To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Kącik psychologiczny - Malzenstwo z rozsadku/niedojrzalosc emocjonalna

Anonymous - 2015-10-22, 21:39

twardy napisał/a:


A to co w pierwszym cytacie piszesz to co to jest jak nie wiara?
Nie będziesz gorąco praktykującym? Oj czuję, że się jeszcze zdziwisz :-D


To jest wiara, dosc mocna nawet, ale nie calkowita. Wiem to i czuje, wiem ze kazdy wierzacy watpi, ale pamietam chwile z przeszlosci kiedy watpilem duzo mniej. Ten powrot potrzebuje czasu aby byc takim jak trzeba.
Jesli chodzi o praktykowanie - nie bede czarowal - nie jestem i nie bylem "fanem" "klepania" modlitw (zmawiam wlasciwie tylko "Ojcze Nasz" plus normalna modlitwa wlasnymi slowami), rola i znaczenie Matki Boskiej w kociele katolickim jest wg mnie grubo przesadzona, nie jestem tez zwolennikiem wszelkiej masci swietych miejsc (chociaz najwazniejsze w Polsce odwiedzilem), swietych obrazow, podobnie ma sie ze swietymi (aczkowliek rozumialbym, gdyby byly to osoby niemal nieskazitelne (jasne jest, ze jako ludzie wszyscy jestesmy grzeszni, niektorzy sa blizej idealu, ale wiadomo jak to w przeszlosci ze swietymi i ich nominacjami bywalo), a stawiane jako wzory do nasladowania, nie modlenia sie nawet o posrednictwo w jakichs sprawach)...sporo tego jest.
Mimo wszystko, to sa sprawy ktore nie powinny mnie tak od Boga odciagnac, jak to sie stalo. Lenistwo, egoizm, bunt przeciw pewnym sprawom (a sam przeciez rowniez blisko nieskazitelnosci nie jestem i nie bylem)...itd. itp.
Paradoksalnie to zabrzmi, ale gdyby nie bylo celibatu, podejrzewam, ze mimo calego buntu, z dosc wysokim prawdopodobienstwem bylbym ksiedzem (oczywiscie nie wiem, czy dobrym, ale marzenie i silne powolanie do zalozenia rodziny wykluczyly rozwazania tej drogi). Ale tak jak pisalem - nigdy nie mow nigdy ;) (o praktykowaniu, bo czlowiek i jego poglady sie przeciez zmieniaja).

Anonymous - 2015-10-22, 22:51

Pavel napisał/a:


Dlatego, ze widze braki wiedzy i świadomości. Nie mozna bazować na instynkcie i braku jakiejkolwiek wiedzy (poza doświadczeniami osob ktore tez jej nie mialy). Podejscie ze czas wszystko pokaze, bez starań, aby pomoc szczęściu uwazam za trace je szansy



TY widzisz braki wiedzy i świadomości. A żona?
A co jeśli, żona mimo tego nic zrobić nie zechce? Potrafisz to przyjąć i nadal mimo tego ją kochać? Potrafisz przyjąć tę jej słabość, lub niechęć do robienia czegokolwiek i nie naciskać, kochając ja mimo tego?

Wybacz Paweł, ale pisze z doświadczenia własnego kryzysu małżeńskiego i wiem, że tak być może, ze naciski mogą raczej oddalić aniżeli przybliżyć.
Jesteś w stanie nie naciskać i poczekać na żonę okazując jej przy tym miłość?

Anonymous - 2015-10-22, 22:59

Paweł zastanów się czy nie jest tak, że wyrosłeś w pewnym konkretnym wyobrażeniu o praktykach religijnych które zniechęcają Cię :) np. może myślisz że modlitwa swoimi słowami i odmawianie Ojcze nasz to za mało? Pan Jezus jednej modlitwy nauczył - właśnie Ojcze nasz - to może Ci w zupełności wystarczać (może kiedyś 'zgłodniejesz bardziej'). A modlitwa własnymi słowami - dla mnie najlepsza na świecie. Warto wiedzieć że Kościół też jest przeciwny 'klepaniu' modlitw - dlatego takie bogactwo form.
Może pora poszukać i zobaczyć czy nie tkwisz w karykaturze chrześcijaństwa?
http://www.radiorodzina.k...chrzescijanstwa
http://www.nonpossumus.pl/biblioteka/ - tutaj pozycje o.Salija - 'szukającym dorgi' czy 'pytania nieobojętne'.

Polecam zacząc od czytania Pisma św i spowiedzi. Tyle wystraczy - nie musisz 'klepać' 5 różańcy dziennie :P

PS co do świętych to taka moja refleksja - bardzo lubię zyciorys św Pawła - koleś ostro nawywijał a Chrystus wszytsko mu wybaczył, św Piotra - tyle się razy zaparł a i tak dostał Ducha św i został głowa Kościoła i św Augustyna - a najbardziej to Pana Jezusa że nas tak kocha i tyle daje szans i że mimo słabości możemy dojść do świętości z Jego łaską :)

Anonymous - 2015-10-22, 22:59

Pavel napisał/a:
Poza tym, wiedząc o jej przeszłości, odczuwając jej skutki na własnej skórze, widzac i wiedząc, ze to czyni ja nieszczęśliwa, pownienem tylko sie modlić i czekac?


Szczerze?
Czasem tak jest, że pozostaje TYLKO lub AŻ modlitwa, czkanie i okazywanie miłości małżonkowi w sposób dla niego zrozumiały.
To jest jeden ze sposobów rozwiązywania trudnych relacji, przedstawiony na proponowanej ci płycie o. Szustaka. Jak dla mnie, najtrudniejszy. Niestety on właśnie stał się moim udziałem. Dopiero od momentu przyjęcia go (zgodzenia się na niego, na to, ze to nie ja a Bóg zrobi) i stosowania wszystko zaczyna się układać.

Anonymous - 2015-10-22, 22:59

Pavel napisał/a:
Mam czekac az zona sama na taki pomysl wpadnie albo nie?


Tak.
Czasem jest tak, ze dopiero kiedy osiągnie się własne dno cierpienia, bólu, niemocy, jest się od czego odbić i jest motywacja, aby to zrobić. Ty najprawdopodobniej już to własne dno osiągnąłeś, Twoja kuzynka również. A żona?
Ja swoje dno osiągnęłam 4 lata temu. Mój mąż w tym roku. Wiem jaki jest to ból kiedy się patrzy na małżonka jak się szamoce i cierpi, samemu znając rozwiązanie, którego jednak on przyjąć nie chce, zwłaszcza od Ciebie. Wiem również jakie jest to poczucie niemocy, kiedy nic z tym zrobić nie możesz, bo cokolwiek zrobisz, to pogorszysz, a nie poprawisz sytuację.

Anonymous - 2015-10-22, 23:05

Pavel napisał/a:
Po co wiec nam ta wiedza i specjaliści?


Żebyśmy sami wiedzieli jak postępować i co robić aby siebie naprawić byśmy byli przygotowani gdy już małżonek dojdzie do tego punktu, w którym my jesteśmy i zechce naprawiać również.

Anonymous - 2015-10-22, 23:12

Pavel napisał/a:
Wiara w Boga nie wyklucza czynnej pomocy,


Oczywiście, ale pomaga także dostrzec kiedy jednak dla dobra małżeństwa należy się na chwile zatrzymać, pomaga dostrzec "biedę" i słabości drugiej strony oraz pokazuje jak je otoczyć miłością i nie wyrządzać krzywdy własnymi "chciejstwami", typu "tu i teraz tak ma się to właśnie odbywać". Przede wszystkim uczy CIERPLIWOŚCI, MIŁOŚCI i SZACUNKU względem drugiej osoby, dlatego warto się w nią (wiarę) zagłębiać

Anonymous - 2015-10-22, 23:15

Pavel napisał/a:
arogancja byloby sadzić, ze wiemy w jaki sposob Bog chce nam pomoc. Ja działam w zgodzie z własnym sumieniem chcac pomoc. Nie mysle o sobie, aczkolwiek o sobie rowniez. Bo chce byc szczęśliwy, nawet jesli droga do szczescia ma prowadzić trudna droga. Jak trudna - to wola boża


Arogancją jest twierdzić, ze sami wiemy jak to zrobić, nawet jeśli robimy to w zgodzie we własnym sumieniem, ze szczerą chęcią pomocy.

Anonymous - 2015-10-22, 23:32

Co do kwestii praktyk religijnych, Matki Bozej, świętych...

Ja, mimo otrzymania wszystkich sakramentów we właściwym czasie, nie zostałam w ogóle wychowana ani w wierze, ani religijnie. Rodzice ( a za tym ja i całe moje rodzeństwo) kościół oglądali przy okazjach chrzcin, I komunii św., bierzmowań i ślubów.
Swoją relację z Bogiem zaczęłam budować już jako dorosła osoba zaczynając od Syna, On zaprowadził mnie do Ojca, a potem obaj wysłali do Ducha Św. Nie modle się za wstawiennictwem ani Matki Bożej (zaburzona relacja, przeniesieni relacji z matką rodzoną), ani żadnych św, choć niektórych cenie sobie bardzo. Modle sie wprost do Ojca, Syna bądź Ducha Św modlitwami stricte do nich przeznaczonymi i własnymi słowami. Zapytałam ostatnio swojego spowiednika czy to źle. Powiedział mi, ze wręcz przeciwnie, ze świeci i MB sa nam pomocą jeśli nie potrafimy bezpośrednio zwracać się do Boga, jeśli odczuwamy potrzebę czyjegoś orędownictwa, wstawiennictw, Jeśli potrafimy bezpośrednio "rozmawiać" z Bogiem, to jest to najlepsza forma.
Po za tym JAK MAM UWIELBIAĆ BOGA przez kogoś trzeciego? :shock:

Anonymous - 2015-10-22, 23:33

Przepraszam, ze tak wszystko poszatkowałam, ale wylogowuje mnie ciągle :-(
Anonymous - 2015-10-23, 00:04

zenia1780 napisał/a:
TY widzisz braki wiedzy i świadomości. A żona?
A co jeśli, żona mimo tego nic zrobić nie zechce? Potrafisz to przyjąć i nadal mimo tego ją kochać? Potrafisz przyjąć tę jej słabość, lub niechęć do robienia czegokolwiek i nie naciskać, kochając ja mimo tego?

Wybacz Paweł, ale pisze z doświadczenia własnego kryzysu małżeńskiego i wiem, że tak być może, ze naciski mogą raczej oddalić aniżeli przybliżyć.
Jesteś w stanie nie naciskać i poczekać na żonę okazując jej przy tym miłość?


Ja frustracje wyrzucam tutaj, zonie nie narzucam. I kocham ja nawet z tym wszystkim. Kochalem ja nawet tak oziebla przed slubem, conie oznacza, ze nie wolalbym aby byla ciepla i nie miala innych "dobrodziejstw" wynikajacych z dziecinstwa i wieku nastoletniego.


Mrówka napisał/a:
Paweł zastanów się czy nie jest tak, że wyrosłeś w pewnym konkretnym wyobrażeniu o praktykach religijnych które zniechęcają Cię :) np. może myślisz że modlitwa swoimi słowami i odmawianie Ojcze nasz to za mało? Pan Jezus jednej modlitwy nauczył - właśnie Ojcze nasz - to może Ci w zupełności wystarczać (może kiedyś 'zgłodniejesz bardziej'). A modlitwa własnymi słowami - dla mnie najlepsza na świecie. Warto wiedzieć że Kościół też jest przeciwny 'klepaniu' modlitw - dlatego takie bogactwo form.
Może pora poszukać i zobaczyć czy nie tkwisz w karykaturze chrześcijaństwa?
http://www.radiorodzina.k...chrzescijanstwa
http://www.nonpossumus.pl/biblioteka/ - tutaj pozycje o.Salija - 'szukającym dorgi' czy 'pytania nieobojętne'.

Polecam zacząc od czytania Pisma św i spowiedzi. Tyle wystraczy - nie musisz 'klepać' 5 różańcy dziennie :P

PS co do świętych to taka moja refleksja - bardzo lubię zyciorys św Pawła - koleś ostro nawywijał a Chrystus wszytsko mu wybaczył, św Piotra - tyle się razy zaparł a i tak dostał Ducha św i został głowa Kościoła i św Augustyna - a najbardziej to Pana Jezusa że nas tak kocha i tyle daje szans i że mimo słabości możemy dojść do świętości z Jego łaską :)


To nie dorastanie w konkretnym wyobrazeniu o praktykach. To wlasna obserwacja, zglebianie tematow, w koncu - wlasne przemyslenia. Odkad mialem 5 lat (dosc szybko nauczylem sie czytac), czytalem o Bogu, z poczatku Biblia dla najmlodszych, pozniej Biblia, katechizmy, historia, na koniec spojrzenie na katolicyzm z punktu widzenia innych religii chrzescijanskich. To od dziecka byl jeden z najbardziej interesujacych mnie tematow. I zwyczajnie, pewne sprawy mi sie nie podobaly od dziecka, inne doszly pozniej.
Nie widze nic zlego w tym, ze odmawiam niemalze tylko "Ojcze Nasz". Powod - ten o ktorym wspomnialas. Nie boli mnie to zupelnie, aczkolwiek chyba wzor praktykujacego katolika jest nieco inny ;)
Wciaz znam na pamiec wiele modlitw, mimo wieloletniego omijania kosciola. Ale nie podobaja mi sie albo w czesci, albo w calosci. Do rozanca jeszcze nie doroslem (chociaz tyle "zdrowasiek" przy moich pogladach byloby nie do pogodzenia - aczkolwiek zmawialem rozaniec przedwczoraj, w 1 rocznice smierci Taty (ale ze wzgledu na mame, ona tego potrzebowala - z poczatku byla to droga przez meke bo sluchajac, nie potrafilem skupic sie na wlasnej modlitwie, pozniej uspokoilem sie, przypominajac sobie, ze trzeba szanowac potrzeby innych, mimo ze moga byc inne niz moje, takie cwiczenie cierpliwosci).
Ja lubie niektore zyciorysy Swietych. Piotra i Pawla zwlaszcza, mialem na mysli tych Swietych, ktorzy za watpliwe zaslugi zostali "nominowani". Wiemy, ze tacy byli. Nade wszystko zas, chodzi mi o to, ze nie wyobrazam sobie modlic sie do nich, nawet jesli mialaby byc to "jedynie" prosba o wstawiennictwo. Modle sie tylko do Boga, badz Jezusa (wg KK sa jedna osoba, moje przemyslenia sa takie, ze to nie takie jasne i oczywiste. Duch swiety, jako czynna moc boza, duzo bardziej do mnie przemawia. Tak czy owak, jak widac, nie przyjmuje wszystkiego co glosi KK bez osobistej refleksji. W dodatku uwazam, ze mam do tego nie tylko prawo, ale i obowiazek. Bo bycie lemingiem to nie moja bajka.

zenia1780 napisał/a:

Pavel napisał/a:
Poza tym, wiedząc o jej przeszłości, odczuwając jej skutki na własnej skórze, widzac i wiedząc, ze to czyni ja nieszczęśliwa, pownienem tylko sie modlić i czekac?


Szczerze?
Czasem tak jest, że pozostaje TYLKO lub AŻ modlitwa, czkanie i okazywanie miłości małżonkowi w sposób dla niego zrozumiały.
To jest jeden ze sposobów rozwiązywania trudnych relacji, przedstawiony na proponowanej ci płycie o. Szustaka. Jak dla mnie, najtrudniejszy. Niestety on właśnie stał się moim udziałem. Dopiero od momentu przyjęcia go (zgodzenia się na niego, na to, ze to nie ja a Bóg zrobi) i stosowania wszystko zaczyna się układać.


Zgadzam sie. CZASEM tak jest, ze TYLKO i AZ to pozostaje. Ale dopiero, gdy ludzkie starania zawioda. Aczkolwiek, Wasze tego typu rady sklonily mnie do refleksji. Wstrzymam sie na przynajmniej kilka tygodni z nakierowywaniem zony na cokolwiek. Sam najpierw sobie postudiuje, pozniej postaram sie zainteresowac tym zone (aczkolwiek wiem, ze moje rozmowy o pewnych sprawach sklaniaja ja do refleksji). Ale moja wiedza jest faktycznie zbyt nikla, aby ja nakierowywac, poza tym, emocje musza jeszcze bardziej opasc. Ale i tak uwazam (moze to forma pychy badz czegos innego, ze sama modlitwa to za malo. Bog dal nam wolna wole i pewne instrumenty, aby z nich korzystac).


zenia1780 napisał/a:
Pavel napisał/a:
Mam czekac az zona sama na taki pomysl wpadnie albo nie?


Tak.
Czasem jest tak, ze dopiero kiedy osiągnie się własne dno cierpienia, bólu, niemocy, jest się od czego odbić i jest motywacja, aby to zrobić. Ty najprawdopodobniej już to własne dno osiągnąłeś, Twoja kuzynka również. A żona?
Ja swoje dno osiągnęłam 4 lata temu. Mój mąż w tym roku. Wiem jaki jest to ból kiedy się patrzy na małżonka jak się szamoce i cierpi, samemu znając rozwiązanie, którego jednak on przyjąć nie chce, zwłaszcza od Ciebie. Wiem również jakie jest to poczucie niemocy, kiedy nic z tym zrobić nie możesz, bo cokolwiek zrobisz, to pogorszysz, a nie poprawisz sytuację.


Jezeli osiagnalem dno, to za gleboko ono nie bylo ;) Bo teraz wiem, ze nawet gdybym nie gral w zadna gre, byl idealnym mezem (w moim starym rozumowaniu, bez swiadomosci naszych roznic i potrzeb etc. ), w najlepszym razie zylbym w nieswiadomosci prawdziwych uczuc zony wobec mnie.
Zona? wiem, ze sie nad taka wizyta u psychologa zastanawia, przeszkodami sa miejsce w ktorym zamieszkujemy, ograniczone fundusze oraz przede wszystkim fakt, ze zona nie wierzy, ze sie potrafi otworzyc, nie wie jak to mialoby jej pomoc (uwaza, ze tylko i az moglaby ewentualnie sie wygadac - nie zna i nie rozumie ewentualnych korzysci. Ja rowniez nie mam pojecia, jak to w rzeczywistosci w praktyce wyglada).


zenia1780 napisał/a:
Pavel napisał/a:
Po co wiec nam ta wiedza i specjaliści?


Żebyśmy sami wiedzieli jak postępować i co robić aby siebie naprawić byśmy byli przygotowani gdy już małżonek dojdzie do tego punktu, w którym my jesteśmy i zechce naprawiać również.


Wiem, mysle zbyt po ludzku. A co, jesli moja niewierzaca zona do tego czasu nie bedzie chcial nic naprawiac, probowac? Na chwile obecna chce, glownie ze wzgledu na dzieci, boi sie samotnosci, moze widzi tez dla nas jakas nikla szanse sama z siebie.
Czekanie moze to przekreslic, zwlaszcza ze sama mowila, ze nie bylaby w stanie tkwic w malzenstwie w ktorym nie bedzie mnie kochac, nie wiadomo jak dlugo. Przez to miedzy innymi, ze nie ma zadnej wiedzy, nie rozumie, ze takowa wiedza o zwiazkach, kryzysach i poznania czym tak naprawde jest milosc (nie zakochanie). Tak jak i przez to, ze w wyniku przezyc z dziecinstwa ma duze defekty emocjonalne.
Gdyby chodzilo tylko o nieufnosc wobec mojej zmiany, o przebaczenie - wtedy tak, praca nada samym soba i modlitwa. Ale geneza naszego gryzysu jest inna niz myslalem na poczatku. Moje grzechy i bledy spowodowaly ujawnienie sie prawdziwego problemu.

Anonymous - 2015-10-23, 00:17

zenia1780 napisał/a:
Pavel napisał/a:
arogancja byloby sadzić, ze wiemy w jaki sposob Bog chce nam pomoc. Ja działam w zgodzie z własnym sumieniem chcac pomoc. Nie mysle o sobie, aczkolwiek o sobie rowniez. Bo chce byc szczęśliwy, nawet jesli droga do szczescia ma prowadzić trudna droga. Jak trudna - to wola boża


Arogancją jest twierdzić, ze sami wiemy jak to zrobić, nawet jeśli robimy to w zgodzie we własnym sumieniem, ze szczerą chęcią pomocy.

Trudno sie nie zgodzic. Tyle, ze ja nie wiem, dlatego miedzy innymi szukam pomocy tutaj :) Rad ogolnych, ale rowniez konkretnych sciezek. Wszystko biore sobie do serca, chociaz z niektorymi postami sie nie zgadzam. Moge jednakze nie miec racji i nawet te opinie z ktorymi sie nie zgadzam moga z czasem zakielkowac. O ile bedac szczerym (choc jestem zazwyczaj zawsze) niespecjalnie lubie nie miec racji (to mogliscie zauwazyc ;)), o tyle nie jestem niereformowalny i zaslepiony. W dodatku nie uznaje, ze mam monopol na prawde i racje. Dlatego dziekuje wszystkim ktorzy poswiecaja swoj czas na wpisy, dzielac sie wiedza, doswiadczeniem i opinia. Jestem wdzieczny za kazdy post.

Anonymous - 2015-10-23, 05:56

Pavel - jesteś na dobrej drodze :mrgreen:
Anonymous - 2015-10-23, 08:46

Paweł, masz rację trzeba wskazywać, nakierowywać, rozmawiać, ale jednocześnie przyglądać się reakcjom drugiej strony. Jeśli jest jakiś opór, nawet tylko bierny, polegający na samym nic nierobieniu, lub wręcz zamykaniu się, to trzeba przestać to robić. Czyli po prostu zmienić brzydko mówiąc "taktykę" ( i nie mylić tego z manipulacją). Trzeba po prostu zacząć kochać druga stronę w sposób czytelny dla niej (o czym już nie raz pisałam, dlatego ta książka jest ważna), czasami stawiając granice (warto się zapoznać z tym czym one tak naprawdę są, na czym polegają i jak je stawiać, tu polecam "Granice w relacjach małżeńskich" http://www.vocatio.com.pl...&product_id=292 )
i być przy tym wszystkim szczerym w tym co się mówi i robi. Okazując dobrą i zdrową miłość drugiej stronie również możemy ją czegoś nauczyć. Przykład jest najlepszym nauczycielem.

Mówisz, że szukasz rad i pomocy. Przesłuchałeś konferencji o perle o. Szustaka, tam są konkretne rady i wskazówki. Zamówiłeś płytę? Tam tez są konkretne rady i wskazówki na rozplątywanie rożnych trudnych relacji. Wszystko w oparciu o Biblię. W Słowie Bożym są odpowiedzi na wszystkie pytania, czy szukasz tam?
Choćby z dzisiejszej Jutrzni:


Niech nie wychodzi z waszych ust żadna mowa szkodliwa, lecz tylko budująca, zależnie od potrzeby, by wyświadczała dobro słuchającym. I nie zasmucajcie Bożego Ducha Świętego, którym zostaliście opieczętowani na dzień odkupienia. Niech zniknie spośród was wszelka gorycz, uniesienie, gniew, wrzaskliwość, znieważanie - wraz z wszelką złością. Bądźcie dla siebie nawzajem dobrzy i miłosierni. Przebaczajcie sobie, tak jak i Bóg wam przebaczył w Chrystusie.
Ef 4, 29-32


Czy zastanowiłeś nad tym czy twoja mowa buduje żonę, wyświadcz jej dobro, sprawia, ze czuje się ważna, kochana i przyjęta przez Ciebie, czy tylko wskazuje i uwypukla jej słabe strony i każe się z nimi rozprawić? Budujesz zonę słowem, gestem, czynem? Czy w swojej miłości jesteś miłosierny dla słabości i nieumiejętności żony?



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group