Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Kryzys młodego małżeństwa
Autor Wiadomość
mlodamama
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-18, 02:27   

Chciałabym zrobić wszystko,żeby uratować to małżeństwo. Nie zgadzam się na taką sytuację właśnie ze względu na dziecko, nie chcę wychować kolejnego "zniszczonego" mężczyzny, który weźmie przykład z ojca,ale nie chcę też dać mu niepełnej rodziny i skazać na wychowywanie bez ojca. Ponad to, pomimo tego jak bardzo mąż mnie rani, to bardzo go kocham i wiem,że On sam chciałby się zmienić,ale jest mu bardzo ciężko, bo tak jest nauczony, takie zachowania ma wpojone. Kiedy są dobre dni jest naprawdę kochany. Bardzo zależy mi na tym abyśmy zostali dalej rodziną, tylko czy taki człowiek może się zmienić? Czy ma ktoś podobne doświadczenie?
 
     
monis
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-18, 08:22   

mlodamama, Twój synek już się wychowuje bez ojca.

Zadaj sobie pytanie dlaczego chcesz dalej być z tym człowiekiem.

Uważam, tak jak grzegorz. jesteś w "dobrej" sytuacji, gdyż nie masz ślubu kościelnego. A mąż się nie omieni jak sie ozeni. Jedynie na gorsze.
Nie jesteś niewolnicą. Wiej od niego jak najdalej.

Alkoholicy, przemocowcy najczęściej zmieniają się wtedy, gdy zostają sami. Albo dopada ich choroba.
A wcześniej zniszczyli życie nie tylko swoje, ale innych napotkanych po drodze osób.

Idź po pomoc gdy jeszcze widzisz ze to nie jest normalna sytuacja. Za rok, dwa, pięć nie bedziesz już miałą siły by powstać.
 
     
renta11
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-18, 09:18   

Młoda mama

To, o czym piszesz, to nie jest sytuacja z pogranicza.To jest bardzo zła sytuacja. Jesteśmy tym, co dziedziczymy w genach i poprzez wychowanie (naśladowanie). Przymus powtarzania zachowań z dzieciństwa jest bardzo silny. Obserwowałam to wielokrotnie, także na sobie i swoim mężu. Pozostając z mężem takim jaki jest, nie dajesz synowi szansy. Cokolwiek powiesz, on będzie widział, że liczy się przemoc. A Ty będziesz coraz słabsza i będziesz przekazywać wzorzec ofiary.
A co do tego, ze mąż potrafi być dobry?
Mój mąż na co dzień potrafił być bardzo dobry, pięknie służył mnie i dzieciom. A czasami jakby ktoś mu prąd przełączał i pojawiały się działania przemocowe. U mnie głównie słowne (choć nie tylko). Początkowo przepraszał, potem nic nie mówił, potem manipulował, że gdybym ja nie to, siamto. Gdy mnie pobił, to nawet obiecał, że pójdzie się leczyć. Taki warunek postawiłam. Kiedy mu przebaczyłam, nic nie zrobił.
To się tak dzieje, że on posuwa się coraz dalej, Ty cofasz się coraz bardziej. I dzieje się to mnie, czy bardziej niezauważalnie. Tym bardziej, że okresy przerwy bywały czasami długie. A on był taki, jakby dwie osoby w nim były. Jedna dobra, serdeczna (bo jest ciepłym, serdecznym człowiekiem) druga straszna, głośna i groźna.
Dzisiaj dzieci są dorosłe. Mąż od roku nie mieszka w domu.
Kiedyś ja mówiłam dzieciom, że ojciec jest taki oryginalny. Potem, po pójściu na Al-Anon już mówiłam prawdę. Ale one traktowały pewne jego zachowania (wyzwiska, głośność, wrogość) jako normę.
Dzisiaj syn mówi, że odzwyczaił się od pewnych zachowań ojca. I dopiero dzisiaj syn mówi, że widzi że to nie jest norma (te wrzaskliwe irytacje, obelgi), szczególnie kiedy dzieje się to publicznie. Dopiero dzisiaj widzi, jak inni ludzie na to reagują. I kiedy on widzi go raz w miesiącu, teraz widzi z dystansu, lepiej.
U mnie się nic nie zmieniło. Mój mąż nadal wrzeszczy i pije. Pije bardzo dużo i praktycznie codziennie, tak przekazuje mi syn i inni ludzie. Mimo, ze żyje z koorlewną i powinien być szczęśliwy.

Dlaczego to piszę?
Bo kiedy mieszkaliśmy razem, syn tego nie widział, traktował jako normę. Mimo tego, że ja o tym mówiłam. Bo ojciec potrafił być dobry i troskliwy. Kiedy od roku ma dystans fizyczny i widuje go rzadko, dopiero widzi w pełni. I dopiero teraz widzi, że to jest bardzo nie halo. Dodam, że syn jest dorosły i nie jest jego biologicznym dzieckiem.

W sytuacji aż takiej przemocy, jaka występuje u ciebie, lepiej dla dziecka, kiedy wychhowuje się bez ojca. Bo wtedy ma szanse mieć odpowiednie wzorce na co dzień. I będzie miał dystans, i będzie więcej widział u ojca i dziadka. Kiedy będzie na co dzień z ojcem,nie będzie miał dystansu, i będzie traktował to jako normę.
A to dotyczy tylko wychowania. Co z genami?
Zagrożenie dla Twojego syna jest bardzo duże.

Nie pisz, że zostajesz z mężem z powodu dziecka. Bo z powodu dziecka, to Ty powinnaś zwiewać jak najdalej od męża.

Oczywiście ja opisuję sytuację, gdy takie zachowania staną się normą.
Ty pisałaś, że mąż uznał, że już jesteś jego (po urodzeniu dziecka) i nie musi się kryć. Więc teraz pokazuje Ci, jaki rzeczywiście jest. I jaki, co gorsza, chce i zamierza być.
I to także źle rokuje.

Kiedy teraz odejdziesz, wyznaczysz np. jemu terapię jako warunek powrotu, i wytrwasz w tej separacji np. rok. I zobaczysz, czy mąż chodzi na terapię, pracuje nad sobą. Albo poczekasz, aż mąż sięgnie swojego dna. A to może potrwać kilkadziesiąt lat. I Twój syn już zdąży nauczyć się poprzez obserwację, jak należy żyć. I będziesz płakać, potem także z powodu zachowania syna, a może i wnuka.

Idź proszę na indywidualną terapię i na Al-Anon. Bo z jakiegoś powodu, wybrałaś takiego człowieka na swojego męża i ojca swoich dzieci. I z jakiegoś powodu pozwalasz mu na to i w tym nadal tkwisz.
 
     
parvati
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-18, 14:19   

Piszesz, że go kochasz. Zastanów się, czy nie mylisz miłości z emocjonalnym przywiązaniem?
Polecam rozmowę z psychologiem - być może uczepiłaś się tego mężczyzny nie z miłości, ale z powodu mechanizmów, jakie wykształcone zostały w Twojej rodzinie? Jakie miałaś stosunki z rodzicami, z ojcem?
Skoro nie macie ślubu sakramentalnego, to z punktu widzenia teologicznego i tak żyjesz w grzechu - żeby z niego wyjść, masz dwa rozwiązania: wziąć ślub kościelny lub zostawić tego niesakramentalnego męża.
Co jest dla Ciebie lepsze? Ja bym na Twoim miejscu się nie zastanawiała: wiała bym jak najdalej od niego, póki dziecko jeszcze nie zdążyło go poznać i póki nie zrobił się jeszcze gorszy. Dla dobra dziecka bym to zrobiła.
 
     
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-18, 23:36   

Witam, ja Ci mlodamamo nie posłużę rada, ewentualnie poza kontaktem ze specjalistami i modlitwa do Boga - to moze pomoc podjac wlasciwa decyzje. Pisze tego posta z innego powodu. Rozumiem, ze wg kk zycie bez ślubu kościelnego jest grzechem, mlodamama napisała jednak jakie sa tego powody, nie wszystko i nie zawsze jest takie proste i czarno-białe. Czy Wasze rady bylyby takie same gdyby mlodamama i jej niewatpliwie mający duzy problem ze soba maz byli sakramentalnym małżeństwem? To pytanie retoryczne, bo wiem, ze nie. A sytuacja wg mego spojrzenia różni sie tylko tym, ze mlodamama moglaby bez problemu w przyszlosci zawrzeć slub w kościele z kimkolwiek. Kazdy moze oceniać jak chce, ale w mojej ocenie o takie niesakramentalni małżeństwo trzeba walczyc tak samo jak o sakramentalne. Zgadzam się zdecydowanie z radami dotyczącymi stanowczości, bez niej szanse na poprawę sa podobne do tych w totka. Tyle, ze sama obietnica zmiany to za malo. Czytając o Twoim mężu przypominam sobie nieżyjącego juz tatę - alkoholika z dwubiegunowka - tez byly dobre chwile - ale tez masa złych, tez despotyzm i poza praca całkowity brak wsparcia mamy. Nie zgodze sie z pewnoscia powielenia wzorców przez dziecko - mnie to nauczyło docenienia roli kobiety w domu, szacunku do ich codziennej pracy za ktora nie otrzymują finansowego wynagrodzenia, pracy ktora czesto nie jest nawet doceniana.
 
     
renta11
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-19, 08:40   

Pavel napisał/a:
Czy Wasze rady bylyby takie same gdyby mlodamama i jej niewatpliwie mający duzy problem ze soba maz byli sakramentalnym małżeństwem?


Pawle

Tak, moja rada byłaby taka sama. W tym szczególnym przypadku tak.

Do tego dodam, że ja mam małżeństwo niesakramentalne i bardzo o nie walczyłam.

Cieszę się, że Tobie udało się nie powielić zachowania ojca. Ale po moim synu widzę, jak bardzo geny silnie determinują jego życie. Przymus powtarzalności zachowania rodziców jest bardzo silny. To widać po wszystkich dzieciach alkoholików.
 
     
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-19, 09:32   

Pavel napisał/a:
Czy Wasze rady bylyby takie same gdyby mlodamama i jej niewatpliwie mający duzy problem ze soba maz byli sakramentalnym małżeństwem?

Pavle
A gdyby Młodamama nie była nawet w związku niesakramentalnym, to Ty też być tak bardzo zachęcał do ratowania tego związku?

Chyba wszyscy zdajemy sobie tutaj sprawę, że czym innym jest dla nas małżeństwo sakramentalne a czym innym każdy inny rodzaj związku. To po pierwsze. Po drugie jednak jest zachowanie niesakramentalnego męża Młodejmamy. Obecnie chyba najważniejsze jest podjęcie działań, które zahamowałyby niedobre zachowania męża.
Jak nic nie zrobisz, będzie tylko gorzej.

Młodamamo
Polecam Ci również jeszcze następujące pozycje (co obiecałem dwa dni temu, ale zabrakło czasu ...):
Jacek Pulikowski, Warto naprawić małżeństwo, Inicjatywa Wydawnicza „Jerozolima”, Poznań 2008
Gary Chapman, Jak ocalić małżeństwo. Rozwiązania, które przynosi miłość, Wydawnictwo Vacatio, Warszawa 2006
Gary Chapman, Małżeństwo w separacji. Jeszcze jest nadzieja na uzdrowienie związku, Wydawnictwo Vacatio, Warszawa 2006

ale zacznij może od tych dwóch pozycji:
ks dr hab. Grzegorz Polok, „Rozwinąć skrzydła” i „W drodze do siebie”
http://www.rozwinacskrzydla.pl/
są one za darmo w internecie.
Może one pozwolą Ci lepiej zrozumieć męża, który pochodzi z rodziny dysfunkcyjnej (ojciec despota i przemocowiec)
 
     
Bety
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-19, 10:35   

ja myśle, że Mlodamama powinna najpierw zająć się ratowanem siebe i dzieci a potam małżeństwo
 
     
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-21, 00:32   

Jacek-sychar napisał/a:
Pavle
A gdyby Młodamama nie była nawet w związku niesakramentalnym, to Ty też być tak bardzo zachęcał do ratowania tego związku?


W tym rzecz, ze tak. Nie uwazam oczywiscie, ze trzeba ratowac kazdy zwiazek za wszelka cene, bo sa granice poswiecenia (tak jak przemawiaja do mnie argumenty, ze trzeba czasem zrobic krok w tyl, aby pozniej miec szanse postawic 2 naprzod). Tyle, ze ja kazdy zwiazek w ktorym sa dzieci traktuje tak samo. Z prostych powodow - trzeba brac odpowiedzialnosc za swoje czyny, dzieci sie same na swiat nie prosily, powinnismy zrobic co w naszej mocy aby zapewnic im normalny dom, rodzine. Inny powod - fundamenty sakramentalnych malzenstw sa zazwyczaj tak samo kruche jak tych tylko cywilnych lub zwiazkow na "kocia lape". Dlaczego? Bo w absolutnej wiekszosci przypadkow nie bylismy prawdziwie przygotowani ani do malzenstwa, ani partnerstwa. Tak jak juz ktos pisal - przysiegamy kochac sie i trwac na dobre i na zle, w wiekszosci przypadkow zas, gotowi jestesmy dotrzymac tej przysiegi tylko "na dobre" (a przynajmniej gdy nie jest za trudno, albo nie trafi sie "lepszy" okaz). Obecnosc wielu madrych ludzi tutaj tylko to potwierdza. Gdybysmy wiedzieli tyle ile wiemy teraz, a wciaz sie przeciez uczymy, wiele z naszych problemow malzenskich nigdy by nie zaistnialo. A i rozwodow, zdrad (nawet niezawionionych niby) byloby zapewne mniej, bo partnerzy nie szukaliby w wiekszosci przypadkow szczescia gdzie indziej, otrzymujac je od partnera/malzonka. Swoja droga nie podoba mi sie patrzenie z gory na zwiazki niesakramentalne, to oczywiscie tylko moje spojrzenie. Powodow jest kilka, pewnie nawet kilkadziesiat lub kilkaset. Na przyklad brak niezaleznosci finansowej czy brak mieszkania odstrasza wielu mlodych ludzi od decyzji o slubie. Chcemy przeciez, aby to bylo wyjatkowe wydarzenie, z odpowiednia otoczka. Czasami tez partner nie jest specjalnie wierzacy, nie dobieramy (w wiekszosci przypadkow, chociaz tak byloby pewnie znacznie lepiej) partnerow pod katem ich wiary w Boga i religijnosci. Przede wszystkim jednak, w mojej ocenie (posypia sie pewnie gromy) lepiej pozyc kilka lat w grzechu (czytaj:bez slubu koscielnego, do ktorego tez przeciez nawet kosciol nas odpowiednio nie przygotowuje, a zostawieni sami sobie widzicie jak nam to generalnie wychodzi), niz pochopnie, bez odpowiedniego przygotowania i fundamentu wchodzic w zwiazek sakramentalny, oby tylko bylo "po bozemu" i bez grzechu. Niestety lub stety, w mojej ocenie jest to falszywa moralnosc i religijnosc, czesto prowadzaca do rozpadu zwiazkow. Uwazam zreszta, ze tkwienie w zwiazku na sile, glownie w "obawie przed kotlem piekielnym" nie jest raczej Bogu mile (tak czuje, nie znam bozych "mysli" ;))

P.s. z Twoim postem Jacku, poza pierwszym akapitem, sie zgadzam. Moze jestem zbyt malo optymistycznie nastawiony, ale gdy mysle o malzenstwach koscielnych, o rodzinie mojej, znajomych, kazdym malzenstwie ktore dane mi bylo w zyciu w jakikolwiek sposob obserwowac, mam nieodparte wrazenie, ze sakramentalne sa w poteznej ilosci tylko z nazwy, bo ludzie przysiegali nie majac pojecia co to tak naprawde znaczy. Moglbym wyliczac tylko pozytywne, ale jednak wyjatki. A i tu nie ma pewnosci w kazdym z tych przypadkow, bo niektorzy potrafia zrobic wiele, aby ich rodzinne piekielko nie wyszlo poza mury domu.
 
     
twardy
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-21, 19:51   

Pavel napisał/a:
Tyle, ze ja kazdy zwiazek w ktorym sa dzieci traktuje tak samo.


Każdy ma prawo mieć swoje poglądy. Reprezentowane przez Ciebie w tym zdaniu są akurat sprzeczne z nauką Kościoła.
Małżeństwo to związek mężczyzny i kobiety zawarty przed Bogiem. Każdy inny związek, chociażby zawarty w USC jest związkiem grzesznym.

Pavel napisał/a:
Tak jak juz ktos pisal - przysiegamy kochac sie i trwac na dobre i na zle, w wiekszosci przypadkow zas, gotowi jestesmy dotrzymac tej przysiegi tylko "na dobre" (a przynajmniej gdy nie jest za trudno, albo nie trafi sie "lepszy" okaz).


Lepiej jak będziemy pisać o sobie. Uogólnienia nigdy nie są dobre. Gdyby było jak piszesz, to nas by tu również nie było.
Piszesz "w większości przypadków". A skąd wiesz jak jest w większości przypadków? Ja nie wiem jak jest w większości przypadków. Nie posiadam takich danych.

Pavel napisał/a:
Swoja droga nie podoba mi sie patrzenie z gory na zwiazki niesakramentalne, to oczywiscie tylko moje spojrzenie.


Jeśli ktoś zwraca uwagę na to, że życie w związku niesakramentalnym jest grzechem, to patrzy z góry? Jest to jedynie odniesienie danej sytuacji do naszej wiary.

Pavel napisał/a:
Przede wszystkim jednak, w mojej ocenie (posypia sie pewnie gromy) lepiej pozyc kilka lat w grzechu (czytaj:bez slubu koscielnego, do ktorego tez przeciez nawet kosciol nas odpowiednio nie przygotowuje, a zostawieni sami sobie widzicie jak nam to generalnie wychodzi), niz pochopnie, bez odpowiedniego przygotowania i fundamentu wchodzic w zwiazek sakramentalny, oby tylko bylo "po bozemu" i bez grzechu.


Dlaczego od razu gromy?
Każdy ma prawo do swoich poglądów, a że Ty prezentujesz sprzeczne z nauką Kościoła i akceptujesz grzech? Cóż, takie są Twoje poglądy.

Pavel napisał/a:
Niestety lub stety, w mojej ocenie jest to falszywa moralnosc i religijnosc, czesto prowadzaca do rozpadu zwiazkow. Uwazam zreszta, ze tkwienie w zwiazku na sile, glownie w "obawie przed kotlem piekielnym" nie jest raczej Bogu mile (tak czuje, nie znam bozych "mysli" ;))


Nie musisz znać myśli Boga, wystarczy, że poczytasz Pismo Święte i poznasz Jego słowa.
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-21, 22:11   

Pavel napisał/a:
fundamenty sakramentalnych malzenstw sa zazwyczaj tak samo kruche jak tych tylko cywilnych lub zwiazkow na "kocia lape". Dlaczego? Bo w absolutnej wiekszosci przypadkow nie bylismy prawdziwie przygotowani ani do malzenstwa, ani partnerstwa. Tak jak juz ktos pisal - przysiegamy kochac sie i trwac na dobre i na zle, w wiekszosci przypadkow zas, gotowi jestesmy dotrzymac tej przysiegi tylko "na dobre" (a przynajmniej gdy nie jest za trudno, albo nie trafi sie "lepszy" okaz). Obecnosc wielu madrych ludzi tutaj tylko to potwierdza.

Pavle, tak się dzieje, kiedy uroczystość w kościele traktuje się po ludzku wyłącznie, pod hasłem "było pięknie, a teraz sobie sami poradzimy". No właśnie otóż nie, i ja jestem tego klasyczym przykładem. Jestem po rozwodzie, bo mądrość Bożą i Jego Obecność wystawiłam za próg, polegając wyłącznie na mojej ludzkiej mądrości.
Tak, nie byliśmy przygotowani do małżeństwa. I polegliśmy, bo nie zwróciliśmy się do Tego, który by nas na bieżąco przygotowywał i uzdolnił do wypełniania przysięgi "na złe".
Pavel napisał/a:
Przede wszystkim jednak, w mojej ocenie (posypia sie pewnie gromy) lepiej pozyc kilka lat w grzechu (czytaj:bez slubu koscielnego, do ktorego tez przeciez nawet kosciol nas odpowiednio nie przygotowuje,

Kościół nie przygotuje, jeśli sam się nie będziesz chciał przygotować. "Wymagajcie od siebie choćby inni od was nie wymagali". Jan Paweł II. Aaaa - bo inaczej nie będzie na kogo zwalić, że nie wyszło? Cóż....
Poza tym niezłe podejście - pożyję sobie kilka lat w grzechu, a potem się wyspowiadam i będzie cacy, a w międzyczasie tak się przygotuuujęęęę. Guzik się przygotuję. Zakamuflowana niedojrzałość i lęki się kłaniają. Skąd wiesz, że jutro żywą nogą z łóżka wstaniesz?
 
     
Pavel
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-22, 14:58   

Twardy, ja pisze przez pryzmat obserwacji i doswiadczen. Nie sa potrzebne ni dane ani badania naukowe aby stwierdzic oczywiste oczywistosci. Mamy w kraju wiele milionow katolików, będących nimi glownie z nazwy. Wystarczy sie rozejrzeć. malo kto bierze slub kościelny aby budować przymierze z Bogiem, zdecydowanie wiecej z powodów: bo tak wypada, bo dziecko w drodze, bo co powiedzą inni, bo to grzech zyc bez ślubu itd. Piszesz Twardy o swieci idealnym, przynajmniej ja w nim nie zyje, cale moje otoczenie i ludzie ktorych poznalem w zyciu rowniez. W zyciu nie ma tylko czerni i bieli, przynajmniej nie w zyciu na Ziemi. Jesli mam pisac o sobie - ja chcialem ślubu kościelnego z niewytłumaczalnego logicznie powodu - mimo iż mialem bardzo krytyczne spojrzenie na kk, czulem nieopisana wewnętrzna potrzebę scementowania swego zwiazku prEd Bogiem, to byla jedyna a przynajmniej najodpowiedniejsza droga, kompromis, o tyle latwiejszy ze ślubu udzielił nam ksiądz ktorego lubie, szanuje i ktorego poprosiłem o udzielenie nam ślubu, mimo ze obecnie jest proboszczem gdzies indziej.
Chcialbym tez, abys mnie wlasciwie zrozumial - ja rozumiem ze zycie bez ślubu to grzech wg kk, nawet to szanuje i rozumiem w jakis sposob, tak byloby najlepiej. Zycie nie jest jednak czarno- biale i nie oceniam ludzi ktorych motywów postępowania nawet ni znam, kazda historia jest inna. zreszta moim zdaniem grzechem jest trwanie w związkach wolnych z powodu rozwiązłości badz braku checi podjęcia odpowiedIalnosci na zasadzie "jak sie zacznie sypać to latwiej z tego sie wycofać". Jezeli zas dwoje ludzi jest wobec siebie wiernych, planują slub, kochają sie (choc zazwyczaj sa tylko i az zakochani), nazwałbym to raczej grzeszkiem, mniejszym z pewnoscia niz zaniedbywanie zony ktorych dopuszczają sie sakramentalne mężowie, w tym ja (skoro mialem pisac o sobie). Mniejszym rowniez, niz przysięgnie w kościele, a pozniej wycofywanie sie z tego czesto nawet bez walki. O tym moi drodzy cos chyba wiecie, dotyczy to mnie, Was badz naszych drugich połówek. Zmierzam do tego, ze latwo jest osadzać, trudniej wskazać wlasciwa droge i pomoc bliźniemu nia kroczyć, w dodatku co niezmiernie wazne - w sposob ktory bliźni przyjmie, bo sposob podania dobrej rady jest tak samo istotny jak jej zawartość.
Moim zamierzeniem nie bylo promowanie niesakramentalnych związków, moje myślenie jest od tego bardzo dalekie, chodzilo mi o to ze po pierwsze takich ludzi mozna zbliżyć do Boga, naprowadzić na wlasciwa droge, mam tez potężne watpliwosci co do dojrzałości takowe śluby zawierających. Nie ucza nas za bardzo zo tego rodzice, nie uczy szkoła, kościół przed zawarciem ślubu tez zostawia nas samych sobie. I to jest niewłaściwe.
Nirwanna - myślenie w taki sposob o grzechu, ze za kilka lat czy tam kiedys sie nawrócę a teraz sobie bede korzystał, jest tak zle i nikczemne, ze chyba nie ma co tego rozwijac. Nigdy w taki sposob nie myslalem, gdybym mial takie myślenie bylbym pewnie bandyta lub złodziejem. A tak ledwo wiąże koniec z koncem bo stawiam na uczciwa prace za psie pieniądze.
 
     
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-22, 15:06   

Pavel napisał/a:
Jezeli zas dwoje ludzi jest wobec siebie wiernych, planują slub, kochają sie (choc zazwyczaj sa tylko i az zakochani), nazwałbym to raczej grzeszkiem, mniejszym z pewnoscia niz zaniedbywanie zony ktorych dopuszczają sie sakramentalne mężowie, w tym ja (skoro mialem pisac o sobie). Mniejszym rowniez, niz przysięgnie w kościele, a pozniej wycofywanie sie z tego czesto nawet bez walki. O tym moi drodzy cos chyba wiecie, dotyczy to mnie, Was badz naszych drugich połówek. Zmierzam do tego, ze latwo jest osadzać, trudniej wskazać wlasciwa droge i pomoc bliźniemu nia kroczyć, w dodatku co niezmiernie wazne - w sposob ktory bliźni przyjmie, bo sposob podania dobrej rady jest tak samo istotny jak jej zawartość.


Pavle

Czy nie jest to przypadkiem relatywizowanie grzechu?
 
     
monis
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-22, 15:16   

A ja myślę ze nie ma mniejszych i większych grzechów Pavle.
Jest po prostu grzech.
A z definicji grzech to świadome i dobrowolne odejście od Miłości Boga

Na ile dobrowolne, na ile świadome jest życie bez ślubu dwojga ludzi to tylko oni wiedzą......

i pamiętajmy, ze to, co KK nazywa grzechem, dla niewierzących, słabych dalekich od Boga, zapomnianych grzechem już nie jest....

http://stacja7.pl/jeszcze...tek-odcinek-22/

Pavle jesteś pniokiem, krzokiem czy ptokiem??
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group



Grupa Wsparcia "Samarytanka" >>












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.



W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9