Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Załatwianie papierów.
Autor Wiadomość
dorwdow
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-19, 11:10   

Trzeba po prostu żyć swoim życiem. Inwestować w swoje dobro i wewnętrzne piękno. Ja wiem, że koleżeńskie traktowanie nas przez najważniejsze osoby na świecie nie jest łatwe, ale i tak nie mamy na to wpływu. Należy robić wszystko, co do nas należy i (chyba na tym etapie) nie spodziewać się, że ktoś to doceni.
Psychologiem nie jestem, ale wydaje mi się, że źródło złości i podnoszenie głosu żony tak naprawdę tkwi w bezradności. Zmieniły się jej uczucia i nie potrafi tego ogarnąć. Gdzieś, w głębi duszy, pewnie wie, że to Ty masz rację. Przysięgałeś i nie chcesz z tego się wycofać, mimo, że nie jest łatwo, ale walczysz o coś ważniejszego niż lepsze jutro - walczysz o życie wieczne całej rodziny. Jej zbawienie jest tak samo ważne, jak Twoje, bo ją kochasz, nadal kochasz.
Pewnie spodziewała się, że wkurzysz się, zniechęcisz i dla tzw. świętego spokoju wyniesiesz się i po problemie. A tu słodkie rozczarowanie! Twoja postawa to nie jest żlośliwość, ani żądza pokonania przeciwnika, ale konsekwencja danego słowa i wytrwałość w dobrym.
Zawsze trzeba walczyć o dobro! Nawet jeśli na zwycięstwo trzeba czekać latami, a nawet do śmierci.
Myślę, że każdy z nas dałby wszysto, żeby móc już TERAZ zmienić wpis w swoim profilu na hasło: JESTEM SZCZĘŚLIWYM WSPÓŁMAŁŻONKIEM! Ale jak wiemy z Księgi Koheleta: "Wszystko ma swój czas, i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem" (Koh 3,1-8).
Otaczająca rzeczywistość czasem mnie przeraża - rozpad małżeństwa, wikłanie się w kolejne ziązki, dzieci w tych związkach... to normalka, nic złego. To my , mający odwagę mysleć inaczej, jesteśmy postrzegani jako nienormalni, mohery, a wręcz dinozaury na wymarciu.
A ja to wszysko obserwuję i wyciągam wnioski, że wcale rzeczywistość nie jest taka kolorowa. Kolejne związki nie są legalizowane, żeby ułatwić odejścia i kolejne zmiany. Dzieci z tych związków wychowują się bez poczucia bezpieczeństwa i stabilności (to wiem z pracy zawodowej!). Kocham, nie kocham - to czek bez pokrycia. I nawet jak człowiek to wie, to i tak wchodzi w kanał. Skąd takie parcie na szkło? A potem jak coś się znów zawaliło, to wstyd się przyznać, a porażka - wrócić do prawowitego małżonka. No i jeszcze otoczenie "życzliwie" podpowiadające, że klina trzeba klinem.
W takim świecie żyjemy i sami sobie nie poradzimy. Bardzo ważne jest wsparcie. A widziałam, że prosisz o wsparcie Pana Czasu, prosząc ludzi o modlitwę. I tak trzymaj!!!
 
 
Louis
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-20, 11:34   

Tak, proszę o modlitwę, bo tylko modlitwa daje mi siłę i wiarę w to, że kiedyś będzie lepiej.

Niestety wszystkie moje argumenty spływają po żonie jak po kaczce, nic do niej nie dociera. Nie dociera do niej to, że będę walczył o małżeństwo. Chyba wszyscy małżonkowie odchodzący tak mają. Najgorsze jest to, że otoczyła się właśnie takimi ludźmi o jakich piszesz, ludźmi dla których małżeństwo albo nie istnieje, albo jest dopiero początkiem wspólnego życia, bez żadnych obowiązków jeszcze.

Nie rozumiem postawy żony jeśli chodzi o wiarę. Żona przed poznaniem mnie, była daleko od wiary, od Kościoła, później zaczęło się to zmieniać na lepsze, i jest mi wdzięczna za to. Fakt, (jak już pisałem wcześniej) ta wiara i tak nie była jaka powinna być i u niej i u mnie. Żona przez ostatnie parę miesięcy nie była w łasce uświęcającej gdy podejmowała te wszystkie swoje decyzje. Niedawno wyspowiadała się, przystępuje do Eucharystii, ale trwa przy swoim, bez chęci poprawy. Nie wiem, może ja czegoś tu nie rozumiem. Niedawno powiedziała mi, że Bóg i tak ją kocha taką jaka jest.

Właśnie żona zakomunikowała mi, że rano jak mnie już nie było powiedziała dziecku, że chce się rozwieść ze mną. Wszystko podobno wzięła na siebie, że to jej wina, że to Ona "poprosiła" abym się wyprowadził. Nie wypada kląć, ale aż mnie język świerzbi.
 
 
Kari
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-20, 17:40   

No to teraz jest czas, abyś zakomunikował żonie swoje stanowisko, że nie spełnisz jej "prośby" i zostajesz w domu, aby troszczyć się o swoją rodzinę. Porozmawiaj ciepło z dzieckiem i rób swoje.
 
 
silverado
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-20, 21:34   

Kari napisał/a:
Porozmawiaj ciepło z dzieckiem i rób swoje.


Ważne, abyście nie robili dziecku wody z mózgu- Żona swoje a Ty swoje. Poproś żonę, by na razie takich rzeczy dziecku nie mówiła, nawet jeśli zostaje choćby 0,1% że się nie wyprowadzisz. To kompletnie nieodpowiedzialne ze strony żony. Nie rozmawiajcie o tym z dzieckiem póki nie będziecie mieli ostatecznej decyzji!!!
 
 
Louis
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-20, 23:31   

Ja to wszystko wiem, myślałem, że żona również. Mówiła, że powie o tym dziecku, ale nie sądziłem, że to zrobi. Wydaje mi się, że w ten sposób chce wymusić to na mnie, nie myśląc o dziecku. Jeszcze mu później powiedziała, że tatuś tu pomieszka z miesiąc może dwa. Totalne brak odpowiedzialności za dziecko, myśli tylko i wyłącznie o sobie.
 
 
dorwdow
[Usunięty]

Wysłany: 2014-01-21, 16:36   

Najpierw nawiążę do wątku spowiedzi żony. Ten sakrament to bardzo delikatna i osobista materia. Wszystko przedstawia się wyłącznie ze swojego punktu widzenia, czasami tłumaczy się powody, intencje... Wiemy, że Bóg przebacza nawet najgorsze grzechy dla tego, kto szczerze żałuje.
Druga strona medalu jest taka, że po długim czasie nie powinno się spowiadać u przypadkowego kapłana, który nas nie zna, ani w czasie, gdy dziki tłum szturmuje konfesjonały. Spowiedź przedświąteczna jest najczęściej taka. Jak mówią niektórzy "na dzięcioła"-puk, puk i wylot. Istotą tego sakramentu, o dziwo, nie jest wyznanie grzechów, ale powrót do Boga. Nawiązanie na nowo relacji, którą zerwał grzech śmiertelny lub odnowienie tej, którą osłabił grzech lekki.
Nie podejrzewam żeby żona świadomie zataiła coś na spowiedzi. Choć wiem, że na różne rzeczy są różne określenia. Nie wypowiedzenie jasno zła, może być mylnie odebrane. Ona dostała rozgrzeszenie i kropka. Pewnie, że Bóg ją kocha, ale zrywanie przysięgi małżeńskiej to zło, i to trzeba jasno określić.
A co do sytuacji w domu... Wiele zależy od wieku dziecka. I choć nam, dorosłym, wydaje się, że problemy załatwiamy między sobą, to dziecko, nawet małe, widzi, że coś między rodzicami jest nie halo. I wali mu się świat i poczucie bazpieczeństwa.
Z postawy żony widać, że chyba jest zdecydowana pojąć jakieś kroki. Jeśli uznasz za stosowne, to właśnie w obecności syna możesz zakomunikować żonie, że jeśli żona chce rozwodu, to Ty przyjmujesz to do wiadomości, ale ponieważ się z tym nie zgadzasz, to nie zamierzasz pomagać jej w tym procederze, a wręcz będziesz wnioskował o oddalenie pozwu. I nie wyprowadzisz się z domu z własnej woli, bo to znaczyłoby opuszczenie dobrowolne rodziny.
Pomyśl też o relacjach z dzieckiem. Jeśli faktycznie jesteś z nim bardziej zżyty niż żona, to możesz wnioskować o przyznanie opieki nad nim (ale to już ostateczność czarnego scenariusza), jak pogodzisz opiekę, pracę itp.
Myślę, że nie tylko ja wspieram Cię modlitwą!
 
 
Louis
[Usunięty]

Wysłany: 2014-02-17, 19:02   

dorwdow napisał/a:
Najpierw nawiążę do wątku spowiedzi żony. Ten sakrament to bardzo delikatna i osobista materia. Wszystko przedstawia się wyłącznie ze swojego punktu widzenia, czasami tłumaczy się powody, intencje... Wiemy, że Bóg przebacza nawet najgorsze grzechy dla tego, kto szczerze żałuje.


Tu się wszystko zgadza, ksiądz powiedział mi to samo.

dorwdow napisał/a:
Nie podejrzewam żeby żona świadomie zataiła coś na spowiedzi. Choć wiem, że na różne rzeczy są różne określenia. Nie wypowiedzenie jasno zła, może być mylnie odebrane. Ona dostała rozgrzeszenie i kropka. Pewnie, że Bóg ją kocha, ale zrywanie przysięgi małżeńskiej to zło, i to trzeba jasno określić.


Też nie podejrzewam, mogła właśnie to obrać jakoś własnymi słowami. Druga strona widzi to inaczej, więc pewnie powiedziała jak czuje.

dorwdow napisał/a:
Z postawy żony widać, że chyba jest zdecydowana pojąć jakieś kroki. Jeśli uznasz za stosowne, to właśnie w obecności syna możesz zakomunikować żonie, że jeśli żona chce rozwodu, to Ty przyjmujesz to do wiadomości, ale ponieważ się z tym nie zgadzasz, to nie zamierzasz pomagać jej w tym procederze, a wręcz będziesz wnioskował o oddalenie pozwu. I nie wyprowadzisz się z domu z własnej woli, bo to znaczyłoby opuszczenie dobrowolne rodziny.


Tak, właśnie dzisiaj w końcu odbyła się rozmowa. Zwlekałem z nią możliwie jak najdłużej. Niestety było tak jak się można było tego spodziewać. Żona nie chce robić nic w kwestii ratowania małżeństwa. Chce kategorycznie rozwodu. Dzisiejsza rozmowa i moja stanowcza postawa, że się nie wyprowadzę prawdopodobnie doprowadzi do tego że nie będziemy ze sobą rozmawiać, pod jednym dachem będziemy mieć już 3 kuchnie, bo teściowa swoją, żona swoją i ja swoją. Niestety tak czy tak będzie źle, nie wiem do czego to doprowadzi. Żona stwierdziła, że będzie rozmawiała ze swoją matką aby sprzedać mieszkanie. Nie chce mieć w niej wroga, ale widocznie tak musi być.

[ Dodano: 2014-03-07, 12:13 ]
dorwdow napisał/a:

Pomyśl też o relacjach z dzieckiem. Jeśli faktycznie jesteś z nim bardziej zżyty niż żona, to możesz wnioskować o przyznanie opieki nad nim (ale to już ostateczność czarnego scenariusza), jak pogodzisz opiekę, pracę itp.
Myślę, że nie tylko ja wspieram Cię modlitwą!


Niestety nie widzę szans na przyznanie mi opieki nad synem. Nie mam tutaj żadnych warunków mieszkaniowych. Pochodzę z innego województwa, więc tutaj w przypadku czarnego scenariusza mogę jedynie wynajmować. Rodziny z mieszkaniem tutaj nie mam żadnej.

Przesadziłem z tym ostatnim wpisem, który pisałem pod wpływem emocji.
Wykasowałem go i pewnie większość z Was nie będzie wiedziała o co chodzi, ale to i dobrze. Ten wpis był, jak to żona powiedziała "gwoździem do trumny" naszego małżeństwa. Pewnie ma rację, po przeczytaniu tego wpisu poczuła się sama zbrukana. Nie to było moim zamiarem. Chciałem się wyżalić, co teraz i tak nie ma żadnego znaczenia.
Chyba muszę zaprzestać pisać, bo ponoszą mnie emocje.
Chciałem tylko powiedzieć, że Kocham żonę.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 8