Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Chce uratowac moje malzenstwo - prosze o pomoc
Autor Wiadomość
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2016-04-06, 23:53   

Mialem wczoraj sytuacje, ktora mnie z jednej strony zaciekawila, z drugiej nieco zasmucila.
I tak juz podjalem decyzje o rezygnacji z tego terapeuty, nie czulem aby kierowal mnie na sciezke jakiegokolwiek rozwoju, z poczatku byl przydatny, bo mialem milion pytan a i wygadac sie zwyczajnie potrzebowalem.
Rozmawialem sobie z nim wczoraj, z zalozenia ostatni raz (bo za pozno bylo na odwolanie spotkania, nie chcialem odwolywac w ostatniej chwili, wg mnie to kwestia szacunku do drugiej osoby). Bylem spokojny, bez jakiegokolwiek zalu i bolu (chociaz bol w roznych formach wciaz czasem wraca, ale staram sie go wreszcie okielznac, na razie z dobrym skutkiem).
Terapeuta jakby tracil powoli panowanie nad soba (nie to, ze jakos strasznie mocno), nie potrafil zrozumiec, ze moge nie cierpiec, nie buntowac sie, nie odczuwac wielkiego bolu, przyjmowac tego co aktualnie jest ze spokojem. Uzyl nawet slowa wulgarnego (nie to, zeby mi to jakos przeszkadzalo, nie w moim kierunku a odniesieniu do emocji).
W sumie juz kilka spotkan z rzedu, moze nie jakos strasznie bezposrednio, ale wysyla sygnaly, ze pownienem zone postawic mocno pod sciana, aby nie bawila sie ze mna w kotka i myszke i dokonala wyboru. Bo to jest dla mnie krzywdzace, takie zycie w zawieszeniu.
Jasne, tez chcialbym wiedziec na czym stoje, ale skoro nie potrafi, to zmuszanie jej do tego moze przeciez skutkowac albo wyborem niewlasciwym (ktorego sama nie chce), albo mowieniem mi co chce uslyszec. Tak jak to zrobila niedawno z tym listem. Terapeuta chyba powinien to rozumiec (ja nie rozumialem jeszcze niedawno, ale przede wszystkim jestem zaangazowany emocjonalnie, w koncu to moje malzenstwo jest w kryzysie).
Ja postanowilem pojsc droga cierpliwosci, zanim ewentualnie zazadam konkretnego wyboru od zony, chcialbym najpierw wyeliminowac ze swojego zachowania wszystko to, czym ja ranilem, nawet jesli czesc z tych zachowan jest powszechnie uznawana za "do zaakceptowania". Skoro w jej subiektywnym odczuciu ja ranilem, to znaczy, ze ranilem.
Czy jest cos zlego w patrzeniu na wlasne winy i bledy nawet pomimo niewlasciwego stanowiska drugiej strony?
Wiem, nawet sie zgadzam z tym co napisal np. balwanek - gdy druga strona chce, kocha, to nie sa prawdziwe przeszkody. W moich/naszych konkretnych okolicznosciach moze jednak juz sa.
Chcialbym przynajmniej znalezc sie w sytuacji, gdy ja bede w miare "tip-top", zobaczyc jak wtedy, w dluzszym okresie czasu bedzie reagowala zona.
Mozliwe oczywiscie, ze to w niczym nie pomoze, wtedy nauka i praca nad soba przydadza sie w dalszym zyciu, w koncu robie to dla siebie a nie po to, aby zonie cos udowodnic.
Zastanawia mnie jednak, ze terapeuta (i dlaczego) reaguje na taka postawe z duzymi nieskrywanym zdziwieniem, niedowierzaniem, niecierpliwoscia i brakiem zrozumienia. To bylo az namacalne.
Rozmawialem rowniez chwile o moich rodzicach, on uwaza, ze ich bronie, gdy wyraznie mowie, ze zdaje sobie sprawe z ich bledow, nie usprawiedliwiam ich, potrafie bez problemu twarza w twarz glosno o tym mowic. wiem jednak, ze wynikly one nie ze zlych intencji a braku wiedzy,swiadomosci i dojrzalosci. Tak jakby zrozumienie i wybaczenie nie istnialo. I to nie tak, ze teraz tak to pojmuje, myslalem w ten sposob odkad pamietam.
Nie jestem specem w noszeniu urazy zbyt dlugo ;) I w sumie dobrze mi z tym.
 
 
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2016-04-07, 07:06   

Pavel napisał/a:
Zastanawia mnie jednak, ze terapeuta (i dlaczego) reaguje na taka postawe z duzymi nieskrywanym zdziwieniem, niedowierzaniem, niecierpliwoscia i brakiem zrozumienia. To bylo az namacalne.

Terapeuta to też człowiek i ma swoje problemy. Tutaj najprawdopodobniej przeniósł te swoje problemy na Ciebie. Nie powinno tak się zdarzać, ale jeśli już to profesjonalny terapeuta idzie z tym do superwizora i to przepracowuje.
Nawiasem mówiąc wybór terapety powinien uwzględniać ten czynnik - czy psychoterapeuta podlega superwizji.
 
 
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2016-04-07, 09:35   

Pavel napisał/a:
Ja postanowilem pojsc droga cierpliwosci, zanim ewentualnie zazadam konkretnego wyboru od zony, chcialbym najpierw wyeliminowac ze swojego zachowania wszystko to, czym ja ranilem, nawet jesli czesc z tych zachowan jest powszechnie uznawana za "do zaakceptowania". Skoro w jej subiektywnym odczuciu ja ranilem, to znaczy, ze ranilem.
Czy jest cos zlego w patrzeniu na wlasne winy i bledy nawet pomimo niewlasciwego stanowiska drugiej strony?


Paweł,
Terapeuta patrzy z boku więc ma prawo się dziwić widząc taką postawę.
Boisz się szczerze porozmawiać z żoną aby nie usłyszeć od niej gorzkiej prawdy,
zatem myślisz że będzie się starał się być idealny i może to skłoni żonę zmiany uczuć.
To trochę podobne do sytuacji żon, które w sytuacji gdy maż chodzi do kochanki....
starają się być jeszcze lepszymi żonami we wszystkich aspektach z nadzieją, że mąż
zostawi kochankę, bo przecież żona jest taka idealna.
Zastanów się w tej całej sytuacji ile w tym nowym-idealnym meżu Pawle jest Ciebie
a ile kreacji, aby się przypodobać żonie.
 
 
zenia1780
[Usunięty]

Wysłany: 2016-04-07, 10:34   

grzegorz_ napisał/a:
Zastanów się w tej całej sytuacji ile w tym nowym-idealnym meżu Pawle jest Ciebie
a ile kreacji, aby się przypodobać żonie.


Piękna postawa Pavle. Twoje przemyślenia sa mi bardzo bliskie.
Zwróć jednak uwagę na to co pisze grzegorz_, a co jest również bardzo ważne.
Taka postawa powinna wynikać z naszej wolności i aby ja podjąć dobrze jest najpierw bardzo dobrze poznać siebie, swoje mocne i słabe strony, swoje możliwości, ograniczenia i nieumiejętności, rozpoznać własne zranienia i je uleczyć (o czym już pisałam), rozpoznać i ustanowić własne granice oraz nauczyć się ich bronić, a przede wszystkim być mocnym Bogiem a nie tylko własnymi , nawet najlepszymi przemyśleniami, wnioskami i decyzjami. W innym wypadku będzie to tylko zmiana pod dyktando oraz potrzeby żony. Natomiast ewentualny brak jakichkolwiek efektów takiej postawy i zmian po stronie żony, a czasem, nie daj Boże, otwartej niechęci żony (to na co zawracał Ci uwagę balwanek1) będzie nie tylko trudny do udźwignięcia, ale wręcz może być bardzo dla Ciebie bolesny i destrukcyjny.
Tak ze , jakby nie patrząc, aby przyjąć i trwać w takiej postawie najpierw należy zacząć od siebie, czyli od zrobienia tego co powyżej. Oczywiście można robić to równolegle z większym naciskiem na siebie jednak, przynajmniej w pierwszej fazie pracy.

poprawiono zaznaczenie
Ostatnio zmieniony przez 2016-04-07, 10:59, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2016-04-07, 11:03   

Nirwanna napisał/a:

Nawiasem mówiąc wybór terapety powinien uwzględniać ten czynnik - czy psychoterapeuta podlega superwizji.

Nie wiedziałem, ze jakaś superwizja może mieć miejsce, takiego czynnika nawet nie brałem pod uwagę. Zanim wybrałem, brałem inne, coś tam poczytałem i na podstawie tego przyjąłem jakieś kryteria które musi spełniać taka osoba. Kilku wydaje mi sie istotnych nie wziąłem jednak wtedy pod uwagę.
Ogolny światopogląd ma chyba jednak niemałe znaczenie, wpływa bowiem na przykład na podświadomie i świadomie wysyłane wskazówki.
Spotykam sie jeszcze, nie zamierzam tego przerywać, z terapeutka, widze wiec różnice, jakby dwa przeciwległe bieguny.
Z tym mężczyzna, nawet gdy dążyłem w pewnych sprawach do opanowania negatywnych uczuć, miałem wrażenie, ze nakierowuje mnie na pielęgnowanie w sobie bólu, jakoby to była jedyna naturalna droga. Żeby np. proponował, abym przerobił ten ból, nakierowywal mnie jakoś na większa dojrzałość to bym rozumiał, ze ma to jakiś cel.
Miałem jednak wrażenie, silne, jakby wysyłał komunikat - jeżeli nie cierpisz cały czas, potrafisz o tym spokojnie mowić, godzisz sie na to co robi/nie robi zona, znaczy to, ze ci nie zależy, ze tak naprawdę jej nie kochasz. Tak mniej więcej to odbierałem.
Żeby nie było - cześć moich reakcji i zachowań w stosunku do zony było wręcz zaprzeczeniem miłości, wynikały jednak z pewnych braków, leków, wpojonych schematów działania/myślenia.
Tyle, ze nie chce dłużej tak funkcjonować. Nie jestem ani sadysta ani masochista ;)
 
 
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2016-04-07, 11:08   

grzegorz_ napisał/a:
Terapeuta patrzy z boku więc ma prawo się dziwić widząc taką postawę.

Ma prawo jako człowiek, który wszystkiego na tym świecie jeszcze nie widział. Jako terapeuta powinien zachować profesjonalny dystans i właśnie się nie dziwić.
 
 
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2016-04-07, 11:09   

http://www.psychoterapiaw...pia-rodzaje.php

Pavel, powyżej wysyłam link, gdzie pobieżnie mógłbyś poczytać o RÓŻNYCH rodzajach terapii.
Już kiedyś go tutaj zamieszczałam, (nie jest to reklama).

Wiesz w jakim nurcie pracuje Twój terapeuta? Jaki rodzaj terapii lub konglomerat terapii stosuje?
Może to, co Ci Twój terapeuta oferuje, nie jest dokładnie tym czego Ty na ten moment potrzebujesz dla Twojego rozwoju.

Przypominam Ci także, że głównym celem Twojej terapii nie jest rozwiązywanie Twoich problemów z żoną, ani też naprawianie Twojego małżeństwa,wszak to nie terapia małżeńska.
Jest nim natomiast rozwiązanie Twoich osobistych problemów, które być może stoją na przeszkodzie m.in temu, byś mógł ze swej strony budować dojrzałe relacje, nie tylko z żoną ale w ogóle.

Chodzi także o to byś sam ze sobą poczuł się dobrze.
Tylko czując się dobrze ze sobą, można wnieść coś wartościowego do świata,inaczej nasze zranienia, na co słusznie wskazuje Zenia, zabarwiają wszystko czego się dotkniemy.
Wypracowanie zdrowego ego, co jest głównym zadaniem psychoanalizy to tylko etap na drodze rozwoju,konieczny do zaliczenia, ale może Ty masz potrzebę by wyjść już ponad to, czego Twój terapeuta nie rozumie.

Zdziwienie, zniecierpliwienie terapeuty nie są właściwymi postawami.
Zresztą kogoś kto ma taką robotę to niewiele powinno dziwić ;-)
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2016-04-07, 11:21   

kenya napisał/a:
Pavel, powyżej wysyłam link, gdzie pobieżnie mógłbyś poczytać o RÓŻNYCH rodzajach terapii.

Co nie znaczy, że wszystkie opisane tam metody terapii są równocenne czy wręcz nie są szkodliwe.
 
 
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2016-04-07, 11:44   

grzegorz_ napisał/a:


Paweł,
Terapeuta patrzy z boku więc ma prawo się dziwić widząc taką postawę.
Boisz się szczerze porozmawiać z żoną aby nie usłyszeć od niej gorzkiej prawdy,
zatem myślisz że będzie się starał się być idealny i może to skłoni żonę zmiany uczuć.
To trochę podobne do sytuacji żon, które w sytuacji gdy maż chodzi do kochanki....
starają się być jeszcze lepszymi żonami we wszystkich aspektach z nadzieją, że mąż
zostawi kochankę, bo przecież żona jest taka idealna.
Zastanów się w tej całej sytuacji ile w tym nowym-idealnym meżu Pawle jest Ciebie
a ile kreacji, aby się przypodobać żonie.


Dziwić sie może, jednak jest to chyba jedna możliwych dróg która mogłem wybrać. W moim odbiorze jakby nie brał takowej nawet pod uwagę.

Nie boje sie Grzegorzu rozmawiać z zona. To ona nie chce/nie potrafi rozmawiać ze mną, bądź z takim mną jakiego zna/znała/widziała, albo z każda "wersja" mnie.
Gorzka prawdę już usłyszałem, właściwie zawiera ona w sobie najbardziej "mroczna" wizje naszej wspólnej przyszłości. Czyli brak wspólnej przyszłości.

Nazywając swoje myślenie bardzo precyzyjnie - biorę pod uwagę opcje, ze uczucia mojej zony i jej postrzeganie mnie pod wpływem mojej zmiany rownież zmianie ulegną. Ale nie musza.
Nie to jest jednak istota mego postanowienia, wkroczyłem na te ścieżkę dla siebie, bo nie chce tak żyć/taki być. I będę sie jej starał trzymać bez względu na postawę zony wobec mnie.

Nie jestem nowym-idealnym mężem, dopiero niedawno po omacku, błądząc wciąż (i pewnie to trwa) postanowiłem zmienić siebie i swoje życie. Czyli ledwie wyszedłem z etapu postanowienia.
Ideałem tez nie zostanę szybko, pewnie nawet nigdy. Chce być po prostu coraz doskonalszy. Brzmi patetycznie ;)
W dodatku zmiany w sobie maja uwzględniać sugestie zony, nie mam jednak zamiaru przypodobać jej sie na sile, bez względu na to jak mało rozsądne i realistyczne pewne oczekiwania by były.
Jeżeli nie zechce mnie, być ze mną, spróbować choćby - będzie trzeba to zaakceptować i żyć dalej. Nie chce wybiegać jednak za bardzo w przyszłość. Za dużo tego w moim zyciu było, tak jak babrania sie w przeszłości.

moderacja: poprawiono cytowanie
Ostatnio zmieniony przez 2016-04-07, 12:01, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2016-04-07, 11:47   

Dzięki kenya, terapeutka wspominała coś o nurtach, chętnie poczytam.
 
 
ppd
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-21, 13:39   

Pavel, jestem ciekawy, jak wygląda obecnie sytuacja u Ciebie? Udało się czy nie? Jeżeli tak/nie to dlaczego?
 
 
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-21, 23:17   

Hej,
Jak widac od dosc dawna nie pisze w swoim watku. Powody byly dwa:

1) obie glowne bohaterki mojej "opowiesci" zidentyfikowaly Michala w Pavle ;)

Zona - zagladajac w historie strony przy ktorej tyle siedzialem, "psiapsiolka" zas, ponoc szukajac zyciowych inspiracji w internecie.
Dlatego tak cenna jest rada, dawana przez moderatorow na starcie, aby nie podawac zbyt wielu szczegolow.
Nie wstydze sie niczego co napisalem, nie klamalem, nie naciagalem faktow pod swoje tezy, wiec nie mam powodu aby sie z tym zle czuc.
To byl obraz mnie na przestrzeni wszystkich miesiecy w kryzysie, obraz moich nawet nazbyt szczerych relacji i uczuc. Oczywiscie czasem bylo obiektywnie, czasem subiektywnie ;) ale w glebi duszy staralem sie, aby bylo to pierwsze.

2)W zadawalajacym stopniu przepracowalem siebie i chociaz nie mam najmniejszego zamiaru w tej pracy sie zatrzymywac, nie mam potrzeby zadawac pytan - wiem ktoredy isc i co mi jest potrzebne.

A gdy nawet chcialbym o cos zapytac, przeszkadza punkt pierwszy ;)


Co u mnie?

To byl trudny ale i owocny rok. Pelen cierpienia, ale potrzebny i bardzo pozyteczny.
Jestem zadowolony z siebie i drogi ktora przeszedlem od pojawienia sie na forum.
Bardzo mocno chcialbym podziekowac wszystkim ktorzy zdecydowali sie poswiecic mi swoj czas - bez Was byloby to niemozliwe.
Pomogliscie mi wstac z kolan, otworzyc oczy i wskazaliscie wlasciwa droge. Dzieki Wam jestem dojrzalszym i lepszym czlowiekiem.
To dlug, ktorego pewnie nigdy nie zdolam splacic. Ale postaram sie dac ile tylko jestem w stanie :)

Co u nas?

Jestesmy razem, budujemy. Powoli, krok po kroku. Czyli cos na co podczas ostatnich wpisow na watku "mialem nikla nadzieje nie poparta zadnymi racjonalnymi argumentami".
Jest duzo lepiej niz przed kryzysem
ALE
Przed nami jeszcze daleka droga, mam nadzieje, ze cierpliwoscia i praca zbudujemy malzenstwo o jakim marze/marzymy.
Udalo sie wiec odzyskac zone. Mam nadzieje, ze uda mi sie juz nie wypuscic.
Oczywiscie zdaje sobie sprawe, ze za wczesnie na fanfary, rozne historie pokazywaly rozne rozwoje wydarzen w analogicznych sytuacjach.


Dlaczego sie udalo?

Nie dziele skory na niedzwiedziu ;) wiec chyba za wczesnie nazywac to z cala pewnoscia UDALO.
W szafie wciaz tkwi niemalo trupow, ja czekam cierpliwie, az zona sama je powyciaga. W swoim czasie (czyli takim w ktorym to ona bedzie na to gotowa).

Wiem, ze JA - moje wady, braki wiedzy i zachowanie bylo tylko czescia tego, co doprowadzilo nas do tego wszystkiego co sie wydarzylo.
Nie wiem, gdzie zona byla, nie znam (chyba) wszystkich powodow dla ktorych postanowila wrocic, widocznie jeszcze nie czas na to, abym sie dowiedzial.

Wiem natomiast, ze moja determinacja, aby uratowac malzenstwo oraz praca nad soba mialy na to przynajmniej niemaly wplyw.
Odkad ogarnalem siebie w zadawalajacym stopniu, bez ogladania sie na nia, jej reakcje i stosunek do mnie, odkad po prostu robie tylko swoje, poprawilo sie. Bardzo sie poprawilo.

W naszym przypadku tyle wystarczylo, aby zona rowniez zaczela pracowac nad soba i naszym malzenstwem.
A co bedzie to czas pokaze ;)
 
 
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-21, 23:36   

Pavel napisał/a:
Jestesmy razem, budujemy. Powoli, krok po kroku.

Super, chwala Panu :mrgreen:
 
 
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2016-09-21, 23:55   

:mrgreen:
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 11