Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Chce uratowac moje malzenstwo - prosze o pomoc
Autor Wiadomość
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-10, 00:17   Chce uratowac moje malzenstwo - prosze o pomoc

Witam, jestem na forum od niedawna, znalazlem je szukajac sposobow na zmartwychwstanie mojego malzenstwa. Jestem zonaty od ponad 4 lat, w zwiazku od 7, mamy dwojke cudownych dzieci ktore mocno kochamy. Moje malzenstwo wisi na wlosku, glownie z mojej winy. Zreszta to na sobie sie skupie, jako ze zawsze wolalem na starcie rozliczac samego siebie. Niemal dwa tygodnie temu, gdy podjalem rozmowe o naprawie naszego malzenstwa (duzo sie ostatnio klocilismy), zona wydusila w koncu, ze mnie nie kocha tak jak kiedys (dzien pozniej uslyszalem ze nic do mnie nie czuje). Wydusila, bowiem mam troche wrazenie, jakbym sam jej wlozyl to w usta, pytajac czy mnie kocha. Od razu zaznacze, ze zona jest osoba oszczedna w slowach, skryta, niezbyt skora do zwierzen i rozmow na trudne tematy (o ile dotycza jej). Wtedy doznalem przebudzenia - nagle zaczalem rozumiec co sie dzieje, i co jest tego powodem. Tkwilem w szponach nalogu - gry na telefonie. Przez ponad 2 lata krzywdzilem swoja zone, stopniowo ja od siebie oddalajac, powodujac ze przestala za mna tesknic, potrzebowac, wreszcie - kochac. Niektoresprawy zrozumialem automatycznie - nagle olsnienie. Inne czytajac na temat kryzysu w dniach kolejnych, sporo na tym forum. Zrozumialem ze zaniedbalem ja, przestalem adorowac, spedzac z nia czas, stawialem na miejsu za gra. Nierzadko podczas grania zasypialem na sofie w salonie, przez co odzywczaila sie mocno i od mojej obecnosci w malzenskim lozu. Dzieci tez zaniedbywalem (przynajmniej w stosunku do tego jak byc powinno), ale zazwyczaj zaczynalem granie, gdydzieci juz byly w lozkach. Rodzina zawsze byla moja najwyzsza wartoscia, po Bogu oczywiscie. Jestem mocno wierzacy, nie bede jednak klamal - nie praktykuje (powody - temat rzeka), jednakze malzenstwo zawarlem w kosciele, dzieci rowniez sa ochrzczone. A wiec wracajac - rodzina byla w moich myslach najwazniejsza, przez granie (ucieczka przed problemami, porazkami) stracilem ten moj glowny zyciowy cel z oczu - zaniedbalem to co najwazniejsze. W weekendy co prawda bylem z rodzina (co nie znaczy ze nidgy nie gralem, ale zwlaszcza w ostatnim polroczu staralem sie nie przesadzac), nawet zona uwaza mnie za dobrego ojca. Tak czy owak - mimo sygnalow i napominan - nie obudzilem sie gdy byl jeszcze czas. Moze zabraklo wlasciwej, spokojnej ale stanowczej rozmowy, ale to nie jest mocny punkt mojej slubnej, poza tym nie moge jej winic za wlasne uzaleznienie. Po przebudzeniu z wirtualnego koszmaru w ktorym tkwilem, postanowilem zmienic siebie (natychmiast rzucilem gre) i ratowac nasze malzenstwo. Niestety z dnia na dzien zona jest coraz bardziej oschla i worgo nastawiona. Na poczatku mowila nawet abym ja przytulal (seks i pocalunki odpadly), teraz juz nawet to ja boli. Czesciowo to moja wina - popelnilem wszystkie mozliwe bledy po przebudzeniu, ale ze jestem z natury osoba szczera i prostolinijna, musialem sie jej wyspowiadac, przyznac do win, preprosic i prosic o szanse. Szanse dla nas, nawet jesli ze wzgledu na nia czy mnie - to na dzieci. Zaczalem duzo bardziej sie starac ja wspierac w obowiazkach domowych (wczesniej tez je wykonywalem, ale bardziej wtedy gdy mi wskazala aby to czy tamto zrobic), nadrabiac sprawy ktore od dawna zaniedbywalem. Niestety - bardziej doswiadczeni tu wiedza, ze to przynosi odwrotny skutek - moje starania i przebudzenie wywolaly jeszcze wieksza zlosc i niechec do mojej osoby (co jak czytalem jest typowe). Dzis, podczas rozmowy na temat zawodowy (zastanawiam sie nad zmiana pracy i uznalem, ze powinnismy te decyzje podjac wspolnie), wydusila z siebie, ze chce abym sie wyprowadzil na tydzien - dwa. Z jednej strony rozumiem to, bo jakos srednio wychodzilo mi dawanie jej spokoju (zwlaszcza pierwsze dni - bylem w totalnym szoku, moj swiat zaczal sie sypac, trudno w takim przypadku zachowac spokoj. Zaproponowalem rowniez terapie malzenska, niby wstepne zaintereowanie jest (badz bylo i zniklo- jak wspominalem - zona w przeciwienstwie do mnie, jest osoba ktora nie jest zbyt skora do zwierzen. Moj swiat sie wali, ale chce podjac walke. Dlatego prosze Was o pomoc. Jak odzyskac zaufanie zony? ona nie wierzy w to ze moge sie zmienic. Co pownienem robic? Czego nie? Wiem ze przede wszystkim potrzebny jest czas, i tylko modle sie o nadzieje, ze zona zdecyduje sie dac nam jeszcze jedna szanse.
 
 
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-10, 07:00   

Witaj, Pavel, u nas na forum :-)
Dobrze, że zdecydowałeś się opisać swoją historię, pamiętaj jednak aby nie zamieszczać imion i nie podawać szczegółów, po których możesz być łatwo rozpoznany w realu, staramy się tu chronić naszą prywatność ze względu na dobro nasze i naszych bliskich.
Na pewno już przekopujesz się przez materiały z forum, bardzo warto, zwłaszcza warto przesłuchać nagrania ze wszystkich naszych rekolekcji.

Pytasz się co robić, a czego nie. Masz rację, że czas jest tu ważny, trzeba dać czasowi czas. Ale w tym czasie Ty powinienieś działać mądrze. Przede wszystkim w kryzysie najpierw zajmujemy się sobą, co oznacza że robimy małżeński rachunek sumienia, Ty chyba już taki zrobiłeś, choć warto go na bieżąco robić. To co nam wyszło w tym rachunku sumienia niefajnego - naprawiamy. A to oznacza, że jeśli diagnozujesz u siebie prawdopodobny nałóg grania jako ucieczki od problemów, to zajmujesz się nim najpierw na terapii Ty, a dopiero potem ruszasz temat terapii małżeńskiej.
Pewnie teraz myślisz, że halo, przecież ja już nie gram, obudziłem się. Tak, ale to usunięcie skutku, a nie przeczyny. Przyczyną pierwotną było nie radzenie sobie z problemami, ucieczka od nich, dopiero skutkiem - granie. Zajęcie się problemem u źródła pokaże też Twojej żonie, że poważnie podchodzisz do sytuacji kryzysu i robisz wszystko aby jego przyczyna nie powróciła.
I najważniejsze - najlepsza motywacja byłaby taka, że naprawiasz siebie dla siebie, aby być lepszym człowiekiem, a nie dla żony. Inaczej każde jej zachowanie odtrącające Cię zabierze Ci motywację do zmian. A nie o to chodzi.
No i najważniejsze, ratujemy małżeństwo z Bogiem pod rękę, co oznacza że żyjemy korzystając z łask sakramentu małżeństwa. Co oznacza, że korzystamy z innych sakramentów - pokuty i pojechania, Eucharystii. Rusz temat, bo możesz wkrótce się przekonać, że sił starczy Ci tylko na 2 kilometry, a do przebiegnięcia jest maraton.
Ale - uszy do góry, dasz rade :-)
 
 
Obudzony
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-10, 07:09   

Witaj.

W sumie to mogę ci powiedzieć ze u mnie sytuacja wygląda identycznie. Nie grałem na telefonie ale czas który powinienem poświęcić żonie przeznaczalem na coś innego.

Wiedz ze na dzień dzisiejszy moja sytuacja zmieniła się znacznie. Na początku było tak jak u Ciebie a dodatkowo zona nie patrzyła na nikogo jak czołg który wystartował niszczyła wszystko co jej na drodze stanęło. Nie widziała sensu zmiany swojego postanowienia.

Mogę Ci jedynie doradzić abyś tak szczerze spróbował się zmienić. Wirtualnosc zamień na rzeczywistość. Zajmij się dziećmi ale nie na pokaz na chwile. Pomysł o nich stan się ich przyjacielem najlepsza zabawka. Jesteś ojcem. Bądź wiec nim dla nich. Pokaż żonie to wszystko.

To była pierwsza rzecz która pomogła mi się zbliżyć do żony. Powiem ci ze ona długo w to nie wierzyła. Oj naprawdę długo. A mnie to tak bolało. Odnalazłem siebie w roli ojca którym byłem ale nie ojca co myślał jak zapewnić im byt ale ojca który chce przeżyć z nimi życie i nauczyć ich jak najwięcej.

Co do żony to ciężki orzech. Ja próbuje wszystkiego. Wiedz ze niczego nie przyspieszysz. Na początek daj jej dużo siebie ale bez przesady. Spróbuj granie na telefonie zamienić na inne zajęcie może jakieś wspólne z zona. Spróbuj się wyciszyć i nie denerwować jak pomimo twoich starań zona będzie dalej cie odpychać.

To wszystko wróci pod jednym warunkiem. Nie możesz wrócić do grania i pokazywania ze telefon stał się wazniejszy od żony. Pamiętaj o rozmowie z żoną. Poruszaj różne tematy nawet te najcenniejsze strony waszego małżeństwa. Lepiej potem dzień się boczyć ale będzie wam potem łatwiej. Głaskanie nic ci nie da. Bynajmniej mi nic nie dało.

Uwierz w siebie. Nie poddawaj się.! Módl się za was.
 
 
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-10, 08:56   

Dziekuje za odpowiedz. Bylem wczoraj juz tak wykonczony, ze zakonczylem pisanie zanim przelalem wszystkie mysli. Wiem, ze to ze calkowicie przestalem grac, nie oznacza calkowitej wolnosci. Pokusa pewnie wroci wiele razy,ale wiem ze mam sile aby ja pozegnac na wejsciu. Przyczyny nalogu byly dwie - pierwsza to nieumiejetnosc pogodzenia sie z porazka - nie udalo mi sie cos w zyciu, poczulem, ze zawiodlem rodzine. Mysle ze w jakis sposob uciekalem od zycia. Drugi - jak cos robie to w to calkowicie wsiakam, bez wzgledu na to co to jest. . Jesli chodzi o Boga - modle sie - o przebaczenie, aby zona mi wybaczyla i oczywiscie o szanse. Moim zmartwieniem jest fakt, iz zona niezbyt mocno wierzy. Zarowno w Boga, jak w mezczyzn (jako gatunek), we mnie, w odrodzenie milosci. Jest uparta jak osiol i nie potrafi rozmawiac na trudne tematy. Nie ma w swoim otoczeniu osob mogacych wlac w nia wiare, a mozliwosc, ze otworzy sie podczas terapii (o ile do niej dojdzie) jest srednio-nikla. Teraz sie mocno zastanawia, nie moze sie przemoc aby dac nam szanse ze wzgledu na dzieci. W gre raczej nie wchodzi zdrada (raczej, bo 100% pewnosci miec nigdy nie mozna). Ja nie bede mial szans, aby pokazac jej swoja zmiane - bo tak jak pisalem - dzieci za bardzo nie zaniedbywalem, pracy rowniez, a ona sie ode mnie odcina - wiec nie bede mial szansy okazac, ze chce juz zawsze byc przy niej. Jedyne co moge robic - to pracowac nad swoja chyba najwieksza wada - lenistwem, modlic sie i ......czekac, na szanse ktora moze nadejdzie.
Obudzony - od czytania Twego watku rozpoczalem przygode na tym forum. Dzieki za slowa otuchy, bede pracowal nad soba dla siebie, dzieci, zony - dla wszystkich. Nie chodzi o zmiane na pokaz, a do powrotu takiego mnie, jakim bylem wczesniej - plus dodatkowe pozytywne zmiany. Ojcem tez zawsze mozna byc coraz lepszym, wiec praca nad tym nigdy sie nie konczy. Moja sytuacja jest o tyle latwiejsza (i moze trudniejsza zarazem), ze nie ma osoby trzeciej. Jest za to moja zona - osoba z natury trudna i nieprzenikniona, zamknieta i kompletnie wrogo nastawiona. Nie wiem jak sobie z ta wrogoscia radzic. Jak naprawic to co w niej peklo...
Ostatnio zmieniony przez 2015-10-10, 09:09, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-10, 09:04   

Pavel napisał/a:
iz zona niezbyt mocno wierzy. Zarowno w Boga, jak w mezczyzn (jako gatunek)

A dlaczego nie do końca wierzy mężczyznom?
Wynika to z jej doświadczeń z dzieciństwa, czy już z wieku dorosłego?

Pavel napisał/a:
Jestem mocno wierzacy, nie bede jednak klamal - nie praktykuje

Pavle
Co byś powiedział o wegetarianinie, który objada się kotletem schabowym?
Taki sam jest wierzący, niepraktykujący. Jeżeli wierzysz, to zacznij praktykować. Nawet chyba w UK można znaleźć kapłanów. Pominę już modlitwę codzienną. To daje siłę!
 
 
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-10, 09:15   

Jacek-sychar napisał/a:
Pavel napisał/a:
iz zona niezbyt mocno wierzy. Zarowno w Boga, jak w mezczyzn (jako gatunek)

A dlaczego nie do końca wierzy mężczyznom?
Wynika to z jej doświadczeń z dzieciństwa, czy już z wieku dorosłego?

Dziecinstwo.
Pavel napisał/a:
Jestem mocno wierzacy, nie bede jednak klamal - nie praktykuje

Pavle
Co byś powiedział o wegetarianinie, który objada się kotletem schabowym?
Taki sam jest wierzący, niepraktykujący. Jeżeli wierzysz, to zacznij praktykować. Nawet chyba w UK można znaleźć kapłanów. Pominę już modlitwę codzienną. To daje siłę!


Wlasnie przyklad kotleta i wegetarianina spowodowal moje odsuniecie sie od kosciola. To dlugi temat, mysle ze nie ma sensu go poruszac w tym miejscu, aczkolwiek na sam dyskusje jestem otwarty. Napisze tylko, ze kiedys mocno praktykowalem, jezdzilem na oazy i pielgrzymki.
 
 
twardy
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-10, 09:51   

Pavel,
są osoby które mówią, że nie chodzą do kościoła bo coś ich odepchnęło od kościoła.
A to jakiś ksiądz zachował się niewłaściwie, a to powiedział coś nie tak, a to osoby które chodzą do kościoła po wyjściu z niego zachowują się niewłaściwie itd...
Ludzie znajdują powodów wiele, a właściwie to nie oni, to zły podsuwa im takie myślenie aby odsunąć ich od Boga. I udaje mu się to.
Wygląda, że należysz do jednych z nich, jak kiedyś wielu z nas obecnych tu na forum.

Sam kiedyś ne chodziłem w niedzielę na mszę, ale uważałem się za wierzącego.
Dzisiaj wiem, że osoba wierząca chodzi na mszę (i nie tylko), a osoba która nie uczęszcza na mszę po prostu nie wierzy.
Można się oszukiwać, że tak nie jest. Wszystko można sobie wytłumaczyć. Ale co z tego jeśli nadal będzie się łamało 3 przykazanie?
Czy osoba wierząca ma gdzieś to, że łamie przykazania?

Pavel napisał/a:
Napisze tylko, ze kiedys mocno praktykowalem, jezdzilem na oazy i pielgrzymki.


To może utraciłeś tą wiarę?

Wybacz, że tak ostro, ale chcesz ratować małżeństwo. I jak chcesz to robić?
Sam, po ludzku, bez Boga?
Bez Boga to już doszliście do kryzysu małżeńskiego.Jak wielu z nas (na czele ze mną).

Pavel napisał/a:
Nie ma w swoim otoczeniu osob mogacych wlac w nia wiare


To Ty bądź taką osobą, ale nie przez rozmowy na temat wiary, tylko swój przykład.
 
 
ryan
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-10, 12:17   Re: Chce uratowac moje malzenstwo - prosze o pomoc

Pavel napisał/a:
...wydusila z siebie, ze chce abym sie wyprowadzil na tydzien - dwa. Z jednej strony rozumiem to, bo jakos srednio wychodzilo mi dawanie jej spokoju ...


Bo pewnie chciałeś na siłę naprawiać.
Nie wyprowadzaj się, bo nie wiesz co będzie za jakiś czas (tygodnie, miesiące) a tak wyprowadzka może też mieć też prawne konsekwencje.
 
 
Mrówka
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-10, 14:12   

Pavel napisał/a:
Przyczyny nalogu byly dwie - pierwsza to nieumiejetnosc pogodzenia sie z porazka - nie udalo mi sie cos w zyciu, poczulem, ze zawiodlem rodzine. Mysle ze w jakis sposob uciekalem od zycia.


Ja bym zaczęła do tego. Nie ten nałóg - znajdziesz coś innego, inny zapychacz na bolączki.

Co do żony - to może nie zabrzmi to zbyt obiecująco ale po prostu ona tez musi chcieć naprawiać.
Żonie daj do zrozumienia raz ale wyraźnie (np. w powaznej rozmowie) że wiesz co było źle, że przepraszasz, chcesz zacząc od nowa, że Ci zależy ale teraz ona ma się określić czy chce - nie musi Ci powiedzieć od razu.
Potem zajmij się sobą - sobą na zasadzie - JA chcę być taki i taki np. nie chcę już być leniwy, chcę byc dobrym mężem - nie uzależniaj zmian w sobie od żony i jej nastawienia do Ciebie. Ty masz być skałą - niezależnie do tego co się wydarzy. I pracowac nad sobą dla siebie.

Na koniec zapytam czy jest możliwe, że obok żony się ktoś 'kręci'?

Poczytaj sobie 'dzikie serce'.
I jak mówią ' bez Boga ani do proga' - chyba pora wracać do domu Ojca :)
 
 
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-11, 15:50   Re: Chce uratowac moje malzenstwo - prosze o pomoc

ryan napisał/a:
Pavel napisał/a:
...wydusila z siebie, ze chce abym sie wyprowadzil na tydzien - dwa. Z jednej strony rozumiem to, bo jakos srednio wychodzilo mi dawanie jej spokoju ...


Bo pewnie chciałeś na siłę naprawiać.
Nie wyprowadzaj się, bo nie wiesz co będzie za jakiś czas (tygodnie, miesiące) a tak wyprowadzka może też mieć też prawne konsekwencje.


Tak, naprawiałam na sile i probowalem nadrobić stracony czas i ogarnac zaniedbania. Poza tym jakkolwiek to zabrzmi - praca ta zaczela sprawiać mi przyjemnosc (w jakis sposob). Nie chce wyprowadzać sie na dluzej, co zakomunikowałem juz zonie. Ale wiem, ze teraz jest rozbita, moja osoba meczy ja, drażni i powoduje ze w jakis sposob zaczyna odchodzić od zmysłów. Odbija sie to na dzieciach, co zona rowniez zauważa i ja to boli. Dam jej te 2 tygodnie, moze sie uspokoi, bo z kazdym dniem jest coraz gorzej. Pozniej wroce. Wiem juz, ze nasza jedyna "ziemska" nadzieja jest czas. Musze sie przygotowac, ze to bedzie baaardzo dlugo trwało. Sam sie bede naprawiał i sprobuje skupić sie na dzieciach, bo to one sa najwazniejsze. Postaram sie tez pojednać z Bogiem, pojsc do spowiedzi
 
 
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-11, 16:05   

Mrówka, dziekuje za szczerość. Wiem o tym, ze zona musi chciec naprawiać. Gdyby nie ten "maly" szczegół, wszystko byloby duzo prostsze, jedynie potrzebowałbym czasu aby odbudować zaufanie, relacje i w koncu miłość do mnie. A tak, nie wiem czy dostane te szanse, a jesli dostane, czy nie jest to tylko na sile, ze wzgledu na dzieci, ale bez wiary w sukces (chociaz tutaj tez swoja postawa mialbym szanse to zmienic).
Jesli chodzi o osobe trzecia, niemal na pewno to wykluczam. Jeszcze do przedwczoraj mialem watpliwosci, ale wynikaly one z zazdrości.
 
 
ryan
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-11, 17:59   Re: Chce uratowac moje malzenstwo - prosze o pomoc

Pavel napisał/a:

Nie chce wyprowadzać sie na dluzej, co zakomunikowałem juz zonie. Ale wiem, ze teraz jest rozbita, moja osoba meczy ja, drażni i powoduje ze w jakis sposob zaczyna odchodzić od zmysłów. Odbija sie to na dzieciach, co zona rowniez zauważa i ja to boli. Dam jej te 2 tygodnie, moze sie uspokoi, bo z kazdym dniem jest coraz gorzej. Pozniej wroce.


Rozumiem, rozumiem też żonę - też ją drażniłem. U mnie przerwa na odpoczynek miała trwać miesiąc - trwa już niecały rok i na horyzoncie rozwód.

Jakby co kochaj i ufaj ale też uważaj
 
 
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-11, 19:27   

Pavel, nie sądzę by Twoja wyprowadzka była dobrym pomysłem.
Nie jesteś tylko mężem, ale jesteś także ojcem. Wobec dzieci masz zobowiązania.
Jak masz je wypełniać skoro na prośbę żony masz z domu zniknąć?
Jakie profity i komu przyniesie Twoja nieobecność w domu?
Nie rozumiem dlaczego Twoja obecność powoduje , że żona w jakiś sposób odchodzi od zmysłów, jak sam to określasz?
Rozumiem, że proces naprawczy siebie samego jest w toku i nie jest jeszcze ukończony, ale chyba oczywista chęć poprawy, deklarowana przez Ciebie jasno, starania itd. powinny ucieszyć kochającą żonę. Dlaczego jest taka nieprzejednana? Przecież jej reakcja na Twoją obecność powinna wobec Twojej zmiany podlegać korekcji, choćby z tego powodu że jesteś ojcem Waszych dzieci i masz prawo być z nimi a ONE z Tobą. :-)

Pavel napisał/a:
Wiem, ze to ze calkowicie przestalem grac, nie oznacza calkowitej wolnosci.
Pokusa pewnie wroci wiele razy,ale wiem ze mam sile aby ja pozegnac na wejsciu.


Dobrze byś był świadomy zagrożeń jakie obecnie niesie oddzielne mieszkanie, w sytuacji kiedy Twoje uzależnienie TYLKO jest w stanie uśpienia. Przyczyny jego powstania i cały mechanizm tworzenia swojego uzależnienia jest nie do końca uświadomiony i przerobiony. Jeśli zostawisz to tak jak jest, tzn. przestajesz ze strachu przed stratą, to taka zmiana może nie okazać się stałą zmianą.
Co więcej, natura uzależnień jest taka, że w nieprzerobionych psychologicznie przypadkach, uzależnienie lubi wracać pod inną postacią.
I choć sam deklarujesz inaczej, nie jest to takie jasne i oczywiste, że potrafisz mu się oprzeć w każdej sytuacji, łącznie z taką kiedy jesteś z dala od rodziny, sam lub samotny, lub jedno i drugie.
Chcieć nie zawsze przekłada się na móc.
Tutaj trzeba chyba byś swoją deklarację definitywnego porzucenia grania poparł stosowną pracą z uwzględnieniem wsparcia psychologicznego. Taki KONKRETNY krok może dla żony oznaczać Twoją rzeczywistą wiarygodność, daleko większą, niż tylko słowne deklaracje o jego zakończeniu i chęci zmian.
 
 
diola
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-11, 22:02   

Pavel,

czy Wy rozmawialiście w miarę poważnie na temat tego co zaszło, co zrobicie wspólnie, aby z tego wyjść? czy propozycja wyprowadzki coś zmieni?
A co będzie jak za dwa tygodnie żona nadal nie będzie chciała abyś z nią i dziećmi zamieszkał?
Trudniej się będzie wprowadzić niż teraz wyprowadzić.

Pomyśl czy ten czas wyczerpaliście wszystkie możliwości. Można zawsze spać w drugim pokoju, ale być przy dzieciach. Może zacznij być dobrym tatą, bez narzucania się żonie, dla której ta zmiana może być szokująca. Chociaż nie rozumiem (zakładając że nie ma tego trzeciego) dlaczego tak ją to drażni. Ta pozytywna zmiana męża powinna cieszyć. Chyba że znacznie więcej was poróżniło.

Nie rozumiem co dają dwa tygodnie - dla poważnego kryzysu to mało. Pewnie czytasz historie z forum, to zajmuje czasem lata.
Mój mąż był poza domem pół roku. Jesteś na to gotowy? Przemysł Paveł czy jedyne wyjście, czy nie możecie się inaczej dogadać, czy musisz opuścić też dzieci, jak one to odbiorą?
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 9