Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
|
Przesunięty przez: administrator 2006-07-27, 12:11 |
Przeżyć zdradę i odzyskać nadzieję. |
Autor |
Wiadomość |
mariami57 [Usunięty]
|
Wysłany: 2006-11-20, 13:39
|
|
|
Jestem w wielkim kryzysie. Od 2 tyg. wiem, że mój mąż kocha inną. Dzsiaj wydaje mi się, że nigdy nie wstanę z kolan. Był już krzyk, płacz, próby negocjacji, kłamstwa,że rodzina jest najważniejsza,ale treść sms nie pozostawia złudzeń. Umieram |
|
|
|
|
Mirela [Usunięty]
|
Wysłany: 2006-11-20, 14:35
|
|
|
Bardzo Ci współczuję
Mam ogromną prośbę do Ciebie :)
Wycisz się, wypłacz jeśli sprawia Ci to ulgę ,a potem się pomódl.
Emocje nie są dobrym doradcą.
Zajmij się sobą, domem, nie wiem czy macie , dziećmi. A napewno przydzie czas na rozmowy, decyzje i działanie.
Nie jesteś sama :)
Pozdrawiam serdcznie:) |
|
|
|
|
Tadeusz [Usunięty]
|
Wysłany: 2006-11-20, 22:44
|
|
|
Mariami takie oczy zrobiłem jak przeczytałem Twój post. Nie wiadomo jak Ci pomóc. Wiesz między wami jest obecny Chrystus i on nie pozwoli Tobie odejść, zbyt proste On pomoże Tobie walczyć. Mirela pięknie napisała. Tak z daleka wygląda jakby rogaty dopadł Twojego męża. Na początku jest na pewno ciężko nie wiadomo co robić ? czego się chwycić ? Ale najważniejsze że tu trafiłaś !
Jest taka książka „Moc sakramentów” autora Briege McKenna OSC
Tam jest krótko o mocy sakramentu małżeństwa, jest opisana podobna sytuacja do Twojej i jak Chrystus pomaga. Żeby wygrać tą walkę trzeba być codziennie na mszy św i komunii.
Ja też w ten sposób się uratowałem
Pozdrawiam |
|
|
|
|
wabona [Usunięty]
|
Wysłany: 2006-11-21, 06:33
|
|
|
Mariami - wycisz się. Złością, emocjami, nic nie osiągniesz. Tylko spokój. Wydaje mi się, że w tej chwili tylko przez modlitwę możesz go osiągnąć. Ja, gdy dowiedziałam się o zdradzie, modliłam się bardzo dużo. Można powiedzieć, że "klepałam" pacierze - to pomogło mi przetrwać najgorsze chwile.
Świeże rany bolą - musisz mieć tego świadomość, ale czas leczy rany. Poczytaj, co tu piszemy - są pewne etapy "dochodzenia" do siebie.
A z drugiej strony - może wyolbrzymiasz sprawę. Może nie jest tak źle? Rozmawiałaś z mężem? |
|
|
|
|
chagrine [Usunięty]
|
Wysłany: 2006-11-29, 22:12
|
|
|
Jeju a na jakim etapie jestem ja?Kręcę sie w kółko,chciałabym zatrzymac ten natłok mysli w głowie i nie wiem jak.Oszalec idzie.Wanboma,piszesz o modlitwie....jeju ja tez klepałam pacierze,wierzyłam,wciąz od nowa,choć od męza dostawałam tylko ciosy w samo serce.Modliłam sie i wierzyłam....aż cos we mnie pekło.Mniej sie modlę i wcale mi nie jest z tym łatwiej.Gdy zaczynam od razu płacze,bo ...no własnie gdzies ta nadzieja znikneła.I bez niej to jak bez światła....
Mariami Wanboma ma racje,szukaj spokoju i uciszenia w modlitwie,to jedyny ratunek....mi tez ona pomagała,było łatwiej.Dzieki niej nadal jestem...I z Wami zaczynam powolutku,małymi kroczkami na nowo wracac własnie do modlitwy.Chce wierzyć,że moja obecność tutaj nie jest przypadkowa.Aby móc jeszcze cos zrobić z marnymi kawałkami puzzli mojego małżeństwa musze odszukac spokój i...BOga przede wszystkim,bo tylko On może zdziałac cud....jesli taka będzie Jego wola. |
|
|
|
|
wabona [Usunięty]
|
Wysłany: 2006-11-30, 03:59
|
|
|
Chagrine - u mnie było tak - dużo się modliłam, "klepałam pacierze". Potem jabym przestała się modlić - tak mi się wydawało. Ale modliłam się - tylko inaczej - mniej, ale bardziej świadomie. Teraz też się modlę, a raczej bardziej rozmawiam z Jezusem. I już się nie modlę o ocalenie małżeństwa. Zaufałam Panu, powierzyłam Mu się całkowicie. I tak jest dobrze. Kiedy zaczynam snuć plany, pojawia się myśl - nie, Ty Panie zrób, jak chcesz, niech się dzieje Twoja wola, nie moja. I żyję - już nie martwię się, że czas ucieka a ja stoję w miejscu. Bóg wie, co jest dla mnie dobre i ja Mu ufam. |
|
|
|
|
Jo-anka [Usunięty]
|
Wysłany: 2006-11-30, 07:08
|
|
|
Tak Wanboma- tylko Pan wie, co dla nas najlepsze. Niestety trudno nieraz tak po człowieczemu poddać się temu i cierpliwie trwać w niedoli.
A przeciez to cierpliwe trwanie z pokojem i pokorą tylko świadczy o poziomie naszego człowieczeństwa. Podziwiam Cie Wanbomka- jesteś wspaniała kobietą!!! We wczesniejszych postach rozpacz była okropna, teraz jednak jak Cię czytam, to bije od Ciebie spokój i zaufanie Panu.
Wiecie- tak to chyba jest, ze w tej pierwszej fazie szoku i bólu człowiek "klepie pacierze" jak najwięcej, jak najczęściej- idzie się chyba bardziej w ilość a potem przychodzi inna modlitwa- taka bardziej z serca, czasem nawet bez słów.
Ja przeszłam teraz już w ten drugi etap- pierwszy jednak trwał baaardzo długo |
|
|
|
|
milka [Usunięty]
|
Wysłany: 2007-02-08, 10:43 nie umiem sie odnależć
|
|
|
witajcie! Moi dobrzy znajomi, po kilku trudnych dla mnie rozmowach, zasugerowali zebym zajrzała tutaj. Cóż, jestem więc.
nie wiem od czego mam zacząć. Miliony myśli kłębi sie w mojej głowie....Choć minęło już ponad dwa miesiące, kiedy mąż powiedział mi, że poznał inną kobietę i że chciałby z nią spróbować...ta nowina mnie już wtedy zabiła...Zawsze, na każdym kroku, w każdym telefonie, sms-ie, czy liście mówił mi że bardzo mnie kocha. A ja wierzyłam w tę jego miłość. Wierzyłam tak bardzo,że nikt nie potrafił mi jej zburzyć, zasiać jakichkolwiek wątpliwości. Wiele osób mówiło mi, że skoro przebywa za granicą, z dala od domu, to pewnie chodzi na prawo i lewo, bo faceci tacy są. Nie wierzyłam w to, broniłam go przed takimi opiniami, obrażałam się, gdy ktoś mi coś takiego insynuował. A jednak! Czyżby wszyscy wiedzieli lepiej niż ja? czy wszyscy znali go lepiej niż ja?
Dowiedziałam się, że to koniec jakieś 10 minut po stosunku, kiedy rozmarzona przytuliłam sie do niego, i jak zwykle zapytałam, czy mnie kocha. Odpowiedział: <trochę>. A potem zaczął opowiadać o niej. Zaproponował mi nawet rozmowę z nią przez telefon. NIe chciałam. Bo po co? tego samego dnia on wyjechał. czułam, ze nie był pewny swoich uczuć. Nie wiedział jeszcze, na co ma się zdecydować, którą z nas wybrać. Dałam mu więc czas. Napisał mi potem na skypie, że wybiera być z kimś innym razem. Pytałam, czy faktycznie to przemyślał, bo jesteśmy rodziną, mamy dzieci. Tak, tak właśnie zdecydował. On już nie czuje, że jest nam potrzebny, że będzie nam lepiej bez niego. Skąd on może to wiedzieć???
Od tego czasu minęło już dwa miesiące. Uzgodniliśmy, ze sie rozejdziemy. Poprosił o rozwód bez orzekania o winie. Zgodziłam się w pierwszym odruchu. Przecież nic nie da sie posklejać na siłę. A teraz ciągle siedzę i płaczę. Każdego dnia. Kiedy usłyszę ulubioną naszą muzykę, film...Myśłi o nas wypełniają każdą moją chwilę. NIe umiem spąć, nie potrafię jeść, nie potrafię cieszyć się z czegokolwiek. Najgorsze jest to, że żadne z nas nei powiedziało o tym dzieciom. Nie mam odwagi tak ich zranić i ja im o tym nie powiem. Z tego co wiem, mąz nie złożył jeszcze dokumentów do sądu. Nie kontaktuje sie z dziećmi, ani ze mną od Wigilii. CZekam na jego jakiś krok i żyję w zawieszeniu. Jestem zrozpaczona, nie wiem, co mam robić. NIe wiem, czy chciałabym, żeby do nas wrócił. Jedno jest pewne: wolałabym, żeby to wszystko nigdy sie nie wydarzyło. Straciłam grunt pod nogami, jedyną motywację, która nadawała sens mojemu życiu. Przagrałam! |
|
|
|
|
rot [Usunięty]
|
Wysłany: 2007-02-08, 12:40
|
|
|
Milka... nie przegrałaś !!! Wybij to sobie z głowy !!! Powiem więcej, nie masz prawa tak mówić... Teraz musisz zadbać o siebie, swój wewnętrzny spokój i równowagę. Jeśli jest z Tobą faktycznie tak źle jak piszesz to polecam jak najszybciej udać się do psychologa i psychiatry... pamiętaj, że masz dzieci i musisz funkcjonować normalnie. Nikt tutaj nie poprze Twojej zgody na rozwód... ja też, są inne rozwiązania równie dobre. Zgadę tą traktuję jako decyzję nieprzemyślaną wypowiedzianą pod wpływem emocji. Milka dobrze, że trafiłaś do nas . Tutaj sami tacy połamacy życiowi, ale nawzajem do pionu się podnosimy. Bądź teraz z nami... napisz też coś więcej o sobie... pamiętaj również, że jest to forum katolickie, a skoro tak to wiesz, że siebie samych oddajemy JEMU ))) |
|
|
|
|
milka [Usunięty]
|
Wysłany: 2007-02-08, 16:41
|
|
|
wobec tego jakie widzisz inne rozwiązanie niż rozwód? pytałam kilkakrotnie czy naprawdę tego chce. odpowiedź była jednoznaczna i nie pozostawiająca złudzeń. Owszem, zgodziłam sie pod wpływem impulsu, złości. Ale co miałam robić, co innego mi pozostało???? czekam już dwa miesiące na jego krok. żyję w niepewności, każdego dnia, każdej godziny i minuty. Wiem, że go kocham, jestem tego pewna, ale nie umiem prosić o miłość. to mnie przerasta. Nie umiem żebrać o uczucia. On spędza swój czas z nową kobietą i jej dzieckiem. To boli. Ja pozostałam w domu sama, z dwojgiem dorastających dzieci, z masą problemów z którymi nie potrafię dać sobie rady. Nie mam juz sił na nic. nie chce mi się żyć. |
|
|
|
|
Agnieszka2 [Usunięty]
|
Wysłany: 2007-02-08, 17:36
|
|
|
Milka, rozwod nie jest rozwiązaniem , bo nie rozwiąże Twoich problemów. Sama je musisz rozwiązać, z Bożą pomocą i pomoca przyjaciół. Zostaw go , nie pytaj, nie proś, nie nalegaj. POczytaj posty na forum, większośc z nas przechodziło to co Ty, są na Twoim etapie, albo na etapie dalej. Ja przeżywałam to co Ty równo rok temu. I wyszłam z tego. Początkowo na prochach, terapii psychologicznej. Potem modlitwa, praca, przyjaciele, także z tego forum. Teraz ciągle kocham, ciągle nie jesteśmy razem, mój mąż tez chce rozwodu. Powiedziałam nie. Mi rozwód nie potrzebny. Ale żyję. Mam dołki. Ale mam też sens życia, Samo życie jest sensem. Potrzfię się nim cieszyć, nie cały czas, czasami. Ale potrafię. I Ty tez będziesz potrafiła. Tylko przestań żyć dla swojego męża, swoim mężem. Zacznij żyć dla siebie. Zrób coś. Jesli problemy Cię przerastają, poproś kogoś o pomoc. Może my pomożemy. Tylko musisz napisać , pomyśleć, zastanowić się , wziąć w garść. Jesli nie dajesz rady sama, idź do psychiatry po antydepresanty. To nie wstyd. Ale pomaga. Serdecznie pozdrawiam. A. |
|
|
|
|
milka [Usunięty]
|
Wysłany: 2007-02-08, 18:00
|
|
|
mówisz, przestań żyć nim i dla niego. zacznij żyć dla siebie. Ale jak to zrobić? zasypiam z myślą o nim, zadając sobie pytanie dlaczego, budzę się w nocy, bo mi się śnił, kiedy wstaję znów jest moją jedyną myślą... to jak obsesja....dopada mnie na każdym kroku. NIe mam przyjaciół, poza tymi z netu, z którymi mogłabym rozmawiać. jestem jedynaczką, więć poza mamą nie mam nikogo. Jego rodzina, jak to zwykle w takich przypadkach bywa, jest po jego stronie. I nie ważne , że to on zawinił. Nie ważne, że nie chciał być na święta BOżego Narodzenia i Nowy Rok ze swoimi dziećmi. Zresztą mnie też powiedział dwa tygodnie przed Wigilią że dochodzi. Taki prezent dostałam! i jak teraz z tego wyjść? Psychiatra? owszem, ale nie ma w mojej miejscowości. Wyjazd i prywatne wizyty to koszta. Nie mam na to. Nie dostajemy kasy od męża a z jednych poborów uszczuplonych przez zwolnienie lekarskie ciężko mi jest powiązać koniec z końcem. Tak więc zastosowanie się do Twoich porad graniczy dla mnie z cudem. Ale bardzo potrzebuję jakiegoś, choćby emocjonalnego wsparcia. Czuję, że ginę, że wpadam w ogromną przepaść, z której nie dam rady sama się wydostać. Pomóżcie mi. Tak bardzo potrzebuję słów otuchy! |
|
|
|
|
Mila [Usunięty]
|
Wysłany: 2007-02-08, 18:43
|
|
|
Witaj Milko! Agnieszka2, dobrze Ci radzi, jeżeli nie możesz normalnie funkcjonować wybierz się do lekarza, ja na początku, gdy dowiedziałam się zażywałm leki przez ok. miesiąc, potem odstawiłam, bo na ból duszy znalazłam najlepsze lekarstwo : codzienną eucharystię i adorację Najświętszego Sakramentu. Opwiedziałam o swoim bólu Jezusowi i tak mi zostało On wie o mnie wszystko i nie spuszcza mnie z oczu. Wiem, że to moje cierpienie ma sens, przeczuwam to. A Tobie będzie teraz na początku ciężko, musisz trwać, tu na forum jest wiele osób silnych, które podziwam, wszyscy Ci pomogą, bo najlepiej zrozumie Cię ten co przeżył to samo... |
|
|
|
|
kotella [Usunięty]
|
Wysłany: 2007-02-08, 21:54
|
|
|
Droga Milko!
Jestem całym sercem z Tobą.
Ja też dowiedziałam się o innej kobiecie w tym samym czasie co Ty (dzień prze Wigilią). Czuję dokładnie to samo - muzyka, wiersze, zdjęcia - wszystko wzbudza we mnie ogromny smutek, żal. Jest ciężko. Strasznie ciężko, szczególnie gdy myślę o tym, że on jest szczęsliwy a ja nie.
Do tego ja muszę uśmiechać siędo dwójki naszych małych dzieci i odpowiadać 20 razy dziennie na ich pytanie "gdzie tatuś?".
Ale kocham, trwam, chwile słabości, zwątpienie, rozpacz, cierpienie, wszystko to oddaję Bogu. On może wszystko. Nie bój się Milko, Bóg jest z Tobą, jest bardzo blisko. Pozwól Mu Ci pomóc.
Na tym forum w dziale "Zycie duchowe" są cudowne modlitwy za małżeństwo i małżonków. Mi bardzo pomagają.
Sprawę rozwodu zostaw, zajmij się sobą, swoim samopoczuciem. Nie zgadzaj się na nic pochopnie ani w złości. Przymyśl i omódl wszystko. Pomyśl, czego Ty chcesz...
Ściskam i przytulam,
Kotella |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
|
Dodaj temat do Ulubionych Wersja do druku
|
| Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9 |
|
|