Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Jak zmusić się do wybaczenia i na nowo pokochać
Autor Wiadomość
Coria
[Usunięty]

Wysłany: 2015-07-30, 09:57   Jak zmusić się do wybaczenia i na nowo pokochać

Witam Was,

o forum dowiedziałam się ze strony dotyczącej Nowenny Pompejańskiej, albo od Was dowiedziałam się o Nowennie… Nie pamiętam. Po dwóch miesiącach zdecydowałam się do Was napisać, znaleźć jakieś ukojenie…

W naszą historię nie są zaangażowane dzieci, nikt nikogo nie zdradził, nie oszukał, nie przestał kochać. Nie było przemocy, żadne z nas nie jest DDA. A jednak staję w punkcie, w którym przestaję wierzyć, że uda mi się uratować nasze małżeństwo.

Jesteśmy małżeństwem z krótkim stażem, bo za parę dni miną 3 lata. W związku jesteśmy od lat 7. Byliśmy zawsze zakochani w sobie po uszy i każdy zazdrościł nam tej miłości. Przed ślubem ze względu na moją wiarę nie mieszkaliśmy ze sobą, o co mąż teraz mnie obwinia. On też jest katolikiem, kiedyś regularnie chodzącym do Kościoła. Jednak przed ślubem chciał zamieszkać i „spróbować”, o co ma teraz żal, że się nie zgodziłam.

Naszych problemów należałoby szukać dużo głębiej i dawniej, spraw, które zamiataliśmy pod dywan. Ale na poważnie wszystko zaczęło się psuć ok. 8 miesięcy temu. Coraz częstsze kłótnie, coraz mniej zrozumienia, coraz częstsze dni ciszy. Aż wreszcie w czerwcu doszliśmy do punktu, w którym wszystko wybuchło. I w którym okazało się, że jest tak źle, że mąż nawet nie był już w stanie powiedzieć, czy chce o to walczyć.

Zaczęliśmy chodzić na terapię, która początkowo dawała ukojenie, ale w końcu stanęliśmy w miejscu i obawiam się, że przestał już wierzyć, że coś lub ktoś może nam pomóc. Nasze problemy nie są nie do rozwiązania. W tym pomoże nam terapia – w rozsupłaniu wszystkich supełków, które pozawiązywaliśmy przez ostatnie miesiące, czy lata. Wierzę, że terapia pomoże nam żyć ze sobą. Nie to jest problemem. Problemem jest to, że mąż… nie potrafi mi wybaczyć ran, które mu zadałam. Nie potrafi wybaczyć, że potrafiłam go odepchnąć, jego i naszą miłość. Nie potrafi zobaczyć swoich win, nie potrafi zrozumieć, że wiele moich zachowań wynikało z tego, jak on mnie ranił. Chce mi wybaczyć, ale nie potrafi.

Nie jestem bez winy, żałuję każdego złego gestu, który w stosunku do niego wykonałam. Żałuję każdego podeptanego uczucia. Dzięki temu, że zrozumiałam jego punkt widzenia na to wszystko – potrafiłam wybaczyć i zacząć żałować. On nie potrafi i to go zżera. Jest wiecznie na mnie zły, szuka kolejnych powodów do kłótni, po których milczy, bo nie chce mu się ze mną rozmawiać. Traktuje mnie jak worek treningowy. Staram się znosić wszystkie ciosy, bo rozumiem, dlaczego je zadaje. To nie on, a ból, który ma w środku, który ja spowodowałam. Ale ponieważ ani terapia, ani czas, nie są w stanie zmienić w nim tych uczuć, co jeszcze mogłoby się stać…

Chciał się wyprowadzić, żeby nabrać dystansu, zatęsknić. Ja nie chciałam, więc został. Teraz zaczynam myśleć, że to ostatnie, co mogłoby pomóc. Choć cholernie się tego boję. Że tylko uświadczy się w przekonaniu, że nie chce już ze mną żyć, że mnie nie potrzebuje.

Nigdy nie był osobą autorefleksyjną, nigdy nie potrafił znaleźć w sobie winy, więc ta sytuacja mnie nie dziwi… Ale jeśli nie spojrzy w siebie… Na terapii też stawia opór, nie chce wykonywać poleceń terapeutki, uważając je za głupie… Czy uważacie, że powinnam pozwolić mu na tę wyprowadzkę, jeśli znów o tym wspomni? Czy to może pomóc? Bywała w ciągu ostatnich 2 miesięcy dobra chwila między nami. Ale później mąż na nowo się odseparował. Bo nie wierzy, że tak może być zawsze, bo sądzi, że udaję…

Pisałam, że jesteśmy wierzący. Ale ostatnie pół roku mocno nadszarpnęło naszą wiarę. Kiedy odnalazłam świadectwa uzdrowionych dzięki Nowennie małżeństw, sama zaczęłam ją odmawiać. Niestety przerwałam i od początku lipca odmawiam po raz drugi. Wkrótce skończę część bolesną… czekając na cud. Wiem jednak, że Matka Boża, Bóg, czy Ktokolwiek, nie są w stanie wpłynąć na czyjąś wiarę, uczucia. Że wybaczenie musi nastąpić w człowieku i żadna Istota Boska nie może na to wpłynąć. Przy tym wiara męża… Od paru miesięcy przestał chodzić do Kościoła. Prawdopodobnie żeby mnie nie widywać, zaczął brać dodatkową pracę w niedziele, przez co na Mszę nie idzie. Kiedy ma wolne – tak, wówczas idziemy razem, ale też po długich namowach. Wierzę w to, że gdyby poszedł do spowiedzi, spojrzał w siebie, mógłby choćby pomyśleć o wybaczeniu mi. Teraz ucieka od rzeczywistości w imprezy i alkohol. Tak odreagowuje, nie winię go. Ale boję się, że to nie pomaga NAM, a tylko przynosi mu ukojenie na chwilę. Raz zaproponowałam spowiedź i wspólne pójście do Komunii, ale tylko go to zdenerwowało. To nie sprawa Boga, wg. niego…

Ale sakrament, który przyjęliśmy w Kościele, jest sprawą Boga…

Nie wiem już, gdzie szukać ukojenia, jak poradzić sobie z tym wszystkim. Gdzie szukać siły. I przede wszystkim – co robić dalej… On też desperacko szuka pomocy, bo chce wybaczyć. Ale nie umie…
 
     
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2015-07-30, 11:27   

Coria napisał/a:
Naszych problemów należałoby szukać dużo głębiej i dawniej, spraw, które zamiataliśmy pod dywan. Ale na poważnie wszystko zaczęło się psuć ok. 8 miesięcy temu.
Coraz częstsze kłótnie, coraz mniej zrozumienia, coraz częstsze dni ciszy.


Witaj Coria,

Zastanawiam się co takiego sprawiło, że dwoje mocno zakochanych ludzi kłóci się a intensywność tych klótni wzrasta?

Coria napisał/a:
W naszą historię nie są zaangażowane dzieci, nikt nikogo nie zdradził, nie oszukał, nie przestał kochać. Nie było przemocy, żadne z nas nie jest DDA.


Napisałaś o wszystkim tym,co NIE JEST POWODEM obecnej sytuacji, o faktycznym powodzie ledwie wspominasz lecz w dość enigmatyczny sposób. Powód nazywasz sprawami zamiecionymi pod dywan.
Skąd ta powściągliwość w nazywaniu rzeczy po imieniu, zważywszy na to, że napisałaś tutaj w celu uzyskania jakichś wskazówek/porady.

Napomknęłaś także o tym, że mąż żałuje że nie mieszkaliście razem przed ślubem. Zatem wnioskuję, że wg niego dowiedziałby się o czymś, o czym nie wiedział przed ślubem, gdyby tylko miał możliwość to sprawdzić zamieszkując razem- popraw mnie jeśli się mylę.

zatytułowałaś swój wątek:
Jak zmusić SIĘ do wybacznia i na nowo pokochać.
Więc odpowiadam, zmusić się nie da, to powinien być akt woli, wewnętrzna zgoda, akceptacja,decyzja.

Lecz jednocześnie napisałaś także, że nikt nikogo nie przestał kochać. Zatem, jest ta miłość, czy jej nie ma?

to tyle, inni zapewne spojrzą na Twój post z innej perspektywy. :-)
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2015-07-30, 11:32   

Cori zacznij od tego


https://archive.org/details/przysiega-malzenska

uważnie przesłuchaj. pomoże ci to określić co było nie tak, swoista diagnoza


pisze po raz trzeci tę wiadomość - dziwne ale poprzednie mi zniknęły - może były za ostre

jestem we wspólnocie 6 lat i od prawie tylu służę w poradni diecezjalnej i jestem liderem ogniska naszej wspólnoty - mam trochę doświadczenia. ale mogę też pisać za bardzo wprost.

dużo można wywnioskować z twojego wpisu -
tobie bardziej zależy niż jemu. tłumaczysz go
piszesz o nim i o was więcej niż o sobie. czyżby on był "bożkiem"

twoja definicja wybaczenia jest nieprawdziwa

Wybaczenie to proces - najpierw jest decyzja rozumu. potem woli a dopiero za tym dzięki Łasce Bożej
przechodzi przebaczenie i może poczujesz wtedy że przebaczasz ( i do tego nie potrzeba obojga małżonków) a dopiero potem, jeśli obie strony są gotowe, rozpoczyna się proces pojednania - to długi proces.

Przecież codziennie odmawiasz "Ojcze nasz " i tam jest prosta definicja przebaczenia

Coria napisał/a:
Traktuje mnie jak worek treningowy.


co przez to rozumiesz ?
On ma problem z wybaczeniem i odgrywa się na tobie ?
a ty jeszcze go tłumaczysz . rozumiesz itp...?
powiedz STOP
- uznałaś swoje winy, przeprosiłaś , próbujesz naprawić i wynagrodzić a on ?????

Coria napisał/a:
On też desperacko szuka pomocy, bo chce wybaczyć. Ale nie umie…


on wychodzi z kumplami i pije a nie szuka pomocy.

powiedz Mu

- TO ŻE CIĘ KOCHAM NIE UPRAWNIA, CIĘ DO KRZYWDZENIA MNIE.

Cori nie mamy wpływu na współmałżonka, mamy wpływ na siebie - rób co możesz by ratować,

a pierwsze zadanie ratownika - to samemu stać na skale (CHrystusie) zdobyć nowa wiedzę w temacie małżeństwa. kryzysu. wybaczenia itd.....

TYLKO TAKI RATOWNIK JEST ZDOLNY KOGOKOLWIEK URATOWAĆ

Zapraszam więc do wielkiej przygody z Bogiem

Pogody Ducha
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2015-07-30, 11:38   

kenya napisał/a:
Napisałaś o wszystkim tym,co NIE JEST POWODEM obecnej sytuacji, o faktycznym powodzie ledwie wspominasz lecz w dość enigmatyczny sposób. Powód nazywasz sprawami zamiecionymi pod dywan.


Kenya
Jeśli wyłaczysz te rzeczy o których autorka napisała to dośc prosta zagadka
 
     
Coria
[Usunięty]

Wysłany: 2015-07-30, 12:45   

Kochani, bardzo dziękuję za odpowiedzi. Czytam i myślę o tym, co mówicie…

Kenya

Dobre pytanie, dlaczego tak jest… Tu chyba też wchodzą w grę dwa wybuchowe charaktery… żadne nie chce odpuścić… Choć to nie tak, że nigdy sobie nie ustępowaliśmy. Po prostu doszliśmy do takiego poziomu wzajemnego żalu, że ustępstwo przestało wchodzić w grę, bo każdy walczył o siebie, jak o życie, zamiast zrozumieć drugą stronę...

„Skąd ta powściągliwość w nazywaniu rzeczy po imieniu, zważywszy na to, że napisałaś tutaj w celu uzyskania jakichś wskazówek/porady.” – Bałam się, że jeśli mój pierwszy post będzie na 10 stron A4, nikt go nie przeczyta… nie chcę pisać zagadkowo i tajemniczo. Nie mam nic do ukrycia, choć oczywiście nie mam też powodów do dumy… O naszych faktycznych problemach rozmawiamy o terapii, dlatego nie widziałam sensu poświęcania im tu miejsca. Ale oczywiście mogę.

Przestaliśmy się rozumieć w codzienności – jego przestały dotyczyć sprawy związane z domem, a ja zaczęłam czuć się jak sprzątaczka, mechanik, opiekunka etc. Bolało i próbowałam zaangażować go w pomoc. Ale on widział jedynie swoją stronę… Że w czasie, który moglibyśmy spędzić miło (dodam, że mamy go dla siebie bardzo mało ze względu na pracę), ja zajmuję się takimi bzdurami, jak porządki. Więc się przeciwko nim buntował. Teraz rozumiem, dlaczego. On niestety nie potrafi zrozumieć, że ja też wolałabym zamiast sprzątać, obejrzeć z nim film, czy gdzieś wyjść. Ale poczułam się wykorzystywana, więc kiedy już był w domu, zaczęłam „wciągać” go do tych spraw. Żadne z nas nie widziało przyczyny zachowania drugiej strony.

Inną kwestią była fizyczna bliskość. Zachorowałam, hormonalnie. I w niezauważalnym momencie, zaczęłam być zimna, przestałam go potrzebować fizycznie. Choć kiedyś nasze temperamenty były takie same, tak samo siebie potrzebowaliśmy. Nie rozmawialiśmy o tym, bo i ja nie rozumiałam tego, co się ze mną dzieje. W końcu wyzdrowiałam i wszystko powoli zaczęło wracać do normy… Ale wówczas między nami zaczęło się psuć i kiedy miałam do niego tak dużo żalu o inne rzeczy (np. brak wsparcia), nie miałam ochoty na tę bliskość. Zrobiła się między nami bariera. Teraz on czuje się bardzo zraniony… Powiedział, że każdym odepchnięciem zabijałam naszą miłość…

Innym tematem jest – moje przedkładanie rodziny, nad niego. Nigdy nie było osoby ważniejszej, niż on. Ale najwyraźniej przestałam mu to okazywać… Więc czuł się przy rodzinie odrzucony, na dalszym planie… Zaczął więc traktować moich bliskich bez należytego szacunku, czepiając się o każde odwiedziny itd. Widziałam tylko jedną stronę – że próbuje mnie od nich odsunąć. Ale nie potrafiłam dostrzec, dlaczego. Że go tak bardzo raniłam.

To z grubsza rzeczy, o które on obwinia mnie i których nie potrafi wybaczyć.

Odnośnie mieszkania przed ślubem – trudno mi odpowiedzieć, nie wiem. Pewnie zobaczyłby to, o czym napisałam wyżej i… nie wiem, może nie chciałby ślubu z kimś tak strasznym, jak widzi mnie teraz.

Odnośnie tytułu wątku – wiem, że nie jest to możliwe, napisałam go trochę przewrotnie, wiedząc, że woli nie można do niczego zmusić. Szukam odpowiedzi, jak znaleźć wybaczenie, jak mu, a więc i nam, w tym pomóc. Od tygodni szukam odpowiedzi i wciąż nie znalazłam, nie wiem…

Czy jest miłość? Z mojej strony tak, ogromna. Kiedy zrozumiałam, że większość rzeczy, o które miałam żal, wynikało z jego cierpienia, to uczucie zrobiło się znów czyste, jak na początku. Natomiast on… twierdzi, że kocha. Ale z drugiej strony mówił o tym, że zabijałam miłość…

Mirakulum

Oczywiście odsłucham, bardzo dziękuję.

Nie jest bożkiem… ale ja poradziłam sobie ze złymi emocjami i uczuciami… gdyby mi wybaczył, moglibyśmy myśleć o nowym starcie… tymczasem jest w nim tylko gniew i żal… Dlatego tak bardzo skupiam się na nim. Teraz rzeczywiście jest tym ważniejszym w związku… ale chwilowo, zawsze byliśmy na równi… nim wszystko się posypało.

Pisząc o worku treningowym mam na myśli znoszenie jego gniewu. Wracam do domu i jest „normalnie”. Ale jedno małe potknięcie, jedno jego niezadowolenie i jest na mnie wściekły i nie umie tego ukryć. Staram się to rozumieć i znosić, ale sama… ledwo się trzymam, jestem pełna bólu i strachu… Więc ciężko jest to z zaciśniętymi zębami znosić.

Dziękuję Ci za te słowa… na pewno masz rację, że powinnam się przeciwstawić… ale jest we mnie tak duże poczucie winy, że go krzywdziłam… tak, on mnie też, ale ja mu wybaczyłam, więc nie mam żalu i nie potrzebuję się odgrywać… odpowiadam tylko za to, co sama zrobiłam złego i tego żałuję… Ale masz rację, jego wychodzenie z kumplami… nie pomaga… on musi mieć czas zostać sam ze sobą, pomyśleć… Chciałabym, żeby poszedł ze mną do Kościoła, niekoniecznie na Mszę, po prostu do Kościoła, Żeby miał choć chwilę skupienia… On liczy, że czas załatwi wszystko, ale czas nie pomaga, a w nim wzrasta frustracja, a we mnie umiera nadzieja.

Tak jak mówisz – będę walczyć o siebie, by być lepszą żoną, by więcej zrozumieć. Ale naprawdę wiele już zrobiłam, zrozumiałam, przemyślałam… Ale w nim NIC się nie zmienia… Chciałby, żeby ktoś (terapeuta) za niego załatwił cały proces. Ale sam nie próbuje niczego zmienić.
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2015-07-30, 14:30   

Coria napisał/a:
doszliśmy do takiego poziomu wzajemnego żalu, że ustępstwo przestało wchodzić w grę, bo każdy walczył o siebie, jak o życie, zamiast zrozumieć drugą stronę...


ten etap z rozwoju miłości małżeńskiej nazywa się "walka o władzę "


Wasza miłość z etapu zakochania weszła w 2 etap rozwoju miłości "walka o władzę"
wiem ,że to dzieje się dość
ostro ale nie ustawaj rozwijaj się . stan się specjalistką od tematów małżeńskich ( na nowo zdefiniuj słowa - miłość , nadzieja , wiara , przebaczenie ....)

polecam na yutubie "Osobowość a miłość "

Pogody Ducha
 
     
Ania65
[Usunięty]

Wysłany: 2015-07-30, 15:17   

Coria twoje zachowanie bardzo przypomona mi moje na początku naszego kryzysu, ale niestety zachowanie twojego męża również bliźniaczo przypomina zachowanie mojego męża, z tamtego okresu. Być może się mylę ale z twoich wpisów widać jak bardzo chcesz wszystko tłumaczyć żeby mieć wszystko pod kontrolą. Wszystko rozumiesz, wszystko przepracowałaś w głowie, wybaczyłaś itd. Chcesz by było tak jak dawniej. A mąż nie. U mnie to rozwinęło się tak, że mąż wpędzał mnie umiejętnie w poczucie winy odstresowując się podobnie do twojego. A potem kiedy powiedział o co chodzi wszystkie moje teorie i pozorna praca nad sobą runęły z hukiem. Mój mąż miał już od dłuższego czasu poważny flirt który przerodził się potem w romans. Wybacz że ci to piszę jednak bardzo dużo rzeczy tak właśnie wygląda kiedy pojawia się ktoś trzeci. Co do tego że uważasz że mąż nie jest dla ciebie bożkiem, przyjżyj się temu dokładnie. Podważasz swoją decyzję która była zgodna z twoimi przekonaniami o nie mieszkaniu razem przed ślubem. Mówisz że nie ma przemocy w waszym związku, gniew który mąż na ciebie wylewa to przemoc. Polecam ci przeczytanie książki 5 języków miłości mnie ona bardzo pomogła w zrozumieniu własnych potrzeb i potrzeb mojego męża.
 
     
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2015-07-31, 09:47   

Ania65 napisał/a:
Wybacz że ci to piszę jednak bardzo dużo rzeczy tak właśnie wygląda kiedy pojawia się ktoś trzeci.


Aniu, tego nigdy nie można wykluczyć, lecz w tym przypadku myślę, że takie dywagacje są mocno na wyrost.

Coria, mąż uczęszcza na terapię, choć wg Ciebie swoją pracę wykonuje mało rzetelnie lub nie w takim tempie jakbyś oczekiwała to jednak coś robi razem z Tobą.

Gdyby mężowi nie zależało wcale, mało tego gdyby był ktoś trzeci jest mało prawdopodobne by zechciał chodzić na terapię.

Jest okopany w swoim bólu i nie potrafi z niego wyjść. Wygląda na to, że trwanie w tym bólu przynosi mu jakieś "profity".
Są takie osobowości, że "lubią: pielęgnować w sobie żal, trwać w poczuciu skrzywdzenia, w roli ofiary, w ten sposób mają argument dla siebie na wchodzenie w nieakceptowalne społecznie zachowania.
Np. idę z kolegami i piję lub popijam sobie często, imprezuję dowolnie, lub wyrzucam swoją złość w niekontrolowany raniący innych sposób, bo żona mnie kiedyś skrzywdziła.

Gdyby była dla mnie dobra, nie robiłbym tego, ale że tak bardzo mnie zraniiła, mam prawo by sobie nastrój poprawić i cokolwiek zrobię, to faktycznie jej zachowanie jest praprzyczyną moich zachowań.
To błąd w "oprogramowaniu", który tkwi w jego osobowości. Nie widzi, że faktycznie sam siebie trzyma w żelaznym uścisku i nie chce z niego się uwolnić........ albo nie potrafi tego zrobić..
Nie robi kroku w przód, bo z jakichś jemu znanych powodów (choć może jeszcze do końca nieuświadomionych) ta sytuacja którą sam stwarza coś mu rekompensuje.
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2015-07-31, 10:19   

kenya napisał/a:
To błąd w "oprogramowaniu", który tkwi w jego osobowości. Nie widzi, że faktycznie sam siebie trzyma w żelaznym uścisku i nie chce z niego się uwolnić........ albo nie potrafi tego zrobić..


Może uważa, że ten "żelazny uścisk" to małżeństwo?
 
     
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2015-07-31, 10:27   

grzegorz_ napisał/a:
Może uważa, że ten "żelazny uścisk" to małżeństwo?


Mógłbyś grzegorz rozwinąć tą myśl? W kontekście tego co poniżej? :-)


Coria napisał/a:
Natomiast on… twierdzi, że kocha.
 
     
Nowalijk
[Usunięty]

Wysłany: 2015-07-31, 14:54   

Ja byłam w troszeczkę podobnej sytuacji. Zraniłam męża. Przez rok nie potrafił przebaczyć. Źle się do mnie zwracał, wszczynał krzyki, drwiny ze mnie. Również pokornie znosiłam to ale zobaczyłam że tolerowanie obwiniania mnie za wszystko, robienie ze mnie najgorszej nie prowadzi do żadnej poprawy. Wręcz było coraz gorzej.

Powoli od tego roku, od czasu czytania tego forum zaczęłam rozdzielać. Jego obwinianie- dokładnie rozdzielałam w głowie gdzie leży moja wina a gdzie jego tylko zarzuty które nie mają pokrycia w rzeczywistości. Mało tego ja zaczęłam mu zwracać uwagę czego nigdy nie robiłam, że gra na grach i bawi się telefonem zamiast poświęcić 100% uwagi dziecku itp.

Od tamtej pory powoli sytuacja się stabilizuje. Pan Bóg mi dał wielką szansę, zapewne na skutek wielu próśb i modlitw. Mój mąż na własne oczy widział jak mężczyzna zwraca na mnie uwagę i jak ja odseparowuję się od tego mężczyzny. Słowem- w moich czynach widział realną zmianę, Pan Bóg wysłuchuje modlitwy. Kochana jesteś dzieckiem Bożym i należy Ci się szacunek, obojętne czy popełniłaś kiedyś jakiś błąd.
 
     
Coria
[Usunięty]

Wysłany: 2015-08-04, 08:50   

Witajcie,

bardzo wiele mądrych rzeczy tu przeczytałam. W głowie zbierałam myśli na odpowiedź. Tymczasem jednak... Jak pisałam, odmawiam Nowennę. Wczoraj kończyłam część bolesną. Mimo, iż wiedziałam, że to żadne magiczne zaklęcie, to jednak - czytając rozmaite świadectwa często spotykałam się z cudownymi zdarzeniami, które działy się tego 27-go dnia. Mniej lub bardziej znaczące. I siłą rzeczy... też czekałam na jakiś grom z nieba. I przyszedł, wczoraj o 23 mój mąż się wyprowadził.

Nie wiem, jak to odczytywać. Czy mimo ból, który teraz czuję, traktować to jak szansę. Staram się tak na to patrzeć, ale strach jest silniejszy. Co przelało szalę, że nie był w stanie już ze mną mieszkać pod jednym dachem... Czy poświęcając jeszcze więcej czasu na alkohol i imprezy naprawdę może zatęsknić, przemyśleć coś? W tygodniu widzimy się na terapii.

Macie rację - to nie tak, że zupełnie go nic nie obchodzi. Z drugiej jednak strony siedzi z założonymi rękami.

Trudno jest żyć obarczając się o zepsucie najcenniejszej rzeczy, jaką w życiu zbudowałam. Z drugiej strony - trudno jest żyć z ranami, które on mi zadał i które teraz są tak zupełnie nieważne. Bo przecież on cierpi.

Szukam w głowie odpowiedzi na wszystkie pytania... Wierzę, że Bóg, a teraz zwłaszcza Matka Boża, czuwają nad nami. Ale przecież... nie wpłyną na czyjeś uczucia... Więc czy na pewno wszystko jest w Ich rękach..?
 
     
Coria
[Usunięty]

Wysłany: 2015-08-26, 10:34   

Kochani, pomóżcie, doradźcie coś, proszę...

Po tamtej wyprowadzce mąż wrócił, tęsknił, mówił, że chce być ze mną. Ale to były pierwsze dni euforii, z dnia na dzień odsuwał się coraz bardziej. Wracał na noc, ale praktycznie się nie widywaliśmy. I wczoraj powiedział, że odchodzi. Że już mnie nie kocha... Że myślał, że tamta krótka wyprowadzka coś zmieniła, ale niestety nie. Chce rozwodu...

Jedyne, co udało mi się "wygrać", to żebyśmy z kwestiami formalnymi poczekali. Może jeszcze zmieni zdanie... Żebyśmy poukładali sobie wszystko po rozstaniu i kiedy będziemy ciut silniejsi - zajęli się rozwodem. Mówił też, że skoro tak mi zależy, możemy w Kościele postarać się o unieważnienie. Ale nie mamy do niego podstaw, więc to absurdalna propozycja.

Nie wiem, czy jest jeszcze nadzieja... Najgorsze, że on zupełnie stracił Wiarę. Gdyby w jego sercu był Bóg, sądzę, że potrafiłby inaczej na wszystko spojrzeć. Ale jeśli nie kocha... to co tu ratować...
 
     
Bety
[Usunięty]

Wysłany: 2015-08-26, 15:08   

sorry za szczerość, ale wydaje sie, iż za tym stoi ktoś trzeci
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group



Grupa Wsparcia "Samarytanka" >>












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.



W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 4