Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
To już koniec
Autor Wiadomość
Karmel
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-19, 17:35   

Przestałam już pisać scenariusze w temacie naszego małżeństwa.Na dziś liczą się fakty. A fakty na dzisiaj są takie, że jestem sama. Wierność przysiędze w tej sytuacji nie ma wielu opcji więc i nie ma się nad czym zastanawiać- żyję sama tak długo jak Pan Bóg to dla mnie przewidział. Widziśz jakieś inne możliwości...? :roll:

P.S. A patrząc na kilkanaście ostatnich postów trochę zwątpiłam, czy to jeszcze mój wątek czy może już kogoś innego ;-)
 
 
mare1966
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-19, 18:03   

Cytat:
Widziśz jakieś inne możliwości...?


Zasadniczo nie bardzo .

Jednak w tym stopniu zachowania wierności
widzę wielki rozrzut możliwości .

Dlatego nie pisałem o osobach . ;-)
ale o stylu wierności .
 
 
Orsz
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-19, 21:18   

mare1966 napisał/a:

Cytat:
Mój mąż już raz mnie zdradził. Wybaczyłam. Chyba niepotrzebnie. I na wyrost bo on wtedy o wybaczenie nie prosił.


Może i błąd , ale z drugiej strony "oczyściłaś siebie" z tego balastu ,
wyzwoliłaś się z nienawiści .

Cytat:
Więc jeśli piszę KONIEC to dla mnie jest to koniec naszego dotychczasowego życia. Małżeństwa w jego poprzednim kształcie. Pozostaje małżenstwo w postaci wierności przysiędze i modlitwa za ,,pogubionego" zdradzacza=męża.


Może i tak A na czym polegać miałaby wierność przysiędze ?
Wierność w sensie fizycznym i tak już sama w sobie jest trudna ,
ale w zamiarze Boga chyba jednak chodzi o coś jeszcze więcej .


Ośmieliłbym się wyrazić pewne wątpliwości.
Odnośnie wybaczenia. Karmel pisze, że wybaczyła. Ale czy my wiemy dokładnie co miała Karmel na myśli? I czy wybaczenie miało jakieś znaczenie w zakresie tego, że zdradził ponownie.
Moim zdaniem wybaczeni nie mogło mieć złego wpływu na męża. Więc albo Karmel nie wybaczyła albo zaszły jeszcze inne niezależne okoliczności które właśnie istotnie mogły mieć wpływ na późniejszą tragedię, ten kolejny zły postępek męża. Zmierzam do tego, że wybaczenie nie jest najwidoczniej jedynym warunkiem naprawy małżeństwa. Może nawet nie najistotniejszym. Może powinno być ukoronowaniem całego szeregu działań innego rodzaju. Wybaczyć to nie oznacza ot tak, pstrykamy palcami na zawołanie. To długi i żmudny proces. W większości przypadków, bo grzesznikami jesteśmy. Co wcale nie oznacza, że nie mamy dobrej woli. Można żyć długo w stanie naprawy małżeństwa bez wybaczenia. Być może nawet nie wybacza się do końca życia. Pochopne wybaczanie, załóżmy że jest autentyczne, może, ale nie musi, być wynikiem np. uzależnienia, jakiś braków w poczuciu własnej wartości, albo np banalizowaniem tego co się stało, bo np samemu miało się różne przygody i wrażliwość się zatarła.
Wybaczenie to dar od Boga i jako taki musi powodować samo dobro. Trzeba tylko uważać by nie nadużywać tego sformułowania. A żeby nie nadużywać to wybaczenie trzeba wiązać z prawdą o nas samych o związku, o małżonku. To z kolei trzeba ciężko wypracować. Nie wolno także do wybaczenia zmuszać i do niego poganiać.
Nie mogę się też oprzeć wrażeniu, że czymś innym jest wybaczyć małżonkowi, który odszedł i z którym kontaktu stałego nie musimy utrzymywać, nie musimy dzielić wspólnego dachu , stołu i łoża, a czymś innym być blisko i powrócić do normalnego życia małżeńskiego. Jak odchodzi wybaczamy raz, nie żywimy urazy, modlimy się za jego zbawienie, od czasu do czasu spotykamy się np w sprawach dziecka i normalnie rozmawiamy, także delikatnie napominamy na ile jest to uzasadnione. Jednak gdy małżonek wraca to stajemy przed wyzwaniem wybaczenia mu drugi raz, o wiele głębszego. Chodzi o przełamanie lodów, zmierzeniem się choćby ze wstrętem fizycznym, powrót do normalnego współżycia małżeńskiego. A może to nie wybaczenie, lecz coś innego.
A może bez pojednania nie ma wybaczenia? Może wybaczenie małżonkowi, którego nie ma przy nas nie jest wybaczeniem autentycznym lecz jedynie z serca płynącą deklaracją wybaczenia?
Powiedziałbym, spokojnie z tym wybaczaniem, z tym zrzucaniem balastu. Zanim zrzucimy balast z łódki, upewnijmy się że nas przewróci. Aby spokojnie balast zrzucić morze musi być spokojne. Nie chodzi o spokój w małżeństwie, lecz spokój w naszym sumieniu. Uważam, że trzeba być świętym by autentycznie tak poważną sprawę wybaczyć. Być świętym to jednak trudne zadanie.
Powiedziałbym tak. Najpierw świętość, później wybaczenie.
Karmel, a jak było u Ciebie?

I druga sprawa. Co jest trudne? To 'znacznie więcej', czy wierność fizyczna? Ośmieliłbym się twierdzić, na bazie empirii, że w po zdradzie fizycznej owo 'znacznie więcej' jest bez porównania łatwiejsze. Czyli... Zdradzono nas, my się rewanżujemy tym samym i następnie się godzimy. I żyjemy szczęśliwie, wzajemnie sobie wybaczamy.
To absurd, prawda? Ale w życiu skuteczny. Paradoks.
Czym jest owo znacznie więcej jeżeli nie ma tego znacznie mniej i jeżeli mniej nie wyklucza więcej?
Łatwo się buja w obłokach, a życie jest brutalne.
 
 
mare1966
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-19, 22:50   

Orsz
Cytat:
I druga sprawa. Co jest trudne? To 'znacznie więcej', czy wierność fizyczna?


Orsz , ja tu już konkretnie mówię o przypadku takiej sytuacji jak u Karmel ,
czyli porzycenia z taką sobie szansą na happy end .
To "znacznie więcej" to wiara , że maż wróci , to postawa wyczekiwania
pomimo wszystko , postawa gotowości na przyjęcie , postawa życzliwości , postawa niepamięci złego ,
.........generalnie hymn o miłości .
Postawa nie tylko nie wchodzenia w relacje fizyczne , ale i wierność duchowa i emocjonalna .
.......... generalnie postawa świętości

=================================================

Najpierw jest wybaczenie .
Pojednanie to o wiele wiecej i trudniejsze .

Cytat:
Nie mogę się też oprzeć wrażeniu, że czymś innym jest wybaczyć małżonkowi, który odszedł i z którym kontaktu stałego nie musimy utrzymywać, nie musimy dzielić wspólnego dachu , stołu i łoża, a czymś innym być blisko i powrócić do normalnego życia małżeńskiego.


Do pierwszego wystarczy właśnie wybaczenie ,
do drugiego - konieczne jest pojednanie .
==================================
 
 
twardy
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-20, 07:29   

Karmel napisał/a:
P.S. A patrząc na kilkanaście ostatnich postów trochę zwątpiłam, czy to jeszcze mój wątek czy może już kogoś innego ;-)


Karmel ma rację.
Proszę więc dyskutujących aby odnosili się, do tematu jaki ona poruszyła. Autorka zakładając swój wątek szukała pomocy, chciała porozmawiać na temat który ją boli, z którym ma problem, a nie na tematy uboczne.
Proszę więc dyskutujących na inny temat o założenie sobie swojego wątku i tam kontynuowanie dyskusji.

A tak na przyszłość, to dotyczy to nie tylko tego jednego wątku. Posty nie będące w temacie danego wątku będą usuwane.
 
 
Bety
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-20, 08:15   

"Że tak jeszcze dodam....całe życie walczyłam o mojego męża, modliłam się za niego...wybaczałam....przechodziłam do porządku dziennego....jestem już bardzo zmęczona....marzy mi się, że teraz to na niego byłaby kolej tak o mnie powalczyć....a tu on się wypisał z rodziny i ...klops...marzenia pryskają jak bańki mydlane..."

Karmel,
Twoje uczucia i przezycia są mi bliskie, miałam podobnie: mąż zdradzał, ja "wybaczałam"- tak mi sie wydawało wówczas. Ale to nie było wybaczenie- to było przejście do "porządku dziennego". Żeby rodzina funkcjonowała. Ale tak naprawdę cos we mnie było martwe. Nie umiałam już otworzyc swego serca, choc bardzo bardzo chciałam.
Rana zablizniona, ale nieuleczona czyli wyczyszczona do konca.
Mąż przeprosił za pierwszą zdrade, ale za kolejne juz nie, kłamał i to było miedzy nami, choć pozornie funkcjonowalismy ok. Ja sie zamknełam, on to czuł, próbował mnie jakoś pobudzic, ale nie chciał "ruszać" tego, co było faktyczna przyczyną.
W koncu gdy odszedł - paradoksalnie- ja zaczęłam odzywac. Dosłownie :-)
Najpierw czułam sie strasznie- kilka miesiecy walki o siebie.
Ale czułam podbnie jak Ty teraz- że chcę sie odciąć, pozbierać.
I tak sie stało.

Robię 12 kroków tutaj na forum, byłam na mszach o uzdrowienie, dbam, aby dzieci tez zostały uzdrowione. Zajęłam siesobą.

od męża całkowiecie sie odcięłam, mam kontakt tylko mailowy lub przez adwokata.
Choc mąz chciał rozmawiać, ja juz nie chciałam, i nie mogłam. Moja psychika juz tego nie zniosła, dostawałam hiserii (dosłownie)jak go widziałam, gdy przychodził do domu.

Mąż wniósł o rozwód, uzyskał go, ale....
....po poł roku od rozwodu poprosił aby mógł przyjśc na wigilię( z oporami ale sie zgodziłam).
W Wigilie rano modliłam sie bardzo, abym mogła wytrzymac i wysiedziec przy stole przy nim. udało się. Był ponad 3 godziny (chcoiaz kochanka była sama, wiemy to napewno).

Od grudnia mąz znów szuka kontaktu- pod byle pretekstem.

Karmel, dobrze piszesz, ze "stare" odeszło. Nadchodzi nowe. Zajmij sie sobą i Córkami.
Zajmij sie prawdziwym uzdrowieniem siebie, przebaczeniem.
To daje siłę.
To co mi pomagało, to dziekczynienie i uwielbienie- Bóg naprawde nie chce dla nas źle.
Czytałam czesto wyjscie z niewoli egipskiej :-)
Skoro tyle modliłas sie za męża- to modlitwa musi działać.
Wiem, ze jest Ci trudno, ale zgódź się, że taka droga jest najlepsza dla Ciebie i Twojego meżą- gdyby mąż teraz wrócił do Ciebie nic by sie nie zmieniło, bo Ty jestes wciąz ta sama. Zmiana (przebaczenie, uzdrowienie) to proces i praca.
Zacznij to robic- wypłyń na głębie :-) a zoabczysz cuda.

Pozdrawiam Cię i zyczę jak najlepiej.
Niech spocznie na Tobie Błogosłwienstwo Jezusa i pozostanie na zawsze :-)

[ Dodano: 2014-03-20, 08:19 ]
nie musisz teraz zyczyc szczescia męzowi
nie myśl o tym, czy jest mu dobrze czy nie

mysl o tym, co Ty czujesz
najpierw Ty i Córki

módl sie modlitwa przebaczenia (30 dni)
, pokaż Jezusowi te rany, które Cie bola, niech On je dotknie
daj sobie czas
to jest czas dla Ciebie i Boga
zrób to dla SIEBIE i swoich CÓREK
to jest szansa na nowe zycie
 
 
zenia1780
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-20, 09:16   

Jest dokładnie tak, jak pisze Bety, to czas dla Ciebie, córek i Boga, czas na pokazanie ran Jezusowi i i oddanie Mu ich do uleczenia. Wykorzystaj go dobrze.
Popatrz jakie piekne słowa Bog dzisiaj do nas, do Ciebie, kieruje i pomyśl o nich


To mówi Pan Bóg: Przeklęty mąż, który pokłada nadzieję w człowieku i który w ciele upatruje swą siłę, a od Pana odwraca swe serce. Jest on podobny do dzikiego krzaka na stepie, nie dostrzega, gdy przychodzi szczęście; wybiera miejsca spalone na pustyni, ziemię słoną i bezludną. Błogosławiony mąż, który pokłada ufność w Panu, i Pan jest jego nadzieją. Jest on podobny do drzewa zasadzonego nad wodą, co swe korzenie puszcza ku strumieniowi; nie obawia się, skoro przyjdzie upał, bo utrzyma zielone liście; także w roku posuchy nie doznaje niepokoju i nie przestaje wydawać owoców. Serce jest zdradliwsze niż wszystko inne i niepoprawne - któż je zgłębi? Ja, Pan, badam serce i doświadczam nerki, bym mógł każdemu oddać stosownie do jego postępowania, według owoców jego uczynków.
(Jr 17,5-10)

Którym człowiekiem jesteś dzisiaj?


mare1966 napisał/a:

Właśnie .
Faceci mają gorzej .
We wszystkich reklamach produktów dla facetów ( obojetnie czego )
musi być kobieta .......... jako ostateczny "cel" kupna czegokolwiek . :mrgreen:
U was wystarczy hasło - "jesteś tego warta" . :evil:

Stąd to powiedzenie - niedobrze jest mężczyźnie być samemu .
O kobietach - nic się nie wspomina .



mare, Adam to nie tylko mężczyzna, ale i człowiek. Bóg mówił, że niedobrze jest być człowiekowi samemu, nie tylko meżczyżnie... Ale pokazał również, że tę pustkę jaką człowiek ma w sobie (to miejsce w Adamie, któte Bóg zamknął po wujęciu żebra, i ta cała reszta w kobiecie zbudowana wokól żebra), jest do wypełnienia przea Niego i jeśli najpierw nie napełnimi tych miejsc Nim, to ciągle bedziemy próbowali zapełnić je drugim człowiekiem, albo wszelkimi przyjemnościami tego świata. Jednak ta pustka jest nieskończona i tylko Nieskończony może ją wypełnić (o. Szustak O Ewie w boku Adama).
Jeśli tak się stanie, to te reklamy nie będą robiły już na nas żadnego wrażenia.
 
 
ja_tez
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-20, 09:56   

Cytat:
Jeśli tak się stanie, to te reklamy nie będą robiły już na nas żadnego wrażenia.

Piszesz "po kobiecemu", a mężczyźni "nieco" się różnią od nas i u nich to może odbywać się "nieco" inaczej ;-)
 
 
mare1966
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-20, 10:42   

Zenia wiesz , że lubię sie droczyć .
Nie pisałem tego z grobową miną w stylu smerfa ważniaka .
Ale w stylu - sporo w tym jednak prawdy .
Mężczyźni są bardziej uzależnieni od kobiet .
Przede wszystkim biologicznie , ale i psychicznie .
Mamy słabszą psychikę .
Fizycznie mężczyźni są silniejsi , ale kobiety wytrzymalsze na dystans .



Cytat:
Jeśli tak się stanie, to te reklamy nie będą robiły już na nas żadnego wrażenia.


:-> :-> :-> :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :->

Zenia . Jesteś urocza .
Nigdy bym na to nie wpadł .

Napisałaś cos takiego :
Jeżeli będziecie blisko Boga , to piekne kobiety przestaną wam się podobać .
........... jest dokładnie na odwrót ;-)
Zenia , przecież tu nie chodzi tylko o samo ciało , pożadliwość .
Bóg stworzył Adama i Ewę , nie jakiegoś uniwersalnego człowieka .
Wg. mnie to zupełnie odrębne gatunki . :mrgreen:


Bóg stworzył Ewę ku radości Adama .
Nie od parady też taka kolejność , a nie inna .
Zastanów się , coś w tym musi być nie ? :->
Ostatnio zmieniony przez 2014-03-20, 10:46, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
ja_tez
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-20, 10:45   

mare1966, rozwinąłeś moją myśl :->
Bo kobiety są z Venus, a mężczyźni z Marsa :mrgreen:
 
 
mare1966
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-20, 10:57   

Cytat:
Bo kobiety są z Venus, a mężczyźni z Marsa


I tu rysuje się problem ( biorąc po ludzku ) .
Jak mamy żyć we wspólnym Niebie ,
nie tracąc nic z odrębności tego "gatunku"
a jednocześnie nie żeniąc się . :mrgreen:


P.s. Przyjąłem wersję optymistyczną . ;-)


=========================================

Zauważ o co chłopy pytały Jezusa , jesli chodzi o niebo .
O baby . :mrgreen:
Czyją będzie żoną TAM , jak tu miała siedmiu .
Poważny problem . :roll:
 
 
ja_tez
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-20, 11:08   

TAM nie będzie mężów i żon :?: :roll:
 
 
mare1966
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-20, 11:25   

Gorzej , "ja też" , gorzej :mrgreen:
Mamy być duchami ;-)


No i dlatego "jest" problem . :roll:
Taki ludzki problem . :mrgreen:
bo Bóg to pewnie wszystko dobrze poukładał . ;-)
 
 
ja_tez
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-20, 11:27   

No i BARDZO DOBRZE :mrgreen:
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9