Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2015-09-03, 12:08 Jak uratować małżeństwo
Witam.
Ostatnio odkryłem że żona poddała się i już nic do mnie nie czuje. Jesteśmy małżeństwem od 10 mamy dwójkę wspaniałych dzieci. Nie brakowało nam niczego. Ja pracowałem jak wół myśląc że tak trzeba, że zapewnie spokój finansowy. Żona opiekowała się domem i dziecmi. Myślałem że tak trzeba. Bylem głuchy na jej wołanie. Powtarzam ze ludzie maja inne problemy, choroby , chore dzieci , a my nie możemy narzekać. Żona przelała całe uczucie na kolegę z pracy, który pokazał jej inne życie. Człowiek który porzucił swoją rodzinę poddał się i nie walczył, pokazuje jej smak życia. Dla mnie jest to jakiś horror. Człowiek bez wartości w moich oczach stał się wybawieniem dla mojej żony . Teraz obudziłem się z tej fikcji która sam stworzyłem. Nie dobro materialne jest najważniejsze tylko zona dzieci i nasze wzajemne relacje. Kocham ja bezgranicznie. Jest dla mnie wszystkim. Zrobię dla niej wszystko. Jest moim szczęściem i wszystkim co mam. Nie jest typem osoby która zostawi wszystko tylko udowna matka która pragnie zrozumienia i wsparcia którego jęk nie dawałem. Teraz zmieniłem się. Przejrzałem na oczy i chce naprawić ten związek który na początku przecież był tak namiętny. Ona wskoczyła by w ogień za mną, a teraz się dusi i nie wie co robić. Robie wszystko co w mojej mocy aby było dobrze. Jestem przy niej rozmawiam z nia jestem znowu wspaniałym ojcem mężem partnerem. Ona od dłuższego czasu chodzi na terapię. Ja zaliczyłem pierwsza wizytę. Wybaczylem jej zdradę. Będę walczył jak lew aby ją odzyskać. Zmienię całe życie dla niej. Jest tego warta i to jej się należy. Co zrobić aby ponownie mnie pokochała. Twierdzi ze tak długo się starała a ja nie widziałem tego. Pol roku temu przekreśla mnie poddając się i stwierdzając ze będę tylko ojcem jej dzieci. Jesteśmy bardzo młodzi. Za szybko pędził nasze życie. Nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez niej. Kocham ją bezgranicznie i paradoksalnie dopiero teraz tak mocno to czuje. Proszę i jakieś rady co mogę zrobić. Wiem ze nie ma osoby na całym świecie która mnie tak mocno kochała jak ona. Trwa to już wszystko 2 tygodnie nie potrafię się pozbierać. Bardzo dużo pracuje nad sobą poświęcam cały wolny czas rodzinie. Wiem ze miała poważne stany depresyjne których nie zauważalne. Bylem głuchy na jej wołanie. Ktoś wyciągnął do kiej rękę i bezpamieci się w nim zatraciła. Człowiek ten jest nieodpowiedzialny i nigdy nie stworzy z nią związku. Ona straciła głowę dla niego. Zrobiłem wszystko co w mojej mocy aby uświadomić go ze nie spoczne jak mi nie zejdzie z drogi i nie zostawi jej w spokoju. Dla mnie to wszystko jest jakaś fikcja budzę się i nie wierzę że to się stało i to dalej trwa. Nie potrafię zrozumieć jak tak wspaniała matka może tak postępować. Przeprowadziłem z nią wiele rozmów i wiem ze bez terapi małżeńskiej się nie obędzie. Na chwile obecna nie chce o słyszeć o żadnej terapi malzenskiej. Od paru dni zauważyłem ze gość zluzowanl a ona posmutniala. Jak odbudować miłość która była tak ogromna. Jak dotrzeć do niej jak jej wytłumaczyć ze droga która wybrała do niczego nie prowadzi. Ma początku obwinialem się za to wszystko. Teraz juz wiem ze nie jestem głównym sprawca tego wszystkiego. Codzienie mówiłem jej ze jak kocham ale nie poświęcałem jej czasu. Naiwnie myślałem ze wszystko jest ok. Nie było tragicznie między nami normalnie żyliśmy sypialismy z sobą. Nie było namiętności jak w momencie kiedy poznaliśmy się ... Dzieci praca rutyna. ... wszystko straciłem w momencie kiedy dowiedziałem się o wszystkim.... odwróciła się odemnie i straciłem ja żyjemy obok siebie. Pomału próbuje zblizyc się do niej ale to tak bardzo boli jak są dni kiedy nie ma żadnego efektu. Równie mocno boli jak jest wszystko ok jak nic się nie dzieje jak normalnie rozmawiamy a w mojej podświadomości siedzi ta cała sprawa. Inaczej bym się czuł jakby poczuła skruchę ale ona twierdzi ze takie życie wybrała. Kobieta która nie opuściła w życiu żadnej mszy uczestniczyła przyjmowała komunie.... okazało się ze przez ostatnie 2 lata oszukiwał nas i robiła wszystko aby nie dopuścić aby ktokolwiek mógł się czegoś domyśleć. ... strasznie cierpię. Kocham ją bezgranicznie... nie wiem co robić. ... nie pozwolę nikomu zniszczyć naszej rodziny...
GosiaH [Usunięty]
Wysłany: 2015-09-03, 13:07
Obudzony, witaj na forum
czy nas już wcześniej, zanim napisałeś, poczytałeś może trochę?
polecam, bo to bardzo pomaga - czytając innych można wiele dla siebie wybrać (wbrew pozorom, wiele doświadczeń mamy podobnych)
czy masz może szansę podejść do naszego ogniska sycharowskiego? czy jest jakieś w twoim pobliżu (Sprawdź tu https://www.google.com/ma...f8.kFHYpp8WYp1U )?
Warto zajrzeć, porozmawiać z ludźmi o podobnych doświadczeniach, dostać wsparcie realne
Jak twoja relacja z Bogiem?
Na ile jesteś blisko Niego?
Czy poprosiłeś Go już o pomoc?
Ostatnio zmieniony przez GosiaH 2015-09-03, 14:56, w całości zmieniany 1 raz
Obudzony [Usunięty]
Wysłany: 2015-09-03, 14:26
Witaj. Na razie nie jestem gotów na ognisko. Na początku przeżyłem szok. Potem przechodziłem różne stany. Nie wierzyłem ze to może dziać się na prawdę. Tak samo miałem dzisiaj rano. Bylem zły wsciekly... bylem dobry dla żony uczynny aż za bardzo wręcz przesadnie. Za wszystko obwinialem siebie. Potem przyszła złość nie nienawiść bo kocham ją nad życie i wiem ze to nie jest normalne to co się dzieje. Okazywał em swoją złość nie chciałem na nią patrzeć. Teraz trochę mnie opuściły emocje i chce zawalczyć o to abyśmy dalej tworzyli udane malzenstwo. Co do Boga to nigdy nie byłem z nim zbyt blisko. Wierzyłem modułem się wierzyłem ze wszystko o co poproszę to dostane. Zawsze modlił się o rodzinę o żonę o to abyśmy żyli i nie martwił się o pieniądze. Dużo dostałem od niego i wiem ze to przez moje prośby... wiem ze zawsze mnie wysłuchiwal. Jak byłem w kropce to mi pomagał. ... Żona była bardziej związana z Bogiem to ona jakoś mnie w to wprowadziła. ... otworzyła mi oczy.... typowa rodzina 1 ławki. .... a tu szok... nie wierzyłem w to wszystko sam siebie oszukiwałem ale jednak to prawda i musze zadziałać aby ją odzyskać. Chyba nie wszystko stracone ale ona nie czyje potrzeby jakiejś zmiany nie widzi swojego postępowania. ... nie dopuszcza żadnych myśli. Próbowałem ja naprowadzac bo nie chciałem z grubej rury ja ocucic. Nie dawało to żadnego efektu. Próbowałem być wyrozumiały mówiłem jej ze wiem co czuje i ze będę przy niej. W końcu doszedłem do wniosku ze jest coraz gorzej.... ona na sile próbuje udowodnić mi ze do siebie niepasujemy a człowiek z którym chce się związać jest jej druga połówka. .... bzdura nie wytrzymałem wziolem sprawy w swoje rece zatrzaslem trochę towarzystwem i teraz czekam na efekty.... nie potrafię zrozumieć ze człowiek który nie potrafił zbudować swojego związku oddalił się od rodziny potem chcąc zaspokoić swoje sumienie próbował powalczyć o dziecko które się od niego odwrócilo teraz chce zniszczyć moje malzenstwo. Nie pozwolę nigdy na to. Codziennie modlę się o żonę. Mówiłem jej o tym jest tego świadoma. Gdzieś się zatraciła a ja nie wiem gdzie i ci mogę zrobić. .. jest cudowna matka... perfekcyjną. ... wierzę że tak dobra matka nie może się zmienić i wrócić na normalny tor... będę próbował wytrwać przy niej i być jej podpora ale bez przesady bo wyczułem jak zaczyna się dusić womencie jak byłem zbyt czuły. ..
GosiaH [Usunięty]
Wysłany: 2015-09-03, 15:08
Obudzony napisał/a:
Na razie nie jestem gotów na ognisko.
rozumiem, ale miej w pamięci, na ewentualną przyszłość, że warto i z tego skorzystać
Obudzony napisał/a:
Na początku przeżyłem szok. Potem przechodziłem różne stany. Nie wierzyłem ze to może dziać się na prawdę. Tak samo miałem dzisiaj rano. Bylem zły wsciekly... bylem dobry dla żony uczynny aż za bardzo wręcz przesadnie. Za wszystko obwinialem siebie. Potem przyszła złość nie nienawiść bo kocham ją nad życie i wiem ze to nie jest normalne to co się dzieje. Okazywał em swoją złość nie chciałem na nią patrzeć. Teraz trochę mnie opuściły emocje i chce zawalczyć o to abyśmy dalej tworzyli udane malzenstwo.
rozumiem, że w sumie twoje rany są jeszcze bardzo świeże, że to dopiero początek a wiem, z własnego doświadczenia również, że ratowanie małżeństwa jest sporym wysiłkiem (przede wszystkim w pracy nad sobą, w zmianach) ale i długotrwałym procesem (słyszałam nawet stwierdzenie, że naprawia się tyle czasu, co się psuło - tego ci nie życzę, lepiej szybciej niech u was to się stanie!)
Obudzony napisał/a:
Chyba nie wszystko stracone ale ona nie czyje potrzeby jakiejś zmiany nie widzi swojego postępowania. ... nie dopuszcza żadnych myśli.
no to módlmy się w tej intencji, a ty jeszcze, dodatkowo, zakasuj rękawy i do pracy nad sobą
jest wiele książek wartych poczytania
jest bardzo dużo konferencji w sieci do wysłuchania
wszystko bardzo pomaga
znajdziesz coś dla siebie
wiem też, że my tu chętnie podpowiemy
ja, na początek, polecam calego o. Szustaka z langustanapalmie.pl
wiele, naprawdę wiele mówi o miłości
Obudzony napisał/a:
Próbowałem ja naprowadzac bo nie chciałem z grubej rury ja ocucic. Nie dawało to żadnego efektu. Próbowałem być wyrozumiały mówiłem jej ze wiem co czuje i ze będę przy niej.
wiesz, ja też byłam po tej stronie co ty - tej zdradzonej
i tak myślę, że my nie wiemy co nasi małżonkowie czują
Ta deklaracja bycia przy niej, jeśli ona to dostrzega, może mieć moc, ale to czy ją rozumiesz ?
Ja nie rozumiałam, nie wiedziałam, dlaczego mój mąż odszedł ... długo bardzo
a jakby tak zaprosić Pana Jezusa do pomocy ? Robić już robisz sporo tak ?
Obudzony napisał/a:
będę próbował wytrwać przy niej i być jej podpora ale bez przesady bo wyczułem jak zaczyna się dusić womencie jak byłem zbyt czuły. ..
to może dobrą metodą, na teraz, byłoby danie jej trochę swobody tak by ratowaniem nie zadusić, nei stłamsić tej ewentualnej iskierki, która w niej tkwi?
Masz moją modlitwę
bartez119 [Usunięty]
Wysłany: 2015-09-03, 16:01
Obudzony. Jak juz tu do sycharu trafiłeś to jest dobrze, przerabialem i przerabiam to co ty.Tutaj wszyscy jesteśmy z Bogiem, dobrze było by z twojej strony trochę się wyciszyć, zawierzyć wszystko Bogu i zaglądać tu na forum, zawsze ktoś ci doradzi w tych ciężkich chwilach. Módl się i ufaj
Obudzony [Usunięty]
Wysłany: 2015-09-03, 19:30
I co znalazłeś jakiś złoty środek. .. jakaś wskazówkę albo coś co dało ci normalnie funkcjonować. Ja nie żyje umarłem... nigdy nie uwierzyłbym nigdy nie pomyslalbym ze ktoś mnie tak zrani... moja ukochana najbliższą mi osoba ktoś komu ufalem komu zawierzylem komu oddałbym wszystko tak poprostu odsunela się. ... ciężko mi z tym.... Próbuje normalnie żyć ale nie mogę nie potrafię pracować. W pracy tylko obecność odbijam nic nie robie całymi dniami. Nie chce mi się nic... wszyscy pytają się co się ze mną stało. ... jestem zły przybity.. ona mówi ze potrzebuje czasu ja mówię że będę czekać. .. ale nie potrafię... przechodzę z skrajności w skrajność. .. w ciągu dnia non stop ziemniaka mi się stany.... jadę do domu zamykając licznik w samochód aby ją jak najszybciej zobaczyć. Brakuje mi jej strasznie.... mam żal do siebie że jej niedocenialem nie byłem przy niej nie dawałem jej ciepła nie rozmawiałem z nią. .. teraz chce ... ona nie chce... czuje ze jest za późno... ze straciłem ja...
lustro [Usunięty]
Wysłany: 2015-09-03, 20:21
Witaj Obudzony
Wiem, że jesteś w bardzo kiepskim stanie - to słychać ( w Twoim pisaniu).
Chciał byś wszystko już, teraz, zaraz...ale tak sie nie da.
Myślę, że jesteś jak mój mąż, ona też nikł w oczach, nie mógł pojąć co się stało i kiedy się stało...ale był, trwał.
To na pewno bardzo trudne, ale tez bardzo ważne.
Piszesz, że to trwa dwa tygodnie, a Ty nie masz juz sił.
A dalej piszesz, że zona od dwóch lat starała się, żeby nikt nic nie zauważył.
Czyli, tak na prawdę, wszystko trwa już od lat. Tylko Ty tego nie widziałeś.
Teraz pomyśl - skoro zona mówi "starałam się tyle czasu, ale Ty nic nie widziałeś, a teraz już
nie chce się starać" to dla niej ten proces trwa juz od dawna. Ona się starała, coś chciała zmieniać, ale się nie udało, wypaliła się...trafił na kogoś, kto daje jej to, czego było jej brak przy Tobie.
To musi potrwać. Niestety.
GosiaH pisze, żebyś dał jej trochę swobody.
To ryzykowne i trudne, ale chyba jedyne, co możesz teraz zrobić. Nie przytłaczaj jej swoja miłością, bo zacznie uciekać.
Lepiej jak kiedyś ucieknie od tego kolegi do Ciebie.
Nastaw się na czas...to musi potrwać.
Ale nic nie jest skończone, nic nie przepadło. Póki żyjesz wszystko jest możliwe.
ryan [Usunięty]
Wysłany: 2015-09-03, 20:37
Przeczytaj mój wątek (3 strona tego działu)...zobaczysz ile będziesz miał podobieństw, wręcz kserokopii postępowania żony (słów, gestów, zachowań).
Moja też chciała odpocząć - na początek miesiąc...już tak kilka miesięcy mija i już generalnie jest pozamiatane
Ale mówię, poczytaj znajdziesz tam parę rad i wyjaśnień. Poczytaj też inne wątki facetów - żony jak "chcą być szczęśliwe" stosują chyba jeden schemat, jeden tok postępowania...
Ja złotego środka nie znalazłem i myślę że jak kobieta chce odejść to odchodzi i tyle....mało optymistyczne...
To forum pomaga, sobie pomożesz ale czy Waszemu małżeństwu?
(I pół żartem, pół serio - drogie Panie pomóżcie czasami wpisem też nas facetów na naszych wątkach (mnie już nie), przyda się Wasze spojrzenie na kobiet zachowanie)
ryan [Usunięty]
Wysłany: 2015-09-03, 21:03
Lustro, widzę że ściągnąłem Cię myślami
lustro napisał/a:
GosiaH pisze, żebyś dał jej trochę swobody.
To ryzykowne i trudne, ale chyba jedyne, co możesz teraz zrobić. Nie przytłaczaj jej swoja miłością, bo zacznie uciekać.
tak zrób, rzeczywiście ryzykowne ale nic innego nie zrobisz na razie
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2015-09-03, 21:46
Kobiety są zdecydowanie bardziej zdecydowane i mocniejsze niż faceci (taka niestety prawda).
Facet będzie kombinował, chciałby do kochanki, ale żal mu żony, dzieci, próbuje mieć ciastko i je zjesc.....a kobieta?
NIe mam miłości ? - wszystko jasne, nie będzie przecież udawać czy oszukiwać...alleluja i do przodu.
mare1966 [Usunięty]
Wysłany: 2015-09-03, 22:41
grzegorz_ napisał/a:
NIe mam miłości ? - wszystko jasne, nie będzie przecież udawać czy oszukiwać...alleluja i do przodu.
Tak , kobiety są uczciwe .
Są wierne jednemu , zawsze aktualnemu mężczyźnie .
Tym sposobem nie zdradzają , bo poprzedniego związku ( i mężczyzny )
przecież już nie ma , uczucie wygasło .
Kobiety są takie wrażliwe i strasznie kochają swoje dzieci .
........... wybaczcie Panie lekką złośliwość
Ostatnio zmieniony przez 2015-09-03, 22:47, w całości zmieniany 1 raz
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2015-09-03, 22:46
No dobra, Panowie, a jak te uogólnienia i stereotypy mają pomóc Obudzonemu?
ryan [Usunięty]
Wysłany: 2015-09-03, 23:04
ryan napisał/a:
(I pół żartem, pół serio - drogie Panie pomóżcie czasami wpisem też nas facetów na naszych wątkach (mnie już nie), przyda się Wasze spojrzenie na kobiet zachowanie)
właśnie Nirwano...czekamy na Was, na Waszą pomoc...no chyba, że jak zwykle pomocna i odważna Lustro w pigułce napisała Obudzonemu już wszystko
Ja i myślę pozostali nie dokuczamy autorowi wątku...tak po męsku mówimy "jak jest" (i odsyłamy do innych podobnych wątków, gdzie jest kilka fajnych wyjaśnień i rad forumowiczów)
iwonabiel [Usunięty]
Wysłany: 2015-09-03, 23:39
Obudzony, jestem mniej więcej w tym momencie życia, co Twoja żona przed poznaniem tego drugiego.
I u mnie mąż nie dostrzega problemu, bo "pracuje na dom", spychając i ograniczając nasze relacje międzyludzkie do pospiesznych i bez czułości zbliżeń - jak nie jest zmęczony, a kiedy i tu coś próbowałam wywalczyć dla siebie, jakąś rozmowę, czułość, wysłuchanie mnie, to widziałam plecy i focha na cały następny dzień plus komentarze, których żadna kobieta nie chciałaby słuchać, np. przecież jaki problem, że rozłożysz nogi, ja swoje zrobię.
Pewnie u Ciebie aż tak nie było, ale musisz wiedzieć, że takie życie zabija kobietę. To jest tak, jakby co dnia, każdego dnia ktoś urywał kawałek jakiejś rośliny. W końcu ona umiera, bo już nie ma nawet korzeni, nie ma z czego czerpać. Owszem, zostałam ja, jako ja, kobieta - ale jako żona umarłam już dawno.
I też moje słowa, prośby, wręcz błagania o terapię małżeńską nie skutkują. Życie ucieka. I naprawdę chce się radykalnych zmian. Ja myślę o tym, choć nie ma nikogo, kto by mi wypełnił lukę. Myślę, że nie jestem otwarta na to - byłam żoną i wydawało mi się to świętością.
Nic nie czuję do mojego męża. I podobnie - jak twoja żona, gdyby teraz raptem się ogarnął i zaczął być cudownym mężem, jakim był kiedyś - pewnie bym mu po pierwsze nie uwierzyła, a po drugie, jest już za późno.
Myślę, że męczę się dłużej od Twojej żony.
Nie wiem, co Ci poradzić, bo piszesz w chaosie, wszystko w Tobie drga. Z Twojej wypowiedzi wynika, że nie wiesz, czego chcesz, bo i chciałbyś, żeby żona wróciła, ale też, żeby okazała skruchę, że facet tamten jest nieodpowiedzialny (a Ty jesteś? wszak byłeś mężem i byłeś odpowiedzialny także za żonę, za jej życie w małżeństwie jako żony). Co oznacza, że wciąż jeszcze oceniasz, wartościujesz i wciąż stawiasz swoje ja na pierwszym miejscu, wciąż Twoje uczucia, emocje, pragnienia są ważniejsze.
Myślę, że od tego winieneś zacząć. Nie oceniać i nie oczekiwać skruchy - wszak żona nie uciekła z cudownego małżeństwa, gdzie mąż ją słuchał z uwagą, zależało mu na jej duszy, na jej uczuciach. Już zaczynasz ją krytykować, że jest złą matką, bo odeszła do innego. A czyż dobry ojciec lekceważy matkę swoich dzieci? uważasz się za idealnego ojca?
Chodzi mi o to, żebyś nie rozpędzał się w wyszukiwaniu winy u niej, bo w ten sposób sie tylko od niej oddalasz...
Jeśli czujesz, że kochasz naprawdę, daj jej tylko raz do zrozumienia, że kochasz, przepraszasz i że poczekasz na nią. I daj jej teraz spokój. Żadne ruchy i namolność nie pomogą, raczej tylko utwierdzą w przekonaniu, że rozwiązanie problemów było takie bliskie, a Tobie się nie chciało (piszę tylko, jak może rozumować twoja żona). I dopiero jak coś straciłeś, zacząłeś się starać.
Tak jak pisały przedmówczynie - Tobie zrozumienie tego, co jest najważniejsze, zajęło dwa lata. Może żonie daj też przynajmniej tyle? Czemu ma teraz dostosować się do Ciebie, skoro Ty sobie dałeś czasu tyle, ile uznałeś za stosowne, a gdyby nie ten drugi, pewnie jej życie by wyglądało, jak wyglądało do tej pory.
Zatrzymaj się na chwilę i postaraj się spojrzeć na to chłodniejszym okiem. To trudne teraz, ale od tego chyba trzeba zacząć, żeby nie zepsuć wszystkiego już tak do końca, bo potem nie będzie czego zbierać.
Życzę powodzenia.
Aż korci mnie, żeby sprawdzić, czy i mój mąż nagle się obudzi, jak mu oświadczę, że odchodzę do innego.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAIKs. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.