkolwiek zaczynamy ze soba rozmawiac (jakis postep jest). Wedlug mnie, moja slubna nie ma pojecia czym jest milosc, w dodatku nie wykazuje na razie odrobiny checi aby swa wiedze na temat zwiazkow poszerzyc. Wczesniej byla mowa o terapii malzenskiej, teraz ona mowi ze sobie tego nie wyobraza, ze to nic nie da. Zaczynam myslec, ze ja przecenialem, myslac ze ma sporo w glowie. Wedlug niej recepta jest czas, bez pomocy osob trzecich - zobaczymy jak bedzie. A bez tej pomocy wg mnie nie wiem czy wogole warto probowac. Pisalem o niedojrzalosci emocjonalnej zony (podejrzewam, ze to moze byc to - bardzo nieciekawe dziecinstwo, zdrady ojca, alkoholizm, bitki, niszczenie przez niego poczucia wlasnej wartosci w dzieciach, brak milosci. W dodatku jej mama wyjechala za granice do pracy (ciezka sytuacja materialna)gdy ta byla nastolatka, w momencie gdy najbardziej jej potrzebowala zostala matka dla swych mlodszych braci, bo ojciec sie zupelnie nimi nie interesowal, choc byl na miejscu jeszce jakis czas, pozniej tez wyjechal. . W wyniku tego, zona odkad ja poznalem miala uraz do mezczyzn, brak zaufania. Nie otworzyla sie przede mna, ja myslalem, ze swoja duza miloscia zagoje jej rany. Niestety, po 6 latach bez odrobiny doceniania mnie, ciaglej krytyce bez pochwal, braku inicjatywy z jej strony (lozkowa np. - ona inicjowala seks rzadziej niz raz na rok),ciaglym odpychaniu mnie od siebie, mimo ze lazlem do niej jak pies mimo regularnych kopniakow - tym wszystkim przyczynila sie, ze w koncu zaczalem sie odsuwac - pochlonela mnie gra (oczywiscie uwazam, ze moja wina jest bardzo duza - nie usprawiedliwiam sie calkowicie. Poza tym, nie znajac potrzeb i oczekiwan zony (ona nie jest zbyt rozmowna, chciala abym wszytskiego sie sam domyslal), czesci kluczowych potrzeb albo nie zaspakajalem wcale, albo robilem to niewlasciwie badz za rzadko. Mimo wszystkich jej wad wciaz ja kocham, najwyrazniej jestem masochista, ale chcac nie chcac musze sprobowac dla dzieci. Wystarczy ze i zona i ja mielismy niewlasciwe wzorce rodzinne. Chcialbym, aby moje dzieci nie byly skrzywione psychicznie, zranione juz na poczatku swego zycia. Czy jest sens odbudowywac malzenstwo z kobieta ktora mnie nigdy prawdziwie nie kochala? Moze dzieki terapii nauczylaby sie kochac, wlacznie z sama soba (bo siebie samej nie kocha, jest zakompleksiona (do czego sie nie przyczynilem - zawsze ja chwalilem i mowilem ze dla mnie jest najpiekniejsza na swiecie). Jakiej specjalnosci terapeuty szukac dla zony ( i jak ja do terapii przekonac), na co zwracac uwage. I co z terapia malzenska, jak ja przekonac, ze to moze nam pomoc. Kiedy tez bedzie wlasciwy moment, aby taka terapie zaczac. Mimo, ze bol i zal jest wielki, przebaczylem jej (za swoje winy rowniez przepraszalem), chce zaczac budowac nasze malzensto na nowo, tym razem w inny sposob, bo dzieci zasluguja na nasza walke, my zas rowniez zaslugujemy na prawdziwa milosc (czyli nie uniesienia rodem z brazylijskich seriali). Jest mi ktos w stanie pomoc?
 
 
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-22, 08:15   

Czytalem wlasnie na forum o DDA, wiekszosc cech i zachowań zony sie pokrywa, ale istotne cechy niedojrzałości emocjonalnej jak egocentryzm, brak akceptacji (samej siebie jak i odmienności i wad drugiej osoby), nadwrażliwość na jakakolwiek, konstruktywna nawet krytyke, brak miłości do samej siebie i rozumienia czym jest miłość. To nie jest chyba typowe, ze zona nie potrafiła wymienic chocby jednej cechy za ktora mnje mochala/lubiła, podczas gdy szukając w internetowych forach widze, ze akurat wiekszosc cech za ktore kobiety kochaja mezczyzn mam. Zeby nie bylo, Ze sie uwazam za ideal, dodam Ze Nie wszystkie, popelnialem tez bledy ktore kobiety draznil i odpychaja, nie rozumialem istoty najwazniejszych kobiecych potrzeb.
Rowniez jestem DDA, ale pelnym miłości, zawsze niemal staralem sie zrozumiec punkt widzenia innych. Ale pewne cechy DDA i u siebje widze, z innymi wiem, Ze sie zmagalem w mlodosci, wczesnej doroslosci.
 
 
hubcia576
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-22, 08:44   

Pavel - witaj w swoim wątku.

Przeczytałam Twoje posty. Czy masz możliwość uczestniczyć w spotkaniach któregoś z Ognisk SYCHAR, tam gdzie mieszkasz?

http://sychar.org/ogniska/

Wiem co to jest syndrom DDA - sama sporo czasu poświęciłam aby dowiedzieć się wiele na temat choroby alkoholowej i jej skutków w rodzinie, dla każdego z jej członków idla mnie też. Pochodzę z rodziny z problemem alkoholowym i razem z mężem stworzyliśmy rodzinę, w której jest choroba alkoholowa.

Sprawa jest dość zawiła, ale pierwszy krok wymaga aby zacząć od siebie, by w końcu nauczyć się kochać Boga i kochać ludzi i siebie mądra miłością.
 
 
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-22, 10:20   

Niestety nie ma ognisk w mojej okolicy. Bylo jedno w zeszły weekend kilkaset km ode mnie, ale za pozno sie zorientowalem kiedy sie odbywa.
Ja ze swojej strony rozpocząłem powrót do Boga, staram sie tez naprawiać bledy i samego siebie. Moje dzieciństwo na pewno ma wpływ i na mnie, bez śladu nie da sie wyjsc z rodziny w ktorej jest alkoholizm, przemoc. Tyle, ze staram sie traktować to jako ostrzeżenia.
Gdybym mieszkał w Polsce, sprawa bylaby prostsza, tutaj mam znacznie mniejszy wachlarz opcji szukania pomocy. Majac świadomość, ze to nie jej wina nie mam w sobie złości, bol jest wciaz, zwlaszcza ze moim głównym życiowym celem nie byla kasa, kariera a szczęśliwa kochająca sie rodzina. Jak moge jej pomoc? Jak z nia rozmawiać aby jej nie zrażać zarowno do terapii jak i czytania o takich sprawach? Szczerze i bez ogródek czy tez delikatnie tylko sugerować?
 
 
zenia1780
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-22, 10:54   

Pavel napisał/a:
Jak moge jej pomoc? Jak z nia rozmawiać aby jej nie zrażać zarowno do terapii jak i czytania o takich sprawach? Szczerze i bez ogródek czy tez delikatnie tylko sugerować?


Z doświadczenia wim, że nie należy tego robić w ogóle. Nic nie sugerować, nic nie wskazywać, bo to tylko sprawia, ze druga strona czuje się niedoskonała i że Ty tej niedoskonałości nie akceptujesz i nie przyjmujesz. Jedyne co zrobić możesz, to kochać ją tak, aby Twoja miłość Ją budowała.

http://188.165.20.162/lan...i.Dzien5.02.mp3

Polecam gorąco

http://www.rtck.pl/audiob...ne-relacje.html

A książkę o językach miłości radzę wysunąć na pierwsze miejsce listy i do tego dołożyć "Pięc języków przepraszania" tego samego autora.

Piszesz w dwóch wątkach, więc nie bardzo wiem gdzie odpowiadać, bo łączą się one bardzo.

Pavel napisał/a:


I nie chce zmieniać jej - ja ja akceptuje z pakietem wad i zalet..


Więc dlaczego chcesz jej sugerować terapię lub lekturę? Jeśli tego jeszcze nie robiłeś, to owszem warto spróbować. Jeśli natomiast już to zrobiłeś choć raz, a zona się tym nie zainteresowała, to nie ponawiaj tego, jeśli faktycznie akceptujesz ją z tym całym pakietem. Czy rzeczywiście akceptujesz?

Pavel napisał/a:


Juz odpowiadam ;) Zaczalem od siebie. Zrobilem dokładna analizę swoich grzechów, grzeszków, zachowań i cech ktore odpychają kobiety. Zrobilem dokładna analizę calego zwiazku, na poczatek patrzac pod katem tego, co ja robilem zle, czego nie robilem. Zaczalem sie intensywnie dokształcać aby zdobyc wiedzę na temat kobiet - ich potrzeb, oczekiwań. Poprawiłem relacje z dziecmi z dobrych na bardzo dobre. Jesli chodzi o Boga - zawierzyłem jego woli, powróciłem do Niego, modlę sie, staram sie naprawic krzywdy ktorych sie dopuszczałem nawet majac dobre intencje. Wybaczyłem zonie cale zło i oziębłość i prosilem o wzajemność.
Ja zaczalem zmieniać siebie - bezwarunkowo. Nie po to aby jej cos udowodnic.


Czy analiza twoich grzechów doprowadziła Cie do wzięcia odpowiedzialności z a nie? Do przyznania się do nich (stanięcia w prawdzie) nie tylko przed sobą, ale także przed żoną? Czy do każdego z nich przyznałeś się żonie i przeprosiłeś za niego bez usprawiedliwiania własnego postępowania? Poprosiłeś o wybaczenie za nie ( za konkretne przewiny)?

Pavel napisał/a:


Wybaczyłem zonie cale zło i oziębłość i prosilem o wzajemność.


Jak to wyglądało? Bo jak rozumiem powiedziałeś żonie, ze jej wybaczasz?
Zrobiłeś to równocześnie ( powiedziałeś, ze wybaczasz i prosisz o to samo)? w jakiej kolejności?
Nie jestem złośliwa ani ciekawska w tych pytaniach, ale są one bardzo ważne. Odpowiedz proszę.
 
 
zenia1780
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-22, 11:15   

Pavel napisał/a:
Jesli chodzi o Boga - zawierzyłem jego woli,


Na pewno? Ja myśle, ze nadal jednak pokładasz nadzieję we własnych silach i mozliwościach, bo:

Pavel napisał/a:
Szukam pomocy, dlatego przeczesuje internet.


Czy wydeptujesz z taka samą gorliwością drogę do kościoła i pytasz Boga o Jego wole i prosisz o prowadzenie i nasłuchujesz?
 
 
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-22, 14:27   

zenia1780 napisał/a:
Pavel napisał/a:
Jak moge jej pomoc? Jak z nia rozmawiać aby jej nie zrażać zarowno do terapii jak i czytania o takich sprawach? Szczerze i bez ogródek czy tez delikatnie tylko sugerować?


Z doświadczenia wim, że nie należy tego robić w ogóle. Nic nie sugerować, nic nie wskazywać, bo to tylko sprawia, ze druga strona czuje się niedoskonała i że Ty tej niedoskonałości nie akceptujesz i nie przyjmujesz. Jedyne co zrobić możesz, to kochać ją tak, aby Twoja miłość Ją budowała.

http://188.165.20.162/lan...i.Dzien5.02.mp3

Polecam gorąco

http://www.rtck.pl/audiob...ne-relacje.html

A książkę o językach miłości radzę wysunąć na pierwsze miejsce listy i do tego dołożyć "Pięc języków przepraszania" tego samego autora.

Piszesz w dwóch wątkach, więc nie bardzo wiem gdzie odpowiadać, bo łączą się one bardzo.

Pavel napisał/a:


I nie chce zmieniać jej - ja ja akceptuje z pakietem wad i zalet..


Więc dlaczego chcesz jej sugerować terapię lub lekturę? Jeśli tego jeszcze nie robiłeś, to owszem warto spróbować. Jeśli natomiast już to zrobiłeś choć raz, a zona się tym nie zainteresowała, to nie ponawiaj tego, jeśli faktycznie akceptujesz ją z tym całym pakietem. Czy rzeczywiście akceptujesz?


Dlatego, ze widze braki wiedzy i świadomości. Nie mozna bazować na instynkcie i braku jakiejkolwiek wiedzy (poza doświadczeniami osob ktore tez jej nie mialy). Podejscie ze czas wszystko pokaze, bez starań, aby pomoc szczęściu uwazam za trace je szansy

Pavel napisał/a:


Juz odpowiadam ;) Zaczalem od siebie. Zrobilem dokładna analizę swoich grzechów, grzeszków, zachowań i cech ktore odpychają kobiety. Zrobilem dokładna analizę calego zwiazku, na poczatek patrzac pod katem tego, co ja robilem zle, czego nie robilem. Zaczalem sie intensywnie dokształcać aby zdobyc wiedzę na temat kobiet - ich potrzeb, oczekiwań. Poprawiłem relacje z dziecmi z dobrych na bardzo dobre. Jesli chodzi o Boga - zawierzyłem jego woli, powróciłem do Niego, modlę sie, staram sie naprawic krzywdy ktorych sie dopuszczałem nawet majac dobre intencje. Wybaczyłem zonie cale zło i oziębłość i prosilem o wzajemność.
Ja zaczalem zmieniać siebie - bezwarunkowo. Nie po to aby jej cos udowodnic.


Czy analiza twoich grzechów doprowadziła Cie do wzięcia odpowiedzialności z a nie? Do przyznania się do nich (stanięcia w prawdzie) nie tylko przed sobą, ale także przed żoną? Czy do każdego z nich przyznałeś się żonie i przeprosiłeś za niego bez usprawiedliwiania własnego postępowania? Poprosiłeś o wybaczenie za nie ( za konkretne przewiny)?[/quote]

Tak jest

Pavel napisał/a:


Wybaczyłem zonie cale zło i oziębłość i prosilem o wzajemność.


Jak to wyglądało? Bo jak rozumiem powiedziałeś żonie, ze jej wybaczasz?
Zrobiłeś to równocześnie ( powiedziałeś, ze wybaczasz i prosisz o to samo)? w jakiej kolejności?
Nie jestem złośliwa ani ciekawska w tych pytaniach, ale są one bardzo ważne. Odpowiedz proszę.[/quote]

Nie, o tym ze jej wybaczyłem powiedziałem w ostatniej rozmowie, w ktorej powiedziała mi, ze wyszla za mnie z rozsądku, nie miłości. Powiedziałem, ze mimo wszystko chce sprobowac, bo nigdy nie daliśmy sobie prawdziwej szansy. Bo nie bylismy do zwiazku przygotowani, braki wiedzy, demony przeszłości, brak otwartości, zaufania i dialogu spowodował, ze to nie moglo sie dobrze skonczyc. Coraz bardziej wierze, tyle ze do prawdziwej szansy potrzebne jest to, aby zona zostala uleczona z efektów dzieciństwa. Wtedy - gdyby zrozumiała czym jest miłość, jak nalezy sie starać, poświęcać, akceptować.... Jesli wtedy wciaz by chciala odejść - zrozumiem.
 
 
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-22, 14:35   

zenia1780 napisał/a:
Pavel napisał/a:
Jesli chodzi o Boga - zawierzyłem jego woli,


Na pewno? Ja myśle, ze nadal jednak pokładasz nadzieję we własnych silach i mozliwościach, bo:

Pavel napisał/a:
Szukam pomocy, dlatego przeczesuje internet.


Czy wydeptujesz z taka samą gorliwością drogę do kościoła i pytasz Boga o Jego wole i prosisz o prowadzenie i nasłuchujesz?


Nie pokładam wiary we wlasnych silach i możliwościach. Szukam pomocy u mądrzejszych i bardziej doswiadczonych niz ja. Czy to wyklucza zawierzenie Bogu? Czy owe zawierzenie ma oznaczać bezczynność? Wg mnie nie, aczkolwiek moge sie mylić.
Nie wydeptuje tak gorliwie drogi do kościoła. Aczkolwiek modlę sie sporo, ale gdy wracam do domu, po położeniu dzieci spac kościoły sa zamknięte. Polska msze zas mamy tu raz w miesiacu. Zamierzam jednak chodzic i na msze po angielsku. Mozecie to uznać za przejaw arogancji, ale leżenie plackiem w kościele pomoze jednak mniej, niz normalna modlitwa plus nadrabianie braków w rozumieniu zwiazku i kobiet. Bo gdybym nie zaczal czytac, wiekszosci swych bledow wciaz bym nie rozumiał.
 
 
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-22, 15:12   

Poza tym, wiedząc o jej przeszłości, odczuwając jej skutki na własnej skórze, widzac i wiedząc, ze to czyni ja nieszczęśliwa, pownienem tylko sie modlić i czekac? Po co wiec nam ta wiedza i specjaliści? Mam czekac az zona sama na taki pomysl wpadnie albo nie? Wiara w Boga nie wyklucza czynnej pomocy, zreszta arogancja byloby sadzić, ze wiemy w jaki sposob Bog chce nam pomoc. Ja działam w zgodzie z własnym sumieniem chcac pomoc. Nie mysle o sobie, aczkolwiek o sobie rowniez. Bo chce byc szczęśliwy, nawet jesli droga do szczescia ma prowadzić trudna droga. Jak trudna - to wola boża
 
 
hubcia576
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-22, 15:49   

Pavel napisał/a:
Poza tym, wiedząc o jej przeszłości, odczuwając jej skutki na własnej skórze, widzac i wiedząc, ze to czyni ja nieszczęśliwa, pownienem tylko sie modlić i czekac? Po co wiec nam ta wiedza i specjaliści? Mam czekac az zona sama na taki pomysl wpadnie albo nie? Wiara w Boga nie wyklucza czynnej pomocy, zreszta arogancja byloby sadzić, ze wiemy w jaki sposob Bog chce nam pomoc. Ja działam w zgodzie z własnym sumieniem chcac pomoc. Nie mysle o sobie, aczkolwiek o sobie rowniez. Bo chce byc szczęśliwy, nawet jesli droga do szczescia ma prowadzić trudna droga. Jak trudna - to wola boża


Pavel - tak naprawdę to poraninei jesteście oboje. Czy Ty jesteś dzis zdrowy? Czy też sam potrzebujesz pomocy?

Wobraź sobie dwóch rannych po bitwie, jak mają sobie pomóc - skoro sami leżą na pobojowisku?

W dodatku dochodzą jeszcze silne emocjonalne reakcje, bo dobrze się znacie, dużo o sobie wiecie i nie raz zadaliście sobie rany.

Taka rzeczywistość jest w każdym małżeństwie, mniej lub bardziej.

Nawet lekarz nie powinien leczyć swoich bliskich, bo jest za bardzo związany, a czasem trzeba podejmować trudne decyzje, poza uwikłaniem emocjonalnym.

To co tutaj zostało Ci przedstawione, to wyjście na wyższy poziom, abyś przyjął, że najlepsza pomoc jaką możesz dać swojej żonie to : przyciąganie je do siebie miłością, której Bóg może Cie nauczyć.
 
 
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-22, 16:15   

hubcia576 napisał/a:
Pavel napisał/a:
Poza tym, wiedząc o jej przeszłości, odczuwając jej skutki na własnej skórze, widzac i wiedząc, ze to czyni ja nieszczęśliwa, pownienem tylko sie modlić i czekac? Po co wiec nam ta wiedza i specjaliści? Mam czekac az zona sama na taki pomysl wpadnie albo nie? Wiara w Boga nie wyklucza czynnej pomocy, zreszta arogancja byloby sadzić, ze wiemy w jaki sposob Bog chce nam pomoc. Ja działam w zgodzie z własnym sumieniem chcac pomoc. Nie mysle o sobie, aczkolwiek o sobie rowniez. Bo chce byc szczęśliwy, nawet jesli droga do szczescia ma prowadzić trudna droga. Jak trudna - to wola boża


Pavel - tak naprawdę to poraninei jesteście oboje. Czy Ty jesteś dzis zdrowy? Czy też sam potrzebujesz pomocy?

Wobraź sobie dwóch rannych po bitwie, jak mają sobie pomóc - skoro sami leżą na pobojowisku?

W dodatku dochodzą jeszcze silne emocjonalne reakcje, bo dobrze się znacie, dużo o sobie wiecie i nie raz zadaliście sobie rany.

Taka rzeczywistość jest w każdym małżeństwie, mniej lub bardziej.

Nawet lekarz nie powinien leczyć swoich bliskich, bo jest za bardzo związany, a czasem trzeba podejmować trudne decyzje, poza uwikłaniem emocjonalnym.

To co tutaj zostało Ci przedstawione, to wyjście na wyższy poziom, abyś przyjął, że najlepsza pomoc jaką możesz dać swojej żonie to : przyciąganie je do siebie miłością, której Bóg może Cie nauczyć.


Piszac, ze jestem zdrowy, klamalbym. W mej podświadomości rowniez siedza demony przeszłości, to pewne. Pomoc psychologa/terapeuty bylaby z pewnoscia przydatna. Zaden wstyd, problemem sa pieniądze i lokalizacja, bowiem dostęp do takiej pomocy jest bardzo ograniczony tutaj.
Trafia do mnie Twoj ostatni akapit, jednakże sama moja miłość moze nie wystarczyc w sytuacji gdy zona nie rozumie czym jest miłość, nie kocha badz zwyczajnie nie potrafi kochać. Nie mnie samego nawet, ale siebie, jakiegokolwiek mężczyzny (oczywiscie istnieje mozliwosc ze innego bylaby w stanie pokochać, bolesna mysl, ale nie jestem az takim megalomanem ;) ).
Po cos ci terapeuci jednak sa. Moja kuzynka miala jeszcze trudniejsze dzieciństwo - odejście ojca, przemoc, pozniej jego samobójstwo, nastepnie schizofrenia i smierc matki. Pozniej nieudane małżeństwo jakby tego bylo malo. W koncu trafila do psychologa (niedawno) i to jej juz pomaga.
Tak czy owak biore sobie do serca Twoje rady, zdaje sobie sprawe ze przede mna długa droga w pracy nad soba, nad relacjami z Bogiem rowniez. O zonie z oczywistych względów wspominac nie trzeba.
Na koniec - gdy dwoch rannych lezy na pobojowisku, a jeden jest w stanie dociągnąć drugiego do Medyka, powinien probowac. Zwlaszcza gdy ta osoba jest dla niego ważniejsza niz on sam. Ja nie chce zony leczyc - nie mam do tego kwalifikacji, zgadzam sie rowniez, ze nawet gdybym je mial - mam zbyt emocjonalny stosunek. Ja chce jej powiedziec gdzie moze znalezc ukojenie. Leczenie z mojej strony to moje zmiany plus miłość o ktorej piszeszr
 
 
hubcia576
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-22, 16:24   

Pavel napisał/a:
Ja chce jej powiedziec gdzie moze znalezc ukojenie.


A czy znalazłeś już dla siebie?

https://www.youtube.com/watch?v=A4efLxfHD_U

I wiem to z praktyki :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:

oczywiście, wiem też, że potrzebowałam poczuc to na własnej skórze :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: zanim uwierzyłam :mrgreen: pewnie Ty masz tak samo!!!
 
 
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-22, 18:37   

hubcia576 napisał/a:
Pavel napisał/a:
Ja chce jej powiedziec gdzie moze znalezc ukojenie.


A czy znalazłeś już dla siebie?

https://www.youtube.com/watch?v=A4efLxfHD_U

I wiem to z praktyki :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:

oczywiście, wiem też, że potrzebowałam poczuc to na własnej skórze :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: zanim uwierzyłam :mrgreen: pewnie Ty masz tak samo!!!


To nie jest takie hop-siup ;) Tyle lat bylem daleko od Pana, najwyrazniej to rowniez wymaga czasu. Wiem, ze goraco praktykujacy raczej i tak nie bede (pewnych spraw raczej nie zaakceptuje, chociaz nigdy nie mow nigdy ;)). Jednakze wierze, ze NAPRAWDE zawierze swe zycie Bogu, ze mozliwe jest staranie sie byc jak najbardziej wzorowym chrzescijaninem. Staram sie oddac pod jego opieke, mysle o Bogu i sie modle. Widze, ze to dziala, bo zyskalem duzo sily i spokoju (jednoczesnie trudne chwile i poczucie beznadziei wracaja co jakis czas, ale wtedy staram sie modlic, pomaga). To wszystko boli, jednoczesnie zdaje sobie sprawe, ze wina zony w tym jest niewielka. To wynik tego, ze ja skrzywdzilem (czego nie chcialem robic - brak wiedzy, rozumienia jej potrzeb, nierzadko lenistwo) oraz krzywd doznanych w dziecinstwie. Widocznie moje dziecinstwo wywarlo mniej szkod na mnie, moze jestem silniejszy psychicznie, moze to dlatego, ze potrafie przebaczac, w koncu moze dlatego, ze z natury jestem pozytywnie do wszystkiego nastawiony, staram sie doceniac to co otrzymalem zamiast narzekac na to czego nie mam. A otrzymalem wiele - jestem zdrowy, mam zdrowe i cudowne dzieci.
Poza tym kryzysem, ktory staram sie wierzyc jest szansa dana nam przez Boga, bylem zadowolony z zycia (poza powracajacym uczuciem braku Boga w nim), jesli uda sie mi, moze nawet kiedys NAM zblizyc do Boga, jesli przetrwamy ten kryzys jako malzenstwo - nic wiecej na ziemi nie jest mi niezbedne do szczescia. Bo pieniadze, choc wazne, szczescia nie dadza.
 
 
twardy
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-22, 20:35   

Pavel napisał/a:
Jednakze wierze, ze NAPRAWDE zawierze swe zycie Bogu, ze mozliwe jest staranie sie byc jak najbardziej wzorowym chrzescijaninem. Staram sie oddac pod jego opieke, mysle o Bogu i sie modle. Widze, ze to dziala, bo zyskalem duzo sily i spokoju (jednoczesnie trudne chwile i poczucie beznadziei wracaja co jakis czas, ale wtedy staram sie modlic, pomaga).


Pavel napisał/a:
Wiem, ze goraco praktykujacy raczej i tak nie bede


A to co w pierwszym cytacie piszesz to co to jest jak nie wiara?
Nie będziesz gorąco praktykującym? Oj czuję, że się jeszcze zdziwisz :-D
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 9