To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Kryzys, zdrada męża - jak to przeżyć.

Anonymous - 2016-12-06, 20:28

Ja też wierzę w przyjaźń damsko-męską, która nie musi rozwijać się w nic więcej. Naprawdę jest to możliwe i fajne. Ale obie strony muszą mieć mocne fundamenty i zasady, których nie złamią.

Szukasz dowodu. Na co? Na przewinę meża czy na jego niewinność?

Nie wiem, może po prostu poznaj tę koleżankę. Powiedz mężowi, żeby zaprosił ją do Was, spytaj czy ona ma rodzinę, dzieci. Może moglibyście się poznać.. Wtedy może pewne kwestie by się rozstrzygnęły. Zobaczysz jak zareaguje mąż na taką propozycję. Jeśli to naprawdę czysta znajomość, fajna osoba, która ma dobry wpływ na męża to mąż z chęcią Ci ją przedstawi, zaprosi do Was, a ona będzie czuła się dobrze i swobodnie. Tylko ważne, żeby to zaproszenie było szczere z twojej strony, żeby nie było w tym sprawdzania na zasadzie "no to sobie popatrzę jak koleżanka się zachowuje, wybadam ją i będę obserwować meża...".

Natomiast jeśli czujesz, że ta znajomość ma destrukcyjny wpływ na Was i mąż się odsuwa wyraźnie, to czas o tym powiedzieć. Po prostu. Że widzisz zmianę, że chciałabyś się dowiedzieć skąd się ta zmiana wzięła. Nie sugerowałabym przy tym, że według Ciebie powodem jest koleżanka.. Tylko posłuchałabym co mąż mówi. Na spokojnie.

Anonymous - 2016-12-09, 09:07

Dziękuję za wszystkie wskazówki.
Postanowiłam trochę odpuścić i skupić się na sobie. Czuję, że tego potrzebuje moja psychika.
Dużo czytam (sięgnęłam też po książki przez Was polecane) i uczę się. Wszystko ze świadomością, że mam wpływ na zmianę własnych zachowań, mojego życia.

Anonymous - 2016-12-12, 10:01

Czytam różne wątki na forum starając się "wyciągnąć" z nich coś dla siebie.
Na jednym z nich natrafiłam na taką wypowiedź sheenaz: "Teraz. mimo awantur, cichych dni (w trakcie których właściwie czuję się bezpieczniej, niż podczas dni zgodnych), zawsze mówię otwarcie, że coś mnie zabolało. Jednakże u nas komunikacja leży totalnie. I tu, z pełną odpowiedzialnością za swoje słowa napiszę - mój mąż jest wiele lat (świetlnych) za mną. Jeśli ja nie końca dobrze zinterpretuję jego słowa - zadaję pytania pomocnicze, które ułatwią mi odczytanie intencji. Nigdy nie czepiam się słów, jeśli wiem że były niefortunnie użyte.
W druga stronę to nie działa. Nawet jeśli wyjaśnię swoje intencje, mój mąż i tak zostaje przy pierwotnej interpretacji, mimo że ma dość dużo danych, aby właściwie zrozumieć mój przekaz.
Takie kopanie z koniem (wyczerpujące, odbierające nieraz godność) - dlatego wolę milczenie, jest bezpieczne. Chore, ale bezpieczne".

W moim małżeństwie występuje właśnie taki problem z komunikacją. W pewnym momencie ustaliliśmy, że w sytuacji jakiegoś nieporozumienia będziemy sobie wzajemnie wyjaśniać jakie intencje mieliśmy wypowiadając dane słowa. Problem w tym, że właśnie tak jak to napisała sheenaz - Nawet jeśli wyjaśnię swoje intencje, mój mąż i tak zostaje przy pierwotnej interpretacji, mimo że ma dość dużo danych, aby właściwie zrozumieć mój przekaz.
I teraz pytanie, czy ja mogę z tym coś jeszcze zrobić?
Czy to po prostu świadczy o tym, że mężowi nie zależy na właściwym interpretowaniu moich słów. Woli trzymać się swoich teorii.
Uważam, że to jeden z obszarów w naszym małżeństwie, który wymaga pracy i uwagi. Tylko czy mamy szansę coś w tym obszarze zmienić przy takiej postawie mojego męża?
Proszę o wskazówki.

Anonymous - 2016-12-15, 22:28

Pola10 napisał/a:
Czy to po prostu świadczy o tym, że mężowi nie zależy na właściwym interpretowaniu moich słów. Woli trzymać się swoich teorii.


Myślę, że w tym "stanie" ducha, którym jest (wybacz, ale podejrzewam go o najgorsze), nie zastanawia się i nie zagłębia i nie analizuje wypowiedzianych przez Ciebie słów.

Co robić? Sam właśnie szukam odpowiedzi na to pytanie. Ja wprawdzie już wiem o zdradzie swojej żony, ale to wcale nie ułatwia życia :). Mam teraz na swoich barkach "odpowiedzialność" za dalsze losy naszego związku - ona już powiedziała o problemie. Mało tego, prosi mnie o wsparcie, bo twierdzi, że sama sobie nie poradzi. Ta moja odpowiedzialność jest oczywiście iluzoryczna, bo z jednej strony to ja mam zdecydować i przemyśleć, czy chcę być z nią dalej, czy mam ją wyprowadzić z domu, a z drugiej strony, nawet jeżeli będę chciał, żeby została, to przecież nie gwarantuje sukcesu...

Może gdybym podejrzewał te 2 miesiące temu, to bym jakoś zareagował, ale czy to by ją ocuciło, tego nie wiem.

Być może spróbuj ostrzec przed konsekwencjami, bo często się słyszy, że osoba, która zdradza o nich "nie myślała". Takie konsekwencje dla faceta, w moim odczuciu powinny być konkretnie sprecyzowane i podane na tacy. Powiedzieć, co się stanie z nim (mieszkanie), alimenty, podział majątku, rodziną itp., gdzie będzie mieszkać itd... Słowa typu "odejdę", "nie przeżyję tego" itp. chyba na niewiele się zdadzą.

Motyla noga... Może się po prostu pogodzić, że możemy wylądować ostatecznie sami?

Anonymous - 2016-12-16, 08:27

mąż_żony napisał/a:
Myślę, że w tym "stanie" ducha, którym jest (wybacz, ale podejrzewam go o najgorsze), nie zastanawia się i nie zagłębia i nie analizuje wypowiedzianych przez Ciebie słów.


Niestety w ostatnich dniach właśnie się o tym przekonałam.
Po krótkim okresie względnej poprawy w relacjach między mną a mężem (tak to przynajmniej wyglądało z mojej perspektywy) zły zintensyfikował swoje działania. Mąż powiedział, że na przetrwanie naszego małżeństwa nie ma już żadnych szans.
Widzę, że przeszedł na inny "etap".
Dopiero teraz widzę jak silne jest moje uzależnienie się od męża. Nie wyobrażam sobie jak będą wyglądać zbliżające się Święta, jak będzie wyglądać moje życie.
Proszę o modlitwę.

Anonymous - 2016-12-16, 09:45

Pola,

Myślę sobie, że każdy chyba się uzależnia od swojego małżonka i stawia go na piedestale swojego życia. Tylko, że jedni całe życie jakoś tak działają, a inni dostają po łbie kryzysem i wtedy to widzą.

Jednocześnie wiem, jakie to trudne, żeby zdać sobie z tego sprawę i w tym właśnie momencie uczyć się "odwyku" od męża.

Ale wszystko można. Nawet to, co u ludzi niemożliwe, u Boga jest do zrobienia.

Mocno Cię przytulam!

Anonymous - 2017-01-19, 11:50

Dawno nie pisałam na swoim wątku...
Po wielu różnych zawirowaniach, wielu przykrych słowach usłyszanych od męża przyszedł bardziej spokojny czas, kiedy to wydawało mi się, że nasze relacje małżeńskie zaczęły się ocieplać. Ależ byłam naiwna. Ale od początku.
Po Świętach po raz kolejny postanowiłam odpuścić kontrolę w tym sensie, że przestałam do męża często wydzwaniać, o nic nie wypytywałam itd. Jednocześnie byłam miła, pomocna, okazująca mu uznanie.
Mąż również stał się miły, kochający, czuły.
Tylko, że szybko zorientowałam się, że to jest prawdopodobnie jego nowa taktyka zastosowana w stosunku do mnie, taktyka która ma uśpić moją czujność.
Myślę, że jego relacja z "koleżanką" z pracy kwitnie w najlepsze. Specyfika pracy mojego męża (i jego "koleżanki") jest taka, że często ma wolne dni w środku tygodnia. Ja pracuję od poniedziałku do piątku. Zauważyłam, że w tych dniach w zasadzie w tych samych godzinach ma wyłączony telefon. Sprawdzam to na podstawie jego dostępności na jednym z komunikatorów zainstalowanych na smartfonie. Włącza telefon mniej więcej godzinę przed moim powrotem z pracy.
Raz zadzwoniłam do niego, a później zapytałam dlaczego miał wyłączony telefon. Odpowiedział, że telefon miał włączony, może jakiś problem z zasięgiem.
Nie wiem co robić, ale ja już dłużej nie potrafię tak żyć. Boję się, że się wykończę psychicznie.
Wiem, że rozmowa z nim nie ma żadnego sensu bo wszystkiego się wyprze, a ze mnie zrobi wariatkę.
Proszę, poradźcie co w takiej sytuacji zrobić? Najgorsze są chwile gdy siedzę w pracy, widzę, że jego telefon jest wyłączony i zaczynam myśleć co oni mogą robić. Ból nie do opisania.
Wciąż chcę ratować to małżeństwo ale zupełnie nie wiem jak. Praca nad sobą i modlitwa - to staram się robić, ale mój stan psychiczny jest coraz gorszy.

Anonymous - 2017-01-19, 12:19

Pola

Ja w podobnej sytuacji do Twojej, odciąłem się od żony.
Dokonałem jej amputacji z mojego mózgu. Jak sobie wmówiłem, że nic mnie z nią nie łączy, przestałem się interesować tym, co robi i przestało to mnie tak bardzo boleć.
Ale to była moja metoda na taki ból.

Anonymous - 2017-01-19, 12:32

Jacku, rzeczywiście taka amputacja mogłaby mi pomóc złagodzić ten ból.
Dokładnie w tym momencie mąż ma wyłączony telefon, a ja czuję się tak jakbym zaraz miała umrzeć. Nie chcę tego przeżywać co kilka dni.
Ale z drugiej strony jak sobie zacznę wmawiać, że nic mnie z mężem nie łączy to jak się to ma do ratowania małżeństwa.
Bardzo jestem pogubiona w tym wszystkim.

Anonymous - 2017-01-19, 12:48

Chcesz być ratownikiem małżeństwa, który sam tonie?
Najpierw ratuj siebie.
Po co sprawdzasz stan telefonu męża. Co Ci to daje. Masochizm? :-?

Anonymous - 2017-01-19, 13:06

Jacek, mój mąż osiągnął niemal perfekcję w kłamstwie i udawaniu. Gdyby nie to, że śledzę jego telefon żyłabym w przeświadczeniu, że między nami jest już wszystko ok.
Anonymous - 2017-01-19, 13:17

Sprawdź go. Weź urlop na jeden z tych jego wolnych dni, udaj, ze wychodzisz do pracy i po prostu sprawdź.

Ewentualnie detektyw.

Sprawdź w taki sposób, zebyś nie miała wątpliwosci. Bo wątpliwosci cię zabiją.

Anonymous - 2017-01-19, 13:24

Polu, przecież męża nie ma z Tobą, to jak możesz myśleć, że jest wszystko w porządku?
Zachowywałam się podobnie jak Ty, czekałam na telefon od męża, każdą jego wypowiedz analizowałam, często wydawało mi się, że idzie ku lepszemu, czysty obłęd. Wykańczałam się psychicznie, dopiero jak się odcięłam, jak przestałam rozmyślać co robi mąż, zaczęłam normalnie funkcjonować.
Aby uratować małżeństwo, trzeba najpierw ratować siebie. Polu, zajmij się sobą, a zobaczysz, że z czasem wszystko zacznie się zmieniać. Oddaj męża Bogu.

Anonymous - 2017-01-19, 13:34

Źle się wyraziłam. Nie chodziło mi o to, że między nami się już poukładało tylko że mąż nie ma już kontaktu z tamtą.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group