Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2015-01-26, 22:03 wątpię w sens walki o małżeństwo samotnosc mi nie odpowiada
Nie radzę sobie. Mieszkam w wieku 37 lat w Wielkiej Brytanii z dwiema kolezankami w najmowanym przez jedna z nich mieszkaniu, a byly maz w Polsce z kobieta, z ktora stara sie o dziecko, Wnioslam sprawe o stwierdzenie niewaznosci malzenstwa, wydaje mi sie, ze tego stwierdzenia nie otrzymam, dostalam niedawno uwagi obroncy wezla malzenskiego w ktorych on podwazyl moje argumenty. Mialam nadzieje, ze wroce do Polski i kupilam w Polsce mieszkanie, urzadzam je powoli, z trudem, bo zawsze kiedy tu przyjezdzam, wpadam w cos w rodzaju depresji z samotnosci, jaka doskwiera mi w tym moim pustym mieszkaniu i z powodu tego, ze dla samej siebie nie chce mi sie go urzadzac, najchetniej bym nie robila nic, tylko mieszkala do konca zycia ,na kupie' zagranic z obcymi ludzmi. Zmuszam sie do wysilku. Zycie polega np. na tworzeniu relacji, a mam szanse taka utworzyc w Wielkiej Brytanii, bo ktos sie mna interesuje. Jednoczesnie maz tez troche intersuje sie tym, co sie u mnie dzieje, a nawet troche mi pomagal w okresie po rozwodzie przy urzadzaniu mieszkania, ale twierdzi stanowczo, ze pozostanie z tamta osoba. Gdyby byly maz chcial wrocic do mnie, ja bym wrocila, ale on nie chce, podkreslal to wielokrotnie. I co? W imie wiary mam sie starac o powrot meza do mnie, kiedy powrot do kraju i pobyt w Polsce bez zadnych bliskich dookola siebie jest dla mnie rozpaczliwie trudny? Ja przeciez znam meza, wiem, ze bedzie sie trzymal tego co sobie postanowil, wczesniej postanowil, ze powinnismy wziac rozwod, teraz, ze jest z ta druga osoba. Znam go i nie widze mozliwosci dotarcia do niego jakimikolwiek argumentami. Druga alternatywa - to bycie samej, ale jak? bez zadnych bliskich osob dookola, nie mam rodzenstwa, nie mam bliskich przyjaciol, w rodzinie nie nauczylam sie relacji z ludzmi... nie potrafię tu się zająć sama sobą w tych pustych ścianach. A jednocześnie pojawił się ktoś, z kim widze mozliwosc wejscia w relację... rozumiem, że to byłoby życie niezgodne z nauką Kościoła, w ciężkim grzechu, ale chyba to jest zdrowsze psychicznie- tworzyć więź z drugą osobą niż pozostawać w stanie, który odczuwam jako nienaturalny - samotności...
Dabo [Usunięty]
Wysłany: 2015-01-26, 23:05
Hey Magdzik
Aleś trafila w moment.
Domyslam sie ze większośc złych emocji pozbyląś się wcześniej,
Co trudno pogodzić się z powaga własnych słów????
Depresję samotności to można wypluc właśnie nam tu zgromadzonym.
Też miewam gorsze dni, a bywam zagranicą i wtedy forum to takowa spluwaczka jak u dentysty.
Dobrze trafiłaś, zyskasz więcej niż byś mogła liczyć.
A teraz na kolana i różaniec!!!!!!!!!!!!!
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2015-01-26, 23:12
Magdzik, witaj na forum
Piszesz, że w rodzinie nie nauczyłaś się relacji, że nie masz przyjaciół, czy innych bliskich osób. A potem piszesz, że masz szansę wejść z kimś w relację.... Dlaczego uważasz, że z tym kimś będziesz w stanie tworzyć bliską, prawidłową relację?
I mam jeszcze prośbę - tu staramy się nie używać form "były mąż/była żona", bo sakramentalny małżonek nawet po rozwodzie nie jest byłym, tylko aktualnym sakramentalnym małżonkiem.
ponury [Usunięty]
Wysłany: 2015-01-26, 23:13
Magdzik napisał/a:
ale chyba to jest zdrowsze psychicznie- tworzyć więź z drugą osobą niż pozostawać w stanie, który odczuwam jako nienaturalny - samotności...
masz rację to bardzo niezdrowe
ZAPROŚ PANA DO TEJ RELACJI.NA NIM NIGDY SIĘ NIE ZAWIEDZIESZ I ON NIGDY NIE PRZESTAŁ CIĘ KOCHAĆ
katalotka72 [Usunięty]
Wysłany: 2015-01-26, 23:32
byłam żoną fizycznie 20 lat bez miesiąca i dopiero niedawno uświadomiłam sobie jak bardzo byłam samotna będąc żoną mojego męża, teraz męża nie ma czwarty rok, a ja wreszcie NIE JESTEM samotna
obecność drugiej osoby nie zawsze jest gwarancją braku samotności, najważniejsze to poukładać relacje z samym sobą i zaprzyjaźnić się - patrzysz w lustro, a tam widzisz swojego najlepszego ludzkiego przyjaciela
Magdzik [Usunięty]
Wysłany: 2015-01-26, 23:37
Do Dabo:
Z powagą własnych słów? No cóż, przysięgę małżeńską, owszem, złożyłam, ale chyba wiesz, ze czasem są podstawy, zeby uznac malzenstwo za niewazne, i wtedy ta przysiega nie bedzie obowiazywac.
Co do rozanca, to zmowilam za malzonka - pompejanska nowenne, a teraz wlasnie odmawiam ja za siebie.
Do Nirwanna: nie wchodzac w relację, na pewno nie nauczę się tworzenia relacji...
Do Ponury:
Kazde spotkanie z mezem, niestety, prowadzi u mnie do zadreczania sie, a wlasnie dwie godziny temu sie z nim widzialam, natomiasat bycie z dala od niego dziala na mnie jak balsam
Dabo [Usunięty]
Wysłany: 2015-01-27, 00:19
Magdzik napisał/a:
Z powagą własnych słów? No cóż, przysięgę małżeńską, owszem, złożyłam, ale chyba wiesz, ze czasem są podstawy, zeby uznac malzenstwo za niewazne, i wtedy ta przysiega nie bedzie obowiazywac.
No to dawaj cytuj, cytuj słowa które powiedziałaś nieważnie.
A co nachlana czy naćpana byłaś???????
WJ?J?eiem że ludzie kombinują jak szczury na tonącym statku jak by tu sobie tyłeczek uchronić.
Pytanie: Brałaś ślub koscielny? Przysięgłaś ty, czy koleżanka?
Pytanie: wierzyJsz w to co wyznajesz? A wyznajesz to w co wierzysz??
Jeżeli mocno uwierzysz i zaufasz Bogu On da ci logiczne rozwiązanie twoich perypetii
Tego Ci życzę całym sercem
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2015-01-27, 06:35
Magdzik napisał/a:
Do Nirwanna: nie wchodzac w relację, na pewno nie nauczę się tworzenia relacji...
Masz rację. Dowcip polega na tym, że dobrą relację z drugim człowiekiem buduje się na dobrej relacji z Panem Bogiem i samym sobą, to kolejność gwarantująca sukces.
Co się dzieje takiego między Tobą a mężem, że się zadręczasz? Czym? (prowokuję trochę, wiem że Twój mąż jest z inną, ale to ważne - Twoja postawa w tym wszystkim.)
Dabo napisał/a:
Jeżeli mocno uwierzysz i zaufasz Bogu On da ci logiczne rozwiązanie twoich perypetii
Obiema łapkami się pod tym podpisuję
Magdzik [Usunięty]
Wysłany: 2015-01-27, 10:10
Nirwanna, przepraszam, ale przeciez Ty jestes po rozwodzie i Bog Ci nie pomogl odbudowac malzenstwa, zdaje sie? Mowice, zeby zaufac Bogu, On znajdzie rozwiazanie. Komu z Was znalazl rozwiazanie? Zdarza sie, owszem, ze malzonkowie wracaja do siebie, ale to sa bardzo rzadkie przypadki.
Wracajac do mojego meza, to jak go widze, to rozmawiamy zupelnie normalnie, przyjaznie, on mowi, ze czuje do mnie sympatie, ja do Niego tez, jednak w malzenstwie bylo zupelnie inaczej i rozbija mnie to, ze teraz po rozwodzie nasza relacja (o ile relacja mozna nazwac spotkanie trzy razy w roku) jest zupelnie inna, on nie czepia sie o to, o co czepial sie w malzenstwie, ja nie rozumiem tego, ze tak nie moglo byc w malzenstwie.i rozbija mnie to, bo mysle wtedy, ze moglibysmy byc razem i tworzyc harmonijny zwiazek, a jednoczesnie slysze od Niego, ze nie.
Jego stanowisko jest takie, malzenstwo nam sie nie udalo, nie za bardzo chcialam isc na in vitro, czyli jego zdaniem nie zrobilam wszystkiego, zeby miec dzieci, jego partnerka podziela jego poglady co do in vitro, wkrotce podejma wpolnie probe in vitro i on nie moze opuscic kogos, z kim juz zwiazal sie tak mocno, ze chca razem zajsc w ciaze, a nasze malzenstwo to jest rozdzial zamkniety..., ona mu ufa, chca razem byc, ja mam dac sobie rade, a gdybysmy teoretycznie wrocili do siebie, czego on w ogole nie zaklada, to malzenstwo zmieniloby sie znowu w jakis koszmar i mielibysmy konflikty np. o in vitro (nie tylko)... No i co ja mam zrobic? Jak argumentowac? dla niego najwazniejsze jest dziecko, mowienie, ze np. podczas in vitro zabija sie ludzi jest zadnym argumentem, najwazniejszy jest cel - dziecko
Co do pytań co takiego powiedzialam czy zrobilam, ze przysiega moze byc niewazna, to nie odpowiem na nie (i tak juz moze za duzo mowie, a internet nie jest do konca anonimowy).
MonikaMaria3 [Usunięty]
Wysłany: 2015-01-27, 10:54
Magdziku tak po ludzku bardzo Cię rozumiem, ale tak biorąc pod uwagę rzeczy ponadnaturalne, to zawsze jest szansa i to duża, że niemożliwe, gdy oprzesz siebie na Bogu, staje się możliwym.
Przede wszystkim, skoro już wystąpiłaś o stwierdzenie ważności, to poczekaj na jego werdykt. Jeżeli Kosciół uzna Twoje małżeństo za nieważnie zawarte, to kochana jest ok... Powiedzmy. A jak uzna za zawarte ważnie, to klekaj, Rożaniec do łapki i wraz z całą armią pomocników w niebie walcz o swojego męża... jeżeli tego naprawdę chcesz.
Zamiast in vitro, niech zaadoptuje dziecko z Domu Dziecka. Bóg to bardzo mądrze ułozył, tylko ludzie stale mieszają. Wiele jest dzieci, które nie mają domu... A i wiele małżeńst, które nie mogą miec dzieci. A głupi ludzie, zamiast robic coś wartościowego, to zabijają kolejne dzieciaczki dla własnego widzimisię Dlatego jestem przeciwna in vitro
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2015-01-27, 13:03
Magdzik napisał/a:
Nirwanna, przepraszam, ale przeciez Ty jestes po rozwodzie i Bog Ci nie pomogl odbudowac malzenstwa, zdaje sie? Mowice, zeby zaufac Bogu, On znajdzie rozwiazanie. Komu z Was znalazl rozwiazanie? Zdarza sie, owszem, ze malzonkowie wracaja do siebie, ale to sa bardzo rzadkie przypadki.
Nie gniewam się To prawda, moje małżeństwo nie przetrwało, na ten moment tak jest. Nie znam przyszłości, możliwe jest każde rozwiązanie, włącznie z odbudową małżeństwa.
Rozwiązanie po Bożemu u mnie jest takie, że daję radę żyć szczęśliwie, mimo, że mieszkam sama Nie mam niezbędnego parcia na związki, więc nie mieszam w życiorysach kolejnym partnerom, którzy by na drodze stanęli, a z którymi sakramentalnego związku nie mogłabym zawrzeć.
No i patrząc wstecz na moje życie, już nie tylko małżeńskie, Pan Bóg mi niejednokrotnie takie rozwiązania wymyślał, jakich w najśmielszych marzeniach bym sobie nie wyobraziła
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2015-01-27, 13:34
MonikaMaria3 napisał/a:
Jeżeli Kosciół uzna Twoje małżeństo za nieważnie zawarte, to kochana jest ok... Powiedzmy. A jak uzna za zawarte ważnie, to klekaj, Rożaniec do łapki i wraz z całą armią pomocników w niebie walcz o swojego męża... jeżeli tego naprawdę chcesz.
Monika sorry za złośliwość
ale z tego co piszesz wynika, że tzw miłość zależy od sądu biskupiego?
Jeśli kościół pozwoli nam na drugą szansę to alleluja, cieszmy się,
a jeśli nie pozwoli to pomarudzmy na sycharze jak to bardzo kochamy męża i nie możmy bez niego żyć?
ps. tak nawiasem pewnie większość "wielkich miłości po grób" z forum skonczyłoby sie z chwilą gdyby kościół ogłosił, ze rozwody są cacy
hubcia576 [Usunięty]
Wysłany: 2015-01-27, 13:36
MonikaMaria3 napisał/a:
Jeżeli Kosciół uzna Twoje małżeństo za nieważnie zawarte, to kochana jest ok... Powiedzmy.
MonikaMaria3- ja się tu nie zgadzam, bo to życie w cudzołóstwie, czy patrzeć z tej, czy z tamtej strony i wcale nie jest ok - bo wiąże się z nim realna krzywda osób.
MonikaMaria3 [Usunięty]
Wysłany: 2015-01-27, 14:37
grzegorz_ napisał/a:
Monika sorry za złośliwość
ale z tego co piszesz wynika, że tzw miłość zależy od sądu biskupiego?
Nie odbieram tego jako złosliwośc, tylko jako Twoje zdanie. Widzisz ja wierzę w Boga, ale mam dośc ludzki pogląd na życie.
Tak naprawdę nikt z nas nie wie do końca jak to jest. Wierzymy, że w Sądzie Biskupim są ludzie oświecenie Duchem Sw., którzy są choc trochę mądrzejsi od nas. Dla wielu osób, opuszczonych, pogardzanych, żyjących samotnie bo Sakrament sam proces i stwierdzenie nieważności jest niejako wybawieniem. Teraz niby mogą sobie, świadomi praw i obowiązków i wiary ułożyc życie z osobą pełną podobnych wartości. Może błędnie rozumuje, tak po ludzku. Nieraz próbowałam się w Bogu zatracic, ale jakoś nie do końca umiem.
Oczywiście jest też sfera duchowa. Ja nie neguję żadnej z postaw. Ludzie są różni, mają różne życiorysy i różne zdania. ja wiem, że gdyby mój mąż odszedł, dla świętego spokoju sprawdziłabym ważnośc Sakramentu. I choc chcę byc wierna, nie wiem, jak potoczyłyby się moje losy. Widzisz, niejako ja Grzesiu nie wierzę w miłośc po grób. Kocham Cię tu i teraz. Tu i teraz chcę by było dobrze. Co będzie w przyszłości nie wiem. Wiem tylko, że chcę Cię kochac i byc Tobie wierna.
hubcia576 napisał/a:
MonikaMaria3- ja się tu nie zgadzam, bo to życie w cudzołóstwie, czy patrzeć z tej, czy z tamtej strony i wcale nie jest ok - bo wiąże się z nim realna krzywda osób.
Przyznam się szczerze, że tak o tym nie myslałam, ale zastanowię się nad tym. Gdzieś spotkałam się ze stwierdzeniem, że jeżeli nie wiemy czy małżeństwo ważnie zawarte czy też nie, to i tak mamy traktowac je jako małżeństwo ważnie zawarte. Dopóki Sąd nie uzna inaczej.... I też dyskusyjna jest kwestia cudzołóstwa, skoro miałam wątpliwości, ale zgodnie z nauką kościoła, uznawałam to małżeństwo za ważnie zawarte. Ale ja nie jestem specjalistą i nie siedzę w prawie kanonicznym.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAIKs. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.