Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
przestańcie się klocic.Zamiast się bić łyżkami po głowach spróbujcie się nakarmić nawzajem. Jeśli ktoś coś umie niech nauczy tych co nie umieją. Co mi z tego że np ABC mówi ja jestem odpowiedzialna a Ty nie. Czy się stanę od tego lepsza. Ale jak mi Kinga opowiedziała o Bogu stałam się trochę bardziej wierzącą.
renta11 [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-17, 06:03
lustro napisał/a:
Tylko, że ja nic nie rozwaliłam
oj renta...kiepsko to jednak widzę
Lustro
Już nie pamiętam przez ile lat, kiedy mówiłam o moim porzuceniu i rozwaleniu rodziny, to wręcz krzyczałam tak jak Ty "Bo on, bo on.... On ten zły był". No ja nawet nie mówiłam o porzuceniu, ja musiałam odejść, bo .....on.
A to JA. Ja porzuciłam, ja rozwaliłam, ja zniszczyłam rodzinę. Przyjmowanie 100% całości też trochę trwało. Nie pójdziesz do przodu jeśli tego nie przyjmiesz, nie dźwigniesz, nie wybaczysz sobie. A wtedy i budowanie Twojego małżeństwa i Twojej rodziny bardzo się rozwinie. Bo to właśnie blokuje Wasze (całej rodziny) szczęście. Pomodlę się za Ciebie i Twoją rodzinę.
Ja również muszę dźwignąć moją część winy. I tak jak pisałaś, wybaczyć głównie sobie, ale i jemu za jego 100% porzucenia, rozwalenia rodziny, krzywdę moją i dzieci. . Bez tego też nie pójdę do przodu.
Więc proszę o modlitwę.
Stokrotka10101 [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-17, 08:17
renta11 napisał/a:
Ja również muszę dźwignąć moją część winy.
Cytat:
Bo ja sprawie ze Twoje grzechy jak śnieg wybieleja
Mam pytanie do mistykow z tego forum . Kingo przybądz
W jaki sposób On to robi?
lustro [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-17, 09:47
renta11 napisał/a:
lustro napisał/a:
Tylko, że ja nic nie rozwaliłam
oj renta...kiepsko to jednak widzę
Lustro
Już nie pamiętam przez ile lat, kiedy mówiłam o moim porzuceniu i rozwaleniu rodziny, to wręcz krzyczałam tak jak Ty "Bo on, bo on.... On ten zły był". No ja nawet nie mówiłam o porzuceniu, ja musiałam odejść, bo .....on.
No cóż
jest jedna róznica - ja tak na prawde nic nie rozwaliłam.
moze inaczej - poskładałam spowrotem do tzw "kupy"
nie powtarzam, nie krzyczę - to on
chyba kompletnie nic nie rozumiesz z mojego pisania
moze dlatego, że jestes w zupełnie innej sytuacji
tylko jedna porśba - nie oceniaj mnie ze swojej pozycji
bo nic nie rozumiesz
dla Ciebie kryzys była zaskoczeniem
Ty zostałas porzucona
Ty nie budujesz swojego małżeństwa od nowa
nie Ty wróciłaś do współmałzonka
to wszystko jest dla Ciebie obce z tej drugiej strony
i wydaje Ci się, że myslę i czuje tak, jak Ci sie wydaje
wiec nie ma punktu przyłożenia
tylko Twoje wyobrażenia
wybacz swojemu mężowi, nakłoń go do powrotu a potem buduj od nowa
i pogadamy
Stokrotka10101 [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-17, 10:11
Czy trzeba dźwigać winę czy Jezus uwalnia od winy ?
renta11 [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-17, 12:40
lustro napisał/a:
jest jedna róznica - ja tak na prawde nic nie rozwaliłam.
moze inaczej - poskładałam spowrotem do tzw "kupy"
Szkoda. Tylko czas.
Stokrotka10101 [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-17, 17:10
Papiez Franciszek
Zatwardziałe serce nie jest w stanie zrozumieć nawet największych cudów. Ale „jak dochodzi do tego, że serce staje się zatwardziałe?”. Takie pytanie zadał sobie Papież Franciszek w czasie Mszy św. odprawianej w piątek 9 stycznia w Domu św. Marty.
Uczniowie, czytamy we fragmencie liturgicznym Ewangelii Marka (por. 6, 45-46), „nie zrozumieli (...) [zajścia] z chlebami, gdyż ich serce było zatwardziałe”. A przecież, wyjaśnił Franciszek, „byli apostołami, najbliższymi Jezusa. A nie rozumieli”. I choć byli świadkami cudu, choć „widzieli, że tamci ludzie — ponad 50 tysięcy — posilili się pięcioma chlebami”, nie rozumieli. „Dlaczego? Ponieważ ich serce było zatwardziałe”.
Jezus wielokrotnie „mówi w Ewangelii o zatwardziałości serca”, gani „lud o twardym karku”, boleje nad Jerozolimą, „że nie zrozumiała, kim On jest”. Pan konfrontuje się z tą twardością: „Jezus musi się bardzo napracować — zaznaczył Papież — aby to serce uczynić bardziej uległym, aby usunąć jego zatwardziałość, aby uczynić je miłującym”. Ta „praca” trwa po zmartwychwstaniu, w stosunku do uczniów z Emaus i wielu innych.
„Lecz — zastanawiał się Papież — jak dochodzi do zatwardziałości serca? Jak to możliwe, że ci ludzie, którzy zawsze przebywali z Jezusem, przez wszystkie dni, którzy Go słuchali, widzieli Go... a ich serce było zatwardziałe. Jak to się dzieje, że serce może stać się takie?”. I opowiedział: „Wczoraj poprosiłem mojego sekretarza: Powiedz mi, jak dochodzi do zatwardziałości serca? On pomógł mi trochę przemyśleć tę sprawę”. Stąd wskazanie szeregu okoliczności, z którymi każdy może skonfrontować swoje własne doświadczenie.
Przede wszystkim, powiedział Franciszek, serce „staje się zatwardziałe na skutek bolesnych doświadczeń, ciężkich doświadczeń”. To jest sytuacja osób, które „przeżyły bardzo bolesne doświadczenie i nie chcą dostać się w inną przygodę”. Tak właśnie było po zmartwychwstaniu w przypadku uczniów z Emaus, których rozważania Papież sobie wyobraził: „'Jest zbyt wiele, za dużo hałasu, oddalmy się stąd trochę, bo...” — Bo co? — „Cóż, mieliśmy nadzieję, że to był Mesjasz, nie był nim, nie chcę się rozczarować po raz drugi, nie chcę robić sobie złudzeń!'”.
Oto serce zatwardziałe z powodu „bolesnego doświadczenia”. To samo przydarza się Tomaszowi: „Nie, nie, ja w to nie wierzę. Jeżeli nie włożę tam palca, nie uwierzę!”. Serce uczniów tyło twarde, „ponieważ doświadczyli cierpienia”. I odnośnie do tego Franciszek przypomniał ludowe przysłowie argentyńskie: „Jeżeli ktoś sparzy się mlekiem, płacze na widok krowy”. To znaczy, wyjaśnił, „że właśnie owo bolesne doświadczenie powstrzymuje nas przed otwarciem serca”.
Innym powodem, który sprawia, że serce staje się zatwardziałe, jest „zamknięcie się w sobie: stworzenie świata w sobie”. Tak bywa, kiedy człowiek „jest zamknięty w sobie, w swojej wspólnocie czy w swojej parafii”. Chodzi tu o zamknięcie, które „może dotyczyć wielu spraw”: „pychy, samowystarczalności, myślenia, że jestem lepszy od innych”, czy także „próżności”. Papież uściślił: „Bywają mężczyzna i kobieta 'zwierciadło', którzy są zamknięci w sobie, aby nieustannie patrzyć na samych siebie”: można by ich określić jako „religijnych narcyzów”. Ci „mają twarde serce, ponieważ są zamknięci, nie są otwarci. I usiłują bronić się za pomocą tych murów, które tworzą wokół siebie”.
Jest też kolejny powód, prowadzący do zatwardziałości serca: brak poczucia bezpieczeństwa. Tego doświadcza ktoś, kto myśli: „Nie czuję się pewny, więc staram się znaleźć coś, czego się mogę uchwycić, aby być bezpiecznym”. Ta postawa jest typowa dla ludzi, „którzy są bardzo przywiązani do litery prawa”. Zdarzało się to, wyjaśnił Papież, „w przypadku faryzeuszy, saduceuszy, uczonych w Prawie w czasach Jezusa”. Wysuwali oni zastrzeżenia: „Ale Prawo mówi to, mówi, że dotąd...”. I tak „tworzyli jeszcze jedno przykazanie”; na koniec „biedacy, mieli na karku 300-400 przykazań i czuli się bezpieczni”.
W rzeczywistości, zauważył Franciszek, wszyscy oni „są osobami bezpiecznymi, ale tak jak jest bezpieczny człowiek w celi więziennej, za kratkami: to jest bezpieczeństwo pozbawione wolności”. Natomiast właśnie wolność „przyniósł nam, przychodząc, Jezus”. Św. Paweł, na przykład, karci Jakuba, a także Piotra, „ponieważ nie przyjmują wolności, którą przyniósł nam Jezus”.
Oto więc odpowiedź na postawione na początku pytanie: „Jak dochodzi do zatwardziałości serca?”. Serce w istocie, „kiedy staje się twarde, nie jest wolne, a jeśli nie jest wolne, to dlatego, że nie kocha”. Ta myśl jest wyrażona w pierwszym czytaniu liturgii dnia (1 J 4, 11-18), gdzie apostoł mówi o „miłości doskonałej”, która „usuwa lęk”. Bowiem „w miłości nie ma lęku, gdyż lęk kojarzy się z karą, a kto się lęka, nie jest doskonały w miłości. Nie jest wolny. Wciąż się obawia, że stanie się coś bolesnego, smutnego”, co sprawi, że „będzie nam źle wiodło się w życiu albo że zagrożone będzie wieczne zbawienie”. W rzeczywistości są to tylko „wytwory wyobraźni”, bowiem po prostu to serce „nie kocha”. Serce uczniów, wyjaśnił Papież, „było zatwardziałe, ponieważ jeszcze nie nauczyli się kochać”.
Można się zatem zapytać: „Kto nas uczy kochać? Kto nas uwalnia od tej zatwardziałości?” Może to uczynić „tylko Duch Święty”, wyjaśnił Franciszek, uściślając: „Możesz odbyć tysiąc kursów katechezy, tysiąc kursów duchowości, tysiąc kursów jogi, zen i wszystkich tego rodzaju rzeczy. Ale to wszystko nie będzie nigdy w stanie dać ci wolności dziecka”. Tylko Duch Święty „porusza twoje serce, abyś powiedział 'ojciec'”; tylko On „jest zdolny usunąć, przełamać tę twardość serca”, uczynić je „uległym Panu. Posłusznym wolności miłości”. Nie przypadkiem serce uczniów pozostało „zatwardziałe aż do dnia wniebowstąpienia”, kiedy powiedzieli do Pana: „Teraz dokona się rewolucja i przyjdzie królestwo”. W rzeczywistości „niczego nie rozumieli”. I „dopiero kiedy przyszedł Duch Święty, sprawy się odmieniły”.
Dlatego, zakończył Papież, „prośmy Pana o łaskę, aby nasze serce było uległe: aby On nas wybawił z niewoli zatwardziałego serca” i „prowadził nas naprzód do tej pięknej wolności doskonałej miłości, wolności dzieci Bożych, tej, którą może dać tylko Duch Święty”.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAIKs. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.