Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
nie radze sobie z zyciem
Autor Wiadomość
Aga6025
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-12, 17:51   

"(...)Powiedzmy, ze jakaś bardzo ważna dla was osoba popełniła wielki błąd. …”
Zeniu, dla mnie kluczowym słowem jest “popełniła”, dla mnie problemem jest, że mój mąż cały czas popełnia. On nie przestaje mnie krzywdzić i ranić. Uwierz, że padałam przed nim na kolana i błagałam aby mi wytłumaczył co mam zrobić, jak mam postępować, co robię źle – nidgy żadnej odpowiedzi nie otrzymałam. Jedyne konkretne pretensje skupiały się tylko i wyłącznie na moim braku realizacji obietnicy o współżyciu – wiem brzmi to żałośnie. Zgadzam się, sama zupełnie inaczej wyobrażałam sobie ten aspekt naszego związku. Ale nie przyjmę odpowiedzialności za taki a nie inny stan rzeczy wyłącznie na siebie. Mąż musi traktować żonę jak kobietę aby ona była kobietą – mój mąż tego nie potrafi. Próbowałam mówić, o moich pragnieniach, o najnormalniejszych potrzebach wsparcia, adoracji, nie wiem jak to nazwać. To co usłyszałam w odpowiedzi nie nadaje się nawet do powtórzenia. Czy powinnam nadal zagryzać zęby i wypełniać obowiązki żony wbrew swojej woli aby zadowolić męża? Czy powinnam wyrzec się swoich wszystkich zasad (np. przejść na antykoncepcję, bo naturalna metoda też była ogromnym problemem), aby zadowolić męża? Sama nie umię odpowiedzieć na moje pytania.
Nieznając tak na prawdę mojego męża, nie potrafię spojrzeć na nasze małżeństwo jego oczami. Nie pojmuję jego rozumowania, nie widzę racjonalnego wytłumaczenia dla jego postępowania. Wiem, że ma on ogromny żal do swojej mamy, ale nie wiem tak na prawdę o co. Z moich obserwacji wydaje mi się, że ten żal do matki przenosi na mnie, a nawet na naszą córkę. Jego sposób traktowania kobiet wywodzi się chyba ze sposobu w jaki traktuje swoją matkę. Od zawsze bardzo mnie bolało to w jaki sposób się do niej odnosi, odzywa; dzisiaj przeraża mnie fakt, że robi to samo w stosunku do mnie, i zaczyna też w stosunku do naszej córki.
Gdzieś już chyba wspominałam, że prosiłam abyśmy znaleźli poradę u osoby bezstronnej. Mąż absolutnie nie chce nawet słyszeć o takiej opcji. Zdaję sobie sprawę, że ja nie widzę naszej sytuacji obiektywnie i od jakiegoś czasu myślę o tym aby spróbować znaleźć coś dla samej siebie. Tylko brakuje mi odwagi. Przyszłam tu, na to forum bo wydawało mi się, że będąc względnie anonimową osobą znajdę to czego potrzebuję. Nie jest to łatwe. Co można poradzić na podstawie strzępków informacji? Póki co tych kilka linków które wysłuchałam czy przeczytałam wprowadzają mnie w jeszcze większe zagubienie. Nie mniej dziękuję za odpowiedzi. Chyba czasu mi potrzeba…
 
 
twardy
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-12, 18:31   

Aga6025 napisał/a:
Chyba czasu mi potrzeba…


I sama postawiłaś najlepszą diagnozę ;-) :mrgreen:

Tylko ten czas powinien być wypełniony pracą nad sobą, chociażby przez czytanie polecanych tu książek, kazań, konferencji itp.
 
 
Aga6025
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-12, 18:38   

Czytam. Troszke trudniej z wysluchiwaniem, ale tez sie staram.
Przeliczylam sie sadzac, ze kilka wpisow da mi odpowiedz na moje pytania, ze uspokoi moj strach i wyciszy wyrzuty sumienia - bo to ja juz nie widze sensu naszego zwiazku, bo to ja chce uciekac, bo to ja juz nie chce.
Wrecz przeciwnie, wpadam w przerazenie i choc wiem ze ogrom pracy przede mna to za bardzo nawet nie wiem od czego zaczac.
 
 
twardy
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-12, 19:34   

Sięgnij do linków, które Ci podałem na początku Twojego tematu i leć po kolei :-D
 
 
zenia1780
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-12, 20:41   

Aga, spokojnie. Nic na "hura".
Najważniejszą sprawą jest w tej chwili abyś siebie uspokoiła, uleczyła... Do puki będziesz czuła pokrzywdzenie i żal nic w kwestii małżeństwa nie zrobisz... A więc najpierw Ty...

Jesteśmy na forum katolickim, jak głęboka jest Twoja wiara? Jaka jest Twoja relacja z Bogiem? Jaki obraz Boga nosisz w sercu?
Relacja z Bogiem jest pierwsza i najważniejszą relacją... Jak Bóg na pierwszym miejscu, to wszystko na swoim miejscu...
Mówisz, ze masz obawy przed wyjściem i porozmawianiem z kimś o swojej sytuacji, przed znalezieniem pomocy dla siebie...
Myślałaś może o rozmowie z osobą duchowną?
Wiem doskonale jak trudno jest się przełamać, wiem również jak bardzo oczyszczająca i uwalniająca jest taka rozmowa...

Może na początek przeczytaj sobie "Urzekającą" J i S Eldredge.
Jest to piękna książka o kobiecości, o miłości Boga do Ciebie, o zranieniach jakie każda z nas otrzymała w ciągu życia i tym jak przed Bogiem i razem z Nim można te rany uleczyć.

Tutaj na forum prowadzone są warsztaty 12 kroków ku pełni życia (w oparciu o ewangelię), może warto by było sie na nie zapisać (najbliższe jednak chyba będą dopiero ruszać w przyszłym roku).

Pokładaj priorytety we właściwej kolejności:

Bóg-ja-mąż-dzieci-reszta świata

i zacznij pracę w takiej kolejności...
 
 
Aga6025
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-13, 02:53   

zenia1780 napisał/a:
Jesteśmy na forum katolickim, jak głęboka jest Twoja wiara? Jaka jest Twoja relacja z Bogiem? Jaki obraz Boga nosisz w sercu?


Nie wiem. Jestem osobą wierzącą, ale nie umię rozmawiać z Bogiem. Chodzimy do kościoła, ale czuję się jakbym coś kradła. Pisma Św. nie rozumię, próbowałam czytać fragmenty, ale nie rozumię, nie czuję. Różaniec, Matka Boża – są mi bardzo bliskie. Wierzę w Bogą, wierzę w moc modlitwy. Nawet kilka dni temu przekonałam się o ogromnej mocy modlitwy, ale modlitwy nie w mojej intencji, a w intencji w zasadzie obcej mi osoby. Wiele razy słyszałam, że tylko taki krzyż dostajemy, który jesteśmy w stanie udźwignąć. Wlekę ten mój krzyż, ale próbuję zrozumieć dlaczego nie mogę być szczęśliwa? dlaczego całe życie pod górę? Mówicie ‘oddaj to Panu’, a ja nie mam pojęcia jak, co to znaczy?
Wydaje mi się, że wiele spraw z mojego dzieciństwa ukształtowało mnie. Mój syndrom średniaka nie tylko wyłazi w relacjach w ludźmi ale też w relacjach z Bogiem. Czuję się gorsza, nie kochana albo nie zasługująca na tą miłość, na żadną miłość.

Znalazłam kontakt do polskiego księdza, z którym chyba mógłabym porozmawiać, ale nie mam odwagi zadzwonić. Potrzebuję takiej rozmowy, ale boję się. Nie wiem czego – zoobowiązania, rozpoznania, głośnego wypowiedzenia swojego bólu, a może tego co mogłabym usłyszeć. Nie wiem, poprostu jestem wstętnym tchórzem.
A priorytety – jak je przestawić. U mnie jest Bóg, dzieci i w zasadzie to by było na tyle. O sobie już staram się nie myśleć. Każda próba zrobienia czegoś dla siebie jest kwitowana “moim egoizmem” przez męża . Jak mam walczyć o siebie? Ile można się kłócić, ile można udowadniać, że to nie egoizm, że to norma?
 
 
jasmina44
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-13, 09:51   

koniecznie przeczytaj Urzekająca.. cudowna ksiązka, mi osobiście wiele dała..
jak dla Ciebie normą będa pewne rzeczy to sie nie będzies zmusiała o nie kłócić.. po prtu jasno wyznaczysz swoje granice.. ludzie nas traktują po częsci tak jak sami na to pozwalamy...
chyba mogłabyś popracowac nad poczuciem własnej wartości, nad pokochaniem siebie samej... jak nie kochasz siebie samej to ciężko jest dobrze kochac innych ludzi...
jak oddac Bogu..? ja zrobiłam to tak - przestałam analizowac rozmyślac tworzyc scenariusze co będzie.. uznałam i zaakceptowałam ze mam wpływ tylko na siebie a nie na drugiego człowieka i jeżeli Bóg czegoś od emnei oczekuje czegoś pragnie to neich on pokieruje rzeczywistością tak bym to otrzymała.. przestałam myślec co zrobić zeby on....
mysle co zrobić by kochac siebie wiecej, kochac lepiej siebie i Boga, nauczyć sie siebie docenić uwierzyc tak mocno jak on we mnie wierzy...
mysle o tym jaki piękny zahcód słońca wczoraj podarował mi Bóg, bo tak mnie kocha ze chciał wywołac usmiech na mojej twarzy...
o tym ze kazdy dzien jest zagadką i prezentem.. i nie wybiegam za duzo w przód... staram sie zyc tu i teraz...
terapia bardzo pomaga by poukładac sobie wsyztsko w głowie, zrozumiec siebie innych ludzi, ale przede wystzskim siebie.
i odwagi tez sie ucze, śmiałosci w postępowaniu i w marzeniach:)\
moj proorytet na teraz to rozwój.. chce wzrasatac, rozwijac sie byc coraz lepsyzm i piekniejszym człowiekiem:)
 
 
moc nadziei
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-13, 09:53   

Wydaje mi się, że potrzebujesz przeczytać pilnie książkę "Urzekająca".
Jest w sieci w pdf, jeśli chcesz, podeślę Ci linka.
 
 
Aga6025
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-13, 13:05   

jasmina44 napisał/a:
chyba mogłabyś popracowac nad poczuciem własnej wartości, nad pokochaniem siebie samej... jak nie kochasz siebie samej to ciężko jest dobrze kochac innych ludzi...

Zdaje sobie sprawe z tego od dawna, ale znowu to moje beznadziejne "jak to zrobic?". Kiedys przeczytalam takie haslo - jesli wszyscy w kolo mowia Ci jaki jestes beznadziejny to w koncu i sam w to zaczynasz wierzyc. Dolalo mi to tylko oliwy do ognia w przekonaniu o mojej "nic-nie-wartosci".

krawędź nadziei napisał/a:
Wydaje mi się, że potrzebujesz przeczytać pilnie książkę "Urzekająca".
Jest w sieci w pdf, jeśli chcesz, podeślę Ci linka

Bardzo bym Ci byla wdzieczna za link. Tutaj troszke trudno jest znalezc polskie ksiazki tego typy, a po angielsku moze bym zrozumiala ale chyba za duzo do mnie nie dotrze.
 
 
moc nadziei
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-13, 13:24   

Poszło pw :)
 
 
Aga6025
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-13, 13:49   

Doszlo, dziekuje jeszcze raz :)
 
 
zenia1780
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-13, 14:56   

Aga6025 napisał/a:
Czuję się gorsza, nie kochana albo nie zasługująca na tą miłość, na żadną miłość.


Dlatego właśnie "Urzekająca". Każda z nas borykała lub boryka sie z takimi uczuciami...

Aga6025 napisał/a:

Znalazłam kontakt do polskiego księdza, z którym chyba mógłabym porozmawiać, ale nie mam odwagi zadzwonić. Potrzebuję takiej rozmowy, ale boję się. Nie wiem czego – zoobowiązania, rozpoznania, głośnego wypowiedzenia swojego bólu, a może tego co mogłabym usłyszeć. Nie wiem, poprostu jestem wstętnym tchórzem.


A sądzisz, że ja się nie bałam? Ciesze sie jednak, ze nie zrezygnowałam i nie uciekłam przed tą rozmowa (to zawsze najlepiej mi wychodziło). Otwarcie sie przed drugim człowiekiem, opowiedzenie o najintymniejszych sprawach, tak twarzą w twarz, jest bardzo trudne... Nie masz pojęcia jednak jak oczyszczająca i uwalniająca jest taka rozmowa...
Już wypowiedzenie i usłyszenie własnych słów pomaga spojrzeć nam na nas samych inaczej(podobno kobiety tak maja), a obiektywna opinia drugiej osoby moze pomóc w zwróceniu uwagi na pewne rzeczy, których sami nie dostrzegamy, a które moga byc kluczowe w całej sprawie.
Ja, mimo że nie jedna taka rozmowę już przeprowadziłam (z księdzem, który jest moim spowiednikiem i kierownikiem duchowym, który już zna mnie "trochę") nadal ten lek odczuwam ( :evil: ), jednak nie powstrzymuje mnie on już... To też jest element pracy nad sobą, nad własnymi słabościami i lekami...

Aga6025 napisał/a:
Chodzimy do kościoła, ale czuję się jakbym coś kradła. Pisma Św. nie rozumię, próbowałam czytać fragmenty, ale nie rozumię, nie czuję.


Ksiądz Pawlukiewicz powiedział kiedyś, ze Bóg to nie perfumy, żeby go czuć ;-) ...

Znam te rozterki (ja w ogóle nie byłam wychowywana w wierze). Też mam problemy ze zrozumieniem Pisma Św. dlatego lubię słuchać kazań ks Piotra i nie tylko jego... Wiele mi to daje i wiele wyjaśnia...
Ja w którymś momencie zrozumiałam, ze traktuje biblie jako moje zadanie do wykonania. Nie widziałam, ze w tych wszystkich historiach i przypowieściach Bóg pokazuje jak bardzo mnie kocha, jak o mnie zabiega, jak mnie szuka, ale sadziłam, ze pokazuje mi jak ja mam się zachowywać względem Niego i bliźnich, aby spełnić Jego "oczekiwania". A Bóg tak naprawdę chce (tak myślę) abym w swojej wolnej woli, którą od Niego otrzymała, wybrała Jego, Jego miłość do mnie i abym tym samym się mu odwzajemniła... I kiedy dostrzegłam, tę miłość Boga do mnie, to Jego przykazania i "zalecenia" (względem mnie i bliźnich) stały się łatwiejsze, a przede wszystkim możliwe do wykonania przeze mnie. Usłyszałam kiedyś, ze przyszliśmy na świat po to, aby nauczyć się kochać i wszystko, co nas spotyka jest właśnie lekcją i nauką naszej miłości... I z miłości, podobno, będziemy sadzeni...

Aga6025 napisał/a:
ale próbuję zrozumieć dlaczego nie mogę być szczęśliwa?


(...) szczęście jest rezultatem-wynikiem pewnych pozytywnych zdarzeń. Zwykle jest wynikiem tego, ze wykonaliśmy pewna pracę nad własnym charakterem, która pozwala nam być zadowolonymi i pogodnymi, niezależnie od okoliczności w jakich się znajdujemy. Szczecie jest rezultatem mozolnej pracy w dziedzinie relacji międzyludzkich, kariery zawodowej, duchowego rozwoju oraz całego mnóstwa innych spraw(...)

"Granice w relacjach małżeńskich"
(warto przeczytać )

Szczęście nie jest czymś co otrzymujemy z zewnątrz, co ktoś nam może dać (takie szczęście jest ulotne), szczęście jest czymś, co sami musimy w sobie wypracować...
 
 
zenia1780
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-13, 18:10   

Mam coś jeszcze dla Ciebie. Pisałam ci o warsztatach 12 kroków, to są jego "obietnice"

Mirakulum napisał/a:
W 12 krokach zapisano 12 Obietnic, które mówią o tym, czego należy się spodziewać wykonując sumiennie 9 pierwszych kroków.

”Jeśli starannie wykonamy wszystko, co jest niezbędne na tym etapie naszego rozwoju nim przebrniemy połowę tej drogi spotka nasz zaskoczenie”:

A oto obietnice:

1. Poznamy taka wolność i szczęście, jakich dotąd nie zaznaliśmy

2. Nie będziemy żałować przeszłości, ani się od niej odcinać

3. Zrozumiemy, czym jest pogoda ducha

4. Dowiemy się, czym jest pokój

5. Niezależnie jak niskie dno osiągnelismy,zobaczymy,że nasz doświadczenia
mogą przynieść innym korzyść

6. Zniknie poczucie ze jesteśmy niepotrzebni i przestaniemy się nad sobą użalać

7. Przestaniemy żyć samolubnie zaczniemy się troszczyć o naszych kolegów

8. Zniknie nasz egoizm

9. Zmieni się nasze nastawienie i poglądy na życie

10.Przestaniemy obawiać się ludzi i niepewności ekonomicznej

11.Będziemy podświadomie wiedzieć,jak postępować w sytuacjach, które
zazwyczaj wprawiały nas w zakłopotanie

12.Uświadomimy sobie, że Bóg robi dla nas to, czego sami dla siebie nie
bylibyśmy w stanie uczynić


Obietnice mówią mi ze zmienię się w 4 sferach życia: myśli, uczuć, przeszłości, działania i kontaktów międzyludzkich.


Program to jest zmiana mojego życia emocjonalnego z akceptacją siebie i innych nazywane jest to w programie 12 Kroków „miłością”


Pogody Ducha


Napiszę za Mirką

POGODY DUCHA
 
 
Aga6025
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-13, 20:25   

Wspaniale sa te obietnice. I na pewno bede pamietala o 12 krokach, mysle ze za jakis czas chcialabym to przejsc. Na razie jednak musze troszeczke sobie poprzestawiac moje szufladki, poukladac, i zrozumiec czy moze poprostu nauczyc sie akceptowac brak zrozumienia niektorych spraw.
Bardzo Ci dziekuje Zeniu. Za Twoja 'prace' ale tez i za to ze jestes. :)
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9