Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2015-08-02, 17:43 Ja, moja żona i nieślubne dziecko
Witam,
Jestem tutaj nowy. Wszystkich serdecznie pozdrawiam. Chciałbym Wam się przedstawić na początku oraz przedstawić moją sytuację.
Mam na imię Jacek, żonę, z którą rozwiodłem się ponad dwa lata temu i razem z nią syna który skończy niedługo 21 lat.
Na przełomie kwietnia/maja tego roku postanowiłem wrócić do żony. W sumie to postanowienie dojrzewało we mnie spory czas. Wiele wątpliwości musiałem się pozbyć, wiele lęków zaakceptować zanim stało się to decyzją z którą poszedłem do żony, ale od maja usilnie o nią zabiegam.
W październiku zeszłego roku dowiedziałem się, że będę miał dziecku z inną kobietą. To dziecko z informacji, które posiadam urodziło się prawie trzy tygodnie temu. Niestety nie jestem pewny tych informacji ponieważ nie ufam jego matce(?) i nie mam żadnych twardych dowodów. Na moje prośby o jakiekolwiek konkretne informacje (jak data urodzenia) otrzymuję odmowę. Do skomplikowana sytuacja, której sam do końca nie rozumiem i nie jestem pewny.
Chcę tę całą sytuację uporządkować. Całość oczywiście zajmie mi co najmniej kilka lat (tak mi się wydaje).
Jednak już teraz chciałbym uporządkować stan prawny w relacji z dzieckiem i jego matką. Chcę wiedzieć czy to dziecko w ogóle jest, czy jest moje, a jeśli tak to być formalnie jego ojcem, płacić alimenty, a także włączyć się jakoś w jego wychowanie. To oczywiście zależy mocno od tego jak będzie postępować odbudowywanie mojego małżeństwa, ponowne nabieranie zaufania między mną i żoną itd. Ale jestem tu dobrej myśli, żona wie oczywiście o całej sytuacji i nie odrzuciła mnie (choć decyzji czy chce być znowu ze mną też jeszcze nie podjęła).
Matka dziecka nie chce mi udzielić żadnych informacji konkretnych, mam z nią kontakt tylko przez telefon. Twierdzi także, że jest mężczyzna, który chce z nią być i dać nazwisko dziecku i że to jej decyzja będzie czy ja w ogóle to dziecko kiedykolwiek zobaczę.
To na czym mi bardzo teraz zależy to oprócz tego co pisałem wcześniej poznanie mojej sytuacji od strony prawnej. Nie ufam matce dziecka i chcę wziąć sprawy w swoje ręce, ale nie bardzo wiem jak się do tego zabrać.
Możecie coś poradzić?
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2015-08-02, 18:44
jacek12k,
Witaj na forum.
Dylematy prawne wzgledem dziecka, o ktorym nawet nie wiesz czy jest Twoje raczej bym sobie odpuscila i skupila sie nad odbudowa relacji z zona.
Z tego co piszesz jakos nie wynika dlaczego nie ufasz potencjalnej matce "swojego" dziecka i wogole to jakos niejasno opisales. Skoro dziecko sie urodzilo, a Ty do ojcostwa nie jestes zapraszany to sie nie angazuj dopoki nie bedziesz mial 100 % pewnosci, ze jestes tym ojcem, zwlaszcza ze nie wiaze ta kobieta z Toba w przyszlosci wychowania tegoz dziecka. Sam napisales, ze informacje niepewne wiec sie na nich nie skupiaj tylko zajmij tym co realnie wiesz, czyli malzonka.
jacek12k napisał/a:
Na przełomie kwietnia/maja tego roku postanowiłem wrócić do żony.
Bez wzgledu na to jak potocza sie inne sprwy to ta relacja z zona bedzie najwazniejsza relacja miedzyludzka Twojego zycia i w niej i na niej bedziesz budowac inne sprawy, a wiec poukladaj sobie priorytety.
Tu na forum staramy sie budowac nasze i malzenskie zycie na stawianiu Boga w centrum naszego zycia, dajemy Mu we wszystkim pierwszenstwo i dlatego wszystkie relacje miedzyludzkie zawsze sa po relacji malzenskiej
Bog, malzonkowie, dzieci, rodzice i tesciowie, reszta swiata. Jak tego sie przestrzega to wiele, bardzo wiele spraw uklada sie niejako samych i w dobrym kierunku.
Skoro zona jest na etapie decyzyjnym co do waszego dalszego pozycia to ten wlasnie czas poswiec Jej i sobie, a sprawa dziecka sama sie wyklaruje, niczego nie rob na sile, bo popsujesz wiecej niz uporzadkujesz.
jacek12k [Usunięty]
Wysłany: 2015-08-02, 19:29
Dziękuję za odpowiedź :)
kinga2 napisał/a:
Dylematy prawne wzgledem dziecka, o ktorym nawet nie wiesz czy jest Twoje raczej bym sobie odpuscila i skupila sie nad odbudowa relacji z zona.
To właśnie jest element budowania relacji z żoną. Wiem, że także jej bardzo zależy żeby wiedzieć jaki jest stan faktyczny. Mocno mnie namawiała żebym koniecznie coś zrobił i się dowiedział czy jestem ojcem dziecka czy nie. Także we mnie ta niepewność powoduje napięcia, które nie pomagają budować relacji z Martą.
kinga2 napisał/a:
Z tego co piszesz jakos nie wynika dlaczego nie ufasz potencjalnej matce "swojego" dziecka i wogole to jakos niejasno opisales.
Bo to długa historia i sporo pisania by było, a mój post i tak już długi się zrobił. Na pewno w innych postach historię wyjaśnię.
kinga2 napisał/a:
Skoro dziecko sie urodzilo, a Ty do ojcostwa nie jestes zapraszany to sie nie angazuj dopoki nie bedziesz mial 100 % pewnosci, ze jestes tym ojcem, zwlaszcza ze nie wiaze ta kobieta z Toba w przyszlosci wychowania tegoz dziecka.
No właśnie chcę tę pewność uzyskać, mam silne podstawy myśleć, że jeśli sam jej nie uzyskam to będę żył w niepewności do końca życia, a tego zdecydowanie nie chcę. I moja żona też nie.
Dlatego właśnie zamierzam coś zrobić. Jedyne co mi do głowy przychodzi to wniesienie sprawy do sądu o ustalenie ojcostwa. Problem tylko taki, że nie znam dokładnie jej danych. Nie znam adresu i nie jestem pewny czy nawet nazwisko jej znam.
Jeżeli jakieś informacje mogłyby pomóc jakieś pomysły dać to pytajcie.
Ania65 [Usunięty]
Wysłany: 2015-08-02, 20:22
Witaj Jacku cieszę się że do nas dołączyłeś
Oczywiście zgadzam się z Kingą, że naprawa relacji z żoną jest na pierwszym miejscu, ale myślę też podobnie do ciebie, że ważne jest ustalenie czy jesteś ojcem "tego dziecka". Nie mam żadnego doświadczenia w takich sprawach, ale może warto zapytać prawnika, jak to wygląda od strony prawnej? Czy można w ogóle to sprawdzić i jak? Ja zrobiłabym to jak najszybciej.
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2015-08-02, 20:28
jacek12k napisał/a:
wniesienie sprawy do sądu o ustalenie ojcostwa. Problem tylko taki, że nie znam dokładnie jej danych. Nie znam adresu i nie jestem pewny czy nawet nazwisko jej znam.
Skoro to taki problem to detektyw powinien rozwiazac sprawe. Ty sie tam nie pokazuj, bo jak zaczniesz dziewczyne nachodzic zglosi sprawe na policje i bedziesz mial klopoty. Agencja detektywistyczna powinna Ci pomoc ustalic fakty i wtedy podejmiesz dalsze kroki, sam sie w to nie pakuj skoro matka dziecka robi uniki. Ma ku temu jakies powody.
jacek12k [Usunięty]
Wysłany: 2015-08-02, 21:36
Ania65 napisał/a:
ale może warto zapytać prawnika, jak to wygląda od strony prawnej
jutro zamierzam dostać taką poradę prawną, mam już kilka adresów gdzie można takową uzyskać.
kinga2 napisał/a:
Agencja detektywistyczna powinna Ci pomoc ustalic fakty
Kontaktowałem się z dwiema agencjami, każda chciała minimum 4000 zł nie gwarantując za wiele, trochę mnie ta kwota odrzuciła na starcie, ale jak nie wymyślę nic innego to pewnie z tego rozwiązania skorzystam.
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2015-08-02, 21:54
jacek12k napisał/a:
Kontaktowałem się z dwiema agencjami,
We Wroclawiu i okolicy chyba jest jeszcze pare, warto poszukac jeszcze, pewnie znajdziesz mniej finansochlonna.
jacek12k [Usunięty]
Wysłany: 2015-08-02, 22:00
Matka dziecka jest z Warszawy, to też pewną trudność stanowi. We Wrocławiu łatwiej by mi było coś ustalić.
Jakby ktoś mógł może polecić jakąś agencję byłbym wdzięczny. Wystarczyłoby mi tylko dane osobowe uzyskać, a resztą sąd by się zajął. Uzyskanie danych osobowych osoby o której wiem gdzie pracuje (duży szpital) nie musi chyba 4 kPLN kosztować.
MonikaMaria3 [Usunięty]
Wysłany: 2015-08-02, 22:04
Podziwiam mężczyzn, którzy wracają do żon. Moj nie odszedl fizycznie, ale emocjonalnie nie ma go od lat. Co Cię zmienilo?
jacek12k [Usunięty]
Wysłany: 2015-08-03, 08:28
MonikaMaria3 napisał/a:
Co Cię zmienilo?
To długi proces, który ciągle się dzieje i sporo zmiany jeszcze przede mną.
Początek kłopotów w małżeństwie pewnie dosyć standardowy. Niedoceniane problemy między nami. Nie umiałem o nich rozmawiać i ich rozwiązywać. Problemy narosły aż wybuchły. Potem próby ratowania małżeństwa. Zakończyły się niestety moją depresją i wyprowadzką z domu.
Później wszedłem w kilka związków z innymi kobietami. Później znowu zacząłem spotykać się z żoną żeby spróbować do niej wrócić, ale niestety ta próba zakończyła się złożeniem wniosku rozwodowego przeze mnie i następnie rozwodem.
Po rozwodzie mój kontakt z żoną się urwał właściwie całkowicie. Zostały tylko sporadyczne rozmowy o naszym dorosłym już synu.
Zniknęły jakiekolwiek pozytywne emocje, jakiekolwiek rozmowy co u kogo słychać, jakiekolwiek wspieranie się w codziennych i niecodziennych problemach itd.
A teraz co powodowało zmianę na lepsze. To było ileś wydarzeń rozbitych w czasie.
Pierwsze to było poznanie Beaty, która pomagała mi wrócić do Boga. Nie bardzo to wtedy mi (jej) się udało, wręcz przeciwnie, skończyło się tym, że staliśmy się parą. Jednak rozmowy z nią o związkach niesakramentalnych, a tym jak ważna jest komunia święta dla niej spowodowały, że skończyłem ten związek. Zostaliśmy jednak przyjaciółmi i jesteśmy nimi do dzisiaj. Nie ma po prostu seksu i planowania wspólnego życia.
Później był książka "Droga rzadziej wędrowana", którą napisał Morgan Scott Peck. Dla mnie jest to cudowna książka. Autor bardzo dużą część tej książki poświęca miłości. Temu czym miłość jest, a może nawet bardziej czym ona nie jest - nie jest przywiązaniem, uzależnieniem, emocjami, wdzięcznością, kateksją (patrz google ) itd. Miłość to wola otwarcia się na inną osobę w celu rozwoju duchowego siebie i jej.
Ta książka uświadomiła mi wtedy kilka rzeczy:
- że Marta mnie nie kochała,
- że dobrze zrobiłem, że odszedłem,
- i że ja ją kochałem i nadal kocham.
Tak wtedy myślałem i czułem, nadal było wiele żalu i złości we mnie za wszystkie krzywdy których doznałem.
Później zaczął się mój powrót do Boga, który zaczął się kursem Alfa. Równocześnie pojawiła się Dorota z którą prawdopodobnie mam dziecko. Zaczął się też czas olbrzymich napięć, stresów spowodowanych relacjami z Dorotą. Na razie powiem, że jak się dowiedziałem, że jest w ciąży to równocześnie dowiedziałem się, że nieprawdą jest, że mieszka niedaleko mnie tylko w Warszawie i że nieprawdą jest po rozwodzie bo nadal ma męża.
Po kursie Alfa było Seminarium Uzdrowienia Wewnętrznego. Tam nauczyłem się wybaczać. Po wielu latach terapii i pracy nad sobą dopiero na tym kursie dowiedziałem się, że wybaczenie to coś zupełnie innego niż zapomnienie, zaufanie czy pojednanie. Że wybaczenie (podobnie jak miłość) to moja decyzja.
I wybaczyłem mojej żonie wszystko o co miałem do niej żal czy złość. I jedyne co zostało do niej to ta czysta miłość. Wtedy jeszcze niepoparta za bardzo działaniem więc jeszcze bardzo bardzo słaba.
Miałem wtedy też sporo rozterek. Czy powinienem wracać do żony czy budować relację z Dorotą i dzieckiem. To drugie na początku przeważało. Byłem przekonany, że dziecko jako osoba najbardziej niewinna i najbardziej bezbronna jest najważniejsza. Uważam, że rola ojca w wychowaniu dziecka jest bardzo, ale to bardzo ważna.
Spowiadałem się i rozmawiałem o moich rozterkach z księdzem Orzechowskim z Wrocławia. Powiedział mi wtedy coś bardzo mądrego. Tak uważam. Powiedział, że on mi nie powie co ja powinienem zrobić, czy wrócić do żony czy zbudować związek z Dorotą. Powiedział żebym pojechał na rekolekcje ignacjańskie i tam w modlitwie znalazł odpowiedź. Pojechałem.
Później był czas pokonywania lęków i zastanawiania się czy:
- jeśli żona był z kimś w międzyczasie i inny mężczyzna ją miał to czy będę potrafił to zaakceptować
- czy te wszystkie przeszkody, które były między nami (i nadal są niektóre ważne) nie zniszczą nas znowu - jakoś wtedy nie myślałem, że może być w stałym związku
- czy zaakceptuję, że prawdopodobnie nie będę miał kontaktu z dzieckiem moim i Doroty
- czy w końcu jestem gotów na to, że jak już tę decyzję podejmę to żona powie po prostu "nie"
Kiedy już uporałem się z tymi lękami poszedłem do żony, powiedziałem jej o całej sytuacji i o tym, że podjąłem decyzję, że wrócę do niej.
Ten mój powrót trwa już kilka miesięcy. Na dobre od początku czerwca. Wtedy dopiero żona "zaskoczyła", że naprawdę chcę wrócić. I wtedy zaczęły się nowe wyznania.
Ale to już historia nie na ten post :)
Magda1911 [Usunięty]
Wysłany: 2015-08-03, 11:26
Bardzo chciałabym aby mój mąż podjął taką walkę o nasze małżeństwo, ale boję się że nie ma o czym marzyć On jest teraz innym człowiekiem, wulgarnym, traktuje mnie jak wroga. Jeśli chodz o Boga jest bardzo daleko od Niego. Nie chodzi do kościoła, jak byliśmy razem chodził a przy odejściu powiedział mi że robił to bo ja tego chciałam. Smutne. Pod wpływem czego nastąpiła w Tobie taka przemiana i chęć ratowania małżeństwa ? Pozdrawiam.
jacek12k [Usunięty]
Wysłany: 2015-08-03, 11:37
Magda1911 napisał/a:
Pod wpływem czego nastąpiła w Tobie taka przemiana i chęć ratowania małżeństwa ?
Magdo, odpowiedź dałem już w poprzednim poście kiedy MoniceMarii odpowiadałem.
Czy Twoje pytanie to prośba o więcej informacji czy może wysłałaś swój post zanim mój poprzedni przeczytałaś?
mgła1 [Usunięty]
Wysłany: 2015-08-03, 15:09
Jacku, piszesz:
"Ta książka uświadomiła mi wtedy kilka rzeczy:
- że Marta mnie nie kochała"
że tak zapytam: a skąd to wiesz, czy dobrze rozumiem, że z książki?
Dlatego to wyłapałam, bo mój mąż z uporem mówił i wciąż to powtarza, że go nie kochałam i nie kocham, czym do szału mnie doprowadzał. Swoje projekcje wciskał mi, usprawiedliwiając własne emocjonalne trudności/ niedomogi/ zranienia.
Chyba ja lepiej wiem, jak się mają moje uczucia, decyzje niż on, który odszedł i żąda rozwodu?
No chyba, że żona powtarzała Ci to słowami i czynami, to inna sprawa.
hubcia576 [Usunięty]
Wysłany: 2015-08-03, 16:14
mgła1 napisał/a:
bo mój mąż z uporem mówił i wciąż to powtarza, że go nie kochałam i nie kocham, czym do szału mnie doprowadzał. Swoje projekcje wciskał mi, usprawiedliwiając własne emocjonalne trudności/ niedomogi/ zranienia.
Zadziwiające , bo u nas, tj. w moim małżeństwie jest tak ja piszesz Mgła1.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAIKs. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.