Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
banał- odrzucenie
Autor Wiadomość
Maj.reg
[Usunięty]

Wysłany: 2015-08-28, 23:35   banał- odrzucenie

Dzień dobry,
szukam rady, aby podjąć właściwą decyzję w sprawie mojego małżeństwa. Wiem, że powinna być decyzja o jego ratowaniu, ale nie wiem czy dam radę. Mam napady paniki, które uświadamiają mi , że jestem uzależniona emocjonalnie od męża, który od kilku lat szukał jak to sam mówi kontaktu z ludźmi. Dziwnym trafem były to zawsze kobiety.

Może zacznę od początku. Jesteśmy małżeństwem od 21 lat, siedemnastoletni syn. Pełna stabilizacja, wymarzony przez męża dom, motory i miłe spędzani czasu w sieci. Wszystko zaczęło się sypać po przeprowadzce do nowego domu. Zaczęła się przygoda z GG, czatami i tak już zostało do dzisiaj, z tym że nasze małżeństwo jest w fazie rozpadu totalnego...


Bagatelizował wszystko, co mówiłam oskarżając o przewrażliwienie, zaborczość…Drwił zachowywał się jak cynik..
Poczułam się nikim, w walce o siebie, popełniłam wszystkie możliwe błędy, nie wykazałam się wystarczającą dojrzałością, zareagowałam jak dziecko, zranione dziecko.. Poczułam się nic nie warta, mało ciekawa, zresztą padało często zdanie: co mi możesz ciekawego powiedzieć?… Coraz więcej czasu spędzał na czatach , poznawał nowe znajome, myślę , że kilka razy był zauroczony. Cierpiałam, wszelkie argumenty, że jego postępowanie niszczy coś wyjątkowego między nami, nie docierały. Za to padały argumenty, że jestem zazdrosna, że sobie wymyślam. Niestety miałam dowody, że był zaangażowany emocjonalnie do tego stopnia, że wolał spędzać czas na garażu przed komputerem do późnych godzin nocnych każdego dnia. Próbowałam mu powiedzieć, że cierpię nie tylko ja, ale że syn go potrzebuje, na co uzyskiwałam odpowiedź, żebym nie wykorzystywała syna.

Ten stan trwa do dzisiaj. Z tym, że to wygląda dzisiaj o wiele gorzej. Wycofałam się ze sprawdzania dociekania, czasami tylko nerwy mi puszczają. 5 lat temu pierwszy raz odkryłam, że z kimś spotkał podczas mojej nieobecności. Stwierdził , że to zwykła znajoma,kiedy pytam skoro to nic takiego to dlaczego, to przede mną ukrywa mąż stwierdził, że nie mówi, bo znów sobie stworzę jakieś historie..

Chciałam wierzyć, jednak miesiąc temu odkryłam, że spotyka się z kobietą, z którą łączy go coś wyjątkowego. Połączyłam fakty, poznali się ponad 3 lata temu, wtedy właśnie mąż odsunął się ode mnie, przestaliśmy ze sobą sypiać...miesiąc temu przerwałam mu pogawędkę , wpadł w szał...nigdy tak nie reagował....później odkryłam smsy z których wynikało , że spotykają się od dawna, ale teraz ich relacja jest bliska. Zapytałam czy mnie zdradził, powiedział , że nie. Ale wiedząc , że się z nią spotkał w ostatnią niedzielę zapytałam wprost czy jedzie motorem spotkać się z kimś, skłamał i powiedział , żebym dała spokój bp wpadnę w fobie..

Zaczęłam zadawać mu pytania, wpada w gniew, zrzuca na mnie winę, że to przeze mnie przestaliśmy ze sobą sypiać i ogólnie daje do zrozumienia, że nie wyobraża sobie abyśmy do siebie wrócili..

Równocześni zasugerował , że jeśli nic się nie zmieni, to wrócimy do tego za dwa lata , jak syn podejmie decyzje co po szkole średniej...

I co mam zrobić, czekać...mąż mówi , że nie wyszło takie życie....żadnej woli abyśmy do siebie wrócili..równocześnie nie ma mowy wyprowadzce, jeśli ja tego chcę to on dla mojego dobra godzi się na wszystko...

Mam zatem być obok wiedząc , że myślami jest przy kimś innym, smsy siedzenie do 2 w nocy na czacie z nią, wyjazdy na motor i chyba czułość, którą mi odebrał i pozwolił abym się szarpała nie wiedząc co się dzieje, a teraz mi komunikuje, że już nas nie ma..


Odchodzę od zmysłów, nie śpię od kilku dni.. co zatem mam zrobić, walczyć, czy też nie..
Helena :-(
 
     
GosiaH
[Usunięty]

Wysłany: 2015-08-29, 06:59   Re: banał- odrzucenie

Witaj Maj.reg na forum
To, że tu trafiłaś, jak to tu mówimy - nigdy to nie jest przypadkiem.

Wydaje mi się, że nas trochę już poznałaś, że czytałaś już nasze dyskusje.
Jeśli tak, to dobrze, z nich można wyczytać wiele dla siebie.
Jeśli nie, zachęcam.
Zwłaszcza do sięgnięcia po te materiały, które sobie wzajemnie polecamy - rekolekcje, książki, słuchowiska. To naprawdę niezła kopalnia wiedzy!
A przede wszystkim pisz, nie zostawaj sama z tym, co ciebie martwi obecnie.
Pisząc tutaj, zwróć, proszę, uwagę, że w necie raczej nie bywamy anonimowi (mimo wszystko), stąd staraj się nie podawać danych mocno ciebie autoryzujących. Po to by chronić siebie i twoją rodzinę.

Czy masz może możliwość podejścia do naszego ogniska, czy jest w twoim mieście albo w niedalekiej okolicy? Zachęcam - warto spotkać się z ludźmi o podobnych poglądach, posłuchać ich świadectw, wzmocnić się we wspólnocie.

Jak z twoją wiarą w Boga i Bogu?
Jak mocna jest ta relacja?

Maj.reg napisał/a:
Odchodzę od zmysłów, nie śpię od kilku dni.. co zatem mam zrobić, walczyć, czy też nie..
hmmm, w walce, zwykle są straty. My wolimy mówić "ratować" niż "walczyć".
 
     
Maj.reg
[Usunięty]

Wysłany: 2015-08-29, 08:06   

Dziękuję za przywitanie,

czytałam trochę forum, obejrzałam kilka filmików na YT..
Nie umiem jeszcze otworzyć się przed ludźmi w realu z tym problemem...nie wiem czy będę gotowa kiedykolwiek bo unikam ich raczej...

Moja relacja z Bogiem...jestem osobą wierzącą, mój mąż ze względu na mnie zdecydował się na uczestnictwo w naukach przedmałżeńskich oraz ślub kościelny..Sama uczestniczę we mszy św. przyzwyczaiłam się do tego...

Modle się cały czas , chcę wierzyć, że to doświadczenie jest po coś... jestem z tym sama, mąż mi nie pomoże
Boję się, bo nie daje rady tego unieść...boję się bo nie chce mi się żyć..Wiem , że mój problem odrzucenia na tle innych może wydawać się błahy..

Starałam się go zrelatywizować, śledziłam zmagania osób chorych na raka, żeby pokazać sobie, że to nie koniec świata bycie odrzuconą i niekochaną...ale tam znalazłam jedynie potwierdzenie, jak mało otrzymuję od męża...i jak mimo wszystko szczęśliwi są ci , którzy chorując mogą liczyć na wsparcie i miłość bliskich..

Użyłam określenia "walka", a nie "ratowanie" małżeństwa, bo mam wrażenie , że już chyba nie ma co ratować, a jedynie walczyć o swoją godność..

Odchodzę od zmysłów , bo czuję, że ze strony męża nie ma już woli powrotu do mnie, że miejsce w jego sercu zajęła już ta kobieta....

Boże daj mi się siłę,,,,siłę bym mogła to unieść...

Helena
 
     
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2015-08-29, 09:56   

Maj.reg napisał/a:
Modle się cały czas , chcę wierzyć, że to doświadczenie jest po coś... jestem z tym sama, mąż mi nie pomoże


Witaj Helenko,
z całą pewnością każde nasze doświadczenie jest po coś. Chć rozpacz ( teraz uzasadniona ) przesłania Ci niemal wszystko, to uwierz że jest to etap który ma swój koniec i przyjdzie czas (na pewno) kiedy ból minie, odpuści.
Helenko, ten problem o którym piszesz nie jest błahy, odrzucenie jest zawsze bardzo bolesne, zwłaszcza odrzucenie przez najbliższą osobę.
Jeśli czujesz strach i masz poczucie, że nie chce Ci się żyć,- to CZAS NAJWYŻSZY pozbyć się tego ciężaru, PODDAJĄC SIĘ, uznając swoją niemoc w tym względzie i oddanie Bogu tego wszystkiego co jest powodem twojego cierpienia.
Kiedy zrzucisz z pleców ciężar który nosisz i który Cię przygniata a także kiedy pogodzisz się ze swoją niemocą i uznasz że NIC z tym póki co zrobić nie możesz, kiedy odpuścisz zadawanie sobie cierpień poprzez rozpamiętywanie, kompulsywne mielenie przygnębiających Cię myśli - wiele może się zmienić, jeśli nie w mężu to przynajmniej w Twoim nastawieniu do życia i w Twoim odbiorze świata zewnętrznego.

Bycie żoną, relacje z mężem, to tylko część Twojego życia Helenko- tak być powinno.
W treści którą czytamy jest przekonanie, że mąż jest wszystkim, on nadaje sens całemu Twojemu życiu.
Brak męża, w wyniku Twojego do niego przywiązania powoduje, że tracisz grunt pod nogami a Twoje cierpienie jest wprost proporcjonalne do siły przywiązania która trzyma Cię w zależności do męża.
Prawie każdy człowiek przechodzi przez bolesny proces uświadomienie sobie tego faktu w momencie kiedy traci kogoś lub coś cennego dla niego.
Nasz reakcja na stratę mówi wiele przede wszystkim o NAS SAMYCH.
Tutaj jest pole do zajęcia się w każdym wymiarze swoją osobą...stąd słynne na tym forum - zajmij się sobą.
Potrzebujesz na początek wsparcia od innych, teraz jesteś słabiutka, "dogasająca", bez energii, zatem rozważ Helenko jakieś wsparcie, które da Ci "kopa" do tego słynnego ZAJĘCIA SIĘ SOBĄ.
Na męża, póki co, nie masz wpływu. Wszystkie dostępne Ci metody zawiodły, jak robił to co chciał tak robi....zatem, jakie masz inne wyjście poza tym wyżej proponowanym?
Uwierz, że zmiany sa możliwe i podąż za tą wiarą, ta wyzwoli w Tobie nieodkryte treści, które pozwolą Ci podnieść się z kolan, czego serdecznie Ci życzę :-)
 
     
sylwia1975
[Usunięty]

Wysłany: 2015-08-29, 18:07   

witaj mam na imie sylwia jestem zona alkocholika-przemocowca,nie mamy wplywu na drugiego czlowieka,chociaz tak nam sie wydaje :oops: ,jezeli cos lub ktos bylo twoje do ciebie wroci jezeli nie-nigdy nie bylo twoje.ja kiedys nie bylam gotowa na tego typu tekst teraz jestem,ja jestem w rozwodzie zmezem i mamy dosyc dobry kontakt-seperacja mnieszkam za granica nie byla mozliwa ze wzgledow logistycznych-gdyby byla napewno bym te forme wybrala.Boze uzycz mi pogody ducha abym sie godzil czego zmienic nie moge,odwagi abym zmienial to co moge zmienic i madrosci abym odroznial jedno od drugiego
 
     
Maj.reg
[Usunięty]

Wysłany: 2015-08-30, 08:48   

Kochane,
dziękuje za słowa otuchy.
Kenya , masz rację w każdym wymiarze, mogę powiedzieć, że to słynne zajmij się sobą słyszę od kilku lat od męża. No i po części zajęłam się sobą, angielski, bieganie itp.
I co? Okazuje się , że to nie zmieniło niczego , a oddaliło nas od siebie.

Próbuję sobie to wszystko poukładać, próbuje z cierpliwością z nim rozmawiać. Jego agresja i niechęć w stosunku do mnie okalecza.
Ból jest tym większy , że poznaliśmy się w nietypowy sposób, przez 3 lata była to jedynie korespondencja. Listy, poznaliśmy się od podszewki i teraz gdy wiem , że podobne słowa ciepła i czułość jest kierowana do kogoś innego nie umiem tego ogarnąć...

W ostatniej rozmowie stwierdził , że nie wyobraża sobie, żebyśmy do siebie wrócili.. Zwróciłam mu uwagę, że zajęłam się sobą , bo myślałam , że tego oczekuje, an co stwierdził , że niczego ode mnie nie chce.. :cry:

Wychodzi na to,że zapewniłam mu komfort relacji z kimś innym , bo nie zadawałam pytań , zajęłam się pracą , synem, domem...
Wyśmiał mnie , gdy wspomniałam o sakramencie małżeństwa.. Powiedział też , że może ciężej jest mi to zrozumieć, ale to co się dzieje między nami nie jest związane z tym , że ma kogoś , czy też nie ma..
A jednak mam wrażenie, że fakt , że jest ktoś, ma podstawowe znaczenie, a on próbuje zrzucić odpowiedzialność tylko na mnie..

Jak mam złapać równowagę, gdy widzę że dąży do tego, aby utrzymać ten stan rzeczy tj. żyć obok mnie i równocześnie być zaangażowany w tą relację/związek nie wiem jak to nazwać z tą kobietą? Wydaje mi się to nieludzkie z jego strony, przecież tak nie można żyć..

To powolna śmierć wszystkiego..

Helena
 
     
zenia1780
[Usunięty]

Wysłany: 2015-08-30, 10:12   

Maj.reg napisał/a:
Nie umiem jeszcze otworzyć się przed ludźmi w realu z tym problemem...nie wiem czy będę gotowa kiedykolwiek bo unikam ich raczej...


Maj.reg, ale bedac na spotkaniu wcale nie musisz nic mowic o sobi. Sama już obecnosć wsród ludzi, którzy przeżywaja to samo, obserwowanie jak sobie z tym radza, jak pracuja nad soba, bardzo pomaga i daje wskazówki dla nas samych. Nikt nie bedzie od Ciebie wymagał tam otwarcia sie , zrobisz to jesli i kiedy bedziesz gotowa...
 
     
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2015-08-30, 10:55   

Maj.reg napisał/a:
Nie umiem jeszcze otworzyć się przed ludźmi w realu z tym problemem...nie wiem czy będę gotowa kiedykolwiek bo unikam ich raczej...


To Twoje unikanie ludzi i brak gotowości by otworzyć się przed ludźmi dotyczy wszystkich?

Chcesz powiedzieć, że w ogóle nie miewasz żadnych bliższych relacji z innymi a jedyną relacją nad której brakiem ubolewasz jest pragnienie poprawnej relacji z mężem?
Czy nikt, poza tym forum, nie wie o Twoich problemach małżeńskich?
Czy dobrze rozumiem?
 
     
Maj.reg
[Usunięty]

Wysłany: 2015-08-30, 12:15   

Kenya,

odpowiadając na Twoje pytanie:

"Chcesz powiedzieć, że w ogóle nie miewasz żadnych bliższych relacji z innymi a jedyną relacją nad której brakiem ubolewasz jest pragnienie poprawnej relacji z mężem?"

Nie wiem co masz na myśli mówiąc :żadnych bliższych relacji z innymi.
Powiem tak wykonuję pracę, w której poznaję co kilka miesięcy masę młodych ludzi, mam koleżanki w pracy, ale bardzo niewiele mówię o swoim życiu...
Jestem introwertyczką, osobą wyciszoną, kiedyś bardzo nieśmiałą , ale teraz potrafiącą ku swojemu zaskoczeniu już nie uciekać przed ludźmi .

Natomiast faktem jest , że uciekam od bliższej relacji, wystarczają miłe powierzchowne pogadanki, praca, obowiązki zawsze były na planie pierwszym...

Nigdy nie chciałam obciążać swoimi problemami innych, nie znoszę tego , natomiast bywam powierniczką dla innych..

Post na tym forum był pierwszym krokiem do zmierzenia się z problemem...
Wczoraj postanowiłam porozmawiać z teściową, z racji tego , że jest to jedyna bliska osoba tutaj i nie chciałam żeby widząc jak wyglądam( nie śpię,nie dojadam i to widać niestety)nie zaczęła się martwić.

Helena
 
     
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2015-08-30, 14:46   

Maj.reg napisał/a:
5 lat temu pierwszy raz odkryłam, że z kimś spotkał podczas mojej nieobecności.

Heleno,
zakładając, że początek nielojalności Twojego męża wobec Ciebie rozpoczął się 5 lat temu, choć mogło to mieć miejsce już znacznie wcześniej, to zadaję sobie pytanie jak to możlliwe, że nikt Tobie bliski nie wiedział o tym.
5 długich lat to nie 5 mięsięcy.
Jest ogromna różnica między peplaniem wokół o swoich rodzinnych problemach a zwróceniem się po wsparcie do kogoś bliskiego, komu ufamy, komu dobro nasze i naszej rodziny leży na sercu i kto odznacza się roztropnością a także doświadczeniem.

Nawet sam fakt tzw. wygadania się jest cenny. Służy zrzuceniu z siebie emocji które nas wypełniają a które nie mogą znaleźć upustu, gdyż wciąż mimo oczywistych sygnałów, że jest źle, pracujemy nad zewnętrznym wizerunkiem rodziny a także naszym wizerunkiem osoby "sukcesu".
Tzn. zachowujemy tzw. pozory, które z faktycznym stanem nic wspólnego nie mają a ich zachowanie obciąża naszą psychikę czasem bardziej niż to co się faktycznie dzieje.

Ile osób bliskich Wam, żyjących wokół Was do dnia dziesiejszego jest przekonanych że wizerunek który im sprzedajecie ( ty wespół z mężem) jest prawdziwy?
Może oburzy Cię to co piszę bo poczujesz strach przed ewentualnym wydaniem się skrupulatnie pielęgnowanej tajemnicy, która służy do podtrzymywania iluzji...lecz faktem jest że Ty Heleno jesteś główną aktorką w tym spektaklu w którym mąż Cię zatrudnił a Ty z jakichś wzlędów uznałaś, że to Twoja rola życia.....w obawie, że innej już nie dostaniesz.
W pewnym sensie stwarzasz mężowi komfort robienia tego co robi, nie dlatego że zajmujesz się sobą jak sugerujesz, ale przede wszystkim dlatego, że bierzesz wespół z mężem udział w budowaniu iluzji, że tworzycie zdrową relację.
Nie wiem na ile mąż jest zainteresowany utrzymywaniem tego stanu, czyli trwania w hipokryzji, nakrócej rzecz ujmując, ale Ty na pewno nie musisz tego robić.

Jeśli utrzymujesz stan faktyczny w tajemnicy przez 5 długich lat to niestety ta postawa nie wynika tylko z introwertycznej osobowości oraz niechęci by zajmować innych swoimi sprawami, inaczej musiałbyś już dawno zechcieć zrzucić to z siebie, lecz głównie służy temu, żeby podtrzymać w oczach innych wizerunek prawidłowo funkcjonującej rodziny.

Taka postawa jest wyjątkowo obciążająca, bo po pierwsze nie ma nic wspólnego z prawdą a po drugie
wymaga angażowania ogromu energii, która to energia mogłaby być spożytkowana w słuszniejszym celu niż utajnienie stanu faktycznego. :-)

Odnśnie teściowej. Czy powiedziałaś jej całą prawdę na wiadomy temat?
I jaka była reakcja teściowej na poczyniania jej syna?
 
     
Stokrotka10101
[Usunięty]

Wysłany: 2015-08-30, 15:49   

Cytat:

Kenya , masz rację w każdym wymiarze, mogę powiedzieć, że to słynne zajmij się sobą słyszę od kilku lat od męża. No i po części zajęłam się sobą, angielski, bieganie itp.
I co? Okazuje się , że to nie zmieniło niczego , a oddaliło nas od siebie.


Bo to nie zmieni. Nikt się nie najadł głaskaniem siebie po brzuchu. Potrzebujesz relacji. szukaj ich. Szukaj innych ludzi i prawdziwego kontaktu. Nawet jeśli ta relacja z Twojej strony byłaby zwykłym siedzeniem obok i niczym więcej.
 
     
Bety
[Usunięty]

Wysłany: 2015-08-30, 16:55   

witaj Helena,

hasło: zajmij się sobą oznacza nie tylko sport, angielski lub nowe znajomości (choć to też), ale również (a może przede wszystkim) rozwój i postęp duchowy i emocjonalny.

Chodzi o to, że zamiast zmieniać męża, spróbuj rozwijać się sama i w ten sposób wpłyniesz na zmianę siebie i swoich zachowań.
Może w wyniku działań "zajmij się sobą" będziesz wiedziała, co robic i reagować w przypadku zaburzonych zachowań męża.

Myślę, że zajmowanie się sobą w wymiarze zewnętrznym jest oczywiście bardzo dobre, ale to nie wystarczy. Daje Ci poczucie jeszcze większego oddalenia od męża- Wasze drogi się rozchodzą, on idzie w swoją stronę, Ty w swoją.

Rozwój duchowy pozwoli Ci zrozumieć pewne zjawiska, wyjaśni, dlaczego tak się dzieje, a to prowadzi do wyciszenia emocji i podjęcia świadomie ewentualnych działań .
 
     
Bety
[Usunięty]

Wysłany: 2015-08-30, 16:58   

mąż prawdopodobnie dlatego odsyła Cię do "zajmij się sobą", żebyś nie dowiedziała się, co on tak naprawdę robi, żebyś zostawiła go w spokoju, aby mógł oddawać się swoim "aktywnościom"

jakie one są, to Ty już widzisz, pytanie: co dalej z tą wiedzą robić
 
     
Maj.reg
[Usunięty]

Wysłany: 2015-08-30, 17:17   

Kenya,

"...jak to możlliwe, że nikt Tobie bliski nie wiedział o tym...." to smutne , ale wiedziała tylko teściowa, wówczas gdy powiedziałam o tym co się dzieje, stwierdziła, że mu przejdzie i żeby pamiętać o synu...

równocześnie nałożyły się na to moje problemy w pracy...w konsekwencji szarpałam się sama ufając , że jednak to wszytko minie, że przecież mąż mnie kocha, że o naiwności nie skrzywdzi mnie...pamiętam, jak mówiłam mu o zdradzie emocjonalnej, wyśmiał mnie...

teraz zaś coraz mocniej do mnie dociera, że może już nie być powrotu do siebie, oddalił się na tyle, że relacje z inną kobietą są ważniejsze na tyle, że jest w stanie kłamać prosto w twarz , o czym tak dobitnie przekonałam się w tym tygodniu...

wiem , że jestem żałosna , zadaję sobie pytanie , czy jeszcze go kocham i ...nie wiem. Dominuje bardziej lęk , że go nie będzie....choć tak naprawdę to już ktoś bardzo daleki..


"Nie wiem na ile mąż jest zainteresowany utrzymywaniem tego stanu, czyli trwania w hipokryzji, najkrócej rzecz ujmując, ale Ty na pewno nie musisz tego robić"

A co mogę zrobić? wiele razy mu o tym mówiłam...nie rozumiem, sam mówi , że jest cynikiem...czasami mnie przeraża , jak jest silny widząc jak cierpię..wręcz robi mi wyrzuty z tego powodu mówiąc, czy myślisz, że miło jest widzieć cię wiecznie smutną, płaczącą ..

Chyba to nie jest tak ,żeby "... podtrzymać w oczach innych wizerunek prawidłowo funkcjonującej rodziny" dopiero teraz sobie uświadomiłam, że spotyka się z kimś, wcześniej myślałam , że to nie dzieje się w realu...

Jeden incydent w 2010, a w ten poniedziałek zobaczyłam zdjęcia z 2012 roku...
To jest to co wiem, ale czy wszystko...

Faktem jest , że nie ma już skrupułów, aby ukrywać coraz większą część swojego życia ...
sytuacja bez wyjścia...
zawsze bałam się odrzucenia...być może mój lęk sprawił, że reagowałam z przesadą...

"Odnośnie teściowej. Czy powiedziałaś jej całą prawdę na wiadomy temat?
I jaka była reakcja teściowej na poczynania jej syna?"

Powiedziałam teściowej, bo widziałam jak do nas przyszła, że nie wie co się dzieje.
Nie chciałam jej martwić. W czasie rozmowy przyznała, że myślała, że jestem chora, albo, że się pokłóciliśmy.

Na wieść o tym co się dzieje, była załamana, stwierdziła, że wychowała egoistę,i że za dużo wzięłam na siebie, że dbałam za bardzo i stworzyłam mu komfortowe życie...

Helena
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group



Grupa Wsparcia "Samarytanka" >>












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.



W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8