Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
jestem załamany
Autor Wiadomość
rafalj
[Usunięty]

Wysłany: 2015-08-17, 19:42   jestem załamany

Witam. U mnie rzecz się przedstawia tak. Jesteśmy 8 lat małżeństwem, różnie bywało, częściej dobrze, choć sprzeczki i ciche dni zdarzyły się nie raz. Ja jestem raczej spokojny, choć bywam impulsywny, żona jest bardzo spokojna i z natury skryta.

W tym roku jedziemy po równi pochyłej. Żona dąży do rozstania albo przynajmniej do separacji bądź życia obok siebie i mijania się na odległość. Próbowałem walczyć o zatrzymanie jej. Nie szczędziłem wysiłków, które przyniosły nawet krótkotrwałą poprawę.

Ostatnio jednak i mnie opuszczają siły, z w miarę normalnego faceta zamieniłem się z wolna w trzęsącą się galaretę, robię mnóstwo głupstw, naciskam na żonę o jasne wyłożenie przyczyn, co ją jeszcze bardziej oddala, sam nie mogę nic robić na swoim poletku, zdrowie mi zaczyna szwankować, a dzisiaj będąc sam na strychu miałem naprawdę czarne myśli.

Powody żony są mniej więcej takie. Chce się ode mnie wyzwolić, gdyż ją nazbyt ograniczam. W czym mianowicie? Ano w wielu rzeczach, choć podania konkretnych przykładów unika. Ograniczam i męczę. Zwłaszcza teraz wchodzę jej na głowę, co niniejszym mogę potwierdzić, tyle tylko że co mam robić - puścić, niech odejdzie? Miotam się, więc nazywa mnie chwiejnym i zmiennym. Mówi że mnie nie kocha albo "chyba kocha", nie ufa mi, ufa za to swojej pani psycholog, z którą raz przez chwilę rozmawiałem i która wydała mi się odrażającą osobą.

Chce zająć się teraz sobą i tylko sobą. Siebie stawia na pierwszym miejscu. Pragnie odnaleźć swoje prawdziwe powołania, których przy moim boku nie jest w stanie z siebie wyzwolić. Chce jakoś poukładać swoje życie, a ja tutaj nie mam nic do gadania, wręcz jestem zbędny, a nawet przeszkadzam. To ja jestem główną zawadą, blokującą jej rozwój. Fakt, mogłem być lepszy, i mówię jej, że mogę się zmienić, czego już raz dałem dowód, ale zacięła się tak, że nie dam rady nic wskórać.

Przede wszystkim muszę się jakoś sobą zająć, bo widzę, że jak tak dalej pójdzie, a pójdzie, to albo zwariuję, albo z sobą skończę. Kilka dni temu u nas na wsi jechało pogotowie z policją do naszego sąsiada, którego żona także opuściła, i ludzie truchleli ze strachu: jak nic Grześ się powiesił. Bo takie rzeczy rozumieją się same przez się. Na szczęście nic złego się nie wydarzyło. Ja muszę uniknąć takiego stanu, bo jestem uczuciowy i impulsywny i ze zmaltretowanym sercem gotów jestem na różne numery.

Modlitwa i chodzenie do kościoła na mnie słabo działają. Byłem już u spowiedzi, u komunii i Pan Bóg raczej nie zainteresował się moim przypadkiem. Psychologia też chyba na mnie nie podziała, choć rozważam w rozpaczy i taki krok, by pójść do psychologa.

Żona mówi, że od początku się przy mnie dusiła. Jakoś nie mogę tego potwierdzić, zbudowaliśmy bowiem całkiem udaną rodzinę: ładne mieszkanie i dwójka dzieci, a pracowaliśmy na trudnym materiale, bo syn dawał nam mocno w kość.

Na mój zarzut, że żona nie mówi mi nic miłego, tylko same niemiłe, wręcz przerażające rzeczy, wciąż wyciąga moje wady, pastwi się nade mną w pamiętnikach i opisuje mnie w internecie jako nieomal zwyrodnialca, odpowiedziała że tak musi, inaczej powróciłaby na stare tory, czyli wpadłaby znów w moje sidła, gdyby tylko okazała mi odrobinę serdeczności.

Niewiele z tego pojmuję, gdyż sideł żadnych nie stosowałem, nie licząc tych, którymi obecnie staram się ją bezskutecznie skłonić do powrotu do mnie. Matką jest dobrą i o dzieci dba, deklaruje również, że nie opuściłaby ich - to przynajmniej jest pocieszające.

Współżycia nie ma wcale od miesięcy i nie mam co marzyć o tym, gdybyśmy nawet byli razem. Powiedziała: nie, i nie będzie. Ale do tego zdążyłem z bólem przywyknąć, mimo że jestem raczej człowiekiem zmysłów niż myśli i miłość fizyczna jest dla mnie najlepszym narzędziem do okazywania miłości w ogóle. Żona jest bardzo piękna i pociągająca, co jest tutaj okolicznością raczej niekorzystną...

Podpowiedzcie jak się wyzwolić z takiej matni. Walczyć dalej nie mogę, bo w tym stanie ducha każdy mój krok to krok pijanego i przynosi tylko coraz większe straty. Zresztą nie mam już sił, a żona jasno mi daje odczuć, żebym zszedł jej z oczu. Czuję również, że wycofanie moje będzie się równało natychmiastowemu końcowi naszego małżeństwa.

Nie potrafię zaakceptować prostej przecież rzeczy, że mianowicie wszystko się kiedyś kończy, kończy się więc także małżeństwo. Stosowałem wobec żony argumenty poniżej pasa: wypominałem jej przysięgę małżeńską. Ale nie chcę już argumentów, zabiegów, próśb, zazdrości, czekania, i kolejnych załamań, nie chcę, tym bardziej że to pogarsza sprawę. Chcę się wyzwolić, ratować. Ratować także swoje życie. Bo żony nie skłoni już żadna moc do powrotu do mnie i muszę to uznać.

Na koniec słowo o wspomnianej pani psycholog. Była u niej parę razy i ostatnim razem przyszła bardzo smutna, nie chciała nic mówić, tylko że później mi powie. Od tygodni było między nami bardzo dobrze. Gdy rano wychodziła na spotkanie, była szczęśliwa i radosna, wróciła zaś jak z krzyża zdjęta. Mianowicie pani psycholog wręcz zażądała od niej, abym się wyprowadził. Taki warunek postawiła, jeżeli jej terapia ma mieć sens. Jak wyśledziłem z tajnych zapisków żony, obawiała się ona z góry takiego postawienia sprawy, szła więc na to feralne spotkanie z drżeniem serca. Spotkanie potwierdziło jej obawy i przekazała mi to grobowym głosem, że pani psycholog powiedziała jej, że jeżeli jej terapia ma przynieść efekty dla niej, to powinienem się wyprowadzić, zostawić mój dom, moje dzieci, wszystko i zniknąć na ROK. Gdyż jestem przeszkodą, utrudniającą taką terapię.

Prawie się rozpłakałem, wziąłem parę szmat i w amoku przenocowałem w hotelu. Gdy następnego dnia wróciłem, pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to zniknięcie ze ścian naszych pamiątek ze ślubu: żona je wyrzuciła. Wiem także, iż rozważała zmianę zamków, gdybym się upierał przy powrocie do domu. Czułem się jak bohater 997.

Wtedy to pojechałem do tej pani i zostałem przywitany nieomal wyzwiskami i wypędzony z podwórza, gdzie ujadały psy, nie dając mi przystąpić bliżej niż na 10 metrów. A tylko grzecznie zapytałem, złamanym głosem, że niepokoję się o żonę i co się z nią dzieje.

Zaproponowałem potem żonie, by poszła do innego psychologa. Umówiłem się także na spotkanie z dobrym psychologiem i poszedłem z nią. Po wizycie żona powiedziała tej psycholog, że dalsze spotkania nie mają sensu i że tylko tamta pani wchodzi w grę. Kiedy w przystępie rozpaczy zapytałem, czy gdyby miała wybór: ja mam zniknąć z jej życia lub możliwość powrotu do swej psycholog, z zimnym uśmiechem odparła, że nawet sekundy by się nie zastanawiała - pani psycholog. Czuła bowiem że jestem bardzo niechętny tej kobiecie i na jakiś czas wymogłem zerwanie terapii.

Co o tym myślicie? Moja rodzina uważa po rozmowie z żoną, że dziwnie się zachowuje i że coś jej dolega. Wszyscy się niepokoją. Mnie ani nikomu oprócz swojej pani przewodniczki nie da sobie pomóc. Mówi, że otwarła się przed nią łatwa, prosta droga do wyjścia z jej problemów. Jakoś się obawiam takich dróg. Mnie samemu powiada, że nie jestem gotów na usłyszenie prawdy i nas.

Boję się, jestem załamany, o niczym innym nie potrafię myśleć.
 
     
Dorota 6
[Usunięty]

Wysłany: 2015-08-17, 20:16   

rafalj,
smutne to co piszesz, rozumiem Ciebie doskonale w jakim jesteś stanie. Nie wiem, co się tam u Was podziało, że żona tak Cię poniża. Moim zdaniem powinieneś odejść, jeśli możesz. Może żona beż Ciebie dopiero zobaczy co traci. Czasami właśnie taka rozłąka, ten przysłowiowy kryzys może przynieść paradoksalnie cos dobrego. Mój mąż odszedł ode mnie, ale dopiero będąc samą zobaczyłam prawdziwą siebie, ze swoimi wadami, błędami. Dopiero teraz wiem, co muszę naprawić. Jesteś na początku drogi, ale może warto pozwolić jej odejść. Może każdy z Was z innej perspektywy to wszystko zobaczy.
rafalj napisał/a:
Modlitwa i chodzenie do kościoła na mnie słabo działają. Byłem już u spowiedzi, u komunii i Pan Bóg raczej nie zainteresował się moim przypadkiem.

Tutaj się mylisz, Bóg na pewno zainteresował się Twoim przypadkiem, módl się, miej więcej wiary.
 
     
twardy
[Usunięty]

Wysłany: 2015-08-17, 20:33   

Witaj rafalj na forum.
Rozumiem co przechodzisz, bo sam kiedyś to samo przechodziłem.
Wiem, że jest Ci ciężko, że cały Twój świat Ci się zawalił.
Mnie pomogło na początku naszego kryzysu małżeńskiego zbliżenie się do Boga, ale takie prawdziwe.
Co mam na myśli? Poświęć trochę czasu i poczytaj to forum, ale tak dłużej i nie kilka razy, ale na razie na stałe. Znajdziesz tu wiele przydatnych informacji, linków do nagrań konferencji, rekolekcji, ciekawych książek.
Przed Tobą sporo pracy - pracy nad sobą. Tylko pracując nad sobą, zmieniając siebie, masz szansę na uratowanie swojego małżeństwa.
Na żonę jak już chyba widzisz, nie masz wpływu. Przestań więc wpływać na nią i zajmij się sobą.

Zacznij może tutaj:

http://www.kryzys.org/viewforum.php?f=3

http://sychar-rekolekcje.blogspot.com/

https://www.youtube.com/user/sycharpl

Pisałeś, że myślisz o pójściu do psychologa.
Widzisz, żona poszła i pracuje nad sobą, więc nie zastanawiaj się tylko idź i Ty.

Jesienią rusza tu na forum program 12 kroków, które polecam.
Więcej o krokach tutaj: http://sychar.org/sycharowskie-warsztaty/

Pisząc na forum pamiętaj, że do forum ma dostęp każdy kto chce. Radzę Ci więc, abyś nie podawał takich danych o sobie, rodzinie, znajomych, po których ktoś mógłby Cię zidentyfikować.
To tak dla bezpieczeństwa nie tylko Twojego czy żony, ale również rodziny i innych znajomych, o których ewentualnie byś napisał.

Nie odnoszę się specjalnie do tematów jakie poruszyłeś w swoim poście, bo jest ich tyle, że po trochu różni inni użytkownicy forum odniosą się do Twoich słów.
 
     
Drabinka
[Usunięty]

Wysłany: 2015-08-18, 15:44   

Rafale, masz moją modlitwę. Na pewno jest coś w tym, że masz powód, by niepokoić się o żonę. Część twojej historii to tak, jakbym swoją czytała. U nas nie ma jedynie wrogości, jest zimna obojętność, ale z obu stron.

Jedno, co mogę Ci doradzić jako kobieta, która stoi na skraju, która wartościuje swoje życie i chce "oddechu", daj jej ten oddech. Zapewniam - łaszenie się, naleganie, nakłanianie jedynie Cię od niej oddalą. Odsuń się od niej fizycznie, nawet słownie. Bądź tylko czujny, bo możliwe, że tamta kobieta wyprała jej mózg. Sprawdzałeś ją w internecie? Co o niej wiadomo?

Nie poradzisz nic wypominaniem, przypominaniem przysiegi, obietnic. Jedyne, co może dzialać jak kropla, co drązy skałę, to Twoja daleka obecność, wierność, wytrwałość i ochrona. To trudne, poświęcające, ale skoro kochasz żonę, ratuj ją. Nawet jeśli musiałbyś stać daleko od niej.

Ale pod żadnym pozorem nie wyprowadzaj się z domu i dzieci. Nie płacz, nie okazuj słabości przy niej. Wyżalaj się nam, bądź opanowany, warto to przećwiczyć. Musisz być silny.

Trzymaj się, wspomnę w modlitwie.
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2015-08-18, 16:40   

rafalj napisał/a:
Zaproponowałem potem żonie, by poszła do innego psychologa. Umówiłem się także na spotkanie z dobrym psychologiem i poszedłem z nią. Po wizycie żona powiedziała tej psycholog, że dalsze spotkania nie mają sensu i że tylko tamta pani wchodzi w grę. Kiedy w przystępie rozpaczy zapytałem, czy gdyby miała wybór: ja mam zniknąć z jej życia lub możliwość powrotu do swej psycholog, z zimnym uśmiechem odparła, że nawet sekundy by się nie zastanawiała - pani psycholog.


Witaj,
to co opisales pachnie uzaleznieniem zony od terapeuty lub terapii, a scislej mowiac zachowan zblizonych do zafascynowania sie guru czy jakims systemem pseudopsychologicznym., pseudoreligijnym lub magia. Na moj nos to osoba bardzo sprytnie manipulujaca Twoja zona.

rafalj napisał/a:

Wtedy to pojechałem do tej pani i zostałem przywitany nieomal wyzwiskami i wypędzony z podwórza, gdzie ujadały psy, nie dając mi przystąpić bliżej niż na 10 metrów. A tylko grzecznie zapytałem, złamanym głosem, że niepokoję się o żonę i co się z nią dzieje.


To mi tez nie wyglada na zachowanie terapeutki tylko naganiacza do sekty , osobe bojaca sie jakiegos zdemaskowania zwlaszcza, ze napisales:

rafalj napisał/a:
Moja rodzina uważa po rozmowie z żoną, że dziwnie się zachowuje i że coś jej dolega. Wszyscy się niepokoją. Mnie ani nikomu oprócz swojej pani przewodniczki nie da sobie pomóc. Mówi, że otwarła się przed nią łatwa, prosta droga do wyjścia z jej problemów. Jakoś się obawiam takich dróg. Mnie samemu powiada, że nie jestem gotów na usłyszenie prawdy i nas.


Jesli Twoja zona jest pod takim wplywem tej osoby to zostaje ci:
-kontakt z osobami zajmujacymi sie uzaleznieniami od guru i sekt - http://www.psychomanipula...sy-osrodkow.htm
-sprawdzenie statusu tej terapeutki-czy dziala legalnie i na co ma zezwolenie
-rozejzyj sie czy nie trafisz na jej temat czegos w necie- jakies wpisy pacjetow, reklamy, blogi, facebook, twitter itd.
- z zona rozmawiaj spokojnie staraj sie pozyskiwac od niej jak najwiecej info o terapeutce i terapii, ale nie nachalnie bo sie zamknie w sobie i utrudni zdobycie niezbednej wiedzy.
- nie ulegaj presjom zony i cokolwiek by robila i mowila badz spokojny, nie okazuj gwaltownych emocji, zeby otoczenie widzialo i ona tez , ze dzialasz racjonalnie.
 
     
rafalj
[Usunięty]

Wysłany: 2015-08-18, 17:18   

Dziękuję Kinga, też mi ta terapeutka się bardzo nie podoba, ale jest zarejestrowana, tzn urzędowa, choć żadnych, ale to nawet jednej opinii o niej nie ma.

Macie rację, by nie okazywać słabości, a to właśnie nieustannie robię. Za dużo już jej okazałem. Jesteśmy teraz osobno, choć rozmawiamy, a dzisiaj żona jakby dała mi nadzieję, co mnie w jednej sekundzie postawiło na nogi: od razu wróciłem myślą do książek, do swoich projektów, jak na zawołanie zadzwonił telefon z ofertą dodatkowej pracy, myślę o studiach podyplomowych, naharowałem się fizycznie jak wół. Człowiek od razu odżywa.

Żona jak gdyby warunkuje swoją przychylność od tego, jak będę sobie radził sam, w sytuacji porzucenia. Tzn jeśli sobie poradzę, to będzie oznaczało, że nie musi mnie porzucać. Ale machina duchowa jest ociężała. Jeśli poprzestawiam wektory, potoczę się w innym kierunku. A żonę kocham, nie chcę jej tracić, jest bardzo wartościową osobą, choć pogubiła się kompletnie, a ja ją jeszcze dobijam swoją hiper-histerią.
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2015-08-18, 17:34   

rafalj napisał/a:
ta terapeutka się bardzo nie podoba, ale jest zarejestrowana, tzn urzędowa, choć żadnych, ale to nawet jednej opinii o niej nie ma.

Czy ta terapeutka jest gdzies zrzeszona ? Prywatna praktyka czy jakas Lecznica, szpital ?
Szukaj dalej, jak dziala dluzej niz miesiac to w koncu jakos zdobywa pacjetow i ktos , gdzies o niej cos napisal, takie czasy :-)

Sposob prowadzenia terapii jest taki, ze zona zamiast zdrowiec i razem z tym uzdrawiac malzenstwo to uzaleznia swoje decyzje od twojej zdolnosci adaptacyjnej do porzucenia ? Toc to jakis szantaz, a nie zdrowienie :shock: To moze by sie sprawdzilo w sytuacji terapii dla meza bluszcza, ale z opisu mi nie wygladasz na taka osobe , moze wiec chodzi o to co nazwales hiperhisteria ?
 
     
rafalj
[Usunięty]

Wysłany: 2015-08-18, 20:49   

[quote="kinga2"]
rafalj napisał/a:

To moze by sie sprawdzilo w sytuacji terapii dla meza bluszcza, ale z opisu mi nie wygladasz na taka osobe , moze wiec chodzi o to co nazwales hiperhisteria ?


No i właśnie taki termin już padł pod moim adresem - że oplatam żonę niczym bluszcz. Nie wiedziałem nawet, że to jakaś kategoria medyczna. Nie mnie wyrokować na ten temat, ale o ile pamiętam, zawsze od lat żona miała do mnie pretensję o to, że uchylam się od podejmowania decyzji, że zbyt mało angażuję się w sprawy rodzinne, że zbyt dużo siedzę w książkach i że przez to bywam nieobecny.

To raczej żona była zbytnio zapatrzona we mnie i wyczytywała ze mnie wszystkie emocje, które ją obciążały. Według żony nie może ona przy mnie swobodnie żyć, gdyż jest ode mnie uzależniona, a z kolei obecnie, gdy niejako usiłuje się z tej klatki oswobodzić, role się odwróciły i to ja chcę ją zatrzymać.

No ale gdzie w tym wszystkim miłość, swoboda, radość z bycia razem - przecież tego u nas było bardzo dużo. Czy mi zależy na więzieniu żony? Ja chcę tylko spokoju i bycia razem. Bluszcz - jak rozumiem - oplata swoją ofiarę i pragnie wszystko o niej wiedzieć, wszystko kontrolować. Podczas gdy mnie nie bardzo nawet interesuje, co żona czyta, co ogląda czy dokąd chodzi, przynajmniej do momentu, gdy ze swojej wizyty przyniosła wiadomość o mojej wyprowadzce.

Żona uważa, że funkcjonujemy na zasadzie ofiara-agresor. I że nasze współuzależnienie ma korzenie w naszych rodzinach, w których było pijaństwo. U mnie była to jakaś uciążliwość, u niej była to tragedia. Czyta o tym książki i dochodzi do wniosku, że tylko odejście może przerwać ten stan napiętej zależności między nami.

Uważa, że nasze konflikty mają naturę cykliczną i że gdybyśmy się nawet pogodzili, nadejdzie wkrótce moment zapaści, tym bardziej że teraz mam do niej ogromny żal i pretensję za słowa, które padły, i czyny, które się wydarzyły w tej próbie zerwania. To dodatkowy bagaż i obciążenie, pogarszające jeszcze perspektywy na ewentualną wspólną przyszłość.

Nie mam zbytnich skłonności do analizowania wszystkiego. Żyję raczej spontanicznie i lubię swobodę. Wielu ludzi nazywało mnie "niefrasobliwym". Grzebanie się w takich teoriach to nie moja działka. Tym niemniej było u nas wiele konfliktów i możliwe, że wpadamy w jakiś schemat działania, nie umiemy na przykład łatwo przechodzić do porządku dziennego, kiedy już się poszarpiemy, a nawet nasze kłótnie często odbywają się jak gdyby głuchymi pomrukami zza ściany czy falami emocji, po czym trudno się było nam pozbierać i pogodzić.
 
     
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2015-08-18, 22:33   

Rafale,
jeśli w waszych rodzinach było pijaństwo, to z całą pewnością oboje macie w jakiś sposób zaburzone postrzeganie, to przekłada się na nieumiejętność w komunikacji, głównie w odbieraniu komunikatów bliskiej osoby.
Wystarczy jedna strona w małżeństwie z takim "defektem" a skutek jest opłakany, jeśli są dwie- trudno to ogranąć, bo niby które z Was miałby być tą stroną bardziej świadomą i zorientowaną na zmiany?
Póki co każde z Was zaspakaja swoje potrzeby (do końca siebie nie rozumiejąc), jednocześnie nie rozpoznając potrzeb drugiej osoby- to błędne koło.
Obawiam się Rafał, że bez profesjonalnej pomocy NIC nie da się zrobić.

Ponieważ żona podjęła jakieś kroki w tym kierunku (choć Ty deprecjonujesz ich jakość), to byłoby dobrze byś Ty także podjął takowe w swoim własnym interesie.
Bo póki co, Twoja ocena co do żoninej terapi może jest tylko Twoją bardzo subiektywną oceną.
Może wydawać Ci się jej terapia niewygodna i niesłuszna z tego powodu, że zaburzy istniejący porządek rzeczy (już tak się dzieje), czyli odgrywanie tzw."chorego cyklu (na co żona zwróciła uwagę). Bo jeśli ona odejdzie - to z kim będziesz ten cykl odrywał?
Nawet najbardziej destrukcyjne reakcje, które mają już rangę schematów mocno wpisujących się w wasze zachowania mogą wydawać Ci się bliskie / znane i godne podtrzymania, stąd strach przed ich utraceniem i deprecjonowanie wartości terapii którą właśnie żona odbywa.

Jedynym słusznym na tym etapie wyjściem jest podjęcie przez Ciebie pracy nad sobą i dla SIEBIE.
Kiedy poznasz siebie, łatwiej będzie Wam z żoną nawiązać kontakt oparty na zdrowych relacjach.
Zapragniecie natychmiast odrzucić reakcje oparte na od dawna powielanych schematach, które Was oboje męczą i prowadzą do coraz głębszej nieświadomości.
 
     
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2015-08-18, 22:43   

Rafale

Polecam Ci książkę:
ks dr hab. Grzegorz Polok, Rozwinąć skrzydła
http://www.rozwinacskrzydla.pl/

To między innymi o takich jak Ty i żona. Spróbuj przeczytać. Dostępna za darmo w internecie.
 
     
rafalj
[Usunięty]

Wysłany: 2015-08-18, 23:06   

Cytat:
Rafale

Polecam Ci książkę:
ks dr hab. Grzegorz Polok, Rozwinąć skrzydła
http://www.rozwinacskrzydla.pl/

To między innymi o takich jak Ty i żona. Spróbuj przeczytać. Dostępna za darmo w internecie.


Dziękuję, przeglądam tę książkę. Mam jednak opór przed patrzeniem na siebie jako na DDA czy coś takiego. Pisząc "o takich jak Ty" zagalopowałeś się trochę. Kilka cytatów z tej książki zupełnie do mnie nie pasuje, inne - trochę pasują. Każdy jest czasem zalękniony, każdy czasem potrzebuje akceptacji, każdy przechodzi chwile słabości.

Jeśli jak piszecie na stronie 40% ludzi to DDA, to jest to bardzo pojemna kategoria. Żona także określiła mnie jako DDA. Łatwo tak na kogoś powiedzieć, trudniej temu udowodnić potem, że się nie jest wielbłądem.
 
     
Jacek-sychar
[Usunięty]

Wysłany: 2015-08-18, 23:15   

Rafale

Chyba mam dzisiaj zły dzień. Co komuś napiszę, to się na mnie obraża.

Jest to książka o osobach z rodzin, w których były jakieś kłopoty (DDA, DDD, DDRR). Jeżeli napisałeś, że był pewien problem w Twoim domu, to spróbuj tą książkę nie przejrzeć, tylko przeczytać.
Jak zdajesz sobie sprawę, wiem tylko tyle o Tobie, ile sam napiszesz. Czy uważasz, że chciałem Cię obrazić? Jeżeli tak, to bardzo przepraszam, ale nawet nie przeszło mi to przez myśl. Kilku osobom już polecałem tę książkę i z reguły pisały, że bardzo im pomogła.

Nic nie staram się Ci udowadniać. Wydawało mi się tylko, że wskażę Ci możliwą drogę pomocy. Żebyś mógł lepiej poznać siebie i/lub swoją żonę. Czy z tego skorzystasz zależy tylko od Ciebie.
 
     
rafalj
[Usunięty]

Wysłany: 2015-08-18, 23:15   

kenya napisał/a:
Rafale,
jeśli w waszych rodzinach było pijaństwo, to z całą pewnością oboje macie w jakiś sposób zaburzone postrzeganie, to przekłada się na nieumiejętność w komunikacji, głównie w odbieraniu komunikatów bliskiej osoby.
Wystarczy jedna strona w małżeństwie z takim "defektem" a skutek jest opłakany, jeśli są dwie- trudno to ogranąć, bo niby które z Was miałby być tą stroną bardziej świadomą i zorientowaną na zmiany?
Póki co każde z Was zaspakaja swoje potrzeby (do końca siebie nie rozumiejąc), jednocześnie nie rozpoznając potrzeb drugiej osoby- to błędne koło.
Obawiam się Rafał, że bez profesjonalnej pomocy NIC nie da się zrobić.

Ponieważ żona podjęła jakieś kroki w tym kierunku (choć Ty deprecjonujesz ich jakość), to byłoby dobrze byś Ty także podjął takowe w swoim własnym interesie.
Bo póki co, Twoja ocena co do żoninej terapi może jest tylko Twoją bardzo subiektywną oceną.
Może wydawać Ci się jej terapia niewygodna i niesłuszna z tego powodu, że zaburzy istniejący porządek rzeczy (już tak się dzieje), czyli odgrywanie tzw."chorego cyklu (na co żona zwróciła uwagę). Bo jeśli ona odejdzie - to z kim będziesz ten cykl odrywał?
Nawet najbardziej destrukcyjne reakcje, które mają już rangę schematów mocno wpisujących się w wasze zachowania mogą wydawać Ci się bliskie / znane i godne podtrzymania, stąd strach przed ich utraceniem i deprecjonowanie wartości terapii którą właśnie żona odbywa.

Jedynym słusznym na tym etapie wyjściem jest podjęcie przez Ciebie pracy nad sobą i dla SIEBIE.
Kiedy poznasz siebie, łatwiej będzie Wam z żoną nawiązać kontakt oparty na zdrowych relacjach.
Zapragniecie natychmiast odrzucić reakcje oparte na od dawna powielanych schematach, które Was oboje męczą i prowadzą do coraz głębszej nieświadomości.


Twoje słowa to wypisz-wymaluj słowa żony. W moim otoczeniu i w moim pokoleniu prawie każdy miał w rodzinie pijaka. Są wśród nich ludzie bardzo otwarci i zamknięci, odważni i zalęknieni, śmiali i wstydliwi. Moja siostra także miała w rodzinie ojca popijającego, a jednak jest totalnie różna ode mnie. Jeśli do mnie pasują niektóre punkty DDA, to do niej - z pewnością żaden. Chyba że te, które pasują do wszystkich ludzi, bo takie też są.

Widzę, że niektórzy psychologowie, jak Tomasz Witkowski, odrzucają teorię DDA jako horoskopową. To znaczy jeżeli przedstawiamy charakterystykę DDA człowiekowi, którego rodzina w ogóle nie miała problemu alkoholowego, to on się zgadza z tym syndromem w takim samym stopniu jak osoby, w których rodzinach problem był.
 
     
rafalj
[Usunięty]

Wysłany: 2015-08-18, 23:22   

Jacku, bez przesady, ani mi przez myśl nie przyszło obrażać się czy ciebie, coś Ty!
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group



Grupa Wsparcia "Samarytanka" >>












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.



W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 4