Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Moja bolesna historia
Autor Wiadomość
stille
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-26, 09:44   Moja bolesna historia

Wlasciwie to jestem sama...Sama wciaz ze wszystkim, od dlugiego czasu...Sama...
Wyjechalam za granice 11 lat temu do niego, rozkochal mnie a ja nie zwracalam uwagi na wiele rzeczy...Milosc. Rozstal sie z zona. Winil ja, zostawil dziecko. A ja nie widzialam wielu rzeczy z zaslepienia.Obiecywal wycieczki, mowil o wspolnym zyciu, o starosci...Milosc? Zaczelam sprzatac za granica, on wciaz staral sie rozkrecac interesy. Wciaz nowe i nowe. Nasze pieniadze szly na te interesy i wciaz ich nie mielismy. Naklanialam go do kontaktow z synem. Mial wtedy 4 lata. Mowilam: Odpowiedz bylej zonie, kiedy pisala, ze ma problemy z dzieckiem i sobie nie radzi...Zlosc...Ale wciaz podejmowalam proby...Chcielismy miec dzieci. On mowil, ze zaadoptujemy jakies Chinskie dziecko. Smialismy sie z tego. Probowalismy dwa razy. Zaszlam w ciaze. Wzielismy slub. To bylo po tzrech latach. Musialam siebie pilnowac. Mam cukrzyce insulinozalezna od prawie 30 lat, astme, mialam nadcisnienie. przestalam sprzatac, zajelam sie domem, pomoca mezowi w papierach, dokumentach. Wsparciem. Kladl sie na podloge i nie mogl z niej podniesc, nie chodzil do pracy po kilka dni, wciaz zaczynal jakis nowy interes zycia...Bylam. Zawsze bylam. Glaskalam go po glowie, tulilam bo mnie prosil.Bo chcial. Bylam jak inni, ktorych od siebie odpychal-odchodzili... Zaczelam zauwazac, ze to co mowil o zonie, to nieprawda...Zle traktowal ludzi. Odsunal mnie od siostry. Z nia i jej mezem tez mial zle stosunki. Winil wszystkich o wszystko. Na poczatku kazdy byl nim zauroczony. Malomowny, madry, z lekkim usmiechem, lekko zagubiony. Wydawal sie taki dobry, pomocny. Chcial, zeby inni robili to co chcial, to co wymyslil w glowie. Dokladnie to, co chcial. Wymyslal rzeczy, slowa, fakty, ktore nie mialy miejsca. Potem bez zalu wyrzucal ludzi, mieszal ich z blotem...Bylam. Zajmowalam sie synkiem, domem, nim...Za malo, wciaz za malo...Lekarze moi, dziecka, zakupy, dom, ja, on, pomoc w jego papierach...To bylo moje zycie. Za malo. Robilam mu kanapki z liscikami...narzekal, ze cos mu z nich wystaje. Przestalam. Narzekal, ze przestalam. Zmienialismy mieszkania kilka razy, zawsze poklocil sie na koniec z wlascicielami. Zawsze! Bylam. Zaczelam zauwazac coraz wiecej a przede wszystkim to, ze jestem sama. Sama choc z nim. Zaczelam czytac o kobietach ktore kochaja za bardzo. Jestem DDA. Chcialam bardzo isc na terapie. Czytalam, czytalam, czytalam. Seks?! On byl najwazniejszy-moj maz! Pewnie dopiero po kilku latach doswiadczylam co to orgazm. Doswiadczylam, bo zaczelam walczyc o Siebie. O to co ja lubie, czego chce. Nie podobalo sie jemu. Slyszalam, juz nie robisz tego, tamtego....Pytalam a kiedy robilam doceniales to? Nie istnialo slowo dziekuje, przepraszam, prosze...Nie w jego jezyku. To wszystko sie nalezalo. Mowilam: Przytul mnie... Slyszalam: Nie jestem robotem, nie bedziesz mi mowic co mam robic...Wciaz zylam nadzieja...Na to co bylo, na chwile, dobre chwiel, ktore lapalam jak cenne okruszki... Inni widzieli, nie ja... Jego rodzina? Zimna, zamknieta. Czworka dzieci, kazde odeszlo z duzego domu na wsi. Zostali tam tylko rodzice. Rzadko utzrymuja ze soba kontakty a nawet bardzo rzadko...Kolejne mieszkanie, kolejna firma, kolejne dlugi, kolejni ludzie, ktorzy odeszli....Ja wciaz trwam. Mowie, ze kocham, przytulam, staram sie. Robie wszystko w domu. Nie mam czasu dla siebie. Zalatwilam przedszkole dla synka. Wozilam go 7 km w jedna strone, pozniej do biura pomoc mezowi,na poczte, po synka, zakupy, dom, w weekendy polska szkola dla synka. Wyjscia na plac zabaw, lekarze, dom, praca...Syn zaczal miec problemy, ja coraz bardziej sie balam, ze zainteresuja sie nasza rodzina. Bylismy wzywani na rozmowy, ze przeszkadza i sie nie slucha. Nic wielkiego ale sie balam, bo to takie panstwo ingerujace we wszystko. Wszystkiemu bylam winna ja! Bo ja nie umiem wychowac dziecka! Ustalenia, ze cos zrobimy, ustalenia meza, ze niedziela bedzie rodzinnym dniem byly wazne tylko tej konkretnej niedzieli. Pozniej zawsze bylo cos wazniejszego i ja bylam winna, ja.
Jestem w rozsypce, bo....maz powiedzial, ze to koniec, ze jestem niezrownowazona emocjonalnie poniewaz...zadzwonilam do kobiety, z ktora ma romans? I ze nie ma do mnie szacunku, bo ta kobiete wmieszalam...Rozmowa z kobieta: Kim Pani jest? A kim Pani? ja jestem zona a maz wydal na smsy do Pani 100 zl. napisal 300 smsow. Kim jest Pani? Jestem przyjaciolka z liceum. Pomiedzy nami nic nie ma. Zaczelismy pisac na Facebooku. Ja mam szczesliwa rodzine, meza, dzieci. Ja sie w nic nie mieszam. Pisal mi takie smsy, ktore powinien pisac Pani, mowilam, zeby przestal! Czy Pani maz akceptuje to, ze wysyla Pani kilkadziesiat smsow do mezczyzny? To nie Pani sprawa? Czy tak rozumie Pani szczesliwe malzenstwo? Pozniej zyczylam jej jak najgorzej.... Ja jestem winna! Ja! On szukal...Napisal, ze pisze nawet z dwiema kobietami. Zero poczucia winy. Te dwie kobiety uswiadomily mu jaki jest nieszczesliwy...Dwie kobiety z ktorymi pisze od dwoch miesiecy...Straszy mnie, ze nie da mi pieniedzy, ze stracil do mnie szacunek, ze skrzywdzilam niewinna kobiete...
Rozsypuje sie...Chodze na psychoterapie...Jestem sama, sama, sama....
Coraz wieksze dlugi, coraz wieksze pretensje do mnie, ze nie popieram zalozenia holdingu, coraz szersze plany, kilka samochodow, pracownicy, ktorzy byli zwalniani, bo cos tam...Zawsze z ich winy, problemy z wyplatami wynagrodzen na czas zawsze z winy pracownikow. Maz najlepiej wszystko robil sam! Wszyscy winni, nie on. Moja praca dla niego, bo bylam mu potzrebna. Teksty, ze jestem najwazniejsza i ze od teraz bedzie sie mnie sluchal. Teksty ze mi nie wierzy, na zmiane, z opowiesciami o wszystkim, zwierzeniami, telefonami wielokrotnie w ciagu dnia, rozmowami w nocy, w dzien...By znowu uslyszec....ze mi nie wierzy. Sluchanie, ze jestem nieracjonalna, ze mam myslec, ze nie umiem myslec racjonalnie. Na przemian z mowieniem, ze tylko ja umiem myslec racjonalnie i ze sie mnie bedzie sluchal... Mowienie, ze mam wiecej znajomych na Nk i ze on tez tak chce...Mam, bo mam az ..okolo 70... zazdrosc o cos co bylo wyimaginowane, o jakiegos kolege ktory byl na poczatku naszego zwiazku, zazdrosc ze sie maluje do lekarza...A malowalam sie codziennie...Ale wtedy akurat to widzial!Pytanie sie: Kto dzwoni, co napisal? Siedzenie podczas rozmow na Skype z mama, z siostra, czytanie. Nie przeszkadzalo mi to. Nie chowalam i nie ukrywalam niczego. On zreszta tez. Mowil, odpisz temu, tamtemu, zobacz, kto dzwoni...?
Ogromne dlugi, jego przyjaciel odszedl, bo go od siebie odepchnal i na koniec podeptal... Bylam z nim! Zawsze bylam! Sluchalam, pocieszalam i mowilam swoje zdanie. Zdanie odmienne od jego zdania! Zle, bardzo zle! Zla reakcja i jego zlosc na moje odmienne zdanie. Powinnam mowic jak dobrze zrobil...Wszystko moja wina! Nie wspieram go!
Zalozyl firme w Polsce, bylam przeciwna. Zle, bardzo zle. Zadnego zysku, kilkadzeisiat tysiecy strat. On wszystko wie, wszystko wie jak zrobic....tylko ja! Ja mu przeszkadzam...
Zycie przede mna bylo podobne, praca i dlugi. Z poprezednia zona praca i dlugi.... ale niewazne, to ja, to moja wina, ze sie mu nie udaje! Probowalam znalezc prace, nawet mialam szanse ale prosby, ze jestem mu potzrebna, ze ma inne sprawy, ze sobie nie poradzi a dla mnie ta praca jest lepsza, bo mam slabe zdrowie...Zostalam...
Musielismy wybrac. Ja sie coraz bardziej balam o syna, maz nie chcial nic robic aby to zmienic. W firmie szlo zle, prezes mial gdzies jej prowadzenie. Zdecydowalismy, bardziej ja, ze wracam. Syn pojdzie do szkoly a ja zajme sie firma. Wynajelismy mieszkanie, bo z mojej winy nic nie mielismy i z mojej winy maz ma dlugi alimentacyjne wobec pierwszego syna...
Wiec syn poszedl do szkoly, ja zajelam sie firma...Od sierpnia zeszlego roku. My w Polsce, maz tam. Teraz znowu bylam sama juz fizycznie. Telefony, rozmowy na skype, przyjazdy, wyjazdy ja tam, on tu...
Poszedl na Skype do poradni psychologicznej, zeby sobie bardziej radzic z praca... Po kazdej rozmowie z psycholog, slyszalam psycholog to, psycholog tamto...Mowil jedno, po rozmowie z nia zmienial zdanie. Doszlo do tego, ze ma sie ode mnie odsunac, bo to ja jestem winna, ze sobie nie radzi. Lubil jakas ksiazke, po rozmowie z psycholog stwierdzal, ze to schematy. Psycholog wie w jakiej ja jestem terapii chociaz moja terapeutka zlapala sie za glowe, kiedy to uslyszala. Ja mam certyfikowana psychoterapeutke. On psycholog z ambicjami, ktora wszystko wie...
W listopadzie sms...."Nie chce z Toba kontaktu" tak po prostu...dwa tygodnie po tym jak tu byl, mowil, ze mnie kocha i pzredluzyl pobyt... Tak po prostu. Probowalam. Pisalam, mile rzeczy, ze sie martwie, ze nie wiem co sie stalo, ze pewnie jest mu ciezko... Jestem falszywa, psycholog mu mowi co bede robic, jestem manipulantka itd...
Brak zyczen na urodziny, brak zainteresowania synem. Fascynacja facebookiem. Tylko tam moglam do niego cokolwiek napisac, tylko tam mi odpowiadal. Usunal mnie z facebooka, pozmienial hasla do roznych kont, ukryl znajomych. Przyjechal na Swieta. Pozwalal sie dotykac, glaskal mnie po wlosach. Myslalam, ze tak bardzo sie zamknal, ze tak mu ciezko. Mnie bylo cholernie ale wciaz myslalam o nim...a on o mnie....?
Wiedzialam co lubi. Zawsze staralam sie zrobic mu przezent, ktory chcialby dostac. Sluchalam...i kupowalam cos co lubi, co go zaskakiwalo. Niestety nie mialo to znaczenia. Tym razem pewnie tez, chociaz przez chwile sie ucieszyl...
Wyjechal przed Sylwestrem...Mowil, ze spedzi go w samotnosci. Wzial karte telefoniczna z internetem. dziwilam sie, po co mu karta. Mowil, ze jak przyjezdza do Polski chce jej uzywac. Dziwilam sie, przeciez przyjezdzal do domu. Mogl ja wziac. Cos mna drgnelo...Mowil, ze moze mi wyslac zdjecie jak siedzi sam na Sylwestra. Mowilam, ze mu wierze....Staralam sie opowiadac co u nas, slyszalam, to Twoja sprawa, ja mam swoje! Zajmij sie swoim zyciem! Nie obchodzi mnie to!
Po Nowym Roku mialam dosc! Napisalam, ze to koniec, ze mam dosc braku rozmow, ciepla, czulosci. Braku kontaktu. Ze zostawil nas bez powodu...Napisal, ze nie bedzie sie o nic staral, ze widzi jaka jestem, ze te rozmowy z psycholog duzo mu daly, ze sie zmienia i to ja mam problem, nie on! Ze on ma uczucia i mysli a ja nie mysle, ze mam zmienic terapeutke, skoro moja mi nie udziela rad...
Przyjechal samochodem. Po Swietach oddalam samochod do naprawy. Przylecial po dwoch tygodniach po jego odbior. Pozwalal sie dotykac i mowil, ze on niczego nie jest pewien...
Wyjechal nastepnego dnia. Kontakty z jego strony tylko sluzbowe i w sposob sluzbowy. Pisalam smsy. Milego dnia kochanie, dobranoc Najdrozszy! Po jakims czasie od niego: Przestan pisac te smsy!
Przestalam...
Wczoraj sprawdzilam wydruk z tamtej karty. 300 smsow w czasie kiedy byl tu na Swieta i w styczniu do tego samego numeru...
Po to mu ta karta, po to mu facebook. Ta szczesliwa w malzenstwie kobieta i jeszcze inna. Bo napisal, ze pisal z dwoma, mu uswiadomily, ze mnie nie kocha, no i psycholog, ktora ma na wszystko rady! Dwa miesiace pisania daly mu wiecej niz zycie ze mna, niz doswiadczenie calego zycia i zwiazkow z roznymi osobami, z ludzmi...
Zloscil sie, kiedy radzilam sie siostry, zwierzalam. Zamiast rozmawiac ze mna, wybral obce osoby...To ja bylam winna. Namawialam go na terapie. Terapie bo ma traumatyczne doswiadczenia o ktorych wiem tylko ja. Nie ma terapii, sa rozmowy...Pytalam: Czy jak przyjedziesz mozemy pojsc na terapie malzenska? Slyszlam :Nie!
Zrozumialam, ze te w te dwa przyjazdy sluzylam za darmowa dziwke. Dawalam mu przyjemnosc a on byl blisko z kims innym....
Bylam szantazowana tym, ze jak zostawie firme zostawi mnie bez pieniedzy. Za to, ze mialam czelnosc napisac do tej kobiety, tez mnie tak szantazowal!
Napisal, ze to Koniec i tylko mu pokazalam jaka jestem: Falszywa i go nie rozumiem!

To taka moja historia... Zostalam z synem w wynajetym mieszkaniu, z ogromnym podatkiem za granica. Podatkiem, ktory maz namowil mnie, zebym wziela na siebie. Z brakiem pieniedzy, z 40tka na karku....Ale chce walczyc o nasze szczescie. Moje i Syna. Juz dosyc bylam ponizana. Mam problemy ze zdrowiem, rozregulowany organizm. Widze jakies swiatelko. Widze jak bardzo bylam manipulowana, jak wiele dawalam i jak malo dostawalam...lapalam okruszki...a zasluguje na cos wyjatkowego i Moj syn rowniez...
Wiem, ze teraz bedzie ciezko, bardzo...
Dalam tak wiele i juz tak malo mi zostalo i wiem, ze nigdy, przenigdy nie oddam Siebie! Nie warto...
Tak mi ciezko....
Jego byla zona, cudowna kobieta mowi, ze On ucieka od problemow...Zamiast rozmawiac, szuka latwych rozwiazan. ja jestem gotowa na prace, na rozmowy...On nie chce...Woli pisac 50 smsow, do kobiety w malzenstwie, z dzieckiem, bo slyszy to co chce uslyszec. Rozmowy z zona, o zyciu, o zwiazku sa trudne a on ucieka od trudnych rzeczy...
Ciezko mi...
 
 
Bety
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-26, 10:31   

Witaj na forum,

z Twojego opisu wyczuwa się, że sytuacja dojrzała do pewnego zwrotu akcji.
jest ciężko,jesteś sama- chcesz zmiany. Jednocześnie boisz się nowego, bo masz świadomość że przed Tobą przepaść.

Kiedy odszedł mój mąż balam się straszliwie, co teraz będzie, jak sobie poradzę.
Miałam równiez trudne sprawy do "dźwignięcia".
Ale wówczas byłam tak zdesperowana, że powiedziałam sobie- dam sobie rok, póltora przejde ten koszmar i bedzie spokój. Przynajmniej będę niezalezna od męża, od jego humorów, chciejstwa lub niechciejstwa, od sytuacji, których nie rozumiałam, on nie tłumaczył, nie miałam juz w pewneym moemcnie siłyna zastanwainie się "co poeta ma na mysli".

jestes teraz z dzieckiem sama w PL. To czas dla Ciebie. Zajmij sie sobą, doprowadź się do stanu, w którym będziesz miała wewnętrzny spokój- bo tego potrzebujesz, i Twój synek też.
Co mąż robi i mówi jest , jak piszesz, bardzo niestałe.

Zwóć się do Boga, odnajdź Go w sobie, poproś niech Cie poprpwadzi.
Bóg jest.
I naprawdę nie chce dla nas źle.
Ja czytałam sobie często fragment Biblii- wyjście z niewoli egipskiej. Poniekąd siedzimy w takiej niewoli, a boimy się wyjśc, bo przeraża nas "pustynia": czyli brak perspektyw, problemy, samotność, pustka.

Bardzo Ci życzę, żeby się udało, zebys wyszła z tego poczucia beznadziejności.
 
 
stille
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-26, 10:47   

Dziekuje Ci Betty :), modle sie i czesto rozmawiam z Bogiem. Wiem, ze On jest i czesto byl obecny w moim zyciu, chociaz rzadko chodze do Kosciola. Wierze w Niego!
 
 
juana
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-26, 11:09   

Hej Stille!

Czy masz z mezem slub koscielny?
Dobrze, ze jestes w PL, tu masz duzo mozliwosci rekolekcji, spotkan z ksiezmi, rodzina I przyjaciolmi, ktorzy pomoga Ci sie pozbierac. Wez sie za siebie, odbuduj poczucie wartosci, zajmij sie swoimi pasjami, odnajdz prawdziwa siebie,a nie tylko sluzaca I pocieszycielke meza, ktory CIE nie szanuje.
W pierwszym poscie nice wspomnialas ani slowem o Bogu. Czy On jest naprawde Tym, kim powien byc DLA Ciebie? Nr 1, ostoja, opoka, przyjacielem, Tym, kto jako jedyny nigdy Cie nie zawiedzie, nie opusci, a pomoze przejsc przez zycie z usmiechem?
 
 
Bety
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-26, 11:11   

tutaj na forum znajdziesz dużo dobrych kazań, artykułów, wskazówek

rozwijaj się duchowo- to daje siłę i wzmacnia
z czasem wiele rzeczy lepiej zrozumiesz, zobaczysz w innym świetle- będzie Ci łatwiej

no i przede wszytskim- skoro tu trafiłaś- to nie przypadek
Bóg sie upomina o Ciebie

może weź różaniec- ja bardzo czesto się modlę na różańcu- odmawiam Nowenne Pomejanską, ona wycisza, daje Pokój w sercu, jakiego nie znałam wczesniej
przywraca ład w życiu tam, gdzie go brak
to trudna modlitwa, ale warto
 
 
stille
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-26, 11:16   

Juana, ja szukam. Nie pisalam nic o Bogu, bo opisalam swoja sytuacje. Coraz wiecej rzeczy widze. Po bolu, oddalam zycie w Jego rece. Przed Swietami lezalam krzyzem w domu, placzac i wierzac w to, ze wszystko to co robi ma jakis sens. Wierze, ze jest ze mna i mnie nie opusci. Przeczytalam miesiac temu cos w pewnej ksiazce i to zapadlo mi w pamiec. Jesli znajde ten fragment to go przytocze. Bo w to wierze najbardziej. Wczesniej czesto prowadzilam z Bogiem dialog. Nie tylko wtedy, kiedy bylo mi ciezko. Dziekowalam Mu, ze jest i ze moge przezywac kazdy dzien. Dziekowalam za rzeczy dobre, prosilam o rade i sile.
Nie mam slubu koscielnego. Maz mial go z pierwsza zona, byla w ciazy wiec za namowa rodziny wzieli slub. Znali sie krotko i z wzajemnej fascynacji pojawila sie ciaza...Tak przedstawil mi maz. Teraz z perspektywy czasu widze, ze wiele rzeczy ktore mi mowil moglo byc klamstwem, bo widze jak manipuluje ludzmi...
 
 
Bety
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-26, 11:20   

z Twojego opisu wynika, ze panuje w Waszym zyciu jakis straszny zamęt
może to dobrze, że jestes teraz z dzieckiem tutaj, a mąż tam
moze to czas wyciszenia, szukania innej drogi

[ Dodano: 2014-01-26, 11:25 ]
skoro powierzyłas się Bogu- teraz pytaj, co dalej
On wskaże drogę

trafiłaś tutaj- to już masz ciąg dalszy

a tutaj Kochana- jest tak wiele do odkrycia, że rok to za mało :-)

jak mówi dziesiejsza Ewangelia: naród kroczący ciemności ujrzał światłość wielką :-)

czy trezba wiecej znaków?

Bóg jest przy Tobie :-)
 
 
stille
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-26, 11:40   

Bety, nie mam rozanca, ale zakupie. Jest w naszym zyciu chaos. Ja porzadkuje swoje. Tylko to moge zrobic. Isc wlasna droga...Coraz bardziej wierze w siebie. Juz dawno zrozumialam, ze po cos tutaj jestem, ze w koncu ja mam kochac Siebie najbardziej. staram sie isc ta droga, chociaz boli, boli, boli. Zranienie miesza sie ze zloscia, z samotnoscia, z nadzieja....tak wiele uczuc i odczuc sie pojawia...
 
 
Bety
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-26, 11:50   

te emocje muszą się "wykotłować"
tak się dzieje
nie musisz ich tłumić, ale im sie przygladaj- dlaczego tak czujesz

oddaj ból Jezusowi- dobrze po takim czasie pełnym sprzecznych emocji i zranień wziąć udział we Mszy o uzdrowienie (znajdziesz na pewno w swojej okolicy)
zadbaj o siebie na płaszczyźnie duchowej i emocjonalnej,a zobaczysz, ze będziesz w stanie dźwignąć trudne sprawy związane z finansami, podatkami i innymi sprawami, które teraz Cię przerazają
 
 
stille
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-26, 12:01   

Betty, bylam na takiej Mszy i cos sie we mnie zmienilo. Utulilo mnie dwoje ludzi i modlilo sie za mnie, za nasz zwiazek. Wylalam wtedy morze lez... Poza tym cala msza byla cudowna. W zyciu nie bylam na takiej.
 
 
Bety
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-26, 12:15   

no to pozostaje kwestia najważniejsza- sakramentalnego małżenstwa Twojego męża...
Sakrament trwa- ona ma żonę
 
 
stille
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-26, 12:18   

Dla mnie Milosc, to cos innego. Bog blogoslawi Milosc. Nie wierze w robienie czegos na sile. Jego byla zona ulozyla sobie zycie.

[ Dodano: 2014-01-26, 12:38 ]
Bardzo bym chciala Betty, zebys powiedziala co rozumiesz przez kwestia najwazniejsza? To, ze ona ma zaostawic mezczyzne z ktorym jest a moj maz ma wrocic do niej? jesli tak ma byc, to tak bedzie. Jednak ja nie wierze, ze to realne. wielu ludzi nie ma uniewaznienia malzenstwa koscielnego a maja swoje rodziny, mezow, zony. Szczesliwe zycie, po nieudanym pierwszym malzenstwie. Maja rozwalic swoje zwiazki, z ktorych maja dzieci po to zeby wrocic do czegos? nie wierze, ze Bog tego chce....
 
 
landis85
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-26, 12:48   

to nie jest jego była żona, tylko obecna żona sakramentalna, sama piszesz że w wielu sprawach Twój kochanek kłamał...
uważam że większość facetów mówi swoim kochankom że do ślubu wręcz zostali przymuszeni - mój mąż też to mówił a przed ślubem byliśmy 4 lata...
jakoś muszą zbajerować drugą kobietę, przecież nie powiedzą kochałem moją żonę, ale po prostu mi się znudziła, przyszła proza życia, dzieci, problemy i zamiast rozwiązać problemy wolę uciekać od nich - czy po usłyszeniu takich słów nadal chciałabyś utrzymywać kontakt z takim panem?
bo ja nie....
 
 
stille
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-26, 12:54   

Rozumiem, ze teraz z zony zostalam Kochanka. Przykro mi ale mam inne spojrzenie na ta kwestie, jednak rozumiem Wasze.

Masz racje Landis, nie chcialabym byc z takim panem. Oni byli kilka miesiecy zanim zaszli w ciaze.
Ostatnio zmieniony przez stille 2014-01-26, 13:01, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9