Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
To już koniec
Autor Wiadomość
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-17, 22:58   

Olga,
Miałaś siłę przestać żyć złudzeniami i zadbałaś o siebie, zamiast tworzyć sobie świat iluzji
i należą Ci się za to brawa.

Sławek,
Trochę dorabiasz ideologię do swojej sytuacji.
 
 
Karmel
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-17, 23:03   

Więc będzie krótko. Mam już dość. Jestem strzępkiem nerwów dzięki mojemu mężowi. I na dzień dzisiejszy nie umiem się cieszyć ze szczęścia mojego( nie mojego)męża. Teraz cieszy się ta jakaś NOWA z dzieckiem w drodze.Ja nie mam zamiaru dawać jakichkolwiek sygnałów, że czekam pomimo wszystko.
To co się dziś działo ze mną trochę mnie przestraszyło. I nie chcę się już tak czuć, nie chcę myśleć, że lepiej byłoby gdyby mnie nie było bo czuję się tak złamana przez mojego ukochanego(?) męża, że nie mam siły żyć momentami.
Muszę odciąć się od niego i tylko wtedy pójdę do przodu. Przez rok postępowałam dokładnie odwrotnie i co....to co mnie nie zabiło wtedy dziś zabija mnie powoli. Niestey nie wzmacnia.

[ Dodano: 2014-03-17, 23:06 ]
Owszem chcę być wierna do końca.Ale MUSZĘ też zadbać o siebie, bo nikt tego za mnie nie zrobi.
Owszem każde małżeństwo sakramentalne jest do uratowania ale czy każde warto ratować...?
Pewnie nie mnie to oceniać...

[ Dodano: 2014-03-17, 23:15 ]
Że tak jeszcze dodam....całe życie walczyłam o mojego męża, modliłam się za niego...wybaczałam....przechodziłam do porządku dziennego....jestem już bardzo zmęczona....marzy mi się, że teraz to na niego byłaby kolej tak o mnie powalczyć....a tu on się wypisał z rodziny i ...klops...marzenia pryskają jak bańki mydlane...
 
 
twardy
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-17, 23:32   

Olga, fajnie że jesteś szczęśliwa.
Każdy z nas ma wolną wolę i może wybrać drogę jaką chce.

Olga1968 napisał/a:
Moi drodzy, czy Wy nie widzicie ile w Was jest jadu i żalu?


To, że w ludziach poranionych jest dużo żalu jest rzeczą normalną, ale gdzie Ty widzisz ten jad?

Olga1968 napisał/a:
Czy to forum służy jedynie licytowaniu się, kto ile litanii i nowenn odmówił? Dlaczego ja nie piszę o swoich modlitwach? A no dla tego, że są to moje i tylko moje chwile z Bogiem, to są moje "randki" z Jezusem, to są moje wypady na kawę z Matką Bożą i nie pozwolę nikomu włazić w mój świat z buciorami.


To są Twoje odczucia. Masz prawo tak odbierać, bo każdy ma prawo do swojego odbioru tego co czyta. Musisz się jednak liczyć z tym, że jesteś na forum katolickim i chyba normalną sprawą jest na katolickim forum to, że ludzie piszą o modlitwie.
Jeśli Ty nie czujesz takiej potrzeby to Twoja sprawa, ale nie odbieraj tego prawa innym.

Olga1968 napisał/a:
Oczywiście, gdybym Wam tu pisała, że lezę krzyżem, że n-ty raz odmawiam jakąś tam modlitwę, oj byłabym cacy, a ja piszę Ludzie jestem szczęśliwa, jestem spokojna, jestem wesoła, ooo to jestem beeee, jak śmiem w miejscu w którym są żale, płacze i narzekania, pisać że jestem szczęśliwa.


To jest forum pomocy. Piszą tu osoby poranione i szukające pomocy. Mają prawo czuć się źle i o tym pisać. Taki jest cel tego forum. A Ty jakiej szukasz pomocy? W czym możemy Ci pomóc?
 
 
piodar
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-17, 23:39   

Odwagi Karmel!!!

Nie róbmy sobie bożka z "powrotu współmałżonka" na właściwe tory. Bogu nie wymyka się z rąk żadne sakramentalne małżeństwo.

pozdr piodar :lol:
 
 
helenast
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-18, 08:04   

Kryzys w małżeństwie, zdrady, odejścia, rozwody - to wszystko jest bardzo bolesne. Każdy w inny sposób odbiera ten ból. Każdy potrzebuje swój czas na przejście etapów dojścia do siebie . Naturalne jest,że czujemy żal, rozgoryczenie, złość na współmałżonka... To forum jest pewnego rodzaju terapią. Tu możemy się wyżalić , wyrzucić z siebie wszystko, poużalać się nad sobą. Jest to pewien etap potrzebny by przejść dalej, by zrobić następny krok... Najważniejszą jednak rolą Sycharu jest pomoc w odnalezieniu SIEBIE w ,, nowym życiu,, - w życiu w pojedynkę. Odnalezieniu swojej drogi , swojego powołania. By to nowe życie oprzeć przede wszystkim na Bogu. To ,że mąż/żona nas opuścili nie czyni nas gorszymi ludźmi. Dalej mamy swoje zalety, talenty. Dalej jesteśmy wartościowymi dla innych. Dalej jesteśmy potrzebni- dla dzieci, dla rodziny, w pracy... Trwanie wciąż w nienawiści, pretensjach, żalu do współmałżonka nie pomoże nam w uwolnieniu. Im dłużej będziemy niewolnikami naszych złości, pretensji ,tym trudniej nam będzie poczuć spokój, wyciszenie... Myślę więc ,żeby po wyrzuceniu z siebie naszych złych emocji należy zastanowić się , wytyczyć sobie nową drogę, nowe cele. Gdy będziemy to czynić zgodnie z przykazaniami i naukami Pana wierzę,że On nam pomoże... Współmałżonkowi ofiarujmy modlitwę za jego uzdrowienie i nawrócenie.
Ostatnio zmieniony przez 2014-03-18, 08:13, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
ja_tez
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-18, 08:12   

helenast napisał/a:
Najważniejszą jednak rolą Sycharu jest pomoc w odnalezieniu SIEBIE w ,, nowym życiu,, - w życiu w pojedynkę.

Czyżby? Wydaje mi się, że ta - najważniejsza, jak piszesz - pomoc nie dotyczy jedynie opuszczonych małżonków. Chyba na równi dotyczy tych, którzy są w związkach (kryzysach)...
 
 
jasmina44
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-18, 08:18   

Olga ja Cie dobrze rozumiem..
mysle że to co napisał Slawomir wynikało z jego dobrej woli i chęci pomocy a nie z czegos negatywnego..
ale tez tzreba wziasc pod uwage to ze kazdy z nas jest na innym etapie tej drogi i Ty jestes duzo dalej niz cześc osób tutuaj... bo Ty masz szczescie w sobie, czerpiesz je z siebie i z relacji z Bogiem a nei szukasz go na zewnatrz ... doskonale to rozumiem bo tez sie tego teraz ucze.. i jest mi samej dobrze i wcale nie tesknie za tym by byc z mezem czy go namawiac albo dawac mu jakiekolwiek sygnały do czegokolwiek...
ciesze sie kazda chwila kazdym oddechem i staram sie spedzac ten czas najlepiej jak potrafie..
ja, my wszyscy odpowiadamy za siebie... tylko za siebie... nie moge odpowiadac za czyny mojego meza w tej chwili, mogłabym ponosic pewna odpowiedzialnosc gdybym go osuzkiwała wprowadzała w bła czy mu krzywde jakas wyrzadzała i to rzutowąłoby na jego decyzje..

nie byłam dobrą zoną, starałam sie to jakos posklejac, wynagrodzić.. nie dało sie..
trudno
nie zamierzam przezyc reszty zycia załujac teskniac czy przezywajac negatywne emocje i nie iwerze ze Bóg chce bym zyła w ten sposób...
ja wiem ze jestem szczesliwa, ze mam w sobie spokój jakiego nigdy nie miałam, i to co mi sie przytrafiło psrawiło ze stałam sie inna osoba, ze umiem docenic zycie i siebie sama pokochac i to jest moj najwiekszy skarb... nigdy by sie to nei stało gdyby nie ten kryzys, rozpad...
ja moze nie ejstem tak radyklana, nie mowie ze nie chce powrotu meza nigdy juz..
ale nie mysle o tym, nie zastanwiam sie co bedzie jutro czy za rok... zajme sie zdarzeniami w momencie gdy sie wydarza... jezlei moj maz kiedys bedzie chciał jeszcze cos z emna budowac to zaczne o tym myslec gdy przyjdzie i taka chec wyrazi.. nie zamierzam zyc na standby'u ... to nie jest pauza w zyciu.. to jest zycie... dar a nie przekleństwo..
dopóki szukałam szczescie poza soba zycie było ciezarem, teraz gdy mam je w sobie jest darem.. i wam tez tego zycze :)
 
 
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-18, 08:19   

Na równi :-) Bym określiła, że Sychar pomaga człowiekowi odnaleźć się w każdej trudnej, kryzysowej sytuacji w sposób zgodny z przykazaniami.
 
 
helenast
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-18, 08:25   

,,...Czyżby? Wydaje mi się, że ta - najważniejsza, jak piszesz - pomoc nie dotyczy jedynie opuszczonych małżonków. Chyba na równi dotyczy tych, którzy są w związkach (kryzysach)...,,


Oczywiście ,że tak ... A co spowodowało kryzys? A czym żyjemy w kryzysie ? Czy nie targają nami takie uczucia jak złość, ból, smutek? . Czy nie przeważają tzw. ciche dni, kłótnie, awantury itd.... Dlaczego ? Bo wciąż to wzniecamy w sobie, bo wciąż dolewamy złego paliwa.
Więc pomoc na czy polega ? Na odnalezieniu SIEBIE w tym wszystkim ... W czasie kryzysu - stanięcie w prawdzie o naszym wkładzie w ten kryzys, o naszych wadach, o złym postępowaniu...
Po rozwodzie - odnalezienie swojego celu...
Zmiana siebie- nawrócenie, zbliżenie do Boga, wyeliminowanie złego postepowania, zauważenie swoich wad to też ,, nowe życie,, ....

We wszystkich wpisach ( moich też) dominują złe uczynki naszych połówek.Czy to obiektywne? ... Czasem zastanawiam się jakby to było gdyby nasi współmałżonkowie dokonali wpisu - odpowiedzi na nasze posty... Wiem ,że nie jest to reguła, ale to co mąż / żona zrobili to ich wola. Naszymi złościami, pretensjami nie zmienimy ich decyzji... Zastanówmy się lepiej co my możemy i jak dalej mamy postępować , aby nie zatracić się tak jak oni... I właśnie Sychar pomaga w tym by nie zboczyć na złą drogę z naszymi myślami, uczynkami ( choćby by zemścić się na współmałżonku) ... Pomaga by każdy krok był krokiem do Boga , a nie cofnięciem się - oddaleniem od Niego...
 
 
Olga1968
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-18, 09:31   

Przez kilka lat na forum, nie nauczyłam się cytować, więc hmm postaram się w miare czytelnie. :mrgreen:
Grzegorz - tak przestałam żyć złudzeniami, że to małżeństwo może trwać. Oddzielnie jesteśmy innymi ludźmi, we dwoje tworzymy wulkan złych emocji i pełen toksycznych wyziewów.

Karmelku, źle mnie zrozumiałaś, ja nie mówię, że masz się cieszyć z tego, ze Twój mąż będzie znów ojcem, bo to byłoby potworne świństwo z mojej strony. Ja mówiłam o kolejnym etapie u mnie i o tym, że nie możemy z góry zakładać, ze oni w tych nowych związkach nie są szczęśliwi. Też przeżywałam, kiedy dotarło do mnie, że mąż będzie miał nowe dziecko, też byłam pewna, ze to jest udawane szczęście, wtedy dałabym sobie obciąć wszystkie cztery ręce, że to jest początek końca jego nowego zwiazku. Mało tego, szykowałam dom na przyjęcie męża. I co? No i nic, on jest szczęścliwy, jest odpowiedzialnym ojcem i zdziwisz sie, jedyne o co się teraz modlę, to o to dziecko, by jego ojciec go nie skrzywdził, by to co robi nie było na pokaz i by mu się nie znudziło bycie ojcem bądź co bądź na stare lata. Dam Ci jeszcze jeden przykład. Mój ojciec odszedł od mojej matki kiedy miałam 6 lat, ożenił sie powtórnie, miał nowe dziecko i przeżył z tą kobietą szczęśliwie 39 lat. Zmarł w zeszłym roku w drugi dzień świąt Wielkanocnych. Moja matka przez te lata, żyła raz w nienawiści, raz w wielkiej miłości do swojego męża, czekała, później wyklinała. Stała się zgnuśniałą, paskudną babą, złośliwą do szpiku kości. Kiedy okazało się, że ojciec jest śmiertelnie chory, usiłowała wtargnąć do szpitala, krzycząc, że to ona jest żoną. Karmelku, wiesz jaki to dla mnie i dla mojej siostry obciach? Odbierałyśmy matkę z komisariatu jak przestępcę. Miałam ochotę ją udusić własnymi rękami. Przysięgłam jej, że jeszcze jeden taki numer i idzie do psychiatryka, bo mamy dość. Podobne atrakcje, tylko o mniejszym kalibrze fundowała nam całe życie, bo zafiksowała się w tym byciu żoną do tego stopnia, że uprzykrzała życie wszystkim, nie patrząc ile osób przez to cierpi.

Twardy - zgadza sie, to jest forum katolickie i ja o tym doskonale wiem, ale ileż to razy, kiedy pisałam tu, że jestem szcześliwa, byłam momentalnie atakowana, że tu się nie pisze o szczęsciu, gdy tyle tu łez i bólu. Co chciałam tym pokazać? A no to, że nie trzeba siedzieć i wyć ciągle z rozpaczy, że jest życie w pojedynkę, że można to tak poukładać, ze albo mniej boli, albo przestaje boleć w ogóle. Co do modlitwy. Ile razy byłam tu atakowana, pytaniami A gdzie jest Bóg w tym twoim szczęściu? Bóg jest, tylko że jak już wcześniej napisałam ja nie muszę tu wypisywać o nowennach, o godzinach spędzonych w kościele itp, bo to są moje intymne relacje i koniec. Wielokrotnie na siłę, przez "znawców" z forum, byłam kierowana do psychologa katolickiego no ew na 12 kroków, bo nijak się nie wkomponowuję w te żale i samobiczowanie. Co chcę pokazać? To że mimo ran, mimo poniesionej porażki można być szczęśliwym, można cieszyć się życiem nie spędzając godzin na forum. Tylko trzeba chcieć.

Podałam Karmel przykład mojej matki. Nie jest osobą chora psychicznie, bo po niektórych akcjach była odwożona do szpitala na badania i okazywało sie, że jest okazem zdrowia. Ona wiele lat temu, trafiła na księdza, który kazał jej walczyć o męża i o rodzinę. Walczyła dzielnie kobieta, oj walczyła, ogniem i mieczem walczyła, a mąż wbrew jej założeniom był szczęśliwy z nową kobietą, przeżyli wspólnie 39 lat, wychowali wspaniale moją przyrodnią siostrę, z którą mam kontakt i jestem chrzestną matką jej córeczki.
Życzę Wam spokoju, szczególnie tym na początku drogi, ale i tym którzy są już wiele lat"po" i przykro mi, ale w niektórych z Was widzę moją matkę :cry:
 
 
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-18, 09:41   

twardy napisał/a:


To jest forum pomocy. Piszą tu osoby poranione i szukające pomocy. Mają prawo czuć się źle i o tym pisać. Taki jest cel tego forum. A Ty jakiej szukasz pomocy? W czym możemy Ci pomóc?


Twardy,
Dobrze, że Olga tutaj jest.
To jest forum pomocy i głosy tych którym się udało wyjść na prostą sa chyba cenna, prawda?
Trudno jak mówi ludowe powiedzenie, aby "ślepy prowadził kulawego"...
 
 
moc nadziei
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-18, 09:49   

Olga1968 napisał/a:

Życzę Wam spokoju, szczególnie tym na początku drogi, ale i tym którzy są już wiele lat"po" i przykro mi, ale w niektórych z Was widzę moją matkę :cry:


Ale czy tutaj ktoś kogoś namawia żeby latami walczył pazurami? Dewizą tego forum jest odnalezienie relacji z Bogiem a nie wieszanie się na małżonku.
A że nie wszystkim to się udaje od razu, a niektórym jest do tego bardzo trudno dojść - cóż, nie ma co ich wytykać palcami. To po prostu jest trudne. Bardzo bardzo trudne. Śmiem twierdzić, że bez szczególnych łask, bez pracy - nieosiągalne.

Być może twojej mamie to się nie udało. Być może zabrakło jej wsparcia, być może była właśnie nie tylko sama ale i samotna. To bardzo smutne.
Dobrze, że Tobie się udało na Twój sposób, że jak gdyby uniknęłaś kalki z życia mamy. Ale nie żądaj od wszystkich, by natychmiast Cię dogonili. Każdy ma swoją drogę.

Ja jestem na początku tej drogi, ale uważam, że to forum (i różne różności które mogą stąd wypłynąć, czyli relacje z Bogiem i z ludźmi, i rekolekcje) - daje właśnie ogromną szansę na bycie samemu ale nie w samotności.
Samemu, ale z Bogiem wśród życzliwych ludzi.
No i pozostając małżonkiem - porzuconą żoną, porzuconym mężem - nie tracąc z oczu siebie.
Karkołomne i chwała temu kto to osiągnął.

Ale nie popędzajmy się wzajemnie. Wspierajmy się.
 
 
Olga1968
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-18, 10:17   

KN jestem daleka od narzucania komuś mojego zachowania, czy mojej postawy. Czytam Twój wątek i jestem pod wrażeniem. Dasz radę, bo jesteś bardzo silna kobietą i wiesz czego chcesz. Co do mojej mamy, wiele osób chciało jej pomóc, nie chciała, gryzła każdą wyciągniętą w jej stronę rękę, taką rękę, która mówiła jej... Nie tędy Jadziu droga. Widzisz ja jestem daleka od narzucania Wam tego co ja robię, ale cały czas usiłuję Wam pokazać, że można z tej rozpaczy wyjść, szybciej, wolniej ale można, tyle że za każdym razem jestem traktowana jak dziwoląg, albo ktoś kto potrzebuje natychmiastowej pomocy. Jestem sama, ale nie jestem samotna, żyję, cieszę się z tego co mam, z tego, że daję radę pracować, mimo, że przeszłam zawał, choroby weneryczne przyniesione przez mojego męża, totalną biedę, kiedy zostałam bez pracy i środków do życia. Chcę Wam to pokazać, że mimo tego można żyć, można wstać, można osiągnąć spokój i dostatek, pozwalający bez lęku patrzeć w przyszłość. Syn skończył jedne studia, jest na drugich, uczy się świetnie, mogę na niego liczyć w każdej sytuacji. Czego chcieć więcej? Czy ja tak wiele osiągnęłam? NIE :!: Osiągnęłam wewnętrzny spokój i to daje mi siłę do dalszego życia. Czego i Wam życzę ;-)
 
 
Dabo
[Usunięty]

Wysłany: 2014-03-18, 10:19   

Dzięki olga ze się odpowiedziała w taki właśnie sposób.ja też jestem zwykły i przeciętny. Szukałem i szukam sposobności żeby porozmawiać z aniołami jednak albo nie potrafię albo nie mój czas. Nawet ksiądz przy spowiedzi rozumie ze mogę chcąc nie mieć łaski widzenia i czucia boskiej siły. Niestety czasami często czuć wymóg forumowe żeby być świętym. Mi daleko do normalności a gdzie świętoś
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 5