Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2015-11-04, 20:24 Mąż zdradził - chce wrócić, ale ja mu nie wierzę...
Cześć, witam się na forum.
Pokrótce opowiem moją historię: jesteśmy małżeństwem od 8 lat, pobraliśmy się z miłości, przed Bogiem. Mamy dwoje dzieci, 6 lat i rok. Ostatnie 3 lata to powolne oddalanie się od siebie, zaniedbania emocjonalne i seksualne, nawet nie było jakiegoś mega kryzysu, walki na noże, kłótni - po prostu odsuwanie się od siebie, brak szacunku do siebie.... Mąż mnie zdradził; gdy to odkryłam, wyprowadził się, nie mówiąc dokąd, twierdząc, że to nie moja sprawa. Był w jakimś amoku, obwiniał mnie, traktował jak psa - wytrzymałam, cierpiąc naiwnie. Nawet jeszcze starałam się namówić go do powrotu, stosując różne argumenty. Nic nie pomagało. W końcu gdy odpuściłam, zaczął się budzić z tego amoku.
2 tygodnie temu zadeklarował, że mnie kocha, że będzie się starał naprawiać małżeństwo. Ale.... do domu nie wraca. Przyznał się do zdrady (wcześniej szedł w zaparte, że nie), twierdzi, że z nią nie mieszkał; że wynajmuje pokój w okolicach swojej pracy - adresu nie podał. Jest typem z problemami z komunikacją, mało mówi, mało się otwiera, jest zblokowany (po części pewnie dlatego , że jest DDA). Mówi, że zakończył romans, jednocześnie nie chce/nie jest w stanie? opowiedzieć mi kiedy i dlaczego do tego doszło. Ja już nie wiem, w co mam wierzyć - chce ze mną żyć, kocha mnie, ale do domu nie wraca? Dlaczego? Nie potrafię zrozumieć. On nie potrafi się wysłowić, mówi, że potrzebuje czasu, żeby nie na hop siup, że "to nie są łatwe sprawy", że trudno mu mówić, że będzie pracował nad sobą.
Ja to psychicznie znoszę już coraz gorzej, bo pracuję nad sobą i chciałabym w końcu wiedzieć na czym stoję, a jego postawa tylko miesza mi w głowie. Nie wiem, czy mnie tylko zwodzi i próbuje obłaskawić, żeby nie podała go o alimenty? czy sam nie wie, czego chce? Jestem pełna złości na niego za to, co mi zrobił. Powiedziałam mu, że nie wiem, czy coś z tego będzie; że ja na pewno nie chcę takiego partnera, który zdradza, kłamie, nie szanuje itp., że nie wierzę, by on się zmienił.
Nawet nie wiem, do czego mam się szykować - skoro się nie wprowadza z powrotem, to nie wiem, czy do mnie wróci. Nie wiem, gdzie przebywa. Nie wiem, czy na pewno zakończył romans (po jego zachowaniu mogę myśleć, że tak, bo mu już szajba nie odbija, jak wcześniej) - ale z drugiej strony może on ma nadzieję jeszcze na coś u tamtej?
Nie wiem nic, nie wiem, jak mam postępować....
Już nawet nie wiem, o co mam się modlić. Staram się być blisko Boga, to pomaga.
Co tu robić???
Na razie jestem stanowcza - nie znam prawdy, nie mieszkasz w domu, więc nie traktuję cię jak męża. Ale trudno tak wytrzymać, kiedy się kocha, i kiedy codziennie ma się kontakt ze względu na dzieci.
Jacek-sychar [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-04, 20:48
Witaj Parvati na naszym forum
Ja poleciłbym Ci na początek lekturę książek "Rozwinąć skrzydła" oraz "W drodze do siebie". Dostępne za darmo tutaj:
http://www.rozwinacskrzydla.pl/
Pozwolą Ci one lepiej zrozumieć syndrom DDA.
Przy okazji przypominam, że na naszym forum staramy się chronić naszą prywatność. Dlatego pisząc na forum staraj się nie podawać szczegółów umożliwiających identyfikację Twojej rodziny.
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-04, 20:48
parvati,
witaj na forum.
Na poczatek poprosze jako moderator abys piszac o sobie i malzonku zachowala bezpieczna anonimowosc nie zdradzajac jakichs szczegolow charakterystycznych tylko dla was, po ktorych mozna was rozpoznac w realu. Powinnas tu i poza forum czuc sie calkowicie bezpieczna, aby nikt nie mogl wykorzystac do swoich celow Twojej historii w przyszlosci raniac ciebie, meza lub dzieci.
parvati napisał/a:
Na razie jestem stanowcza - nie znam prawdy, nie mieszkasz w domu, więc nie traktuję cię jak męża. Ale trudno tak wytrzymać, kiedy się kocha, i kiedy codziennie ma się kontakt ze względu na dzieci.
Stawianie i zachowywanie madrych granic nie jest latwe, ale jest wlasnie wyrazem milosci. Fakt, ze bliskim naszemu sercu czesto odchylamy furtke i pozwalamy, aby te granice pokonywali, gdyz na dluzsza mete zdaja sie nam okrutne lub niepotrzebne. Lamiemy sie i w zaleznosci od tego komu i w jakiej sytuacji pozwalamy na takie przejscie chylkiem to albo tego potem zalujemy, albo gdy to doceni bardzo sie cieszymy. Dlatego rozumiem Cie doskonale, ze wytyczylas taka granice, daje Ci ona poczucie bezpieczenstwa i jak dla mnie powinnas sie tego trzymac. Dopoki maz nie podejmie wyraxnych i stanowczych krokow ku uzdrowieniu siebie i malzenstwa dopoty ta granica jest potrzebna wam obojgu.
Cytat:
Ja to psychicznie znoszę już coraz gorzej, bo pracuję nad sobą i chciałabym w końcu wiedzieć na czym stoję, a jego postawa tylko miesza mi w głowie.
Niestety zlo w rodzinie tak wlasnie dziala, oslabia lub niszczy jedna strone i stara sie to zrobic takze z druga, wtedy rodzina calkiem sie rozpada. Dopoki jednak choc jedna strona nie poddaje sie to istnieje szansa na odbudowe, a raczej madra budowe od nowa relacji, ktora sie popsula. My tu tworzymy wspolnote ludzi, ktorzy wlasne zycie oraz rodziny odbudowujemy na fundamencie wiary w Jezusa Chrystusa, wiec skoro i dla Ciebie to wazne to trafilas w dobre miejsce, gdzie i Ty nas i my Ciebie wesprzemy i cieplym slowem i modlitwa, a moze i jakas rada tez bedzie Ci pomocna. Rozgosc sie zatem, witamy.
parvati [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-05, 08:38
Dziękuję za dobre przyjęcie.
Książki na pewno przeczytam (też jestem DDA, wybieram się na terapię, a mąż też myśli o tym).
Kompletnie tylko nie wiem, jakie są jego zapatrywania na przyszłość. Gdyby tylko komunikował, to już może bylibyśmy o krok do przodu..... Ale dla niego żaden moment nie jest dobry na rozmowę. Myśli, że robi dobrze, ale nie rozumie, że każdy dzień oddala nas od siebie.
Nie wiem, może to wszystko zbyt świeże jeszcze - zdradzać zaczął mnie na pocz. września; w połowie wyprowadził się z domu, gdy mu zrobiłam awanturę z powodu odkrycia tego faktu...
ja nie zawsze mam nadzieję na bycie razem - praktycznie wszystko musiałoby się zmienić - musiałby się nawrócić do Boga i zacząć psychoterapię - mam obawy, że temu nie podoła........
monis [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-05, 09:58
Witaj parvati:)
parvati napisał/a:
Powiedziałam mu, że nie wiem, czy coś z tego będzie; że ja na pewno nie chcę takiego partnera, który zdradza, kłamie, nie szanuje itp., że nie wierzę, by on się zmienił.
Wyznaczenie granic pomoże w uzdrowieniu waszego małżeństwa.
Nawet jak będzie to bardzo trudne, nie łam się.
Jeśli tylko Mądrość i Dobro będzie Tobą kierować, to pomimo różnych przeciwności, uda się.
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-05, 13:45
Parvati
Mąż może mieć co prawda problemy z komunikacją, ale jeśli deklaruje, że kocha, że chce wrócić to chyba można oczekiwać jakichś konkretów, gdzie teraz mieszka, kiedy dokładnie chce wrócić, itd...
Z Twojej strony z kolei powinny zostać postawione jakieś warunki.
Rozwiązanie typu : hurra, jestem szcześliwa mężu, że wracasz.....nie sądzę aby było wskazane.
Jakie warunki?
Szczera rozmowa, wyjaśnienie sytuacji, wspólna terapia małżeńska.
parvati [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-06, 11:21
No właśnie żadne konkrety ze strony mojego męża nie padły. Padły tylko ogólnikowe, mgliste twierdzenia: "ja potrzebuję czasu", "mi jest trudno", "układam to w głowie"... I tak sobie układa i układa, a mną się nie przejmuje, że ja czekam, i że każdy dzień jest dla mnie potencjalnie oddalający od porozumienia - bo nie ma szczerości, nie ma żadnych konkretów; żaden moment nie jest dobry na rozmowę, jest tylko udawanie, że wszystko jest w porządku.
Wczoraj rano przelało mi się z tego powodu. Jak zobaczyłam męża, szczerzącego zęby do dzieci, robiącego sobie śniadanie jak gdyby nigdy nic, to mu wykrzyczałam, że jest podłym zdrajcą i kłamcą i ma znikać z mojego życia, i tym podobne epitety. Ta złość po prostu wylała się ze mnie i nie mogłam tego powstrzymać. Nie jestem z tego dumna, o nie.
I myślę, że gdyby on komunikował, to może byśmy byli o krok dalej, zamiast nurzać się w takich niskich uczuciach.
Niestety nie mam na to wpływu. On ma swoje tempo i zdaje się, że nie obchodzi go moje napięcie spowodowane tą sytuacją. On chce rozmawiać tylko na jego warunkach - kiedy on będzie gotowy, kiedy on będzie chciał.
Ja już nie wiem, jak ja mam się w ogóle zachowywać wobec niego jak przychodzi. Mam udawać, że nic się nie stało? - to jest jego metoda, w tym jest dobry. Ale ja nie chcę tak. Gdy proszę o rozmowę, to on zaczyna okopywać się w swojej twierdzy. Gdy wyczuje, że mi zależy, zaczyna być chłodny; chce, żeby o niego się starać... A to przecież on zdradził i odszedł, ja nie mogę się starać o jego powrót. To jest jego rola.
Raz jest czuły i pyta, czy ja już nie chcę być z nim? A raz jest chłodny, nie okazuje miłości, wychodzi z domu bez słowa. Rozumiecie coś tego?
monis [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-06, 12:25
Dopóki nie będzie konkretów będziesz żyła w zawisie, w poczuciu beznadziejnośći w złości i właśnie takich sytuacjach jak ta rano....
Postaw mu granice w końcu.
Bo tylko utwierdzasz męża ze Ci przejdzie, że można zamiatać pod dywan, że może sobie robić śniadanka i wchodzić i wychodzić z domu jak z hotelu.
Że może traktować Cie jak powietrze albo czule jak mu się chce.
Nie pozwalaj na to bo takimi zachowaniami tylko utwierdzasz go w bezkarności.
Nie bój się. Osoby pokroju Twojego meża tylko czekają aż ktoś za nich coś załatwi. Czyli postaw mu granice, realne granice........
Bo teraz on jest w komfortowej sytuacji a Ty się miotasz....
kenya [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-06, 12:49
parvati napisał/a:
Raz jest czuły i pyta, czy ja już nie chcę być z nim?
A raz jest chłodny, nie okazuje miłości, wychodzi z domu bez słowa.
Rozumiecie coś tego?
Owszem, to klasyczna metoda kija i marchewki.
To metoda ludzi posługujących się manipulacją.
Niekoniecznie po to by osiągnąć jakieś konkretny cel, ale czasem po prostu dla uzyskania satysfakcji z utrzymywania innych pod KONTROLĄ, dla zabawy.......że tak wprost napiszę.
Raz nęci czułością, by po utwierdzeniu się w przekonaniu że jesteś mentalnie od niego zależna, że nie stracił owej kontroli i fanu z niej płynącego, owiać Cię chłodem....i pozostawić bez słowa, samą z Twoimi myślami.
Zadbaj o swoją psychikę- koniecznie, to priorytet.
Będąc dłużej w takich gierkach, biorąc w nich udział, stracisz bezpowrotnie trzeźwą ocenę sytuacji.
Granice - twarde jak tylko się da są wprost niezbędne.
No i oczywiście praca nad sobą.
Potrzebny Ci psycholog by dał Ci narzędzia potrzebne do ochrony siebie.
parvati [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-06, 14:31
Nie wiem, jak postawić granice w sytuacji, gdy mamy dzieci.
Mąż codziennie rano przyjeżdża po starszego i odwozi go do przedszkola - mam go nie wpuścić do domu? Oskarży mnie o utrudnianie kontaktów z dziećmi.
Jest zameldowany w mieszkaniu tak samo jak i ja, ma swoje klucze, nie odda mi.
Jedyna rada, że zamknę na wewnętrzną zasuwę - będzie się dobijał.
Mam spakować jego rzeczy i wysłąć do jego rodziców? Uprzedzić go o tym, czy nic nie pwoiedzieć tylko to zrobić? Może do teściów zadzwonić i powiedzieć, żeby szykowali miejsce, bo transport przyjedzie?
Boję się, że wtedy to już w ogóle z tego małżeństwa nic nie będzie.....
Mam złożyć pozew o alimenty małżeńskie? - myślę o tym coraz intensywniej.
Mam z nim w ogóle nie gadać? Traktować jak powietrze?
Czasem jednak potrzebuję pomocy przy dzieciach - jestem sama, nie mam żadnej rodziny...
Teraz też jestem chora, mam zapalenie zatok, nie dam rady wszystkiego załatwić sama bez jego pomocy.
Strasznie to trudne....
Nie chcę uwierzyć, że mój mąż może być takim manipulatorem....
Nie chcę wyjść na tą złą - on pewnie mnie oskarży o rozbijanie małżeństwa...
kenya [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-06, 18:29
parvati napisał/a:
Nie wiem, jak postawić granice w sytuacji, gdy mamy dzieci.
Gdyby dzieci nie było, wiedziałabyś?
To kwestia przekonania, że stawianie granicy czemuś służy. Tobą powoduje głównie strach przed ich postawieniem, bo jak piszesz:
parvati napisał/a:
Nie chcę wyjść na tą złą - on pewnie mnie oskarży o rozbijanie małżeństwa...
&
parvati napisał/a:
Oskarży mnie o utrudnianie kontaktów z dziećmi.
&
parvati napisał/a:
Boję się, że wtedy to już w ogóle z tego małżeństwa nic nie będzie.....
Idąc tym tokiem rozumowania to faktycznie nie masz żadnego ruchu, bo cokolwiek zrobisz to mąż Ciebie o coś oskarży. Brzmi to groteskowo zważywszy na mężowskie "dokonania".
Świadczy to także o Twojej marnej pozycji w tych "negocjacjach".
Więc może pytanie do Ciebie:
czy jest jakiś rodzaj granic które mogłabyś postawić i je UTRZYMAĆ (to warunek), których postawienie nie sprawi że poczujesz się winna?
Mąż nie mieszka z Wami a Ty nie dość że nie masz dostępu do jego mieszkanai to na dodatek nie wiesz gdzie on pomieszkuje, czy sam czy z kimś.
Choć w fazie deklarownego (choć w bardzo mglisty sposób) powrotu jego działania powinny być absolutnie transparentne, przede wszystkim by wzbudzić Twoje zaufanie a także pozwolić Ci przejść przez ten proces jak najłagodniej. Tak niestety nie jest.
I nie chodzi bynajmniej by mu kontakt z dziećmi ograniczyć, w żadnym razie.
Dobrze że mąż przyjeżdża po dziecko i ma z dziećmi kontakt, lecz ten kontakt powinien wynikać ze wspólnych ustaleń.
Moje pytanie brzmi:
ustalałaś coś zgodnie ze swoimi oczekiwaniami, czy nawet nie pomyślałaś czego tak faktycznie oczekujesz?
Przecież możesz męża zostawić z dziećmi podczas jego wizyt, oczywiście zgodnych z wcześniejszymi ustaleniami.
W ten sposób może byłaby okazja by nawiązała się większa więź międy mężem i dziećmi.
Roczny maluch potrzebuje stałej uwagi, zatem mogłabyś ten wolny od dzieci czas przeznaczyć tylko dla siebie. Nie musisz chyba asystować przy jego wizytach.
Nie możesz też mężowi zabronić by przychodził jak jemu się podoba ale możesz przynajmniej i powinnaś zasygnalizować że taki styl wizyt nie podoba się tobie, w zamian proponując inny, zgodny z Twoimi oczekiwaniami.
Nie wiem czy dostajesz od niego pieniądze, ale możesz o tym porozmawiać i ustalić SWOJĄ stawkę. Informacja o tym, że jeśli nie będzisz dostawać pieniędzy regularnie, jakie będą Twoje następne kroki - czyli jasny komunikat, czego chcesz i co zamierzasz jeśli on się z tego nie wywiąże (alimenty) jest też wskazaniem na granice.
Masz z nim rozmawiać, wszak macie dzieci i wiele wspónych spraw. Lecz rozmowa nie powinna odbywać się z pozycji osoby wyczekującej na jego przyjazne gesty.
Izka [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-06, 20:06
Witaj, widze ze Twój mąż ma podobny charakter do mojego czyli trudny
kenya dobrze radzi ustal z nim konkretna kwote na utrzymanie siebie i dzieci.
Może tu zle poradze i troszkę brzydko ale ja zwyczjnie wysledziłabym go aby sie dowiedziec gdzie mieszka i ewentualnie z kim. Miałabys przynajmniej jasnośc ze cie nie okłamuje.
parvati [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-08, 10:02
No właśnie niestety moja pozycja jest marna - wiem o tym, zapracowałam sobie na to przez lata wiecznym dawaniem ostatniej szansy, niekonsekwencją, nieumiejetnością stawiania granic. On o tym wie i wykorzystuje to.
Gdyby nie było dzieci zdecydowałabym się w końcu postawić radykalne kroki. Bez dzieci wszystko byłoby prostsze.....
Jeśli chodzi o kontakt z dziećmi, to ja nie ustalałam niczego. On tak sobie postanowił, tak wcielił to w życie i koniec. Wygląda na to, że wie, że nie musi się ze mną liczyć... Jestem za miękka.
Nie za bardzo wiem, jak miałabym to zmienić. To, że przychodzi codziennie i zabiera dziecko do przedszkola, pasuje mi - wtedy ja już nie muszę gonić, mogę się skupić na odstawianiu drugiego do żłobka. Chodzi tylko o to, żeby nie udawał, jak to wszystko jest dobrze..... Jak mam się mentalnie odseparować?
Wieczorami nie przychodzi do dzieci - to jest dla mnie problem, bo jednak uważam, że nie powinnam zostawać sama z nimi, on ma przecież obowiązki wobec rodziny. Prosiłam, żeby ustalić choć jeden dzień w tygodniu, żeby wieczorami zajął się dziećmi, ale sprawa się rozmyła, bo ma taką pracę, że "ciężko cokolwiek ustalić".
W weekendy się opiekuje, bo ja przez większość weekendów w mscu pracuję - niestety, kilka tygodni temu to wyglądało tak, że przez 2 czy 3 weekendy zabierał dzieci do kochanki; teraz ostatnio już nie - może faktycznie zerwał to.
Kwota na dzieci - rozmawiałam, ustaliliśmy, ale jednak nie przekazał mi....
Chyba złożę pozew o alimenty...
Kwestia jego rzeczy - większość jest w domu, zabrał tylko niektóre ubrania i rzeczy osobiste. Chyba te rzeczy spakuję, a z teściami otwarcie porozmawiam jak jest, i wyślę te rzeczy do nich. Nie wiem tylko, czy mu coś mówić wcześniej....
Metanoja1 [Usunięty]
Wysłany: 2015-11-08, 10:34
Parvati, bardzo Ci współczuję. Trzeba to dobrze rozegrać. Dobrze, że się radzisz. Posłuchaj porad mądrych, przemodlij to i zastosuj się do nich ściśle bez rozważania. Mi trudno poradzić. Na pewno postarałabym się o dowody.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAIKs. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.