Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Czy przekonywać żonę?
Autor Wiadomość
Louis
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-23, 17:51   Czy przekonywać żonę?

Witam,
zastanawiam się nad tytułem tego topiku, i nie jestem pewien co do niego. No ale może ktoś tu trafi. Jeśli ktoś chce to tutaj jest podany mój problem, a nie chcę go tutaj ponawiać:
http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=9734

Powiem, że żona chce rozwodu, i oznajmiła mi w tym tygodniu, że zamierza lada dzień złożyć wniosek o rozwód, a ja mam się wyprowadzić. Ja nie przyjmuję wiadomości o rozwodzie, i chcę walczyć o małżeństwo i przekonywać ją żeby tego nie robiła. Chciałbym się Was zapytać, może są osoby, które znają się na psychologi w takich relacjach. Czy jest sens przesyłać żonie jakieś informację np. ze strony Sychar o małżeństwie, czy jest sens kupowania jej książek, które tu znalazłem, typu: "Granice w relacjach małżeńskich", "Urzekająca" czy "Sychar. Ile jest warta Twoja obrączka"? Czy nie spowoduje to reakcji odwrotnej. W sumie to Ona już czuje się jak po rozwodzie, więc nic nie można pogorszyć.

Pozdrawiam
 
 
Filomena
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-23, 22:48   

marius001, może pójdę pod prąd, ale na tym etapie reedukacja żony w kierunku bycia w małżeństwie zapewne nic nie da, poza zniecierpliwieniem.

Skoro ona podtrzymuje wolę rozstania się, to niewiele możesz zrobić. Niewiele napisałeś o tym, jak na co dzień wyglądały Wasze relacje poza tym, że nie jesteś zbyt wylewny. Czy fakt, że wszedłeś w model ojca w domu, podczas, gdy żona dom utrzymywała był problemem w Waszych relacjach? Czy żona mogła czuć się odsunięta emocjonalnie podczas choroby Twojego ojca?

Nie wiemy, jakie są źródła Twojego problemu.

Natomiast wiadomo, że żona zaspokoiła swoje potrzeby emocjonalne na zewnątrz. I jak rozumiem, chce tą drogą nadal podążać.

Psychologicznie - odpuść, ale nie zgadzaj się na wszystko - nie ułatwiaj jej rozwodu. Niech sama składa pozew.

Poradź się też prawnika odnośnie wyprowadzki, jesteś nadal jej mężem, więc nie jest takie oczywiste, że na jej życzenie masz od razu się wynosić.

Zrób sobie też scenariusz na wypadek rozwodu odnośnie kontaktów z synem. Jeżeli się wyprowadzisz, to niestety kontakt będzie rzadszy, więc więź osłabnie i RODK będzie miał podstawy np. przychylić się do wniosku o dość ograniczony kontakt. Nie wiem, gdzie w tym wszystkim żona umiejscawia syna. Czy jest przedmiotem gry dorosłych? Skoro przejąłeś zadania domowe, to pytanie, z kim syn jest bardziej związany i kogo uznaje za pierwszoplanowego opiekuna. Wiek i płeć dziecka przemawia u Ciebie za tym, żeby kontakt był jak najczęstszy.
 
 
Louis
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-25, 09:18   

Filomena napisał/a:
marius001, może pójdę pod prąd, ale na tym etapie reedukacja żony w kierunku bycia w małżeństwie zapewne nic nie da, poza zniecierpliwieniem.


No niestety chyba masz rację.

Filomena napisał/a:
Skoro ona podtrzymuje wolę rozstania się, to niewiele możesz zrobić. Niewiele napisałeś o tym, jak na co dzień wyglądały Wasze relacje poza tym, że nie jesteś zbyt wylewny. Czy fakt, że wszedłeś w model ojca w domu, podczas, gdy żona dom utrzymywała był problemem w Waszych relacjach? Czy żona mogła czuć się odsunięta emocjonalnie podczas choroby Twojego ojca?


Cóż nasze relacje według mnie wyglądały dobrze, przynajmniej na początku, później chyba zaczęła wkradać się rutyna, bez zdobywania, bez walki, chociaż zawsze staraliśmy się robić wszystko razem, wszędzie razem chodzić. Fakt dla mojej żony mało było okazywania uczuć z mojej strony, czyli zwykłego przytulenia, czy pocałunku, czy słowa Kocham. Zawsze to ona występowała pierwsza. Wiem, że tego było mało, i jestem tego świadomy.
Co modelu ojca, to w tym generalnie nie było problemu, problem był w tym że nie miałem pracy i nie było dodatkowego źródła utrzymania.
Wydaje mi się że mogła się czuć odsunięta, szczególnie, że w tym samym czasie miała niezłą jazdę w pracy, z której przychodziła z płaczem.

Filomena napisał/a:
Nie wiemy, jakie są źródła Twojego problemu.


Niestety z domu rodzinnego. Oboje pochodzimy z domów, gdzie występował alkoholizm.

Filomena napisał/a:
Natomiast wiadomo, że żona zaspokoiła swoje potrzeby emocjonalne na zewnątrz. I jak rozumiem, chce tą drogą nadal podążać.


Nie wiem, czy Ona chce tą drogą podążać, nie chce pozostać ze mną, tyle wiem.

Filomena napisał/a:
Psychologicznie - odpuść, ale nie zgadzaj się na wszystko - nie ułatwiaj jej rozwodu. Niech sama składa pozew.

Poradź się też prawnika odnośnie wyprowadzki, jesteś nadal jej mężem, więc nie jest takie oczywiste, że na jej życzenie masz od razu się wynosić.


No właśnie dociera to do mnie że nie wiem co bym robił, Ona nie zmieni zdania.
Co do mieszkania, to wiedziałbym jak mam postąpić, gdyby to mieszkanie było nasze. Niestety to mieszkanie jest teściowej i stąd takie moje podejście.

Filomena napisał/a:
Zrób sobie też scenariusz na wypadek rozwodu odnośnie kontaktów z synem. Jeżeli się wyprowadzisz, to niestety kontakt będzie rzadszy, więc więź osłabnie i RODK będzie miał podstawy np. przychylić się do wniosku o dość ograniczony kontakt. Nie wiem, gdzie w tym wszystkim żona umiejscawia syna. Czy jest przedmiotem gry dorosłych? Skoro przejąłeś zadania domowe, to pytanie, z kim syn jest bardziej związany i kogo uznaje za pierwszoplanowego opiekuna. Wiek i płeć dziecka przemawia u Ciebie za tym, żeby kontakt był jak najczęstszy.


Nie ulega wątpliwości, że żona kocha syna tak jak ja, i nie chce dla niego niczego złego. Syn związany jest bardziej ze mną. Niestety, żona wychodzi z założenia, że nasza rodzina jest już dysfunkcyjna (brak okazywania uczuć) i że patrząc się na nas nabierze złych cech, w swoi późniejszym życiu. Ja wychodzę z innego założenia, gdyby tylko żona chciała. To wszystko można nadrobić, ja się zmieniam, zacząłem okazywać uczucia, chociaż mojego dotyku, słów, już nie znosi. U nas nie było nigdy żadnych kłutni przy dziecku, zawsze przy nim wszystko było ok, albo w większości. Więcej zła wyrządzi mu rozwód rodziców, i nowy schemat rodziny.
Ostatnio zmieniony przez Louis 2013-12-03, 10:45, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
GregAN
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-26, 16:02   

uote]Art. 281. 23) Jeżeli prawo do mieszkania przysługuje jednemu małżonkowi, drugi małżonek jest uprawniony do korzystania z tego mieszkania w celu zaspokojenia potrzeb rodziny. Przepis ten stosuje się odpowiednio do przedmiotów urządzenia domowego.[/quote]
Dopóki istniej małżeństwo, masz prawo, mieszkać w mieszkaniu które należy żony.
W Twoim przypadku tym bardziej, mieszkanie jest własnością teściowej - więc nie żony, nie może ona dysponować nie swoją własnością.
Ba, nawet masz obowiązek tam mieszkać, inaczej może to być uznane za porzucenie rodziny, uchylanie się od obowiązku opieki nad nią.

Jeżeli żona chce rozwodu, nich sama odejdzie i zamieszka gdzie indziej.
Nie jest to równoznaczne, ze może zabrać ze sobą dziecko.
Dziecko ma adres zameldowania tam gdzie mieszka obecnie.

Nie odchodź.
 
 
Louis
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-26, 17:46   

Bardzo Ci dziękuję za odpowiedź GregAN.
Właśnie wczoraj poczytałem troszkę na temat warunków jakie muszą być spełnione aby osoba składająca papiery o rozwód taki rozwód dostała, i wszystko potwierdza się w tym co piszesz.
Mam nadzieję, że teściowa wyrzucić mnie również nie może z mieszkania gdzie jestem zameldowany. Niestety w czasie najgorszego czasu w naszym małżeństwie wprowadziła się do nas teściowa.

Mam jeszcze jedno pytanie.
Żona z racji tego, że również nie jest to dobry czas dla niej, źle się z tym wszystkim czuje zaczęła chodzić do psychologa. Tylko niestety tym psychologiem jest mąż najlepszej przyjaciółki, z który czasami spotykają się we trójkę. Czy to jest dobre posunięcie ze strony żony, czy żona może uzyskać odpowiednią pomoc od niego?
 
 
katalotka72
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-26, 19:59   

może być stronniczy
psycholog nie powinien wchodzić w pozaterapeutyczne związki z pacjentem
ale jej może nie chodzic o efekty tylko o papierek, który pokaze w Sadzie, ze ma depresje, jest znerwicowana, ma objawy osoby, która jest ofiara przemocy itp... itd.....

ale zone zostaw i jej terapie, zajmij się sobą i terapia dla siebie jak jest Ci potrzebna
 
 
Louis
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-26, 21:23   

katalotka72 napisał/a:
może być stronniczy
psycholog nie powinien wchodzić w pozaterapeutyczne związki z pacjentem
ale jej może nie chodzic o efekty tylko o papierek, który pokaze w Sadzie, ze ma depresje, jest znerwicowana, ma objawy osoby, która jest ofiara przemocy itp... itd.....


No właśnie zastanawiałem się nad tym, że to o to może chodzić.

katalotka72 napisał/a:
ale zone zostaw i jej terapie, zajmij się sobą i terapia dla siebie jak jest Ci potrzebna


Zamierzam się udać któregoś dnia na spotkanie Sycharowskiej grupy.
 
 
miodzio63
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-27, 18:15   

katalotka72 napisał/a:
ale jej może nie chodzic o efekty tylko o papierek, który pokaze w Sadzie, ze ma depresje, jest znerwicowana, ma objawy osoby, która jest ofiara przemocy itp... itd.....

Własnie Marius Katalotka napisała bardzo wazne spostrzeżenie...
musisz byc czujny....
Tak sie przykro składa że pośród tych kobiet jakie sa faktycznie ofiarami przemocy,sa i te jakie używają tego asa z rękawa.

Trudno jest Marius udowodnic przemoc psychiczna..ale także trudno jest jej nie udowodnić(zaprzeczyć jej)

Proponuje ci byś sam gdzies poszedł do psychologa-pogadał z nim jak sie mają sprawy,przedstawił co czujesz i jak to widzisz

to ci sie napewno przyda

marius001 napisał/a:
Niestety, żona wychodzi z założenia, że nasza rodzina jest już dysfunkcyjna (brak okazywania uczuć) i że patrząc się na nas nabierze złych cech, w swoi późniejszym życiu.


własnie po tym co napisałeś wiele mnie zastanawia.????
Marius skoro żona ma taką świadomośc,skoro wie co doskwiera waszej rodzinie,skoro wie co naprawiac

Dlaczego tego nie robi???
dlaczego nie zacznie wspólnych terapi??
dlaczego nie scali rodziny-by syn widział jedność??

Wiesz następnym razem proponuje ci na prosta odpowiedz..

Czy zatem rozpad rodziny i ewentualny rozwód to nie jest DYSFUNKCJA.???...

Bo jest Marius dysfunkcją tylko wydaje mi się że żona tak zawęża problem ,aby widziec tylko we własnym pojęciu prawidłowe rozwiązanie.

Typowy krok każdego DDA-rozwiązanie=forma ucieczki

pozdrawiam
 
 
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-27, 20:00   

miodzio63 napisał/a:

Dlaczego tego nie robi???
dlaczego nie zacznie wspólnych terapi??
dlaczego nie scali rodziny-by syn widział jedność??


Dlatego, że już nie ma na to ochoty!
Decyzja tej żony, innych żon, innych mężów to w 90% efekt wielomiesięcznych, a czasem wieloletnich przemyśleń. Ważenia na szali plusów i minusów.
Z tego co pisze autor wątku, jego żona nie należy do tej mniejszości, która zdecydowała
pod wpływem impulsu.
W tej sytuacji....jak słusznie zauważa Filomena, nagabywanie, przekonywanie pewnie tylko zwiększy agresje
 
 
Filomena
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-27, 20:05   

Co wcale nie oznacza, że wynik tych wielomiesięcznych, czy wieloletnich przemyśleń jest dojrzały, słuszny i moralny...
 
 
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-27, 20:12   

Filomena napisał/a:
Co wcale nie oznacza, że wynik tych wielomiesięcznych, czy wieloletnich przemyśleń jest dojrzały, słuszny i moralny...


Ja tego nie napisałem.
...
ps.Obiektywnie może być niemorlany, niesłuszny, niedojrzały, ale wg osoby dokonujacej wyboru jest najlepszy
 
 
moc nadziei
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-27, 20:40   

ale nie jest niewykluczone, że jakieś okoliczności mogą skłonić taką osobę do ponownego przemyślenia raz podjętej decyzji.
i w efekcie do stwierdzenia: "moja ówczesna ocena sytuacji nie była właściwa i nie obejmowała całego spektrum, ergo: mogę zmienić moją decyzję"

sama znam taki przypadek.
 
 
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-27, 22:06   

krawędź nadziei napisał/a:
ale nie jest niewykluczone, że jakieś okoliczności mogą skłonić taką osobę do ponownego przemyślenia raz podjętej decyzji.
i w efekcie do stwierdzenia: "moja ówczesna ocena sytuacji nie była właściwa i nie obejmowała całego spektrum, ergo: mogę zmienić moją decyzję"
sama znam taki przypadek.


Oczywiście, zdarza się.
Znam przypadek, gdy para dwa razy zawierała ślub i dwa razy się rozwiodła....serio;)
Ale znam niestety 1000 innych przypadków....gdy rozwód oznacza koniec małżenstwa
 
 
Filomena
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-27, 22:38   

grzegorz_ napisał/a:
Filomena napisał/a:
Co wcale nie oznacza, że wynik tych wielomiesięcznych, czy wieloletnich przemyśleń jest dojrzały, słuszny i moralny...


Ja tego nie napisałem.
...
ps.Obiektywnie może być niemorlany, niesłuszny, niedojrzały, ale wg osoby dokonujacej wyboru jest najlepszy


Wiem, chodzi o to, że ten odchodzący czasem próbuje przerzucać winę na drugą stronę, albo gada od rzeczy, że to dla dobra wszystkich itp., żeby się lepiej poczuć.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8