Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Dziękuję kochane dziewczyny za odpowiedź.Mam jednak wrażenie,że ja tak nie potrafię. Wy chyba jesteście aniolami,skoro dajecie tyle szans,chodzicie na terapie,realizujecie 12 kroków,nie odpuszczacie.Wiem,że życie uczy pokory.Ale dlaczego ja mam byc zawsze tą dobrą,tą mądrzejszą,tą pokorną ?Uważam,że nie zasłużyłam na taki koszmar.Wiele razy już mu dawałam szanse,ale agresja wróciła. Rozchodzimy się i wracamy jak dwa dzieciaki. To nienormalne. Obserwuję innych mężczyzn,którzy są dobrymi mężami i zazdroszczę. Autentycznie zazdroszczę.I dzieci bardzo zazdroszczę.
GosiaH [Usunięty]
Wysłany: 2015-01-24, 12:55
Haneczka napisał/a:
Wy chyba jesteście aniolami,skoro dajecie tyle szans,chodzicie na terapie,realizujecie 12 kroków,nie odpuszczacie.
Haneczka, do anioła mi daleko , to wiem, ale staram się bardzo bo też wiem ile ja włożyłam w kryzys ... oj, uświadamianie sobie tego bolało bardzo.
Haneczka napisał/a:
Wiem,że życie uczy pokory.Ale dlaczego ja mam byc zawsze tą dobrą,tą mądrzejszą,tą pokorną ?Uważam,że nie zasłużyłam na taki koszmar.
moim zdaniem nikt nie zasłużył, niemniej, ja wierzę, że Pan dopuszcza takie sytuacje by nam pomóc - tak, ja przeszłam ten kryzys, i choć wiedziałam wtedy, na początku, że nie zasłużyłam, a bolało tak, że myślałam, że umrę, to wiem, teraz, po czasie, że to było po coś. I wierzę, że wszystko, co jest naszym udziałem jest po coś.
Wierzę też, Haneczko, że Pan wybiera w małżeństwie sakramentalnym jedną osobę, z którą pracuje i która potem jest, niejako, liderem zmian (fajnie brzmi ).
Haneczka napisał/a:
Wiele razy już mu dawałam szanse,ale agresja wróciła. Rozchodzimy się i wracamy jak dwa dzieciaki. To nienormalne.
Haneczko, Ty znasz Waszą sytuację, Ty wiesz czy i ewentualnie co można jeszcze zrobić.
Haneczka napisał/a:
Obserwuję innych mężczyzn,którzy są dobrymi mężami i zazdroszczę. Autentycznie zazdroszczę.I dzieci bardzo zazdroszczę.
Haniu, jak to mówią, trawa u sąsiada jest zawsze bardziej zielona ...
katalotka72 [Usunięty]
Wysłany: 2015-01-24, 13:05
i dodając jeszcze "nie wszystko złoto co się świeci"
a jeżeli chodzi o Twojego męża Haneczko
czy jest po jakiejś terapii?? (domyślam się, że była u Was przemoc w małżeństwie)
czy zrobił coś dla siebie od czasu Waszego rozejścia?? dla swojego rozwoju
czy jak ten rycerz z "zakutym łbem" utkwił w czasach "średniowiecza" Waszego małżeństwa??
jeżeli poszedł do przodu z rozwojem swojej osobowości i emocjonalności to byłabym na tak z powrotem
czy Ty jesteś po jakiejś głębokiej terapii??
jeżeli oboje tkwicie we wszystkim co BYŁO to faktycznie nie ma sensu, bo sytuacja się powtórzy, a zranienia pogłębią
Haneczka [Usunięty]
Wysłany: 2015-01-25, 18:49
Bardzo trafnie to określiłas,już bardziej trafnie nie można-jest jak ten rycerz ze sredniowiecza z zakutym łbem. Tylko powtarza,że mnie kocha,a za tym nie idą żadne czyny.Ja jestem wykształcona,mam pracę, swoje pasje,zainteresowania, a on ani nie chce podniesc wykształcenia,ani niczym się nie interesuje,nawet fizycznie nie dba o siebie,ani nie chce podjąc dodatkowej pracy,żebyśmy np mogli dom pobudowac,co zawsze było moim marzeniem. No i on nie może miec dzieci,a ja przez niego nigdy nie mogłam zostac matką. I jaką ja mam z nim miec przyszłosc? Nie widzę przyszłości.Ale jestem bardzo wierząca i źle mi z tym.
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2015-01-25, 19:07
Cytat:
No i on nie może miec dzieci,a ja przez niego nigdy nie mogłam zostac matką.Nie widzę przyszłości.Ale jestem bardzo wierząca i źle mi z tym.
Ja tak dla porządku źle Ci z tym , że nie możesz być matką czy że jesteś wierząca, bo tak napisałaś, że nie wiadomo? Skłaniam się do żalu za macierzyństwem,ale sprecyzuj proszę, bo to trochę zamieszało mi w głowie
Wiesz ja tez nie jestem matką fizycznie i małe mam na to szanse, więc ten stan rozumiem niejako sercem, ale mozna mieć duchowe dzieci o które sie dba i to pomaga okiełznać jakoś głód macierzyństwa fizycznego. Może w tym poszukaj na początek wsparcia, a potem jak twoje serce sie opowie to będzie Ci łatwiej jakoś pokierować tymi nieutulonymi potrzebami. A może kłopoty damsko-meskie maja zupełnie inne podłoże, u was, niż wygląda, bo w tej chwili reagujesz tyllko na to co sie dzieje nie dotykając korzenia problemów, co jest zrozumiałe, gdyż jako element niewidoczny od razu potrzebuje, czasu do wykrycia go. np. myslałaś jak na psychike i postawe obecną męża wpływa brak mozności bycia ojcem i patrzenie na to, że Ty chcesz byc matka, a on nie może pomóc ci fizycznie w realizacji tegoz pragnienia?
Haneczka napisał/a:
a on ani nie chce podniesc wykształcenia,ani niczym się nie interesuje,nawet fizycznie nie dba o siebie,ani nie chce podjąc dodatkowej pracy,żebyśmy np mogli dom pobudowac,co zawsze było moim marzeniem.
Czy wiesz, ze to moga byc objawy depresji- niechęć do podejmowania nowych wyzwań i brak dbałości o siebie? Tu ciężko coś powiedzieć na odległość, pogadaj o tym z jakimś specjalistą od psychiki. Nie odbierz tego jako próby tłumaczenia twojego męża, ale może spójrz na jego zachowanie z innej perspektywy. To często pomaga znaleźć i pomoc i skuteczną terapię dla potrzebujących.
MonikaMaria3 [Usunięty]
Wysłany: 2015-01-25, 19:46
katalotka72 napisał/a:
czy jak ten rycerz z "zakutym łbem" utkwił w czasach "średniowiecza" Waszego małżeństwa??
Choby mój. Do tej pory podczas kłótni twierdzi, że jak starał się na początku małżeństwa, to wystarczy, bo wtedy tego nie doceniałam, a teraz to ja mam się starac. A ja jestem za staraniem obojga. Wiem, że czasami to utopia, ale dzięki terapii rozumiem, że tak jak do kryzysu przyczyniły się obie osoby, to nie można myslec kategoriami tylko ja, tylko ty. Zmieniac siebie, ale nie godzic się na poniżanie. Kochac, ale nie za wszelką cenę.
Czasami mam konflikt: miłosc po ludzku, czyli odejśc, bo już nic nie będzie lepiej, lub po "Bosku", czyli wierzyc w cud... Ale ile no ile, no ile
Przesłuchałam Zeniu Szustaka, wiem, że owoce nie są od razu, że Boga nie można poganiac. Ale po ludzku czasami ciężko, a zatopic się w Bogu, choc nie raz próbowałam, nie potrafię.
katalotka72 [Usunięty]
Wysłany: 2015-01-25, 19:54
a może Haneczka zanim do siebie wrócicie czy nawet podejmiecie decyzję na tak czy na nie pójdźcie wspólnie na terapię żeby ułożyć relacje między sobą, wypowiedzieć wszystkie zaległe żale i zranienia, potem będziesz wiedziała co robić, a swoją wiedzę oprzesz na tym czego się dowiesz i co usłyszysz, może warto to zrobić żeby mieć jasność sytuacji i potem podjętej decyzji
gwen85 [Usunięty]
Wysłany: 2015-01-26, 13:36
MonikaMaria3 napisał/a:
Zmieniac siebie, ale nie godzic się na poniżanie. Kochac, ale nie za wszelką cenę.
bardzo prawdziwe słowa, będę musiała przypiąć je sobie w widocznym miejscu , albo wyryć w głowie żeby w końcu zrozumieć, i co najważniejsze żeby tak postępowac
MonikaMaria3 [Usunięty]
Wysłany: 2015-02-14, 17:52
Tak wracam do swojego tematu, bo po raz kolejny mam wielki dylemat. Czasami nie cierpię siebie za tą nieumiejętnośc podejmowania decyzji i za chwiejnośc.
Chodzę na terapię w dalszym ciągu. Ale moje życie religijne kuleje. Chodzę do Kościoła, przeglądam forum i jakoś tak obojętna jestem. Może dlatego, że kryzys jednak trwa tak długo, a ja w swoim miotaniu sie jednk niewiele się poprawiłam. W końcu tyle lat jestem na forum, tyle prób podjęłam, tyle prób podjął mój mąz... A tu zaś się dowiaduję od obcych osób, że nowa praca mojego męża będzie jednak z koleżanką, sprzed 2 lat, pracował a nią w pizzerii i o mało co nie rozwalił jej małżeństwa, a ona naszego. I mimo tego, że dalej ona jest ze swoim mężem, ja czuję lęk.
A to znajduję serduszko walentynkowe w jego aucie, szukałam chusteczek, żeby nie było i gdy się o to pytam, to jest wściekłosc, że mu po aucie szperam, a przecież to było przy nim, bo jechaliśmy na pocztę.... I raczej nie było ono dla mnie. Ale byłam wredna i dałam je córeczce
tata robiąc nam piec jest świadkiem naszej kolejnej kłótni, i stwierdza, że z tego już nic nie będzie, bo się nie trawimy.,...
Takie to wszystko pokopane... Tak jakby był uzależniony od kłamstw, a ja od niego....
GosiaH [Usunięty]
Wysłany: 2015-02-14, 18:14
MonikaMaria3 napisał/a:
tata robiąc nam piec jest świadkiem naszej kolejnej kłótni, i stwierdza, że z tego już nic nie będzie, bo się nie trawimy.,...
hmmm. Czyli to znaczy, że tata "wie", że ani ty, ani mąż się nie zmienicie. A za tym idzie kolejne pytanie - tata "wie", że ani ty, ani mąż się nie nawroci?
Tak?
A Ty?
MonikaMaria3 napisał/a:
Takie to wszystko pokopane... Tak jakby był uzależniony od kłamstw, a ja od niego....
Monia, czytam Ciebie i myślę, czy to nie ty aby, jakiś czas temu, sama się tu, na forum, "zdiagnozowalas" od uzależnienia od męża ? Chyba tak było, co?
Ja pamietam jak podjęłaś prace nad sobą, nad stawianiem granic, jak zmieniały się twoje wpisy.
Sporo zrobiłaś. Musisz byc z siebie dumna.
Żałujesz ?
Może teraz masz gorsza chwilę?
Może warto oddać ja Bogu i prosić o wsparcie ?
Może warto rozważnych warsztat 12 krokow?
Pomyśl.
MonikaMaria3 [Usunięty]
Wysłany: 2015-02-14, 18:42
GosiaH napisał/a:
hmmm. Czyli to znaczy, że tata "wie", że ani ty, ani mąż się nie zmienicie. A za tym idzie kolejne pytanie - tata "wie", że ani ty, ani mąż się nie nawroci?
Tak?
A Ty?
Mi wciąż każe coś trwac, bo wiem, że wszystko będzie dobrze... Ale nie dziś, nie teraz, nie w tej chwili. Nawrócenie męża to temat rzeka. Póki co nie wierzy. Ja go nie będę zmuszała do wiary. Gorzej, że z moją wiarą coraz gorzej i często ogarniają mnie wątpliwości.
GosiaH napisał/a:
Monia, czytam Ciebie i myślę, czy to nie ty aby, jakiś czas temu, sama się tu, na forum, "zdiagnozowalas" od uzależnienia od męża ? Chyba tak było, co?
Zgadzam się. jestem uzależniona od męża. I tak dzisiaj mam wrażenie, że znowu stoję na początku drogi, dośc kiepskiej i zdecydowanie bardziej zarośniętej niż 3 lata temu, gdy mąż jeszcze wykazywał skruchę, chciał naprawiac i robił to... A teraz są dni, gdy z byle głupoty rodzi się wielka kłótnia i jego zacięcie jest przerażające... A poza tym wrócił do milczenia i kłamstw, niestety.... bo wypiera się prawdy, którą w pełni znam i sprawdziłam, a mianowicie, że będzie pracował z tamtą kobietą i odnowili kontakt... A raczej mieli go cały czas, tylko rzadki, a ostatnio znowu stał się częstszy...
Dlatego jestem zmęczona. Nie rozumiem go. Nie chcę zrozumiec, bo nie rozumiem, dlaczego boi się mówienia prawdy?
Chłopy to się mają lepiej. Mąż tamtej kobiety dalej jest kolegą mojego męża, uwierzył mojemu mężowi, że nic do niej nie ma, a tamta kobieta odrzuciła zaloty mojego męża... A jednak znowu próbuje go do siebie jakoś zwabic pod pozorem pracy. Ciężko mi wierzyc, że ona i on to tylko przyjaciele. Gdyby mój mąz miał honor, podjąłby pracę z dala od niej, bo wie, że boli mnie ta znajomośc.
Odbieram wrażenie, że to kolejne zauroczenie mojego męża. Stoi obok niej i czeka, aż będzie w jej związku gorzej, by znowu wkroczyc jako rycerz i pomagac "przyjaciółce", olewając dom i rodzinę. To ten schemat. Wiosna idzie. Mężowi zawsze w taką porę odbija. A ja coraz mniej go kocham, a bardziej nienawidzę... I myslę poażnie o rozwodzie lub separacji, a przecież nie tak miało byc. I nie cierpię siebie za te emocje, które pojawiły się w ostatnim tygodniu, bo i szefowa mojego męża zaskoczyła mnie wiadomością na fejsie o tamtej kobiecie i moim mężu...
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2015-02-14, 22:27
Monika trochę robicie teatr
Maz udaje niewiniatko
a ty za wszelka cene cgcesz zostac swieta
jsk inne niewiasty z forum
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2015-02-14, 22:37
grzegorz_ napisał/a:
a ty za wszelka cene cgcesz zostac swieta
jsk inne niewiasty z forum
Alez takie jest powołanie człowieka-powołano nas do świętości, wszystkich.grzegorz_, ciebie też
MonikaMaria3 [Usunięty]
Wysłany: 2015-02-14, 22:58
grzegorz_ napisał/a:
a ty za wszelka cene cgcesz zostac swieta
Kto jak kto, ale ze mnie kiepska świeta by była
Nie chcę byc świetą, chcę życ w zgodzie ze swoim sumieniem, a moje sumienie jest skołowaciałe... Raz mówi kochaj pomimo, a raz mówi uciekaj, bo może byc tylko gorzej.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAIKs. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.