To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Sakrament małżeństwa - Dyskusja o rozwodach

Anonymous - 2016-02-24, 11:02

Gianna napisał/a:
Na podstawie własnych osobistych doświadczeń. Złożyłam pozew o rozwód, bo wyczerpałam wszelkie znane mi wówczas środki i próby naprawy małżeństwa.

to tak jak u mnie, doszłam do ściany, głosy rodziny i księdza prowadzącego akceptowały moją decyzję, a ja byłam totalnie zagubiona - kochałam i nienawidziłam na zmianę, złożenie pozwu o rozwód to była najgorsza decyzja w moim życiu, wbrew miłości mojej i męża

Anonymous - 2016-02-24, 11:24

GosiaH napisał/a:


grzegorz_ napisał/a:
Tam gdzie jest pozew to juz dawno żadnej miłości nie ma (ze strony składającego).
Wiec jak można zabić coś co już dawno jest martwe?

Mój mąż odszedł, był w związku z inną kobietą, potem złożył wniosek o rozwód, spotkaliśmy się w Sądzie.
A potem dogadaliśmy się na mediacjach nakazanych przez Sąd ... i jesteśmy od roku razem.
To jak?
Była wtedy, gdy szedł do Sądu z pozwem, ta miłość czy nie ?


Przecież rozmawiamy na pewnym poziomie ogólności.
Równie dobrze mogę ale czy to coś dowodzi?
Czy na podstawie Twojego przypadku czy przypadku Mirki stwierdzimy, że
"ludzie którzy składają pozew o rozwód tak naprawdę to kochają swoich małżonków"?

Czy z tego, że U.Bolt biega 100m poniżej 10 sekund wynika, że "ludzie pokonują 100 m w 10 sekund"?

Anonymous - 2016-02-24, 12:08

Mój małżonek już trzeci rok mieszka z kochanką i jak widać rozwód nie jest im do niczego potrzebny... :-/
Anonymous - 2016-02-24, 12:23

Proponuję lekturę 1 Listu do Koryntian, rozdział 13 , ze szczególnym uwzględnieniem wersu 8 dla tych którzy zastanawiają się, czy miłość jest czy jej nie ma.

Każdy jest wezwany do Miłości, jeśli dodatkowo przysięgał ją drugiej osobie przed Bogiem, to powinien badać, jak ją realizuje na danym etapie życia małżeńskiego, niezależnie co małżonek/małżonka o tym myśli.

Rozumiem, że wiele osób na forum pod słowem "miłość" rozumie uczucia, stąd brak możliwości porozumienia się. Dobrze jeśli uczucia towarzyszą miłości, ale jeśli ich nie ma to nie oznacza, że nie ma Miłości.
Miłości nie ma w piekle, a tam nikt z nas nie chciałby się dostać.

Anonymous - 2016-02-24, 12:48

grzegorz_ napisał/a:
GosiaH napisał/a:


grzegorz_ napisał/a:
Tam gdzie jest pozew to juz dawno żadnej miłości nie ma (ze strony składającego).
Wiec jak można zabić coś co już dawno jest martwe?

Mój mąż odszedł, był w związku z inną kobietą, potem złożył wniosek o rozwód, spotkaliśmy się w Sądzie.
A potem dogadaliśmy się na mediacjach nakazanych przez Sąd ... i jesteśmy od roku razem.
To jak?
Była wtedy, gdy szedł do Sądu z pozwem, ta miłość czy nie ?


Przecież rozmawiamy na pewnym poziomie ogólności.


Grzegorz, być może i taką intencję miałeś, ale zdanie, które napisałeś (wytłuściłam) zabrzmiało (dla mnie) jak stwierdzenie, jak pewnik, że zawsze tak jest.

Stąd ja je kwestionuję
a może jedynie, albo aż, samą siebie pytam jak to tak naprawdę jest z tym brakiem miłości?

Anonymous - 2016-02-24, 13:08

GosiaH napisał/a:
a może jedynie, albo aż, samą siebie pytam jak to tak naprawdę jest z tym brakiem miłości?


Prawie każdy chyba zadaje sobie takie pytania.
Nie tylko jak w piosence "czy to jest miłość czy to jest kochanie"
ale także " czy to jest miłość czy uzależnienie i przyzwyczajenie"
I nie ma na to prostych odpowiedzi.

Anonymous - 2016-02-24, 18:36

A mój mąż w ostrej fazie kryzysu, kiedy złożył pozew, mówił wprost, że chce ułożyć sobie jeszcze z kimś życie, ale najpierw musi zakończyć związek ze mną.
Żeby było porządnie, a nie na wariata, jasna sprawa.
Najpierw rozwód, potem będzie szukał kobiety do końca życia, bo nie chce być sam.
Ja oczywiście, przesiąknięta sucharowym duchem- never się nie zgodzę.
Rozwodu nie dostał. Jest sam (...bo mi wszystkie baby obrzydziłaś, z daleka od bab!)
A sytuacja między nami po roku jest..........jakby to rzec........nie najgorsza.

[/i]

Anonymous - 2016-02-24, 20:07

twardy napisał/a:
Gianna napisał/a:
Dlatego przyrzekłam sobie, że każdemu będę odradzać rozwód.


Jest nas takich więcej :mrgreen:



Mua też :mrgreen:

Anonymous - 2016-02-24, 22:30

Znam w realu dwie pary które po rozwodzie zeszły się z powrotem. Co prawda jedna znów w kryzysie.
Co Waszym mężom przeszkadza wrócić do Was. Nie chcą bo nie, czy nie chcą bo już kogoś mają?
Jako facet uważam ze złożenie pozwu przez kobietę powoduje u faceta wściekłość na początku a później zacięcie się - na zasadzie jak nie chcesz być ze mną no to nie. Żegnaj (oczywiście rozważam przypadek gdy mąż nie miał nikogo innego tylko wtedy gdy żona z niego zrezygnowała z różnych powodów)

Anonymous - 2016-02-24, 22:49

GosiaH napisał/a:
Norbert, a gdzie tu widać strach? To raczej zaduma i smutek nad takim stanem rzeczy, nad tym, że wszystko można podeptać ...

Gosia wybacz ale ja widzę właśnie strach :mrgreen:
A dlaczego??
Bo skoro forum katolickie,skoro jest charyzmat,skoro wierząc wiemy że sakrament jest nierozerwalny.
Dalej:
na forum są przykłady powrotów po rozwodach,ba są nawet przykłady powrotu po rozwodach z dzieckiem z innego związku.
To tak naprawdę oznacza dla mnie że ten rozwód i tak ma mało do gadania i zdziałania.
Skoro wciąż jesteśmy mężem lub żoną
(tylko prośba:by nie zostało odebrane że popieram rozwód :-D ).
Ja zawsze twierdzę :co ma wisieć nie utonie!
I jak wierzę w 100% Bogu i polegam na nim bez chwili wahania to mi nie sa zaporą
sprawy cywilno-prawne.

Dla mnie taka reakcja obronna to strzał w pietę....
Bo jeżeli twierdzę że dla Boga wszystko możliwe,to wiem że i możliwe nawet po tym "r"
A jak walczę z tym "r" to tak jakbym pokazywał że po "r" jest już mało coś możliwe.
Takie są moje odczucia - być może głupie i błędne,ale tak to widzę.

I zaznaczam znowu!!
-nie jestem zwolennikiem i nie popieram tego"r"
ja jedynie zwyczajnie zastanawiam się nad sensem działania...i tylko tyle:mrgreen:

Anonymous - 2016-02-24, 23:48

hubcia576 napisał/a:
Ja jestem w sytuacji, że nie zgadzałam się na rozwód, a ten mimo tego został ogłoszony.

Co mi to daje?

Mam poczucie, że robiłam co było możliwe, kiedy było możliwe i ile było możliwe aby rozwodu nie było i dziś mam czyste sumienie. Czekam na męża, ale nie biernie. Modlę się za niego, za siebie, dziś już nic nie żądam, czekam a Bóg rozwija we mnie miłość i miłosierdzie. Zarzucam wędkę i badam grunt, ostrożnie i z cichością serca. Nie sądziłam, że kiedyś Bóg zaprowadzi mnie do takich przestrzeni, bo Go nie znałam naprawdę i wciąż poznaję, a On prowadzi mnie głębiej w miłości do męża.

Za tym co piszę stoi rzeczywistość, warto zaufać Bogu i mądrości jaką nam objawił, że małżeństwo uczynił trwałe, bo po coś to zrobił!!! Dlaczego tylu ludzi depcze to, co Bóg daje?


Masz sluszna racje, ale....bylem dzisiaj u lekarza, a zarazem psychologa, probowal mnie ukierunkowywac na pozostawienie watku z rozwiedziona zona, a poszukanie nowej partnerki, ktora bylaby moja ostoja i pomoca na stare lata (chodzi o podanie przyslowiowej szklanki herbaty, komus bedacemu w niemocy). Co do tej niemocy, to stwierdzil, ze kazda noc spedzana bez zony, powoduje tracenie zycia, ze jeszcze powinienem ulozyc sobie zycie, a czas przecieka przez palce.
Jestem wytrwaly w swoim dazeniu do pojednania z zona, taka utarczka trwa juz 6 lat. Rozwod zostal orzeczony z mojej winy, bo tak zadala, wynikalo to owszem z mojej winy, ale ja o drugiej stronie nie powiedzialem nic zlego, a wrecz przeciwnie tylko superlatywy i szedlem jak baran prowadzony na rzez.
Obecnie od prawie 4 lat ( w marcu 16 minie rocznica) jestesmy po rozwodzie cywilnym, niby nic, ale ten rozwod i ta sprawa rozwodowa tkwia we mnie wielkim cierniem. Ten rozwod nic mojej zonie nie dal, wrecz przeciwnie placi mi teraz polowe swiadczen, ale mysle, ze nie jest szczesliwa, a ja tym bardziej.To takie porozwodowe reminiscencje, nie wiem zreszta czy mieszczace sie w temacie rubryki...

Anonymous - 2016-02-25, 08:49

balwanek1 napisał/a:
Bo jeżeli twierdzę że dla Boga wszystko możliwe,to wiem że i możliwe nawet po tym "r"
A jak walczę z tym "r" to tak jakbym pokazywał że po "r" jest już mało coś możliwe.
Takie są moje odczucia - być może głupie i błędne,ale tak to widzę.

I zaznaczam znowu!!
-nie jestem zwolennikiem i nie popieram tego"r"
ja jedynie zwyczajnie zastanawiam się nad sensem działania...i tylko tyle:mrgreen:
Norbert, przeczytałam uważnie to, co napisałeś.
Pewnie jakoś mówimy o tym samym, ale słowa nasze się rozmijają.
Przekonanie, że Bóg nawet po rozwodzie potrafi cuda zdziałać i odbudować małżeństwo, bo ON nie podepcze przymierza jest, jak wnioskuję, w nas obojgu.
Różnimy się (chyba) tym, co my robimy tu, na ziemi.

Znów napiszę o moim doświadczeniu pokazując dlaczego ja uważam, że warto przeciwwstawiać się rozwodom do końca robiąc co tylko można tu, na ziemi.

Ja nie wraziłam zgody na rozwód i starałam się pokazać mężowi, że ma dokąd wracać, że ja na niego czekam (mimo że mąż był wtedy w innym związku).
Takie było przekonanie mojego serca, a robiąc tak, ufałam, że, jeśli mąż będzie chciał wrócić, to sygnały ode mnie wysyłane mogą mu podjąć ewentualną decyzję o powrocie.

Ja się akurat nie pomyliłam.
Mój mąż, w Sądzie powiedział "Małgosia do mnie rękę wyciągała".

Anonymous - 2016-02-25, 09:09

GosiaH napisał/a:
balwanek1 napisał/a:
Bo jeżeli twierdzę że dla Boga wszystko możliwe,to wiem że i możliwe nawet po tym "r"
A jak walczę z tym "r" to tak jakbym pokazywał że po "r" jest już mało coś możliwe.
Takie są moje odczucia - być może głupie i błędne,ale tak to widzę.

I zaznaczam znowu!!
-nie jestem zwolennikiem i nie popieram tego"r"
ja jedynie zwyczajnie zastanawiam się nad sensem działania...i tylko tyle:mrgreen:
Norbert, przeczytałam uważnie to, co napisałeś.
Pewnie jakoś mówimy o tym samym, ale słowa nasze się rozmijają.
Przekonanie, że Bóg nawet po rozwodzie potrafi cuda zdziałać i odbudować małżeństwo, bo ON nie podepcze przymierza jest, jak wnioskuję, w nas obojgu.
Różnimy się (chyba) tym, co my robimy tu, na ziemi.

Znów napiszę o moim doświadczeniu pokazując dlaczego ja uważam, że warto przeciwwstawiać się rozwodom do końca robiąc co tylko można tu, na ziemi.

Ja nie wraziłam zgody na rozwód i starałam się pokazać mężowi, że ma dokąd wracać, że ja na niego czekam (mimo że mąż był wtedy w innym związku).
Takie było przekonanie mojego serca, a robiąc tak, ufałam, że, jeśli mąż będzie chciał wrócić, to sygnały ode mnie wysyłane mogą mu podjąć ewentualną decyzję o powrocie.

Ja się akurat nie pomyliłam.
Mój mąż, w Sądzie powiedział "Małgosia do mnie rękę wyciągała".

Gosia ty to widzisz tak (i fajnie)
Mąż spostrzegł to tak(i tez super)..
Ale nie o to chodzi bo są mężowie i żony jakie nie widza nic, lub nie chcą dostrzec , albo jeszcze odwrotnie dostrzegają w tym robienie na złość.
Dla mnie te działania (ziemskie) jeżeli już maja być -to maja być dyktowane SERCEM, nie zaś
działania bo tak ktoś, gdzieś mówi że trzeba.
Spójność wnętrza z tym co na zewnątrz.
A i tak zawsze na końcu bez względu na to co po ludzku jest w nas.
Staje gromkie:
ZAUFAJCIE MI

pozdrawiam

:mrgreen:

Anonymous - 2016-02-25, 09:52

eeeeee, Norbert, gadamy o tym samym

toć ja napisałam
"Takie było przekonanie mojego serca, a robiąc tak, ufałam, że, jeśli mąż będzie chciał wrócić, to sygnały ode mnie wysyłane mogą mu podjąć ewentualną decyzję o powrocie."


ty napisałeś
"Dla mnie te działania (ziemskie) jeżeli już maja być -to maja być dyktowane SERCEM, nie zaś
działania bo tak ktoś, gdzieś mówi że trzeba.
"

i ufam, że o tym samym mówimy
to po co to dalej ciągnąć ?
ja, na ten przykład, kończę dyskusję z tobą w tym temacie - trzymaj się i dobrego dnia!



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group