Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Czy mamy szanse na normalne małżeństwo??!!
Autor Wiadomość
Ulesia
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-18, 13:41   Czy mamy szanse na normalne małżeństwo??!!

Witam wszystkich,
postanowiłam napisać bo szukam pomocy dla naszego małżeństwa. Żyjemy w toksycznym związku już od wielu lat, mamy złe, słabe i lepsze momenty. Tych ostatnich jest/było niewiele. Mamy dwójkę wspaniałych dzieciaków. Od początku naszego małżeństwa nie było idealnie. W krótkim czasie przekonałam się, że mój mąż ma ogromne braki jeśli chodzi o podstawowe wartości i postawy życia w rodzinie. Początkowo jako młoda i pełana wiary dziewczyna myślałam, że miłością, dobrocią zdziała się cuda i wszystko się wyprostuje. Teraz wiem, że bardzo się myliłam. Po ślubie urodziło nam się dziecko i przez pewien czas mieszkaliśmy sami w innym mieście. Jednak sytuacje życiowe, utrata pracy zmusiła nas do przeprowadzki. Zamieszkaliśmy u jego rodziców, w jego rodzinnych stronach gdzie ja nie znałam nikogo, nie miałam pracy i byłam bardzo samotna. Tutaj rozpoczął się mój koszmr. Byłam codziennie niszczona przez męża, wyszydzana, zastraszana. Ciągłe teksty,że ja nic nie umiem, do niczego się nie nadaję, że wszystko robię źle, wyzwiska, obraźliwe i chamskie teksy.Ja i moja rodzina ( która mieszka w innym województwie) staliśmy się wrogami, celem codziennych ataków i kpin. Mieszkamy na prowincji więc ja jako urodzony mieszczuch nie wiedziałam jak się uprawia ogródek itp., ale zawsze miałam chęci żeby wszystkiego się nauczyć. jednak mój mąż swoje kompleks i zadry z dzieciństwa ( tak myślę) leczył na mnie niszcząc moje poczucie wartości nawet przed swoją rodziną. Ja płakałam, błagałam, pytałam dlaczego mi to robi, dlaczego nie może być normalnie, popadałam w depresję, miałam stany lękowe, codziennie budziłam się z bólem w klatce piersiowej , nie mogłam oddychać. Z pełnej życia, radosnej duszy towarzystwa stałam się kłębkiem nerwów. Miałam myli samobójcze i gdyby nie dziecko to nie wiem co by było. Rodzina męża była ślepa nawet na moje otwarte sygnały i rozmowy, uważali tak jak on, że jestem przewrażliwiona i jak z miasta to "ąę" . Mąż w żadnych pracach domowych mi nie pomagał,jak o coś go prosiłam np. podaj mi ręcznik to mówił z kpiną " co nie radzisz sobie, to poproś sąsiada". Co weekend wychodził wracał po nocy pijany, ja się zamartwiałam robiłam awantury, ale nic nie dawały ani prośby ani groźby.
Przetrwałam, znalazłam dobrą pracę, zaczęli mnie tam doceniać, poznałam znajomych wzmocniłam się psychicznie.
Wyprowadziłam się na jakiś czas do rodziców, wtedy nadszedł czas na skruchę.Było coraz lepiej, mąż zaczął mnie bardziej szanować, pojechaliśmy na wspaniałe wakacje z dzieckiem. To naprawdę świetny czas, byłam szczęśliwa. Po jakimś czasie znów było różnie, ale już nie w takim stopniu jak na początku.Mąż widział, że potrafię się postawić , że jestem silniejsza. To ja bojąc się zranić często atakowałam pierwsza, wytykałam mu jego błędy itp. On powarczał, powyzywał mnie od najgorszych ja pokrzyczałam i tak to funkcjonuje do tej pory. Mieszkamy już we własnym domu, mamy drugie dziecko, mąż kocha dzieci , poświęca im swój czas, choć uczy tych dobrych i tych złych postaw.Mój mąż nie ma szacunku do ludzi, do mnie, jest nieodpowiedzialny, niekonsekwentny, kłamie na każdym kroku i w błachych sprach też, nie mogę mu zaufać i na nim polegać, jest rasistą i ogromnym egoistą. Wchodzi i wychodzi kiedy chce, robi co chce, ni ze mną iustala, tylko komunikuje ewentualnie o tym co zamierza i to nie zawsze. Prawie co dzień wychodzi i nie wie kiedy wróci, nie bierze telefonu, wieczory spędza w garażu na pracach mechanicznych.Fakt, i dużo wokół domu, ale w domu nic, nie szanuje mojej pracy. Ma do tego problem z ciągiem do alkoholu, każdy weekend pije raz mniej raz ostrzej, to ma też wpływ na nasze relacje. Choć wie, że gdyby ie pił wcale nie zmieniłoby to jego postępowania. Ostatnio pił prawie trzy dni sam i potem by moment kiedy przyznał, że ma problem, że go alkohol ciągnie. Miał wyrzuty sumienia - wykorzystałam to i umówiłam nas na terapię rodzinną. Byliśmy raz, warunkiem kontynuacji był jego zapisanie się na terapię uzależnień. Oczywiście nie ma zamiaru się nigdzie zapisać i nici z terapii małżeńskiej. Powiedział, że sam sobie z tym poradzi, zaczął biegaĆ, ćwiczy, rzucił palenie już drugi weekend jest bez alkoholu - PRÓBUJE. Jednak nasze relacje nadal są fatalne i zależą od jego humorów, co dzień warczy na mnie, ja też mu oddaję. Po nim to spływa, ale ja mam wyrzuty sumienia, denerwuję się bardziej na dzieci, widzę, że one w tym wszystkim też są rozdrażnione, krzyczą płaczą. Żyjemy w jakimś zamkniętym kole, ja mam chęci coś zmienić ze względu na dzieci,bo nie mogę patrzyć jak to wszystko ich niszczy.
Ja do m mało co czuję, nie umiem mu zaufać, nie mam ochoty być dobrą kochaną żoną, właściwie to już jest bariera nie do przebrnięcia bez jakiejś pomocy z zewnątrz. Nie wiem co robić miotam się. Jestem wierząca od początku małżeństwa modlę się za nas, ale już nie wiem co dalej...co mam robić???
Jeśli ktoś przeczytał do końca moją dłuugą historię to byłabym wdzięczna za jakieś konstruktywne rady.
Plisss nie chcę kończyć naszego małżeństwa ze względu też na dzieci, choć mój mąż czasem mówi, że mam mnie dość, że już nie dług i ze mną i będzie.
 
     
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-18, 14:23   

Witaj Ulesia na naszym forum.

Przez dłuższy czas na naszym forum był spokój. Nie było nowych tragedii rodzinnych. Ale to pewnie była cisza przed burzą.
Twoja historia jest (chyba) typowym przypadkiem próby ratowania małżeństwa przez żonę, której mąż nie do końca rozumie swoją rolę. Ostatnie jego wysiłki są raczej pozytywne. Może Twoja determinacja jakoś otworzyła mu oczy. Może wystarczy trochę poczekać?

Czy Twój mąż miał doświadczenia z alkoholem z domu rodzinnego? Te wieczne kłamstwa często są objawem wyrastania w zaburzonym domu.

Chciałbym jednocześnie przypomnieć Ci, żebyś pisząc nie podawała za dużo szczegółów, które umożliwiałyby identyfikację Twojej tożsamości.
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-18, 15:20   

Ulesia biegiem na terapię dla żon alkoholików.

Znajdziesz tam wsparcie , pomoc i wiedzę która jest ci potrzebna by zdrowo i szczęśliwie żyć.

Pogody Ducha
 
     
Ulesia
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-19, 07:34   

Dziękuję Jacek,
że przebrnąłeś przez moją historię.
Chyba twoja diagnoza sytuacji jest najtrafniejsza ze wszystkich, które słyszałam, choć właściwie nie wiele ich było. Rodzina męża uważa, że to ze mną jest problem, że nie radzę sobie z codziennymi obowiązkami skoro chcę jeszcze męża angażować. Kiedy mówię, że nie jest dobrze słyszę , że może służąca by mi się przydała. Terapia małżeńska - byliśmy raz - oczywiście największy problem to alkohol. A ja wiem, że jeśli by nie było takiego problemu nic by się nie zmieniło tu chodzi o coś innego.

Ostatnio widzę,że się stara, chce zmienić swoje przyzwyczajenia, ale to raczej nie dlatego, że ja go zmotywowałam i na pewno nie pracuje nad sobą i naszymi relacjami a nad pociągiem do alkoholu.
Jeśli chodzi o czas to ja już dużo czasu dawałam - 8 lat jesteśmy po ślubie, były te lepsze momenty, ale nigdy na dłużej ( max. tydzień, dwa)

Mąż wyrastał w rodzinie gdzie ojciec nerwus był "panem", apodyktyczny, też robił co chciał i wiem że niejednokrotnie bił syna bez większego powodu. Matka pokorna, usuwała się i zamiatała wszystko pod dywan, wiem, że mąż ma żal , że nie stawała w jego obronie jak był karcony. RElacje męża z ojcem do tej pory są bardzo zimne, nie umieją nawet ze sobą rozmawiać.

Właściwie mój mąż też nie umie rozmawiać, i widzę, że to wszystko co przeżył odreagowuje w naszych relacjach.

Nie wiem jak mam postępować, jak mu i sobie pomóc. On zbudował mur i ja też . Nie umiemy sobie radzić, mnie jest coraz trudniej wyciągnąć do niego rękę. On i tak tego nie docenia.

Mirikulum jeszcze nie czuję się żoną alkoholika, może muszę dojrzeć do tego, ale dziękuję za radę, może kiedyś spróbuję..
 
     
rodzinnydoradca
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-19, 10:07   

Czy Ty naprawdę chcesz ratować małżeństwo?

Mam wrażenie, że chcesz mieć "święty spokój", "normalne małżeństwo".
Stwierdzenie w stylu "nie czuję się jeszcze żoną alkoholika" prowadzi mnie do takiego właśnie wrażenia.
Chciałbym Cię poinformować, że nie ma "normalnych małżeństw". Są małżeństwa, które z dnia na dzień troszczą się o jakość swojej więzi. Z zewnątrz może to wygląda na "normalne", ale ile pracy tam jest włożone!...

Jeśli chcesz ratować, to walcz! Nie bój się, korona z głowy Ci nie spadnie, co najwyżej trochę pokory rozwiniesz w sobie.

Na kilometr czuć, że zarówno Twój mąż jak i Ty potrzebujecie pomocy, której w sobie samych nie znajdziecie. Ona musi przyjść z zewnątrz. Więc szukaj miejsca, grupy, wspólnoty, gdzie będzie wiał Duch.

Jak w poradni rodzinnej pojawiają się zdesperowane żony (najczęściej żony), którym się już całkowicie posypało małżeństwo, to oczywiście próbuję pomóc. Ale zawsze pojawia mi się w głowie pierwsze pytanie - "Dlaczego przyszłaś tak późno?..." Czy jesteś pewna, że za 2 lata nie będziesz w takiej właśnie sytuacji?


Przepraszam, ja nie jestem z tych, którzy Ci napiszą, żebyś się poczuła dobrze, nie będę Cię głaskał. Szukam rozwiązania trwałego naprawienia Waszego związku. Możesz olać mój post, albo zastosować to, co piszę i co napisała Mirakulum. Jak myślisz, gdzie są większe szanse na sukces?
 
     
katalotka72
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-19, 11:20   

Ulesia napisał/a:
Mirikulum jeszcze nie czuję się żoną alkoholika

:shock: to w czym teraz jesteś to jest bycie żoną alkoholika ze wszelkimi konsekwencjami dla Ciebie związanymi z tym!!!
 
     
Ulesia
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-19, 12:04   

Rodzinnydoradca dziękuję za obiektywizm.

Ja bardzo długo walczyłam, starałam się, jak widać nieskutecznie.
Nie znałam drogi, byłam słaba nie miałam wsparcia zostałam strasznie zniszczona psychicznie, ale znalazłam siłę, która pozwoliła mi się z tego podnieść, wzmocnić się.
Jednak kiedy wzrastało moje poczucie wartości ( które i tak nie jest jeszcze zbyt wysokie), automatycznie rósł mur w relacjach z mężem. Ponieważ kiedy byłam słaba on to wykorzystywał przeciw mnie, dlatego aby mnie nie ranił coraz rzadziej pokazywałam, że jego jad ma na mnie duży wpływ, nauczyłam się z tym radzić, olewać, już jego wyzwiska nie miały tak łatwej drogi do mojego serca.
Kiedy w rozmowie na terapii przyznałam, że jego humory mają na mnie wpływ, w ciągu kilku dni pożałowałam szczerości.

Tak chciałabym mieć normalne małżeństwo, wiem że są takie np. moi rodzice.
I wiem też, że to wymaga pracy i zaangażowania oraz chęci obu stron.

Sama nic nie zdziałam a jak już napisałam jest mi coraz trudniej się przełamać.
Nie lubię kontaktów fizycznych nawet typu przytulenie, o które kiedyś tak prosiłam,
sama już nie potrafię przyjść i usiąść koło niego bo nie wiadomo czy usłyszę " idź stąd", "czego tu chcesz", "daj mi spokój" " nie rozmawiam z tobą" itp. albo gorzej.
Po tej jednej wizycie na terapii gdzie nawet mąż dał radę, sam stwierdził, że już więcej "nie będzie się spowiadał przed ...".

Ale walczę, szukam, choć boję się, że tracę energię na marne.Już tyle przeżyłam rozczarowań, kiedy mąż chwilę był dobry po to bym mu zaufała, a potem ze śmiechem niszczył.

A co do korony to dawno już jej nie mam, została zmieszana nie raz z błotem.

"Dlaczego przyszłaś tak późno?..."- bo nie miałam siły, nie znałam drogi,
nie oznacza to, że nic nie robiłam.

Nadal nie czuję się żoną alkoholika tylko toksycznego faceta, bo alkohol nie ma wpływu na jego zachowanie. Dla mnie uświadomienie i praca nad podstawowymi wartościami w życiu jest pierwszorzędną potrzebą.
Fakt alkohol jest problemem, ale ten problem pojawił się dużo później niż jego chamskie zachowania.

Chciałabym znaleźć jakiegoś charyzmatycznego faceta, który popracowałby z moim mężem, który w jakiś sposób mógłby być dla niego autorytetem. Myślę, że jeśli udałoby mi się doprowadzić do takich spotkań to może coś by zatrybiło, może uświadomiłby sobie jak żyć, że nie trzeba niszczyć, że nie będzie gorszy jak pokaże słabość i uczucia.

Może po jakimś czasie będę mu mogła wtedy zaufać i powoli wspólnie popracować nad naszym małżeństwem.
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-19, 13:27   

rodzinnydoradca napisał/a:
Mam wrażenie, że chcesz mieć "święty spokój"


czy to takie dziwne? po tylu latach takiego "małżeństwa"?

rodzinnydoradca napisał/a:
Chciałbym Cię poinformować, że nie ma "normalnych małżeństw". Są małżeństwa, które z dnia na dzień troszczą się o jakość swojej więzi. Z zewnątrz może to wygląda na "normalne", ale ile pracy tam jest włożone!...


Czyli wniosek "nie masz tak źle" albo "niektórzy kobiety mają gorzej, bo maż je bije codziennie"?

rodzinnydoradca napisał/a:
Jeśli chcesz ratować, to walcz! Nie bój się, korona z głowy Ci nie spadnie, co najwyżej trochę pokory rozwiniesz w sobie.


Człowieku, czy wiesz co to jest empatia? współczucie?
Pokory to więcej Tobie by sie przydało w zwracaniu się do udręczonych kobiet.
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-19, 13:43   

Ulesia napisał/a:
nie czuję się żoną alkoholika tylko toksycznego faceta, bo alkohol nie ma wpływu na jego zachowanie.


może i tak jest ale w Polsce właśnie w tych ośrodkach dostaniesz też wszelką możliwą pomoc a to że mąż pije otwiera Ci tam drzwi.
Nawet nie wiesz jaki problem maja ofiary przemocy domowej gdzie nie ma alkoholu - poradni jak na lekarstwo a specjalistów jeszcze mniej.

Masz przemoc i masz w domu alkohol !!!!

ratuj siebie i dzieci dziewczyno, wiem co mówię sama była w takiej sytuacji

Po latach jesteśmy razem a mąż teraz dziękuję, że wtedy zawalczyłam o nas.

Inaczej nic się nie zmieni .

Ulesia napisał/a:
Chciałabym znaleźć jakiegoś charyzmatycznego faceta, który popracowałby z moim mężem, który w jakiś sposób mógłby być dla niego autorytetem. Myślę, że jeśli udałoby mi się doprowadzić do takich spotkań to może coś by zatrybiło, może uświadomiłby sobie jak żyć, że nie trzeba niszczyć, że nie będzie gorszy jak pokaże słabość i uczucia.

wypisz wymaluj najlepszy dowód na Twoje współuzależnienie

nie masz szansy na jego zmianę
Możesz tylko i Aż zmieniać siebie.

Dziwisz się że mąż ma opór ?????

Jak Ty też go masz. Widzisz to ???



sory, że ostro ale to co o Was napisałaś top książkowy przykład

Co jeszcze straszniejszego ma się stać byś poszła po pomoc ?????
 
     
Ulesia
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-19, 14:27   

Dziękuję Grzegorz, że się wstawiłeś za udręczoną kobietą ;)
poczułam się jak bym miała rycerza ;-) :-P .

Ale ja się nie boję ostrych słów, już jestem odpowiednio "znieczulona";).
Dziwi mnie tylko, że rodzinnydoradca jest na forum od 12 października br.
i tak bardzo go zbulwersowały moje dobre chęci i szukanie pomocy.
Bo niby po co tu jestem...

Mirakulum może masz rację nie mówię, że nie, przemyślę i przeanalizuję możliwości skorzystania z takiej pomocy. Nie chodzi tu o moje chęci, ale raczej
o problemy techniczno-logistyczne.
Cieszę się, że chcesz się dzielić ze mną swoimi doświadczeniami,
na pewno widzisz więcej niż ja. :-)
 
     
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-19, 15:13   

Ulesia

Mirakulum ma duże doświadczenie i wie co mówi. Jeżeli ona tak zdecydowanie Ci poleca tę terapię, to postaraj się na nią iść. Ja bym tak zrobił.
 
     
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-19, 22:06   

Ulesia napisał/a:
Nie chodzi tu o moje chęci, ale raczej o problemy techniczno-logistyczne.


Rozumiem, że musiałabyś dokonać jakiegoś wysiłku.
Ponieważ operujesz takim argumentem, jest oczywiste że jeszcze nie jesteś gotowa przyjąć do wiadomości, że bez pomocy z zewnątrz i to pomocy najpierw Tobie udzielonej - nic się nie zmieni w Twoim życiu i w życiu Twojej rodziny.
Oczekujesz od męża zmian, narzekasz na niego (oczywiście jest powód- a jakże!) lecz sama zmianom poddać się, póki co nie chcesz.
Czy aby na pewno, te wymienione przez Ciebie problemy techniczno-logistyczne są REALNĄ przeszkodą, czy raczej istnieją jako wykreowane w sferze mentalnej...gdyż wciąż faktycznie opierasz się zmianom.
Zadaj sobie takie pytanie a odpowiedź przyjdzie. Myślę, że nawet teraz już ją znasz.
Proszę, przemyśl to Ulesiu :-)
 
     
złamana
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-20, 01:55   

Ulesia, krótki staż, dużo złego. Przykre. Problem alkoholu został tu zasygnalizowany. Warto nie lekceważyć, to samo raczej nie znika. Mogę się mylić, ale inna kwestia, która mi się wydaje istotna to Wasza nieumiejętność stawiania granic i ich przekraczania. Dobrze, że napisałaś szczerze. Wy siebie Ulesia wzajemnie nie szanujecie. Ktoś musiałby zacząć to robić, prawda? Jeżeli nie robi tego mąż, może spróbuj Ty. Czy byłabyś w stanie docenić męża bez oczekiwania, że on doceni Ciebie? Czy umiałabyś zmienić Wasze rozmowy? Czy mogłabyś stanowczo i konsekwentnie, dzień po dniu na męża zaczepki odpowiedzieć: „ proszę tak do mnie nie mów”, „nie przy dzieciach”. I tyle, bez przepychanek słownych, bez dyskusji, bez oceniania. Powiedzieć sobie: dzisiaj nic mu przykrego nie powiem, nie pozwolę by ranił mnie ale ja mu nie oddam tak samo. Zakreślasz swoje granice ale też nie przekraczasz jego. Jak Ci mówi, że sobie nie radzisz, nie możesz powiedzieć: masz rację, dobrze by było gdybyś mi pomógł? Jak wykonuje prace obok domu pochwalić go za to. Jak się zajmuje dziećmi, odpocząć. Kiedyś gdzieś tu ktoś fajnie napisał, że nie zawsze potrafimy prawidłowo ocenić relacje tego drugiego rodzica z dziećmi. Ulesia, nie wgłębiaj się póki co w jego relacje z rodzicami, będziesz podświadomie je z nim odtwarzać, zbytni go usprawiedliwiać lub krzywdzić go negatywnymi ocenami. A póki co jesteś Ty, inna kobieta niż jego matka. Robicie coś razem? Tylko we dwoje lub razem z dziećmi? Można zaproponować wspólne wyjście, wyjazd, jakąś fajną grę (moje dzieci lubią takie gry jak Osada, Monopol, 5 Sekund, dla młodszych domino, bierki Rodzinka, jest dość duży wybór). Zaproponuj, graj, wychodź z dziećmi, jak się mąż nie dołączy i tak spędzisz z dziećmi fajny czas. Takie małe, drobne, pozytywne gesty. przy braku zgody na ranienie z dużą dozą cierpliwości. I zobaczysz. Zdaję sobie sprawę z tego, że możesz mieć przekonanie, że wszystko to już robiłaś bez efektu, że chciałabyś, żeby on zrozumiał, zmienił. Ale, jego tu nie ma. A jakby tu trafił, to jak myślisz, co by napisał, jak przedstawiłby Wasze małżeństwo, Ciebie i siebie? Czy oprócz tego, że poświęca czas dzieciom i zajmuje się tym co wokół domu Twój mąż ma jakieś cechy, umiejętności, za które go cenisz? Z jakich powodów, dlaczego chcesz, by Wasze małżeństwo trwało? Pozdrawiam.
 
     
Ulesia
[Usunięty]

Wysłany: 2015-10-20, 09:54   

Dobrze jest usłyszeć i zobaczyć siebie okiem innych.
kenya, masz rację to prawda, że mam opory wewnętrzne przed zmianą,
najeżyłam się i bardzo mi ciężko schować kolce. Niby chcę, ale nie mogę.
To tak bardziej działam z rozsądku, bo ja się trochę już wypaliłam.
Nie czuję też tej terapii indywidualnej, choć wiem, że potrzebuję pomocy, żeby sobie to wszystko przewartościować, wlać spokój we własną duszę, wzmocnić się i zacząć realizować jakiś plan. Sama już się w tym wszystkim zagubiłam, niby jest lepiej niż było, jestem twardsza, mąż nie potrafi mnie już tak łatwo złamać, ale straciła w tym wszystkim siebie - taka jaką byłam zanim przebrnęłam te 8 lat. Nie umiem już tak kochać, stałam się nieufna, egoistyczna, nerwowa, brak mi takiej empatii jak kiedyś, przejęłam kilka cech męża - tych złych - typu atak, wytykanie błędów. Wiem, że potrzebuję, żeby ktoś mnie trochę nakierował, pomógł jakoś to ogarnąć.
Cieszę się, że tutaj trafiłam, bo już usłyszałam kilka mądrych rad.
Z tą terapią faktycznie mam problem logistyczny, ale już próbuję. Mam szansę na spotkania w poradni gdzie byliśmy razem z mężem. Choć właściwie po tym pierwszym spotkaniu jakoś mało jestem przekonana i też nie dziwię się mężowi, że ma takie odczucia. Dużo więcej zyskałam będąc tutaj niż na tamtym spotkaniu.
Potrzeba mi mądrości bo jak wcześniej napisałam trochę się miotam nie wiem jak postępować, brak mi konsekwencji.

złamana, to co napisałaś to prawda, brak jest w naszym związku szacunku,
mnie to bardzo boli chyba najbardziej. Mąż nie ma szacunku nie tylko do mnie , ale i do innych ludzi, jednak co najgorsze, ja też przestałam go szanować jak dawniej - bardzo dużo stracił w moich oczach jako człowiek. Wiem że to złe, ale po tym co mi robił to przychodzi mi to z trudem. Owszem, prawie codziennie powtarzam tekst" nie życzę sobie żebyś tak do mnie mówił" itp., jednak czasami ja też nie mogę wytrzymać i wybucham - ranię go, nie umiem już przepraszać - zresztą jak to robiłam mówił "ale ja nie chcę, żebyś przepraszała, nie obchodzi mnie to". Przepraszałam więc bo sama tak czułam i mówiłam, że robię to dla siebie, ale po pewnym czasie przestałam przepraszać.
Najostrzej reaguję na brak szacunku do mnie i nieodpowiedzialność w stosunku do dzieci. Tego nie mogę spokojnie przemilczeć.
Również nie pozwalam dzieciom na takie postawy wobec taty ( które się coraz częściej zdarzają) - on nawet nie reaguje. To ja ciągle powtarzam " nie mów tak do taty, tata ma rację, nie wolno tak robić", ale cóż się dziwić, że tak się dzieje - przykład mają jak na dłoni. Niby szanują mnie bardziej, jednak postawa ojca jest silniejsza - ma mocniejszy przekaz i to jego nawyki przejmują podświadomie np. kłamstwo, nie dotrzymywanie słowa, przekleństwa itp.

Wiem, że może jakbym była cierpliwsza, milsza, uśmiechnięta, więcej milczała, to byłoby spokojniej. Tylko ja nie mogę przejść spokojnie kiedy chodzi o dzieci.

złamana napisał/a:
Robicie coś razem? Tylko we dwoje lub razem z dziećmi? Można zaproponować wspólne wyjście, wyjazd, jakąś fajną grę


Razem prawie nic, z dziećmi jeździmy na wycieczki, na rowerach, gramy w piłkę itp. Wspólnie wszyscy spędzamy czas rzadko, mamy dzieci o dużej różnicy wieku, ja spędzam więcej czasu z maluchem, a mąż ze starszym. Ja najczęściej ogarniam dwójkę, choć nie powiem, bo mąż starszemu dziecku bardzo dużo poświęca czasu. Zabawy, zaszczepianie różnych hobby, prace wokół domu :-) .

Co do cech męża to jest kilka, które cenię, ale są one zagłuszane, przez te których nienawidzę. Wiem, że jakby ktoś do niego dotarł tam głęboko to mógłby być naprawdę fajnym facetem - mnie się nie udało.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group



Grupa Wsparcia "Samarytanka" >>












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.



W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,04 sekundy. Zapytań do SQL: 8