Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
brak zaufania
Autor Wiadomość
Pearl82
[Usunięty]

  Wysłany: 2015-02-10, 15:40   brak zaufania

Witam,

Jestem tu po raz pierwszy, chociaż kryzys w moim małżeństwie trwa już od lat, w zasadzie od początku naszego małżeństwa, kiedy to po ok. dwóch tygodniach po ślubie zauważyłam na komputerze w historii strony pornograficzne, z których korzystał mój mąż. Jeszcze w narzeczeństwie natknęłam się na tego typu materiały, magazyny (bo jak twierdził były tam też ciekawe artykuły), a potem strony internetowe. Oczywiście po przedstawieniu mu dowodów, przyznał się z oporami (ale próbował długo wszystkiemu zaprzeczać i oczywiście zarzucać mi że go śledzę, itp.)

Wtedy jeszcze nie wiedziałam (ani przed ani kilka lat po ślubie) że mój mąż był uzależniony od pornografii (ciężkiej) i masturbacji. Po prawie 10 latach się do tego przyznał, po czym jak twierdzi od dłuższego czasu już nie ogląda, i zdarzało mu się ostatnio tylko włączać jakiś "obrazek" jakichś Pań, ale, jak twierdzi, tylko na parę sekund, bo wiedział że robi źle.

W naszym życiu dochodziło do przemocy i agresji słownej i fizycznej, i pierwszy raz dostałam w twarz, kiedy pojawiło się pierwsze dziecko i nie chciałam mieć kontaktu fizycznego po dwóch tygodniach, a mój mąż dawał mi wciąż w uciążliwy sposób do zrozumienia, że już nie może się doczekać, przy tym nie szczędząc sobie właśnie oglądania innych Pań i masturbacji.

W pracy potrafił również flirtować z koleżankami, i szukać wszelkiego potwierdzenia swojej męskości w oczach innych kobiet, prawić im komplementy zabawiając, przy czym jak mówił był zbyt zmęczony i nie maił okazji żeby mnie czymś zaskoczyć tak po prostu bez okazji.

Przemoc fizyczna stała się nie do zniesienia kiedy pojawiło się drugie dziecko. Jak miało 2 miesiące, musiałam dzwonić po pomoc, przyjechała policja, zabrali go. Zrobiła się z tego jeszcze większa burza, mój mąż zaczął się w domu stawiać, dochodzić, kto z rodziny jest przeciwko niemu, a kto go popiera, jakie kto słowa wypowiedział itp. I tak miesiącami i latami się to ciągnęło. Kłamał i kręcił, nie przyznając się nawet w połowie do tego do czego był zdolny. Nawet mną manipulował tak, że po każdej kłótni to ja go przepraszałam po kilka godzin, czasem cały dzień i noc, a on robił co chciał, ubliżał mi, wyżywał się emocjonalnie, groził, że zabierze dzieci i gdzieś wyjedzie.

Ja zajmowałam się dziećmi przez ich pierwsze 3 lata, potem wróciłam do pracy, w międzyczasie skończyłam jedne warsztaty psychologiczne, potem drugie dla ofiar przemocy i .... nie było mi lżej. Mój mąż zaczął warsztaty ale ich nie ukończył i nigdy więcej potem nie szukał możliwości wspólnej czy osobnej terapii (byliśmy na rekolekcjach małżeńskich). Na warsztacie poznałam pewnego pana, który najpierw po koleżeńsku się zainteresował całą sytuacją, a potem się zakochał, i ja w nim też, bardzo mocno. Ale po 3 miesiącach, kiedy mój mąż zauważył jakieś moje oddalenie, uczciwie mu przyznałam, że się zakochałam. Chciał żebym jak najszybciej zakończyła tą znajomość, więc od razu chwyciłam za telefon i tak zrobiłam. Ale tak naprawdę moje serce tego nie chciało, i oczywiście jeszcze utrzymywałam sporadyczny kontakt. Zwłaszcza że wciąż bałam się swojego męża. Pomimo, że chciał ratować nasze małżeństwo, wciąż czułam się obciążona winą za wszystko, co było nie tak. I oczywiście za wszystkie kłótnie, w których mąż tylko przez chwilę panował nad sobą, a potem wszystko zaczęło z powrotem wracać do utartych schematów.

Potem był czas gdzie pochłonęła go praca i nic już innego go nie interesowało. I żadne moje prośby, rozmowy i sugestie że coś jest nie tak nic nie wskórały. Siedział całe dnie, wieczory, czasem i do 4 rano, żeby kończyć projekty tylko dlatego, że jego szef w pracy źle zarządzał zasobami ludzkimi, i wykorzystywał pracowników bezpodstawnie, przy czym mój mąż w odróżnieniu od reszty miał rodzinę, a reszta towarzystwa to albo tzw. single, albo już z dziećmi poza gniazdem rodzinnym. I tylko były awantury, że się czepiam, natomiast nadal nie było nic wspólnego, nic co by nas łączyło, poza łóżkiem - to zawsze był drażliwy temat, bo mąż uważał, że ta sfera to po prostu idziemy spać, a przed spaniem może być dobry czas na chwilę intymności i tyle. Próbowałam go nieco zaskakiwać w tym temacie, mówiłam też co lubię, a czego nie, kiedy mogliśmy spokojnie czasem rozmawiać, ale zaraz potem nic się nie zmieniało.

Do dzieci mój mąż też nie miał cierpliwości. Odkąd były malutkie pamiętam wyraz złości na jego twarzy, kiedy dziecko płakało, było marudne, albo nie robiło tak jak on chciał. Też posługiwał się przemocą wobec nich, obrażaniem ich, szarpaniem, potrząsaniem, itp.
Tu stawałam w ich obronie, i to czasem co dzień, bo jak tylko miał coś z nimi zrobić, zaraz był płacz i jego agresja, nie było nawet jak od tego odpocząć. I wtedy napadał na mnie, że używam dzieci przeciwko niemu, że kłócę się przy nich, bo zakazywałam mu np. szarpać dziecko. Byłam wściekła, nie ukrywam, puszczały mi też już niejednokrotnie emocje, nie miałam chwil na odpoczynek, bo jak tylko chciałam odpocząć, zaraz dzieci skarżyły się na tatę, i to nie bez powodu niestety.

Po szale w pracy, który wyssał z nas ostatnie resztki małżeńskich relacji, naprawdę już nie było nawet zdania, które byśmy mogli do siebie powiedzieć bez kłótni. A w kłótni mąż znowu zaczynał rękoczyny, ubliżanie itp. Powiedziałam mu żebyśmy się czym prędzej zaczęli leczyć, bo sytuacja przypomina mi dokładnie tą sprzed kilku lat. Ale mąż się stawiał i zarzekał że nigdzie nie będzie chodził, że to ja mam skrzywioną psychikę i mogę sobie iść. Jak mu powiedziałam że w takim razie ja pójdę, to zaczął mnie atakował, że na pewno tylko po to żeby z kimś się umawiać. I już nie wiedziałam, co miałam zrobić, czułam się zupełnie samotna, bezsilna, zastraszona.

Znowu tak się złożyło że po jakimś czasie poznałam innego człowieka, któremu nie chciałam wcale opowiadać o tym co u mnie w związku się dzieje. Traktowałam tę znajomość powierzchownie, zwłaszcza, że wiedziałam że ma partnerkę i dzieci. Ale czas spędzany wspólnie zrodził poczucie zaufania, bliskości, zakochania, zrozumienia, zwłaszcza że tkwił w związku, w którym to kobieta była stroną agresywną. Miał podejście pokojowe i starał się zwykle załagadzać konflikty i szukać pomysłów. I to mi bardzo zaimponowało. ze są mężczyźni, którzy nie starają się wyżywać na całego, że potrafią okazać że im zależy nawet w kłótniach, którzy nawet pierwsi powiedzą przepraszam. Potoczyło się dość szybko, i zdradziłam męża, i prawdę mówiąc nie widziałam już wcześniej sensu dalszego budowania z nim naszego małżeństwa, już wcześniej chciałam odejść, odseparować się. Ten pan był również bardzo poraniony w swoim związku i chciał też odejść. (tylko myślałam o tym że on nie ma sakramentu, a ja tak, i ostatecznie jakoś mnie to chyba powstrzymało).

Mój mąż zareagował szybko, chcąc nagle ratować, naprawiać, znalazł Sychar, i się zapisał na kroki, chodzimy na spotkania.

Dowiedziałam się niedawno o tym, że był właśnie uzależniony, o wielu rzeczach z przeszłości, które zataił przed ślubem, a które też miały wpływ na jego zachowanie wobec mnie i dzieci. Poczułam się dziwnie, oszukana, i oczyszczona, bo wiedziałam podskórnie, że jest coś czego mi chyba nie powiedział.

Ale teraz ja mam duży problem z zaufaniem mu w czymkolwiek, w październiku zerwałam związek z tym panem, dając szansę na uratowanie naszego małżeństwa. Ciężko przychodzi mi się modlić, ale nie odrzucam wiary. Natomiast jak słyszę że mój mąż w kłótniach i awanturach dzwoni do znajomych i opowiada, jak ja się zachowuję, bo potrafię być teraz agresywna do niego (odkąd postanowiłam się spakować w lato przestałam się go bać i poczułam że już dość krzywd w moim i dzieci życiu - dzieci same prosiły już o to żeby się wyprowadzić), to aż mi się słabo robi. Bo on to wykorzystuje, żeby wszystkim dookoła pokazywać, że bez powodu ja się tak zachowuję, i że tylko ja się tak zachowuję, a to nie jest cała prawda. Potrafi nadal używać do mnie języka, w którym porównuje mnie z kobietami lekkich obyczajów i wmawiać mi że moja nieufność wobec niego to jest tylko mój problem, i moja wyobraźnia, odcinając się od tego co robił przez te wszystkie lata. A niestety nieraz jeszcze zdarza się, że potrafi robić rzeczy koszmarne, które po prostu gdyby nie łaska boska chyba, to skończyłyby się tragicznie.
nie potrafię znieść jego zakłamania, i ciągłej próby manipulacji mną i otoczeniem. Przecież jak ktoś już jest w sycharze, to znaczy, że jest wiarygodny z tym co powie i napisze, tak? Chciałabym z dziećmi gdzieś wyjechać, ale on tworzy atmosferę, że cokolwiek chcę zrobić to na pewno tylko po to żeby się "puszczać", natomiast to on miał problem z czystością całe życie. I pomija ten fakt, używania takich zwrotów kiedy relacjonuje kłótnie między nami. Opisuje tylko, że dostał w twarz, że mi coś odbija itp.
Nie potrafię żyć z tym człowiekiem. Nie potrafię ufać w to co mówi, ani robi.
 
     
gogol
[Usunięty]

Wysłany: 2015-02-10, 16:01   

Pearl82 napisał/a:
Nie potrafię ufać w to co mówi, ani robi.
- a co ty potrafisz zrobic aby uratować wasze małżeństwo-dużo tu o mężu a może teraz dla odmiany więcej wiadomości o tobie,nic nie dzieje się bez przyczyny. jeżeli jesteście w syharze o o tym już wiecie ,za każdy w kryzysie ma swoje 100% i każdy powinien pracować nad sobą -nie oglądać sie na współmałżonka-jeżeli ponaprawiacie wasze kręgosłupy moralne i wpuścicie Boga do waszej rodziny wszystko może się zmienić .dopóki będziecie zdawali się na wasz rozum i plany tylko będziecie rozśmieszali Pana Boga-nic nie jesteśmy w stanie zrobić bez niego,tej świadomości i umocnienia wam potrzeba.wzajemne oskarżanie nic nie zmieni na lepsze ,każde z was ma swoja historie ,która się zdarzyła -teraz trzeba pracy aby zmienić bieg w przyszłości i teraz, :!:
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2015-02-10, 17:20   

Bóg, modlitwa ok,
ale przemocy w rodzinie trzeba się zdecydowanie przeciwstawiać.
Nie ważne czy mąż jest Sycharkiem czy nie, jeśli uderzy kobietę to jest
po prostu ostatnim ....

Ps. Autorko, nie ma sensu mieszać porno (wiekszość facetów ogląda i nie jest to jakaś straszna patologia) z przemocą, biciem kobiety
 
     
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2015-02-10, 18:18   

Pearl82 napisał/a:
Ale teraz ja mam duży problem z zaufaniem mu w czymkolwiek, w październiku zerwałam związek z tym panem, dając szansę na uratowanie naszego małżeństwa.


Pearl, Ty masz problem z zaufaniem jemu?
A przecież to "dzięki Tobie" Twój mąż porożem zahacza sufity, wszak to JUŻ twój drugi raz.
Kto komu powinen zaufać i kto ma większe podstawy by nie ufać?
W mojej opinii zdecydowanie zbyt LEKKO traktujesz swoje skoki w bok, niemal bagatelizujsz je.


Pearl, masz mnóstwo zarzutów wobec męża, nie twierdzę że nieuzasadnionych.
Jeśli jedank jest tak jak opisujesz to oboje powinniście nad sobą pracować.
Tylko jak zacząć tą pracę, skoro każde z Was widzi tylko błędy drugiego?
Pomyślcie o Waszych dzieciach, w czym muszą uczestniczyć....to naprawdę smutne.
 
     
tereska
[Usunięty]

Wysłany: 2015-02-10, 18:24   

Czy chodzicie razem na 12 kroków do jednej grupy ?W Sycharze jest zasada, że małżonkowie nie są w jednej grupie.
Bo to nie pozwala szczerze pracować i może rodzić problemy w relacji małżeńskiej. Przemiana zewnętrzna zaczyna się od przemiany wewnątrz nas. Szukaj pokoju, i dąż do niego.

Grzegorzu , pornografia jest grzechem, i jak każdy grzech osłabia naszą więź z Bogiem, zamyka na łaskę od Niego. Jeżeli ktoś chce z Bogiem budować, nie będzie wchodził w pornografię.
 
     
Dabo
[Usunięty]

Wysłany: 2015-02-10, 18:26   

Pearl82 napisał/a:
Przecież jak ktoś już jest w sycharze, to znaczy, że jest wiarygodny z tym co powie i napisze, tak?

Niekoniecznie .
Znaczy jednak że dostrzega swoje winy , nałogi, ułomności, że jest szansa widząc, słysząc i wypowiadając, się dotrze do źrodła swoich problemów, a to w konsekwencji pomoże odbudować latami niszczone relacje.
Myslę że bycie sycharem znaczy tyle i niewiele więcej.
Poza mile spędzonym czasem w "odpowiednim towarzystwie"
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2015-02-10, 18:53   

czy ktokolwiek z was proponowalby
prace nad soba, suvharkowe mitingi itp
gdy wasz zięć bił wasza córkę?
ja takiego zięcia Z kuzynami obilbym a potem zabralbym
corke aby z gadem nie musiala mieszkać
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2015-02-10, 19:04   

grzegorz_ napisał/a:
czy ktokolwiek z was proponowalby
prace nad soba, suvharkowe mitingi itp
gdy wasz zięć bił wasza córkę?
ja takiego zięcia Z kuzynami obilbym a potem zabralbym
corke aby z gadem nie musiala mieszkać

Nie obijałabym bo nie zwalcza się dżumy cholerą; najpierw zabrałabym córkę, potem wysłała zięcia na ostrą pracę nad sobą. Taką kolejność bym przyjęła.
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2015-02-10, 20:45   

grzegorz_ napisał/a:
ja takiego zięcia Z kuzynami obilbym a potem zabralbym
corke aby z gadem nie musiala mieszkać

Rozumiem męski punkt widzenia, ale do jednej patologii dołożyłbyś druga wciągając na dodatek w nią osoby trzecie i cały pasztet mógłby sie dla wszystkich skończyć przymusowym odosobnieniem, co z pewnościa ostudziłoby emocje. :roll:
 
     
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2015-02-10, 21:26   

Grzegorz,
to wszystko nie takie oczywiste, choc oczywistym jest że przemocowiec rujnuje życie rodziny i należałoby go od rodziny odizolować....ale pozostaje wciąż "ofiara", która z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu podświadomie chce tkwić w tym emocjonalnym rollercoasterze. Nie zmieni się to dopóki przynajmniej jedno z dwojga nie zechce na stale i CAŁKIEM ŚWIADOMIE wyjść z tego chorego cyklu i być może pociągnie za sobą drugą osobę w kierunku pozytywnych zmian.
Do tego jednak potrzebna jest PEŁNA świadomość dotycząca tego w czym i dlaczego się tkwi.

Wczytaj się w ten post dokładnie proszę.
Mnie zastanowiło dlaczego mimo takiej eskalacji przemocy ze strony męża Pearl, autorka nie postawiła granic, np. nie zdecydowała np. o separacji dla dobra rodziny by przemocowca "okiełznać", miast tego są autorki romanse, które dają okresowe ukojenie lecz wciąż głównego problemu nie rozwiązują.

Dlaczego to piszę. Otóż w całkiem bliskiej rodzinie mam przypadek gdy rodzice chcieli zrobić mniej więcej tak jak ty sugerujesz i skończyło się tym, że ofiara przemocy (ich córka) odwróciła się od rodziców na wiele lat traktując ich z tak wielką nienawiścią że aż trudno w to uwierzyć a tylko dlatego że chcieli podjąć dość radykalne kroki w celu ratowania ich córki i wnuka. Ona sobie tego nie życzyła i uznała tą pomoc za napaść na ich związek.

To się nie mieści nieraz w glówie ale jest oczywiste, że zależność i "więź" między uczestnikami układu przemocowego jest tak wielka (a jego siła wynika z patologii tego układu), że próba rozerwania tego układu z zewnątrz wiąże się często z eskalowaniem nienawiści na zewnątrz przez sprawcę przemocy i bardzo często także przez ofiarę, która bywa że czasem nawet inicjuje przemocowe zachowania partnera. To bardzo skomplikowane zależności.
 
     
Pearl82
[Usunięty]

Wysłany: 2015-02-10, 22:07   

Pearl, Ty masz problem z zaufaniem jemu?
A przecież to "dzięki Tobie" Twój mąż porożem zahacza sufity, wszak to JUŻ twój drugi raz.

Doprecyzuję nieco. Za pierwszym razem nie doszło do zdrady fizycznej, to btła znajomość z grupy wsparcia, gdzie ten człowiek dowiedział się co przeżywam w moim życiu, cały koszmar przemocy i braku miłości, wtedy zaczęłam pracować też nad sobą na warsztatach dla ofiar przemocy - skierowała mnie tam moja terapeutka. Na początku więcej pisaliśmy do siebie maili, po raz pierwszy kogoś obchodziło co czuję jako młoda mama z dwójką malutkich dzieci, po raz pierwszy ktoś zaproponował mi wyjście na kawę. Mój mąż traktował moje warsztaty jako rozrywkę, poza tym prawie nie wychodziłam sama z domu, tylko spacerek z dziećmi. I nie dbał o to żebyśmy gdziekolwiek razem wychodzili, a kiedy chciałam wieczorami poczytać, także książki dot. Chrzu św. Przed chrztem córki, wyrywał mi je z rąk, wkurzając się że pozwalam sobie na czas da siebie i czytanie bzdur. Jednak to do czego doszło kilka lat temu w tamtej znajomości, skończyło się na pocałunku i przytuleniu, a potem przyznałam się mężowi, bo ciężko mi było go okłamywać i naprawdę chciałam żyć uczciwie i dalej nad sobą pracować.
Było mi ciężko czując, że i tak cały czas obwinia mnie w większości o całą sytuację w małżeństwie. zaczął też wywierać na mnie presję na trzecie dziecko, na które ani ja fizycznie i psychicznie nie byłam gotowa,ani on ze dwoimi agresywnymi zachowaniami. w kłótniach padały wyzwiska najgorsze jakie w życiu słyszałam. Nawet kiedy nigdy mojemu mężowi nie odmawiałam bez naprawdę ważnego powodu seksu,potrafił być przykry w tym temacie, wymyślając mi że "handluję tym towarem".
I po moich warsztatach, modleniu się o łaski, próbie podejmowania kolejnych rozmów w efekcie mój mąż przy każdej kłótni porzucał mnie i dzieci, wychodząc na całe dnie i noce nie mówiąc dokąd ani na ile. Kiedy ja próbowałam wychodzić żeby ochłonąć, groził że zabierze gdzieś dzieci. A jak nawet ich nie zabrał, to stosował szantaż emocjonalny, i wychodził potem na noc.
W drugim przypadku zdrada była całkowita i wcale nie jest mi z tym lekko, bo okoliczności były dramatyczne, a moje dzieci, które poznały tego znajomego lgnęły do niego ku zaskoczeniu mojemu i jego też, zaczęły go nazywać tatą dla zabawy, byłam przerażona, bo one też były już tak poranione że odrzucały własnego ojca. Ciężki to dla mnie temat. W końcu, tworząc rodzinę, naprawdę miałam bardzo poważne podejście fo sakramentu i wiary. Czasem nawet klękałyśmy z dziećmi do modlitwy, kiedy mąż się wściekał. Teraz ciężko miz nim klękać wspólnie. Modlimy się przy stole wszyscy razem, ale nie potrafię sam na sam z mężem.
 
     
Pearl82
[Usunięty]

Wysłany: 2015-02-10, 22:49   Mnie zastanowiło dlaczego mimo takiej eskalacji przemocy ze

Rok temu próbowałam z mężem spokojnie porozmawiać na temat właśnie możliwości separacji.
Cytat:
Mnie zastanowiło dlaczego mimo takiej eskalacji przemocy ze strony męża Pearl, autorka nie postawiła granic, np. nie zdecydowała np. o separacji dla dobra rodziny by przemocowca "okiełznać", miast tego są autorki romanse, które dają okresowe ukojenie lecz wciąż głównego problemu nie rozwiązują.
.
Gdy tylko zaczynałam spokojnie, bez nerwów wyjaśniać że ani ja ani dzieci nie możemy tak dalej żyć w tym układzie, że może jest w tym dla nas szansa do uratowania naszego związku, od razu był atak że co ja sobie wymyśliłam, że on nie będzie harował na drugie mieszkanie, a poza tym na pewno chce z kim innym się spotykać. Nikogo wówczas nie poznałam,a byłam już na granicy załamania nerwowego, pracowałam, zajmowałam się domem i dziećmi i znosiłam (albo już przestawałam znosić) awantury męża i obrażanie się o wszystko. Chodziłam na paluszkach, ale powoli docierało do mnie żeby coś z tym szybko robić, miałam już lampki zapalone tylko nadal nie wiedziałam co. Czułam się tak zmęczona i zastraszona że nie wiedziałam w którą stronę o pomoc się obrócić. Potem powiedziałam dość tego, dość tego pibiżania, ale zarazem rozsypała się już cała moja wiara w budowanie tego związku. Mimo możliwości, że mogłam się wyprowadzić, i zacząć nowe życie w nowym związku,nie zdecydowałam się na to. Nie szukał tak naprawdę nowego związku, żeby mi było lepiej, szukałam bezpieczeństwa dla mnie i dzieci. Emocje wzięły górę, kiedy poczułam się kochana przez innego mężczyznę i kiedy mogłam też jakoś wyrazić dawno tłumione emocje. Ale starałam się też przestać myśleć tylko kategoriami emocji, myślałam o dzieciach i o tym, że nie chcę, aby widziały jednak jakby nie wiem jak lubiły, ale obcego pana w naszym życiu. Wolałam być już tak naprawdę sama.
A co do rodziny i znajomych to zabrało mi to wiele lat żeby przyznać się że potrzebuję pomocy, i nawet skorzystałam wielokrotnie, potem znów ciężko było się przyznać, że mimo terapii, wiary znów nie jest dobrze. Czułam drwiny w rodzinie i u znajomych z tego że jesteśmy jeszcze razem, a z drugiej strony pomagali bo widzieli że nie daję już sobie czasem z tym wszystkim rady.

Edit: poprawiłam w zakresie technicznym post autorki, wydzielając cytowany przez nią fragment tekstu tak, by nie zlewał się z jej własną wypowiedzią.
Pearl, idzie PW z opisem jak cytować na tym forum.
Ostatnio zmieniony przez 2015-02-11, 01:53, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Pearl82
[Usunięty]

Wysłany: 2015-02-11, 10:10   

tereska napisał/a:
Czy chodzicie razem na 12 kroków do jednej grupy ?W Sycharze jest zasada, że małżonkowie nie są w jednej grupie.


Nie, nie chodzimy do jednej grupy. Mój mąż jest teraz na krokach, a spotykamy się razem ze znajomymi z sycharu. Ja procowałam na intensywnych warsztatach jakiś czas temu, kiedy mąż jeszcze cały czas próbował spychać winę na mnie.

Teraz brakuje mi do niego zaufania. Nie chcę go kontrolować, ani go krzywdzić raniącymi słowami, skoro chce zmieniać się na lepsze. I widzę, że rzeczywiście następuje zmiana, ale boję się czy mnie znów nie oszukuje, albo oszuka. Były takie okresy, gdzie starał się być dla mnie miły, doceniać to co robię, a jednocześnie okłamywał mnie i nigdy się sam nie przyznał, dopóki nie było dowodów. Nawet kiedy spokojnie z nim rozmawiałam, wiedząc już że mnie wcześniej oszukiwał, żeby wiedzieć, czy potrzebuje czegoś, jak się czuje w naszym związku i z sobą, czy nie potrzebuje z kimś pogadać, nie chciał nigdy powiedzieć, że nadal tkwi w tych samych problemach, które i tak z czasem rzutowały na nasz związek. Zwykle jak mi opowiadał o sobie, to twierdził że wszystko zawsze układało mu się świetnie, w pracy, z dziećmi, ze znajomymi, nie ma z niczym żadnych problemów i tylko ze mną nie może jakoś dojść do porozumienia (łagodnie to ujmując). I tak dałam się manipulować, chociaż właśnie nie pasowało mi to do tego co widziałam i słyszałam, ale jak nazywałam rzeczy po imieniu, była agresja, przemoc i moje przepraszanie.

Teraz kiedy zaczął pracę nad sobą, obawiam się ile jest naprawdę pracy i szczerości z jego strony, a ile pozorów, i często nie daje mi to spokoju, bo cały czas mówi mi że jest wszystko w porządku, że wszystko co robi, to robi dla nas i że robi to dobrze. A ja niestety pod tym słyszę ciągle.... pewnie Cię znów oszukuje. I nie mogę się tego pozbyć. Choć próbuję nie reagować na te myśli za każdym razem, i od razu, to czasem z rozmowie zdarza mi się go przez to bardzo zranić, a nawet to ja niestety przejawiam teraz agresywne zachowania, słowne i fizyczne, a co gorsza, czasem ku mojemu własnemu zdumieniu, używam w kłótniach zwrotów wulgarnych, które on używał do mnie latami, i jestem przerażona, bo ja takich słów nigdzie indziej nie słyszałam tylko od niego, a sama też ich nigdy nie używałam.

Pomimo tego, że nie jestem na razie w stanie mu zaufać, nie chcę go krzywdzić. Myślałam o tym, żeby odejść mimo wszystko wybrać separację, żeby nie przejawiać nienawiści, i żalu do niego za te wszystkie lata, ale mąż nie chce żebyśmy mieszkali osobno, nawet na miesiąc. Czasem wychodzenie w trakcie kłótni pomaga, a czasem nie.
Czuję, że poczucie oszukania w moim życiu i lęku, strachu, osiągnęło taki poziom, że teraz słowo zaufanie brzmi dla mnie jak fantazja. Tak jak pisałam wcześniej, nie chcę go kontrolować, i nawet nie jestem w stanie, to wiem. Mogę jedynie nauczyć się jakoś tego zaufania, ale tego nie wiem jak, i czy to jest możliwe po tym wszystkim. Wiem, że niektórzy tworzą powtórnie jeszcze szczęśliwsze związki, ale co jeśli on mnie na przykład rani, ale nadal nie przyznaje się czasem do tego, tylko zwraca mi uwagę, że to ja jego zraniłam? Jak mam się przed tym bronić? I jak ufać?
 
     
tiliana
[Usunięty]

Wysłany: 2015-02-11, 10:38   

Zaufanie to ciekawa sprawa...

Jakiś czas temu odkryłam, że to decyzja i że jest ona zawsze obarczona ryzykiem. Że zaufanie jest wtedy, kiedy nie mamy i nie wymagamy pełnych danych. Zaufanie jest dopiero wtedy, kiedy jesteś w stanie powiedzieć, ze ufasz mimo tego, ze nie wiesz wszystkiego. Kiedy NIE MUSISZ wiedzieć wszystkiego. W momencie, kiedy domagasz się pełnej wiedzy na jakiś temat, to nie jest zaufanie, tylko kontrola.

W waszym wypadku - zaufaniem byłoby, jakbyś dała mężowi czas na działanie, na tę zmianę i nie pytała, nie dociekała, nie naciskała. Zaufała, że on chce dobrze i idzie w dobrym kierunku.

Co prawda zawsze trzeba uważać, zeby w naszym zaufaniu nie było naiwności...



Ala tak trochę z boku tematu zaufania - jak myślisz, dlaczego mąż zawsze mówił, ze z nim jest wszystko w porządku? Kiedy kłamał? Czy nie wtedy, kiedy "szukałaś dziury w całym" i domagałaś sie niewygodnej prawdy? Kiedy wymagałas przyznania się do słabości? do tego, ze coś jest nie tak, jak powinno?
Weź pod uwagę, że on jest uzależniony. Uzależnieni mają bardzo silne mechanizmy wypierania uzależnienia i innych problemów i bardzo silne mechanizmy maskujące. Kłamią często dla zasady, ale też wtedy, kiedy czują sie zagrożeni (na przykład własnie pod naciskiem kogoś próbującego dociec, jaka jest prawda). Dużo lepiej zostawić ich w spokoju jeśli chodzi o te sfery, które są dla nich problematyczne, bo każdy nacisk, którego oni nie chcą, skutkuje tylko silniejszą obroną i silniejszym wyparciem, dodatkową porcją kłamstw. Tym bardziej, ze bardzo boją się odrzucenia, jakby ktoś się dowiedział jacy sa naprawdę....
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group



Grupa Wsparcia "Samarytanka" >>












Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.



W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy

protest1
Protest w obronie dzieci >>




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9