Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Mam prośbę wielka i bardzo dla mnie ważną-jedynie zastanawiam sie czy to własciwe miejsce bo raczej pomagacie tu sobie w tematach głównie małżeńskich, moj problem jest bardziej rodzinny, bo dotyczy głównie dzieci.
Błękitna czy możesz mi pomóc, podpowiedzieć, no nie wiem cokolwiek--jak mamy postępowac z nastoletnimi synami, ja wiem że popoełniliśmy z mężem mase błędów i że stąd teraz problemy. Jesteśmy można powiedzieć "normalną" rodziną, ale brak tu miłości i wzajemnego szacunku i to niestety od lat. Mam z tego powodu niesamowite wyrzuty sumienia i poczucie winy, ale to za mało aby naprawić co sie psuło przez lata.
Chcę to zmienić, naprawić ale teraz oni wogóle mnie nie słuchają, drwią z tego co mówię, czasem czuje sie we wlasnym domu jak mały robaczek gnieciony przez chamstwo swoich dzieci. Nieraz trudno doprosić się o jakąkolwiek pomoc z ich strony, sa ordynarni, ja jestem nerwowa i czasem emocje biorą górę, a wtedy to już całkowita klapa.
Może nie będę już więcej szczegółów opisywać, bo są naprawde przykre, może jeszcze dodam, że mąż to chciałby wszystko twarda ręką, tzn ostre słowa pod ich adresem, owszem pomoże bo jego się jeszcze troche boją, ale to na krótko i mnie się nie podobają takie metody.
Ja po prostu nie umiem być dobrą matką, nie wiem jak mam do nich mówić, jak rozmawiać, jak prosić by, pomogli, jak nauczyć ich szacunku, obowiązkowości, ambicji......
Wiem, że pomyslałam o tym o jakieś kilkanaście lat za późno, ale czy na prawde już nic nie można zrobić.
Jestem słaba psychicznie i oni to czują i wykorzystują. Chcę aby nasz dom był pełen miłości abyśmy się dobrze w nim czuli, ale jest niestetycoraz gorzej i czasem wszyscy tu na siebie warczymy -co jest z nami nie tak?
Ja czuję że to wszystko moja wina, bo nie czułam sie nigdy kochana, pewna siebie, jakaś taka wystraszona i chyba dlatego psułam cały czas nasze małżeństwo, rodzinę.
Modlę się jak potrafię czasem mocno i z całego serca czasem jakoś słabsza moja wiara, ale bardzo proszę Boga o pomoc dla naszej rodziny.
Pozdrawiam wszystkich, szczęść Wam Boże
Błękitna [Usunięty]
Wysłany: 2006-05-16, 01:25
Renato,
piszesz o nastoletnich synach. Mam nadzieję, że pamiętasz przy tym, że okres dojrzewania jest okresem buntu. Dzieci często podważają wartości cenione przez rodziców (np; nie chcą chodzić do kościoła), prowokują rodziców (używając dosadnych słów, ale też ubiorem, fryzurą). Rodzicom niejednokrotnie włosy stają na głowie od samego słuchania swojej "pociechy". Tak po trochu musi być. Nastolatek przeżywa okres zanegowania tego, co wokól niego po to, by jako młody dorosły mógł wrócić, ale już na zasadzie wyboru, a nie przymusu.
Wróci do tego, co było prawdziwie dobre w waszej rodzinie, do tego co widział, że TY i Twój mąż szanujecie. Nie sądzę, abyś pragnąc miłości i dobra dla swojej rodziny tak zupełnie nie potrafiła go jej przekazać.
Byc może, mogłabys dać dużo więcej. Na to nigdy nie jest za późno.
Na razie poczekaj cierpliwie, ale stawiaj synom granice. Niech wiedzą na jakie rzeczy absolutnie nie wyrażasz zgody i jakie są ich konsekwencje. Najlepiej byłoby gdybyście razem z mężem stworzyli wspólny front wychowawczy (czyli dogadali się które z was, kiedy i co mówi). Ważne jest aby nauczyć się mówić do dorastającego człowieka bez przemocy. Absolutnie nie wolno obrażać go,bić ani ośmieszać ( tak jak i Ty zapewne tego nie chciałabyś od nich doświadczyć).
Dobrze gdybyś pokazała pewnośc siebie, taką pewność, która mówi, że wiesz, że nie byłaś doskonałą matką, ale starałaś się dać tyle, na ile to było dla Ciebie mozliwe. Kochasz, ale nie pozwolisz sobie ubliżać.
Renatko, bardzo dobrze, że uświadamiasz sobie co mogło być powodem twojego poczucia winy. Skoro masz już świadomość własnych ograniczeń,( Gratulacje, to juz BARDZO, BARDZO dużo), to teraz do dzieła! Po pierwsze: modlitwa, po drugie : modlitwa, a po trzecie może spotkania z psychologiem w realu. Szczerze doradzam. Są jeszcze ciekawe książki, jeśli jesteś zainteresowana odezwij się. Pozdrawiam.
arenata1 [Usunięty]
Wysłany: 2006-05-16, 11:22
witam i bardzo dziękuję za odzew, u szkolnego psychologa byłam ale syn nie chce słyszec o rozmowie z nim. Ale mnie rozmowa z tym psychologiem nie pomogła nic, prosilam też aby polecił mi jakieś ksiązki, no cokolwiek ale też nic.
Ale spróbuje jeszcze do innych drzwi zapukać.
Jeśli możesz podac mi jakieś tytuły to bardzo proszę, odezwę się jeśli można do Ciebie na gg, bo wiem że to forum dotyczy troche innych problemów i nie chcę tutaj namieszać.
Dziękuje raz jeszcze i pozdrawiam wszystkich
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2006-06-19, 11:08
Renato, okres buntu u nastolatków, jeśli jest, najlepiej przechodzi się w grupie. Nie wiem jak jest w Twoim mieście, ale myślę tu o np.duszpasterstwie młodzieży. Jeśli jest takie duszpasterstwo w Twoim mieście, to pomódl się o to, aby Pan Bóg podsunął ludzi, dzięki którym Twoja młodzież (dzieci) dotrą tam.
Książki polecam - ks.Marka Dziewieckiego, psychologa, np."Komunikacja wychowawcza"
http://www.poczytaj.pl/?s...j&ksiazka=27660
Błękitna, dzięki, że jesteś!
Proszę daj wskazówki jak nauczyć się rozmawiać z własnym mężem! jak zainteresować go życiem moim i naszych nastoletnich córek. jak przebić mur obojętności!
Dodam tylko, że u nas rozmowa wygląda mniej więcej tak: ja mówię, opiwiadam , żartuję a on (przeważnie) odpowiada tylko monosylabami (tak, nie, hmm, no itp.). Wiem, że i jemu brakuje normalnych rozmów (był to, podobno, jeden z powodów zdrady) tylko ze my nie umiemy już normalnie razem rozmawiać.
Ratuj
Błękitna [Usunięty]
Wysłany: 2006-07-21, 12:09
Dzień Dobry, Wero!
Gdzieś się pogubiliście. Najpierw miłość, a potem dzieci, które przez pierwszych parę lat trzeba po prostu non stop dokarmiać, myć, dopajać, oprasowywać, tulić etc..... (Znasz to bardzo dobrze :) i to ciągłe zmęczenie. A potem nadchodzi czas, kiedy już znów możnaby gdzies pójść, coś razem zrobić, choćby porozmawiać, ale .... już się nie umie.
Albo tylko się tak wydaje, że się nie umie.
Więc rób to co potrafisz:) Zaproś go na przykład na spacer śladami waszej miłości (w miejsce, w którym spotkaliście się na pierwszą randkę),albo po prostu na spacer, albo do kina. Po prostu badźcie przez jakiś czas razem, nawet bez słów. Może uda wam się choć na chwilę wziąć się za rękę? Tylko nie zaczynajcie superważnych rozmów, ani rozmów o dzieciach, ani rachunku sumienia.
Badźcie mężem i żoną, którzy chcą być razem. To jest tylko wasz czas. Na pewno wiesz Wero, że można bardzo pięknie rozmawiać ciszą. Powiedz mu, że po prostu chcesz z nim pomilczeć.
Jeśli uda się wam choć takie jedno spotkanie, to przeciez może być ich więcej. A jeśli będzie ich więcej to wcześniej czy później zaczniecie rozmawiać o sprawach dla was ważnych. Nie ma na to siły.
Tylko Wero, czy o taką rozmowę Ci chodzi?
Czy juz jesteś gotowa?
Jesteś z Warszawy, czy wiesz, że na Skaryszewskiej, w Sycharze u ks. Pałygi odbywają się spotkania dla małżeństw w kryzysie? Są też szkolenia z komunikacji :)
Gdybyś chciała o coś zapytać to podaję mój adres
blekitna@onet.eu
Pozdrawiam Cię serdecznie! I jak zwykle czekam na listy :)
Wera [Usunięty]
Wysłany: 2006-07-21, 14:56
Błękitna
Dziekuję za odpowiedź. Marzę o tym, żeby razem pójść na spacer. Proponowałam kiedys mężowi pójście razem na Skaryszewską, niestety jego to nie interesuje. On nie widzi problemu i jest mu tak dobrze. Wieloletni wir pracy, popęd za pieniędzmi (kupno samochodu, budowa domu, kredyt itp.), niewidzenie się całymi dniami lub tylko sporadycznie (np. 1 godzinne spotkanie się "na mijanego") spowodowały odsuniecie się od życia rodzinnego i w konsekwencji jego zdradę. Teraz kiedy zakończył tamtą znajomość i chce wrócić do nas poprostu nie ma o czym z nami rozmawiać. Jest co prawda temat "zastępczy" - budowa domu - ale jak długo można o tym rozmawiać? A co będzie jak już ten dom urządzimy? Znowu milczenie? Przeraża mnie to!
Wielokrotnie proponowałam jemu wspólne wyjście bądź wyjazd, ale on nie przejawia tym najmniejszego zainteresowania. Niestety jestem bezradna!
Ps. Mieszkam w okolicach W-wy i na Skaryszewską mam niestety dość daleko.
aga70 [Usunięty]
Wysłany: 2006-07-21, 18:39
Witaj błękitna.
Szukam już od jakiegoś czasu kontaktu z psychologiem, i dziś przypadkiem trafiłam na tą stronkę, trochę poczytałam i jestem zachwycona, przede wszystkim tym, że pomoc czy rady są tu udzielane w duchu wiary i modlitwy. Szukałam adresów poradni małżeńskich przy parafii lub kościołach. I tu jest moja prośba, jeśli znasz ty błękitna lub ktoś inny jakieś namiary poradni małżeńskich w Lublinie lub okolicach, proszę o informację.O moim problemach małżeńskich nie chcę pisać, bo nie uda się ich rozwiązać za pomocą jednej czy drugiej porady, są za bardzo zagmatwane.
pozdrawiam wszystkich czytających i polecam się w modlitwie.
Agnieszka
Błękitna [Usunięty]
Wysłany: 2006-07-22, 16:42
Dzień Dobry, Aga 70,
Udało mi się dzisiaj ustalić, że jedna z lepszych poradni katolickich w Lublinie to poradnia przy Kościele Akademickim KUL -u. Poleca znajomy ksiądz z Lublina. Jest to pewnie poradnia rodzinna, on twierdzi, że nie tylko dla studentów. Sprawdź koniecznie, gdyby co, to tam dadzą Ci lepsze namiary :) I jeszcze jedno, jak juz znajdziesz i sprawdzisz, to prosimy daj znać na naszym forum. Może ktoś jeszcze skorzysta. Powodzenia.
Błękitna [Usunięty]
Wysłany: 2006-07-22, 17:34
Wera,
już teraz lepiej widzę Twoją sytuację. Wygląda na to, że to co możesz zrobić, to na pierwszym miejscu pielęgnować swój świat. W małżeństwie spotykają się dwa światy jej i jego. Rozmowa służy wzajemnemu zapraszaniu się do tych światów. Jeśli on nie chce, to na razie nic na siłę. Poczekaj, ale nie bezczynnie. Dbaj o to, by Twoje życie było interesujące, żeby twój świat nie kończył się na dzieciach i obowiązkach (choć oczywiście to jest najważniejsze i świadczy o wielkiej odpowiedzialności). Oczywiście nie chodzi o to, żebyś się teraz zamykała przed mężem. Chodzi o to, żeby zmniejszyć presję. Twój mąż i tak jest pod pręgieżem tego co wam zrobił, musi poradzić sobie pewnie z własnym poczuciem winy.
A Ty tymczasem możesz przyjrzeć się jak wyglądają komunikaty, które mu wysyłasz w rozmowie.
Wiem, że może wydać Ci się to śmieszne, ale przeczytaj małą książeczkę : "Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać, żeby do nas mówiły" Autorki: Faber i Mazlish, wydawnictwo Media Rodzina Poznań. Świetnie są tam wyłożone główne zasady komunikacji. A czy my wszyscy nie jesteśmy po trochu dziećmi :)
Pozdrawiam Cię i Wszystkich
aga70 [Usunięty]
Wysłany: 2006-07-24, 10:00
Dziękuję Błękitna za informację, oczywiście jak tylko zdobędę namiary na pewno się odezwę, i przekażę
pozdrawiam
Wera [Usunięty]
Wysłany: 2006-07-24, 18:55
Błękitna dziękuję
Wspomnianą książeczkę znam, tylko do głowy by mi nie przyszło, że ta pozycja może pomóc również dorosłym Pewne rady próbowałam stosować u dzieci, więc może uda mi się zastosować u męża
Dzięki!
relinka [Usunięty]
Wysłany: 2006-08-05, 10:32
Mam pytanie. O czym świadczy fakt, że facet, ojciec m.in. pełnoletniej córki, nosi w portfelu wyrwany, zalaminowany kawałek gazety, z ilustracją dziewczyny ubranej, pokazującej paseczek od majtek?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAIKs. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.