Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Mąż z podejrzeniem zespołu Aspergera, ja kocham psy...
Autor Wiadomość
Smuga
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-01, 19:32   Mąż z podejrzeniem zespołu Aspergera, ja kocham psy...

Temat to skrót myślowy, ale dobrze oddający sedno sprawy.
Witam wszystkich forumowiczów. Jestem nieregularną obserwatorką forum od kilku lat, jednorazową uczestniczką spotkania sycharowskiego, młodą żoną (stażem, wiekiem nie bardzo). Jeden krok od próby uzyskania stwierdzenia nieważności sakramentu małżeństwa.
Potrzebuję wsparcia i porady, może zobaczenia pewnych spraw z innej perspektywy, jakiegoś pomysłu - dlatego piszę. Będzie pewnie długo, ale inaczej się nie da.
Ślub z Janem wzięliśmy po 3-miesięcznej znajomości. Poznaliśmy się w maju, w sierpniu się pobraliśmy. Dlaczego tak szybko? Z mojej strony dlatego, że byłam przekonana, przynajmniej przez dwa pierwsze miesiące znajomości, że taki jest Boży plan na moje życie.
Pewnośc ta była konsekwencją logiki wydarzeń, jakie miały miejsce szereg lat przed naszym poznaniem. W skrócie - wyjazd za granicę na 6lat, w międzyczasie wizyta u Sióstr w Rybnie i tam Słowo, przekazane przez jedną z Sióstr, że mam wrócic do Polski, "bo tu (cytuję), Pan Jezus przygotował plan dla Ciebie"; zaufanie, że tak własnie mam zrobic, a więc i powrót (wbrew wszelkim zdroworozsądkowym przesłankom: brak pracy, brak mieszkania, brak czegokolwiek), a potem całkowicie cudowne znalezienie pracy z mieszkaniem, po roku zamknięcie firmy, cały czas modliłam się o męża i o to, by mój synek mógł ze mną byc. Sprawę w sądzie (to osobny wątek) dotyczącą opieki nad synem wygrałam, straciłam pracę z mieszkaniem i poznałam Jaśka w odstępie kilku dni. Wszystko wydarzyło się bardzo szybko.
Ponieważ moje młodzieńcze emocjonalne ekscytacje zawsze kończyły się nieciekawie, postanowiłam postawic na wolę Bożą, o której rozeznanie również usilnie się modliłam. Zaręczyliśmy się piorunująco szybko, nie mieliśmy czasu tak naprawdę dobrze sie poznac. Ale co tam poznanie dla osoby, która już zaufała Panu Bogu na maxa i kiedy Jasiek stanał na mojej drodze, objawił mi się jako mój wymodlony mąż :) Tym bardziej, że było to w momencie, kiedy był tak naprawdę jedyną opcją na pozostanie w Polsce, a przecież Siostry z Rybna mówiły...
Miesiąc przed ślubem moja pewnośc wyboru i prędkich działań zapadła się nieco w sobie i poleciałam do księdza z rodzinnej parafii z prośbą o wspólne odprawienie nowenny do Ducha Św o światło w sprawie tego ślubu. Brac czy poczekac. Ksiądz chętnie się zgodził i tak 9 dni my w domach i on u siebie odmawialiśmy nowennę. Spotkaliśmy się po tych 9 dniach, ja z coraz większymi rozterkami w głowie i sercu, ksiądz ze słowami: masz tyle czasu ile potrzebujesz. Jasiek w tym wszystkim miał mi za złe, że wszystko przygotowane, a ja strzelam focha i chcę się naradzac z Duchem Sw. Nie dostałam światła na tyle jasnego, by wiedziec na pewno. Inaczej - nie dojrzałam go. Teraz dostrzegam, ale to już trochę późno....
Ślub wzięliśmy.
Przepraszam, napiszę później resztę, na 20 mamy Mszę u nas w kościele.
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-01, 20:24   

Smuga

Czekamy na resztę.
Jednocześnie przypominam, żebyś pisząc nie podawała szczegółów, które pozwoliłyby Cie zidentyfikować.
 
 
Smuga
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-01, 23:36   

Dobrze.
Stworzyliśmy więc rodzinę: mój mąż, ja i mój świeżo odzyskany syn (który miał dołączyc do mnie wkrótce po wyjeżdzie za granicę, lata temu, ale sprzeciwili się temu dziadkowie, u których przebywał, ze strony jego taty. Dlatego skończyło się w sądzie).
Od początku było ciężko. Sytuacja była nowa dla nas wszystkich. Mąż, który długo był kawalerem; syn, który wsiąkł już w inne środowisko, nawiązał znajomości, nieplanowana rozłąka ze mną miała też wpływ na nasze więzi i relacje, do tego wkraczał już w wiek dojrzewania, i ja - z całą serią emocjonalnych zranień z przeszłości, z kategorii tych najcięższych.
Kiedy sięgam pamięcią to najwyraźniej widzę dwie kwestie: zupełny brak zainteresowania synem z męża strony, stosunek na tyle obojętny, że potrafił nie powiedziec do niego słowa przez kilka dni; i doświadczenie ogromnej samotności spowodowanej brakiem ... interakcji, co zawiera w sobie cały szereg rzeczy: brak rozmowy, brak jakiegokolwiek czułego gestu, inicjatywy kontaktu, i werbalnego, i nawet wzrokowego, nie wspominając o dotyku.
To od początku mocno mnie frustrowało. Byłam gotowa do rozmów, do tłumaczenia swoich potrzeb emocjonalnych (choc każda kobieta musi się uczyc tego tłumaczenia, bo z natury ich po prostu oczekuje, a miec po tłumaczeniu to już nie to samo ;) ) , jednak napotykałam mur nie do przejścia. Jakiekolwiek uwagi Jasiek traktował jako atak na siebie, i nawet w błahych sprawach bronił jak lew swoich zachowań, uważając je za całkowicie normalne, a mnie za zrzędę i czepialską.
Wtedy zaczęłam zauważac rzeczy (słowa, zachowania, ale szczególnie tok rozumowania) u Jaśka, które, ciężko to określic, nie mieściły się w normach, i społecznych, i takich zwykłych, nad jakimi nigdy się nie zastanawiamy, ale je po prostu przyjmujemy, bo obserwujemy u innych. I szybko wyłapujemy kiedy ktoś od nich odbiega.
Podam przykład: Do Jaśka dzwoni telefon. Ja jestem obok. Jasiek odbiera i mówi: Słucham? Po chwili mówi do słuchawki: przepraszam na chwilę, zaraz oddzwonię. I sie rozłącza, odwraca do mnie i pyta: "Co to znaczy, jak ktos mówi, że z tej strony Tomasz? To z drugiej kto to jest?"
Powiedziałam mu, że to takie zwyczajowe powiedzenie, że ktos się przedstawił. Jasiek uspokojony oddzwonił do tego Tomasza i rozmowa toczyła się w miarę normalnie. Tylko w miarę, bo mój mąż nie potrafi rozmawiac przez telefon, zaczyna się wtedy jąkac, drapiac bez przerwy po głowie, i generalnie wygląda na mocno spanikowanego. Niezależnie, czy zna tę osobę osobiście czy nie.
Inny przykład, przepraszam jeśli niesmaczny, ale prawdziwy: Jesteśmy w kuchni, 3 osoby - teśc, Jasiek i ja. Siedzimy na blatach kuchennych wszyscy i rozmawiamy. Nagle, w trakcie rozmowy, Jasiek podnosi się na rękach, puszcza głośnego bąka, siada spowrotem, nie przerywając rozmowy, nie zauważając mojego zażenowania. Nie ma słowa przepraszam, nic. On tego nie zarejestrował. Przykłady mogę mnożyc. Piszę o tym tylko dlatego, że nie chciałabym byc posądzona o wmawianie mężowi, czy też sobie samej, że dzieje sie coś dziwnego.
Bo dla mnie to było dziwne. Nie na tyle jednak, żeby poszukiwac na to jakiejś jednostki chorobowej. Ot, ekscentryk, może niewychowany. W te dziwne zachowania wpisuje sie także brak umiejętności ściszania głosu w miarę zbliżania się rozmówcy - czy stoi sie 1 metr czy 5 od niego, Jasiek nieodmiennie prawie krzyczy, co po kilku miesiącach jest po prostu nie do zniesienia.
Gdyby jednak to były tylko jakies zachowania typu niegrzeczne, to byłoby naprawdę całkiem znośnie.
Najgorsze jest to, że Jasiek potrafi ranic. Słowami. Do krwi. I często to robi.
Zgoda, że trafiło na przewrażliwieńca, jednak na takie rany nawet nosorożec nie byłby gotowy.
Ale może zanim przejdę do tematu ranienia i obwiniania dokładnie za wszystko, co się dzieje, napiszę skąd ten Asperger.
Od jakiegoś czasu nasi wspólni (wcześniej moi) znajomi zaczęli zadawac mi pytania: czy Jasiek przeszedł porażenie mózgowe, czy miał jakiś ciężki wypadek, czy ja widzę, jak on dziwnie patrzy (a raczej nie patrzy, a nawet odwraca się od rozmówcy w czasie rozmowy) i dziwnie się porusza. Jedna ze znajomych nie owijała w bawełnę, studiowała pedagogikę oligofreniczną i spytała wprost, czy mój mąż ma spektrum autyzmu zwane zespołem Aspergera. Dla mnie było to całkowite novum, zaczęłam szperac w internecie, wchodzic na fora, szukac. Trafiłam na stronę, gdzie w kilkudziesięciu punktach opisane były objawy tego zespołu. I zdębiałam. Jasiek wyczerpywał prawie wszystkie.
Bardzo dyplomatycznie spróbowałam podpytac, czy słyszał o tym zaburzeniu, co sądzi o możliwości, że właśnie jego to dotknęło. Zwyczajowo natknęłam się na zaprzeczenie, negację, wyparcie i przerzucenie na mnie podejrzenia o jakąś chorobę. Nie było, nadal nie ma, możliwości żadnej dyskusji na ten temat.
Znalazłam jedyny w Trójmieście ośrodek diagnostyczny, przeprowadziłam ponad dwugodzinną rozmowę telefoniczną z dwiema paniami psycholog, które zajmują się Aspergerem i uzyskałam informację, że na ile jest możliwe diagnozowanie telefoniczne takich rzeczy, to podejrzenie jest słuszne. Mąż odmówił wizyty tam i poddania się badaniom. Powodem jest to, ze to go upokarza i jest całkowita bzdurą.
Sama widzę, że unikam sedna jak mogę, ale dłużej się nie da.
Mój mąż nigdy w życiu nie powiedział do mnie po imieniu, nigdy go nie użył. Nigdy mnie nie przytulił, nie podszedł do mnie i nie dotknął sam z siebie. Mój mąż mówi wprost, przy moim synu, że gdyby był inny, to może by go polubił, ale że jest jaki jest (ku mojemu smutkowi woli żarówiaste kolory i żel na włosach, zamiast znoszonych traperów i poezji śpiewanej, ale ta młodzież teraz taka własnie jest), to najlepiej, żeby wyjechał skąd przyjechał, bo nie ma spokoju przez niego. I że nie ma mowy, żeby go pokochał, bo gdzies usłyszał, że faceci nie kochają tak po prostu, tylko za coś, a syna nie ma za co kochac bo jest beznadziejny. Jasiek mówi wprost, co mysli, ponieważ jest pozbawiony empatii. Na tym polega właśnie to zaburzenie. I to sie nigdy nie zmieni.
Nie musze chyba mówic, co czuję, kiedy mój syn musi tego słuchac. Co się we mnie budzi, a co umiera. To boli niewyobrażalnie.
Samotnośc rosła, a ja zaczęłam obrastac w zwierzęta. Niedawno dopiero zrozumiałam, że one były/są substytutem uczuc, których nigdy nie miałam od męża. Przygarnęłam kilka bezdomnych psów i kotów, pokochałam je, a one mnie i kiedy mnie witały po powrocie do domu, cieszyły się, tuliły - czułam się szczęśliwsza. Jasiek prawie codziennie mi je wypomina, mówi wprost, że ich nie cierpi, w kłótniach grozi, że koty wywiezie do lasu. Nawet jeśli nigdy by tego nie zrobił, te słowa mnie bolą, bo to pokazuje, że nie jest dal niego ważne to, co ważne dla mnie. tak po prostu.
Kiedy kot złamał łapkę, Jasiek powiedział (zupełnie poważnie), że lepiej go uśpic bo szkoda czasu na weterynarza. Widok moich łez rozsierdza go i zaczyna psychicznie znęcac się nade mną w sposób, jaki trudno opowiedziec. Mówi słowa, jakich nie chcę powtarzac.
Ja zaczęłąm na to wszystko reagowac agresją. Zaczęło sie od tłuczenia kubków i talerzy. Była akcja (przykrośc) i moja reakcja (latające naczynia). Było jeszcze gorzej, Jasiek NIE ROZUMIAŁ co ja robię,i dlaczego, bo nigdy nie potrafił zrozumiec, że rani mnie to, co mówi.
Dla niego byłąm wariatką, bo "ludzie przeciez mają jakieś hamulce" Im bardziej tłukłam, tym bardziej logicznie tłumaczył mi, że z nim wszystko ok, tylko ja jestem niezrównoważona psychicznie.
Te wszystkie sytuacje sie kumulowały, natężenie przykrych słów sięgnęło zenitu, kiedy obwinił mnie za śmierc mojej mamy, która zmarła na nowotwór kiedy miałam 18 lat. Chciał, żeby mnie zabolało, wiedział, że zaboli, zawsze celnie wymierza ciosy, używa całej inteligencji, żeby wyciągnąc wszystko, o czym wie, że może mnie dotknąc i nie przebiera w słowach. Wtedy było za wiele, uderzyłam go, rzuciłam sie z bezsilności z łapami i tłukłam na oślep. Przestał mówic. Osłupiał. Zadziałało. Odtąd, kiedy tylko mnie zranił, ręce same mi leciały w jego kierunku. Czy się wstydzę? Nie, jestem wściekła kiedy to piszę, bo nie pamiętam razów, ale ból jego słów wciąż we mnie jest. Taka prawda.
Problem został przez niego zdiagnozowany. To ja mam problem. Jestem przemocowcem, jestem nienormalna, mam się leczyc. Byłam tak zszokowana i przerażona tym, co się ze mną dzieje, że też chciałam. Nie uwierzyłam, że w głowie mi sie poprzestawiało tylko dlatego, że miałam kontekst całego swojego życia bez żadnych tendencji do jakiejkolwiek przemocy. Jednak nie chciałam przeciez tak reagowac, dlatego poszłam do psychologa. Tam dowiedziałam się, że ja jestem ofiarą przemocy psychicznej, a przez to on fizycznej. Terapii nie było.
I tak to trwało przez dwa lata. Oprócz tego, że opadłam z sił i przestałam używac przemocy, po prostu teraz juz tak nie bolą okrutne słowa. Zniszczyliśmy wszystko, co było do zniszczenia. Ja mam, na pewno subiektywne, ale moje i głęboko odczuwane poczucie zniszczonego życia; zniszczonego życia mojego syna, który nie chce byc z nami - wcale mu się nie dziwię, chce wrócic do dziadków, posunął się nawet do tego, że w szkole powiedział pani psycholog o naszych kłótniach, a ta powiadomiła sąd rodzinny, niedawno był u nas kurator i po rozmowie z synem uznał, że skoro on nie chce tu byc to będzie wnosił o ingerencję w prawa rodzicielskie. To mnie załamało. Winię siebie, że nie dałam rady z tym wszystkim, że dawałam ponieśc sie emocjom, a z drugiej strony obwiniam męża, o to, ze do tego doprowadził. Rozumiem to zaburzenie, ale nie umiem się z nim pogodzic. Tak życ ja nie potrafie. Życie z osobą ze spektrum autyzmu, to największa samotnośc, jakiej można doświadczyc, bo w małżeństwie. Ma się dokładne zaprzeczenie tego, czym małżeństwo powinno byc. Nie jesteśmy w stanie nic zbudowac. To się oczywiście wiąże także z zamknięciem na macierzyństwo, nie wyobrażam sobie tak unieszczęśliwic małego człowieka. Jestem zdewastowana psychicznie. Całkowicie odsunęłam się od Pana Boga, zostały tylko te Msze coniedzielne. I nie wiem, czy to faktycznie był plan Góry na moje, nasze życie i moja słabośc niewypełnienia go. czy wręcz przeciwnie, zbyt szybka decyzja, złe rozeznanie. Nigdy nie myslałam, że będę chciała unieważnic sakrament, ale nie widzę innego wyjścia. Bo jestem za słaba nawet, żeby się modlic. Budzę się w środku nocy i zaczynam płakac, choc nie chcę i nie mogę przestac kilka godzin. Czuję coraz to nowe fale smutku, bólu i żalu, że to wszystko tak się potoczyło. Potrzebuję pomocy, dlatego napisałam.
 
 
Smuga
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-01, 23:50   

Chciałam jeszcze dodac, że tych zwierzaków nie przygarnęłam wbrew woli męża. O każdym doskonale wiedział i wyrażał akceptację. Kiedy uznał, że więcej żadnego nie przyjmiemy to faktycznie tak się stało.
 
 
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-02, 09:48   

Smuga napisał/a:
Mój mąż nigdy w życiu nie powiedział do mnie po imieniu, nigdy go nie użył. Nigdy mnie nie przytulił, nie podszedł do mnie i nie dotknął sam z siebie.


Smugo, zastanawia mnie co w takim razie było podstawą do podjęcia decyzji o ślubie skoro mąż, reagował od zawsze na Ciebie tak jak w powyższym cytacie.
Bo jeśli oparłaś się tylko na sugestiach siostry z Rybna a pojawienie się Jana w Twoim życiu odczytałaś jednoznacznie i skojarzyłaś z tym co ona sugerowała, mało tego wprowadziłaś to w życie, to z całą pewnością masz jakiś poważny problem i sama także potrzebujesz poukładać co nieco w sobie pod okiem specjalisty.

Jesteś matką nastoletniego syna, zatem masz za sobą juz poważny związek z ojcem dziecka i mając za sobą takie doświadczenie podjęłaś decyzję o ślubie w 3 miesiące. Z logicznego punktu widzenia taka decyzja nosiła w sobie szereg niewiadomych, była ryzykowna już na starcie, co faktycznie zamanifestowało się w Twoim życiu i niestety poprzez Twoją niefrasobliwość, także w życiu Twojego syna.

Smuga napisał/a:
Jasiek mówi wprost, co mysli, ponieważ jest pozbawiony empatii.
Na tym polega właśnie to zaburzenie. I to sie nigdy nie zmieni.

Nie wiem na ile ludzie z Aspergerem poddają się zmianom w czasie terapii, ale skoro on nie chce się jej nawet podjąć , nie wiesz nawet czy faktycznie jest to Asperger.
Brak empatii jest cechą wspólną różnych zaburzeń.
Naistotniejsze jest by skupić się na tym jak ten brak empatii oddziałowuje na życie Twoje i Twojego dziecka.
Może najpierw należałoby rozważyć seperację byś mogła wraz z synem dojść do siebie, uleczyć swoje zranienia, nabrać dystansu a co najważnijesze by Twój syn dostrzegł w Tobie matkę, która robi jakiś konkretny krok by jego chronić.
Taki krok poza ewidentnymi profitami dla Ciebie i syna mógłby stanowić dla męża poważny sygnał, że zmiany są konieczne a trwanie w takim układzie jak do tej pory stało się przez Ciebie i syna niemożliwe do zaakceptowania.
Nie wiem na ile jesteś gotowa na zmiany ale z całą pewnością "stanie w miejscu" niczego nie zmieni.
 
 
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-02, 10:42   

Smuga

Dużo tych problemów w Twoim życiu. Twoje złości, postawa męża, ucieczka syna (od tej sytuacji).
Coś mi się wydaje, że Ty robiłaś wszystko, żeby uzasadnić sobie związek z mężem. Ślub w trzy miesiące? Mi się wydawało, że ja za szybko wziąłem ślub, bo po roku czasu, ale trzy miesiące? Czyżbyś była tak spragniona bliskości drugiej osoby, żeby podejmować taką decyzję? Tym bardziej, że mąż zachowywał się dziwnie. Tylko Ty tego nie widziałaś, lub nie chciałaś widzieć.
Postaraj się zająć swoim życiem, bo małżeństwo Ci się niedługo rozpadnie a wcześniej stracisz syna.
Więcej spokoju i odpowiedzialności.
 
 
Stokrotka10101
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-02, 12:07   

należy bardzo poważnie rozważyć czy małżeństwo jest w ogóle ważne bo zostało zawarte przez osoby z których
1 jedna ma najprawdopodobniej ciężkie zaburzenie psychiczne , które uniemożliwia normalne relacje międzyludzkie, czyli jednym słowem jest niezdolne do małżeństwa
2. druga weszła w związek sugerując się ogólna radą siostry zakonnej ze Bóg przygotował dla niej plan. i uznała ze jest to ten właśnie plan.

Niech to rozpatrzy sąd biskupi i wyda werdykt.

Z drugiej strony przestroga dla takich osob jakta siostra, które mówią w imieniu Boga - niechcący możemy skrzywdzić człowieka
Gdyby Smuga tego nie usłyszała może by do takich komplikacji życiowych nie doszło.
 
 
Smuga
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-02, 13:32   

Kenya - decyzja o ślubie nie była podyktowana tylko i wyłącznie słowami Siostry z Rybna. Opisałam sytuację skrótowo, ale tych "za" było wiele więcej. Faktycznie Jasiek nie był ekstrawertyczny, nie inicjował przytulania czy brania za rękę, jednak nie reagował na moje pierwsze kroki w sposób zaskakujący, odsuwaniem się czy tężeniem, jak to robią autystycy. Robił na mnie wrażenie osoby zamkniętej w sobie, nieśmiałej. Tłumaczyłam sobie to tak, że on po prostu taki jest, taką ma naturę. Osoby z zespołęm Aspergera często są w ogóle nie diagnozowane, bo w relacjach z innymi są postrzegane właśnie jako ekscentrycy i oryginały, zbyt zapobiegliwi, lekko neurotyczni, ubrani czasem dziwacznie, bo nie potrafią kolorystycznie i stylistycznie dobrac ubrań, wypalający prosto z mostu, co myślą; nie poddający się normom społecznym, bo ich nieznający i niezauważający. Przy tym im większą mają inteligencję, tym lepiej się maskują, wyciągając wnioski z przeszłych sytuacji, zapamiętują czego nie mówic i nie robic żeby nie budzic zdziwienia lub rozbawienia.
Dlatego ciężko było mi uchwycic ten moment, kiedy to już nie była niezdarnośc czy ekscentryzm, a rzeczy wskazujące na zaburzenie. Równiez brak poczucia humoru, który takie osoby cechuje, nie musiał byc u Jaśka od razu objawem zespołu. Jednak wszystko razem do kupy dało się zebrac później, 3 miesiące to zdecydowanie za krótki okres...
Połączyły nas podobne poglądy, może to dziwnie zabrzmi, ale polityczne i zamiłowanie do gór. Wiele godzin razem przegadaliśmy, podobnie chcieliśmy by wiara była ważna w naszym życiu. Trudno o tym pisac, ale na pewno nie było to tak proste, jak w skrócie opisałam.
Na pewno wpływ na taką szybką decyzję miało to, co wydarzyło się w ostatnim roku mojego pobytu za granicą. Mniej więcej rok przed poznaniem Jaśka. Byłam zaręczona z kimś, z kim byłam parę lat, cudzoziemcem. Miesiąc przed planowaną datą, kiedy w urzędzie był już oznaczony termin i zaklepany dzień w kościele, mój narzeczony zerwał zaręczyny. Powodem była jego mama, która nie zgadzała się na ten ślub, była mu przeciwna od początku, aż w końcu zastosowała szantaż emocjonalny. To długa historia i całkiem osobny temat, ale po tej sytuacji moje nastawienie do "wielkiej miłości", jaką z pewnością był Paul, zmieniło się diametralnie. Kochałam go bardzo.
Teraz dopiero, pisząc to wszystko, widzę, jaki wielki bałagan mam w życiu.
Jestem gotowa na zmiany, natomiast nie mam fizycznej możliwości separacji. Mieszkam u męża, w jego mieszkaniu. Pracuję w szkole za minimalną płacę, nie stac mnie więc na wynajęcie nawet kawalerki, opłacenie jej i utrzymanie syna. Są równiez zwierzęta, z jakiegokolwiek powodu wzięte, to jednak są i nie wyobrażam oddania ich do schroniska.
Gdzie mogłabym zwrócic się o pomoc psychologiczną, z kim mogłabym tu, w Trójmieście porozmawiac o małżeństwie, o tym co się dzieje?
Niestety, nie mogę płącic 120zł za sesję z psychologiem, na to nie mam pieniędzy. Próbowałam w Stowarzyszeniu Psychologów Chrześcijańskich, ale tyle to tam właśnie kosztuje.
 
 
Smuga
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-02, 13:44   

Jacek - staram się właśnie zając swoim życiem, tzn napisanie tutaj to pierwszy krok, żeby coś z tym zrobic. Ponieważ o tym, co się dzieje w naszym małżeństwie z nikim nie rozmawiam, czuję, że przytłacza mnie to bardzo.
 
 
Stokrotka10101
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-02, 17:26   

Smuga wiesz już pewnie jak trudna jest terapia osób z z Aspergera. Mogą się one wyuczyć pewnych zachowań ale nie nauczą się empatii czy właściwych relacji. Tym bardziej ze maz jest juz dorosly i dodatkowo nie widzi zadnej potrzeby terapii.. Będzie najprawdopodobniej tak samo jak do tej pory lub gorzej. Jak piszesz nie wiedziałaś nic o chorobie- a jest to ciężka choroba. Powinien Ci o niej powiedzieć , jak nie on to jego rodzice.
W sytuacji w której jesteś lepiej byś się wyprowadziła. Możesz poszukać dla zwierząt nowego domu. Dla siebie i syna znaleźć jakieś inne rozwiązanie. Już w tej chwili możesz mieć problem jeśli sąd czy sam syn podejmie decyzję o wyprowadzce . Sama też będziesz coraz bardziej znana.
 
 
Stokrotka10101
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-02, 17:39   

Nie znana tylko znekana i udreczona. Są w internecie stowarzyszenia osób i rodzin z z Aspergera. Idź do terapeutów i ośrodków . Poznaj prawdę o tej chorobie. I to czego możesz oczekiwać w przyszlosci
 
 
Ania65
[Usunięty]

Wysłany: 2015-11-03, 14:15   

Smuga bardzo ci współczuję cierpienia, którego doświadczasz. Twoje życie z tego co opisujesz rzeczywiście jest pełne trudnych doświadczeń i bólu. Przytulam cię i powierzam w modlitwie. Niestety z tego co piszesz widać, że bardzo prawdopodobne jest to iż twój mąż ma Aspergera. Niestety i twoje zachowania wskazują na problemy ze sobą. Zachęcam cię byś skorzystała w pierwszej kolejności z wizyty u terapeuty, żeby najpierw pomóc sobie. Poszukaj bezpłatnej pomocy, przecież w większych miastach są też poradnie zdrowia psychicznego, z których można skorzystać w ramach NFZ. Zachęcam cię też to pójścia na spotkanie Sycharu i zapisanie się na 12 kroków. Kiedy zaczniesz coś robić dla siebie i popracujesz nad emocjami to będziesz mogła zająć się małżeństwem.
 
 
oliwka335
[Usunięty]

Wysłany: 2016-12-28, 13:21   

Smuga, bardzo proszę o kontakt, chyba mamy podobny problem...
 
 
Enya
[Usunięty]

Wysłany: 2017-01-25, 10:03   

Widzę, że nie jestem sama z podobnym problemem....
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9