To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Czy się wtrącać...? Dylemat.

Anonymous - 2014-01-17, 13:30
Temat postu: Czy się wtrącać...? Dylemat.
Moja koleżanka przeżywa bardzo ciężkie chwile.
Po 10 latach małżeństwa, podczas gdy starsza córka miała 2 lata, a młodsza pół roku, mąż się od niej odsunął i przestał ją wspierać. Działo się bardzo źle. Mąż zaczął zdradzać, nocować poza domem. Przeszli jeszcze terapię małżeńską, on swoją indywidualną a ona swoją. Były to terapie świeckie. Nic nie dały. "Pani mąż nocując z obcymi kobietami szuka sensu życia..." taki był przekaz.
Potem tylko gorzej.
Przeprowadził się do ich drugiego mieszkania. Potem nagle zażądał aby ona wyniosła się z ich domu, którego wynajem on opłacał. "Nie będę cię dłużej utrzymywał, masz 24h". Spakowała siebie i dzieci i uciekła do przyjaciółki.
Mieszka u niej od 8 mcy. Przez ten czas zdecydowała przygotować pozew o rozwód z jego winy.

On szaleje. Raz jej ubliża, także publicznie, krzywdzi ją psychicznie i finansowo, robi sceny (zniszczył je w szale auto, sprawa została zgłoszona na policję..), a raz próbuje ni stąd ni zowąd ocieplić kontakty, udaje kochającego ojca. Na drugi dzień znowu zrywa ustalenia, nie bierze dzieci chociaż obiecał itd. Szaleństwo.
Z zewnątrz jego zachowanie wygląda jak poważne zaburzenia. Żadnej logiki, żadnej stałej decyzji, w pół godziny od wściekłości do uśmiechu i z powrotem.
Jest przekonany, że to ona jest winna jakichś zdrad (wyimaginowanych..), i buduje na tym cały świat: on biedny, niezrozumiany, ona go opuściła i się prowadza z obcymi.. Na pewno po to jej przyjaciółka użyczyła dachu nad głową, żeby to tylko ułatwić..
Jednocześnie są twarde dowody na to, że on spotykał się i pomieszkiwał z przynajmniej (!) 7 kobietami w ciągu tego roku, w tym ostatnią wprowadził do swojego mieszkania tydzień temu i nie ukrywa tego.

Ona jest zdecydowana na rozwód i zasądzenie jak najwyższych alimentów dla dzieci i siebie oraz spłaty połowy majątku. Facet ma pieniądze, ale nie pali się do płacenia na córeczki.

Najgorsze jest to, że ta dziewczyna jest od kilku miesięcy w coraz gorszym stanie. Nie daje rady.
Skupia się na walce. Nienawidzi. Teraz w sumie czuje do męża także chyba litość, bo on naprawdę sięga dna. Ale sądzę że mówienie jej teraz o przebaczeniu to pomyłka..
Obecnie poświęca się zbieraniu dowodów, które umożliwią jej wygraną i zasądzenie wysokich alimentów (wynajęty detektyw, zdjęcia tych kobiet, ich adresy, umyślnie zalogowała się na portalu seks-randek, z którego mąż od dawna korzysta, i koresponduje z nim na bieżąco pod jakimś nickiem, przy czym np. okazuje się, że mąż pisuje na tym portalu w dniach gdy ma u siebie dzieci pod opieką...).

To jak on ją krzywdzi jest niesłychane.
To jak ona się zacina w walce i nienawiści jak ranna lwica jest zrozumiałe. Ale tak przykro na to patrzeć.. to ją niszczy.

Ona nie ma oparcia w wierze. Sadzę, że gdybym teraz jej powiedziała o wartości trwania przy przysiędze, nie obroniłabym tego.
Nie mam odwagi. Wspieram ją w zupełnie inny sposób niż chyba powinnam (np. zgadzam się na udział w akcjach śledzenia czy mąż jest z kolejną kobietą w ich mieszkaniu itp) po prostu dlatego, że jak tego nie zrobię, to ona sama to będzie robić. A zaraz skończy się psychicznie.. To ją zżera.
Dobrze tylko, że ma wsparcie w tej przyjaciółce mocne.

Modlę się za nią. Za nich.
Podsunęłam jej poradnie prawne i psychologiczne oparte na wartościach Kościoła Katolickiego.
To straszne, jak spirala nienawiści wciąga i niszczy i jest się bezradnym wobec tego.

Ja nie mam odwagi się teraz wtrącać z czymkolwiek..
Nie mam odwagi wspomnieć jej o możliwości zmianie rozwodu na separację.
Tyle tylko, że ona wie o moich decyzjach (przyjęcie męża po zdradzie, z nieślubnym dzieckiem). I to wszystko.

Anonymous - 2014-01-17, 14:38

Krawedz N. trudno cos doradzic, zwlaszcza jesli to tylko kolezanka, a nie blizsza przyjaciolka. Choc skoro robisz za detektywa, to pewnie jestescie dosc blisko.
Moze na poczatek wyslij samego smsa www.kryzys.org niech sama poczyta, otworza jej sie oczy, jak mozna dalej poprowadzic ta historie.
Przede wszystkim postawila bym taki warunek, jesli maz sie lasi, ze chce wrocic niech pierwszym tego dowodem bedzie to, ze dba o dzieci i niech jej placi alimenty, wyrzuci kochanke, a potem niech raz po raz sie spotyka z zona i dziecmi na neutralnym gruncie.
Poza tym z opisu jego zachowania, to kto wie, moze go dopadla jakas choroba psychiczna, jak tak zmienia nastroj w pol godziny. A jesli tak czesto zmienia kochanki, to moze tez dowod na powyzsze, bo jak sie zorientuja z kim maja do czynienia, to uciekaja, no nie wiem :-?

Anonymous - 2014-01-17, 14:45

tak, ja i ona jesteśmy coraz bliżej.
pacjenci na oddziałach się zaprzyjaźniają..
choć my na innych piętrach chyba. ale ten sam szpital

ona męża nie chce znać. ja chyba nie mam prawa teraz jej mówić, że powinna wierzyć w jego przemianę
owszem, jeśli by się faktycznie zmienił to może.. może. Ale to musiałaby być przemiana dosłownie jak wody w wino w Kanie Galilejskiej. Na razie on się pogrąża systematycznie.

Koleżanka uważa, jak zresztą większość otoczenia, że jak się go już pozbędzie ze swojego życia, - co jest konieczne - to po prostu "należy jej się" też wreszcie jakieś szczęście z kimś innym.

czyli współczesna mentalność rozwodowa - i bez wiary nie da się tego w ogóle przeskoczyć, bo sprawy zaszły tak daleko, rany są tak głębokie.. że po ludzku bez sensu.

to jest etap, na którym nawet trudno mi zalinkować sychar :-?

a te dziewczyny to niestety nowy typ studentek, jeśli wiesz o co mi chodzi.
niestety, jest to coraz powszechniejsze. wcale nie chodzi o stały związek... chodzi o kasę..
bagno bagno okropne bagno

przykro mi że muszę na to patrzeć, słuchać o tych zdjęciach, datach, faktach, to wszystko jest takie ohydne
ale jej pomaga, że nie jest w tym sama - zwariowałaby gdyby walczyła w 4 ścianach, uwięziona z małymi dziećmi i swoim nieszczęściem
trzeba tego słuchać, ale jest to okropne.

diabeł się musi głośno śmiać patrząc na swoje dzieło

Anonymous - 2014-01-18, 14:24

KN,
napisałam do Ciebie na pw.

Cytat:
a te dziewczyny to niestety nowy typ studentek, jeśli wiesz o co mi chodzi.
niestety, jest to coraz powszechniejsze. wcale nie chodzi o stały związek... chodzi o kasę.. bagno bagno okropne bagno


Powiem tak, studentki grają rolę absolutnie drugoplanową w tym całym "zajściu", tak samo jak inne kobiety, które pocieszają tego czlowieka.
KAŻDA kobieta która wejdzie w jakikolwiek układ z tego typu mężczyzną jest jego ofiarą a na dodatek jest pionkiem w dobrze zaplanowanej, służącej wyciśnięciu z jego ofiar wszelkiej energii życiowej grze. Tak więc suma sumarum należą się wyrazy współczucia i to b. głębokiego nie tylko w stosunku do żony ale takze w stosunku do innych kobiet, które kupują historie sprzedawane przez owego "męża".
Sądząc z opisu radziłabym koleżance zabezpieczyć siebie i dzieci gdyż zachowanie jej męża wskazuje na człowieka bezwzględnego.

Cytat:
diabeł się musi głośno śmiać patrząc na swoje dzieło

I znów wszystko na diabła ;-) - czlowiek jest winien, że postępuje jak postępuje, nikt więcej.

Anonymous - 2014-01-18, 22:02

KN, ja bym jednak starała się jakoś przekierowywać myśli tej koleżanki, tak mimochodem.... Niekoniecznie wprost walić o Sycharze, ale o tym że to jej nakręcanie się pożera ją żywcem, i pokazać że można inaczej.
Anonymous - 2014-01-20, 10:42

kenya napisał/a:

I znów wszystko na diabła ;-) - czlowiek jest winien, że postępuje jak postępuje, nikt więcej.


Podobno największym sukcesem szatana jest gdy ludzie w niego nie wierzą.
Ja jestem prosta kobieta, nie umiem dyskutować nad tym jaki udział w naszych złych postępkach ma nasza wolna wola, a jaki podszept szatana. Wszak ten trudny dylemat już w Księdze Rodzaju się pojawia.
Staram się tylko pamiętać o tym:
"Co bowiem wybaczyłem, o ile coś wybaczyłem, uczyniłem to dla was wobec Chrystusa, ażeby nie uwiódł nas szatan, którego knowania dobrze są nam znane." (2 Kor, 2)
i o tym:
"Obleczcie pełną zbroję Bożą, byście mogli się ostać wobec podstępnych zakusów diabła" (Ef 6,11)
i o tym:
"Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć." (1 P, 5)


Nirwanna, na pewno byłoby dobrze dla niej gdyby "przestawiła się" na dobre emocje, na budowanie własnej wartości i własnego wewnętrznego światła, niezależnego od działań tego toksycznego psychopaty, którym obecnie niestety stał się jej mąż.
Tylko to trudne w jej sytuacji..

Ja mogę tylko mieć nadzieję, że mój skromny przykład może coś gdzieś tam przestawi kiedyś. Z tym, że jednak moja sytuacja, choć bolesna, jest jednak innego formatu. Mnie mąż "zaledwie" zdradził, nie wyrzucił na bruk z dwójką dzieci, zamykając dostęp do kasy, nie podkradł mi kluczy od wspólnego mieszkania, nie nazwał mnie "dziwką" wobec znajomych, itepe itede. :-? :-? :-?

Mam nadzieję, że skorzysta z którejś poradni psychologicznych przy UKSW czy podobnej. Podpytam ją za jakiś czas.

Anonymous - 2014-10-17, 08:34

I rozwiodła się.
Cieszyła sie na ten dzień. Że coś się skończy (jej trudne małżeństwo) a zacznie coś nowego (nie w sensie nowego partnera, tylko życie bez czegoś co ciążyło i bolało i utrudniało).
Ja jestem zupełnie z boku, nie mnie oceniać, zwłaszcza, że nie przeżyłam rozwodu.
Wiem tylko, że po wszystkim także ona (mimo że dążyła do tego i to byl jej plan) była przybita, psychicznie w bardzo złym stanie, i określiła całą sytuację jako najbardziej upokarzającą i żenującą i żałosną w swoim życiu.

:-|
Pocieszające że jest na terapii, którą zaproponował jej i o dziwo sfinansował jej mąż. Uzgodnili to wspólnie.

---
Nawet z zewnątrz widzę, że "nowa czysta karta po rozwodzie" to zupełnie rozpaczliwa ułuda.

Anonymous - 2014-10-17, 10:15

Cytat:
Wiem tylko, że po wszystkim także ona (mimo że dążyła do tego i to byl jej plan) była przybita, psychicznie w bardzo złym stanie.


Przecież ktoś komu udało się przeżyć wypadek wyglądający na śmiertelny nie potrafi od razu skakać z radości, że ocalono mu życie.
To oczywiste, że musi musi mieć czas by dojść do siebie.

Przecież wiesz MN, z czym ta kobieta musiała się mierzyć.

Cytat:
Pocieszające że jest na terapii, którą zaproponował jej i o dziwo sfinansował jej mąż. Uzgodnili to wspólnie.


Nie widzę w finansowaniu terapii koleżanki przez jej męża, który najpierw zrujnował jej zdrowie, a teraz chce je ratować, niczego pocieszającego. Zwykle ten typ ludzi dąży tylko i wyłącznie do tego by wciąż sprawować kontrolę nad swoją ofiarą i to jest właśnie jej przejaw...choć wielu odbierze to jako ogromną wspaniałomyślność....i oto chodzi.

Anonymous - 2014-10-17, 11:11

Nie wiem kenya co jest tam grane.
Ja tego nie rozumiem. I nie wchodzę.
Wiem tylko, że ma pomoc psychologiczną, na którą nie było jej stać.

Ja jedyne co mogę, to truję jej co jakiś czas o 12k ;)

Anonymous - 2014-10-17, 12:25

kenya napisał/a:
Cytat:
Wiem tylko, że po wszystkim także ona (mimo że dążyła do tego i to byl jej plan) była przybita, psychicznie w bardzo złym stanie.


Przecież ktoś komu udało się przeżyć wypadek wyglądający na śmiertelny nie potrafi od razu skakać z radości, że ocalono mu życie.
To oczywiste, że musi musi mieć czas by dojść do siebie.



Gdybym przeżyła śmiertelny wypadek, nie skakałabym z radości, że ocalono mi życie. Natomiast czułabym się dobrze, miałabym wdzięczność i pokój w sercu.

Jeśli były inne możliwości ( a przecież w kwestii rozwodu-są) a jednak sama wywołam ten wypadek, to rzeczywiście czuję się podle. Miałabym pewnie jakieś poczucie winy, poczucie przegranej, itd.

Rozwód jest złem.

Anonymous - 2014-10-17, 12:35

Ja też czuję, że wcale rozwód nie byl dla niej żadnym "ocaleniem życia".
Był na pewno m.in. próbą uregulowania kontaktów z trudnym małżonkiem. Które na pewno można by uregulować bez deptania sakramentu.

Ocaleniem życia byłoby przede wszystkim nawrócenie się..

--
Pisząc tu o odczuciach mojej znajomej chciałam tylko się zastanowić nad tym, ze nawet ludzie traktujący rozwód jako zabieg techniczny, nie w kategoriach moralnych - także oni odbierają to jako (mimo wszystko!) swoistą porażkę. Coś co ich przygnębia a nie uskrzydla......

Anonymous - 2014-10-17, 12:57

Moc nadzei,
Myslę, że nie jesteś sama w swoim dylemacie, jesli przejdzie sie to co my i "inaczej" patrzy sie na świat, małżeństwo, to bardzo chciałoby się, aby i Ci nam bliscy także tak widzieli... lub może potrafili wyjść ze swojej ciemności i cierpienia, bo przecież wiadomo, że zmiana partnera na innego nie uwolni nas od prawdziwego cierpienia...ale co można zrobić...myśle, że to, co zgodne z nami samymi, a ta druga osoba, której chcemy pomóc zrobi i tak, co zgodne z nia samą...czasem nam sie wydaje, że mamy jakis wpływ, coś może tam pracuje, czasem tak, a czasem nam sie wydaje...to przykre, ale jesteśmy świadkiem równi pochyłej w zyciu innych i jestesmy bezradni, tak jak inni byli świadkami naszej...inny problem, że nasze poglądy są nie bardzo "w modzie"...
Mojemu tacie, ktos powiedział, jak on narzekał, ze ja do kościoła nie chodze...słowami nie przekonasz, to cierpienie to zrobi. Byc może, to nie jest jeszcze dno tego kryzysu, moze nie jej czas? Może musi cos jeszcze przejść...kto wie.

Anonymous - 2014-10-17, 13:40

mgła pisze:

Cytat:
Gdybym przeżyła śmiertelny wypadek, nie skakałabym z radości, że ocalono mi życie. Natomiast czułabym się dobrze, miałabym wdzięczność i pokój w sercu.


A słyszałaś o zespole stresu pourazowego? To pojęcie dość znane w psychologii i wiele wyjaśnia.
BTW, celnie użyłaś tutaj trybu warunkowego.

Cytat:
Rozwód jest złem.


Owszem, można powtarzać to jak mantrę, ale kiedyś trzeba sobie zadać pytanie czy:
zawsze i wszędzie? W każdej sytuacji? Cz istnieją jakieś szczególne okoliczności?
Żadnych wątpliwości, choćby ich cienia?

MN pisze:

Cytat:
Ja też czuję, że wcale rozwód nie byl dla niej żadnym "ocaleniem życia".
Był na pewno m.in. próbą uregulowania kontaktów z trudnym małżonkiem. Które na pewno można by uregulować bez deptania sakramentu.


MN, niczego co prawdziwe zdeptać ani zniszczyć się nie da, nie ma takiej mocy.

Jakaś grupa tutaj piszących w skutek okoliczności nie zawsze od nich zależnych, jest po rozwodzie. Czy znaczy że zdeptali sakrament?

I jeszcze jedno. Zapewniam Was drogie dziewczyny, że absolutnie każdy ma swoją granicę. I ja i Wy także.
Tylko i wyłącznie rodzaj i intensywność cierpienia które się staje naszym udziałem może sprawić, że mimo wszelkich wcześniejszych deklaracji, zechcemy tą wcześniej dla nas nieprzekraczalną granicę jednak przekroczyć.
Bóg dba o nas, czasem włącza nam na przetrwanie tryb awaryjny pt. instynkt samozachowawczy.

Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono.
Wisława Szymborska.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group