Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Monika naczytala sie tutaj że kobiecie facet niepotrzebny, wystarczy Jezus....ale prawda taka ze jednejwystarczy a innej nie. Inną prawda jest to ze z owieczki wilka sie nie zrobi a i wilka ciężko
namówić aby został wegetarianinem
zenia1780 [Usunięty]
Wysłany: 2015-03-11, 04:37
A kto i gdzie powiedział, że facet jest niepotrzebny ?
Niepotrzebne i niewłaściwe jest uzależnianie i określanie siebie od tego co powie, zrobi lub jak popatrzy ten facet. Poznanie spojrzenia Boga uwalnia od tego, a takie uwolnienie dopiero pomaga kochać. Jeśli kobieta wybiera siedzenie li tylko w kościele, zaniedbując przy tym małżonka, to powinna raczej zrewidować swoją "wiarę".
Chyba nie bardo rozumiesz grzegorz_, jak TO działa. Czyżbyś czuł się się zagrożony jako mężczyzna przez Boga?
lustro [Usunięty]
Wysłany: 2015-03-11, 22:51
Przeczytałam wątek, chyba z lekkim zdziwieniem, bo jakos nigdy nie miałam takiego dylematu.
Jest taka książka "Dlaczego mężczyźni kochają zołzy"
Troche mnie rozśmieszyła jej lektura, trochę zastanowiła...doszłam do wniosku, że nie jestem do konca zołzą, choc zawsze za taką się miałam (nawet mnie to odkrycie trochę zmartwiło )... przeczytałam i odłożyłam na półkę ( w bibliotece)
Teraz, kiedy czytam te rozważania na watku, doznałam swego rodzaju oświecenia.
Dlaczego męzczyźni kochają zołzy?
Bo one kochają siebie, szanują siebie, są sobą, nie naginają się na siłę do świata, a juz tym bardziej jakiegos faceta, dbaja o siebie, nie pozwalają sie wykorzystywac i krzywdzić...
jednym słowem - same siebie traktują tak, jak uważają, że świat powinien je traktować.
I to działa.
Taka zołza akceptuje i kocha siebie taką, jaką stworzył ją Bóg.
I choć ta książka nie jest o relacjach z Bogiem, to w jakis sposób pokazuje jak darzyc szacunkiem dzieło Stwórcy, czyli siebie samą.
Z własnego doświadczenia moge powiedzieć, że im więcej rezygnowałam z siebie, tym mniej praw przyznawali mi inni. Tym mniej byłam godna ich zainteresowania. Mniej zauważalna. Mniej liczyły sie moje potrzeby.
Czyli kłania się stawianie granic.
I mądra miłość.
Mam przyjaciółkę, typową zołzę. Książkową, mozna by powiedzieć.
jest nieduża, ma sporą nadwagę, żaden cud piekności...spore poczucie humoru, ogromne poczucie własnej wartości...mężczyźni ją bardzo cenią i lubią choć ona nie zabiega o żadnego, oni zabiegaja o nią...
ona sama dla siebie jest wartością
Może trzeba zaczać przyglądac sie uwaznie takim zołzom?
A tak dla humoru...
kiedyś na jakims blogu jakaś dziewczyna napisała " Co dzien jestem piekniejsza, ale dziś to juz przesadziłam "
lena [Usunięty]
Wysłany: 2015-03-12, 00:24
Mój mąż wracajac przytargał ze sobą ciekawą książkę.......Jesteś Cudem...poleconą mu przez ksiedza.
...oto fragment pasujący do watku.....
[b]załóż maskę tlenową sobie, a później martw się o resztę, bo
inaczej nie pomożesz
nikomu – łącznie ze sobą[/b]
[i]Kobiety od zawsze bagatelizują własne potrzeby i ignorują swój ból. Nieustannie stosujemy wobec
siebie inną miarę. Stawiamy siebie na ostatnim miejscu. Nikogo innego nie traktujemy tak fatalnie jak
siebie.
Jak to zmienić? Co zrobić, żeby najpierw założyć maskę tlenową sobie samej?
Po pierwsze, daj sobie na to zgodę. Niech to będzie oficjalne pozwolenie na to, by lepiej o siebie
zadbać. Sama musisz się o siebie zatroszczyć – to ty za to odpowiadasz, nikt inny.
Doktor McKee podał kilka metod do wypróbowania. Oto niektóre wnioski z naszej rozmowy:
Dbaj o siebie – nie stosuj wobec siebie innej miary. Przestań przywiązywać do obowiązków
wobec siebie mniejszą wagę niż do obowiązków wobec innych. Przestań być tak bardzo dla innych,
że nie zostaje ci już nic dla siebie. Przestań wykrajać czas dla siebie – znajdź dla siebie całą belę
czasu.
Poświęć sobie pięć minut – zatrzymaj się i poświęć pięć minut na to, żeby uspokoić, skupić
i uporządkować myśli. Zanim odbierzesz dzieci po pracy albo pójdziesz po zakupy, posiedź
bezczynnie w samochodzie. Zresetuj się. Dzięki temu podejmiesz lepsze decyzje i odkryjesz, że świat
się bez ciebie nie zawali. Co za ulga.
Bierz sześć oddechów na minutę. Jestem kiepska z oddychania. Doktor McKee poradził, żeby brać
sześć oddechów na minutę. Przez pięć sekund wdychaj powietrze, a potem przez pięć sekund je
wydychaj. Spróbuj. Niesamowite doznanie.
Odbierz, co twoje – nie oddawaj innym pilota do swoich emocji. Koniec z wymówkami: „Ten
facet doprowadza mnie do szału”, „Przez szefa nabawię się wrzodów”, „Dostanę migreny przez moje
dzieci”. Odbierz im tego pilota i wciśnij guzik z napisem „spokój”. Nie masz wpływu na to, co robią
inni, ale masz wpływ na swoje reakcje.
Rób sobie chwile wytchnienia przez cały dzień – szukaj momentów, w których możesz ćwiczyć
nowy sposób oddychania, na przykład gdy stoisz na czerwonym świetle, dostajesz e-mail od szefa
albo czekasz w kolejce w sklepie. Weź jeden albo dwa oddechy brzuszne i powiedz do siebie:
„Wszystko jest w porządku. Wszystko jest w porządku”.
Zorganizuj sobie sesję przyjemności – co tydzień zarezerwuj godzinę tylko dla siebie. Niech to
będzie dla ciebie sesja przyjemności. Zorganizuj sobie godzinę piękna i wybierz się do muzeum,
galerii z biżuterią albo kwiaciarni. Zorganizuj sobie godzinę spokoju i posłuchaj ulubionej muzyki,
poczytaj wiersze ulubionego poety, weź kąpiel z ulubionym płynem zapachowym. Zorganizuj sobie
godzinę przyrody i rozkoszuj się słońcem, odgłosem deszczu, blaskiem gwiazd. Jeśli nie znajdziesz
całej godziny, podaruj sobie trzy dwudziestominutowe sesje przyjemności.
Zrób listę wdzięczności. Kiedy w godzinach szczytu utkniesz w korku, rozejrzyj się wokół i zrób
szybką listę wdzięczności. Samochód obok ciebie to rozklekotany gruchot. Aha. Bądź wdzięczna za
swój samochód. W samochodzie przed tobą wydziera się trójka dzieci. No tak. Bądź wdzięczna za
ciszę w swoim samochodzie.
Bądź krótkowzroczna – traktuj życie jak serię sprintów, a nie jeden niekończący się maraton,
w którym nawet nie widać mety. Pomiędzy zrywami aktywności odpoczywaj i regeneruj organizm.
Arystoteles dzielił świat na myślenie, czucie i działanie. Zdaniem doktora McKee, żeby dobrze
radzić sobie ze stresem, trzeba dokonać zmian w każdej z tych dziedzin. Mój ulubiony cytat
z Arystotelesa brzmi: „Jesteśmy tym, co w swoim życiu powtarzamy”. Spróbuj wyrobić w sobie
nawyk kochania siebie tak samo mocno, jak wszystkich pozostałych.
Najpierw załóż maskę tlenową sobie, bo wtedy wszystkim wokół będzie się trochę łatwiej
oddychać.[/i]
lustro [Usunięty]
Wysłany: 2015-03-12, 10:56
Lena
No, to coś własnie na temat "kochania siebie" jak zołza.
Warto przemysleć i zapewne wdrożyć.
MonikaMaria3 napisał/a:
Wracając do dyskusji zerknęlam na książkę Debi i przeraziłam się. Faktycznie, po książce Dobsona to jakieś ogromne przeciwieństwo
Nie czytałam książki Debi, napewno poszukam, ale dla mnie Dobson jest mało przyswajalny.
Jego książki, to obraz kobiety jaki widzą, a może chcieli by widzieć, mężczyźni.
Kobiety siedzącej w domu, zajmującej się sprawami "damskimi", krążącej pomiędzy koleżankami najlepiej z kółka biblijnego...coś mi tu nie gra.
Teraz pytanie - czy to kobiety uczni szczęśliwymi?
Myślę, że to dwa światy, niekoniecznie dopasowanie się do jednego da poczucie wartości drugiemu.
Dobson jest tu mocno promowany...a ja nie mam przekonania, że właściwie.
Poza tym - Dobson to inny kontynent, inne czasy, inne realia.
Nie przekonuje mnie.
zenia1780 [Usunięty]
Wysłany: 2015-03-13, 21:56
Moniko, ja myślę, że warto czytać każda książkę, która pomoże nam się rozwinąć, zarówno Dobson jak i Debi czy też te wspomniane wyżej zołzy, bądź inne.
Jednak najważniejszą "książką", której nigdy nie powinniśmy odkładać na półkę jest Pismo Święte, bo tylko w niej poznamy PRAWDĘ O SOBIE. tylko Bóg może nam te prawdę o nas powiedzieć.
Modlitwa Słowem Bożym, rozważanie Go, jest nie tylko najpełniejszą modlitwą, ale również poznawaniem siebie i wskazaniem sposobu działania w tym co nas spotyka. Przede wszystkim jest to jednak "rozmowa" z Bogiem.
Mnie Bóg pięknie i delikatnie przeprowadził/a przez najtrudniejsze chwile życia dając mi rożne fragmenty swego Słowa do rozważenia i przemyślenia.
lustro [Usunięty]
Wysłany: 2015-03-13, 22:04
Zenia
ale tu mowa o tym, jak byc kobietą, czuc sie kobieta, być szczesliwa ze swoja kobiecością...
a nie o przeprowadzaniu przez trudne chwile
zenia1780 [Usunięty]
Wysłany: 2015-03-13, 22:14
Ja również swoją kobiecość dzięki PŚ rozpoznawałam. I wierz mi to były jedne z trudniejszych chwil w moim życiu w obliczu ogromnego poczucia odrzucenia (rzeczywistego odrzucenia) przez męża i własnej niskiej samooceny.
Miałaś naprawdę wiele łask Bożych , jeśli nie musiałaś przez takie chwile swojego życia przechodzić. Gratuluję .
lustro [Usunięty]
Wysłany: 2015-03-13, 22:48
Dziekuje :)
moze miałam szczescie, moze łaskę, a moze byłam harda...zołza...
mare1966 [Usunięty]
Wysłany: 2015-03-13, 23:23
.......... ciekawy temacik
Monika Maria 3
Cytat:
I tak sobie mysle, jaka powinna byc prawdziwa kobieta? Jakie powinna miec cechy, jak wyglądac, jak się zachowywac?
A nie lepiej po prostu zapytać mężczyzn , a NAJLEPIEJ męża ?
On dokładnie wszystko wyłoży , w szczegółach .
Trzeba tylko tylko kupić gruby zeszyt i notować .
Śmieszą mnie te "zołzy" .
Ja bardzo wątpię , czy taka znajdzie amatora na stałe .
duzapanna [Usunięty]
Wysłany: 2015-03-14, 02:53
Kod:
A nie lepiej po prostu zapytać mężczyzn , a NAJLEPIEJ męża ? :roll:
Właśnie chodzi o to że słuchanie męża/mężczyzn w tej kwestii większość z nas zaprowadziło do nikąd.
Bóg wie najlepiej jaka powinna być kobieta, w końcu sam ją wymyślił :)
zenia1780 [Usunięty]
Wysłany: 2015-03-14, 07:04
mare1966 napisał/a:
A nie lepiej po prostu zapytać mężczyzn , a NAJLEPIEJ męża ?
No właśnie mare1966, nie. To jest coś co trzeba odkryć samej. Pytanie męża nie sprawi, ze dowiemy się jakie jesteśmy (a pytanie o kobiecość tego własnie dotyczy), tylko tego jakiej kobiety mąż oczekuje. I tak naprawdę te oczekiwania męża po pierwsze z czasem mogą się zmienić, a po drugie może dojść do wniosku, ze taka kobieta jakiej sobie życzył tak naprawdę nie podoba mu się i go nudzi.
Po za tym kobiecość nie ogranicza sie tylko do relacji z mężem. Kobiecość, to bycie córka, żoną, matka. Czy w każdej z tych ról mamy pytać otoczenia jakie mamy być i dostosowywać się do tych oczekiwań?
mare1966, czy tak bezwolna istota jest Twoim marzeniem?
lustro napisał/a:
a moze byłam harda...zołza...
I właśnie ta hardość może być łaską. To jaką jesteśmy kobietą w dużej mierze kształtuje w nas ojciec I tę hardość, i niepewność i poczucie własnej wartości. Jeśli coś w tym temacie zostało zaniedbane lub źle zrobione, to wszystko to można "odrobić" z i przed Ojcem, który nas stworzył.
kenya [Usunięty]
Wysłany: 2015-03-14, 09:56
To ciekawe, że też mężczyźni nie miewają podobnych dylematów.
Pytanie o kobiecość zakłada, że mówimy o rolach kobiety, które są uwarunkowane społecznie a co za tym idzie potrzebują potwierdzenia i społecznej aprobaty która wynika z oceny. Tu już krok od frustracji.
Wystarczy, że praca mało płatna lub niesatysfakcjonująca, mąż zdradzający i wulgarny, dzieci sprawiające kłopoty albo np. dla odmiany brak męża i dzieci. itd, itd, to cały wizerunk "kobiecości" oparty na odgrywaniu ról wali się a sampoczucie spada do zera.
Każda kobieta to człowiek, więc pytanie może powinno brzmieć co zrobić, jak żyć, by czuć się dobrze bez względu na to w jakich rolach życie nas obsadziło? Jak odbierać świat by nasze samopoczucie jak najmniej było warunkowane akceptacją innych. Przeglądanie się w oczach innych, szukanie ich akceptacji, pytanie czego by chcieli od nas inni zakłada, że nasze oczekiwania będą na ostatnim miejscu.
Tak więc spełniając np. wyobrażenie męża o kobiecej kobiecie może się okazać, że ten wizerunk żadną miarą nie jest nam bliski a jego wypełnienie będzie wymagało od nas byśmy były kimś innym niż w istocie jesteśmy.
W moim odczuciu, przede wszystkim chodzi o to by być sobą i czuć się z sobą samą dobrze.
By czuć równowagę i harmonię w samym centrum siebie, wszechogarniający spokój wewnętrzny i przekonanie, że bez względu na to w jakich relacjach przyszło nam się doskonalić w tym ziemskim świecie, jesteśmy przekonane o swojej wartości a także o tym że nasze ŻYCIE MA SENS.
Wszystko inne to pochodne tego samopoczucia.
mare1966 [Usunięty]
Wysłany: 2015-03-14, 10:48
To się trochę podroczę .
duzapanna napisał/a:
Bóg wie najlepiej jaka powinna być kobieta, w końcu sam ją wymyślił :)
Owszem , dla Adama .
No , tak napisano w Biblii , sorry .
zenia1780 napisał/a:
I tak naprawdę te oczekiwania męża po pierwsze z czasem mogą się zmienić, a po drugie może dojść do wniosku, ze taka kobieta jakiej sobie życzył tak naprawdę nie podoba mu się i go nudzi.
Nie sądzę .
U mnie np. się zupełnie NIC nie zmieniło w tym temacie .
Wciąż te same priorytety i cechy ( jesli chodzi o kobietę ) .
Facet chyba nie jest zmienny .
kenya napisał/a:
Pytanie o kobiecość zakłada, że mówimy o rolach kobiety, które są uwarunkowane społecznie
Uwarunkowane nie społecznie tylko w akcie stworzenia , przez Boga .
Na wzór i podobieństwo JEGO SAMEGO , stworzył ich
męzczyzną i kobietą ,
w duszy i ciele .
I nie ma czegoś takiego jak "człowiek" uniwersalny .
Albo jesteś mężczyzną albo kobietą .
A stąd już wynikają pewne ROLE .
Ja np. nie będę rodził dzieci i żadnego faceta swoim wygładem
nie oczaruję . Nie będę pląsał po rannej rosie .
A ty nigdy porządnie gwoździa nie wbijesz , nie interesujesz się jak co działa i dlaczego
nie działa . Ciebie interesuje tylko NIE DZIAŁA - facet napraw ,
nie interesują mnie szczegóły jak .
kobiety maja być kobietami , czyli być kobiece .
W szczególności , nie próbować być męskie ,
no chyba że na krótko .
Pomóc przenieść meble , przejechać 100 km z facetem i nie marudzić za bardzo itp.
Zenia ,
ja rozumiem szerokość tematu , tylko trochę dziwnie on brzmi TERAZ .
Ja mam w rodzinie takie dorastające , i to jest najlepszy czas .
Naście do 25 powiedzmy .
Ale też rozumiem , że przechodzimy w zyciu PEWNE ETAPY , role .
Dzieci , nastolatki , wolni , młode małżeństwa , dorastające dzieci , bez dzieci już , dziadkowie .
I nieco inaczej ta kobiecość bedzie się objawiała na poszczególnych etapach .
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAIKs. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.