Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
I w końcu moje pytanie do Was....co ja mam robić..
Chyba pozostaje Ci cierpliwie czekać. Czas jest najlepszym "prostownikiem" takich sytuacji. Pracuj nad sobą, bo to się przyda w każdej sytuacji.
BjD [Usunięty]
Wysłany: 2015-06-20, 23:00
Jacku...- no to będę czekać.......co mi pozostaje innego ???? i nie zapominam o pracy nad sobą.......
arja76 [Usunięty]
Wysłany: 2015-06-21, 09:53
Wiesz kiedyś mare66 poradził mi ,że należy pokazać drogę do domu.Wydaje mi się ,że ty taką drogę mu pokazałaś, wie ,że ma do czego i kogo wrócić.Jedynie nie jest gotowy odejść od kochanki, może boi się jej reakcji lub chce wyjść z twarzą przed kochanką.To dobrze ,bo gdy wróci będzie to świadomy wybór ,a nie przymus powrotu do rodziny.
diola [Usunięty]
Wysłany: 2015-06-21, 12:58
Nadziejo,
domyślam się jak ciężkie chwile przeżywasz. Dobrze, że już wzięłaś się w garść, że zajęłaś się po trosze sobą, dzieckiem. Wykorzystaj ten czas, nie zamykaj się w domu. Warto chociaż z kilkoma życzliwymi rozmawiać, a dziecko tez potrzebuje spokoju i miłości w domu.
Piszesz, ze mąż pytał o możliwość powrotu. Być może rozeznaje co dalej, może cos nie tak w Jego nowym związku. Ale nie myśl o tym, to nie Twój problem.
Jego powrót to musi być jego DECYZJA, niczym nie wymuszona - żadnym płaczem, litością, straszeniem itp. Gdy sam tego będzie chciał, będzie umiał zacisnąć zęby, gdy być może nie będzie tak łatwo po powrocie, gdy będzie trzeba się zmierzyć z Twoim żalem, opinią ludzką, własnym ego.
Żyj w zgodzie z sobą, zajmuj się dzieckiem i czekaj.
Nie obrażaj się, że On nie chce z Tobą rozmawiać, przecież od Ciebie odszedł.
Nie zaczynaj rozmów, nie proś. Zaakceptuj to, że teraz przyjeżdża do dziecka.
Ja też zostałam porzucona, usłyszałam wiele, przeżyłam wiele, rozwód był w trakcie. Mąż przyjeżdżał do maleńkiego dziecka, na mnie nie patrzył. Zrobiłam wiele błędów, prosiłam, płakałam, na nic. Tylko się ponizałam. A w Jego głowie i tak była tylko uśmiechnięta kochanka. Gdy, za radą Forum w końcu stanęłam na nogi, zaczęłam rozmawiać z ludźmi, a nie kryć się w domu, gdy w końcu zaczęłam się uśmiechać - chociaż niby nie było powodów - powoli coś się zmieniało. Widziałam jak mąż na mnie zerka, gdy przyjeżdżał do dziecka. Czasem nawet ciasto do kawy przywiózł. Ja już nie prosiłam, nie naciskałam, nie zgadzałam się tylko na rozwód. W święta zaprosiłam Go na śniadanie wielkanocne, było trudno, bo wiedziałam, że potem spotka się z tamtą. Utrzymywałam poprawne stosunki ze względu na nasze dziecko.
Miesiąc później przyjechał i przeprosił za wszystko. To było dzień przed 3 rozprawą rozwodową. Było i jeszcze czasem jest ciężko.
Decyzja o powrocie osoby, która odeszła to dopiero początek długiej drogi. Trzeba wiele pracy włożyć i to obojga małżonków, aby posklejać to co popękało.
Bilans na dziś jest taki - 9 lat małżeństwa, rok kryzysu (odejście męża), 3 lata od Jego powrotu...
W najgorszym dla mnie czasie odmawiałam nowennę pompejańską, zdążyłam ją odmówić 3 razy. Nowennę odmawiał też ojciec męża.
BjD [Usunięty]
Wysłany: 2015-06-21, 15:14
Dziekuję za mądre słowa Diola......jak to dobrze wiedzieć, że powroty istnieją, łatwiej mi czekac na meża........... macie rację - NIC na SIŁĘ.....zresztą ja od początku nie błagałam, nie płakałm przy mężu....jedynie w dniu kiedy przyznał sie do kochanki to ja prosiłam aby skończył romans ale on wtedy kategorycznie odmówił i w ciągu jednego dnia się do niej wyprowadził.......................... a teraz czekam i tęsknię za nim , wierzę mocno że mu przejdzie, że się odmieni, bo on nie był złym człowiekiem, owszem dużo krzyczał i ma ogromne ego ale gdyby tylko wrócił szczerze do Boga to napewno wszystko dalibyśmy radę posklejać............ja będę się modlić codziennie...........
Diola pisałaś że twój teść odmawiał nowennę pompejską, to pewnie miałaś w nim również jakieś wsparcie......u mnie nie wiem dlaczego ale brat męża, jego ojciec od stycznia nie kontaktują się ze mną, ani jednego sms, ...przykro mi ale co ja poradzę........ ja pojechałam do teścia w dzień jego imienin ...powiedział mi że jego syn jest dorosły i on nic na to nie poradzi, że porzucił żonę, córkę itd......wiem że teść nie jest w konfortowej sytuacji...................ale całkowity brak kontaktu boli mnie.....
pachura [Usunięty]
Wysłany: 2015-06-21, 15:20
Dlaczego piszecie o mężach "Jego", "Go" wielką literą?
W ten sposób piszemy albo o Bogu albo zwracając się do kogoś bezpośrednio - "Ty", "Tobie", "Twój".
diola [Usunięty]
Wysłany: 2015-06-21, 23:07
Rodzice mojego męża twardo stali za naszym małżeństwem, nie docierało do nich, że ich syn zostawił mnie i maleńkie wtedy dziecko.
Powiedzieli mu, że błogosławieństwo dali mu raz i drugi raz nie dadzą.
Mimo, że mój mąż jest jedynakiem teściowie byli nieugięci. Na początku próbowali z mężem rozmawiać, teść dzwonił, bez skutku. Był czas, gdy nie utrzymywali kontaktu.
Po kilku miesiącach zaczęli się kontaktować. Wiem, że teściowa stanowczo oznajmiła, że "ta druga" progu jej domu nie przekroczy.
Mieszkamy od siebie jakieś 50 km, więc dzwonili. Czasem nawet codziennie. Dopytywali o wnuczkę. Odwiedzaliśmy się co jakiś czas. Wiem, ze zamówili mszę w intencji naszej rodziny, teść jak pisałam odmawiał nowennę. Poza moją najbliższą rodziną, byli dla mnie wsparciem.
Z tego co mi wiadomo, rodzina tamtej kobiety postępowała podobnie.
W czasie 'zauroczenia" mój mąż niewiele sobie robił z tego co myślą inni. Twierdził, że to jego życie i w końcu musi myśleć o sobie. Zachowywał się nieracjonalnie, jak nie on.
BjD [Usunięty]
Wysłany: 2015-06-22, 08:08
Powiedz Diola jak długo trwał wasz kryzys ??? i co się stało w głowie twojego męża, że zrozumiał, wrócił , bo mój mąż teraz też nikogo nie słucha, to jego decyzja, jego życie itd. ....a dodatkowo akceptacja jego zachowania przez jego brata, bratową pewnie dodaje mu skrzydeł......często brat przyjmuje u sibie mojego męża z kochanką.........
BjD [Usunięty]
Wysłany: 2015-06-25, 10:26
Mam doła :(
Zbliżają się wakacje i mąż zakomunikował mi że będzie chciał zabrać córkę (8 lat) na kilka dni na wakacje ...wyjazd razem z kochanką !!! Co mogę zrobić żeby do tego nie dopuścić ??? Ja nie mam żadnych zastrzeżeń do tego żeby córka jak najczęściej kontaktowała się z tatą...ale przez te kilka miesięcy odkąd mąż zamieszkał u kochanki córka jakieś 4 razy widziała ją...bo tatuś zabierał córkę i kochankę np. do kina .....po tych spotkaniach córka była nieswoja, zmieniona...widać było że krępuje się jakieś obcej pani, która nie wiedzieć dlaczego mieszka z tatą itd.
Ale teraz do meritum ...przecież wiadomo, że wspólny wyjazd to dla niej byłby stres....zobaczyłaby ojca, który np. przytula tą panią itd.
Mojemu mężowi trudno to będzie wytłumaczyć ...bo to jego życie, jego decyzje i on ma prawo do kontaktów z córką itd. ...................ale ja nie zabraniam mu absolutnie tych kontaktów tylko nie chce stresować córki......czy ja źle postępuje ????? Doradźcie ....
Jacek-sychar [Usunięty]
Wysłany: 2015-06-25, 10:55
Ja bym się nie zgodził na wyjazd mojego dziecka z kochankiem żony
diola [Usunięty]
Wysłany: 2015-06-28, 00:10
Nadziejo,
ja również nie godziłabym się na wyjazd męża, dziecka i kochanki.
Próbuj rozmawiać, chociaż przy głupim uporze może to niewiele dać.
Nie wiem jak to prawnie wygląda, czy możesz zabronić mu zabrać dziecko (bo chyba nie ma ograniczonych praw), może dowiedź się wcześniej.
Odpowiem teraz na dawne Twoje pytanie.
Myślałam o tym sporo i może to źle zabrzmi na tym forum, bo w czasie gdy zostałam sama i wiele złego się stało, mimo że się modliłam o naszą rodzinę, to chyba nie wierzyłam, że coś się zmieni. Mój mąż był tak zdecydowany, tyle złego nam zrobił, że na tamten czas ja nie widziałam nadziei. O wszystkim dowiedziałam się 3 tyg. po urodzeniu dziecka, a 5 tyg. później mąż już złożył wniosek o rozwód. Działał jak automat. Wcześniej się ukrywał i mimo że coś podejrzewałam zaprzeczał. Ale jak w końcu się ujawnił był zdeterminowany. Chciał się ode mnie uwolnić i zacząć nowe życie. To wszystko trwało rok, pierwsze kilka miesięcy burzowe. Następne spokojniejsze, bo ja już ochłonęłam.
Nie wiem dlaczego skończył ten romans.
Wiedziałam natomiast ile nas łączyło, naprawdę potrafiliśmy ze sobą rozmawiać, mieliśmy wiele wspólnych zainteresowań. W czasie kryzysu to była tylko historia, o której nie chciał rozmawiać. Po powrocie wszystko znów pamiętał, wspominał, planował nowe.
Od powrotu męża minęły ponad 3 lata, pierwsze miesiące były bardzo trudne. Mąż przeprosił, coś tam tłumaczył, ale ja miałam mało. Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego tak łatwo wszystko przekreślił. I kilka razy powiedziałam mu, że może znów odejść. Oj nie było łatwo. Trudno znów zaufać, żyć razem bez sprawdzania. Na początku każdy sms do niego sprawiał ból. On przetrzymał to wszystko, ja zaufałam. Dziś już nie chcę pamiętać tamtego okresu.
A z drugiej strony doskonale pamiętam jak czekałam na jakieś dobrze się kończące historie na tym forum. To było takim światełkiem, że jednak czasem się udaje.
Dlatego Nadziejo nie trać nadziei.
Marita [Usunięty]
Wysłany: 2015-06-28, 19:18
hej :-)ja też jestem tu nowa .mam swój temat .ale gdy czytam o Tobie i o Was jakbym czytala własną historię..nie zgodzilabym się na wyjazd dzieci z kochanka..z nim tak ale bez niej .Twoja córka ma mamę i nie potrzebuje innej kobiety .która skrzywdzila Twoje dziecko zabierając tatę ..
Diola dziekuje za swiatelko w tunelu ..
BjD [Usunięty]
Wysłany: 2015-06-28, 19:57
Hej Marita.....rzeczywiście mamy dużo wspólnego....mój mąż też ma takie imię jak twój, mieszakamy w tym samym województwie, a nasi mężowie są mam wrażenie w totalnym amoku, u mnie sprawa się rypła 12 stycznia br., ale poza tym faktycznie sporo podobieństw :)
I macie rację napewno nie zgodzę sie na wakacje córeczki z tatą i ........jego kochanką.....przeciez to jest zupełnie chore........
A mąż jeżeli go stać to sobie osobno wyjedzie z córką ..a potem z kochanką....jego problem
.....słuchajcie powiedzcie jeszcze czemu inni ludzie nie rozumieją tego że Sychar mi pomaga, dodaje otuchy....moja siostra np. jest kochana, wpiera mnie w tym wszystkiem, ale Sychar już jej sie nie podoba "bo sfiksujesz, bo już sobie myślisz że twój mężulek (ona go szczerze znienawidziła po tym co mi zrobił) rzuci kochankę i w te pędy do ciebie wróci itd. ......szkoda że w tej materii się z siostrą nie rozumiemy.....a jak powiedziałam że ja i tak nie będę się rozwodzić z własnej inicjatywy i że nie zamierzam w przyszłości wiązać sie z innym mężczyzną to nazwała mnie męczennicą .............pewnie jeżeli ktoś nie doświadczył takich przeżyć to łatwo nie zroumie........ piszcie co sądzicie ????
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAIKs. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.