Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Jak wiemy, od 23 maja 1931 roku do 16 lipca 1933 roku Ojciec Pio miał zakaz pełnienia posługi kapłańskiej, z wyjątkiem celebrowania Mszy Świętej, którą mógł odprawiać wyłącznie prywatnie, w wewnętrznej kaplicy klasztornej. Jakie jednak były powody, które doprowadziły do takiego zakazu, który – do momentu jego odwołania – sprawił tak wiele cierpienia Świętemu z Pietrelciny?
Biskup Pasquale Gagliardi, "przygnieciony ciężarem diecezji" Manfredonia, został tymczasowo zastąpiony przez Administratora Apostolskiego w osobie biskupa Alessandra Macchiego z Como. Ten, dobrze znając podejmowane już od 1923 roku próby odseparowania Ojca Pio od powstającego wokół jego osoby fanatyzmu, a także negatywne osądy, niesprawiedliwie wyrażane przez swego poprzednika, 2 grudnia 1929 roku udał się do San Giovanni Rotondo. Następnego dnia, w towarzystwie prałata Prencipego, u którego zatrzymał się w gościnie, dotarł do klasztoru kapucynów.
Kłopotliwy cień Ojca Pio
Po odebraniu honorów poprosił o spotkanie z przełożonym. "Szorstka, gwałtowna i wyjątkowo stanowcza" rozmowa trwała prawie godzinę w celi ojca Raffaele da Sant'Elia a Pianisi, podczas gdy prałat pozostał w chórze zakonnym. Uprzedzony do Stygmatyka, biskup Macchi chciał za wszelką cenę, by następnego ranka lub też w pierwszych godzinach nocnych wsadzić Ojca Pio do samochodu i zabrać go do Rzymu.
Ojciec Raffaele, "z całym szacunkiem dla biskupiego krzyża", stanowczo sprzeciwił się szalonemu zamiarowi, bez wątpienia zrodzonemu w domu prałata, który już od dawna chciał oczyścić "swoje niebo" z cienia Ojca Pio. Swój sprzeciw uzasadniał między innymi odpowiedzialnością za przestrzeganie polecenia powierzonego mu przez wyższych przełożonych oraz - przede wszystkim - chęcią uniknięcia niebezpieczeństwa, na jakie mógłby zostać narażony klasztor ze strony mieszkańców miasta, którzy w dzień i w nocy go strzegli.
Biskup Macchi zatrzymał się jeszcze na krótką chwilę u Ojca Pio i opuścił klasztor. O wszystkim, co działo się wokół niego, Święty z Pietrelciny mówił bardzo mało, wiele przy tym cierpiąc. To moralne cierpienie odbijało się na jego zdrowiu fizycznym: w listopadzie zmogła go tak wysoka gorączka, że temperaturę musiano mierzyć termometrem do kąpieli, który wskazywał aż 44 stopnie.
Administrator Apostolski diecezji Manfredonia nie dał jednak za wygraną i w nocie zredagowanej dla Świętego Oficjum postulował przeniesienie Ojca Pio do jednego z kapucyńskich klasztorów w Szwajcarii.
Dykasterium rzymskie nie wprowadziło jednak tego projektu w życie. 5 stycznia 1930 roku wydało odroczenie i przygotowało dwa zarządzenia, które po upływie roku oznajmiono generałowi zakonu kapucynów.
Wielki sekret
Ojciec Raffaele nikomu nie zdradził ani słowa ze swojej rozmowy z biskupem Macchim. Jednak w miasteczku rozeszła się pogłoska, że do klasztoru ma przybyć nowy gwardian pochodzący z Mediolanu, aby przygotować teren do zabrania Ojca Pio z San Giovanni Rotondo. Mieszkańcy, którzy od lat byli skłonni wszelkimi sposobami bronić go przed tym rozporządzeniem, rozmieścili wszędzie uzbrojone warty, gotowe chwycić na nowo za siekierki, sierpy, widły czy noże ogrodnicze. Atmosfera stawała się bardzo gorąca. Krążyły plotki, kalumnie, wyjaśnienia.
Czas po Wielkim Tygodniu Ojciec Pio spędzał na nieustannej modlitwie. Posłuszny przełożonym, z uwagi na swoje słabe zdrowie wstawał nieco później niż cała wspólnota. Po odprawieniu Mszy Świętej, do której przygotowywał się długi czas, i po niekończącym się dziękczynieniu, spowiadał, odmawiał nieszpory z innymi braćmi i pozostawał w chórze do późnych godzin. Z modlitwy czerpał siłę, odwagę i pokorę, niezbędne do przyjęcia i przezwyciężenia ciężkiej próby.
Triduum Sacrum Ojciec Pio, jego współbracia i wierni przychodzący do kościoła Matki Bożej Łaskawej przeżyli w skupieniu i pogodzie ducha. Nikt nie przypuszczał, że wkrótce może nadejść "koniec świata".
31 marca 1931 roku prowincjał kapucynów wezwał do Foggii ojca Raffaele da Sant'Elia a Pianisi, by zakomunikować mu "w wielkim sekrecie", że wkrótce do klasztoru w San Giovanni Rotondo przybędzie "posłany z Rzymu" nowy przełożony, pochodzący z prowincji mediolańskiej.
Biedny ojciec Raffaele myślał sobie w sercu: "Poroniony pomysł: ktoś z zewnątrz rozwiąże wszystko szybko i skutecznie iuxta desiderata; zawsze jednak dzieje się odwrotnie, z upokorzeniem tego, kto znajduje się na miejscu: mówi prawdę, ale mu się nie wierzy, cierpi z powodu ucisku i uważany jest za nieszczerego i nieposłusznego".
Tragikomiczna obrona Ojca Pio
Wiadomość jednak, dana "w wielkim sekrecie", krążyła już, powtarzana szeptem z ust do ust. Została potwierdzona oficjalnie 4 kwietnia tegoż roku, kiedy to burmistrz Don Ciccio Morcaldi, przyszedłszy do klasztoru, by złożyć wielkanocne życzenia, powiedział o nowym zarządzeniu. Do ojca Raffaele, który ze względu na tajemnicę starał się zdementować jego oświadczenie, powiedział: "Drogi ojcze gwardianie, w mieście już wszystko wiedzą. Wy nie możecie nic mówić, bo jesteście związani tajemnicą, ale ja nie jestem i muszę mówić, bo moim obowiązkiem jest obronić naszego Ojca Pio".
Od pierwszego do ostatniego mieszkańca wszyscy byli gotowi do działania. Ostatecznie obrona Ojca Pio odbyła się w sposób tragikomiczny w nocy z 6 na 7 kwietnia 1931 roku.
Po południu w poniedziałek wielkanocny, w Foggii, do autobusu jadącego do San Giovanni Rotondo wsiadł pewien zakonnik. Zauważył to jeden ze "strażników" i, myśląc, że może to być właśnie owa osoba wyznaczona do przeniesienia Ojca Pio, wziął go "na cel". Przybywszy do San Giovanni Rotondo, podniósł alarm, tak że wokół zakonnika nagle znalazło się kilka osób: ktoś z ostentacyjną uprzejmością wziął jego bagaż, inni zaoferowali, że odprowadzą go do klasztoru. Nie odstępowali go także podczas spotkania z Ojcem Pio, po przywitaniu którego zakonnik poprosił o spowiedź.
Kiedy Ojciec Pio zaprosił zakonnika do swojej celi, ludzie usiłowali wejść za nim. Wtedy gość, już z wewnątrz, usiłując zamknąć drzwi, stracił cierpliwość i wypowiedział niefortunne słowa: "Dość, teraz użyję mojej władzy. Idźcie stąd wszyscy!" i przekręcił klucz w zamku.
Jego wypowiedź, a zwłaszcza słowa "użyję mojej władzy" utwierdziły obecnych w przekonaniu, że ów zakonnik może być nowym przełożonym klasztoru, choć miał na sobie habit nieco odmienny od tego, jaki noszą kapucyni. Podnieśli więc natychmiast alarm: "Biegnijcie, zabierają Ojca Pio!".
Po kilku minutach wzburzony tłum nacierał na klasztor. Kapucyni na próżno próbowali powstrzymać najbardziej agresywnych. Dopiero około godziny 22.00 zdołano wszystkich wyprowadzić i zabarykadować drzwi wejściowe.
Z placu dobiegały krzyki i groźby: "Wynoś się!... Na pohybel!... Rozerwiemy cię na strzępy!... Jeśli zmusisz Ojca Pio do opuszczenia klasztoru, urządzimy rzeź!...".
Pechowy franciszkanin
Pechowy zakonnik w rzeczywistości nie był nowym przełożonym. Był to ojciec Eugenio M. Tignola, z kolegium serafickiego św. Piotra w Neapolu, który, nieświadomy sytuacji, przybył do klasztoru w San Giovanni Rotondo jedynie w celu poznania Ojca Pio i wyspowiadania się u niego. Tak o tym zdarzeniu pisał 6 maja 1931 roku: "W nocy z 6 na 7 kwietnia, podczas gdy spałem w klasztorze braci kapucynów w San Giovanni Rotondo, przyszedł tłum ludzi, który domagał się, bym natychmiast wyjechał. Gwardian i Ojciec Pio przez półtorej godziny czynili wszystko, by uspokoić tłum, aż w końcu przybył burmistrz i karabinierzy, którzy zaprowadzili porządek i kazali rozejść się ludziom".
W rzeczywistości uzbrojeni po zęby uczestnicy zajścia domagali się za wszelką cenę, by gwardian przekazał im owego zakonnika, aby mogli odprowadzić go do Foggii. Ponieważ ich żądanie nie zostało spełnione, około północy wzięli słup pozostawiony na placu przez robotników zakładających linie elektryczne i, sforsowawszy nim drzwi, wdarli się na wewnętrzny dziedziniec klasztoru. Było tam około setki mężczyzn, kobiet i dzieci.
Gwardian, który w tym czasie znajdował się na chórze, zszedł na dół i rozkazującym tonem nakazał wszystkim opuścić klasztor. Obietnica przywołania Ojca Pio zdołała nieco uspokoić ludzi. Ojciec Pio, za którym ledwie żywy podążał ojciec Eugenio M. Tignola, pokazał się w oknie celi usytuowanej najbliżej chóru. Przyjęty został długimi brawami. Poproszony przez gwardiana o interwencję, wezwał wszystkich do spokoju: "Moje błogosławione dzieci, zawsze byliście dobrzy... Błagam was teraz, byście posłuchali mnie jak zawsze i wrócili do swoich domów, nikomu nie czyniąc nic złego. Obecny tutaj gość nie jest tym, za kogo go uważacie. To brat, który przybył tutaj w drodze powrotnej z posługi kaznodziejskiej ze względu na potrzeby swojej duszy...". Jednak nieufny tłum wciąż myślał, że słowa wypowiedziane przez Ojca Pio zostały mu narzucone przez przełożonego i ponownie zaczął podnosić głos.
W końcu nadeszli karabinierzy, prowadzeni przez sierżanta i burmistrza Morcaldiego, który zażądał wydania gościa. Gwardian zszedł, by z nim porozmawiać i udało mu się przekonać burmistrza.
Don Ciccio wspiął się na stopień i wychwalając "swoich" obywateli, których przyjął i ugościł Ojciec Pio, duma Kościoła, Włoch i miasta San Giovanni Rotondo, oznajmił: "Bóg dał nam Ojca Pio i nikt nie może nam go odebrać. Ja jako pierwszy zdejmę uniform burmistrza i chwycę za karabin. Teraz, jeśli dobrze mnie zrozumieliście, wiedzcie, że nie możemy wyrzucić przybyłego dziś wieczór zakonnika, ponieważ przede wszystkim nie jest on tym przełożonym, którego się wyczekuje... Jest on zwykłym gościem, który przybył do Ojca Pio w potrzebach duchowych, i dlatego nie możemy go wyrzucić. Nade wszystko trzeba uniknąć sytuacji, w której o Ojcu Pio mówiłoby się bez czci, że pozwolił, by bez najmniejszej winy obrażono jego gościa".
Dyplomatyczne przemówienie burmistrza ostudziło rozpalone dusze. Grupa się rozwiązała i wszyscy, zorganizowawszy uprzednio na całą noc straże dokoła klasztoru, powrócili do domów.
Wrócił do siebie także ojciec Eugenio M. Tignola. Wyjechał pierwszym autobusem, o piątej rano, śniąc na jawie o swoim, o wiele bezpieczniejszym, kolegium serafickim w Neapolu, przy Via Vecchia Capodimonte, nr 146.
W hiszpańskiej Avilli, gdy szum czyniony przez rozradowane zakonnice stawał się już wprost nie do zniesienia, Jan Paweł II wypalił:
- Te siostry, które ślubowały milczenie, hałasują tu najgłośniej.
-----------
Na początku Bóg stworzył ziemię, a potem odpoczął. Następnie Bóg stworzył człowieka, a potem odpoczął. Potem Bóg stworzył kobietę. Od tej pory ani Bóg ani człowiek nie odpoczywali.
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-23, 00:50
Adam pyta w raju Pana Boga:
- Panie Boże, dlaczego uczyniłeś tę Ewę tak cudowną, tak ponętną, tak atrakcyjną. Ja o niczym innym nie mogę myśleć, niczego nie mogę robić, tylko ona, ona, ona.
A Pan Bóg:
- Bo chciałem, byś mógł ją pokochać.
Pyta więc Adam dalej:
- Panie Boże, dlaczego zatem uczyniłeś ją jednocześnie tak naiwną, tak nieroztropną, nieracjonalną, przepraszam, Panie Boże, tak głupią.
A Pan Bóg:
- Adamie, chciałem nie tylko, żebyś ty mógł ją pokochać, ale by i ona mogła pokochać ciebie.
------------
Winnetou przemierzał prerię na swym dzielnym rumaku gdy w stukot kopyt wplotła się znajoma melodyjka. Apacz zatrzymał konia i sięgnął do kieszeni. Wyjął swoją wysłużoną Nokię 3010 i odczytał SMS’a: - Niech mój brat przyłoży ucho do ziemi będę tupaniem przesyłał mu ważną wiadomość. Old Shatterhand.
------------
Kupił sobie gość Rolls-Royce’a. Przejechał 100 mil. Ale zadzwonili do niego z działu sprzedaży:
- Przepraszamy Pana najmocniej, ale jesteśmy zmuszeni poprosić Pana o odstawienie samochodu do salonu.
- Jak to?
- Przez pomyłkę sprzedaliśmy Panu samochód bez silnika.
- To jakim cudem przejechałem 100 mil?
- Proszę Szanownego Pana, na reputacji.
------------
Zaufanie
Do rządu, nierządu i pogody
Ma zaufanie tylko młody.
Jan Sztaudynger
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2011-08-08, 02:56
-Dziś opowiem wam,jak powstał pierwszy człowiek-zapowiada katechetka.
-My wolelibyśmy posłuchać,jak powstał trzeci-upomina się klasa.
=D =D =D
Zbliżają się imieniny Jasia.Wieczorem,mówiąc pacierz,chłopiec głośno krzyczy: -Daj mi,Boziu,na imieniny konia na biegunach! -Czemu tak krzyczysz?-strofuje go babcia-Bozia nie jest głucha! -Bozia nie,ale ty babciu jesteś...
=D =D =D
Na lekcji religii ksiądz pyta uczniów: -Kto z was chce iść do nieba? Wszystkie dzieci podnoszą rękę,poza Kaziem,więc ksiądz docieka: -A ty nie chcesz iść do nieba? -Chcę,ale obiecałem mamie,że zaraz po lekcjach wrócę do domu..
=D =D =D
Katechetka chce sprawdzić,czy dzieci przed snem odmawiają pacierz.Pyta: -Co trzeba zrobić przed pójściem spać? Do odpowiedzi wyrywa sie Jasio: -Wystawić za drzwi butelkę na mleko!
=D =D =D
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2011-08-08, 03:16
Malarz, którego aspiracje znacznie wyprzedzały talent, portretował kiedyś papieża Leona XIII. Po zakończeniu żmudnej pracy prosił, by papież wskazał jakąś sentencję do umieszczenia pod wizerunkiem.
- Proszę wziąć tekst z Mt. 14,27 dodając moje imię.
W domu artysta otworzył Biblię i przeczytał: "Nie bójcie się, to ja jestem."
Dlaczego to kobiety najpierw poszły zobaczyć, że Jezus zmartwychwstał?
- Żeby wiadomości się szybciej rozeszły.
Przychodzi baba do nieba. Zatrzymuje ją św. Piotr.
-Przepraszam, a Pani dokąd?
-Do nieba - pada wyraźna odpowiedź.
-Zaraz, zaraz. To nie takie proste. Wcześniej trzeba przejść mały teścik:
Trzeba uzbierać 4000 punktów.
-No dobrze - już mniej pewnie
-Proszę opowiedzieć coś o swoim życiu.
-Codziennie odmawiałam różaniec...
-No dobrze, pół punktu...
-Ile?????????????????!!!
-Pół punktu, dobrze Pani słyszy!
-Czytałam magazyny katolickie...
-Pół punktu
-Chodziłam w tygodniu na msze...
-Jeden punkt.
Po godzinie baba zgromadziła 25 punktów.
-No cóż, przykro mi. Nie zmieściła się Pani w limicie, oznajmia św. Piotr.
-Jezu, ratuj!!!!!!!!!!!!!!!!! - woła zdesperowana kobieta.
-Brawo! Cztery tysiące punktów!!! Tędy proszę...
A mój wujek jest biskupem i wszyscy mówią do niego Wasza Przewielebność!
- A mój to jest kardynałem i wszyscy mówią do niego Eminencja!
- A mój wujek waży dwieście kilo i każdy, kto go spotka na ulicy mówi: O Boże!
Chłop siedzi i duma...
W pewnym momencie zwraca oczy ku niebu i pyta:
"Panie, czy mogę się Ciebie o coś zapytać?"
Na to głos z nieba mówi:"Ano pytaj"
To chłop się pyta:"Panie, powiedz mi czemu ta moja baba taka pikna?"
Na to głos: "abyś mógł ją miłować"
a chłop: "a czemu ona taka głupia?"
głos: "aby mogła miłować ciebie"
Rabin, Ksiądz i Pop dyskutowali nad metodami dzielenia pieniędzy.
Ksiądz mówi: ja rysuję na ziemi kółko i rzucam w górę pieniądze - co spadnie do kółka to moje, a reszta dla Pana Boga.
Pop: a to ja podobnie - rysuję kółko i podrzucam pieniądze; tylko, że u mnie, co spadnie do kółka to Pana Boga, a reszta dla mnie.
Rabin: a ja też podobnie - rysuję kółko i podrzucam pieniądze, co złapie Pan Bóg to jego, a co spadnie na ziemię to moje.
- Mamo, czemu na ślubnym zdjęciu jesteś w białym welonie?
- Biały kolor to znak radości, Gosiu.
- A czemu tata jest tu ubrany na czarno?
Dlaczego Piotr zaparł się Jezusa?
- Bo Ten uzdrowił mu teściową.
Z katechezy dla pierwszaków:
katecheta: Jak ksiądz mówi do wiernych po mszy?
dziecko: - Idźcie ofiary skończone!
U świętego Piotra u bram nieba spotyka się dwóch facetów - jeden ksiądz i jeden kierowca.
Wychodzi święty Piotr i mówi:
- Ty, kierowca prosto do nieba, a ty ksiądz, zmiataj na męki czyśćcowe.
Ksiądz oburzony mówi:
- Jak to święty Piotrze! To ja, ksiądz, cały czas wiernie Bogu służyłem, a teraz mnie wysyłasz do czyśćca, a tego tu kierowcę prosto do nieba?
Na to święty Piotr.
- Posłuchaj. Ty i on wypełnialiście na Ziemi swoje misje. Ty na Mszy świętej, jak odprawiałeś, a szczególnie na kazaniach to wszyscy ludzie się nudzili, ziewali i nikt cię nie słuchał. Natomiast on, jak kierował autobusem, to wszyscy ludzie gorąco się modlili...
Spotyka się rabbi i drugi bogobojny Żyd. Ten bogobojny się rzuca na rabina.
- Rabbi! tragedia! Mój syn, krew z krwi, kość z kości.... przyjął chrzest i został chrześcijaninem!
Na to rabin:
- Oj nie uwierzysz jak ci powiem. Mój syn też się przechrzcił i został katolikiem.
Obaj popadli w straszny smutek. Postanowili zwrócić się do Wszechmocnego. Posypali głowy popiołem, przestali jeść i pić, stanęli pod ścianą i śpiewają psalmy. Dzień, drugi, trzeci. Na siódmy dzień niebo się otwiera i słychać głos Wszechmocnego:
- No dobra. Usłyszałem. O co chodzi?
Goście przedstawiają problem i wsłuchują się w Głos. Przez chwilę cisza po czym słychać:
Oj nie uwierzycie jak wam powiem. Mój też...
Jan Paweł II ma ogromne poczucie humoru. Już nie raz dawał o tym wyraz.
Kiedy przebywał w Licheniu ludzie wołali: 'Witamy cię w Licheniu'; on powiedział, że wydawało mu się, że słyszy: 'Witamy cię leniu'
Pewien pastor żalił się Bogu, że w tak wielu miejscach nie zgadza się z przekonaniami księdza z pobliskiej parafii, i czy może z nim w takiej sytuacji w czymkolwiek współpracować; czy jest to w ogóle możliwe.
Na to odpowiedział Bóg: czy wiesz w ilu miejscach Ja z tobą się nie zgadzam, a jednak z tobą współpracuję?
Burza na morzu. Ksiądz do kapitana:
- Czy toniemy?
- Dopóki marynarze klną, nie jest tak źle.
Za chwilę duchowny pyta znów:
- Czy marynarze jeszcze klną?
- Tak!
- Bogu niech będą dzięki!
- Nie piję, nie palę, mięsa nie jadam choć nie piątek, a ciągle jak by jakiś pierścień ściska mi głowę, księże proboszczu.
- Może aureola za ciasna?
- Minie wkrótce rok od śmierci pani męża. Zamówiła może pani Mszę św. za niego?
- Księże prałacie, jeśli on jest w niebie, to mu nic nie trzeba, jeśli w piekle, to mu nie pomorze, jeśli zaś w czyśćcu, to ja go znam, wiem że wytrzyma.
Dwóch Anglików w średnim wieku gra w golfa. W pewnej chwili obok pola golfowego przechodzi kondukt żałobny. Jeden z grających odkłada kij i zdejmuje czapkę.
- Cóż to - dziwi się drugi - przerywa pan grę?
- Proszę mi wybaczyć, ale bądź co bądź byliśmy 25 lat małżeństwem.
Młoda narzeczona przyszła po raz pierwszy do domu przyszłych teściów. Zaczynają jeść obiad.
- W naszym domu jest zwyczaj, że przed rozpoczęciem jedzenia wszyscy żegnamy się...
- W naszym domu nie było takiego zwyczaju. Może dlatego, że moja mama dobrze gotuje...
Wśród huraganu i wzburzonych fal płynęła łódź, a wioseł trzymały walcząc z żywiołem trzy osoby: biskup Tadeusz Pieronek, prałat Henryk Jankowski i ojciec Tadeusz.
Szczęśliwie było już dość blisko brzegu, ale porywisty wiatr wciąż spychał łódź na głębinę. Krzyknął więc do pozostałych ksiądz prałat:
"Boże, chyba musimy na piechotę do brzegu!". Na to bez wahania ojciec Tadeusz: "No to już! Alleluja i do przodu!".
"Ratunku! Nie zostawiajcie mnie samego!" - rozległo się rozpaczliwie z łodzi.
A gdy doszli do brzegu, zapytał cicho prałat Jankowski ojca Tadeusza:
"Ej, powiemy mu o tych palach pod wodą?".
"O jakich palach?" - wykrzyknął zdumiony ojciec.
Do Nieba szły monety.
W Bramie stał św.Piotr i wpuszczał te monety.
Do Nieba weszły dziesięciogroszówki, dwudziestogroszówki. Piotr przepuścił też złotówki i dwuzłotówki.
Ale pięciozłotówki św. Piotr zatrzymał.
- św. Piotrze czemu nie chcesz nas wpuścić? - zapytały się piątki.
- A dlatego, że was nigdy w kościele nie widziałem - odpowiedział św. Piotr
Przed bramą Nieba stoi biedak, Matka Teresa i Jan Paweł II
Pierwszy na Sąd wchodzi biedak, po godzinie wychodzi wymęczony i na pytający wzrok pozostałych odpowiada: Dostałem 2 tygodnie czyśćca, udowodniono mi błędy przy żebraniu.
Druga wchodzi Matka Teresa, po godzinie wychodzi i do naszego papieża mówi: mnie się dostał tydzień czyśćca za 3 błędy w opiece nad biednymi.
Na koniec wchodzi Jan Paweł II. Po godzinie z za drzwi wybiega spocony Św. Piotr i do zdziwionych następnych czekających krzyczy: Dla mnie jeszcze 3 godziny czyśćca, wykazał mi 2 błędy w listach.
Agnieszka [Usunięty]
Wysłany: 2011-09-01, 09:47
Mojżesz spędził 40 lat w królewskim pałacu, myśląc, że jest kimś, potem żył przez 40 lat na pustyni odkrywając, że bez Boga był nikim; a ostatecznie spędził 40 lat odkrywając to, jak z Bogiem nikt może być kimś.
Dwight L. Moody
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2011-09-26, 23:13
Był sobie kleryk w seminarium na południu Polski. Niestety z jakichś powodów nie mógł go ukończyć tutaj i został usunięty. Po kilku latach pisze ten sam kleryk do swoich przełożonych, ale już jako ksiądz ukończywszy seminarium na północy Polski (tam gdzie deficyt powołań). Swój list zakończył cytatem Ps 111,22 ("Kamień odrzucony przez budujących stał się kamieniem węgielnym"). Na co jego byli przełożeni odpowiadają: Ps 118,23 ("Stało się to przez Pana i cudem jest w naszych oczach").
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2011-09-30, 22:45
Siostra powtarza z najmłodszymi treść poprzedniej katechezy. Maciuś, próbując błyskotliwie odpowiadać, tłumaczy:
- Pan Bóg stworzył człowieka na obraz... nędzy i rozpaczy!
***
Na lekcji religii katechetka pyta Jasia:
- Kto widzi i wie wszystko?
- Nasza sąsiadka - odpowiada Jaś.
***
Dwaj chłopcy obserwują przez lornetkę horyzont i komentują zbliżające się do portu statki.
- Patrz - mówi jeden. - To jest okręt szkocki.
- Po czym poznajesz?
- Nie leci nad nim ani jedna mewa.
***
W akcie desperacji Kowalska udała sie na wieś do miejscowego znachora, co by może on znalazł dla niej dietę cud.Znachor cierpliwie wysłuchał opowieści kobiety co i czego ona nie stosowała i rzekł:
- Ziemniaki
- Co mam je jeść?!
- Nie, zbierać.
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-19, 20:34
Katecheta chce wytłumaczyć dzieciom na przykładzie, czym jest cnota miłosierdzia:
- Kiedy furman bije osła, a ja staram się go od tego odwieść, to czym się kieruję?
- Miłością braterską - odpowiadają dzieci.
Przychodzi terrorysta do nieba. Święty Piotr zaczął się czepiać
- Terroryzowało się ludzi?
- Oj tak!
- Podkładało się bomby?
- Niestety!
- I może teraz chcesz do nieba?
- Nie!! Przyszedłem powiedzieć że macie 20 sekund na EWAKUACJĘ!!!!!!
Rzecz dzieje sie w dyskotece. Chłopak, któremu wpadła w oko jedna dziewczyna, podchodzi do niej, usiłując ją poderwać.
- Tańczysz?
- Tańczę, śpiewam, gram na gitarze...
- Co ty pleciesz?
- Plotę, wyszywam, lepię garnki....
Zgadnijcie co to za samochód:
1) Ma o wiele lepsze przyspieszenie niż zwykle samochody.
2) Droga hamowania jest dwukrotnie krótsza
3) Możesz przejechać próg zwalniający z dwukrotnie wyższą prędkością niż zalecana
4) Nigdy nie musisz sprawdzać poziomu oleju, płynów, stanu ogumienia
5) Po zapaleniu się lampki ciśnienia oleju, możesz jeszcze spokojnie przejechać 200-300km
6) W ogóle nie wymaga mycia i sprzątania wewnątrz
7) Zawieszenie umożliwia ci przewożenie dowolnie ciężkich ładunków
8) Wszelkie niepokojące dźwięki i stuki z silnika eliminujesz poprzez podkręcenia radia
9) Nie potrzebujesz żadnych alarmów, auto można zostawić wszędzie, nawet otwarte i z kluczykami w środku
10) Auto jest wodo- i piaskoodporne, można jeździć po plaży, jak i po strumieniach
No więc co to za samochód...?
Odpowiedź: Służbowy.
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-24, 00:12
Ogłoszenie w prasie religijnej:
"Wolna Wspólnota Religijna, Gruenstrasse 14-16. Dzień skupienia - niedziela, 10 kwietnia, godz. 9.30. Kazanie głosi pastor Schira. Temat: Idźcie, przeklęci, w ogień wieczny! Wstęp wolny."
***
Jaś patrzy z zaciekawieniem na rosnący brzuszek mamusi. Mama bierze Jasia na kolana i mówi:
- Wiesz Jasiu, będziesz miał braciszka.
Na to Jaś:
- Już wszystko rozumiem!!!
Mama:
- Co ty rozumiesz?
Jaś:
- Bo wiesz mamo, jak nasz ksiądz proboszcz przyszedł do naszej parafii, to był taki chudy, a teraz jest gruby i mówi, że oczekuje wikarego.
***
Idę sobie kiedyś z psem - jamnikiem (który jest, skromnie mówiąc, baardzo gruby) i napotykam chłopczyka. Miał on chyba z 3 może 4 lata. Patrzy się ten chłopczyk na mojego psa i mówi do mamy:
- Patrz, mama! Pies! Ale wypchany!
***
Myśliwy mówi do kolegi:
- Podobno sprzedałeś swego psa myśliwskiego, którego tak bardzo lubiłeś?
- Tak. Ostatnio był nie do wytrzymania. Ilekroć opowiadałem historie z moich polowań, kręcił przecząco łbem.
***
- To juz ostatni bukiet, jaki u was kupuje!
- Dlaczego?
- Bo jutro się żenię.
***
- Kim bedziesz jak dorosniesz?
- Lekarzem, bo tak chce tata, potem prawnikiem, bo tak chce mama, a na koncu zostane kolejarzem, zeby i sobie zrobic radosc.
***
Komendant straży pożarnej zjawia się w remizie. Spokojnie, wolnym krokiem, idzie korytarzem do swojego gabinetu. Siada za biurkiem, z namaszczeniem wypija kawę, potem drugą, przeciąga się, zieeeeeeeeeeeeeewa, nie spiesząc się włącza megafon i mówi:
- No, chłopaki, zbierać się! Jest robota! Pali się urząd skarbowy...
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-02, 21:04
Na czasie
Opowiedziane za starych dobrych czasów przez mojego katechetę.
Otóż katecheta ów chodził był pewnego razu po kolędzie w bloku. Pod jednym z mieszkań zatrzymały go odgłosy rozmowy dochodzącej zza drzwi:
- Stara! Już chodzi, a my w lesie! Wody święconej nie mamy!
- To nalej kranówy, przecież się nie zorientuje!
Ksiądz chcąc dać czas parafianom na przygotowanie się, zostawił sobie to mieszkanie na koniec i poszedł dalej. Kiedy wrócił i wszedł do mieszkania, wszystko wydawało się w porządku: biały obrus, krucyfiks, kropidło, święcona woda... eee... zaraz, święcona?
- Proszę Państwa, a czemu to nie jest święcona woda?
- Ależ proszę księdza, przecież to święcona!
- Niech pan da spokój, przecież widzę, że to zwykła kranówa...
[konsternacja na twarzach domowników...]
- Ale... skąd ksiądz wie?
- A myślą Państwo, że czego nas uczą przez te sześć lat w seminarium?!
Różnica między jezuitami a dominikanami
Co wspólnego mają jezuici i dominikanie? Oba zakony są założone przez Hiszpanów. Były też założone przeciw heretykom: dominikanie przeciw albigensom, a jezuici przeciw protestantom. Zatem jaka jest różnica między tymi zakonami?
- Hm, czy spotkałeś kiedyś albigensów?
***
- Dlaczego w Wadowicach jest najdłuższa ławka kościelna?
- Ponieważ każdy na niej siedział z papieżem.
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-18, 20:08
Czas karnawałowy.
Góral pyta syna:
- Synku wszyscy szykują sobie kreacje karnawałowe, powiedz za kogo Ty się przebierzesz.
- Ano - synek odpowiada - tak myślałem, myślałem, przebiorę się za oscypka.
- Jak to za oscypka? - pyta ojciec.
- Ano tak - odpowiada synek - stanę w kącie i będę śmierdział.
Jarek321 [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-18, 21:26
Z Gościa Niedzielnego:
Blondynka zwierza się koleżance:
- Chyba jestem gejem...
- Dlaczego?!
- Bo mi się tak chłopcy podobają...
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-18, 21:51
poczytałem i humor mi sie porawił
zatem i coś ja......
do Nowego Targu przyjechała delegacja z Uni Europejskiej i robia spis ludności i wykonywanego zawodu meskiego....
na pierwsza tapete poszła liczna rodzina Jaworów
ojciec i 4 synów
pierwszy wchodzi ojciec...
imię:
Jontek zawód: cieślo..
potem najstarszy syn
imie: Jędruś zawód: cieślo
potem nastepny syn
imie: Janicek zawód :cieślo
potem nastepny syn
imię :
Michaś zawód :cieślo
wkońcu wchodzi najmłodszy syn
imię:
Antek zawód: mechoptyk
że jak???
jak to mechoptyk co to jest
przecież ojciec..cieślo..bracia cieślo
a wy jakis tam mechoptyk???
ano panocki to proste stary i bracia cieślo- bo chałupe stawiają
a ja mchem optykom coby szpar nie było
i po dusku zimno nie waliło
temu panocki mom mechoptyk
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAIKs. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.