Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
|
Przesunięty przez: administrator 2006-07-27, 11:11 |
Witam w kąciku psychologicznym |
Autor |
Wiadomość |
chagrine [Usunięty]
|
Wysłany: 2006-11-21, 21:41
|
|
|
Witaj Błekitna
Usłyszałam o tej stronie,znalazłam Was.Nie wiem co mam robic,czytam wasze wypowiedzi i jest mi głupio,Wiedziałam,że nie jestem jedyna ,która wyje po nocach w poduszke zadając sobie od ponad dwóch lat,czemu własnie ja,czemu moje dzieci?Czytam i widze osoby szukające pomocy.Ja chyba tez jej potrzebuje.Nie daje rady.Mój mąż odszedł ode mnie i naszych córeczek.Wykrzyczał mi,że wszystko sie skończyło,że juz nic nie ma.Załatwił nam swoją osobista separacje,bo w sadzie nie bylismy.Nie ma go ponad dwa lata a jego ubrania wciąż wiszą w szafie.Nie ma go a ja wciąz mysle....i zadaje sobie pytanie co ja zrobiłam złego?Odwiedza dziewczynki prawie co tydzien jak przyjeżdza do swojej mamy.Ilekroc chciałam porozmawiac odwracał sie.Teraz nie mam odwagi nawet zaczynac.Temat"NAS"nie istnieje i tego co dalej.Ida kolejne świeta,kolejne bez niego. A ja nawet nie umiem sie cieszyć,że wogóle będą.
Błekitna napisałam Ci prywatną wiadomość,nawet nie wiem czy ją dostałaś:(Nie umiem sie połapac w tych okienkach.jednak komputer to nie jest mój przyjaciel,zawsze cos pogubie).Czuje jednak,cos mi podpowiada,że tutaj może znajdę ten spokój ducha,którego tak szukam.Jak mam sobie poradzic z ta miłościa,która wciąż mam w sercu do tego człowieka,do człowieka,który tak bardzo zranił mnie i dzieci.Poplatane to wszystko,wiem,ale prosze o pomoc,nie umiem sie pozbierać. |
|
|
|
|
wabona [Usunięty]
|
Wysłany: 2006-11-22, 06:14
|
|
|
Chagrine, co prawda nie jestem Błękitną, ale sobie popiszę. Mój mąż odszedł prawie rok temu, wcześniej - przez rok mnie zdradzał. A jeszcze wcześniej też przez rok go nie było. Nie cofam się już - bo ogólnie wygląda to nieciekawie. piszesz, że Twój mąż odwiedza dzieci - mój - średnio raz na miesiąc - więc rzadziej.
Nic nie piszesz, czy on kogoś ma. Dwa lata to dużo. Czy jego wizyty odbywają się z Twoim udziałem? Czy nie zauważyłaś, że zmienił się? Wreszcie, czy Ty się zmieniłaś - i czy on te zmiany zauważa? Zostawił ubrania - więc tak jakby zostawił sobie możliwość powrotu. Nie złożył żadnego pozwu - to też plus.
Zauważyłam, że jesteś bardzo uzależniona emocjonalnie od męża. Przecież masz jeszcze dzieci, a zbliżające święta mogą być okazją do tego, żeby sprawić im i sobie radość.
Wiesz, mi osobiście dużo dają rozważania "Kwadrans z Jezusem" - polecam je wszystkim, bo dają możliwość wygadania się Jezusowi - jak przyjacielowi.
Ponadto udało mi się tak całkowicie zaufać woli Pana - poświęciłam mu całkowicie swoje życie, oddałam Mu swoje troski i kłopoty, poprosiłam, by pokierował mną tak, aby było dobrze.
Chagrine, my musimy być szczęśliwe - chociażby dla dzieci. Trudno - stało się tak a nie inaczej, ale żyć trzeba dalej, ale tak, aby to życie było owocne. Na mężu świat się nie kończy. Pozdrawiam i przepraszam, że wcięłam się tu zamiast Błękitnej.
Błękitna - wybacz! |
|
|
|
|
chagrine [Usunięty]
|
Wysłany: 2006-11-22, 08:52
|
|
|
Dziekuje Wanboma za tych kilka słów.Nie napisałam nic więcej o mężu,bo i tak cięzko mi było pierwszy raz sklecic te kilka zdań,miałam zamęt i szum w głowie od myśli.Mąz odszedł do innej.Nie wiem czy nadal sa razem,on mówi,że nie.Jednak po tylu kłamstwach którymi mnie karmił i po tym jak potraktował,nie umiem mu zaufac.Gdy urodziła sie nasza młodsza córeczka(5 lat)mąz pierwszy raz wyjechał na kilka miesięcy za granicę.Wrócił na pół roku i znowu wyjechał.wrócił i znowu wyjechał.Tak więc praktycznie byłam sama z moimi maluchami.Gdyby nie uczucie do niego i wiara,że będzie dobrze,że wróci i znowu bedziemy szczęśliwi z naszymi dziecmi,to chyba nie zniosłabym tej wiecznej rozłaki.Ale stało sie inaczej,po ostatnim wyjeżdzie wrócił i był nieobecny dla nas.Miał jakies ciągłe pretensje,wszystko mu nie pasowało
bardzo zadko siadał z nami do stołu,mnie omijał jak tredowatego.wpadłam w depresje,zaczęłam brac leki.On nawet nie wiedział,mówił,że głupia jestem.Praktycznie odkąd wrócił mówił o odejściu.Byłam zszokowana,nie wiedziałam co sie dzieje,dopiero potem wyszło,gdzie mój mąż wydzwania wielkie rachunki,gdzie jeżdzi zamiast ofiarowac nam odrobine uwagi i czasu.Walczyłam,chciałam rozmawiac,ale moje słowa natrafiały na mur ironicznego smiechu i odrzucenia.Gdy zapytał mnie "A czym jest dla Ciebie miłośc"-zaczęłam mu cytowac Hymn o miłości,bo z tym szłam do ołtarza w dniu naszego slubu.Jego realkcja powaliła mnie z nóg,bo powiedział"Gdzie ty sie takich głupot naczytałaś"A przecież przez lata jeszcze przed małżeństwem i po slubie gralismy w zespole młodzoiezowym w Kosciele,spiewalismy na Mszach,prowadzilismy czuwania,rózańce i drogi krzyzowe.Więc wyobrazasz sobie reakcje.Moze dlatego tak trudno mi sie pozbierac,bo wszystko w co wierzyłam zawaliło się.Mąż przyjezdza,fakt,wariuje z dziecmi,bawi się,wymysla jakies śmieszności.Próbuje mnie zaczepiac od jakiegos czasu.jednak nigdy nie zaczął rozmowy o nas.A ja?Ja widze,że zaczęłam sie zamykac,wycofywać.Chciałabym aby wrócił,ale sama siebie pytam,co niby miałby nam do zaoferowania po tym co zrobił?Czy znowu kłamstwa?Pogubiłam się.Będe tu zaglądała,może wasze mysli,podpowiedzi pomoga mi uwierzyc,że ja tez cos znacze,że pomimo nerwów,które teraz mna owładneły wyjde na prosta,że sie uspokoję.Dziekuję jeszcze raz.teraz musze biec do pracy i odprowadzic dzieci. |
|
|
|
|
a.kolinska [Usunięty]
|
Wysłany: 2006-11-26, 17:52 Prosze o pomoc
|
|
|
Pisałam w "pytaniach do psychologa" z prośbą o rady,więc nie będę przypomonać swojej historii tylko napisze co nowego.a więc mój mąż odkąd ja przestałam histeryzować,dzwoni każdego dnia (3 dni pod rząd z pytaniem jak sie czuję),najpierw przyjęłam to z ogromną nadzieją i spałam spokojnie,ale dzisiejszy tel. raczej skłania mnie do postawienia tezy:" dzwoni bo się poważnie martwi o mój stan psychiczny,bo ma poczucie winy ,ale jakby w głowie sobie postanowił,że wracać nie ma zamiaru,bo jak w tel. zadżwięczała cisza to go spytałam czy jescze coś chciał mi przekazać wtedy zmienił ton głosu stał się szorstki i oficjalny.a ja tak chciałam żeby mi powiedział,podjąłem decyzję, przyjeżdżaj,zaczniemy od nowa!
Milczę i nie histeryzuję dopiero od Piątku i już czuję sie na skraju wyczerpania.Co on ma w głowie,czy ta nauka tak go przybiła,czy dziewczyna mu zawróciła w głowie i zaczął się zastanawiać czy ona nie była by lepszążoną ode mnie-super zoorganizowana,optymistycznie nastwiona do żyia tupeciara to ona ,a ja lekko bojaźliwa z niską samooceną,wiecznie niezadowolona(może bez przesady,ale on tak to widzi) furiatka,artystka co chodzi swoimi drogami(mówił mi,że nie rozumie moich problemów natury egzystencjalnej).Kocham go i chciałabym porozumienia,panicznie boję się co ja zrobię bez niego (potrzebuję miłości,bliskości drugiej osoby,żeby żyć).Nie wiem czy wytrzymam cierpliwie w ciszy czekając na jego decyzję, miesiąc albo dłużej.Proszę o rady! |
|
|
|
|
wabona [Usunięty]
|
Wysłany: 2006-11-26, 19:03
|
|
|
Słuchaj, a co to znaczy miesiąc. Niektórzy z nas czekają sporo dłużej. To, że Twój mąż tak często dzwoni, to naprawdę dużo znaczy. Gdyby chciał się odciąć, wcale by nie dzwonił - tak jak mój. Nawet, gdy przyjeżdża, w ogóle się nie odzywa. |
|
|
|
|
Grażynka [Usunięty]
|
Wysłany: 2006-11-26, 19:11
|
|
|
a.kolinska napisał/a: | Nie wiem czy wytrzymam cierpliwie w ciszy czekając na jego decyzję, miesiąc albo dłużej |
Ja czekam od września ubiegłego roku... |
|
|
|
|
wito [Usunięty]
|
Wysłany: 2006-11-26, 20:02
|
|
|
Ja od czerwca kiedy chciałem porozmawiać słyszałem w odpowiedzi same obelgi i wyzwiska. Od września kiedy żona się wyprowadziła nie rozmawiałem z Nią ani razu. I sprawy rodzinne ułożyły sie same. Ja zabieram córkę w czwartek ze szkoły w poniedziałek odprowadzam, a starsza kontaktuje się z żoną w szkole. Raz zadzwoniła jak dziecko było chore, że mogę ją zabrać ze szkoły w piątek. Kiedy zapytałem "co u Ciebie" usłyszałem "a wiesz jestem szczęśliwa". To dobrze, że dzwoni, że martwi sie o Twoje zdrowie, to znak że coś czuje. Moja żona nie zadzwoniła nawet kiedy skręciłem nogę i wiedziała, że muszę na drugi dzień iść do pracy. Nie zapytała nawet poprzez córkę. Nie interesowało jej czy dam radę wziąść najmłodszą do siebie na czas kiedy Ona pojedzie na uczelnię. PO PROSTU BYłA PEWNA, żE TAK ZROBIę. Nie okazała minimum zainteresowania moją sytuacją.
Więc ciesz się tym, że dzwoni chociażby z zapytaniem o Twoje zdrowie. To znak, że nie pracuje nad zabiciem w sobie wszelkich uczuć wobec Ciebie. |
|
|
|
|
wabona [Usunięty]
|
Wysłany: 2006-11-26, 20:27
|
|
|
wito napisał/a: | To znak, że nie pracuje nad zabiciem w sobie wszelkich uczuć wobec Ciebie. |
Bardzo trafne określenie, Wito. Właśnie mój mąż włożył wszelki wysiłek, by tego dokonać. I tak sobie myślę, że wystarczyło tylko troszeczkę się przyłożyć, byśmy byli szczęśliwi, a on, "ciężko pracując", nie w tym kierunku, co trzeba, zabił "nas" zupełnie. Na amen! |
|
|
|
|
Grażynka [Usunięty]
|
Wysłany: 2006-11-26, 20:30
|
|
|
wanboma napisał/a: | Bardzo trafne określenie, Wito. Właśnie mój mąż włożył wszelki wysiłek, by tego dokonać. I tak sobie myślę, że wystarczyło tylko troszeczkę się przyłożyć, byśmy byli szczęśliwi, a on, "ciężko pracując", nie w tym kierunku, co trzeba, zabił "nas" zupełnie. Na amen! |
Mam wrażenie, że mój robi to samo... |
|
|
|
|
a.kolinska [Usunięty]
|
Wysłany: 2006-11-26, 21:28
|
|
|
Niestety dzisiaj rozmawiałam z jego mamą i dowiedziałam się,że w piątek miał przerwę między zajęciami i przyprowadził do mieszkania brata 3 koleżanki,które poprosił o ugotowanie mu obiadu,a potem w sobotę pojechał z inną koleżanką,pomóc jej w wyborze nart,a podobno ja mu przeszkadzałam w nauce,on miał teraz poświęcić się wyłącznie nauce i proszę jak się uczy,podobno siedzi przed telewizorem lub śpi.Myślę,że on kompletnie się pogubił,nie wie w która stronę pójść,chce ode mnie uciec bo chce zacząć wszystko od nowa,a ja jestem z jego feralnej przeszłośći,tylko jest mu ciężko,jeszcze się nie zdecydował.Boże jak mi źle,kocham i nienawidzę,nie mogę uwierzyć własnym oczom,to zupełnie nie ten człowiek,którego znałam,to diabeł wcielony bez sumienia,aż trudno uwierzyć,że był kiedyś taki dobry i czuły!! |
|
|
|
|
Mirela [Usunięty]
|
Wysłany: 2006-11-26, 21:46
|
|
|
Hej! :)
Tak się składa ,że to Pan Bóg decyduje ile potrzeba nam czasu na przemianę, na poznanie własnego ja, na zrozumienie swoich błędów, na ich naprawę, na zadośćuczynienie, na pojęcie i ukochanie Miłości. On wie najlepiej:)
Napisałaś: „ja lekko bojaźliwa z niską samooceną,wiecznie niezadowolona(może bez przesady,ale on tak to widzi) furiatka,artystka co chodzi swoimi drogami(mówił mi,że nie rozumie moich problemów natury egzystencjalnej).”
To jest ocena męża czy Twoje domysły?
Bo czasem robimy błąd podstawowy , sami domysłami piszemy scenariusze, które zawsze szukają zła, nigdy dobra. Mało tego , te domysły są przyczyną niepotrzebnych emocji.
Dla Was obojga to trudny czas.
Ja taki trudny czas mam za sobą. Ten czas można spożytkować .W ciszy można usłyszeć i zobaczyć więcej . W ciszy odnajdujemy Pana Boga. W ciszy potrafimy z Nim rozmawiać . W ciszy uczymy się miłować.
Cieszę się ,że jesteś tutaj.
Uśmiechaj się , zajmij się sobą, rozwijaj swoje pasje. Przede wszystkim oddychaj Miłością.
Modlitwa jest kółkiem ratunkowym.
Pozdrawiam serdecznie :) |
|
|
|
|
chagrine [Usunięty]
|
Wysłany: 2006-11-27, 21:29
|
|
|
Ja czekam już dwa i pól roku na decyzje męża.Może to ja powinnam ja podjąc za niego,nie wiem.Od pewnego czasu częściej do nas dzwoni,pyta jak dzieci,jak moje zdrowie.Zaczął pomagac w pracach domowych w trakcie wizyt u dzieci.Nie wiem co o tym myslec,czy cos dobrego za tym pójdzie.Może dlatego,że boje się zaufac,narobic sobie nadziei a potem dostac obuchem po głowie.
Mirela napisałaś,że to Bóg nad wszystkim czuwa i on wie najlepiej ile czasu potrzeba....Dziekuję za te słowa,chociaz nie były one do mnie kierowane.Przypomniały mi to,w co wierzyłam odkąd odszedł mój mąż.Nie wiem tylko,jak długo jeszcze dam rade trwac w takim zawieszeniu.Brak Jego decyzji,mój strach...kolejne święta w rozbitej rodzinie...Bije się z myslami,aby wreszcie spakowac jego rzeczy i wynieśc do piwnicy skoro on nie umie ich zabrać.Ale czy powinnam? |
|
|
|
|
rebound [Usunięty]
|
Wysłany: 2006-11-27, 22:07
|
|
|
chagrine ...
a moze napiszesz mu list ? ... ze widzisz ze pomaga w domu ze sie interesuje, ze dzwoni itd... moze podkreslisz w tym liscie jak milo jest ostatnio przez to co robi ... ale tez ze swieta sie zblizaja i ze chciala bys wiedziec czy bedzie z wami w tym roku ... moze odpowie w liscie, pisac jest latwiej jak mowic prosto w oczy ...
moze to jego pruba powrotu ? ...nie wie jak sie do tego zabrac ...
wiele mozliwosci na to nowe zainteresowanie wami i pomoc w domu ...
tak tylko pomyslalam o liscie ktory mogla bys napisac ... takim spokojnym cieplym tonem :)
pozdrawiam |
|
|
|
|
agata [Usunięty]
|
Wysłany: 2006-11-28, 09:50
|
|
|
a.kolinska, napisałaś:
"bo jak w tel. zadżwięczała cisza to go spytałam czy jescze coś chciał mi przekazać wtedy zmienił ton głosu stał się szorstki i oficjalny.a ja tak chciałam żeby mi powiedział,podjąłem decyzję, przyjeżdżaj,zaczniemy od nowa! "
Zrobił się szorstki i oficjalny bo i Ty oficjalnie go zapytałaś! Martwi się o Ciebie, ale to nie znaczy, ze jest w tej chwili silniejszy od Ciebie. Może i on Ciebie potrzebuje, tylko nie rozchwianej, ale spokojnej, pomocnej, będącej oparciem. Sytuacja go przerosła. Szamocze się teraz. Ja to tak widzę. Nie namawiam Cię byś teraz stała sie jego ratowniczką i opiekunką, tylko myślę, może to nie wygląda do końca tak, jak Ci się wydaje? Nie daj się zwątpieniu, rozpaczy, panice.
Życzę spokoju. Pokoju w sercu, można go znaleźć w modlitwie. Pozdrawiam :) |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
|
Dodaj temat do Ulubionych Wersja do druku
|
| Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 9 |
|
|