Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Walka o uratowanie małżeństwa
Autor Wiadomość
kanus
[Usunięty]

  Wysłany: 2016-02-03, 18:00   Walka o uratowanie małżeństwa

Od dłuższego już czasu myślałam, by podzielić się swoim świadectwem nowego życia w naszym małżeństwie. To pragnienie wzrastało we mnie w miarę jak coraz częściej słyszałam o kolejnych rozpadających się małżeństwach. Być może nasza historia pomoże komuś w przemianie życia, pozwoli coś zrozumieć, będzie przestrogą a może potwierdzeniem tego, czego sam doświadczył.
Jesteśmy sakramentalnym małżeństwem od prawie dwudziestu lat. Trzy lata temu szatanowi omal nie udało się doprowadzić do rozpadu naszego związku, ale JESTEŚMY RAZEM!
Mamy troje wspaniałych dzieci. Od zawsze byliśmy blisko wiary, ale dziś wiem, że mimo to nie byliśmy blisko Boga, bo czym jest bliskość Boga odkrywamy dopiero teraz RAZEM.
Poznaliśmy się na grupie apostolskiej i wiedziałam, że oto jest mój książę z bajki. Miłość wybuchła z siła wulkanu, a ponieważ oboje mamy ciężkie charaktery, do erupcji dochodziło często, ale po trzech latach, kochając się jednak szczerą i czystą miłością, wzięliśmy ślub w naszym ukochanym sanktuarium Maryjnym. Potem przez kilka lat było zwyczajnie: narodziny dzieci, praca i dalsze studia, budowa domu. Czasu dla siebie niewiele, ale kochaliśmy się bardzo i realizowaliśmy nasze wspólne marzenia. Gdy nasze życie stało się trochę unormowane, zamiast zacząć RAZEM się nim cieszyć, zaczęliśmy oddalać się od siebie. Miałam okazję zarabiać trochę więcej ale i pracować też musiała dłużej. Podjęliśmy decyzję, że trzeba wykorzystać okazję i tak zaczęłam pracę na dwa etaty a obowiązki domowe pozostały te same. Dla mnie to był młyn. Wprawdzie stać mnie było na więcej i mogłam zupełnie uniezależnić się finansowo od męża, ale czas dzieliłam między pracę i dzieci, bo mąż z czasem przestał mnie też potrzebować. Cały swój wolny czas poświęcił bez reszty swoim pasjom, zostawiając samą mnie na całe weekendy z dziećmi i całym domem . Szybko nauczyłam się radzić sobie sama. Na krótko zbliżyliśmy się do siebie jeszcze po narodzinach trzeciego dziecka, ale potem znów było coraz gorzej. Ja nie potrzebowałam męża, bo właściwie opłacał tylko rachunki i zamykał się w swoim centrum dowodzenia ( komputer, telefon, telewizor). Stawałam się coraz bardziej wredna, bo samotna, a całą miłość przelałam na dzieci. Między mną i mężem było jednak coraz gorzej. Zaczęliśmy się kłócić w obecności dzieci, oskarżać, ale niezdolni byliśmy do wspólnego trudu odbudowy naszego małżeństwa. Waliło się, ale my jakbyśmy już do tego się przyzwyczaili i nie zauważaliśmy tego. Każde z nas miało swoje racje. Nasza pobożność stała się typowo niedzielna. Nie było żadnej bliskości między nami i niestety nie było jej też między mężem a dziećmi. Pierwszy jednak do Boga zwrócił się mąż. Zaczął jeździć na nabożeństwa jednej ze wspólnot charyzmatycznych. Początkowo nawet miałam nadzieję, że coś się może zacznie zmieniać. Szybko jednak zraziłam się do tej wspólnoty. Mąż bowiem przyjeżdżał rozentuzjazmowany, opowiadał o cudach, które widział, o pięknych nabożeństwach, ale nie zmieniał swego życia. Nadal wolny czas poświęcał na pasję, wyjeżdżał z domu, nie ustalając tego ze mną, a gdy się o to złościłam, to coraz częściej słyszałam, że zły mną targa. I tak męczyliśmy się przez kilkanaście miesięcy. Mąż modlił się, bym się zmieniła, ale gdy wracał do domu, wciąż z lekceważeniem wyrażał się o mojej pobożności, miał się za lepszego, bliższego Bogu, a ja byłam wciąż ta zła słuchająca szatana. I pewnie w to uwierzyłam, bo rzeczywiście stawałam się coraz bardziej wredna. Też się modliłam, ale cicho płacząc w poduszkę, prosząc, by to mój mąż się zmienił.
I to było najgorsze- oboje modliliśmy się, ale w samotności, nie o przemianę własnego serca, ale tej drugiej osoby. Jak Bóg miał tego wysłuchać? Spełniając prośbę moją, musiałby zlekceważyć mojego męża. I odwrotnie. Bóg więc milczał. I pozwolił nam urządzać nasze życie, jak chcemy. Zasnął więc jak wtedy w łodzi na jeziorze podczas burzy, która w naszym życiu, rozszalała się na dobre. Mąż dał sobie zupełnie spokój i ze mną, i z Bogiem. A ja, zaślepiona złością i gniewem, nawet nie zauważyłam, że mój mąż traci wiarę. Aż pewnego dnia słyszę, że mnie już nie kocha, wręcz nienawidzi, że zmarnowałam mu życie i odchodzi. Wydawało mi się to niemożliwe. Było źle, ale nie sądziłam ze aż tak. DLACZEGO? Nie rozumiałam nic, ale byłam zrozpaczona. Po nieprzespanej nocy przyszedł świt, ale wraz z nim te same usłyszane nocą słowa. CO ROBIĆ? Nie miałam żadnej psiapsiółki, której mogłabym się wyżalić, a przecież jestem kobieta, komuś muszę wszystko powiedzieć. Mąż poszedł do pracy, a ja ten dzień miałam akurat wolny. Załamana wsiadłam w samochód, rozwiozłam dzieci do szkół i ruszyłam tam, gdzie wszystko się zaczęło, do Maryi, która była świadkiem naszego ślubu. Nie wiem, jak tam dotarłam. Pogoda była straszna- śnieg, deszcz- ja nieprzytomna z niewyspania, bólu, łez. Ale po kilku godzinach dojechałam. Pusty kościół, cisza, półmrok i ja. Błagałam o cud. Nie wiem jak długo, ale byłam pewna, że Maryja, która prowadziła mnie całe życie, pomoże nam. Popołudniu zadzwoniłam do męża, by odebrał dzieci i powiedziałam, gdzie jestem. Nie wiem, na co wtedy liczyłam, że się ucieszy, zmieni zdanie, że cud to JUŻ nastąpi ? Wróciłam wieczorem do domu, a mąż przypuścił atak, szydząc ze mnie i znów to samo. Pada w końcu pytanie o ROZWÓD. Byłam rozgoryczona. Cud nie nastąpił. Kolejna straszna, długa, bezsenna noc. Nie wiedziałam, co robić, ale nieoczekiwanie ogromne wsparcie otrzymałam od siostry męża. Tylko ona wiedziała, co się dzieje. Utwierdziła mnie na drodze, którą obrałam. Nocami, nie mogąc spać, przeglądałam strony internetowe, by znaleźć pomoc. Tak trafiłam na strony Sycharu. Zaczęłam rozumieć, że moje małżeństwo jest do uratowania, że skoro Bóg nas połączył, to nas nie opuści. Odkryłam siłę modlitwy. Nie miałam żalu do męża. O nic go nie obwiniałam. W czasie tej walki o nasze RAZEM nigdy nie robiłam mężowi wyrzutów, nie miałam pretensji, nie obarczałam odpowiedzialnością. Gdy wyśmiewał moje wyznania miłości i atakował mnie, ja wciąż powtarzałam, że go kocham i nigdy nie przestanę kochać. Wiedziałam, że postawa męża to dzieło szatana, bo mąż od kilku miesięcy się nie spowiadał, unikał kościoła. O to chodziło złemu. Mąż uwierzył, w to co mu szeptał szatan, że ja jestem zła i oplótł go w swoje sidła. Pozbawił wiary. Kolejne tygodnie były straszne. Nienawiść w oczach męża, obrzydzenie do mnie, unikanie mnie. Czułam się tak bardzo upokorzona, ale już wtedy wiedziałam, że nie walczę z ciałem i krwią, ale ze złym duchem, który chce mi odebrać najbardziej kochaną istotę na ziemi. Nie miałam już sił, ale wtedy siostra męża zabrała mnie na modlitwę wstawienniczą. To było niesamowite doświadczenie, bo z tej modlitwy popłynęła taka moc, że wiedziałam, że muszę zwyciężyć. Każdy dzień to walka o odzyskanie męża, który nawet nie pozwolił mi się do siebie zbliżać. Zrozumiałam też, że to przede wszystkim ja muszę się zmienić. Jeśli mąż ma zostać ze mną, to musi zobaczyć mnie na nowo ulepiona przez Boga. Umierałam więc ze swoich egoizmów, ze swojej pychy, samowystarczalności. Pozwoliłam Bogu zniszczyć we mnie wszystko, co stare, złe i stworzyć mnie na nowo. Mąż był ostrożny, ale stopniowo zaczynał mi znów ufać. Nie chciał ze mną rozmawiać, nie słuchał mnie, więc pisałam do niego listy. Setki listów. O mojej miłości, o moich uczuciach, o tym, że Bóg nas złączył na zawsze. Mijały tygodnie, kiedy było raz lepiej, raz gorzej. Nic pewnego. Z jednej strony mąż deklarował, że jednak zostanie, z drugiej nie chciał iść do spowiedzi. Zrozumiałam, że tylko miłością można zmienić i siebie i drugiego człowieka. Różańca nie wypuszczałam z dłoni. Zaczęłam czytać psalmy, a każdego dnia dostawałam w nich podpowiedź, co robić dalej. Codziennie chodziłam na Msze świętą, ale moja modlitwa w domu początkowo drażniła męża, więc robiłam to podczas spacerów, podczas wykonywania różnych zajęć. Nawet nie wiedział, że moje serce wciąż szepcze słowa modlitwy: „ W imię Jezusa sprzeciwiam się działaniu złego ducha w sercu mojego męża”, a gdy zły siał we mnie zwątpienie, to modliłam się za siebie. Gdy słabłam, nabierałam sił u kratek konfesjonału. Wiele też zawdzięczam książce pana Guzewicza „Miłość i służba w małżeństwie”, którą czytałam małymi fragmentami, rozważając jej treść i ucząc się służyć mężowi z miłością. Zmieniałam się dla męża i to było piękne. Były chwile zwątpienia, nawet kłótni z Panem Bogiem, ale wiedziałam, że on już nie śpi, czułam, jak przenosi mnie przez te najtrudniejsze momenty, gdy mąż nie wiedział co robić, na co się zdecydować. Nie naciskałam. Okazywałam miłość. [♥♥♥] I w końcu zwyciężyłam tak, jak obiecał mi Bóg w słowie na modlitwie wstawienniczej z księgi Izajasza. Mąż przystąpił do spowiedzi w naszym sanktuarium. To był jeden z najpiękniejszych dni mojego życia. Stało się tak, jak prosiłam: „ Boże odzyskaj go dla siebie, a wiem, że on znów mnie pokocha”. Bóg go odzyskał i oddał mi go w darze. Nie mogę napisać, że to już koniec naszej historii, bo po tym dniu nastąpiły kolejne, w których rozpoczęła się walka o jedność w naszym małżeństwie. Wiedziałam już, że moją drogą do zbawienia jest mąż a ja jestem jego drogą. Że w małżeństwie mamy RAZEM się uświęcać. W bliskości iść RAZEM do Boga i prowadzić tam nasze dzieci. Każdego dnia zmieniać siebie samego , by być dla drugiej osoby darem, prezentem, który chciałaby rozpakowywać każdego dnia i widzieć nas coraz piękniejszym. Naszym wielkim szczęściem jest również to, że choć nasze dzieci wiedziały, że nie jest między nami dobrze i modliły się za nas, to udało nam sie zaoszczędzić im awantur i kłótni na temat rozwodu. Nie zrobiliśmy również publicznego prania brudów i w nasze najintymniejsze sprawy zaprosiliśmy tylko Pana Jezusa i to On pomógł nam i nadal pomaga rozwiązywać wszystkie trudności. TRWAMY więc w jedności, RAZEM zbliżając się do Niego. Myślę, że wiele małżeństw rozpada się z powodu braku jedności. Każdy ciągnie we własną stronę i realizuje własny pomysł na małżeństwo, nie licząc się z opinią drugiej strony. Jeśli twój pomysł jest dobry, to Bóg ci pobłogosławi i pomoże go zrealizować wraz ze współmałżonkiem. Bóg nie podsyła nam natchnień, które mogłyby zniszczyć sakramentalne małżeństwo.
W tych trudnych chwilach doświadczyłam tego wszystkiego, co przeszedł Jezus- odrzucenie, wyszydzenie, upokorzenie- ale świadomość, że ON już przeszedł dla mnie tą drogę pomagała mi kroczyć nią wraz z NIM .
Nie miałam i nie mam MU za złe tego, co się stało. Jestem wręcz wdzięczna Bogu, że dopuścił to zło, by nas ocalić. Aż boję się pomyśleć, jak wyglądałoby nasze życie bez tego trudnego doświadczenia.
Jeśli kochasz swego współmałżonka, to walcz, nie dla siebie, ale dla niego, by ocalić go od potępienia. To od CIEBIE zależy jego ZBAWIENIE.

[♥♥♥] tekst usuniety przez moderatora zawieral tresc na temat ktorej negatywnie wypowiedzial sie Episkopat: http://episkopat.pl/infor...owego_quot.html
Ostatnio zmieniony przez 2016-02-03, 19:40, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2016-02-03, 19:12   

Kanus, piękne świadectwo :-) Chwała Panu! :mrgreen:
 
 
LucyN
[Usunięty]

Wysłany: 2016-02-03, 21:11   

Dziękuję za Twoje świadectwo! Chwała Panu! :-)
 
 
utka2
[Usunięty]

Wysłany: 2016-02-03, 22:02   

I ja dziekuję. Łzy stanęły mi w oczach.


Niemal połowę Twojego wpisu powinnam wytłuścić i powiesić na ścianie. Ku pamięci.
 
 
hubcia576
[Usunięty]

Wysłany: 2016-02-04, 08:39   

Dziękuję za świadectwo. Chwała Panu. :-D
 
 
1_Bożena_2
[Usunięty]

Wysłany: 2016-02-18, 22:56   

Piękny wpis. Trudno uwierzyć, że to jest możliwe.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 10