Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
wątpliwości Mallgos
Autor Wiadomość
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2014-02-01, 15:47   

Mallgos, jeśli chodzi o karanie przez Boga grzeszników, zwróć uwagę jak ono wygląda (cytat z tego drugiego artykułu):
..."a jeżeli udaremnią wszystkie łaski moje, poczynam się gniewać na nich, zostawiając ich samym sobie, i daję im, czego pragną”"
Bóg nie karze ludzi w naszym ludzkim rozumieniu, jako Ojciec po prostu pozwala dzieciom na ponoszenie konsekwencji ich wyborów i chciejstw. Tylko tyle i aż tyle.
 
 
dorwdow
[Usunięty]

Wysłany: 2014-02-01, 16:28   

Mallgos:
Oczywiście, można żyć jakby Bóg nie istniał - to taka jedna z konsekwencji wolnej woli człowieka. On jednak nie zniknie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, tylko dlatego, że zanegujemy Jego egzystencję. Tzw. dowody na istnienie Boga opierają się nie tylko na wierze, ale również na nauce.
Skoro więc Bóg nie istnieje, to jak ma ukarać tych, którym wg Ciebie tak dobrze się powodzi...
Wybierzesz życie jakie chcesz i będziesz przeżywać jak chcesz. Może z 2,3 mężem... jak mówisz. Tylko kto Ci dał prawo do używania drugiego człowieka jak przedmiotu, do zaspokojenia swoich zranionych oczekiwań, jak plaster na rany przeszłości?
Z pozycji wierzących to niemoralne, z ateistycznej - to nieludzkie.
 
 
silverado
[Usunięty]

Wysłany: 2014-02-01, 16:41   

dorwdow napisał/a:
Tylko kto Ci dał prawo do używania drugiego człowieka jak przedmiotu, do zaspokojenia swoich zranionych oczekiwań, jak plaster na rany przeszłości?


Włożę troszkę kij w mrowisko.... a jesli Mallgoś spotka takiego samego zranionego, zawiedzionego, który nie będzie tego odbierał jako wykorzystanie lecz wzajemnie dadzą sobie siebie?

Tak, do przemyślenia...
 
 
MonikaMaria3
[Usunięty]

Wysłany: 2014-02-01, 16:49   

silverado napisał/a:
Włożę troszkę kij w mrowisko.... a jesli Mallgoś spotka takiego samego zranionego, zawiedzionego, który nie będzie tego odbierał jako wykorzystanie lecz wzajemnie dadzą sobie siebie?

Wiesz, że ja o tym też myslałam... Ale na zasadzie białego małżeństwa. Tylko, że przy moim temperamencie to raczej trudne będzie. ;-)
Ale nic to, jutro zaczynam Nowennę Pompejańską. Jutro mam urodziny, jest piekne maryjne święto, a co ma byc to będzie.
 
 
miodzio63
[Usunięty]

Wysłany: 2014-02-01, 17:05   

Mallgos wklejam ci tylko takie słowa:


To sformułowanie padające przy zawieraniu SAKRAMENTU MAŁŻEŃSTWA. Piszę z dużych liter, bo to podstawa do zrozumienia sensu tych słów. Sakra/mentum to z łac . - tajemnica wierności religii. Sakra - Świętość Najwyższa. Ślubując przed Bogiem, wydziera On na sercach małżonków ślady niezdzieralne, nieodwracalne. I to właśnie o tym przypomina, do tego nawołuje Kościół mówiąc : "Co Bóg złączył, człowiek nie waży się rozdzielać". Tak jak dzieci łączą ludzi na zawsze, tak sakramentalne "tak" jeszcze bardziej ich łączy. I boli Boga jeśli dwoje tak bliskich sobie ludzi mówi sobie po latach "nie". Miłość to odpowiedzialność, dążenie do zgody, kompromisu...pojednania. To ostatnie to przecież też sakrament. Małżeństwo to również związek komunii. Z łac. communio - zjednoczenie w jedno. Dwoje ludzi przysięga sobie być z tym drugim na dobre i na złe, w zdrowiu i chorobie.. tzn. że nic nie będzie w stanie ich rozłączyć. Poza śmiercią. Wszystko inne ich miłość (która zobowiązują się pielęgnować) zwycięży. Bierzmowany otrzymuje Ducha Świętego, który teraz wydziera na sercach małżonków znak przynależności do Świętej Rodziny Boga gotowej wydać na świat potomstwo i wziąć odpowiedzialność za jego wychowanie. Małżeństwo jest też zatem kwintesencją, zbiorem wszystkich pozostałych sakramentów. Woda chrztu świętego uczyniła nas owieczkami Pana, węzeł małżeński łączy dwie krople by stały się jedno. I za sprawą Boga staje się to możliwe. Rozwodem człowiek niszczy wszystkie sakramenty dane nam od Boga, zrywa wszelkie więzi jakie go z Nim łączą. Pytanie - czy zamierza tak do końca życia mówić Bogu "NIE, nie chcę z nim być. Nie chcę go znać. Nie chcę.. Tak mnie zranił/a! Jak mogła!?" I pielęgnujemy w sobie negatywne emocje zamiast próbować coś zmienić. To właśnie znaczy "Co Bóg złączył człowiek niech nie rozdziela" -podjąć wyzwanie, zamiast poddawać się przy najmniejszych nawet trudnościach.
Formuła ta towarzyszy sakramentowi małżeństwa. Kościół katolicki nie uznaje rozwodów. My jako chrześcijanie musimy wiedzieć, że do tego sakramentu możemy podejść tylko raz w całym naszym życiu. Oczywiście są pewne wyjątki, kiedy kościół unieważnia małżeństwo, ale są one bardzo rzadkie. Zdanie, o które się pytasz podkreśla boski charakter związku kobiety i mężczyzny. Biorąc ze sobą ślub kościelny, musimy zdawać sobie sprawę, że jest to przysięga dana nie tylko drugiej osobie, ale także Bogu, przed którym ślubujemy wieczne oddanie i miłość do wybranki/a. Bóg poprzez ten sakrament łączy dwójkę ludzi, aż do śmierci i żaden człowiek nie może tego odwołać. Nawet pomimo ewentualnego rozwodu, w świetle prawa katolickiego ludzie Ci pozostają małżeństwem.

Ks. M. Węcławski
Ostatnio zmieniony przez miodzio63 2014-02-01, 17:22, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
dorwdow
[Usunięty]

Wysłany: 2014-02-01, 17:13   

Silverado:
Pożyją sobie, może nawet długo, w subiektywnym poczuciu szczęścia. Dla nich to wystarczy... jeśli staną się samotną wyspą w tym świecie. A jeśli są dzieci, czy rodzice, to te konsekwencje dotykają również ich i nie koniecznie muszą się z tym faktem zgodzić.
Karol Wojtyła w "Miłość i odpowiedzialność" nazywa taką postawę spotkaniem dwóch egoizmów. Polecam poczytanie całej pozycji!!!
Z mojej obserwacji świata wynika niestety, że najczęściej życie to nie bajka. Bardzo szybko zmienia się kolejnych partnerów, nie legalizuje się związków, ucieka się od odpowiedzialności, żągluje się dziećmi... I to ma być szczęślwe życie, za którym gonią "postępowi" ludzie? W myśl zasady: klina- klinem. Ktoś nie spełnia oczekiwań , to zmiana na "nowszy model". Ja za takie szczęście dziękuję. A że inni takiego chcą, nie mogę im zabronić. Wolność wyboru...
 
 
silverado
[Usunięty]

Wysłany: 2014-02-01, 17:30   

miodzio63 napisał/a:
Miłość to odpowiedzialność, dążenie do zgody, kompromisu...pojednania. To ostatnie to przecież też sakrament. Małżeństwo to również związek komunii. Z łac. communio - zjednoczenie w jedno. Dwoje ludzi przysięga sobie być z tym drugim na dobre i na złe, w zdrowiu i chorobie.. tzn. że nic nie będzie w stanie ich rozłączyć.


Miodzio,

ja się z tym zgadzam.... ale dlaczego nasze żony/mężowie maja to (jw) w nosie?
 
 
mallgos
[Usunięty]

Wysłany: 2014-02-01, 17:34   

Mirakulum

wyobraź sobie, że twoja córka ma pragnienia, marzenia, których nie potrafi zrealizować sama np. skończyć studia, ale jej środki finansowe nie pozwalają jej na to. Odmawiasz, bo np. chcesz nauczyć ją dyscypliny, ona próbuje i jednocześnie ciebie prosi 1, 2 .. lata. Efekt znienawidzi cię - bo co to za miłość skoro widzisz, że mam szczere intencje i w moim pragnieniu nie ma nic złego, próbuję jednak mi nie wychodzi, a ty mogłabyś ale nie chcesz, gdzie jest twoja miłość. Gdy kochasz drugiego człowieka to wręcz zgadujesz co mogłoby sprawić jemu przyjemność. Córka zbuntuje się przeciwko tobie, bo choć jako człowiek rozumny potrafi wytłumaczyć sobie, że chcesz ją wychować na człowieka zaradnego to jednak nie zmienia to faktu, że chce również czuć twoją miłość, twoją chęć niesienia jej pomocy i mieć poczucie, że ty dostrzegasz, że ona stara się na tyle na ile potrafi, a że nie potrafi już bardziej to i tak kochasz ją i ona może na tobie polegać.
"Proście a będzie wam dane". - padnij na kolana, łam się na milion sposobów, a ja będę po prostu na to patrzył. Czemu Bóg nie chce dotrzeć do człowieka ze swoją miłością, a jedynie z kijem to tego pojąć nie potrafię.

Nirwanna
Mnóstwo ludzi nie ponosi żadnych konsekwencji swoich poczynań. Żyję wśród ludzi i widzę jakie prowadzą życie. I są szczęśliwy, tego nie da się udawać.

dorwdow
"Ci dał prawo do używania drugiego człowieka jak przedmiotu, do zaspokojenia swoich zranionych oczekiwań, jak plaster na rany przeszłości?
Z pozycji wierzących to niemoralne, z ateistycznej - to nieludzkie."
Przeczytaj 3 razy swoją wypowiedź i zastanów się co złego jest w tym, że dwoje ludzi poznaje się i pragnie wspólnie zaspokajać swoje potrzeby: miłości, przyjaźni, bliskości, finansowe, relaksu itp. - w którym miejscu widzisz wyzysk. To jest ludzkie i normalne.

Poza tym skąd pomysł, że ja jestem jakims poranionym człowiekiem, jestem normalnym człowiekiem, który gdy słyszy w nieskończoność coś co ma się nijak do rzeczywistości postanawia wreszcie wyrazić swój pogląd na to.
Dla was człowiek, który ma pragnienia, marzenia to człowiek poraniony?????
Co z wami jest nie tak, a który człowiek nie ma potrzeb, pragnień, marzeń. Żyjemy właśnie po to, by je zaspokajać, gdyby nie były nam one potrzebne to byśmy ich nie mieli, tyle i aż tyle.

Silverado
"Włożę troszkę kij w mrowisko.... a jesli Mallgoś spotka takiego samego zranionego, zawiedzionego, który nie będzie tego odbierał jako wykorzystanie lecz wzajemnie dadzą sobie siebie?"
Nie wkładasz kija w mrowisko, tylko myślisz i tyle. Nie zranionego, tylko normalnego człowieka, który też jest wolny tak jak ja i tez chciałby mieć rodzinę, jak każdy normalny człowiek. Rozumiesz - wstajemy rano, jemy śniadanie itp. itd., dzielimy się obowiązkami, każde idzie do swojej pracy, potem wspólny obiad, jakieś plany relaksu, film, znajomi itp, itd. Życie, normalne życie, które jest udziałem miliona osób na tym świecie. Nie czytają żenujących książek o tym, że mają się naprawiać, bo to, że ktoś ich oszukał i sobie poszedł nie oznacza, ze są zepsuci i nie godni miłości i normalności.

Dlaczego sądzę, że Boga nie ma, bo przez te 3 lata nie próżnowałam i przeczytałam mnóstwo książek, artykułów na temat miłości Boga, spotykałam się z ludźmi wierzącymi i omawiałam tematy związane z nawróceniem, czytałam to forum. I już mnie nerwy ponoszą, bo zależnie od mojego nastroju co innego słyszę o Bogu, na wszystko jest jakaś wymówka, by tylko nie zboczyć z drogi - no właśnie jakiej?
Wszelkie dobre i złe emocje musze gasić sama - żadnej pomocnej dłoni od Boga, małżeństwo - cóż Bóg nie raczył przywołać małżonka do porządku, bo jego wolę szanuje - cudownie, rzeczywiście ogromne miłosierdzie z jego strony, dobrze by było gdyby jeszcze Bóg w tym zobaczył mnie, ale co jego ja obchodzę, przecież już ustaliliśmy, że ja mam radzić sobie sama.

Ludzie, którzy żyją w drugich związkach nie mają złudzenia szczęścia tylko naprawdę są szczęśliwi, co wy negujecie, bo tak trzeba, są takie nie inne wymogi tego forum.

A poza tym kochani ja już mam dość układania się i negowania swoich odczuć, jeśli dobrze pamiętam to jest to forum wsparcia. Czyli polega na udzielaniu pomocy w zbliżaniu się do Boga, a więc nie chodzi o to by pisać co wypada, ale to co naprawdę czujemy, a ci którzy się tej pomocy podjęli niech włożą w to serca i mierzą się z naszymi wątpliwościami i próbują znaleźć w tym rozeznanie. 50% tego forum (sam procent może być przekłamany, dokładnie nie liczyłam) czuje i myśli dość często to co ja, ale boją się o tym pisać, bo to może być źle odebrane i ktoś kogoś może usunąć. To w końcu tu potrzebujący są dla nawróconych czy odwrotnie.
Jeśli moja obecność tu ma polegać na ciągłym pisaniu - jaki wielki jest Bóg i nie pisaniu w chwili zwątpienia to dzięki za wsparcie, usuńcie moje konto.
Tu jest wielu wątpiących i potrzebujących i ich trzeba nakarmić konkretnym słowem, a nie rozliczać z tego co już sami uczynili. I trzeba dać im troszkę serca czasu, a nie suche linki, a to wymaga zaangażowania, wczucia się w sytuację, a obecnie to są tylko ciągle te same slogany.

Niech to forum zacznie wreszcie żyć normalnym, szczerym dialogiem. To jest potrzebne by uczyć się wypracowywać kompromis a nie dzielić na tych co grają naszą melodię i tych co są źli bo wierzgają, a jak wierzgają to są dla nas niewygodni.
 
 
silverado
[Usunięty]

Wysłany: 2014-02-01, 17:37   

dorwdow napisał/a:
Silverado:
Pożyją sobie, może nawet długo, w subiektywnym poczuciu szczęścia. Dla nich to wystarczy... jeśli staną się samotną wyspą w tym świecie. A jeśli są dzieci, czy rodzice, to te konsekwencje dotykają również ich i nie koniecznie muszą się z tym faktem zgodzić.
Karol Wojtyła w "Miłość i odpowiedzialność" nazywa taką postawę spotkaniem dwóch egoizmów. Polecam poczytanie całej pozycji!!!
Z mojej obserwacji świata wynika niestety, że najczęściej życie to nie bajka. Bardzo szybko zmienia się kolejnych partnerów, nie legalizuje się związków, ucieka się od odpowiedzialności, żągluje się dziećmi... I to ma być szczęślwe życie, za którym gonią "postępowi" ludzie? W myśl zasady: klina- klinem. Ktoś nie spełnia oczekiwań , to zmiana na "nowszy model". Ja za takie szczęście dziękuję. A że inni takiego chcą, nie mogę im zabronić. Wolność wyboru...


Dorwdow,

Zgoda.... ja mówiłem o czymś innym- popatrzyłem na opis Mallgos- po rozwodzie. Mąż odszedł, nie chciał walczyć. Mallgoś chciała. Mówię tylko o takiej sytuacji na zasadzie przemyslenia.....

To nie jest tak jak piszesz, że Mallgosi nagle znudził się maż to dawaj nowego.... nie... to jest juz fakt, mąż sam odszedł i Mallgos teraz sama. Ja nie twierdzę, że należy szukac nowych partnerów i łamać 6 przykazanie....
Ostatnio zmieniony przez silverado 2014-02-01, 17:57, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
mallgos
[Usunięty]

Wysłany: 2014-02-01, 17:51   

dordow

współczuję, że nie widzisz szczęścia w drugich związkach, ja je widzę. Mają siebie, dzieci, plany, marzenia. Ja wybrałam Boga, jak myślisz kto jest bardziej szczęśliwy?
Nie ma czegoś takiego jak moc sakramentu małżeństwa, to nie istnieje, tak mówią ci, którym się po prostu udało do siebie wrócić i tylko. Ludzie wracają do siebie po rozwodzie, takie przypadku tez znam i nie było w tym udziału Boga, bo oni w niego nie wierzą, po prostu zatęsknili, coś zrozumieli i wrócili do siebie.
Wiadomo, ze na siłę nikogo szukała nie będę, bo i jak, ale jeśli spotkam na swojej drodze mężczyznę, który jest wolny np. po rozwodzie i też pragnie żyć jak człowiek, a nie jakiś potępieniec, który nie ma prawa do swoich pragnień to nie zawaham się nawet przez sekundę.
Nic się samo nie dzieje, nic z nieba nie spada i nikt nie będzie modlił się dla samego modlenia. Każdy zdrowy na umyśle człowiek powie- Boże jak mam czuć twoją miłość, sens wiary w ciebie i czemu nie rzucasz koła ratunkowego, gdy zaczynam wątpić, przecież gdy wątpię to czuję się przez ciebie opuszczona i ty co ... czekasz aż sobie coś sama wytłumaczę, zamiast obdarzyć mnie jakąś łaską, pokazać - patrz Gosiu jestem cały czas przy tobie, doceniam twój trud, zobacz jak wielka jest moja miłość.
Żenujące

[ Dodano: 2014-02-01, 18:09 ]
silverado

ja twoje przesłanie rozumiem, nie łamię żadnych przykazań.
Nie wiąże mnie żaden sakrament, mąż z niego świadomie zrezygnował i ja nie będę teraz do końca życia dźwigała odpowiedzialności za nas dwoje. Gdyby Bóg chciał to by pomógł, ponoć sprawcą cudów jest, o ile jest.
Wierzą ci co tych cudów doznali, taka prawda.
Nie da się uwierzyć w coś czego się nie doświadczyło.
A nawet gdyby mąż chciał wrócić to żyć w lęku do końca moich dni wiedząc do czego jest zdolny. Nie każdy facet to drań, a on mi taki obraz faceta w głowie namalował. Obraz Boga w mojej głowie też rodzi się przez pryzmat tego co otrzymałam. Ja wiem ile wysiłku włożyłam by być w tym punkcie, w którym jestem i co .... za mało, źle? W wieku 34 lat mam stać się świętą?
Człowiek to tylko człowiek i wszystkiego się po ludziach spodziewam, ale rozczarować się bogiem to dużo gorsze uczucie.
 
 
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2014-02-01, 18:24   

mallgos napisał/a:
Mirakulum

wyobraź sobie, że twoja córka ma pragnienia, marzenia, których nie potrafi zrealizować sama np. skończyć studia, ale jej środki finansowe nie pozwalają jej na to. Odmawiasz, bo np. chcesz nauczyć ją dyscypliny, ona próbuje i jednocześnie ciebie prosi 1, 2 .. lata. Efekt znienawidzi cię - bo co to za miłość skoro widzisz, że mam szczere intencje i w moim pragnieniu nie ma nic złego, próbuję jednak mi nie wychodzi, a ty mogłabyś ale nie chcesz, gdzie jest twoja miłość. Gdy kochasz drugiego człowieka to wręcz zgadujesz co mogłoby sprawić jemu przyjemność. Córka zbuntuje się przeciwko tobie, bo choć jako człowiek rozumny potrafi wytłumaczyć sobie, że chcesz ją wychować na człowieka zaradnego to jednak nie zmienia to faktu, że chce również czuć twoją miłość, twoją chęć niesienia jej pomocy i mieć poczucie, że ty dostrzegasz, że ona stara się na tyle na ile potrafi, a że nie potrafi już bardziej to i tak kochasz ją i ona może na tobie polegać.
"Proście a będzie wam dane". - padnij na kolana, łam się na milion sposobów, a ja będę po prostu na to patrzył. Czemu Bóg nie chce dotrzeć do człowieka ze swoją miłością, a jedynie z kijem to tego pojąć nie potrafię.



Ten przykładu, mówi mi,
(Moja córka, Ty) wiem lepiej od Boga co i jak i kiedy i w jakiej kolejności ma mi dać bo ja chcę i tupie nogami.
Jeśli to były by studia np "Gender" to choć bym miała to bym nie dała.

Gdyby twoje dziecko było narkomanką to by prosiła, błagała o działkę , to co, dałabyś ????

Tez pytałam Boga - miałam wątpliwości, ale wiedziałam jedno, chcę żyć naprawdę, nie omijając Boże prawa.
Musiałam w swoich kalkulacjach wziąć pod uwagę ewentualność , że mąż nigdy do mojej śmierci nie wróci , zmierzyć się z tym.
Czy mąż , czy jego powrót , czy nawet sakrament nie jest jakimś moim bożkiem ????

Wybrać Boga tylko ze względu na NIEGO.

Na krokach nauczyłam się czekać najbliższe 24 godz, być tu i teraz . Bóg uczy mnie prawdziwej miłości.



Linki które daje nie są suche - przesłuchałaś ,że wiesz ???
Dzielę się swoim doświadczeniem , drogą, światem , przemyśleniami, tym co mnie porusza, co mi dało do myślenia.



To forum to pierwszy kontakt ,
pod nim są fora zamknięte do pracy w warsztacie 12- kroków
potem masz do wyboru Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej :Sychar" , masz rekolekcje , wakacje , skyp (mój nick na skypie Mirakulum)
zapraszam do przyjazdu rozmowy twarzą w twarz, pogadania o wątpliwościach , bólu i nierozumienia Boga , jego planu.
Szczery dialog do bólu obiecuje - ci co byli wiedzą, że nie owijamy w bawełnę :mrgreen:


mallgos napisał/a:
Nie ma czegoś takiego jak moc sakramentu małżeństwa, to nie istnieje, tak mówią ci, którym się po prostu udało do siebie wrócić i tylko. Ludzie wracają do siebie po rozwodzie, takie przypadku tez znam i nie było w tym udziału Boga, bo oni w niego nie wierzą, po prostu zatęsknili, coś zrozumieli i wrócili do siebie.


I tu się mylisz

Jest Łaska Sakramentu Małżeństwa

Teraz nic cię nie przekona, jeśli wiesz lepiej dlaczego ktoś inny wrócił , nawrócił się itp....
Cokolwiek tu napisze, ty powiesz że to mi się wydawało , uroiło, itp...

To czego doświadczyłam w małżeństwie może i ciebie by przeraziło , dal mnie i męża, dla naszych dzieci które znają to od środka po ludzku było to niemożliwe.


Małgoś wiarzyć w coś co już się stało to nie wiara, to stwierdzenie faktów.
wiara zakłada uwierzyć nim się doświadczyło.

Jezus wielokrotnie mówił " Twoja wiara cię uzdrowiła"


Pogody Ducha
wspomnę w modlitwie
 
 
bosa
[Usunięty]

Wysłany: 2014-02-01, 18:54   

Mallgoś ,kochana, to czego Ty w końcu chcesz? żeby mąż się nawrócił i wrócił, czy żeby już cwreszcie spotkać kogoś innego?
 
 
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2014-02-01, 19:22   

mallgos pisze:

Cytat:
A ten drań (nazywajmy rzeczy po imieniu) powinien właśnie jakąś karę od Boga dostać, a wiedzie się jemu coraz lepiej.


myślę, że gdyby mąż mallgos został dotkliwie ukarany, gdyby spotkało go nieszczęście - mallogs odczułaby w końcu satysfakcję.
To byłby może pierwszy krok, żeby dać wiarę w rozumianą przez mallgos Boską sprawiedliwość.

Niektórym się wydaje, że zemsta jest słodka, lecz nie biorą pod uwagę, że pozostawia posmak goryczy, którego nie da się niczym zagryźć.

Miłość nie ma swojego negatywnego odpowiednika. Nie można kogoś kochać i jednocześnie źle mu życzyć - NIE MA TAKIEJ MOŻLIWOŚCI.
 
 
mallgos
[Usunięty]

Wysłany: 2014-02-01, 19:58   

Bosa

teraz to już tylko chcę mieć wreszcie rodzinę i tyle. Nie ja złamałam przysięgę i skoro Bóg mnie z tym wszystkim zostawił to znaczy, że ceni sobie zło, bo mężowi wiedzie się coraz lepiej, no i w tym przypadku rozumiem czemu nie chce wracać do czegoś co nie wyszło, skoro to nowe daje jemu szczęście i satysfakcje. To tyle o rzekomej mocy sakramentu.

Kenya

Nie chodzi o zemstę, ale pokazanie, że złe postępowanie ma swoje granice. Widać ja nie potrafię odróżnić dobra od zła. Obserwuję świat i ludzi wokół mnie i ci, którzy potrafią sobie coś wywalczyć, kłamać, kombinować osiągają swoje cele i spełniają marzenia.
Mi wydawało się, że cokolwiek robię należy zwrócić uwagę na innych by swoim działaniem nie szkodzić, nie zabierać innym czegoś co jest dla nich, żyć uczciwie itp.
Ja mam jakiś defekt sumienia, gdybym kierowała się rozumem i swoim dobrem wyszłabym na tym zdecydowanie lepiej, emocje by opadły i zachowałabym to co miałam.
Z jednej strony słyszę, że Bóg mnie ukarze za moje odczucia, żal do Niego, a z drugiej, że nie wymierzy On sprawiedliwości mojemu mężowi, zatem w Jego oczach mój mąż jest bez skazy.
Mnie to się wydaje, że wszelkie występki przeciwko drugiemu człowiekowi są dozwolone i należy zawsze i wszędzie kierować się jedynie własnym dobrem, byle tylko nie wchodzić w drogę Bogu, nie robić Jemu wyrzutów, a na wszystko inne On oczy zamyka.
Dochodzę do wniosku, że ja mam jakieś infantylne spojrzenie na świat. Nie ma dobre, niedobre, lubię, nie lubię, jest tylko - albo jesteś silny, albo słaby, jak jesteś słaby to cię zdepczą i tyle.
Prosić Boga nie ma sensu, on i tak nie słucha.
Jaki jest sens starania się dla kogoś kto cię ignoruje.
Jednym słowem mąż zrobił co zrobił skrzywdził, wykorzystał, okradł, poszedł do kochanki i jest ok, bo jak ktoś jest frajerem i nie potrafi o siebie walczyć to tak właśnie ma. I to jeszcze ja mam na niego czekać, wybaczać, a on sobie hula i śmieje się ze mnie, że taka naiwna jestem. W sumie to on ma 100% racji, frajerka ze mnie. jego nigdy żadna kara nie spotka, tak można postępować, jest na to przyzwolenie.
Po takim upadku jaki ja zaliczyłam, trzeba sobie światopogląd zbudować na nowo i to naturalne, że jestem czujna, bo nie chcę już więcej po latach stracić wszystkiego na co ciężko pracowałam. Więc obserwuję i wiem co widzę. Trzeba umieć o siebie walczyć i kombinować, kogo obchodzi prawda i szczerość, czystość - paranoja. Życie polega na zaspokajaniu swoich potrzeb, a nie odmawianiu różańca.
Gdyby Bóg w czymś pomagał to chyba więcej osób by się nawracało, a niby do czego mają się nawracać. Człowiek szczęśliwy to taki, który spełnia swoje marzenia, w tym nie ma nic złego, nie ma żadnej ideologii.
A jeśli Bóg oczekuje ode mnie, ze stanę się świętą za życia to sobie ze mnie kpi, nie ma takiej możliwości, by mąż się nawrócił, a ja nie mam zamiaru żyć jak jakiś dziwoląg i odmawiać sobie normalności - to jest chore.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 4