Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
czyją prawdę głosi Andrzej??
Autor Wiadomość
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-30, 07:59   

Mirela tego fragmentu nie można rozpatrywać w oderwaniu od całości problemu. Zwłaszcza o. Jacek Salij zauważa, że nie można kierować sie stereotypami w osadach moralnych:
Niesprawiedliwość stereotypów

"Istnieje w podświadomości Kościoła tendencja do traktowania wszystkich małżeństw, zawartych przez osoby związane już z kimś innym, w sposób jednakowy. Tymczasem najprostsza obserwacja przekonuje, że sytuacja moralna takich ludzi może być bardzo różnorodna, niekiedy wręcz krańcowo odmienna. Są wśród nich osoby, które bez skrupułów odegrały rolę strony trzeciej, wbijającej klin w poprzednie małżeństwo, ale są także ludzie pokrzywdzeni przez współmałżonka, którzy niewiele przyczynili się do rozejścia pierwszego stadła. Jedni w sytuację niezgodną z nauką Ewangelii weszli z lekkim sercem, dla innych był to dramat duchowy i moralny, w którym słabość ludzka zwyciężyła niejako wbrew ich własnej woli. Pierwsze małżeństwo mogło mieć wszystkie szanse trwałości i rozpadło się na skutek oczywistego braku dobrej woli, ale bywa i tak, że ziarno rozpadu znajdowało się już w samym, niedojrzałym, zamiarze małżeństwa.

Prawda, że każde małżeństwo zbudowane na gruzach poprzedniego jest niezgodne z nauką Pana. Ale byłoby jawnym doktrynerstwem nie odróżniać ludzkich dramatów od zwyczajnego moralnego zepsucia lub nawet złej woli. Nie sprowadzamy przecież do wspólnego mianownika morderstwa i na przykład lenistwa, mimo że również to ostatnie może być grzechem ciężkim. Podobnie czym innym wydaje się jawne lekceważenie zasad Ewangelii w poglądach i nieprzejmowanie się nimi w życiu, czym innym zaś uznawanie swojej niewinności wobec Chrystusa i żal, że okoliczności życiowe i moja własna słabość oddaliły mnie od Niego." http://www.mateusz.pl/ksiazki/mptig/mptig203.htm

Wydaje mi się, że jeżeli już sie tak zbabrało, że powrót jest bardzo trudny lub wręcz niemożliwy wyrządzanie ponownych krzywd jest w dalszym ciągu czynieniem zła. Ewangelia nie rozgranicza - macie być wierni i nie wyrządzać zła katolikom. Mamy kochać bliźniego swego.

Oczywiście przysięga małżeńska ponad wszystko ale jak zauważa o. Jacek Salij "...zachowując literalną wierność przykazaniom Chrystusa, można - i trzeba - czynić to w duchu miłości..." Co wspólnego z duchem miłości ma rozbijanie kolejnej rodziny? Unieszczęśliwianie kolejnych dzieci? Będąc w związku niesakramentalnym można a nawet trzeba wychowywać dzieci tak by w przyszłości nie popełniły błędów rodzica. Należy dać taki przykład by kiedyś nie odeszły od Kościoła. Myślę, że rozbijanie kolejnej rodziny, byłoby ogromnym ciosem dla takich dzieci. Ciosem nie tylko burzącym ich świat materialny, ale i duchowy. Cóż to za wiara, gdzie w imię zasad można krzywdzić innych? Takie podejście do sprawy może zrujnować życie religijne.

A wracając do małżonków. Myślę, że żyjąc w powtórnym, zalegalizowanym już związku, nie ma już powrotu do tego co było (nawet jeżeli taki powrót już nastąpi, zawsze sumienie będzie wyrzucać krzywdę wyrządzoną kolejnej rodzinie). Myślę, że Ci którzy opracowywali dokumenty soborowe, synodialne kierowali sie ogromnym doświadczeniem w tej kwestii. Stąd ich przekonanie, że istnieją sytuacje, w których powrót jest moralnie nieuzasadniony.
Wtedy należy kierować sie zadośćuczynieniem, wynagrodzeniem chociażby poprzez modlitwę, pomoc materialną, pomoc w przypadku choroby współmałżonka sakramentalnego. Możliwości jest wiele.
Niestety zdaję sobie sprawę, że Ci którzy odeszli a są winni rozpadu najczęściej starają się szybko zapomnieć, że ich małżonek sakramentalny kiedykolwiek istniał. Zagłuszają sumienie.
 
 
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-30, 08:43   

Wito, nie ma sytuacji, któraby "moralnie nieumożliwiała" powrotu do Ojca, która byłaby sprzeczna z Jego pierwotną Wolą aby przymierze z Nim tu na ziemi, fizycznie trwało. Nie ma na to miejsca ani chwili, żeby Chrystus nie tęsknił do zjednoczenia Małżonków.
Anula, słusznie czujesz lęk przed takim stawianiem spraw, kiedy woli Bożej nie bierze się pod uwagę na I miejscu zaczyna się kombinowanie. Tam kobieta tu kobieta, tu ślubna, przed Bogiem przysięga złożona, tam nie ślubna, a tam jeszcze jedna, z którą też dzieciątka. To pierwsze nie wyrazi swoimi słowami tęsknoty za ojcem, to boli, tak fizycznie. Ale on powie, nie, nie wrócę wolno mi zostać tu, bo sytuacja, którą stworzyłem moralnie uniemożliwia mi powrót do ciebie Hela i do ciebie synku, no zobacz, przecież nie rozerwę się..
Zauważmy, że my tutaj dbamy o jakby nową jakość, nowe oblicze małżeństwa będącego w kryzysie. Porzucona żona, porzucony mąż czekają i pielęgnują w swoim sercu miłość. Bożą Miłość, która daje szansę na powrót. Chrystus uleczywszy nasze serca, chce poprzez nie leczyć także nasze okaleczone małżeństwa.
 
 
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-30, 09:00   

Dwa słowa. Myślę, że na forum piszą jedynie osoby pokrzywdzone, więc dlatego, to co przedstawia i pisze Wito pozwala spojrzeć tym osobom na tę sytuację od innej strony - po prostu. Usilne zatrzymywanie kogoś wywołuje sprzeciw zatrzymywanego (czasem lub często tak bywa).
Dlatego te materiały podesłane przez Wito mogą pomóc w spojrzeniu na osobę, która jest w nowym związku, spojrzeć na nią zupełnie inaczej - jak na osobę, która TERAZ tak zadecydowała i nic jej nie przekona - żadne uświadamianie krzywdy, którą wyrządziła.
Taka osoba nie wróci do człowieka, którego skrzywdziła...
a to z tej prostej przyczyny, że np.BOI SIĘ wziąść odpowiedzialność za krzywdę, ALE TEŻ BOI SIĘ samego człowieka, którego skrzywdziła!
LECZ CZY ANIOŁA BĘDZIE SIĘ BAĆ?

Jakie wyjście?

Dlatego, kiedy El.podkreśla tego swojego Anioła, to myślę, tak... Anioł może pociągnąć do siebie - na nowo...
Kasiu, pamiętasz "Poruszenie woli", które zamieściłaś? Czytałam je około 10 razy, żeby zrozumieć.. ale ważne to było...choć trudne!
Poruszenie woli przez Anioła.
Potem odnajdę link.
pozdrowienia
 
 
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-30, 09:10   

Elżbieta, ja już myślę o niewiernym małżonku, który został "dotknięty" przez Boga - Jego wola została poruszona, bo anioł rzeczywiście wpłynąć może, ale na umysł, do Woli człowieka wstępu nie ma :-|
A więc my, ponosimy wielką odpowiedzialność za to, żeby w tym właśnie momencie mieć drzwi swoich serc otwarte :-D
 
 
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-30, 09:22   

Ok. Poruszenie umysłu przez Anioła.
Tak czy tak, potrzeba nam dla trudnych ludzi:
anielskiej cierpliwości i anielskiej łagodności.
 
 
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-30, 09:22   

Elżbieta napisała -
[b]Dlatego, kiedy El.podkreśla tego swojego Anioła, to myślę, tak... Anioł może pociągnąć do siebie - na nowo...

Chciałam dokładnie tak to właśnie przekazać..że człowiek przemieniony Bogiem staje się kimś innym...innym już człowiekiem, który może pociągnąć na nowo.


Dziękuję za to Elżbieto ! Nie zawsze potrafię powiedzieć jasno co myślę i czuję, dlatego bardzo proszę o takie wstawki, bo jakby tłumaczy to co myślę i chcę przekazać !

Dlatego , bardzo proszę, pozwółcie mi jeszcze raz wytłumaczyć, to czego sie "czepiam i trwam"..a mianowicie - wina leży po środku .

Po długiej rozmowie z Kimś dla mnie Ważnym , w niedzielę...zrozumiałam swój błąd w sformułowaniu tego twierdzenia.
teraz już wim jak to nazwać i określić zawsze chciałam a nie potrafiłam jasno. Myślę więc i czuję że :
- odpowiedzialność za rozpad związku leży po obu stronach i nie musi byc ona ( i zwykle nie jest ) jednakowa.
Nie chcę tym stwierdzenie nikogo rozdrażniać...chciałam tylko pokazać moje myslenia a jednocześnie nieumiejętne wcześniejsze sformułowania. Pozdrawiam !! EL.
 
 
Maria Anna
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-30, 10:10   

Kasia napisała:
"Anula, słusznie czujesz lęk przed takim stawianiem spraw, kiedy woli Bożej nie bierze się pod uwagę na I miejscu zaczyna się kombinowanie. Tam kobieta tu kobieta, tu ślubna, przed Bogiem przysięga złożona, tam nie ślubna, a tam jeszcze jedna, z którą też dzieciątka. To pierwsze nie wyrazi swoimi słowami tęsknoty za ojcem, to boli, tak fizycznie. Ale on powie, nie, nie wrócę wolno mi zostać tu, bo sytuacja, którą stworzyłem moralnie uniemożliwia mi powrót do ciebie Hela i do ciebie synku, no zobacz, przecież nie rozerwę się.. "

Nie wróci TAKŻE ponieważ kocha druga swoją żonę. To tez jest powód.

Przemawia do mnie to co pisze Wito i cytuje. Znam niesakramentalne związki, które sa szczęsliwe. Związek rodziców mojego przyjaciela. Ona była jego trzecią żoną. Jej rodzice nie chcieli poznać swojego zięcia a jej się wyrzekli. Dopiero jak na swiat przyszły dzieci, w miare to po latach ten związek zaakceptowali. Rodzice mojego przyjaciela przezyli ze soba około 30 lat, bardzo sie kochając. Pochowani sa takze obok siebie. Wychowali troje wspaniałych dzieci.
 
 
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-30, 10:43   

wito napisał/a:
Mirela tego fragmentu nie można rozpatrywać w oderwaniu od całości problemu.


Wito...słowa w zestawieniu minimum odpowiedzialności jak dla mnie nie pasują...i nie chodzi już o sam problem o którym mowa...Widzę w tym duże niebezpieczeństwo w odbiorze...
Kolejny raz, może to wynika z tego ,ze nie mam talentu do wyrażania, czy przedstawiania swojego spojrzenia, źle odczytujesz mój post. Rozumiem ,że należy szukac rozwiązań...Bożych rozwiązań...Wito...moje spojrzenie może byc trudne w odbiorze, bo dokonuje konkretnego spojrzenia... mam wybór...mam wolną wole, a jednocześnie jestem świadoma,że jestem słaba,ze jestem nieudaczna, wiec kieruje spojrzenie na Boga...i wiesz co widze? tam nie ma czegos takiego jak minimum odpowiedzialności..., dlatego tak mnie dotyka te zestawienie słów!
I nie odnoszę się tutaj już do konkretnego problemu... Kiedys napisałam ,że jeżeli Pan Bóg jest na pierwszym miejscu , to wszystko inne jest poukładane...i nie ma w tym minimum odpowiedzialnosci, nie widzę w tym wypośrodkowania, rozdarcia...
Nie potrafiłabym dokonywac '"wypośrodkowanych "decyzji...czułabym sie" wypaczona" Ciesze się ,że nie muszę podejmowac tak trudnych decyzji, powiem szczerze współczuje tym, co polegają na sobie w takich sytuacjach...
Wito...przyglądam się po prostu tym sytuacjom...i nie dostrzegam pozytywnego uniwersalizmu...może mam klapki na oczach...nie wiem...i zrodziło mi się pytanie, myślę,że bardzo ważne...Co to jest odpowiedzialnośc, jak wobec tego określic odpowiedzialnośc za współmałżonka?...jednak padło "minimum odpowiedzialnosci...za współmałżonka..."

Po prostu Wito ...pojawiają się refleksje i z nimi sie dziele...czy maja się jak piernik do wiatraka ..."to rybki"...czy wydają sie wyrwane z kontekstu..."to rybki"...dlatego ,że powstały konkretne pytania..., poszukiwania odpowiedzi...Byc może pozwolą otworzyc innym dodatkowy kierunek w spojrzeniu... Moje ,przemyślenia nie umieszczam tutaj by przekonywac do racji...to strasznie by mnie ograniczało...

Ps .
Elżbietki ...El i Elżbieto...trafne spojrzenie...ANIOłY...
Co do Aniołów...to polecam przyjrzeniu się takiemu zjawisku...jak powstaje jedwab...szczególnie moja uwagę zwrócił robaczek...?
Ostatnio zmieniony przez Mirela 2007-10-30, 11:06, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
lagerg
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-30, 10:44   

Jak widzę, dyskusja nieźle się rozwinęła. Wszyscy starają się podeprzeć cytatami, wypowiedziami, stwierdzeniami etc. Szacunek i poważanie dla Ciebie Wito.
A mnie w całej tej dyskucji jedna rzecz zastanowiła: dyskucja toczy się na temat powrotu sakramentalnego małżonka w sytuacji, gdy w niesakramentalnym związku (małżeństwie ?!!! ) są już dzieci. Prezentowane są dwa stanowiska: musi wrócić (ważność sakramentu) lub nie może wrócić (dobro dzieci).
Hm, a mnie przyszło do głowy, że tak naprawdę jak wiele jest ludzi i małżeństw tak wiele możliwości i dylematów w takich sytuacjach. Przyjęcie TYLKO jednego z tych dwóch rozwiązań - to jakby przyjęcie schematu rozwiązania. A jak wszyscy wiemy, Bóg nie jest schematyczny. W wielu przypadkach na pozór takich samych rozwiązanie jest inne. Jakież my możemy mieć pojęcie o danej sytuacji, o tym co się dzieje w tych ludziach ? To wg mnie wie tylko Bóg.
Żyjemy w czasach łaski, dzięki Jezusowi Chrystusowi ważny jest duch, a nie litera prawa. Nie wpychajmy Boga w ramki, bo ktoś w jakiś sposób zinterpretował PODOBNĄ sytuację i zaproponował pewne rozwiązanie. PRAWO BOŻE jest ponad WSZELKIM prawem ludzkim. Osoba, która chce iść za Jezusem Chrystusem i czyni to świadomie będzie wybierała właściwie. Zadba o to Duch Święty, który w niej mieszka - wystarczy o to prosić.
To Bóg jest od tego, żeby podpowiadać i serwować rozwiązania - inne dla każdej sytuacji i dla danych ludzi. Jakąż mamy pewność, że wybierając daną drogę i idąc nią, ale bez przestrzegania prawa Bożego i jego błogosławieństwa damy radę iść dalej przez życie ?!
A po czym poznać, że Bóg nam błogosławi? Hm, to już odrębny temat,ale ja bym powiedział, że po owocach w naszym życiu.
Uznaję sakrament małżeństwa i błogosławieństwo dawane przez Boga małżonkom za bardzo ważne i stojące ponad wieloma sprawami. Czy stoi ono ponad dobrem dzieci? Dla nas, którzy idą za Jezusem Chrystusem to kwestia do rozważenia w każym z nas - więc prośmy Boga o rozwiązanie dla naszych konkretnych sytuacji,a on już będzie wiedział jak to zrobić.

Czy łapówka jest moralna?
Nie? A jeśli ratuje życie?
Prawo Boże jest ponad WSZELKIM prawem ludzkim, a Bóg jest bogiem miłosiernym i łaskawym. Jezus Chrystus nazywany jest w Piśmie Św. przedziwnym doradcą. Właśnie dlatego, że wszelkie sprawy rozwiązuje w sposób, który w życiu nie przyszedł by nam do głowy.
 
 
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-30, 11:06   

Maria Anna, napisałaś, że nie wróci, bo.. kocha swoją kolejną "żonę". Celowo wpisałam w cudzysłów, bo przecież Samarytanka patrząc w oczy Jezusowi, mając za sobą kilka związków powiedziała: "nie mam męża". Czuła głód Miłości Bożej, ten głód, jaki może być zaspokojony podczas trwania w przymierzu z Bogiem.

Wiesz mamę męża mojej przyjaciółki porzucił ojciec. Związał się z inną kobietą, miał z nią kolejne dziecko i powiedział jej- małej dziewczynce- żywiąc rzeczywiście uczucie do drugiej kobiety: jak dorośniesz, to zrozumiesz moją decyzję. Zmarł wiele lat temu, a ona, dojrzała kobieta, żona, matka, !babcia! nie zrozumiała i zapewne nie zrozumie tego, jak mógł pozbawić ją możliwości wzrastania w Rodzinie.

Gregu, to nie jest tak, że cel uświęca środki, to nt. tej łapówki..
Cel nie uświęca środków Chrześcijaństwo odrzuca tzw. etykę sytuacyjną, która głosi, że jedynie dana sytuacja dyktuje człowiekowi, jak się ma zachować. W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy: „Błędna jest ocena moralności czynów ludzkich, biorąca pod uwagę tylko intencję, która je inspiruje, lub okoliczności... Istnieją czyny, które z siebie i w sobie, niezależnie od okoliczności i intencji, są zawsze bezwzględnie niedozwolone ze względu na ich przedmiot, jak bluźnierstwo i krzywoprzysięstwo, zabójstwo i cudzołóstwo. Niedopuszczalne jest czynienie zła, by wynikło z niego dobro” (KKK 1756).
Droga do DORBRA nigdy nie wiedzie przez ZŁO.
 
 
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-30, 11:45   

Elżbieta napisał/a:
Taka osoba nie wróci do człowieka, którego skrzywdziła...
a to z tej prostej przyczyny, że np.BOI SIĘ wziąść odpowiedzialność za krzywdę, ALE TEŻ BOI SIĘ samego człowieka, którego skrzywdziła!
LECZ CZY ANIOŁA BĘDZIE SIĘ BAĆ?


tak myślę, że i anioła będzie się bać bo musiałaby spojrzeć w lustro i stanąć w prawdzie.
Powiedzieć, że skrzywdziłam Ciebie i nasze dzieci (ewentualnie). przyznać się do tego, że popełniła błąd.
Widać to chociażby w trakcie toczącej się teraz dyskusji, że łatwo można kogoś posądzać o "nieuczciwość", "walkę z Kościołem" a potem zamilknąć.

Mirela napisał/a:
mam wolną wole, a jednocześnie jestem świadoma,że jestem słaba,ze jestem nieudaczna, wiec kieruje spojrzenie na Boga...i wiesz co widze? tam nie ma czegos takiego jak minimum odpowiedzialności..., dlatego tak mnie dotyka te zestawienie słów!


to nie moje zestawienie słów, zacytowałem o. Wojciech Nowak SJ, który zajmuje się problemami małżeństw niesakramentalnych. Swoją pracę oparł na dokumentach Soboru Watykańskiego II (resztę bibliografii też podałem).
Powiem Ci, że mnie też to zestawienie słów też nie pasuje ale wyraża ono istotę sprawy. Zainteresowanie losem porzuconego małżonka może być jakąś formą zadośćuczynienia.
Wiadomo powrót byłby najlepszy. Ale jak widać nie zawsze jest możliwy.
Nie ma Mirelo jednej drogi, nie ma jednych odpowiedzi.

Nawiążę do Anioła.
Po pierwszej zdradzie byłem aniołem. Nie wypominałem, nic nie żądałem. I co??? Bęc kolejne rogi. Byłem jakiś czas aniołem. Ale zgorszenie, które zaczęła siać małżonka zataczało takie kręgi, że dorastające córki zaczęły to zauważać. Miałem na to pozwolić?? Dać sie poniżać?? Nie ma jednego rozwiązania. Nie ma jednej drogi.
Mirela napisał/a:
Nie potrafiłabym dokonywac '"wypośrodkowanych "decyzji...czułabym sie" wypaczona" Ciesze się ,że nie muszę podejmowac tak trudnych decyzji, powiem szczerze współczuje tym, co polegają na sobie w takich sytuacjach...

To nie jest tak, że polegają wyłącznie na sobie. Podejmują działania w łączności z Bogiem. Każdą rozprawę poprzedzają modlitwą, nieraz są to słowa wypowiadane wyłącznie w myślach, bo zęby są ściśnięte by nie załamać sie w najmniej odpowiednim momencie. By nie zakopać swojego talentu.
Gregal napisał/a:
Czy łapówka jest moralna?
Nie? A jeśli ratuje życie?

też jest niemoralna ale sam zauważyłeś wcześniej, że zachowując prawo należy kierować się miłością. Wcześniej padło porównanie lenistwa i morderstwa. Zresztą samo morderstwo może być popełnione z premedytacją i w afekcie.

Wracając do małżeństwa pięknie kwestie winy i odpowiedzialności tłumaczy o. Salij.

kasia napisał/a:
Wito, nie ma sytuacji, któraby "moralnie nieumożliwiała" powrotu do Ojca, która byłaby sprzeczna z Jego pierwotną Wolą aby przymierze z Nim tu na ziemi, fizycznie trwało. Nie ma na to miejsca ani chwili, żeby Chrystus nie tęsknił do zjednoczenia Małżonków.

Kasiu o sytuacjach w których powrót byłby "moralnie nieuzasadniony" pisał papież Jan Paweł II w "Familiaris Consortio". o. Władysław Nowak też sie powołuje na to dzieło JPII.

[ Dodano: 2007-10-30, 11:47 ]
kasia napisał/a:
Niedopuszczalne jest czynienie zła, by wynikło z niego dobro


Wszyscy zwolennicy rozbijania kolejnych rodzin - macie odpowiedź.
 
 
Maria Anna
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-30, 11:52   

Żona w świetle prawa.

Kasiu od kiedy istniejemy każda historia jest inna. i kazde małżeństwo.

Teraz mogłabym znów za przykład dac inne małżenstwo. Sakramentalne, do konca zycia byli ze soba. tylko byli. Zero miłości, przyjaźni byli ze soba bo pieniądze i co ludzie powiedzą. Dla wielu jednak byli przykładem Katolickiej rodziny, co niedziele do kościoła. A w domu kłótnie, osobne sypialnie. On umarł. Ona została. To rodzina mojej przyjaciólki, która mimo wychowania w "pełnej" rodzinie, jest już sama po rozwodzie. O swoich rodzicach zawsze mówi, byłoby lepiej dla niej gdyby i oni sie rozstali, a nie musiała przez całezycie patrzec na tą tzw"normalnośc" : kłótnie, brak czułości, obojętnośc...

Bo zycie pisze swoje scenariusze. Sa wspaniałe drugie związki, ale i te pierwsze też. Sa do bani pierwsze związki, ale i te drugie tez. Dobro dziecka to wychowanie w pełnej rodzinie, a niekiedy własnie dobro dziecka to wychowanie się bez ojca czy matki.

NIE MOŻNA UOGÓLNIAĆ

Pozdr.
 
 
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-30, 12:03   

wito napisał/a:

Mirela napisał/a:
Nie potrafiłabym dokonywac '"wypośrodkowanych "decyzji...czułabym sie" wypaczona" Ciesze się ,że nie muszę podejmowac tak trudnych decyzji, powiem szczerze współczuje tym, co polegają na sobie w takich sytuacjach...

[quote Wito]To nie jest tak, że polegają wyłącznie na sobie. Podejmują działania w łączności z Bogiem. Każdą rozprawę poprzedzają modlitwą, nieraz są to słowa wypowiadane wyłącznie w myślach, bo zęby są ściśnięte by nie załamać sie w najmniej odpowiednim momencie. By nie zakopać swojego talentu.


Przy takim zestawieniu słów , przy takiej kompozycji, mojej i Twojej powstaje konkluzja...Nie o to chodziło...
Nie traktuj tego osobiście...
Cieszę się, że nie muszę przechodzic tego co Ty Wito...
 
 
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2007-10-30, 12:11   

Wito, pozdrawiam Cię! napisz mi proszę cytat z "Familiaris Consortio", gdzie Jan Paweł II daje przykład "moralnego nieumożliwienia powrotu" do małżonki/męża sakramentalnego.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 10