Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Relacje interpersonalne
Autor Wiadomość
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-19, 13:02   Relacje interpersonalne

Porady pedagoga i psychologa: Relacje interpersonalne
ks. Piotr Klain - psycholog i duszpasterz


http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=18715

Audycja radiowa
 
 
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-26, 13:33   

Porady pedagoga i psychologa: Wpływ relacji interpersonalnych na religijnośćks. Piotr Klain

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=11042
 
 
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-17, 23:13   

Jak ludzka życzliwość potrzebna jest dla naszego zdrowia psychicznego?
Maria Kucaj - psycholog.

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=17515
 
 
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-20, 20:22   

Kochać szczęśliwie

Czy miłość i wolność osobista to dwa buty nie od pary? Tak myśli dziś wiele osób. Dziś ważniejsza staje się często przestrzeń własnej wolności, niż pragnienie dzielenia życia z drugim człowiekiem. Żądanie „Potrzebuję wolności dla siebie" zaszkodziło, a nawet uśmierciło już wiele związków.


Każda niemal para przechodzi typową dyskusję wokół miłości i wolności w jakiejś fazie swego rozwoju - mianowicie wtedy, kiedy jedno z partnerów ma poczucie, że straciło wolność: jest „ściśnięty", brakuje mu „oddechu" i na myśl o tym, że teraz wszystko jest „my", robi mu się niedobrze. Drugi z partnerów, czując się tym urażony, próbuje wtedy najczęściej „ratować" związek, czyniąc drugiej stronie zarzuty albo dając do zrozumienia, że nie wyobraża sobie bez niej życia, a także kontrolując „buntownika" oraz próbując go zatrzymać wiążąc z sobą różnymi sposobami. Zamiast zaufać, że każdy związek ma potencjał, który daje mu szansę wyjścia z problemów obronną ręką, większość stawia na metodę przymusu i sznura. Tego nie wytrzyma żadna miłość.

Zatrzymać miłość, dając partnerowi wolność, jest wielką sztuką, którą musi się wykazać każdy związek, kiedy opada poziom zakochania i dotychczasowa para nierozłączek staje się na powrót dwojgiem ludzi o różnych osobowościach. Z romantycznej symbiozy zaczynają wyłaniać się różnice i cechy, które teraz dopiero nadadzą związkowi prawdziwy charakter. W żywym, dynamicznym związku oboje partnerzy muszą mieć możliwość zmieniania swoich zapatrywań i sposobu zachowania. Nie wszystko trzeba dzielić z partnerem. Jest rzeczą zrozumiałą, że człowiek ma potrzebę posiadania i jest czujny wobec tego, co robi jego partner, jednak musimy umieć pozostawiać w naszych związkach przestrzeń dla potrzeb drugiej osoby, które niekoniecznie muszą być takie, jak nasze. Inaczej związkowi grozi usztywnienie, zastygnięcie. Miłość może być żywa tylko tam, gdzie akceptujemy całą osobowość drugiego człowieka, z jej stronami mocnymi i słabymi, jej indywidualnymi cechami i przejawami.

Z lęku przed utratą wolności, z niemożności dokonania wyboru spośród wielu różnych możliwości albo z niemożności dokonania wyboru najlepszego, wiele kobiet i mężczyzn cofa się dzisiaj przed pełnym zaangażowaniem się w bliski związek. Łączą się więc bez przekonania, mając w zapasie jakieś wyjścia awaryjne, jakieś ukryte tylne furtki, na wypadek, gdyby znaleźli dla siebie lepszą opcję. Taka postawa jest więcej niż przeszkodą na drodze ku życiu i miłości spełnionej. Ludzi, którzy ciągle poszukują czegoś bardziej interesującego, bardziej frapującego, lepszego i którzy całą swą energię inwestują w to poszukiwanie, amerykański profesor psychologii, Barry Schwartz, nazywa maksymalistami. Uważa on, że przyczyną istnienia we współczesnym społeczeństwie tylu osób z wyboru samotnych albo osób niezadowolonych ze związków, w których żyją, jest współczesna cywilizacja, która proponuje człowiekowi tak wiele wersji życia do wyboru, że człowiek czuj e się w nich zagubiony i zdezorientowany. W istocie, możemy dziś wybierać pośród wielu możliwości (multiple choice). Wystarczy pomyśleć o zwykłym supermarkecie. Istnieje tam wybór - mówiąc z pewną przesadą- tysiąca żeli pod prysznic, a ty potrzebujesz przecież tylko jednego. Podobnie ma się sytuacja z nawiązywaniem znajomości. Inaczej niż dawniej, dziś rozstania i rozwody sana porządku dziennym......

Więcej w książce: Kochać szczęśliwie - Sylvia Schneider

a cały artykuł tu:
http://www.deon.pl/inteli...zczesliwie.html
 
 
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-03-10, 00:08   

Relacja Boga do człowieka i człowieka do Boga zwierciadłem relacji miedzyosobowych
sk.Piotr Pawlukiewicz

http://www.kazaniaksiedza...nna_homilia.mp3
 
 
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-01-20, 21:28   

NIE JESTEŚ NIKIM, czyli najciekawsza przygoda życia

O odnajdywaniu samego siebie, radości życia i dialogu z własnymi emocjami - rozmowa z Marią Danielewską, autorką warsztatu "KIM JESTEM?"

Z zazdrością patrzymy na tych, którzy żyją radośnie, w zgodzie ze sobą, przejrzyście… Czuje się, że lubią sami siebie i są lubiani przez innych. Może nie mają kokosów, ale mają wewnętrzne spełnienie. A ja? Czemu nie mam tej iskry? Dlaczego czuję niemoc, która odbiera mi energię i pozbawia smaku życia? Czego mi brak? I kim ja właściwie jestem?



Mira Jankowska: - Prowadzi Pani autorskie warsztaty „Kim jestem? W poszukiwaniu własnej tożsamości”. Czy to znaczy, że faktycznie nie wiemy, kim jesteśmy?



Maria Danielewska: - Zwykle nam się wydaje, że to wiemy. Są jednak sytuacje w życiu, w których się okazuje, że to pytanie zaczyna nas na nowo nurtować. Wtedy zaczynamy szperać i grzebać, by dojść do prawdy. Często się wtedy okazuje się, że nie wiemy, gdzie i jak szukać odpowiedzi na pytanie „Kim jestem?”, w jakiej przestrzeni swojego życia i własnej osoby.


Gdybyśmy zapytali ludzi, czy wiesz, kim jesteś, to pewnie usłyszelibyśmy różne odpowiedzi.

Jestem kobietą, żoną, mężem, rodzicem, dziadkiem, urzędnikiem, dyrektorem, lekarzem, nauczycielką, Polakiem… Ale zwykle są to role, w jakich występujemy… Mamy zbudowany swój świat, w którym funkcjonujemy i wyrobione wyobrażenie na swój temat. Czasem jednak pojawia się sytuacja, która nas zaskakuje, wymyka nam się spod kontroli, na przykład jakiś kryzys czy konflikt i wtedy pojawia się pytanie, ale dlaczego ja sobie z tym nie radzę? To może zacząć się już w szkole, kiedy dziecko ma trudności w środowisku rówieśników, albo w małżeństwie, gdzie pomimo że małżonkowie mają wyższe wykształcenie i dotąd między nimi wszystko świetnie się układało, nagle żona ma do męża jakieś pretensje. W tym momencie on przestaje być dla niej taki cudowny jak dotąd i zaczyna się zastanawiać: kim ja jestem?, kim jest moja żona?, co się między nami dzieje? Wtedy zaczynamy wnikać w siebie głębiej.


Nie wynosimy tej wiedzy z domu rodzinnego?

Mimo że rodzice zwykle bardzo kochają swoje dziecko, to jednak nie są doskonali, dają mu tylko tyle, ile mają. I nie zawsze to wystarczy, by stać się tym kimś, kim mam być według kreacji Stwórcy. Myślę tutaj nie tylko o sferze materialnej i fizycznej, ale przede wszystkim o sferze emocjonalnej i duchowej, czyli o wnętrzu osobowym, całym potencjale, który tworzy człowieka. Dobra zewnętrzne nas tylko dookreślają, tu chodzi o istotę mojego „ja”. To, jak rodzice siebie sami kochają - jaką mają relację, na ile siebie rozumieją, na ile sami wiedzą, kim są i znają sens własnego życia - na tyle będą potrafili przekazać to swoim dzieciom. Jeżeli samych siebie kochają, to i dziecko będzie się czuło kochane, bo będą się tym dzielić ze sobą. Jeżeli są w małżeństwie problemy, a w rodzinie konflikty, to i dziecko nie będzie wiedziało za bardzo kim jest, bo często wtedy przejmuje ono rolę opiekuna i dba o małżeństwo rodziców, o to by rodzina się nie rozpadła. Tu są już pierwsze rany, które uniemożliwiają dziecku bycie sobą. Może ono „gubić” swoją tożsamość, bo musi się stawać kimś innym, niż mogłoby być, gdyby miało inne warunki i środowisko do życia. Takie sytuacje zamiany ról dziecko nie percepuje, wpycha w podświadomość i dopiero w życiu dorosłym to nam się odsłania. Czujemy, że nie jesteśmy tym kimś, kim chcielibyśmy być, albo kim moglibyśmy być. Do mojej poradni przychodzi wiele osób, które zostały bardzo zranione w swoim domu rodzinnym. I to na różne sposoby. Jeśli była to przemoc fizyczna, to zwykle towarzyszy temu przemoc psychiczna. Najgłębsze, ukryte, zakamuflowane formy przemocy są właśnie na płaszczyźnie psychicznej i duchowej. Jak człowiek jest traktowany jak „nikt”, to wzrasta w poczuciu bycia „nikim”. W życiu dorosłym może się to wyrażać poprzez problemy w znalezieniu pracy, nawiązywaniu bliskich więzi, albo szukaniu i porzucaniu partnerów, w różnorakich uzależnieniach, także od miłości, pornografii, seksu czy jedzenia. Wszystko dlatego, że nie dostaliśmy takiej dawki miłości, która buduje zdrowe poczucie własnej wartości i pozwala pokonywać wyzwania dorosłości.


W dorosłym życiu wychodzą z nas ukryte w podświadomości przykre stany, przeżycia, doświadczenia z dzieciństwa. Jak je przekuć w korzyść?

Miłość jest podstawą w doświadczaniu siebie, w budowaniu własnej tożsamości. To jest ten właściwy pokarm. Przejawia się ona na różne sposoby. Od poczucia bezpieczeństwa finansowego rodziny, poprzez odpowiednie odżywianie, ubiór, czas, który się poświęca dziecku, uczucia, które mu się okazuje, wspiera się je pozytywnym postrzeganiem, pomocą w nauce, interesowaniem się jego pasjami, szkołą. To wszystko jest niezwykle istotne dla dziecka, by ono czuło, że istnieje, że jest ważne. Że takie, jakie jest, już jest wspaniałe i że nie musi się zmieniać, żeby się podobać rodzicom. Czasem rodzice mają ogromne oczekiwania wobec dziecka, a nie potrafią zobaczyć, jakie ono już jest. Nie dostrzegają jego uzdolnień, talentów, jego jedyności, tyko próbują je kreować według własnego widzimisię. To jest bardzo niszczycielskie. Dziecko wtedy nie może stawać się sobą, więc staje się „nie-sobą”. Traci to swoje „ja”.



Dzieciństwo ma niezwykle ważny wpływ na nasze postrzeganie siebie i na naszą przyszłość…

Jeśli ktoś w domu rodzinnym nie doświadczył uznania, nie był chwalony, podziwiany, nie doświadczył radości z siebie, to będzie w życiu szukał kogoś, kto by go docenił. Jeśli dziewczyna nie zaznała takiego uznania w dzieciństwie i młodości, to jako kobieta będzie szukała kogoś, kto się nią zachwyci, wejdzie jak w masło w taką znajomość. Wreszcie będzie czuła się spełniona. Wreszcie ktoś zaspokoi jej głód akceptacji i podziwu. Ona będzie się odwzajemniać tym, czego mężczyzna nie doświadczył. Jeśli mężczyzna wyczuje ten głód, będzie bazował na zaspokojeniu jej braku, by ją zdobyć dla siebie dla zaspokojenia własnego braku, być może również podziwu
i uznania. Otrzymuje wtedy zachwyt i uwielbienie za to, że zaspokaja jej potrzebę. Dzieje się to na płaszczyźnie podświadomej. W ten sposób rodzi się nie miłość, a współuzależnienie: on mi daje to, czego ja nie miałam, a ona to, czego ja nie doznałem. I stajemy się pozorne jedno.


Wielu z nas to nazywa prawdziwą miłością i odnalezieniem się dwu połówek jabłka…

W pierwszym odczuciu odbieramy to jako ogromne zakochanie, żyć bez siebie nie możemy. Po jakimś czasie jednak zaczynam odczuwać, że partner już mi nie daje tak dużo uznania, jak bym chciała, bo też widzi, że ja nie tylko jestem wspaniała. Ja także zdejmuję różowe okulary i widzę słabości narzeczonego czy męża. I wtedy zaczynamy dostrzegać pustkę… Zamiast uznania mogę doświadczać zarzutów, pretensji, żalów, czyli wracają te same stany i uczucia, które przeżywałam w dzieciństwie. Wraca pierwotny ból, którego doświadczałam wcześniej i rozpoznaję, że to nie była miłość… Nie było to coś, co miałam do dania, tylko coś, co brałam od drugiej osoby w sferze emocjonalnej, bo było mi potrzebne, bym się wypełniła. Teraz trzeba znowu spotkać się ze sobą prawdziwą, odciąć to współuzależnienie…


Spotkać się ze sobą – prawdziwą… Co to znaczy?

Sama mam dotrzeć do tego, co mam w sobie ważnego do uznania - często dzięki innym ludziom, trudnościom, sukcesom, modlitwie - i nie uzależniać się od innych, czyli nie posługiwać się innymi dla poprawienia sobie samopoczucia. To oznacza przyznać się przed sobą samą, że noszę w sobie taki brak, na przykład brak uznania, docenienia. Sama mam zobaczyć, co mam w sobie ważnego do uznania, do podziwiania, co mam cennego, wartościowego i uradować się tym. Muszę sama w swoich oczach „dorosnąć”, żeby znaleźć te wartości, docenić samą siebie i nie potrzebować, by ktoś mnie doceniał. Muszę sama odkryć to dla siebie. Owszem, potrzebuję innych, by też to we mnie zauważyli, ale jeżeli sama zacznę nad sobą pracować i to odkrywać, to wówczas inni zaczną to we mnie widzieć. Staję się wtedy niezależną osobą.


Prawie każdy z nas nosi w sobie taki brak: uznania, docenienia, niskie poczucie własnej wartości.

Dlatego współuzależnienia mogą być większe lub mniejsze. Może być tak, że możemy się zabijać, a może być tak, że możemy jedynie się obrażać. Kiedy na przykład w pracy nasz projekt jest źle oceniony, jak się zachowujemy? Wycofujemy się, wstydzimy, gaśniemy, czy przeciwnie – reagujemy agresją, złością lub płaczem? Jeśli pojawiają się uczucia dotąd nieznane, gwałtowne, zaskakujące nas samych, to one nie biorą się znikąd. Te głębokie emocje coś o nas mówią. Czasem gniew, wściekłość możemy w sobie chować i starać się, by nikt ich nie zauważył. Niekiedy kryjemy je nawet sami przed sobą.


Czego ta nagła złość czy wściekłość może być symptomem?

Może poczułam się na tyle bezpiecznie, czy na tyle silna, że już tę emocję w sobie dopuściłam do głosu? Jeśli ktoś wcześniej zakwestionował mój pomysł, coś przez to utraciłam i nie umiałam się temu wówczas sprzeciwić, pogodziłam się z tym, choć czułam się ofiarą takiego działania, to ta sytuacja bardzo mnie zabolała. Nic z nią jednak nie zrobiłam. Po jakimś czasie, czasem po wielu latach, pojawia się podobna sytuacja, która mogłaby doprowadzić do podobnych bolesnych doświadczeń. Wówczas mogę zachować się agresywnie, bo tamto doświadczenie wydobyło się w tym momencie i krzyknęłam, dziwiąc się dlaczego. Stopniowo uświadamiam sobie: Zaraz! to jest moja obrona przed tym, co mogłoby mnie skrzywdzić ponownie. Ta moja emocja mnie ratuje przed podobnym wykorzystaniem. To pomoc. Ale muszę się koniecznie zapytać, co ona mi mówi. Na tak postawione pytanie znajdę odpowiedź, jeśli zacznę schodzić do piwnicy samej siebie. To trwa, bo to proces, ale jego owocność jest ogromna. Muszę uczciwie zajrzeć w głąb serca i zapytać się tej emocji: co ty chcesz mi powiedzieć? Wiem, że chcesz mi pomóc, tylko jak mam to odczytać? Rozmawiam ze swoją emocją.


Rozmawiać z emocją? Można zostać posądzonym o małego świra…

(śmiech) To jest kwestia pracy nad sobą. Jeśli ktoś pracuje nad swoim życiem wewnętrznym i spotka się z osobą, która nigdy tego nie robiła, to dla niej może to być odejście od normy, „świrowanie”, bzik, ale jeśli ktoś rozumie, że jest taka rzeczywistość, jak świat niewidzialny, do którego należą też nasze emocje, wtedy to, co widzimy, jest tak samo ważne, jak to, czego nie widzimy. Myślę, że świat wewnętrzny jest o wiele bogatszy niż ten, który widzimy na zewnątrz, zmysłowy.



Fakt, te wewnętrzne stany nie są widoczne jako takie, ale przejawiają się przez nasze akty: działania, zachowania, gesty, słowa, mimikę, czasem przez brak reakcji. Nie zawsze nas zachwyca to, co się w nas dzieje, a zwłaszcza nasz sposób reagowania. Jak to w sobie pokochać?

Kochanie siebie samego jest możliwe wtedy, gdy poznamy prawdę o sobie. Ażeby ją poznać musimy zacząć jej szukać wchodząc w historię własnego życia i w różne sytuacje z przeszłości, do których nie mieliśmy dostępu, bo wypchnęliśmy je w niepamięć, a one trzymają nas w węzłach gordyjskich. Czasami czujemy się jak sparaliżowani. Z jednej strony mamy ogromne pragnienie życia, doświadczania radości, a z drugiej coś nas od wewnątrz przytrzymuje. Kiedy dojdziemy do tych związań, węzłów i odważymy się je rozsupłać, wtedy istnieje możliwość poznania siebie prawdziwymi, a wtedy się uwolnimy. Jak się uwolnimy, to poczujemy przypływ nowej energii, radość życia. To przyciąga do nas ludzi, bo każdy chce iść do osób radosnych, a nie do smutasów zamkniętych i patrzących krzywo. Doświadczamy więc wewnętrznej radości, także tej płynącej z bycia z ludźmi, czyli spełnienia, bo spełniamy się w relacjach.

http://www.poradnia-metanoia.pl/moje-mazy.html
 
 
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-06-17, 22:30   

Porady pedagoga i psychologa: "Proszę, dziękuję"
dr Iwona Roszkiewicz - psycholog

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=26278
 
 
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-11-04, 14:20   

Porady pedagoga i psychologa: Samousprawiedliwienie
dr Iwona Roszkiewicz - psycholog

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=27867
 
 
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2012-01-18, 19:41   

Wiesława Machalica
Prawda, która rani. O mówieniu prawdy

Szczerość i prawdomówność są wartościami umożliwiającymi życie społeczne. Prawda jest tak ważna, że stworzyliśmy prawo do niej. W pewnych okolicznościach mamy prawo usłyszeć prawdę. Wówczas kłamstwo jest złamaniem prawa. Złamanie tego prawa pociąga za sobą obowiązek naprawy szkody. Powinniśmy „oddać” komuś prawdę, tak jakby chodziło o skradzioną rzecz.

Ograniczenia prawa do prawdy

Prawo do wymagania i mówienia prawdy ma swoje ograniczenia. Często ludzie twierdzą, że szczerość jest najbardziej przez nich cenioną wartością. Takie stanowcze zapewnienia zazwyczaj jednak nie mają powiązania z różnymi odcieniami tej wartości i w związku z tym mogą kończyć się kłamstwem. Nie każdy też ma prawo do mówienia prawdy na temat drugiej osoby, zwłaszcza wtedy, gdy narusza czyjeś prawo do prywatności. Zdecydowanie każdy ma prawo do decydowania o tym, jakie informacje dotyczące jego życia prywatnego zostaną ujawnione... W wielu przypadkach przed ujawnieniem prawdy chroni nas prawo – mówimy tu o ustawie o ochronie danych osobowych. Z kolei ograniczeniem mówienia prawdy o innych jest także obowiązek dochowania tajemnicy zawodowej. Zobowiązani są do niej m.in. lekarze, psychologowie, księża.

Należałoby podchodzić do tej sprawy z rozwagą i ostrożnością. Szczerość jest bowiem często rozumiana jako przekazywanie innym tego, o czym myślimy i czego chcemy, nie uciekając się do półśrodków. Wypowiadamy swoje osobiste opinie na temat spraw, zwykle traktując te opinie jak bezwzględne prawdy. Zdarza się często, że staramy się narzucić innym swój „jedynie słuszny”, prawdziwy punkt widzenia, nie respektując punktu widzenia czy rozumienia sprawy przez inne osoby. Tak przekazywana, a właściwie narzucana „prawda” – jest prawdą subiektywną, mimo że traktowana jest jako obiektywna. W tym znaczeniu szczerość może być przeszkodą we współżyciu z innymi ludźmi.

Mówienie prawdy innym o nich: nasze krytyki i pochwały innych

Czy możemy mówić o innych wszystko, co nam przychodzi do głowy? Czy wypowiadanie opinii na temat innych osób, czyli krytykowanie ich, bądź chwalenie zawsze wtedy, kiedy mamy ochotę – jest wskazane jako poprawiające jakość życia społecznego? Czy to jest mówienie prawdy niosące dobro, zmianę? A może to chęć dania upustu swoim emocjom, złości, chęci do narzekania, potrzebie władzy bądź kontroli? Może chcemy takiej zmiany zachowania drugiej osoby na jakiej nam zależy?

Udzielanie drugiej osobie rad prawdziwie „od serca”, dotyczących często życia osobistego, szczególnie gdy osoba ta o rady nie prosi, jest naruszeniem jej prywatności, ingerencją w jej „przestrzeń psychologiczną”. Ludzie czasem wypowiadają swoje opinie na temat innych zakładając jednocześnie, że to oni „mają patent na prawdę”, i że to, co mówią, powinno być przyjęte i zastosowane. Obdarowany opinią, radą, „prawdą” może odbierać to jako atak agresji, a nawet próbę manipulowania czy wręcz rozkazywania. Zwykle pojawia się tu pytanie o intencje, motywy krytykującego czy chwalącego. Pojawia się też refleksja, jak te opinie przekazywać, żeby tworzyły one dobro, zachęcały do pozytywnej zmiany i dodawały skrzydeł?
Mówienie innym prawdy o sobie

Prawda o sobie u niektórych osób stanowi często upojenie ekshibicjonistyczne. Prawdy na swój temat, ale także na temat innych osób – zawarte w pamiętnikach, blogach, udzielanych wywiadach do gazet, to ostatnio rewia „manii szczerości bez granic”. Na tak rozumianą odwagę szczerości (szczerość aż do bólu, ale także szczerość aż do zakłamania) odważyło się wielu autorów. Jerzy Andrzejewski w Miazdze napisał: „Wciąż nie wiem, czy szczerość musi doprowadzać do obnażania się. Może w przemilczeniach kryje się ludzka kondycja? Może skrajna, więc do końca doprowadzona szczerość jest tylko wynikiem słabości i rozpaczy?”. Istnieje zatem szczerość i maska szczerości, a granica między nimi nie zawsze jest łatwa do ustalenia.

Szczerość wobec innych i na temat innych, choć także na swój temat wobec innych – może być próbą rozładowania własnej agresji, pognębienia innych, poniżenia ich, jak również próbą dowartościowania siebie. Bywa również, że w taki właśnie sposób człowiek zaspokaja potrzebę wywyższania się, dominowania, bycia osobą ważną. Toteż warto uświadomić sobie motywy, jakimi kierujemy się, „wygłaszając” drugiej osobie prawdy o niej czy też o sobie.

Jak „nasze prawdy” przekazywać?

Czy powinniśmy wyrażać własne opinie wtedy, gdy wiemy, że wywołają one cierpienie osób z naszego otoczenia? Myślę, że jeżeli nasze motywy i intencje są pozytywne, a nie destrukcyjne, i jeżeli nasze opinie przedstawiamy jako jedne z wielu punktów widzenia – czyli dajemy prawo innym do posiadania ich opinii, nie negując ich odmiennego postrzegania i rozumienia rzeczy, to mamy dużą szansę na porozumienie i dobre współżycie społeczne. Samokontrola jest niezbędna do życia w społeczeństwie. Kultura bycia polega również na „ugryzieniu się w język” i hamowaniu własnych impulsów. Szacunek dla drugiego człowieka to także nieingerowanie w jego życie bez zaproszenia.

Wymuszanie rozmów, a właściwie często zmuszanie do wysłuchiwania naszych monologów, „wychowywanie” na siłę poprzez jednokierunkowe głoszenie „prawd”, mówienie jak naszym zdaniem („bo taki już jestem szczery”) powinieneś się zachowywać, to najszybsza i najkrótsza droga do zerwania prawdziwego porozumienia. Celem rozmowy nie powinno być bowiem wykazanie drugiemu, że jest gorszy, ani zrobienie mu krzywdy. Jeżeli zakładamy chęć pomocy, warto nauczyć się efektywnego porozumiewania się. Warto też wiedzieć, że nawet wtedy, gdy sądzimy, że mamy rację (czyli chcemy mówić prawdę i być szczerzy), jest to nasza prawda, często bardzo subiektywna. Nasze widzenie zawodzi; filtr percepcyjny polega na tym, że widzimy to, co chcemy zobaczyć, słyszymy to, co chcemy usłyszeć, i często informacje docierają do naszej świadomości zupełnie inaczej niż zostały nadane. Zatem przekazując prawdę innym – bądźmy świadomi, że to nasza „subiektywność” i dobrze jest pomyśleć, że inne osoby mają takie samo prawo do swoich prawd, subiektywności na te same tematy, w tych samych zakresach, co my. I, że te osobiste, subiektywne prawdy są do rozważenia, do dyskusji…

Zakłócenia w komunikowaniu się, efektywnym współżyciu społecznym – to także sprzeczność między dwoma sposobami przekazywania prawdy. Werbalny, słowny przekaz jest inny niż informacje płynące z mowy ciała. Słownie przekazujemy chociażby pozytywną prawdę – zapewnienie przyjaźni, miłości, a mięśnie twarzy są napięte, pięści zaciśnięte, mina groźna; słowa nie niosą tu zatem prawdy. Osoba słuchająca jest wprowadzona w błąd, ma wątpliwość co do wiarygodności rozmówcy. Agresywne w treści teksty prawdy przekazywane przymilnym głosem są często próbą manipulowania drugą osobą, rozkazywania, aby zachowywała się w taki sposób, jak my tego oczekujemy. Nie jest ważne, co dla tej osoby jest dobre, ważne jest, czego ja chcę, co dla mnie jest wygodne.

Uczenie i metody przekazywania dzieciom wiedzy na dyskutowany temat powinny być przejrzyste. Należy objaśniać ograniczenia prawa do wymagania prawdy, i wskazać granice obowiązku jej mówienia (nieprzekazywanie obcym informacji, ochrona danych osobowych rodziny itd.). Prawo do wymagania prawdy ma więc swoje ograniczenia: przez miłość do innych, poszanowanie życia, bezpieczeństwo...

Wiesława Machalica



http://www.katolik.pl/pra...606,416,cz.html
 
 
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2012-01-18, 23:16   

Porady pedagoga i psychologa: Ciekawość dobra i zła
ks. Zdzisław Wojcik - psycholog

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=28827
 
 
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2012-11-23, 21:25   

Aleksytymia - zaburzenie niszczące związek

Komunikacja może być wyzwaniem dla każdego małżeństwa, ale cecha osobowości nazywana aleksytymią, która powoduje powstrzymywanie od dzielenia się własnymi emocjami i utrudnia rozpoznawanie ich u innych, niezwykle utrudnia relacje związku narażając go na rozpad.

Badacze komunikacji interpersonalnej z Uniwersytetu Missouri odkryli, że kiedy jeden z małżonków cierpi na aleksytymię, drugi partner może doświadczyć samotności i braku intymnej komunikacji, które prowadzą do osłabienia jakości związku.

Eksperci mówią, że ludzie z aleksytymią umieją opisać swoje reakcje fizjologiczne na określone zdarzenia, np. że mają spocone dłonie czy szybciej bije im serce, ale nie są w stanie określić swoich emocji, tj. stwierdzić czy są smutni, szczęśliwi czy źli. Ponadto osoby z opisywanym zaburzeniem mają trudności ze wskazaniem przyczyn swoich uczuć lub wyjaśnianiem różnic w odczuwanych emocjach.

Ludzie z aleksytymią doświadczają kłopotów związanych z relacjami z innymi i czują się niekomfortowo podczas rozmów. Typowy aleksytymik ma niebywale stoickie usposobienie. W czasie konwersacji unika emocjonalnych tematów i bardziej skupia się na konkretnych, obiektywnych komunikatach.

Osoby z aleksytymią nie dążą do tworzenia związków, ale biorą śluby czując podstawową ludzką potrzebę przynależności, która jest tak samo istotna, jak jedzenie i sen.

Pozostając w małżeństwie aleksytymicy mogą czuć się samotni i doświadczają trudności z komunikacją o intymnym charakterze, co obniża jakość związku. Co więcej zawsze dokonują bilansu zysków i strat, by mogli relatywnie łatwo rozpocząć lub zakończyć z relację. Nie sądzą, że inni mogą spełnić ich potrzeby, ani nie starają się zaspokoić czyichś.

Powyższe wnioski wyciągnięto na podstawie danych dotyczących małżonków ze 155 heteroseksualnych par. Odsetek aleksytymików wyniósł 7,5 proc. wśród mężczyzn oraz 6,5 proc. wśród kobiet i zgodnie z wcześniejszymi testami określono go jako reprezentatywny dla populacji ogólnej. Zaburzenie często wiąże się z innymi dolegliwościami ze spektrum autystycznego i zespołu stresu pourazowaego. Badania również wykazały, że aleksytymia często jest powiązana z zaburzeniami odżywiania, uzależnieniami i depresją.

Wyniki badań zostaną opublikowane w Journal of Family Psychology.

http://www.zwiazki.senior...azek,15606.html
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 9