Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Kasiorek ma rację. Zadośćuczynić, znosić wszystko cierpliwie, traktować jak pokutę i czekać. Cicho, pokornie. Komuś już pisałem, że są jak po wypadku oboje. Ty się ocknęłaś i chwała Ci za to, ale Twój mąż teraz bardziej Ciebie potrzebuje niż kiedykolwiek. Jak będzie Cię wyganiał drzwiami, wchodź oknem. Mówienie do niego na nic się zda. Czynami buduj zaufanie, pokorą. To trudna droga po Bożemu, która uzdrawia. Zamiast tu przesiadywać zaopiekuj się mężem. A potem opiekuj się nim do końca życia.
hubcia576 [Usunięty]
Wysłany: 2014-12-15, 11:04
Rubin napisał/a:
To trudna droga po Bożemu, która uzdrawia. Zamiast tu przesiadywać zaopiekuj się mężem. A potem opiekuj się nim do końca życia.
Ale nie tylko mężem trzeba się opiekować, trzeba też samą/samym sobą - bo i kota można zagłaskać na śmierć, a chodzi o to aby mieć umiar, wyczucie i mądrze kochać.
Rubin napisał/a:
Czynami buduj zaufanie, pokorą.
I tu wkraczamy na obszar - pracy nad sobą!!!!! - na drogę według Bożych przykazań - nie swoją mocą, tylko Mocą Jezusa Chrystusa.
nadzieja4368601 [Usunięty]
Wysłany: 2014-12-15, 11:42
Wiesz hubciu nie wiem jak mam pracowac nad sobą. Staram się zyć bardziej niz kiedykolwiek z prawem Bożym. Ktos napisał pracuj nad soba dbaj o siebie. Próbję opiekować się mężem dbac o niego. Wiesz łapie sie na różnych rzeczach. kiedyś przed tym wszystkim mieliśmy dwie kołdry każdy spał ze swojej strony łóżka. A teraz jest jedna kołdra a ja z chęcią nie wychodziłabym z jego ramion, Jak słysze że usnął cichutko wtulam sie w jego plecy, słucham jak oddycha jak bije mu serce nigdy przez te 14 lat tego nie robiłam nawet o tym nie pomyslałam..
hubcia576 [Usunięty]
Wysłany: 2014-12-15, 12:44
Cytat:
Wiesz hubciu nie wiem jak mam pracowac nad sobą. Staram się zyć bardziej niz kiedykolwiek z prawem Bożym.
Bo tu chodzi o krok dalej - i może ten właśnie krok jest przed Tobą.....
Czy prawdziwie pragniesz żywej relacji z Panem Bogiem? Czy wierzysz, że On żyje, że ma moc uzdrowienia, że Cię kocha?
Praca nad sobą prowadzi do tego aby Bogu pozwolić - działać w swoim życiu. Nie na zasadzie - to teraz będę czekać, aż ty to Panie Boże ponaprawiasz - a ja będę sobie taka jak do tej pory, tylko na zasadzie - oddaję Tobie siebie - ażebyś mógł mnie poprowadzić i uzdolnić do życia w pełni.
Praca nad sobą - to też zadawanie pytań i szukanie odpowiedzi, to wychodzenie do innych ludzi, szukanie pomocy np. w SYCHARZE, np. u kapłanów, np. u psychologa. Praca nad sobą to zgoda na Bożą wolę w moim życiu, abym potrafiła tak działać jak Ty Panie tego ode mnie oczekujesz, bo Ci ufam i wierzę.
Praca nad sobą to przyjęcie postawy: "Człowiek został w swoim stworzeniu uzdolniony i powołany do istnienia na sposób Boży – to znaczy do posiadania siebie w dawaniu siebie, czyli przez miłość". /ks. Franciszek Blachnicki/
piotrploc [Usunięty]
Wysłany: 2014-12-17, 13:53
W nawiązaniu do wypowiedzi Kasiorka.
Miałem sporo czasu na myślenie o przebaczeniu żonie - a właściwie o braku przebaczenia.
Czy przebaczać komuś, komu na tym nie zależy?
Argument na tak - wybacz dla siebie samego. Żeby nie żyć dłużej w beznadziei, złości, prawdziwej lub wymyślonej krzywdzie.
Na nie:
To takie przebaczenie na odchodne. Przebaczam ci, ale nie chcę mieć z tobą wspólnego życia. Tobie nie zależy - dlaczego ma zależeć mi? Jedna osoba nie uciągnie związku.
Czy przebaczenie, które nic nie kosztuje drugiej strony jest cokolwiek warte?
Czyż najlepszym wzorem procesu pojednania nie jest sakrament pokuty? Oczywiście trzeba znać miarę. Zdradzony nie jest Bogiem. Chodzi o sam mechanizm.
Rachunek sumienia (przemyśl sama swoje życie, swoje błędy), żal za grzechy (bez komentarza), mocne postanowienie poprawy (bez komentarza), spowiedź szczera (czym jest związek bez szczerości i otwartości, jak rozwiązać kryzys bez rozmowy o jego przyczynach?), pokuta (często sam kryzys, zniszczenie małżeństwa jest wystarczającą pokutą, nie chodzi o mszczenie się), zadośćuczynienie (kiedyś jedna z forumowiczek-zdradziczek wypowiedziała się w ten sposób, że mąż nigdy się nie dowiedział, że go zdradzała, ale ona przejrzała na oczy i postanowiła zostać jego najlepszą żoną na świecie).
Ja żyję z żoną. Ale to życie "obok siebie". Nie zaznałem szczerości. Nie raz i nie dwa usłyszałem, że jej nie zależy, nie ma motywacji do naprawy związku, coś w niej wygasło. Absolutnie odmawia rozmowy o "tych sprawach". Więc nie wiem dlaczego mnie zdradzała. Nie wiem nawet, czym ja ewentualnie zawiniłem. Nie doświadczyłem mocnego postanowienia poprawy mojej żony - bo kontynuowała kontakt z kochankiem - przynajmniej dopóki ją śledziłem (wiem, że to be). Ale to już za mną. Nie potrzebuję więcej sprawdzać czy mnie oszukuje - po prostu tak jest. Dodatkowo odnowiła kontakt z innym byłym narzeczonym. Bardzo intensywnie z nim korespondowała, spotykała się - w tajemnicy przede mną.
Mimo to tkwię w tym małżeństwie. Z nadzieją - a może raczej złudzeniami, że coś się w niej zmieni.
Piszę to dlatego, żeby podkreślić, że mimo wszystko mąż autorki tematu ma szczęście. Rozumiem, jak bardzo trudno mu w tej sytuacji (każdy przeżywa dramat), ale prawdopodobnie ma w domu skarb, który może się po drodze gdzieś zagubił i przybrudził, ale jest do odkrycia na nowo, może jeszcze bardziej wartościowy.
Trochę chaotycznie - sorry :)
hubcia576 [Usunięty]
Wysłany: 2014-12-17, 14:03
Piotrploc - według tego co ja wiem i doświadczam jest zasadnicza różnica miedzy "PRZEBACZENIE" a "POJEDNANIE"
Do pierwszego potrzebna jest wola tylko jednej ze stron - a do drugiego potrzeba woli i zaangażowania obu stron.
Przebaczenie - najwięcej przynosi korzyści temu kto przebacza - bo wtedy jest on wolny od urazy.
Czasem do pojednania jeszcze długa droga..... może do niego dojść po przebaczeniu, ale nie musi.
Przebaczenie jest wspaniałym prezentem dla samego siebie, dopiero potem dla drugiej osoby.
katalotka72 [Usunięty]
Wysłany: 2014-12-17, 17:50
piotrploc napisał/a:
mąż autorki tematu ma szczęście
tylko on siedząc w bagienku swojej krzywdy nic o tym nie wie
piotrploc [Usunięty]
Wysłany: 2014-12-18, 09:01
Nie oglądam, ale wiem że są takie programy telewizyjne polegające na zamianie żon.
Nadziejo4368601, może na jakiś czas zamienimy się małżonkami. Twój mąż dalej będzie ze zdradziczką, ale w pakiecie dostanie "nie zależy mi", "nie mam motywacji", 'nie kocham cię", "może zbuduję satysfakcjonujący związek z kimś innym", a przy okazji nielojalność, brak zainteresowania, brak poczucia bezpieczeństwa itd itd.
Może wtedy doceni Twoje starania.
Brzydzę się zdradą i nic tego nie zmieni, ale naprawdę zazdroszczę Twojemu mężowi.
nadzieja4368601 [Usunięty]
Wysłany: 2014-12-18, 09:18
Piotrploc dziękuję Ci za dobre słowa...będę sie modlić żeby Twoja żona otworzyła oczy...boje się mój mąż niedługo wyjezdza na trzy tygodnie ..za granice boje się, że bedzie mu lepiej bezemnie... ...ja bedę czekac i modlić się zeby za mna zatęsknił....
nadzieja4368601 [Usunięty]
Wysłany: 2014-12-18, 09:46
..nie wiem czy moj mąż jeszcze kiedykolwiek pomysli, że jestem jego skarbem....
piotrploc [Usunięty]
Wysłany: 2014-12-18, 11:17
Nie znam Twojej historii, nie wiem czy jest świeża. Mój kryzys trwa prawie trzy lata. Na początku też bardzo pragnąłem, żeby wszystko skończyło się od razu, żeby przestało boleć.
Ale życie potoczyło się inaczej.
Być może musisz pogodzić się z tym, że również przed Tobą trudne miesiące albo i lata.
Rubin [Usunięty]
Wysłany: 2014-12-18, 11:22
Nadzieja, miotasz się ciągle. Ktoś tutaj kiedyś bardzo fajnie napisał "jak pieczesz ciasto to nie zaglądasz co pięć minut do piekarnika by sprawdzić czy gotowe, bo nie wyjdzie". A Ty codziennie wyglądasz, że dzisiaj nastąpi TEN dzień.
A jak powiem Ci - Twój mąż odmieni się, nazwie Cię swoim skarbem i będzie Cię nosił na rekach i śmiał się do Ciebie i ufał bezgranicznie. Za dwa lata. Tyle mu to zajmie. Odejdziesz, czy zostaniesz przy nim by doczekać tego dnia? Dwa lata podczas których będziesz uczyła się jak kochać nie będąc kochaną, miłości wzniosłej, nie rozliczającej się, miłości mądrej, czystej i pięknej. Dwa lata kiedy oboje będziecie uczyli się kochać siebie inaczej, pełniej. Dużo?
Piotrze
Cytat:
Nie wiem nawet, czym ja ewentualnie zawiniłem.
Przemyślisz, znajdziesz. Mogą Ci pomóc osoby które zdradziły, są na tym forum i oferują bezcenną możliwość popatrzenia na wszystko z przeciwnej perspektywy - otwiera oczy, sprowadza pokorę (dzięki lustro ). I nie chodzi o to by Ją wybielić, ale byś stanął obok swojej żony. Nie bądź jak Adam w raju co mówi "ale Panie Boże, to nie ja, to wszystko przez Ewę". Do tego trzeba wiele pokory, a do pokory trzeba wiary, a do wiary trzeba modlitwy. To co dobre zaczyna się od modlitwy.
Cytat:
Mimo to tkwię w tym małżeństwie. Z nadzieją - a może raczej złudzeniami, że coś się w niej zmieni.
A jak się nie zmieni to się wyprowadzisz? I będziesz sam? I będziesz miał wybór - Bóg i dalsze czekanie w modlitwie, albo inna kobieta, bo nie ma tutaj kompromisu. I stracisz możliwość zachwycenia żony na nowo sobą. Walcz miłością, nie oczekiwaniami. Odrzuć w sobie faceta który rozlicza się z każdego czynu i gestu. Dawaj z siebie i nie oczekuj nic w zamian. Zachwycaj, zaskakuj i tak rób... już do końca życia :)
nadzieja4368601 [Usunięty]
Wysłany: 2014-12-18, 11:39
Rubin....ja bede czekała dwa lata ....pięć całe życie ..wierze w to, że bedzie dobrze ..ja będe czekać...mam tylko nadzieję, że on da nam ten czas nie zrezygnuje z nas...da radę to przetrwac ...poprostu mnie kochać...być blisko...nie oczekuje, że będzie mnie nosił na rękach...wiem, że to za dużo ale tak bardzo chcialbym usłyszeć od niego " damy radę, chcemy tego oboje zwyciężymy"....ale wiem, że to za dużo..
nadzieja4368601 [Usunięty]
Wysłany: 2014-12-18, 11:54
Piotrze trzy lata to juz trochę czasu u mnie siedem miesięcy. Ale widzę, że mimo wszystko trwasz przy żonie musisz ja bardzo kochać. Myślę, że Ty tez nie jestes jej obojetny skoro jest obok Ciebie. Ale powiedz czy ból chodź troche miną...czy przytulisz ja i nazwiesz swoim skarbem?...Ja swojego męża tuliłambym ciagle gdybym tylko mogła...ciagle go obserwuje jego zachowanie, jego humor ....probuje wyczuc kiedy mogę go przytulić..kiedy lepiej nie ...ale to jest bardzo trudne ...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
Poniższy wzór ma charakter orientacyjny i nie zastępuje porady prawnej. W odpowiedzi na pozew warto odnieść się do wszystkich twierdzeń pozwu i zadbać o to, aby nasza odpowiedź była zgodna z prawdą.
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód. KAIKs. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.