To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Świadectwa - kryzys i nieszczęście to szansa :)

Anonymous - 2014-06-12, 12:47
Temat postu: kryzys i nieszczęście to szansa :)
Trafiłam na to forum 2 lata temu. Wtedy gdy dobitnie uświadomiłam sobie, że mój mąż jest uzależniony od masturbacji i pornografii, moje małżeństwo jest do niczego i moje życie jest do niczego.
Czułam jakbym dosłownie traciła grunt pod nogami. Traciłam wszelkie złudzenia, nadzieje, sens. Nie tylko życie mi się rozpadło, JA się rozpadłam!

W chwilach największej rozpaczy czytałam całe forum jak leci, żeby złapać się jakiejkolwiek nadziei. Sięgałam po książki, które tu polecacie, po kazania. Poszłam do psychologa. Zaczęłam się modlić.

Najpierw chciałam koniecznie zmienić mojego męża. Wysyłałam go na terapię, do psychologa. Nie mówię że to źle, pewnie coś dobrego mu te spotkania dały. Ale ja ciągle uzależniałam swoje szczęście od niego, od tego co zrobi. Cieszyłam się gdy chodził do grupy wsparcia, drżałam gdy przestawał chodzić.

Z czasem i powoli zaczęło do mnie docierać że może to nie o niego chodzi w tym kryzysie, ale o mnie. To jest dla mnie kopnięcie, znak ostrzegawczy, szansa...
Jak do tego doszłam? A no po skutkach. Choć to były trudne dwa lata i ciągle daleko mi do pełnego wyleczenia, to jednak jestem coraz bardziej wolna i szczęśliwsza. Zupełnie niezależnie od tego co dzieje się z moim mężem.
Przerobiłam swoje dzieciństwo i całą przeszłość. Zobaczyłam rany które ciągle mają wpływ na moje postrzeganie świata. Przeżyłam stary ból, oddałam go Bogu. Uczę się nowego, zdrowego spojrzenia na siebie i ludzi wokół.
Dowiedziałam się, że to nie kryzys w małżenstwie, nie różne moje problemy są źródłem mojego nieszczęścia. Jest nim życie daleko ode mnie samej, od mojego serca i w konsekwencji życie daleko od Boga.

Uzależnienie mojego męża nie zniknęło. Z czasem przestał chodzić na swoje spotkania, choć widzę że jakoś stara się sobie radzić, pilnować się, wychodzi mu raz lepiej, raz gorzej. Co dla mnie ważne: jestem świadoma że problem nie zniknął, ale nie zaprząta mi on myśli. Nie szpieguję mojego męża, nie sprawdzam. Mogę swobodnie wyjechać na kilka dni i nie zadręczać się tym co on teraz robi, jak to miało miejsce dawniej.
Myślę teraz że to jest po prostu jego grzech i jego wybór, on sobie sam robi największą krzywdę. Ja mogę sugerować mu rozwiązania czy pomoc, ale ja go z tego nie wyciągnę. Pan Bóg chroni moje serce od poczucia krzywdy.

Niedawno ze zdziwieniem złapałam się na tym, że dziękuję Bogu za uzależnienie mojego męża i za te wszystkie moje okropne doświadczenia. Dziwne? Gdyby nie to, dalej żyłabym w swojej bylejakości, wygodzie i świętym spokoju.

Znalazłam jakiś czas temu kazanie ks Pawlukiewicza, o tym, jak Pan Bóg czasem gasi nam światło, żeby jakoś do nas dotrzeć. Świetnie przedstawia to co przeżywam i o czym chcę powiedzieć:

LINK


I jeszcze na koniec do wszystkich przeżywających kryzys, w rozpaczy i nieszczęśliwych:
wierzę że to co przeżywasz, choć trudne, może być dla Ciebie ogromną szansą, a Twoje życie może być dużo lepsze i szczęśliwsze niż do tej pory. Tylko zwróć się do Boga całą sobą.

Anonymous - 2014-06-12, 22:17

no i Alleluja :-)

mam podobnie- kryzys okazał sie wybawieniem z bylejakości :-)

Cuda cuda cuda :-)

Anonymous - 2014-06-13, 09:52

Nie nadaremno mawia się, że Ci którzy są najpierw, w naszym mniemaniu przyczyną naszej rozpaczy, w obliczu naszych głębokich przemian , zyskują miano naszych największych "nauczycieli".

Nieuzależnianie swojego szczęścia od niczego co zewnętrzne, to "wyższa szkoła jazdy".

Wiem o czym piszesz duzapanna, doznaję tego w przebłyskach ale pragnę z całego serca by to uczucie towarzyszyło mi stale, niezmiennie.

Kiedy człowiek raz wyjdzie z ciemności nigdy już tam wracać nie chce. :-)

Anonymous - 2014-06-16, 00:48

Cytat:
Z czasem i powoli zaczęło do mnie docierać że może to nie o niego chodzi w tym kryzysie, ale o mnie. To jest dla mnie kopnięcie, znak ostrzegawczy, szansa...

...i dzięki Bogu,ze zrozumiałaś . :-)
Moja naprawa tez od tego sie zaczęła :)....od tegoż zrozumienia właśnie.
Gratuluję i oby już z górki.

Anonymous - 2014-06-23, 11:52

Jak Wam sie to udało..ja sie staram...ale mi nie wychodzi. Mój kryzys w malzenstwie sie poglebia...a ja czuje ze w srodku umeiram..taki czuje bol..
Anonymous - 2014-06-23, 16:15

m.sl napisał/a:
Jak Wam sie to udało..ja sie staram...ale mi nie wychodzi.

I nie zawsze będzie wychodziło. Jesteś tylko człowiekiem... Do tego bardzo zranionym, skrzywdzonym, zagubionym... Ale jest coś, co je ważne i co też zrozumiałam; wszystko, co dzieje się w naszym życiu jest po coś. Kryzys też. Wiesz, jak bardzo mocno obudził mnie mój kryzys? Z kobiety bluszcza stałam się osobą świadomą swojej wartości, a z egoistki zaczęłam myslec także o innych. Na początku krzywda jaką wyrządził mi mąz przesłaniała wszystko. Teraz widzę, że oboje zawiniliśmy. Ale też i wiem, że nie mogę pozwolic się krzywdzic np wyzwiskami. Bycie z kimś na siłę nie jest byciem razem, tylko z przymusu. Czepianie się o wszystko i kontrolowanie nie sprawi, że poczuję się lepiej. Ale za to zrozumienie drugiej osoby da mi siłę. Beż sensu jest pieklic się o wszystko i w emocjach mówic co ślina przyniesie na jężyk. Ale warto powiedzien np. STOP nie pozwalam Ci się zwracac tak do mnie. Więc najpierw ratuj siebie, a potem małżeńtwo. Nowenna Pompejańska... Ani jednej nie skończyłam, ale każda przyniosła mi coś dobrego, przede wszystkim dla mnie samej. Uspokoiła moje emocje.

Anonymous - 2014-06-24, 00:47

m.sl jak?
Ja na początku kurczowo uczepiłam się myśli, że nie chcę być całe życie tak nieszczęśliwa jak teraz, nie dam rady, MUSZĘ coś zmienić bo nie wytrzymam. A potem gorączkowo szukałam rozwiązania - wizyty u psychologa, książki, terapia, autoterapia. W krytycznych momentach wypytywałam znajomych: a co jest sensem twojego życia? co by było gdybyś stracił rodzinę, dom, pracę itd.
Potem kluczowe było zrozumienie, że praca, dom, nawet małżeństwo to za mało. Potrzebuję czegoś stałego, czego będę się mogła trzymać nawet jeśli wszystko stracę.

To wszystko nie znaczy, że już nie cierpię. Choć coraz częściej jestem wolna, to czasem siłą się powstrzymuję, żeby nie sprawdzić męża, żeby nad nim nie rozmyślać. Ale perspektywę mam już inną. Już tak bardzo nie boję się straty, bo Ktoś inny jest w centrum mojego życia.

Anonymous - 2014-06-24, 10:17

Pan Bóg działa....Wczoraj miałam strasznego doła...a Dziś jestem pełna energii i nadziei :)
jestem po lekturach:

Urzekająca
Pan Bog kocha złamanych na duchu..
Kobiety ktore kochaja za bardzo...

czuje ze to w jakis sposob pomaga...

Chciazby dlatego ze wieczorami jak poloze dziecko spac, pograzam sie w lekturze, nie mysle o mezu czy spedzimy razem wieczor czy sie do mnie odezwie..nie zadreczam się ,,,wszystkei mysli kieruje do tego ktory mnie kocha:)
Mąz w tym czasie siedzi przy komputerze i marnotrawi czas jak zwykle, zazwyczaj spalałam się na tą myśl...ze jak tak mozna itd..chciałam mu narzucac co i jak ma robic, jak spedzac wieczory... I widze od kilku dni, jak na korytarzu patrzy na mnie jak ja czytam, i tym razem ja naprawde robie co chce nie udaje zeby mu pokazac ze umiem sama spedzac wolny czas.. TO JEST PIEKNE
ALE TERAZ MAM SWOJE HOOBY:) I DOBRZE MI Z TYM...POLECAM czytanie .
NIE oglądam TV, GDZIE SA SERIALE O WIELKICH MILOSCIACH, bzdurne i wydumane historie, ktore nam kobieta moga narobic wode z móżgu, ze mezczyzna powinien byc taki i taki..ze milosci jest ach ach.
. A jak nie wychodzi to co pokazuje nam telewizja - rozwód...i znowu spotykamy pieknego mezczyzne ktory nas kocha...blabla bla.. w zyciu codziennym znam pary po rozwodach..i srednio wyglada to na happy end:)

Mozecie polecic coś jeszcze..FILMY, KSIAZKI...

Oczywiscie czytam artykuły, słucham rekolekcji na stronie Sychar...
Polecam film OGNIOODPORNI...sama zaczełęłam coś w rodzaju 40 dni:) jak ktos ogladał to wie o co chodzi

Wiem, ze kryzys jest po to bym sie nawrociła... Oj kiedyś randkowałam z Bogiem, czułam jak waliło mi serducho w Kosciele...juz dawno tego nie czułam,,,,,
Ja całe szczescie uzalezniłam od meza...to był błąd.. Bo On zawodzi mnie strasznei, rozczarowywuje jest słaby i nie odpowiedzialny.
I dlatego ja coraz bardziej połamana jestem pschicznie i fizycznei od ciezaru trosk,,,

Dlatego...Nowy porzadek
Pan Bóg, mąz i dziecko:) tak powinno być
chociaz teraz moj porzadek to Bóg i ja, dzieci i mąż...

Skupiłam się ciagle na tym, ze mąz nie jest taki jakbym sobie tego wymarzyła...juz to wiem...On ma wady i ja tego nie zmienie, ale moge zmienic siebie... moze i mąz kiedys zauwazy ze powinien cos zmienic... może ,,,ale w to za bardzo nie wierze, choc dla Pana Boga nie ma nic niemozliwego :lol:

Anonymous - 2014-06-24, 11:28

:mrgreen:
Anonymous - 2014-06-25, 22:09

Witaj,
Tak mi bliskie to co piszesz.
Ja dziś z perspektywy miesięcy tak jak Ty dziękuje Bogu za mój kryzys. Za to jak z kobiety bluszcza stałam się pewną siebie, stojącą na nogach kobietą.
Pan jest wielki i ścieżki jakie dla nas przygotował są najlepsze.
Zawierzam mu całe swoje życie i mojej rodziny.
U mnie z tych najczarniejszych myśli, rzek wylanych łez stworzył dobro.
Chwała Panu.
Ewa

Anonymous - 2014-07-01, 23:24

Ja też dojrzałam do tego, aby dziękować Panu Bogu za tak trudne chwile w moim życiu, za cierpienie i ból. Pan zmienia nasze serca, czasem najpierw zaboli, ale czy dążylibyśmy do zmiany, gdybyśmy wygodnie dryfowali przez życie? Staramy się z każdym dniem odbudować nasze małżeństwo. Kilka tygodni temu uczestniczyliśmy w mszy o uzdrowienie i w modlitwach wstawienniczych. Podczas wylania Ducha św. i modlitwy ogólnej dostąpiłam łaski spoczynku w Duchu św. Ksiądz mówił wtedy słowa, że Pan pragnie uleczyć wszystkie osoby zranione, pragnie dać dar przebaczenia. Nie umiem opisać jak wielki spokój zagościł w moim sercu. Od tamtej pory zdarzyło mi się płakać tylko raz lub myśleć o tym, jak skrzywdził mnie mój mąż. Chwała Panu za to! Ale największym moim powodem do szczęścia i wielkiej radości było to, że również mój mąż dostąpił na tej mszy łaski uwolnienia od nałogów, m.in. od internetu. Ostatnie słowa, jakie wypowiedział ksiądz, zanim mąż upadł i również dostąpił spoczynku w Duchu św. brzmiały: "Nawróć się albo przyjdę i wstrząsnę Twoim życiem!" Mój maż modlił się i płakał. Nie mógł najpierw uwierzyć, że dostąpił tak wielkiej Łaski. Jego umysł jest wolny od złych, natrętnych myśli. W nim również zagościł spokój. Wspaniale się rozumiemy, nie kłócimy, wspieramy na co dzień. Jak bardzo Pan Bóg nas kocha! Jak mocno, skoro my ludzie mamy tak wielką Jego pomoc. Uważam, że uczestnictwo w mszach o uzdrowienie i o uwolnienie są dla nas nieocenionym darem. Zachęcam wszystkich do uczestnictwa. Z Panem Bogiem!
Anonymous - 2015-03-12, 16:25

Mam ochotę wykasować ten pierwszy wpis, tak jak wiele innych swoich wpisów na forum. Ale niech zostanie. Tak wtedy myślałam i tak czułam.
Nie do wiary ile pychy miałam w sobie, żeby po paru miesiącach względnego spokoju, myśleć że już wszystko wiem i wszystko sobie poukładałam.

Uczę się również siebie oceniać nie po słowach, ale po czynach.

Anonymous - 2015-03-12, 20:12

duzapanna napisał/a:
Nie do wiary ile pychy miałam w sobie, żeby po paru miesiącach względnego spokoju, myśleć że już wszystko wiem i wszystko sobie poukładałam.
Uczę się również siebie oceniać nie po słowach, ale po czynach.


Duzapanno, nie bądź zbyt krytyczna wobec siebie, w ogóle nie bądź krytyczna. Czemu ta krytyka ma służyć?

Bądź natomiast bardziej wyrozumiała i dobra dla siebie, doceniajaca siebie i swoje zmagania, wszak nie wszystko zależy od Ciebie - weź to pod uwagę.

No i żadnego oceniania, zamień to na wyciąganie wniosków, tylko i wyłącznie i traktuj siebie z miłością. :-)

Anonymous - 2015-11-05, 16:26

duzapanna napisał/a:
Mam ochotę wykasować ten pierwszy wpis, tak jak wiele innych swoich wpisów na forum.

Myślę, że to doskonale. Znaczy,że się rozwijasz- nie stoisz w miejscu.
Ja jestem świeżo w kryzysie i czuję się mocno skrzywdzony przez żonę.
Nie jestem mazgajem, ale nie umiałem zapanować nad emocjami, kiedy mówiłem o mojej sytuacji. Pierwsze spotkanie w Sycharze i z ledwością wydukałem dwa słowa. To co mnie uderzyło to ogólnie radosna atmosfera. Trochę mnie to zbiło z tropu. Nie chciałem użalać się nad sobą, ale byłem smutny i posępny. Po wysłuchanych katechezach zaczynam się zmieniać i faktycznie zaglądając wewnątrz siebie znalazłem całkiem sporo mojej winy za kryzys małżeński.
Powoli zaczynam pojmować to, o czym wyżej napisaliście. Staram się żyć teraźniejszością, być pogodnym.
Obawiam się tylko, że w mojej sytuacji- w tak dynamicznych przeobrażeniach, przy najbliższym kryzysie mogę spaść boleśnie...



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group